Wojna domowa w X'56 roku ? (2)
godziemba, śr., 26/10/2011 - 06:42
Zgodnie z zapowiedzią 19 października 1956 roku w godzinach rannych delegacja sowiecka z Nikitą Chruszczowem na czele wylądowała na Okęciu.
Chruszczow, widząc delegację Biura Politycznego z Ochabem i Gomułka, zrobił awanturę. „Chruszczow – relacjonował Gomułka – przywitał się przede wszystkim z tow. Rokossowskim i generalicją, podkreślając – to są ludzie na których ja się opieram. Zwracając się do nas, powiedział <Priedatielskaja diejatelnost tow. Ochaba obnrużiłas, etot nomie Wam nie projdiot>”. Następnie zażądał odwołania plenum, wyrażając pretensję o pominięcie w proponowanym nowym składzie władz tow. tow. Rokossowskiego, Nowaka, Mazura i Jóźwiaka, którzy byli gwarantem sojuszu polsko-sowieckiego.
W odpowiedzi Gomułka zaproponował przeprowadzenie rozmów w Belwederze. „Tow. Chruszczow – dalej relacjonował Gomułka - powiedział: <Etot nomier Wam nie projdiot, my gotowi na aktiwnoje wmieszatielstwo>”. Gomułka odparł, iż „jeżeli rozmawia się z rewolwerem na stole, to wtedy nie płaszczyzny rozmów” i zadeklarował, iż „pod groźbą siły fizycznej, to ja się nie nadaję. Mój pierwszy krok, który robię w pracy partyjnej po dłuższej przewie, musi być przerwany”.
Ostatecznie Chruszczow zgodził się na rozmowy. Wstrzymano obrady VII plenum KC, a na spotkaniu kierownictwa PZPR Gomułka poprosił o wyrażenie opinii na temat groźby interwencji Armii Czerwonej, stwierdzając: „Ja nie chcę zrywać przyjaźni polsko-radzieckiej, uważam, że to, co my proponujemy, wzmocni tę przyjaźń. Wszelkie inne formy załatwienia tych spraw rozpętają nam tylko kampanię antyradziecką. Chciałbym, żeby się towarzysze ustosunkowali do spraw interwencji i warunków poprowadzenia dalszej rozmowy”.
Równocześnie nadal napływały kolejne meldunki o ruchach wojsk sowieckich w Polsce. „około godziny 10-tej – wspominał Muś – przyszła niepokojąca wiadomość z Poznania. Meldowano stamtąd, że czołgi radzieckie maszerują na wschód. Jedna kolumna czołem doszła do Krotoszyna, przy czym miało tam dojść do incydentu, gdyż czołg uszkodził dom i przejechał człowieka. Zaczęły tez napływać wiadomości z Koszalina i przez posterunki milicji z Pomorza”.
Także jednostki LWP, podległe Rokossowskiemu kontynuowały marsz w kierunku stolicy. „Przed godziną 11-tą – kontynuuje Mus – do sztabu wpłynęła wiadomość z Komendy Głównej MO od płk Skutelego, że w Legionowie formuje się kolumna samochodowa z czołgami w kierunku Warszawy. Podobny meldunek przyszedł z tego źródła o formowaniu się kolumn samochodowych z czołgami i pontonami z Modlina i Kazunia. Stało się to co nasze kierownictwo uznało za niemożliwe. Rokossowski zdecydował się maszerować na Warszawę. W kilka minut później zadzwonił generał Hibner. Powiedział dosłownie: generale, kolumny piechoty i czołgów z Legionowa i Modlina maszerują na Warszawę. W tej sytuacji musimy wykonać nasz żołnierski obowiązek i odłożył słuchawkę. (…) Oznaczało to przyjąć walkę z nadciągającymi wojskami, rozpocząć wojnę domową na podstawie jednego telefonu”. Muś zadzwonił do Wichy i poinformował go, iż zdecydował o obsadzeniu mostów i wysłaniu osłonowej grupy na Bielany.
Równocześnie zadzwonił do sztabu Generalnego, gdyż „niezależnie od dyspozycji bojowych zdawałem sobie sprawę, że coś trzeba zrobić aby nie dopuścić do rozlewu krwi. W panującej w stolicy atmosferze jakiekolwiek walki wyciągną mieszkańców na barykady. Nowe powstanie warszawskie. Perspektywa straszna”. Niestety w sztabie większość dowódców była nieobecna, gdyż przebywała – wedle informacji dyżurnego oficera – na poligonie w Drawsku.
Także próba rozmowy z osobami odpowiedzialnymi za wojsko nie powiodła się – „Nowak, Witaszewski – nie uchwytni. Wreszcie w Komitecie Centralnym dopadłem Misiaszka (zastępca kierownika Wydziału Organizacyjnego KC – Godziemba). Mówię mu: oddziały I dywizji maszerują na Warszawę. Otrzymałem rozkaz zatrzymania ich i ja ten rozkaz wykonam. (….) Proszę Was powiedźcie komu trzeba niech wstrzymają marsz wojsk póki nie doszło do katastrofy. Misiaszek wysłuchał i obiecał zadziałać”.
Polecenie Komara było uzgodnione jednak z Ochabem, który tak relacjonował swoją ówczesną decyzję Torańskiej: „ zatwierdziłem jego plan rozlokowania jednostek KBW w gotowości do ewentualnego działania (…). Poleciłem także tow. Alsterowi, aby wspólnie z gen. Komarem przygotowali rozkaz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o postawieniu KBW w stan gotowości. Na temat tego rozkazu krążyły potem najrozmaitsze mity, których nie chcę komentować”.
Nadal trwała więc swoista operacja psychologiczna, mająca na celu zyskanie przewagi w rozpoczynających się negocjacjach w Belwederze.
W trakcie rozmów w Belwederze, marszałek Koniew wyjaśnił, iż ruchy wojsk sowieckich „są to od dawna zaplanowane manewry”, a na pytanie dotyczące działań jednostek LWP, Rokossowski miał powiedzieć, że „wojsko wraca z wykopków”. Na to - wedle racji Musia – Cyrankiewicz miał powiedzieć Rokossowskiemu: „Maszerujesz na Warszawę. Dobrze. Bierzcie z Witaszewskim władzę, ale na nikogo z nas nie liczcie”.
W sekretariacie obok sali, w której trwały polsko-sowieckie rozmowy przebywał płk. Paszkowski, informując na bieżąco szefostwo KBW o ich przebiegu.
Marsz kolumn wojska z Legionowa i Modlina był jednak bardzo wolny, co zdawało potwierdzać przypuszczenie, iż była to jedynie forma nacisku, albo też czekanie na podejście wojsk sowieckich. Te jednak były ciągle daleko na zachodzie, pod Kępnem, Kaliszem oraz Inowrocławiem i pod Warszawę mogły dojść dopiero późnym wieczorem.
Do zasadniczego zwrotu doszło w godzinach popołudniowych, gdy Gomułce udało się przekonać Chruszczowa, że jego dojście do władzy nie niesie ze sobą zagrożenia dla socjalizmu i sowieckich interesów w PRL. W tej sytuacji sowiecki przywódca wydał polecenie wstrzymania ruchu wojsk sowieckich i powrotu do garnizonów. Niektóre z tych jednostek „wracały” jednak do miejsc stacjonowania do 23 października 1956 roku.
O godzinie 18-tej odbyła się odprawa oficerów sztabu i garnizonu KBW z udziałem gen. Komara, na której szef Wojsk Wewnętrznych tak uzasadniał działania KBW: ”niektóre elementy próbują negować przebiegający proces demokratyzacji w kraju i znajdują w tym względzie posłuch i poparcie niektórych oficerów z wojska. Np. do INS (Instytutu Nauk Społecznych – Godziemba) zgłosiła się grupa oficerów protestująca p-ko opanowaniu KC przez Żydów. Obecnie odbywa się wiec na politechnice, po którym mogą zacząć bruździć i naszym obowiązkiem jest na takie przejawy odpowiednio odpowiedzieć. Jeżeli studenci i robotnicy wyjdą na miasto pod hasłami KC i za polityką KC nie będziemy występować, ale ktokolwiek spróbuje występować p-ko KC i z hasłami antyradzieckimi będziemy walczyć. Nasze wojska KBW mają swoją tradycję i przelewały już niejednokrotnie krew o władzę ludową i nie zawiodły, więc i dzisiaj bez względu na to, kto by podniósł rękę my będziemy bronić tej władzy i naszego Komitetu Centralnego jak przystało na komunistów”.
Do sztabu KBW zadzwonił szef Sztabu Generalnego gen. Bordzikowski, który dotąd był nieuchwytny przez cały dzień. Na spotkanie z nim jedzie płk Helfer, którego Bordzikowski poprosił o wzmocnienie w nocy patroli KBW.
Noc minęła spokojnie z tym, że około 7.00 dowódca KBW otrzymał dane o pojawieniu się na terenie dzielnicy Wola kilkunastu samochodów z wojskiem sowieckim. W tej sytuacji zorganizowano odprawę dowódców pododdziałów, na której „polecono zaalarmować wojsko i podać hasła („Tęcza” i „500”) na wypadek rozkazu zajęcia stanowisk ogniowych (zgodnie z opracowywanym kilka dni temu planem ochrony sztabu)”. Po godzinie sprawa wyjaśniła się – batalion łączności wojsk sowieckich zatrzymał się przejazdem w Warszawie. W związku z tym „polecono wojsku przystąpić do normalnych czynności”.
20 października 1956 roku o godzinie 6.45 sowiecka delegacja odleciała do Moskwy. Tego dnia wznowiono przerwane obrady VIII Plenum, w trakcie którego Gomułka wygłosił przemówienie transmitowane przez radio. 21 października 1956 roku Gomułka został wybrany jednogłośnie na I sekretarza KC PZPR. Z kierownictwa partii usunięto Rokossowskiego, Mazura, Nowaka, Jóźwiaka i Dworakowskiego.
Niezależnie od motywów działania, postawa dowództwa KBW umocniła Ochaba i Gomułkę w rozmowach z Chruszczowem. Gdyby bowiem działania KBW nie były konsultowane z niektórymi członkami kierownictwa partii, gen. Muś zostałby po październiku natychmiast usunięty ze stanowiska za samowolę. W rzeczywistości dowodził KBW aż do 1964 roku.
Wybrana literatura:
A. Dudek, A. Kochański, K. Persak – Centrum władzy. Protokoły z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR 1948-1970
E. Nalepa – Wojsko wobec polskiego Października’56: rezolucje, uchwały, listy
J. Poksiński, A. Kochański, K. Persak – Kierownictwo PPR i PZPR wobec wojska 1944-1956
L. Kowalski – Generałowie
T. Pióro – Armia ze skazą. W Wojsku Polskim 1945-1968 (Wspomnienia i refleksje)
T. Torańska – Oni
P. Machcewicz – Polski rok 1956
W. Jedlicki – Chamy i żydy
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
21 komentarzy
1. All
Już po napisaniu tekstu, w komentarzu pod cz. 1 , Almanzor napisał, iż Chruszczow faktycznie lądował na Bemowie, a nie na Okęciu. Znam jeszcze jedną taką relację, jednak inne wspominają o Okęciu. Sprawa ta budzi wielkie wątpliwości i pokazuje, iż historia "polskiego Października' 56" to jedna wielka mistyfikacja. Niestety bez dostępu do sowieckich archiwów nadal poruszamy się we mgle.
2. Co pamietam t Pazdziernika'56
Miałem wówczas niecałe 16 lat. W domu miałem ojca, który po trzech latach spędzonych kolejno w podziemiach UB przy Koszykowej, na "gęsiówce" i w obozie pracy na Służewcu przebywał w domu niemal bez możliwosci zarobkowania. I tak Ojciec wyszedł lepiej niż cichociemny mjr(?) Uklański skazany na śmierć (i dziwnie bez wykonania wyroku we Wronkach zmarły). Pamięam jak pani Nata Uklańska, wraz z moją mamą dla swoich mężów przygotowywały paczki do wiezień.
Tak wiec pewne uksztaltowanie swiadomosci juz mialem. Z wielką pasją śledziliśmy co się dzieje. Radio i gazety informowały dosyć szczegółowo. O przebiegu wizyty towarzyszy i ruchach wojsk też. Na wiec do Politechniki pójść nie śmiałem ale na wielki wiec z Gomułką już się z kolegami naładowani emocjami i z nabojami do kbks w kieszeniach udaliśmy.
3. Almanzor,
W październiku 1956 roku duża część Polaków uwierzyła Gomułce, to zaś umożliwio "oswojenie" komunizmu i spowodowało utratę nadziei na odbudowę normalnego państwa.
Rok 1956 oraz 1981 i 1989 roku przetrąciły Polakom kręgosłup, czego skutki doświadczamy teraz z wielka mocą.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
4. @Godziemba
Będzie trzecia część czy sam mam tu dopisać?
5. Dzięki za ROK 1956
byłam wtedy małym dzieckiem i nie wiele pamietam,oprócz Nocnych słuchań Radia
przez Rodziców i Babcię
Mieszkalismy wtedy w Domu Wuja Legionisty,w maleńkim Miasteczku przy jednej ze stacji tzw
Kolei Wiedensko Warzawskiej,Ludzie znali się tam od dziecka i wiedzieli kogo należy się bac,a komu można zaufać
Nocne Rozmowy pełne troski były niedostępne dla uszu dziecka,więc chłonę kazdą informację na ten temat,bo
dla mnie była to jakas niewidzialna Granica,od której zaczynałam patrzeć na świat
bardziej wyrażnie,mimo nie wielu lat
To czas, gdy Młodzi Studenci w białych czapkach,spotykali się w DOMU,przyjeżdzając
z różnych miast,Ciocie,Wujkowie opowiadali o czymś,czego umysł dziecka nie był w stanie objąć
Jeszcze RAZ dziękuję za ten cykl historyczny,który jest dla wielu nadal Białą Plamą,a dla mnie czasem niepokoju,
rozmów o Polsce i za "chwilę "
czasem i wspomnieniem
ukrywających" się u nas Studentkach,ale te już były duzo młodsze od tamtych w białych czapkach
i takich troche innych, z AGH z Krakowa,
do dzisiaj przechowuję ich zdjęcia czarno białe
Wujowie,Ciocia
dawno juz ich nie ma,ale zawsze byli wierni Ideałom,Polsce i BOG był dla Nich najwazniejszy
serd pozdrawiam i czekam na dalsze fragmenty Tej Historii,historii pełnej tajemnic ,zaciemnień
bo o tym nie wolno było nikomu mówić,więc i Pamięc pokryła się kurzem
pozdr
gość z drogi
6. All
Ja też dziękuję za przypomnienie wydarzeń sprzed 55 lat.
Jak wspomniałem w komentarzu do poprzedniej notki podczas Października byłem naładowany emocjami. Miałem prawie 16 lat. Rano z wypiekami na twarzy pobiegłem do kiosku z gazetami, żeby kupić "Życie Warszawy" i przeczytać co się wczoraj stało, a wiedzieliśmy i z radia krajowego i z zagranicznego (chyba słuchało sie wtedy Londynu, ale również Ankary, Madrytu i Wolnej Europy)
Pani kioskarka zauważywszy moje emocje powiedziała: nie przejmuj się tak, nic nowego,co jakiś czas oni się zamieniają a wszystko zostanie jak dawniej. Zdziwiło mnie to, ale i zastanowiło.
Po południu ogloszono wielki wiec na palcu Stalina nazywając go "plac Defilad". Śmieszna nazwa. Taka prowizoryczna!!!
Poprzedniego lata byłem przez miesiąc na obozie Przysposobienia Wojskowego we Włoclawku dokąd płynęliśmy z Warszawy statkiem po Wiśle.
Po powrocie zapisałem się do harcerskiego kółka strzeleckiego gdzie bardzo dobry instruktor - były partyzant AL wówczas w stopniu kapitana - uczył nas strzelać z karabinka. Zabralem do kieszeni kurtki kilkanaście naboi karabinowych spreparowanych na petardy. Pomyślałem że fajnie będzie tlum postraszyć.
Plac przed Pałacem Kultury zastałem wypełniony głowa przy glowie. Od hotelu Polonia w Alejach Jerozolimskich do Świętokrzyskiej. Rozum wygral. Uznałem że od dowcipu ze strzelaniem trzeba się wycofać.
Ustawilem się koło slupa na ktorym mosiężnymi literami oznaczone były odległości do miast Polski i Europy. Napis "Stalinogród 302" wzbudził zainteresowanie stojących. "Łomem trzeba usunąc "Stalin" - "ogród moze zostać". Skończyło się na slowach. Stalinogrod jeszcze trochę potem wisiał.
Jeszcze było widno chyba około 15. Ludzi zapewne zwolniono wcześniej z pracy. "Wreszcie jestem na wiecu" pomyślałem.
....
cdn
7. re Stalinogrodu
pewna starsza Pani chodziła co dziennie na stacje kolejowa pewnego małego miasteczka i prosiła niezmiennie o bilet dla siebie i dziecka do Katowic,zrozpaczone Kasjerki wciąz powtarzały,nie ma Katowic,ale jest Stalinogród i zaczynało sie.....
pozdr serd
i czekam na cd
gość z drogi
8. Stalinogród
Akurat ta nazwa zupełnie nie była w użyciu. Wszyscy (przynajmniej w kręgach gdzie się obracałem) mówili Katowice. W latach 70-tych byłem służbowo w Moskwie. Kiedyś zaczepił mnie starszy od nas sporo Rosjanin i spytał "Kak sejczas Prospekt Stalina w Warszawie nazywajetsja". Koledzy rozwarli gęby, bo nie wiedzieli, a ja spokojnie odpowiedziałem "Aleje Ujazdowskie."
Po śmierci Stalina krążył dowcip że na jego cześć zmienią nazwę "Placu Zbawiciela".
:)
9. Witaj,w malenkim Miasteczku,było inaczej
na siłe próbowano wprowadzić TĄ nazwę
Jeśli sie nie mylę to pomysłodawcą,był pewien pisarz, z mojego dzieciństwa,ale
o tym dowiedziałam się dużo,dużo pożniej
Ta sama niby Polska,a jak odmienne doświadczenia,
pozdrawiam
gość z drogi
10. @
Godziemba - bardzo ciekawy tekst. Rzeczywiście dostęp do radzieckich archiwów przyniósłby niejedną rewelaqcję.
Almanzor - apeluję o napisanie dalszego ciągu wspomnień.
Pozdrawiam
11. Wiec z Gomułką i po wiecu
Na wiecu nie pchałem się pod trybunę z notablami. Widoczność miałem dobrą, jak pisałem było to koło kamiennego drogowskazu który stoi do dzisiaj. Jakoś odłączyłem się od kolegów i byłem sam w tłumie. Nagłośnienie było też znakomite i pchać się do środka nie było po co.
Tak potężny tłum robi wrażenie. Podobny przeżywałem dopiero na spotkaniu z Papieżem na Placu Zwycięstwa, ale wtedy staliśmy rozgrodzeni w sektorach, wchodziło się za zaproszeniami, kordony służby kościelnej w czapeczkach rozdzielały grupy.
Na wiecu z Gomułką był jeden wielki, zwarty, falujący tłum. Zauważyłem sporą liczbę wojskowych w mundurach oficerskich ale nie w szyku zwartym ale stojących tu i ówdzie między nami. Milicjanta ani jednego.
Oczekiwane przemówienie bardzo mnie rozczarowało. Oczekiwałem głęboko patriotycznego, porywającego nas wszystkich przemówienia. A on zaczął (cytuję z dawnej pamięci): "towarzysze i obywatele, ludu pracujący stolicy"!. Pierwszy wyraz zabrzmiał jak gwóźdź po szkle. Potem było troszkę lepiej.
Zamiast porwać nas gdzieś do góry, zamiast zaznaczyć przyjaźń z Węgrami, na co chyba nie tylko ja czekałem, czym wszyscy głęboko żyli, Gomułka wezwał: "dość wiecowania"! I jakby dodał "do roboty"!
Po wiecu zrobiło się szaro i ciemno. Sporo ludzi stało dalej. Na coś jakby czekaliśmy. Zaczęły rozlegać się okrzyki. Napięcie rosło. Po pewnym czasie ktoś krzyknął: "idziemy na KC"!
Było to niedaleko, w stronę Grochowa, gdzie mieszkałem. Zabrałem się z tam maszerującymi. Nie powiem że szedłem pierwszy ale blisko początku.
Do KC było niedaleko, około kilometr. Na podejściu do budynku KC pusto. Przeszedłem obok pozostawionego bez obsługi karabinu maszynowego (RKM). Weszliśmy na dziedziniec KC. Byłem tam po raz drugi. Pierwszy raz byłem wiosną tamtego roku kiedy oglądałem Bieruta w trumnie.
Tłum był nie tak gęsty jak na Placu i nie bardzo było wiadomo co robić. Podniosły się w pewnej chwili okrzyki "do ambasady radzieckiej" (może krzyczeli "rosyjskiej").
Wymaszerowaliśmy spod KC i uformowaliśmy się Nowym Światem. Szliśmy jakby żołnierskimi szesnastkami trzymając się łokciami.
Do dziś pamiętam skandowane w marszu okrzyki:
Roko-sowski do Moskwy!
Kostek na Sy-bir!
U-wolnić Wyszyń-skiego!
Polska -Węgry - Jugo-sławia!
Ktoś krzyknął "Zmienić nazwę kina Moskwa na Budapeszt"
Przez Aleje Ujazdowskie maszerowało się znakomicie. Wojskowi szli pomiędzy nami. Też skandowali. Serca rosły.
Kiedy podeszliśmy do ogrodzonego wysokimi ostro zakończonymi prętami terenu ambasady sowieckiej z wygaszonymi podobnie jak w gmachu KC światłami, po pewnym czasie tłum stracił koncept i pomału się rozeszliśmy.
Kiedy dojechałem jeżdżącym już tramwajem 24 do pętli przy Wiatracznej wpadłem na rodziców szukających mnie nie wiem po co. Wiele lat później powiedział Berman Torańskiej że za placem Unii Lubelskiej czekały na nas w razie czego przygotowane jednostki wojska czy może milicji.
Niby nic, a jednak Październik zmienił Polskę i Polaków bardzo. Kardynała Wyszyńskiego uwolniono następnego dnia. Kilka dni później Rokossowski pojechał do Moskwy.
Bardzo przeżywaliśmy napad wojsk sowieckich na Budapeszt, bohaterską jego i wielomiesięczną obronę. Zdrajcę Kadara. Morderstwo Imre Nagy'a i generala Malatera, zamknięcie się w ambasadzie USA kardynała Mindczentego.
Pamiętam akcję oddawania krwi dla Węgrów. Wstyd mi że się wystraszyłem igły. Pamiętam wielki transport pomocy Węgrom jadący ulicą Grochowską kilkudziesięcioma ciężarówkami z Lublina.
Po Październiku 1956 nastąpiła fala entuzjazmu, która z różnym natężeniem trwała od roku do kilku lat. Szybko zaowocowała niewidzianymi od wojny sukcesami. Jak grzyby po deszczu powstawać zaczęły oparte na wzorowanych na przedwojennych statutach kluby sportowe, studenckie. Prywatna inicjatywa dostała trochę oddechu. Przez kilka dni zniknęły prawie wszystkie pod przymusem zawiązane na wzór kołchozów wiejskie spółdzielnie produkcyjne. Polskie rolnictwo podwzględem jakości i konkurencyjności cenowej zrobiło się wkrotce najlepsze w obozie i wysoko cenione (choć blokowane) na świecie.
Pojawiło się wiele książek, powstawały teatry i kluby studenckie. Powstało wiele filmów zapowiadanych wysokiego artyzmu plakatami. I filmy i plakaty zrobiły furorę na świecie. Do dziś wspomina się ówczesną "polską szkołę filmową". W wielu dziedzinach polscy sportowcy zaczęli odnosić sukcesy nie tylko na skalę europejską ale rownież światową.
Na stadionie X-lecia odbywały się jak rownego z rownycm zawody lekkoatletyczne Polska-USA i Polska-ZSRR.
O tym ostatnim napiszę ciekawostkę. Zapowiedziamo mecz lekkoatletyczny Polska - ZSRR.
Dla sowietów było to trudne prestiżowo. Zgodzili się na Polska-RSFRR czyli Polska-republika rosyjska. Na to nasi, nie w ciemię bici zmienili nazwę meczu z naszej strony na: RSFRR - Polska Północna :)
Później ani po 1968,ani po 1970, ani po 1980 ani po 1989 tak produktywnego w sukcesy entuzjazmu w Polsce już nie było.
Wszyscy, mając na uwadze Węgry powstrzymywali się od bezpośredmich ataków słownych na "sojusznika". Poza tym nie blokowano żadnej aktywności. Wyciągnięto z otchłani publicznego zapomnienia Powstanie Warszawskie. Powstawały średniej wielkości firmy niepaństwowe o statusie społdzielni pracy inspirowane indywidualną przedsiębiorczością. Jedną z nich założył mój Ojciec, który po odsiedzeniu 3-letniego wyroku nie mógł znaleźć przedtem jako - tako płatnej pracy. Pracowało tam sporo ludzi z więziennym w Polsce Ludowej stażu.
12. Dzięki za TEN wywiad z przeszłoscią
serdecznie pozdrawiam
gość z drogi
13. @gość z drogi
Wiesz, wtedy i później zastanawiałem się nad sensem tego naszego "pokojowego" (przecież nie podpaliliśmy KC ani nawet nie stłukliśmy żadnej szyby) miał odrobinę sensu.
Ale jak się zastanowić, to chyba miał. Nasze skandowane życzenia zostały od następnego rana realizowane. Uwolniono Wyszyńskiego. Marszałek Konstanty Rokossowski pojechał do Moskwy. Wprawdzie nie wyszło "Kostek na Sybir" ale to chyba wszyscy rozumieli jako licencja poetica.
Niemniej w niemniej ciekawych wydarzeniach uczestniczyłem w październiku 1957 - ale to już inna historia. Jeszcze bardziej indywidualne ale z październikiem '56 też związane z lata 1959, lipca,sierpnia,września 1961 - a nawet 1965-1970 :)
Pozdrawiam
14. Witaj,dzieki za ten Wywiad
Dzięki za wspomnienia,pisz dalej,bo masz rację, pożniejsze lata a nawet te 65/70
to konsekwencja tego powojennego Buntu,następne,TEZ
czekam na ciąg dalszy,
re osobistych wątków,alez to dodaje autentyczności
serd pozdrawiam :)
oczekując na cd
gość z drogi
15. @Almanzor
Serdecznie dziekuję za uzupełnienie mojego eseju o osobiste spomnienia z października 1956 roku.
Dwa lata temu napisałem notkę o polskich reakcjach na powstanie węgierskie' 56.
Pozdrawiam
16. Warszawa-Budapeszt
Zapomniałem wpisać jedno z mocniej skandowanego hasała w tamtym marszu
War-sza-wa Bu-da-peszt!
17. @Almanzor
Jakie to nadal aktualne hasło - "Bu-da-peszt, War-sza-wa wspólna sprawa".
Pozdrawiam
18. Bu-da-peszt, War-sza-wa
Tak się nam z Węgrami układa, że zawsze byliśmy sobie bliscy
Jeszcze mam na ten temat trochę do napisania ale to wykracza (tylko trochę) poza tytułowy rok.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za przypomnienie.
PS Odnośnie 11 listopada pewnie się posprzeczamy :)
19. Almanzor
"Odnośnie 11 listopada pewnie się posprzeczamy :)"
Dlaczego? Nigdy nie byłem zajadłym piłsudczykiem i zawsze doceniałem rolę Dmowskiego w odzyskaniu niepodległosci.
11 listopada to święto wszystkich Polaków (nie polactwa). Narodowcy odśpiewali "Pierwszą Brygadę", a zwolennicy Marszałka pochylili głowy przed pomnikiem Romana Dmowskiego.
W obliczu wspólnego wroga - wszelkiego typu lewactwa, należy zakończyć bezsensowne spory. Mój ulubieniec gen. Sosnkowski zawsze miał znakomite relacje z narodowcami.
Pozdrawiam seredecznie
20. 11. listopada
Po tym co zobaczyłem 11. listopada 2011 w Warszawie KAŻDY kto ciałem lub duchem uczestniczył w NASZYM święcie 11. listopada jest sojusznikiem.
Do zobaczenia w Marszu za rok.
Pozdrawiam
21. Gadający Grzyb
uruchomił LICZNIK odmierzający DNI do nastepnego Jedynastego
serdecznie pozdrawiam :)
gość z drogi