Kustosz pamięci narodowej
Ksiądz prałat Stefan Niedzielak urodził się 1 września 1914 r. w Płocku. Na rok przed maturą przeniósł się do Warszawy, gdzie wstąpił do Metropolitalnego Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1940 w Warszawie z rąk ks. bp. Stanisława Galla. W czasie wojny włączył się w działalność podziemną przeciwko Niemcom w Narodowej Organizacji Wojskowej. Używając pseudonimu "Zielony", służył jako kapelan i kurier w Łódzkim Okręgu Armii Krajowej. Jako kapelan uczestniczył też w Powstaniu Warszawskim. Był kurierem przenoszącym wiadomości do ks. abp. Adama Sapiehy.
Po wojnie, gdy okupację niemiecką zastąpiły rządy sowieckich namiestników, ks. Niedzielak jako zdeklarowany antykomunista wstąpił do WiN, co przypłacił aresztowaniem.
W 1946 r. powrócił do Warszawy. Podjął się odbudowy kościoła Świętej Trójcy, a następnie Wszystkich Świętych. W 1956 r. został rektorem kościoła św. Karola Boromeusza na Powązkach i dyrektorem cmentarza. Poznał wtedy prawdę o tajnych pochówkach ofiar komunistycznego terroru przeprowadzanych przez UB, poznał świadków zbrodni.
W latach 1961-1977 ks. Niedzielak pracował jako duszpasterz na Pradze w parafii Matki Bożej Loretańskiej, by w roku 1977 wrócić na Powązki, gdzie angażował się w organizację patriotycznych Mszy św. w rocznice świąt narodowych. Rozpoczął razem z Wojciechem Ziembińskim budowę Sanktuarium Poległych na Wschodzie - dzięki niemu wmurowano w ścianę świątyni pomnik-krzyż i blisko 1000 tabliczek ku czci ofiar zbrodni katyńskiej, pamiątkowe tablice poświęcone dowódcom Armii Krajowej na Kresach Wschodnich, a w głównym ołtarzu kościoła umieszczono replikę obrazu Matki Bożej Kozielskiej. W swoich kazaniach ks. Niedzielak odważnie upominał się o prawdę o zbrodni katyńskiej, ujawnienie ludobójczej roli NKWD, protestował przeciwko wieloletniemu kłamstwu. Zaczął organizować rodziny katyńskie, służąc im pomocą duchową. Ta nieustraszona działalność prawdopodobnie stała się przyczyną zabójstwa ks. Niedzielaka w styczniu 1989 roku.
Atak na Kościół
Gwałtowna śmierć kolejnego księdza (30 stycznia 1989 r. został zamordowany ks. Stanisław Suchowolec) dała asumpt do przypuszczeń, że w kraju działa "esbeckie komando" mordujące duchownych. Rzecznik rządu Jerzy Urban propagandowo replikował: "(...) sprzeciw budzą rewelacje, jakie przekazało radio francuskie - iż księży zamordowali nieznani sprawcy i że byli oni na liście 150 księży uznanych przez władze jako ekstremiści. Nie ma dowodów, że to były morderstwa, a wspomniana lista jest fantazją (...)". ("Życie Warszawy", 1 lutego 1989 r., nr 27/11766, s. 2).
W reakcjach prasy na dramatyczne zdarzenie, jakim było zamordowanie ks. Stefana Niedzielaka, wyraźnie widać "niewidzialną" rękę i nadzór cenzora. Prawie wszystkie informacje sygnowane były przez PAP i powielane we wszystkich tytułach. Brak absolutnie odautorskich i redakcyjnych komentarzy.
Charakterystyczne, że prawie w tym samym czasie periodyk Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa "W służbie narodu" pęczniał od gwałtownych ataków na Kościół i "katolicką nietolerancję" (por. "Wywiad z kierownikiem Wydziału Społeczno-Prawnego KC PZPR Andrzejem Gdulą", nr 5/1820; "Różny wymiar tolerancji", A.K. Podgórski, nr 9/1824; "Wbrew duchowi ewangelii", A.K. Podgórski, nr 11/1826). Czy był to przypadek?
A może atmosfera "w resorcie" - Ministerstwie Spraw Wewnętrznych - sprzyjała zbrodniom w wykonaniu "nieznanych sprawców"? To pytanie w kontekście mordu na ks. Niedzielaku oraz ustaleń komisji Rokity wydaje się retoryczne.
Śledztwo
Dla pełnego obrazu i właściwego oglądu sytuacji rzućmy teraz okiem na akta śledztwa dotyczące zbrodni na ks. Stefanie Niedzielaku, jakie znajdują się w archiwach IPN (sygn. akt IPN BU 1255/839, IPN BU 01049/180).
Ciało księdza Stefana Niedzielaka znaleziono rano 21 stycznia 1989 roku w jego mieszkaniu na plebanii przy ulicy Powązkowskiej róg Piaskowej (budynek istnieje do dzisiaj). "[...] Ksiądz Niedzielak nigdy się nie spóźniał [...]. O godz. 8.00 nie pokazał się [...]. Wówczas ksiądz Słomkowski rozpoczął odprawiać Mszę św. w jego zastępstwie [...]. Po jej zakończeniu obydwaj zaniepokojeni [...] postanowiliśmy wyjaśnić tę sprawę [...] drzwi były zamknięte jedynie na klamkę [...] na oknach nie były zasunięte zasłony, widać było palące się światła [...] zauważyłem przewrócony fotel i włączony telewizor. Zauważyłem leżące ciało księdza Niedzielaka, ale nie przypominam sobie śladów krwi [...]" - zeznawał Henryk Różycki, kościelny w parafii św. Karola Boromeusza na Powązkach.
W jego pierwszej ocenie po wejściu do pomieszczeń, w których dokonano mordu, ich stan wskazywał na to, że był to napad rabunkowy. Wkrótce po odkryciu ciała prałata ks. Słomkowski zjawił się w kancelarii Zarządu Cmentarza i poinformował o zdarzeniu pracujące tam panie, prosząc równocześnie, by wezwały pogotowie ratunkowe oraz milicję. Zawiadomiono także kurię biskupią.
Milicja informowała o zabójstwie w druku określanym mianem "informacji dziennej", podając szczegóły odmienne od późniejszych informacji w opisie miejsca zbrodni i już na początku określając zdarzenie jako zabójstwo. W dokumencie oceniano też "katyńską" działalność księdza Niedzielaka i opisywano go jako spokojnego, nieangażującego się bezpośrednio w działalność konspiracyjną i dalekiego od "awanturnictwa politycznego" kapłana, który "[...] w okresie wydarzeń 1980-1982 utrzymywał luźne kontakty z działaczami byłej "Solidarności".
Przybyły na miejsce lekarz medycyny sądowej nie był w stanie po pierwszych oględzinach stwierdzić, co było bezpośrednią przyczyną zgonu. Lekarz medycyny sądowej mjr Jacek Jaroszewski napisał w swojej notatce służbowej: "[...] zwłoki leżały w pierwszym pokoju plebanii wzdłuż ściany okiennej przy kaloryferze, ułożone na brzuchu i prawym boku [...]. Między kończynami górnymi przy głowie leżały przesiąknięte krwią majtki męskie [...]. Odzież denata nie nosiła wyraźnych śladów uszkodzeń, jak również była założona prawidłowo. [...] Twarz oraz głowa, jak również ręce były pokryte rozmazami krwawymi. W dłoni ujawniono i zabezpieczono pięć włosów. Ponadto w niedalekim sąsiedztwie zwłok, na dywanie ujawniono i zabezpieczono fragment urwanej rękawiczki gumowej, tzw. chirurgicznej [przesłuchany dnia 21 stycznia 1989 r. w sprawie w charakterze świadka lekarz pogotowia ratunkowego zaprzeczył, by ktokolwiek z jego ludzi zostawił na miejscu tę rękawiczkę - przyp. P.Ł.].
Stwierdzone na zwłokach obrażenia nie tłumaczą w sposób dostateczny przyczyny i okoliczności zgonu [...] nie można wykluczyć, że nastąpił on w wyniku uduszenia przez zatkanie otworów nosa i jamy ustnej. Rozmieszczenie obrażeń w obrębie twarzy może sugerować, że powstało ono w wyniku upadku lub upadków na twarde, szorstkie podłoże, np. na ziemię, płytę chodnikową". Sugerowano też możliwe wywrócenie się podczas nieostrożnego huśtania się na fotelu, który przewrócony znaleziono w pokoju księdza.
Oględziny mieszkania wykazały kolejne szczegóły - pomieszczenie, w którym dokonano zbrodni, było otwarte, paliły się w nim światła. Na futrynach obu drzwi od strony zamków i na ich wysokości po stronie zewnętrznej stwierdzono odszczypanie drewna. Na tylnej ścianie budynku, pod jednym z dwu niewielkich okien odkryto ślady zabłoceń, prawdopodobnie pozostawione przez osobę, która wspinała się na ścianę, by zajrzeć do środka.
W dostępnych aktach poświęconych sprawie zabójstwa ks. Niedzielaka brak widocznych śladów "paniki" władz i jakichś nierozważnych kroków. Skutek rutyny czy może pewność siebie wynikająca z przekonania, że tuż przed Okrągłym Stołem władzy nic się nie może stać? Te pytania bez dostępu do szerszej bazy źródłowej pozostaną bez precyzyjnych odpowiedzi.
Już w dniu popełnienia mordu powołano decyzją szefa Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych generała brygady E. Kłosowskiego specjalną grupę operacyjno-śledczą przy SUSW w Warszawie. Składała się ona z dwunastu wysokich rangą oficerów milicji i SB (w tym Departamentu IV MSW przeznaczonego do walki z Kościołem).
Z upływem dni odkrywano coraz więcej szczegółów dotyczących bezpośredniej przyczyny śmierci księdza - było to "[...] złamanie kręgosłupa pomiędzy 6 a 7 kręgiem szyjnym [...]".
Przy okazji badań patologicznych starano się też określić w sposób jednoznaczny przyczynę zgonu jako "wypadek": "[...] W miejscu złamania kręgosłupa nie stwierdzono na zewnątrz żadnych obrażeń świadczących o użyciu siły [...]".
"Zdechniesz jak Popiełuszko"
W trakcie śledztwa, co oczywiste, przesłuchiwano licznych świadków. Przywoływany już kościelny H. Różycki wspominał o znajomych odwiedzających księdza. Nosili oni pseudonimy "Gruby" i "Groch". Pierwszy z nich to znany działacz opozycji niepodległościowej Wojciech Ziembiński (lub Ziembicki, jak zauważa Różycki), "który jest redaktorem lub publicystą, [...] podobno udziela on wywiadów "na zachód" [...]. Nie wiem, kto to jest "Groch" [...]. Według mojej oceny Ziembiński był dla księdza [...] przyjacielem, co obydwaj podkreślali [...]".
Z zeznań osób przesłuchiwanych wyłania się obraz kapłana zatroskanego o los ludzi pracujących dla parafii, uczciwego, wyrozumiałego, pomocnego i oddanego jej sprawom człowieka. Wykonanie obowiązków nałożonych przez przełożonych i Opatrzność ks. Niedzielak traktował jako imperatyw.
Nieco więcej kwestii ujawniono podczas przesłuchania kanclerza kurii metropolitarnej ks. Zdzisława Króla. Wspominał on o pojawiających się pod adresem zamordowanego pogróżkach, które dotknęły także i jego osobę, wiążąc się z zabójstwem: "[...] w nawiązaniu do sprawy pogróżek chcę dodać, że po śmierci księdza Niedzielaka otrzymałem na telefon domowy (w spisie abonentów moje nazwisko nie jest wymienione) dwa anonimowe telefony z pogróżkami. [...] Pierwszy [...] poza inwektywami zawierał sformułowanie "Niedzielak nie jest ostatni" [...].
Do kwestii gróźb pod adresem zabitego księdza powracano wielokrotnie. W materiałach ze śledztwa znajdują się stenogramy (transkrypty) nasłuchów z audycji Radia Wolna Europa, w których ks. prof. Jerzy Pikulik wspominał o tym, że ks. Stefan Niedzielak na kilka dni przed śmiercią otrzymał przez telefon ostrzeżenie: "...jak się nie uspokoisz, to zdechniesz jak Popiełuszko...".
Podobne informacje przekazał śledczym podczas przesłuchania Wojciech Ziembiński, który także nękany pogróżkami zwierzył się z tego ks. Niedzielakowi: "[...] Był to głos męski, chropowaty, [...] cytuję z pamięci "znowu podskakujesz, ty skurwysynu, długo nie pożyjesz". O tym fakcie powiedziałem księdzu Niedzielakowi, żartując nawet, żeby szykował mi pogrzeb, na co on odpowiedział, że ostatnio ma pełno takich samych telefonów [...]". Kapłan także przekazywał W. Ziembińskiemu informacje o anonimach pełnych gróźb i pretensji o głoszone patriotyczne kazania.
Osoba Wojciecha Ziembińskiego znalazła się w "orbicie" zainteresowań śledczych po cytowanych wyżej zeznaniach H. Różyckiego oraz przekazanej im konfidencjonalnie przez informatora notatce o kontaktach zamordowanego kapłana ze znanym działaczem niepodległościowym. W tajnej odręcznej notatce sporządzonej 20 stycznia 1989 r. (pomyłka funkcjonariusza czy może ślad wcześniejszej działalności skierowanej przeciwko ks. Stefanowi?!) przez kpt. Ryszarda Kaszubę znalazły się, szybko zweryfikowane przez kolejne zeznania, nieprawdziwe informacje - składane przez informatora pod wpływem alkoholu - wynikające ze zwykłej zawiści lub głupoty, lub chęci przypodobania się przesłuchującym.
Zbrodnia doskonała
Z końcem stycznia 1989 r. podsumowano wyniki dotychczasowych działań grupy dochodzeniowej zajmującej się sprawą mordu na księdzu. Przyjęto też dwie wersje zdarzenia, w których zakładano, że zgon nastąpił w efekcie działania osób trzecich lub nieszczęśliwego wypadku. Według śledczych, za wersją pierwszą przemawiały obrażenia głowy ks. Stefana, brak sztućców, które powinny być w mieszkaniu, bałagan w pokojach, co sugerowało, że w pomieszczeniu mogło dojść do bójki. Jako podejrzanego wskazywano wymienionego informatora lub przypadkowe osoby, które ksiądz mógł zastać w mieszkaniu w trakcie dokonywania włamania lub bezpośredniej kradzieży. Nie unikano również tezy o możliwym pobiciu księdza w zupełnie innym niż jego mieszkanie miejscu i twierdzono, że śmierć nastąpiła w domu w efekcie nieszczęśliwego wypadku. Wersja ta miała być najbardziej prawdopodobna, ponieważ nie było śladów bójki w mieszkaniu. Twierdzenie to nie jest do końca zgodne z opisem bałaganu w pokojach mieszkania księdza.
Wersja przemawiająca za nieszczęśliwym wypadkiem opierała się na następującej ocenie faktów dokonanej przez śledczych: takie obrażenia kręgosłupa, jakie odniósł ks. Niedzielak, rzadko powstają w wyniku "[...] działania zbrodniczego. Powstają one w wyniku silnego i nagłego odgięcia głowy ku tyłowi i spotyka się je najczęściej u ofiar wypadków komunikacyjnych lub przy upadku z wysokości [...]". Po sekcji zwłok stwierdzono natomiast elementy wskazujące na niedokrwienie mięśnia sercowego, co mogło świadczyć o zapaści i spowodowanym przez nią upadku, co miało tłumaczyć obrażenia głowy i kręgosłupa. Wspomina się też o braku śladów przeszukiwania mieszkania, co stoi w zupełnej sprzeczności z twierdzeniem o wyrzuconych z szuflad biurka dokumentach. Zwraca się przy tym uwagę, że pozostawiono rzeczy drogocenne. Reasumowano to wszystko stwierdzeniem, że nic nie wskazuje na mord o charakterze rabunkowym, jak również politycznym, tak jakby wykluczenie jednego musiało eliminować drugie! Śledczym nie nasunęło się proste pytanie: jaki był więc charakter tego makabrycznego zdarzenia?
Kolejny dokument "Analiza i ocena materiałów śledztwa - pod kątem rekonstrukcji zdarzenia, w następstwie którego poniósł śmierć ksiądz Stefan NIEDZIELAK" z 13 lutego 1989 r. szczegółowo opisywał sytuacje, w jakich mogło dojść do odniesionych przez księdza urazów. Wbrew swoim poprzednim opiniom o mordzie na tle rabunkowym autorzy przyjęli też wersję innych możliwych scenariuszy. Stwierdzili istotną rzecz: brak śladów walki i obrony mógł wynikać z tego, że opór księdza został szybko przełamany przez sprawcę, który dominował nad ofiarą sprawnością i siłą.
W jednym z kolejnych dokumentów skierowanym na ręce gen. Pudysza przez dyrektora Biura Śledczego MSW ppłk. Wiktora Fonfarę (15.02.1989 r.) przedstawiono na podstawie dotychczasowych ustaleń opinię prokuratury i KG MO: "Uczestnicząca w naradzie Naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie - prokurator Wiesława Bardonowa [znana ze sprawy J. Narożniaka, w 1982 r. uratowanego brawurowo z rąk oprawców z SB przez dzielnych lekarzy z warszawskiego szpitala na Banacha] wyraziła pogląd, iż wersję nieszczęśliwego wypadku należy uznać za mało prawdopodobną. Odmienne zdanie zaprezentowali pozostali uczestnicy spotkania, w tym Komendant Główny MO [...]".
Istotnym dokumentem jest notatka urzędowa z 16 marca 1989 r. odnosząca się do eksperymentu śledczego, który miał określić okoliczności powstania obrażeń głowy i kręgosłupa ks. Stefana Niedzielaka. Jednoznacznie wykluczono nieszczęśliwy wypadek jako przyczynę śmierci. "[...] trzeba przyjąć, że śmierć ks. Niedzielaka byłą następstwem działania obcej osoby lub osób. Eksperyment nie dał jednoznacznej odpowiedzi w kwestii momentu powstania urazu kręgosłupa, przy czym za najbardziej prawdopodobny należy uznać moment uderzenia w pozycji stojącej powodującego gwałtowne odchylenie głowy do tyłu. [...] Podczas całościowej rekonstrukcji zdarzenia ustalono, iż minimalny czas zadania ciosów, upadku i przemieszczenia się pokrzywdzonego musiał wynieść 52 sekundy. [...]".
Opieszałość śledztwa i brak jego efektów zostały szybko dostrzeżone przez pełnomocników rodziny zabitego księdza - Jana Olszewskiego i Andrzeja Grabińskiego. W notatce z 8 marca 1989 r. zakwestionowali cały kierunek śledztwa i przyjęcie jako przyczyny śmierci księdza nieszczęśliwego wypadku. Na podstawie opinii biegłych adwokaci doszli do wniosku, że "stwierdzone w obrębie twarzy Ks. S. Niedzielaka obrażenia (między innymi złamanie nosa) powstały w wyniku działania napastnika, który gwałtownie i z wielką siłą spowodował odgięcie ku tyłowi głowy [...] powodując rozerwanie kręgosłupa szyjnego. W tym samym czasie usztywniono z tyłu kręgosłup ofiary na odcinku piersiowym i unieruchomiono ręce. Przemawiają za tym ślady na obu łokciach i w okolicy lędźwiowej kręgosłupa. [...]".
Adwokaci zakwestionowali też metody prowadzenia śledztwa, np. daktyloskopowanie Wojciecha Ziembińskiego, który w żaden sposób nie mógł być zaliczony do możliwych zabójców księdza, obrzucanie pamięci księdza kłamliwymi opiniami, jakoby np. miał handlować przywiezioną z Katynia ziemią.
19 czerwca 1989 r. gen. Pudysz pisał do szefa SB gen. Henryka Dankowskiego i komendanta głównego MO Zenona Trzcińskiego: "[...] W mojej opinii zaistniały impas śledczy jest uwarunkowany przyczynami obiektywnymi, bowiem metodykę dotychczasowych działań wykrywczych należy ocenić jako prawidłową".
Czas ujawnić sprawców
Co wynika z dokumentów dostępnych w IPN? Zasadniczą konstatacją, jaka narzuca się po ich lekturze, jest dziwna niemoc organów śledczych wobec kwestii rozwikłania mordu na ks. Niedzielaku. Nie można oprzeć się wrażeniu, że śledczy drepczą, w zasadzie od początku, w miejscu. Impas, o którym wspominał generał SB Pudysz, nie zaistniał w czerwcu 1989 r., już po wyborach Okrągłego Stołu. Impas trwał w zasadzie od początku lub przynajmniej od chwili przeprowadzenia sekcji i badań histopatologicznych zwłok ks. Niedzielaka. Już wtedy na dobrą sprawę wiadome było wszystko, co niezbędne, by ustalić kierunki śledztwa. Ale ówczesnemu kierownictwu MSW nie zależało na znalezieniu sprawców i wyraźnym zdefiniowaniu przyczyny śmierci księdza. Co innego z nagłaśnianiem problemu - zabójstwo miało być wyraźnym ostrzeżeniem: uważajcie, mamy długie ręce!
