Rocznica urodzin inż. E. Kwiatkowskiego
MariuszGdy, czw., 29/12/2011 - 14:10
30 grudnia przypada 123. rocznica urodzin inż. Eugeniusza Kwiatkowskiego - ekonomisty, polityka, wielkiego Polaka, ojca portu i miasta Gdyni. Wzorem lat ubiegłych uroczyście ten dzień obchodzony jest w Gdyni.
Towarzystwo Miłośników Gdyni zaprasza mieszkańców Pomorza, młodzież szkolną oraz firmy do wzięcia udziału w uroczystości składania kwiatów pod pomnikiem inż. Eugeniusza Kwiatkowskiego (przy ul. 10 Lutego 16 ) - 30 grudnia br. o godz.12.00.
Eugeniusz Kwiatkowski (ur. 30 grudnia 1888 w Krakowie, zm. 22 sierpnia 1974 w Krakowie) w Gdyni jest traktowany jako jedna z bardziej zasłużonych postaci dla rozwoju miasta.
Studiował na wydziale chemii technicznej Politechniki Lwowskiej, studia ukończył w Monachium. W latach 1916-19 służył w Legionach Polskich, potem do roku 1920 w Wojsku Polskim. W latach 1926-30 był ministrem przemysłu i handlu, 1931-35 - dyrektorem Państwowej Fabryki Związków Azotowych w Chorzowie i Mościcach, w latach 1935-39 wicepremierem i ministrem skarbu.
Z działalnością Kwiatkowskiego powiązane są wszystkie wielkie osiągnięcia II RP m.in. związanie Śląska z Wybrzeżem Morskim, magistrala kolejowa Katowice-Gdynia, rozbudowa Warszawskiego Okręgu Przemysłowego czy przede wszystkim budowa gdyńskiego portu, który stał się dla międzywojennej Polski '"oknem na świat". Poza budową portu przyczynił się do powstania polskiej floty handlowej, uwalniając Polskę od opłacania obcych armatorów. Jednocześnie z jego inicjatywy powstała Dalekomorska Flota Rybacka. W 1928 roku Eugeniusz Kwiatkowski otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Gdyni.
Dziś jest w Gdyni patronem:
- Trasy Eugeniusza Kwiatkowskiego - łączącej port i północne dzielnice miasta z obwodnicą Trójmiasta;
- Medalu przyznawanego przez Radę Miasta za wybitne zasługi dla Gdyni;
- Dwóch placówek oświatowych: Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu oraz Szkoły Podstawowej nr 10;
- Centrum Handlu i Biznesu przy ul. 10 Lutego, wybudowane obok jego pomnika.
Ubiegłoroczne obchody rocznicy urodzin Eugeniusza Kwiatkowskiego, patrz poniżej:
(MAR)
[Fot. Wikipedia.pl]
- MariuszGdy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Wspaniały Człowiek,wielkie dzieło
i wielkie Jego zniszczenie...bo jak inaczej mozna ocenic "czas restrukturyzacji,przekształcania i prywatyzacji"...
gość z drogi
2. Pan MariuszGdy,
Szanowny Panie,
Cześć pamięci Wielkiego Polaka, o którym pan Nowak-Jeziorański,
powie:
"Przeszedł Kwiatkowski do historii jako twórca Gdyni, ale określenie to znacznie zawęża jego rolę. Polegała ona na ocaleniu i umocnieniu niezależności gospodarczej, bez której Polska nie mogła się ostać jako niepodległe Państwo"
W 2009 roku Sejm RP przyjął uchwałę honorującą pamięć Eugeniusza Kwiatkowskiego. Stwierdził w niej:
„Eugeniusz Kwiatkowski dobrze zasłużył się Polsce”. Dodajmy do tego: wielkie dzieło Premiera Kwiatkowskiego nie zostało ukończone. Jesteśmy mu winni realizację Jego wizji.
Pozdrawiam
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
3. 130 lat temu urodził się Eugeniusz Kwiatkowski
Eugeniusz Kwiatkowski urodził się w rodzinie szlacheckiej
i inteligenckiej. A także kultywującej tradycje patriotyczne – ojciec
brał udział w Powstaniu Styczniowym, szczęśliwie jednak uniknął
poważniejszych represji. Ale ojciec nie był warunkiem niezbędnym,
by młody Eugeniusz, podobnie jak jego rodzeństwo, wychowywał się w duchu
niepodległościowym. Kiedy miał zaledwie dwa lata, jego rodzina przejęła
majątek Czernichowce leżący nieopodal Zbaraża. „Już sam teren wzbudzał
uczucia patriotyczne. Wdrapywano się na ruiny starego zamku, zbudowanego
w początku XVII wieku przez ostatniego z książąt zbaraskich, chodzono
i przesiadywano w omszałym klasztorze ks. Bernardynów. Dzieci
wychowywały się w atmosferze Polski rycerskiej” – pisał Janusz Rakowski,
współpracownik Kwiatkowskiego i autor jego szkicu biograficznego.
Poza
wyniesionym z domu duchem niepodległościowym młody Kwiatkowski nie miał
wyraźnych poglądów politycznych. Jego biograf, historyk Marian Marek
Drozdowski, wspomina, że „Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego
poznał Kwiatkowski mniej więcej w tym samym okresie, gdy emocjonował się
również rewolucyjnym wrzeniem w Królestwie Polskim, wznieconym pod
koniec 1904 r. przez Polską Partię Socjalistyczną Józefa Piłsudskiego.
Zapewne na politykę był wówczas zbyt młody, a także zbyt oddalony
od niej geograficznie.
Sytuacja ta zmieniła się nieco
w 1907 r., kiedy podjął studia na Politechnice Lwowskiej. I wówczas nie
określił się jeszcze pod względem politycznym – przyjmował
entuzjastycznie wszystko, co mówiło się o niepodległości – zaangażował
się jednak w na pół konspiracyjną działalność nie Związku Walki Czynnej
Kazimierza Sosnkowskiego i Piłsudskiego, lecz tzw. Zetu, czyli Związku
Młodzieży Polskiej Zygmunta Balickiego, ściśle związanego z Ligą
Narodową. Teoretycznie brał udział w organizowaniu Drużyn Strzeleckich
i tzw. Armii Polskiej, w praktyce jednak nie miał temperamentu
konspiratora i bardziej niż bezpośrednia działalność interesowały
go studia z zakresu chemii organicznej, którym oddawał się z pasją. Aby
je kontynuować, wyjechał zresztą wkrótce do Monachium, co na dłuższy
czas oderwało go od aktywności niepodległościowej. Dyplom inżyniera
chemii uzyskał w 1912 r., specjalizację w zakresie syntetycznych
barwników – rok później.
Wybuch I wojny światowej początkowo
niewiele zmienił w jego życiu. Wcześniej się ożenił, powoli zbliżał
do trzydziestki – Kwiatkowski myślał wtedy głównie o ustatkowaniu się
i karierze zawodowej. A jednak w 1916 r. zgłosił się do Biura
Werbunkowego Legionów w Chełmie. Właśnie z jego karty werbunkowej mamy
opis jego powierzchowności: miał 178 cm wzrostu, oczy piwne, nos
proporcjonalny, a w rubryce „kolor włosów” zapisano: „szatyn”. Władał
ponadto trzema językami: polskim, angielskim i niemieckim. Zapewne jego
wykształcenie zrobiło na oficerach wrażenie, bo choć w kwietniu był
zaledwie szeregowcem, już w lipcu stał się chorążym. Nie walczył
co prawda z bronią w ręku, ale wyraźnie ożywił się politycznie. Dryfując
raczej w stronę Ligi Narodowej, organizował różnego rodzaju kółka
dyskusyjne i kluby, sporo też publikował na tematy historyczne,
niepodległościowe, ale – co ciekawe – także naukowe. W tym właśnie
okresie bardzo zachęcał, np. na łamach różnych pism, do szerokiego
wykorzystywania gazów w gospodarstwach domowych.
