Płomienny demaskator fałszywych obrońców interesu narodowego
Chciałbym być bardziej obiektywny, ale nic nie poradzę na to, że od dłuższego już czasu publicystyka Stanisława Michalkiewicza kojarzy mi się głównie z odmienianymi przez przypadki „Judejczykami” i „rozwiedczykami”, cytatem z księcia Gorczakowa o informacjach niezdementowanych oraz fragmentami „Obywatela Szmaciaka”, które razem do kupy stanowią stały ozdobnik jego felietonów.
Powyższy program obowiązkowy przeplatany jest jeszcze czasem przypomnieniem, że lansujący się na „Płomiennego Obrońcę Interesu Narodowego” Jarosław Kaczyński nie był przeciwnikiem pieczętującego zrzeczenie się atrybutów niepodległości traktatu lizbońskiego i co więcej, jego świętej pamięci brat dokument ten ratyfikował. Wynikać ma stąd, że uczynki Prezesa Prawa i Sprawiedliwości przeczą jego słowom. „Najwyraźniej liczy na to, że kiedy stanie na czele [Marszu w obronie niepodległości 13 grudnia br.], to już nikt nie ośmieli się pisnąć o poparciu przezeń Anschlussu w roku 2003 i traktatu lizbońskiego w roku 2008 – i tak dalej.” pisał niedawno Stanisław Michalkiewicz.
Przyjmuję, że wszystko to może być prawdą. Chcąc jednak jakoś zredukować dysonans poznawczy wynikający stąd, że zdarzyło mi się poprzeć jednego i drugiego Kaczyńskiego w przekonaniu, że mimo wszystko chcą oni szczerze dla Polski wszystkiego najlepszego, tłumaczę ich działania politycznym realizmem. Z grubsza rzecz ujmując miałby on polegać na tym, że Polska pierwszej dekady XXI wieku nie miała najmniejszej szansy pozostania poza Unią i późniejszego zablokowania ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Przykład Irlandii, gdzie „demokratycznie” wreszcie dokument ten przegłosowano wydaje się przemawiać za moją tezą.
Załóżmy jednak, że wcale nie, że można było inaczej. Na przykład, że wystarczyłoby wtedy tupnąć nogą i znajdując oparcie w innych państwach europejskich TL zablokować. Teoretycznie na pewno było to możliwe. Tym niemniej w praktyce chyba niespecjalnie, bo jak każdemu wiernemu czytelnikowi tekstów pana Michalkiewicza wiadomo, rządzona zakulisowo przez służby obcych wywiadów Polska, w sprawach poważnych może sobie najwyżej groźnie palcem w bucie pokiwać. Tak więc o wiarę, że Kaczyńscy (razem lub osobno) mogli tego dokonać, raczej nie można pana Stanisława podejrzewać.
Dlatego też nie sposób zadać pytania, jaką realną alternatywę dla „Płomiennych Obrońców Interesu Narodowego” ze stajni Kaczyńskiego widzi pan Michalkiewicz. Kto jego zdaniem miałby (i w jaki sposób) polski interes narodowy faktycznie ochraniać?
Tego niestety bezpośrednio z lektury jego tekstów – przynajmniej mnie – nie udało się dotąd dowiedzieć. Mógłbym wprawdzie domniemywać, że pan Michalkiewicz może za takiego nonkonformistycznego zbawcę uważać swojego przyjaciela Janusza Korwin-Mikkego, ale jest przecież realistą, więc dbając o swój image nie mógłby raczej – przynajmniej na trzeźwo – takich rzeczy opowiadać.
Może więc on sam mógłby pełnić taką rolę? Podebrać elektorat Kaczyńskiemu i oświadomiwszy ludowi ciemnemu, jak bardzo błądził wierząc w patriotyzm prezesa małego, pchnąć go ku nowym, lepszym perspektywom?
Z całym szacunkiem, ale nie sądzę, by to było możliwe i co więcej, by samemu Michalkiewiczowi o to chodziło. Jak już zasygnalizowałem wcześniej po prostu nie wiem, czy współzałożyciel UPR proponuje jakikolwiek program pozytywny. Mnie nie udało się go dostrzec, a przecież dość regularnie czytam jego teksty. Muszę więc założyć, że niczego takiego nie ma do zaoferowania. Nie odmawiając zatem mu racji, ale chcąc wierzyć, że coś można nadal zrobić, nie pozostaje mi nic innego, jak pozostać z innymi naiwnymi – omamionymi obłudą fałszywego płomiennego obrońcy interesu narodowego polityka Kaczyńskiego. Mimo wszystko wydaje się to lepsze niż nic, czyli Głębokie Przekonanie, że wszystko stracone jakiegoś felietonisty – nawet najprzenikliwszego i najznakomitszego.
Filed under: bezpieczeństwo, dywagacje, Internet, media, polityka, polityka zagraniczna, Polska, społeczeństwo, UE
- dzierzba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz