...ZDUMIENIE ...
Jestem eksporterem, sprzedaję do Europy zachodniej to, co wytwarzamy w kraju. Opłacalność eksportu zależy w dużej mierze od kursu Euro w Polsce. I ten rok był dla wielu mniejszych lub średnich eksporterów bardzo ciężki, wielu nie wytrzymało
„zwycięskiego marszu złotówki” w górę. Ano, jak kurs Euro spadał i kiedy wszystkie możliwości oszczędzania w firmie sie już wyczerpały, pozostało jedno wyjście, aby zapewnić firmie jako taką rentowność – podwyższyć zachodnim kontrahentom ceny. Nie mając innego wyjścia, krótko przed Wielkanocą tego roku podniosłem ceny i niestety, od większości usłyszałem, to czego się obawiałem – „słuchaj, stary, fajnie się z tobą handlowało, ale wiesz, jak to jest, to samo to my sobie możemy kupić gdzie indziej taniej, sorry...”. Ponieważ firmę jakoś trzeba było jednak ratować, postanowiłem wpakować tyłek do samolotu i poobjeżdżać trochę dotychczasowych odbiorców, a nóż widelec wskóram coś, pobłagam, przekonam.... . W Amsteredamie miałem dobrych, solidnych partnerów, dwóch braci, Turków, włascicieli sporego sklepu meblowego, o imionach – jakże by inaczej – Ahmed i Kenan. Od nich także usłyszałem przez telefon, że przy takich cenach to oni w zasadzie rezygnują ze współpracy. Ale na spotkanie zgodzili się, zostałem zaproszony przez jednego z nich do domu, nie pierwszy już zresztą raz. Było to dokładnie w Środę Popielcową. Z duszą na ramieniu pojechałem taksówką do Kenana, którego żonę Nursen znałem także z poprzednich wizyt. Oboje nowocześni, ale wierzący, do tego stopnia, że Nursen nie zdejmuje przy obcych mężczyznach chusty z głowy. Po krótkim, zwyczajowym small talk, przeszedłem do interesów, wyjaśniłem, że stare ceny nie kryją mi nawet kosztów, że proszę, by jakoś oswoili się z nowymi, że może jednak Euro podskoczy w Polsce, wtedy znów wrócimy do starych cen itd.... Chłopaki delikatnie jednak odmówili. W tym czasie Nursen z trochę smutnym uśmiechem podała kolację. Ku mojej konsternacji, daniem głównym było danie mięsne. No pięknie, pomyślałem, teraz jeszcze obrażę gospodarzy, odmawiając zjedzenia smakowicie wyglądającej potrawy.
„Sorry, Kenan, ale dzisiaj niestety jest Środa Popielcowa („Aschermittwoch”, rozmowa toczyła się mianowicie w języku niemieckim), a jestem katolikiem i w tym dniu nie wolno mi jeść mięsa .” W oczach moich Turków ujrzałem zdumienie. I niedowierzanie. Kenan powiedział coś szybko do Nursen po turecku i mięso natychmiast zniknęło ze stołu. Po czym przeprosił mnie na chwilę i poszedł z Ahmedem krótko pogadać na stronę. Gdy wrócili, zaczęła się inna rozmowa. „Dobra, stary akceptujemy twoje nowe ceny. Mamy też paru znajomych kupców ż branży meblowej, też Turków, tutaj, w Holandii i jednego w Niemczech. Ahmed zadzwoni jutro do nich i oni też wezmą coś od ciebie. Porządni ludzie powinni sobie w ciężkich czasach pomagać...” Chciałem zakończyć tę notkę jakąś mądrą puentą, ale po krótkom namyśle postanowiłem sobie darować...
Pozdrawiam Jacek
- nissan - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Piękna i pouczająca historia!
hrabia Pim de Pim