11 listopada
1918 r. zastał go w mundurze, na posterunku w Łukowie. Wraz z członkami
POW brał udział w rozbrajaniu oddziałów niemieckich i tworzeniu polskiej
administracji. Co interesujące, dzień odzyskania niepodległości
skomentował raczej jako ekonomista. Pisał:
„W szarym listopadzie
1918 r., po wiekowej, beznadziejnej niewoli […] po doszczętnym
zrujnowaniu wielkiej części majątku narodowego, po wyeksploatowaniu
kraju ze wszystkich sił żywotnych, po całkowitej zagładzie podstaw
walutowych, kredytowych, komunikacyjnych, na zgliszczach przemysłu,
rolnictwa i handlu, zajaśniał wreszcie ten oczekiwany od tylu pokoleń
dzień wolności”.
Dla niego również, i to całkiem dosłownie.
28 lutego 1919 r. został zwolniony ze służby i rozpoczął karierę
w administracji młodego państwa. Początkowo skromnie, jako starszy
referent Sekcji VI Mechanicznej w Ministerstwie Robót Publicznych. Ale
ambicje miał wyższe. Zaczął publikować w branżowych pismach artykuły
o znaczeniu gospodarczym gazu ziemnego – wobec wciąż niepewnej sytuacji
Górnego Śląska surowca mającego zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne
kraju. Pisał też o potrzebie rozbudowy przemysłu chemicznego w Polsce.
Jego
wizje z pewnością zwróciły uwagę zwierzchników, skoro na początku 1920
r. wysłano go na rokowania do Berlina, a Niemcy – o czym trzeba pamiętać
– w pierwszej dekadzie niepodległości były głównym partnerem handlowym
Polski. Wkrótce odszedł z Ministerstwa Robót Publicznych i podjął pracę –
już jako zastępca kierownika – w Wydziale Sekcji Chemicznej. Ale nie
tylko. Współpracując z Polskim Komisarzem Plebiscytowym Wojciechem
Korfantym, publikował artykuły o znaczeniu gospodarczym Śląska
dla Polski.
— pisał, publikując w tym mniej więcej czasie również opracowanie „Węgiel kamienny jako surowiec chemiczny”.
Ten
ostatni tekst był być może przełomem w jego karierze. Ukazał się bowiem
nakładem Instytutu Badań Naukowych i Technicznych „Metan”, ściśle
związanym z Ignacym Mościckim – wtedy profesorem Politechniki Lwowskiej,
a niezadługo prezydentem RP.
Po zakończeniu wojny
polsko-bolszewickiej poświęcił się Kwiatkowski działalności naukowej,
choć tak jak wcześniej była to nauka do wykorzystania w praktyce
i powiązana z gospodarką Polski. Mościcki z pewnością znał jego
artykuły, a jego biografowie odnajdują nawet konkretne myśli
Kwiatkowskiego w różnego rodzaju ówczesnych przemówieniach profesora.
Nic też dziwnego, że kiedy Mościcki organizował zakłady chemiczne
w Chorzowie, natychmiast zobaczył w nich Kwiatkowskiego.
— przyznawał przyszły prezydent.
Ignacy
Mościcki nie przesadzał. Kwiatkowski właśnie w Chorzowie okazał się
jednocześnie bardzo sprawnym menedżerem. Jego wnuczka, Julita
Maciejewicz-Ryś, wspominała, że przy opracowywaniu strategii dla fabryki
przygotowano dziesięć różnych jej wersji, z których po szczegółowej
analizie wybrano dwie, a następnie tę ostateczną.
— pytała Julita Maciejewicz-Ryś.
Po przewrocie
majowym Piłsudskiego Ignacy Mościcki został prezydentem Polski. Podobno
nie bardzo miał na to ochotę – posiadał ugruntowaną pozycję jako
profesor chemii, a także zapewnione dostatnie życie jako przemysłowiec
wcielający zasady tejże chemii w życie gospodarcze kraju. Anegdota
głosi, że skłonił go do przyjęcia funkcji głowy państwa dopiero telefon
Piłsudskiego do jego ówczesnej małżonki, która znalazła dość argumentów,
by męża przekonać. Jakkolwiek było naprawdę, 4 czerwca 1926 r. Mościcki
zamieszkał na Zamku Królewskim w Warszawie.
— pisał historyk Marian Marek Drozdowski.
Istotnie
kolejne cztery lata wypełniły Kwiatkowskiemu obowiązki państwowe.
Konkretnie: w rządach Kazimierza Bartla – od 8 czerwca do 24 września
1926, od 27 września do 30 września 1926, od 27 kwietnia 1928
do 13 kwietnia 1929 i od 29 grudnia 1929 do 17 marca 1930 r.; w rządach
Józefa Piłsudskiego – od 2 października 1926 do 27 czerwca 1928
i od 25 sierpnia do 4 grudnia 1930 r.; w gabinecie Kazimierza
Świtalskiego – od 14 kwietnia do 7 grudnia 1929, i Walerego Sławka –
od 29 marca do 23 sierpnia 1930 r.
Ta nienaruszalność
Kwiatkowskiego jest, nawiasem mówiąc, dość ciekawa, bo w żadnym wypadku
nie można nazwać go piłsudczykiem i on sam tego nie ukrywał – wzbudzając
przy tym aplauz opozycji politycznej. Mówił otwarcie, że chce „służyć
wszystkim warstwom nowej, demokratycznej Polski, nie zaś jednemu obozowi
i jednemu rządowi”, co było ewidentnym prztyczkiem w nos obozu władzy.
Ale
Kwiatkowski odnotowywał sukcesy i liczby nie mogły kłamać. Wskaźnik
produkcji przemysłowej w latach 1923–1929 wzrósł np. ze 100 do 120,6.
Między 1926 a 1929 r. liczba polskich spółek akcyjnych wzrosła
z 25 do 72, a liczba międzynarodowych porozumień kartelowych z udziałem
firm polskich z ośmiu do 48. Nie wspominając o budowie tak efektownych
obiektów jak Zakłady Azotowe w Mościcach (rzecz jasna nazwanych tak
od nazwiska prezydenta) pod Tarnowem i oczywiście największym jego
życiowym sukcesie – wówczas również propagandowym – czyli budowie portu
w Gdyni, co w naturalny sposób pociągnęło za sobą w praktyce budowę
całego, nowego miasta, z miejsca konkurencyjnego wobec Gdańska
i zwielokrotniającego polski handel zagraniczny.
W tej
ostatniej kwestii dane są przytłaczające. Jeśli w 1924 polski morski
obrót towarowy wynosił 10, 3 tys. ton, to w 1928 r. – 2 mln ton.
Nawiasem mówiąc, okazał się Kwiatkowski sprytnym graczem politycznym.
Chcąc przekonać Piłsudskiego do zwiększenia wydatków na sprawy morskie,
użył fortelu. Zaproponował w obecności córek Marszałka, żeby pierwsze
statki nazwał ich imionami – Wandy i Jadwigi. O resztę nie musiał się
już martwić.
W ciągu pierwszej połowy lat trzydziestych
XX wieku Kwiatkowski stronił od polityki, skupiając się na funkcji
dyrektora Państwowych Fabryk Związków Azotowych w Mościcach i Chorzowie.
Na salony władzy wrócił w październiku 1935 r., kiedy przyjął tekę
wiceministra w rządzie Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego, a następnie,
od 15 maja 1936 r. – Felicjana Sławoja Składkowskiego. W tym okresie
swojego urzędowania musiał pogodzić dwa palące problemy Polski lat
trzydziestych– galopujące ubóstwo społeczeństwa, zwłaszcza wsi, oraz
konieczność zbrojenia państwa. Na pierwszy problem był szczególnie
wrażliwy. Jak pisał:
Obie kwestie starał się
Kwiatkowski załatwić jednym posunięciem: stworzeniem Centralnego Okręgu
Przemysłowego. Nie była to myśl nowa. Jeszcze w latach dwudziestych
opracował koncepcję tzw. trójkąta bezpieczeństwa, czyli skoncentrowania
i rozbudowania polskiego przemysłu w przestrzeni jak najbardziej
odległej od granic kraju. Z jednej strony wynikało to oczywiście
z zaplecza surowcowego, z drugiej nie bez znaczenia był fakt,
że na planowanych na budowę COP-u terenach żyło ok. pół miliona
bezrobotnych, tam też znajdowały się najuboższe i najmniej wydajne
ziemie rolnicze.
Według projektu przedstawionego 4 lutego 1937 r.
w Sejmie COP miał obejmować 15 proc. powierzchni kraju i 18 proc. jego
populacji. Jego centralnym punktem miał być Sandomierz, wokół którego
koncentrycznie rozszerzałby się on na 46 powiatów w czterech
województwach: kieleckim, krakowskim, lubelskim i lwowskim, w tym
na takie miasta jak: Lublin, Radom, Kielce, Przemyśl, Tarnów, Nowy Sącz,
Rzeszów, Ostrowiec Świętokrzyski, Chełm i Zamość. Największe zakłady
miały zatrudniać do 55 tys. ludzi, średnie i drobne – 36 tys., rzemiosło
i handel miały zaś pozwolić zarobić ok. 15 tys. ludzi. Zważywszy,
że 1937 r. był rokiem Wielkiego Strajku Chłopskiego, będącego przecież
jedynie apogeum ogólnopolskiego wrzenia dolnych grup społecznych, COP
stanowił realny sposób rozładowania sytuacji.
Kluczowy był jednak
aspekt militarny. W zasadzie wszystkie zakłady w mniejszym lub większym
stopniu produkowały na potrzeby wojska wszelkiego rodzaju
infrastruktury militarne, względnie dostarczały strategiczne zapasy
energii. I to właśnie sprawiło, że fabryki COP-u istotnie rosły bardzo
szybko. Koszty były co prawda olbrzymie, ale – jak wyliczył kiedyś prof.
Piotr Stawecki – w okresie 1936–1939 łączne wydatki na obronność kraju
wyniosły 4,2 mld zł, czyli nieco ponad połowę całego budżetu Polski.
Eksperyment
z COP-em miał szansę się udać, ale nie zdążył. Po 1 września 1939 r.
wszystkie jego zakłady przejęli Niemcy, uruchamiając produkcję
na potrzeby Wehrmachtu; po 1944 r. znalazły się one w rękach Rosjan,
którzy sporą część maszyn, a czasem całe zakłady wywieźli w głąb ZSRS.
Mimo tych strat spora część fabryk podjęła po wojnie produkcję dla
Polski Ludowej.
Sam Kwiatkowski przyglądał się temu
z oddali. Wraz z rządem ewakuował się do Rumunii, gdzie został
internowany. Przeżył wojnę, po niej zaś wrócił do kraju i włączył się
w „czyn odbudowy”. Nie znamy jego motywacji – komunistą nie był
z pewnością. Trudno byłoby też nazwać go oportunistą – nigdy w każdym
razie takiej cechy nie przejawiał. Warto zresztą zauważyć, że przez
kolejne trzy lata – ostatnie lata jego publicznej aktywności – wiara
w to, że Polska będzie jednak krajem demokratycznym, realnie istniała.
I właśnie do 1948 r. Kwiatkowski był Delegatem Rządu dla Spraw Wybrzeża,
następnie zaś, na fali czystki w łonie Polskiej Partii Robotniczej
(do której w 1948 r. dodano przymiotnik – Zjednoczona) i odsunięcia
od władzy Władysława Gomułki, został przymusowo odesłany na emeryturę.
Swoje powojenne życie – a żył długo, bo jeszcze blisko trzydzieści lat –
sam najlepiej podsumował w liście do Marii Mościckiej. 23 sierpnia 1973
r. napisał do żony swojego protektora:
Dokładnie rok później, 22 sierpnia 1974 r., zmarł.
Na podstawie:
Marian Marek Drozdowski, „Eugeniusz Kwiatkowski. Człowiek i dzieło”, Kraków 1989
Janusz Zaręba, „Eugeniusz Kwiatkowski: romantyczny pragmatyk”, Warszawa 1998
Ignacy Mościcki, „Autobiografia”, Warszawa 1993
ems/PAP
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl