♦ „Nie chcemy komuny!” (2) P.W.Jakubiak

avatar użytkownika wielka-solidarnosc.pl

Strona 2

Pola bitew miałem ciągle w głowie i korzystałem z każdej okazji, żeby do nich dotrzeć, a nawet pokazać je młodzieży. Kiedy prowadziłem autokarową wycieczkę szkolną do Częstochowy, Krakowa i czegoś tam jeszcze, nocleg wypadł nam w Bukownie na skraju Pustyni Błędowskiej. Pamiętałem, że z Wolbromia jest bardzo blisko do Krzywopłotów, gdzie podczas odwrotu w listopadzie 1914 roku trzy bataliony Brygady Piłsudskiego stoczyły krwawy bój z Moskalami. Poprosiłem kierowcę, by zmienił nieco trasę. Przez Olkusz możemy dojechać do Bukowna. Pilotowałem go z mapą w ręku i po pół godzinie byliśmy w Krzywopłotach. Krzyż i pod nim pomnik. Mały, ale piękny. Na kamieniu Orzeł i napis „.zapal przynajmniej na śmierć naszą słońce, niechaj dzień wyjdzie z jasnej niebios bramy, niechaj nas, Panie, widzą, gdy konamy”. Podałem uczniom fakty o bitwie: IV batalion „Wyrwy”, VI batalion Fleszara i batalion ochotników z Królestwa stawiły tu Rosjanom rozpaczliwy opór w czasie, gdy Piłsudski prowadził pozostałe bataliony przez Ulinę Małą do Krakowa.

 

Piotr Jakubiak i Marian Szymczyk jako instruktorzy harcerscy ok.1978

.Jakimś dziwnym trafem moja wyprawa pod Krzywopłoty nie miała żadnych konsekwencji. Odwrotnie, dyrektorowi szkoły spodobało się moje działanie turystyczno-krajoznawcze i harcerskie i postanowił je wykorzystać. Zaczął mnie wysyłać z moimi wychowankami na wszelkie imprezy, jakie tylko kuratorium organizowało czy popierało. Były to już nie tylko rajdy świętokrzyskie ZHP, czy podobne, ale nastawione bardziej propagandowo rajdy w Lasach Janowskich, również zawody drużyn sanitarnych PCK, zawody strzeleckie LOK, wreszcie konkursy najróżniejszego rodzaju. Początkowo podlegaliśmy kuratorium w Kielcach, potem zorganizowano nowe województwo tarnobrzeskie i nasze władze szkolne znalazły się w Tarnobrzegu. Nowe kuratorium namnożyło różnych nowych urzędników. Turystyką i krajoznawstwem miała w nim rządzić niejaka Bielaszka, której mąż był rzekomo wysokim ubekiem. Ta wysłała mnie najpierw na trzydniowe zwiedzanie Krakowa połączone z konkursem z okazji jakiejś reżimowej rocznicy. Moja drużyna zajęła jedno z czołowych miejsc, ale Bielaszka nie była zadowolona. Zwiedzaliśmy Kraków nie tak, jak ona to sobie wyobrażała.

.Pomimo, że kuratorium nie było ze mnie zadowolone, otrzymałem następną propozycję: miałem być komendantem zimowiska w Płocku. Ta impreza była pomyślana na wzór obozów harcerskich i organizowana zresztą przy współpracy z komendą hufca. Jednak jej uczestnikami, o czym nie wiedziałem, miały być dzieci ubeków, milicjantów i nomenklatury. Dano mi prawo zabrania tylko pewnej liczby moich harcerek.

.Młodzież na zimowisku była niezdyscyplinowana. Nie tylko że nie znała zasad żołnierskiego zachowania się ucznia ani regulaminu harcerskiego, nie miała nawet wpojonych ogólnych zasad dobrego wychowania i szacunku dla starszych. Od pierwszego dnia zaczęły się nielegalne oddalenia z miejsca zakwaterowania, pijaństwo, jawne nieomal palenie papierosów. Kiedy zidentyfikowałem najgorszych chuliganów i nie pomogło surowe ostrzeżenie, odesłałem ich do domu, bo była to jedyna autentyczna kara, jaką dysponowałem.

.Ku mojemu zaskoczeniu po powrocie do Sandomierza dowiedziałem się, że to nie oni byli winowajcami, ale ja. Bielaszka wpadła w szał:

- Co pan sobie myśli? Wyobraża pan sobie, że może pan samowolnie wyrzucać z zimowiska dzieci wysoko postawionych osób? Komitet wojewódzki interweniował już w tej sprawie! To jest nie do pomyślenia! Na przyszły raz proszę najpierw zwrócić się do mnie!

- Nie będzie żadnego przyszłego razu. Skończyłem współpracę z panią.

.Wyszedłem z pokoju i z kuratorium. Ta decyzja pozwoliła mi organizować w przyszłości rajdy według mojego uznania, zgodnie z moimi upodobaniami. Mianowicie postanowiłem przejść ze wschodniego brzegu Wisły prawie prosto na wschód w kierunku Bugu. Trasa miała prowadzić przez Lasy Janowskie, Lipskie i Puszczę Solską, a więc tereny walk partyzanckich Armii Krajowej w 1944 roku. Reżim próbował przedstawiać te walki jako prowadzone przez tzw. „Armię Ludową”, która w rzeczywistości nigdy nie istniała. Działały natomiast w tych lasach oddziały dywersyjne wojsk sowieckich i bandy rabunkowe. One to sprowokowały akcje niemieckie w czerwcu 1944, które doprowadziły do bitew w tych lasach oraz okrążenia i klęski AK w Puszczy Solskiej.

. Chciałem upamiętnić walkę partyzantów, przekazać młodzieży wiedzę o niej, no i dokonać przy okazji wyczynu turystycznego. Doskonałą przykrywką propagandową dla szkoły i kuratorium była nazwa rajdu: „szlakiem walk partyzanckich w Lasach Janowskich i Puszczy Solskiej”. Ci ludzie znali tylko oficjalną wersję historii, toteż nazwa kojarzyła im się jednoznacznie z gloryfikowaną przez komunę tzw. „Armią Ludową”.

.Rajd odbył się zgodnie z planem i był moim pięknym osiągnięciem. Moimi pomocnikami byli młody geograf Leszek Zbróg z Chobrzan i Grażyna. Maszerowaliśmy po 20 kilometrów dziennie, pogoda była piękna, jak to w czerwcu. Przeszliśmy przez znane mi już z poprzednich rajdów odcinki znakowanego szlaku turystycznego, a potem dążyłem według mapy na szlak partyzancki w Puszczy, aż do ostatnich krańców dostępnej nam części Roztocza. Był to najdłuższy szlak, jaki przeszedłem z młodzieżą. Zdaje się, że to był też mój ostatni samodzielny rajd.

 

cdn

 

Strona na której publikujemy wspomnienia

Zapowiedź publikacji

 

.

3 komentarze

avatar użytkownika PiotrJakubiak

1. zdjęcie

Na zdjęciu Piotr Jakubiak i Marian Szymczyk jako instruktorzy harcerscy ok.1978.

Piotr Wiesław Jakubiak

avatar użytkownika natenczas

2. > Panie Piotrze,

Dodałem opis zdjęcia :)

pozdrawiam.

avatar użytkownika Hope Forever

3. Piotrze - tamte lata z mlodzieza to byly szczesliwe lata...

Milosc do Kraju i za nia wygnanie!
Jak ja nienawidze tych komuchow, ile szkody, ile zlegoo to scierwo uczynilo! Ilu wybitnych ludzi wyganali z Kraju, ludzi co Polske winni budowac. To sa niepowetowane straty!

Ostatnio zmieniony przez Hope Forever o sob., 07/01/2012 - 23:14.