Mam nadzieję, że sprawa śmierci ks. Stefana Niedzielaka i przytoczone fragmenty dokumentacji przyczynią się do wzrostu zainteresowania tajemniczymi zgonami księży na początku 1989 roku i nie pozwolą o nich zapomnieć. Najwyższy czas zadośćuczynić pamięci niezłomnego kapłana i przypomnieć o anonimowych (ale łatwych, jak się zdaje, do określenia) po dziś dzień sprawcach tych zbrodni.
Piotr Łysakowski
Autor jest doktorem nauk humanistycznych, był naczelnikiem Wydziału Wystaw i Edukacji Historycznej
Biura Edukacji Publicznej IPN, sekretarzem stanu w Ministerstwie Sportu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.
Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 23 (2736) z dnia 27-28 stycznia 2007 r
7 komentarzy
1. Gazeta Wyborcza, promotorka Palikota i Urbana
Ile dostaje od państwa polski Kościół? Dużo. Bardzo. A chce jeszcze więcej
Na
państwowe dotacje dla katechetów oraz na katolickie uczelnie, szkoły,
przedszkola i kapelanów państwo wydaje 1,65 mld. zł. Same wynagrodzenia
katechetów uczących religii rzymskokatolickiej w szkołach podstawowych,
średnich i gimnazjach wyniosły ponad 1,1 mld zł.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Wieczne odpoczywanie racz Im dać Panie.
Wyrazy ubolewania
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
3. 23 lata od zabójstwa ks. Suchowolca
Mówi się o nim, że był ostatnią ofiara stanu wojennego.
Mimo, że od jego tragicznej śmierci minęły już 23 lata, wciąż nie
wskazano sprawców ani zleceniodawców zabójstwa odważnego kapłana.
Pierwsze śledztwo ws. pożaru jego domu stwierdziło awarię grzejnika. Od
20 lat wiemy jednak, że było to podpalenie, za którym prawdopodobnie
stała SB.
Ks. Stanisław był wikariuszem w parafii Najświętszej Marii Panny na
Dojlidach w Białymstoku, wcześniej w Suchowoli, rodzinnej wsi ks. Popiełuszki.
Utworzył duszpasterstwo robotnicze, organizował msze św. za Ojczyznę,
pomagał prześladowanym, był kapelanem białostockiej Solidarności oraz
miejscowego KPN. Doświadczył wielokrotnych pobić „przez nieznanych
sprawców”, grożono mu w anonimowych listach. Żył w stałym poczuciu
zagrożenia. Zginął w pożarze swojego mieszkania. Sprawców nie udało się
ustalić do dziś. IPN wciąż nie zakończył śledztwa w tej sprawie.
W Białymstoku uczczono 23. rocznicę śmierci księdza Suchowolca. Sprawców nie udało się ustalić do dziś. IPN wciąż nie zakończył śledztwa w tej sprawie.
Okolicznościowa msza św. odprawiona została w parafii Niepokalanego
Serca Maryi w białostockich Dojlidach, gdzie ks. Suchowolec pracował
przed laty i gdzie w pożarze plebanii zginął. W uroczystościach
wzięli udział przedstawiciele Solidarności, władz oraz poczty sztandarowe.
Po mszy św. odbył się koncert poświęcony ks. Suchowolcowi. Złożone
zostały też kwiaty i zapalone znicze na grobie duchownego, który
znajduje się przy kościele.
Przewodniczący podlaskiej "Solidarności" Józef Mozolewski powiedział
PAP, że fakt niewyjaśnienia okoliczności śmierci ks. Suchowolca przez
tyle lat "ciągle boli".
Nawiązał też do wydarzeń z 1989 roku, kiedy Polacy cieszyli się
informacją, że dzięki porozumieniu przy Okrągłym Stole będzie możliwa
demokracja i dodał, że niedługo wcześniej został zamordowany ks.
Suchowolec. Nazwał go "ostatnią ofiarą komunizmu".
- Szczycimy się wolnością, a organy ścigania i wymiar
sprawiedliwości nie są wciąż w stanie wyjaśnić śmierci ks. Suchowolca i
podobnych spraw - powiedział Mozolewski.
Ksiądz Stanisław Suchowolec zginął w nocy z 29 na 30 stycznia 1989 roku. Miał 31 lat.
Pierwsze śledztwo w sprawie okoliczności jego śmierci zakończyło się
ustaleniem, że przyczyną pożaru plebanii był zepsuty grzejnik
elektryczny; zostało więc umorzone. W śledztwie pominięto jednak
całkowicie wątek polityczny i fakt, że miały miejsce liczne groźby pod
adresem duchownego ze względu na jego działalność w ówczesnej opozycji, a
nim samym interesowała się SB.
Podjęto je jednak dwa lata później, po zapoznaniu się z ustaleniami
sejmowej komisji nadzwyczajnej do zbadania działalności MSW. W nowym
postępowaniu uzyskano ekspertyzy biegłych, którzy stwierdzili
jednoznacznie, że przyczyną pożaru było podpalenie. Wtedy pojawiły się
też ponownie przypuszczenia, że ksiądz mógł zginąć w wyniku zamachu na
jego życie, zaplanowanego przez SB. Ponieważ sprawców nie udało się
ustalić, w sierpniu 1993 roku postępowanie ponownie umorzono.
Nie można było wtedy jednak dotrzeć do utajnionych akt SB. W
listopadzie 1995 r. pełnomocnik matki księdza wystąpił do białostockiej
prokuratury o odtajnienie akt SB z zasobów dawnego MSW. Prokurator badał
je do kwietnia 1997 r., nie znalazł jednak dowodów, które pozwoliłyby
jeszcze raz wszcząć śledztwo.
Teraz sprawę bada IPN, już w ramach większego śledztwa dotyczącego
zbrodniczych struktur w dawnym MSW w latach 1956-89, które mają na
koncie m.in. zamachy na duchownych i działaczy opozycji. Mimo takich
zapowiedzi, Instytutowi w 2011 roku nie udało się jednak zakończyć wątku
dotyczącego śmierci księdza Suchowolca.
Jak poinformowano PAP w Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu, nie udało się bowiem zakończyć wszystkich kwerend
archiwalnych, związanych z tym wątkiem. Ponadto wciąż ujawniane są nowe
materiały z zasobów archiwalnych, które wcześniej nie były znane. Są to
dokumenty dotyczące zarówno białostockiego SB, jak i ówczesnego MSW,
planowane są też przesłuchania kolejnych świadków.
Instytut wydał w ubiegłym roku książkę "Księża niezłomni" Jest w niej również część poświęcona Stanisławowi Suchowolcowi.
Autorem artykułu jest dr Krzysztof Sychowicz z oddziału IPN w
Białymstoku. W publikacji przypomina m.in., że Suchowolec przyjaźnił się
z księdzem Jerzym Popiełuszko, a po jego śmierci z rąk SB, najpierw w
Suchowoli, a potem w Białymstoku, odprawiał msze w intencji ojczyzny i
beatyfikacji ks. Jerzego. Pisze też m.in. o akcji oszczerstw i pomówień
prowadzonej wobec księdza Suchowolca przez SB, a także o fizycznych
atakach na duchownego. Opisuje też przebieg śledztw prowadzonych po jego
śmierci.
ruk, PAP, 13grudnia81.pl
[fot. IPN / www.13grudnia81.pl]
http://www.stefczyk.info/wiadomosci/polska/23-lata-od-zabojstwa-ks-sucho...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Jeszcze o ks. Suchowolcu, kapłanie bielostockiej Solidarności, k
którego rocznica śmierci jutro mija:
KS. STANISŁAW SUCHOWOLEC
Stanisław Suchowolec ur. się 13.05.1958 r. Czując głos Bożego powołania wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Białymstoku. W czerwcu 1983 r. przyjął święcenia kapłańskie. Został wikariuszem w parafii w Suchowoli, sześciotysięcznej osadzie przy trasie Białystok - Augustów, w odległości 4 km od wsi Okopy, miejsca urodzenia ks. Jerzego Popiełuszki. Obaj kapłani zaprzyjaźnili się ze sobą. Ks. Popiełuszko powiedział kiedyś do swojej matki: "Mamo, jeśli ze mną coś się stanie, Staszek mnie zastąpi."
11.11.1984 r. obaj kapłani mieli koncelebrować Mszę Świętą za Ojczyznę. Niestety, 3 tygodnie wcześniej Ks. Jerzy został zamordowany. Ta śmierć był silnym wstrząsem dla młodego kapłana. Począwszy od listopada 1984 r. ks. Suchowolec wprowadził w każdą drugą niedzielę miesiąca mszę św. za ojczyznę i w intencji beatyfikacji ks. Jerzego. Przy kościele założył izbę Pamięci zamordowanego kapłana a na cmentarzu przykościelnym wybudował jego symboliczny grób. Rodzicami ks. Jerzego opiekował się jak rodzony syn. Msze św. za ojczyznę zaczęły przyciągać wiernych z całego regionu. Zaniepokojone władze próbowały naciskami na przełożonych kościelnych, zmusić ks. Suchowolca do milczenia. Gdy to nie pomogło, zaostrzono inwigilację, straszono anonimami o rychłej śmierci. W 1985 r wiosną ks. Suchowolec został pobity przez tzw. nieznanych sprawców, a latem uszkodzono hamulce w jego samochodzie tak, że jadący nim pracownik parafii ledwo uszedł z życiem z ciężkiego wypadku.
W lipcu 1986 r. został przeniesiony do parafii w Białymstoku. Tam wprowadził msze św. za Ojczyznę, wybudował pomnik ku czci ks. Popiełuszki, stworzył duszpasterstwo robotników, skonsolidował miejscową opozycję, pomagał rodzinom prześladowanych działaczy Solidarności. Równocześnie podjął studia nauk społecznych na KUL-u.
Nocą 30.01.1989 r. współlokatorów plebani, obudził swąd spalenizny. Przerażeni wyważyli drzwi do ks. Suchowolca i znaleźli go na podłodze, obok własnego łóżka, z głową położoną po przeciwnej stronie niż poduszka. Nie dawał znaku życia. Obok zwłok leżał Nika, tresowany doberman, przyjaciel i obrońca księdza...
Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił pomiędzy 2 a 4 w nocy, na skutek zatrucia tlenkiem węgla. W górnej części klatki piersiowej stwierdzono krwawe wylewy, powstałe na skutek uderzenia.
Według oficjalnej wersji przyczyną zgonu miał być nieszczęśliwy wypadek.
Mec. Jerzy Neuman, pełnomocnik rodziny zmarłego powiedział: "W pobliżu łóżka nie było żadnych twardych przedmiotów... Nie można wykluczyć, że sińce są skutkiem urazu spowodowanego przez inną osobę."
Komendant białostockiej straży pożarnej po obejrzeniu filmu z wizji lokalnej stwierdził: "Termowentylator nie mógł być przyczyną pożaru. (...) ( Pożar - PP ) mógł powstać z najprzeróżniejszych przyczyn. Jedno jest pewne: spowodowała go fachowa ręka".
Wszystko wskazuje, że ks. Suchowolca najpierw pozbawiono przytomności, a następnie spowodowano pożar w wyniku którego uległ zaczadzeniu. Sprawców i inspiratorów zbrodni do dzisiaj nie wykryto.
Copyright © 2000-2012 (Katecheza Wirtualna) All rights Reserved.
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
5. 25. lat temu zamordowano ks. Stefana Niedzielaka. Trzy tygodnie
25. lat temu zamordowano ks. Stefana Niedzielaka. Trzy tygodnie po jego śmierci rozpoczął się Okrągły Stół
http://niezalezna.pl/50823-25-lat-temu-zamordowano-ks-stefana-niedzielak...
W nocy z 20 na 21 stycznia 1989 r. zamordowany został proboszcz parafii św. Karola Boromeusza na Powązkach, ksiądz Stefan Niedzielak, kapelan AK i uczestnik powstania warszawskiego, współzałożyciel Rodziny Katyńskiej. Trzy tygodnie później obrady rozpoczął Okrągły Stół. Zabójców ks. Niedzielaka nigdy nie ujęto, a dowody zebrane na miejscu zbrodni "zaginęły".
Stefan Niedzielak urodził się w 1914 roku w Podolszycach (dziś dzielnica Płocka). Święcenia kapłańskie przyjął w czerwcu 1940 roku z rąk biskupa Stanisława Galla. W czasie okupacji pracował w parafiach Wiskitki, Bolimów i w Łowiczu. Był kapelanem łódzkiego okręgu AK. Uczestniczył w powstaniu warszawskim. Po wojnie był członkiem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.
W 1956 r. został rektorem kościoła św. Karola Boromeusza na Powązkach i dyrektorem cmentarza. W latach 1961-1977 ks. Niedzielak pracował jako duszpasterz na Pradze w parafii Matki Bożej Loretańskiej. W roku 1977 wrócił na Powązki, do parafii św. Karola Boromeusza, gdzie angażował się w organizację patriotycznych mszy św. w rocznice świąt narodowych. W swoich kazaniach ks. Niedzielak upominał się o prawdę o zbrodni katyńskiej.
Z jego inicjatywy w latach 80. w kościele św. Karola Boromeusza powstało Sanktuarium „Poległym i Pomordowanym na Wschodzie”. Ksiądz Niedzielak był współzałożycielem Rodziny Katyńskiej i inicjatorem ustawienia Krzyża Katyńskiego na cmentarzu wojskowym na Powązkach. Wspierał opozycję niepodległościową.
Był z tego powodu szykanowany, dostawał listy z pogróżkami. Inwigilowała go Służba Bezpieczeństwa.
Ksiądz Stefan Niedzielak zmarł w nocy z 20 na 21 stycznia 1989 roku na plebanii przy ul. Powązkowskiej. Znaleźli go wikariusz i kościelny, gdy nie zjawił się, aby odprawić poranną mszę.
Śledztwo w sprawie śmierci księdza Niedzielaka umorzone zostało w 1990.
Gdy IPN prowadzący od 2001 r. śledztwo w tej sprawie zwrócił się do warszawskiej prokuratury okręgowej o przekazanie dowodów rzeczowych, okazało się, że nie odnaleziono ich ani w prokuraturze, ani w Komendzie Stołecznej MO. Śledztwo w sprawie zaginięcia dowodów zostało w 2009 roku umorzone z powodu braku dostatecznych danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.
Ksiądz Stefan Niedzielak był jednym z bohaterów wystawy IPN z 2006 r. zatytułowanej „Ofiary stanu wojennego”. Przedstawiała ona sylwetki 56 ofiar pacyfikacji kopalń, demonstracji, pobić na komisariatach i ulicach, a także osób, które zaszczute przez SB popełniły samobójstwo.
W sierpniu tego roku Piotr Lisiewicz na łamach "Gazety Polskiej" opublikował tekst zatytułowany "Nagonki Lisa jak propaganda PRL. Polowanie na księży z ideami", w którym przypomniał okoliczności śledztwa ws. śmierci ks. Niedzielaka. Przypominamy ten fragment artykułu.
Ksiądz Niedzielak – od Katynia do mordu w 1989 roku
„Katolicki ksiądz, który zgwałcił dziewczynę, jest mniej niebezpieczny niż ksiądz z »ideami« głoszącymi Boga. O ile przepędzić tego pierwszego nie jest niczym trudnym, o tyle, jeżeli chodzi o drugiego, jest to sprawa tysiąc razy trudniejsza i żaden kołtun nie pozwoli go przekląć” – pisał Lenin i słowa te stały się podstawą polityki komunistów wobec Kościoła. Nie przypadkiem w czasach, gdy prorządowe media epatują prawdziwymi i zmyślonymi występkami księży, słowa polskich księży „z ideami”, którzy represjonowani byli w czasach komunistycznych, nabierają na nowo aktualności.
Chyba żaden z życiorysów polskich księży-bohaterów nie mówi o PRL i III RP więcej niż koleje losu księdza Stefana Niedzielaka, uczestnika Powstania Warszawskiego, kapelana AK i Żołnierzy Wyklętych, działającego w WiN. W czasie wojny był on współpracownikiem Delegatury Rządu na Kraj, dzięki czemu wcześnie zyskał dostęp do dokumentów Czerwonego Krzyża w sprawie Katynia.
– W rozmowie przyznał mi się kiedyś, że był tym księdzem, który przekazywał dokumenty w sprawie Katynia, które na miejscu opracowali dopuszczeni tam przez Niemców polscy przedstawiciele Czerwonego Krzyża. Za pośrednictwem księdza Niedzielaka trafiły one w depozyt do kardynała Sapiehy w Krakowie – wspomina były premier Jan Olszewski, w czasach PRL obrońca w procesach politycznych.
Walka o prawdę o Katyniu stała się sprawą, której ksiądz Niedzielak poświęcił wielką część swojego życia. Był kapelanem warszawskiej Rodziny Katyńskiej. W 1981 r. był inicjatorem wzniesienia Krzyża Katyńskiego na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Stanął on 31 lipca 1981. SB jeszcze tej samej nocy go usunęła.
Żaden inny życiorys nie pokazuje też chyba tak wyraziście, czym były przemiany roku 1989 i czym jest III RP. Ksiądz Niedzielak zginął zamordowany przez „nieznanych sprawców” w swojej plebanii na Powązkach w nocy z 19 na 20 stycznia 1989, niecałe trzy tygodnie przed początkiem obrad Okrągłego Stołu. W tym samym czasie zamordowani zostali dwaj inni niezłomni księża z młodszego od niego pokolenia – Stanisław Suchowolec i Sylwester Zych. Sprawców zbrodni nigdy nie ukarano. Gdy w czasie Okrągłego Stołu mecenas Siła-Nowicki poprosił o ich uczczenie minutą ciszy, TVP usunęła ten kawałek transmisji.
W 2009 r. prokuratura przyznała, że z akt sprawy zabójstwa ks. Niedzielaka zniknęły najważniejsze dowody: materiał zabezpieczony podczas sekcji zwłok, ślady zabezpieczone na miejscu zdarzenia, a nawet karty daktyloskopijne. Te ostatnie mogły zawierać odciski palców osób wytypowanych jako podejrzane o udział w zbrodni.
Brak dowodów odkryto po tym, jak IPN chciał je ponownie zbadać. „Przez lata technika kryminalistyczna znacznie się rozwinęła i planowaliśmy zbadanie dowodów na nowoczesnym sprzęcie. Teraz jest większa możliwość uzyskania DNA czy dokładnego zbadania innych śladów. Okazało się, że dowody zniknęły” – powiedział wówczas TVP Info jeden z prokuratorów IPN.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Zamęczony jak ksiądz Jerzy
Zamęczony jak ksiądz Jerzy
O „ostatniej ofierze Katynia” – ks. Stefanie Niedzielaku,
który niestrudzenie walczył o prawdę historyczną – przypomina „Nasz
Dziennik”
został zamordowany ks. Stefan Niedzielak. Sprawców mordu na nim nie
wykryto do dziś. Życie i działalność współzałożyciela Rodzin Katyńskich
przybliża Czytelnikom „Naszego Dziennika” dr Jarosław Szarek z IPN
Krkaów.
Miesiąc przed śmiercią, na Boże Narodzenie 1988 roku, ks. Niedzielak
otrzymał anonimowe życzenia: „Jeżeli nie skończysz ze sprawą Katynia, to
będziesz wykończony”, a potem jeszcze telefony: „Jak się nie uspokoisz,
to zdechniesz jak Popiełuszko”.
Na ścianie kościoła św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach
czarny krzyż z napisem „Poległym na Wschodzie”, poniżej dziesiątki
tabliczek z nazwiskami pomordowanych w Związku Sowieckim – narodowe
sanktuarium Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. Dzieło śp. księdza
prałata Stefana Niedzielaka. Za tę pamięć został zamordowany 26 lat temu
przez „nieznanych sprawców"
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/124469,zameczony-jak-ksiadz-jerzy.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Mimo zakazu ksiądz
Mimo zakazu ksiądz nacjonalista politykuje dalej
14.01.2016
08:30
Ksiądz Jacek Międlar w drodze na marsz w obronie chrześcijaństwa we wrześniu 2015 roku (,Fot. Kornelia Gowacka-Wolf / Agencja Gazeta)
KOD - dziecko Jaruzela pod patronatem Jerzego Urbana - ks. Jacek
Międlar z parafii na Oporowie znów podburza w internecie.
kilka miesięcy temu. Podczas antyimigranckiej manifestacji we Wrocławiu
śpiewano m.in. "Je...ać Araba", a jej uczestnicy nieśli transparent
skierowany do ówczesnej premier Ewy Kopacz: "Za zdradę narodu spotka cię
kara, zawiśniesz na sznurze, ty k... stara". Wtedy ksiądz Jacek
zagrzewał uczestników manifestacji do walki o wielką Polskę...
Cały tekst: http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,19473006,mimo-zakazu-ksiadz-nacjonalista-politykuje-dalej.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl