Raport Komisji Millera nie ujawnił nowych informacji. Pośrednio obnażone zostały tylko kłamstwa antyprezydenckiej propagandy Gazety Wyborczej i mediów stowarzyszonych na temat rzekomych nacisków na pilotów. Można było się spodziewać, że raport nie wskaże osób odpowiedzialnych za katastrofę samolotu w Smoleńsku. Warto jednak zauważyć bardzo poważny błąd Millera popełniony w trakcie prezentacji raportu.
Gazeta Polska” zapytała o słynną brzozę, w którą uderzył TU 154M, co zgodnie z wersją MAK oraz opinią większości mediów w Polsce, miało doprowadzić do utraty skrzydła przez samolot i obrotu jeszcze przed uderzeniem w ziemię (tzw. półbeczki): „czy samolot przeciął ją na wysokości 5,1 metra, czy 6 metrów, czy „miękka brzoza jest w stanie przeciąć twardy kawałek metalu” i jak to ma się do reakcji świadków, że samolot gubił części jeszcze przed uderzeniem w drzewo. - Jak ma się fakt brzozy do totalnej destrukcji samolotu w locie?”
I odpowiedź Millera:
„Podejdźmy do tego ze znajomością praw fizyki. Ten samolot leciał z prędkością 270 km/h. Może pan łatwo sprawdzić samochodem, co się stanie, jak pan z taka prędkością wjedzie w brzozę. Brzoza nie była pierwszą przeszkodą, na którą wpadł samolot – nie zmieniły one trajektorii lotu, ale pozostawiły ślady. Stąd znalezienie części przed brzozą.”
Niestety, odpowiedź ministra całkowicie go kompromituje. Po pierwsze, nie istnieje żaden dowód na to, że uderzenie w brzozę spowodowało istotny uszczerbek w systemach zasilania i sterowania samolotu. Nie zmienił się również tor lotu Tupolewa. Odczyt z rejestratorów mówi po prostu co innego. Po drugie, zderzenie samochodu z brzozą jest zjawiskiem całkowicie nieporównywalnym ze względu na olbrzymią różnicę mas przeciętnego samochodu i samolotu TU 154M.
Średniej wielkości samochód waży 800-1500 kg, masa dużych samochodów terenowych to 3000 kg. Masa własna TU 154m to 54 000 kg, a masa startowa 102 000 kg czyli odpowiednio 50 i 100 razy więcej niż masa przeciętnego samochodu. Gdyby Miller znał podstawowe prawa fizyki wiedziałby, że zderzenie TU 154M z brzozą o średnicy 30-40 cm na wysokości 5 metrów to jak uderzenie w gęsty krzak zwykłym samochodem. Możemy wtedy liczyć się z uszkodzeniem lakieru albo utratą lusterka. Nic więcej nie powinno nam się przytrafić.
Pozostaje pytanie, dlaczego wysoki urzędnik polskiego rządu ośmiesza się w ten sposób na publicznie prezentowanej konferencji prasowej. Czy wersja o owej brzozie została przygotowana przez kogoś innego i „podrzucona” po 10 kwietnia 2010 roku do polskich mediów? Dlaczego rząd trzyma się jej jak pijany płotu i co najwyżej próbuje po cichu wycofywać z wersji o „półbeczce” Tupolewa? Czy nie jest tak, że owa „stalowa” brzoza” ma ukryć rzeczywiste przyczyny katastrofy, których ujawnienia tak bardzo boi się rząd premiera Tuska?
Poniżej – podstawowe parametry TU 154M
Parametr | Tu-154M |
długość [m] | 47,9 |
wysokość [m] | 11,4 |
rozpiętość [m] | 37,55 |
powierzchnia nośna [m²] | 201,5 |
liczba pasażerów | 180 |
masa własna [kg] | 54 000 |
maksymalna masa startowa [kg] | 102 000 |
prędkość minimalna [km/h] | 235 |
prędkość maksymalna [km/h] | 950 |
pułap maksymalny [m] | 11 000 |
http://www.tvn24.pl/0,1712244,0,1,rodziny-niektorych-ofiar--dziennikarze-_-za-chwile-raport-millera,wiadomosc.html
http://rewident.salon24.pl/328461,stalowa-brzoza-millera
3 komentarze
1. Inna fizyka (Stary Wiarus)
http://wtemaciemaci.salon24.pl/328503,inna-fizyka
"Charakter uszkodzeń silników świadczy o tym, że pracowały w momencie wypadku. "(Strona 297 z 328)
Znaczy,
w momencie wypadku ten wirnik pierwszego stopnia sprężarki lewego
silnika, który teraz stoi oparty o wrak pod brezentem, kręcił się z
prędkością co najmniej 1500 obr/min?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. „Zjawisk fizycznych i
„Zjawisk fizycznych i myślenia logicznego
nie da się oszukać” – z profesorem Zdzisławem Śloderbachem*,
pracownikiem naukowym Politechniki Opolskiej na temat przyczyn
„katastrofy smoleńskiej” rozmawia Grzegorz Bieniarz
Według
ekspertów duraluminiowy kadłub powinien rozpaść się na kilka części i
powyginać a nie rozerwać się na tak drobne kawałki, na podstawie analizy
zdjęć stwierdzono, że części te nie są zgniecione, pogruchotane czy
zrolowane a po prostu rozerwane. Co więc spowodowało taki rodzaj
zniszczeń?
Z nauki o wytrzymałości materiałów,
którą wykładam na Politechnice Opolskiej, i którą zajmuję się zawodowo
oraz z historii wielu innych podobnych katastrof, chociażby tej z 22
marca 2010 r. pod moskiewskim lotniskiem Domodiedowo – http://niepoprawni.pl/grafika/katastrofa-rosyjskiego-tu-204
(tam samolot w podobnych warunkach i o podobnych parametrach
techniczno-konstrukcyjnych tylko popękał w kilku miejscach, nikt nie
zginął byli tylko ranni) nic nie wskazuje, aby przy takim locie koszącym
jaki wykonywał polski samolot z prezydentem, mógł on się rozpaść na tak
drobne części. Przy zetknięciu z mokrą ziemią – podłożem mokrym,
gliniastym, błotnistym (takie opisy gruntu znamy choćby z relacji
reportera operatora TVP Sławomira Wiśniewskiego), który mówił, że
ugrzązł w błocie i nie mógł szybko uciekać, czy wręcz się w nim
zablokował. To wskazuje tylko na jedno: że musiała być inna przyczyna
takiej destrukcji samolotu aniżeli zetknięcie samolotu z ziemią przy
locie koszącym. Taką przyczynę, którą konsultowałem z innymi
profesorami, tylko spowodować mogła „nietypowa, niekonwencjonalna”
eksplozja. Wszystko wskazuje, że mogła to być eksplozja ładunku tzw.
termobarycznego. Inni to nazywają bombą próżniową, eksplozją
wolumetryczną, a jeszcze inni – bombą paliwową. Takie skutki
rozczłonkowania kadłuba samolotu mogła spowodować tylko energia wywołana
przez „specjalny” ładunek wybuchowy, a nie zetkniecie z grząską
błotnistą ziemią, porośniętą rzadkim laskiem (samosiewnym młodnikiem) i
jedną trochę grubszą brzozą.
Prof. Dakowski twierdzi, że taki rozpad jest sprzeczny ze znaną z mechaniki wytrzymałością materiału kadłuba…
Tutaj więc zgadzam się z Profesorem M.
Dakowskim. Dodam jeszcze, że za wyjątkiem skrzydeł, kształt samolotu
przedstawia duże cygaro. Jest to w mechanice albo geometrii kształt
zwany – obłym, to znaczy, że taki kształt powoduje, że samolot mógł
ocierać się stycznie o drzewa, chyba, że trafiłby dziobem (kokpitem)
prosto w środek jakiegoś potężnego drzewa (takich tam nie było) i wtedy
ten przód powinien być zmiażdżony. Ale nic nie świadczy, że kabina
pilotów została zmiażdżona (wg świadków i zdjęć, kokpit samolotu owszem
częściowo zdeformowany był widziany wraz z przypiętymi wewnątrz
pilotami, nawigatorem i technikiem pokładowym oraz piątą osobą, którą
był prawdopodobnie minister Kazana lub generał Błasiak – co zostało
ostatnio raczej wykluczone). Taki kadłub ociera się (stycznie obija) o
drzewa, a nie odbija od nich i jest jak długie cygaro (prześlizguje się
między drzewami ocierając o nie) i oczywiście skrzydła przy tym koszą
drobne drzewa. Więc tutaj profesor M. Dakowski ma zupełną rację. Poza
tym nie jest to samolot wykonany z tektury czy z cienkich deseczek, że
przy zderzeniu z takim podłożem mógłby się tak rozpaść. Ta rozpaść mógł
się tylko samolot wykonany z tektury albo z cienkiego suchego drewna lub
kruchego plastiku. Kadłub tych samolotów jest wykonany z duraluminiowej
blachy o grubości przeważnie7,5 mm, który nie jest jednolity – on jest
wzmacniany poprzecznymi popręgami i wzdłużnicami. To jest, jeżeli chodzi
o konstrukcję, tzw. „zamknięta konstrukcja zbrojona i umacniana
wzmocnieniami”. Poza tym to wszystko jest wzmacniane dodatkowymi
wzajemnie wiążącymi się elementami podłogi, siedzeń, grodziami
przedziałów bagażowych, salonek itp. Więc takie zniszczenie nie wskazuje
absolutnie na efekt zejścia lotem koszącym, zetknięcia z ziemią i
następnie ślizgania się po niej, rolowania i zgniatania się aż do
zatrzymania – takich uszkodzeń ten samolot nie prezentuje. To są
uszkodzenia innego rodzaju – on się rozpadł na drobne kawałki. Taki
rozpad jest możliwy tylko przy eksplozji „specjalnego nietypowego,
niekonwencjonalnego ładunku wybuchowego”.
Wersja oficjalna głosi (wersja
MAK), że samolot uderzył w ziemię w pozycji odwróconej o 180°, a
odwrócenie wynikało z utraty części lewego skrzydła w wyniku kolizji z
brzozą o średnicy 30-40 cm?
I znowu następna fizycznie niemożliwie
sytuacja. Przecież ten samolot z ludźmi na pokładzie –ich było prawie
stu, niech każdy średnio waży po 70 kg, czyli z bagażami dochodzi ok. 10
ton wagi lub więcej oraz paliwo. To przy wadze pustego samolotu – 80
ton, wychodzi nam łącznie waga ok. 100 ton. Przy prędkości minimum 270
km/ha według wersji, że przy 100 mnad poziomem tego jaru pilot dał
sygnał PULL UP – odchodzimy na drugi krąg, pilot zwiększył ciąg
–samolot poszedł troszeczkę do góry, wtedy zahaczył o drzewo, przy
jeszcze zwiększonej prędkości (może ~ 300km/h). Czyli przy prędkości
rzędu ok.300 km/h razy masa – prawie 100 ton to wychodzi ile wynosił
pęd. I teraz, żeby ten samolot obrócić, to trzeba mieć potężną silę żeby
mógł on wykonać obrót wokół swej osi czyli wykonać półbeczkę – czyli
należałoby użyć potężnego momentu krętu, który taką masę obróci o 180°.
Więc obrazowo potrzeba by co najmniej kilkanaście takich brzóz lub
więcej, żeby coś takiego mogło nastąpić. Załóżmy więc teoretycznie, ale
tylko po to żeby zbić fałszywe argumenty, że samolot byłby w stanie się
obrócić – chociaż zaznaczam, że fizycznie było to niemożliwe – ale żeby
jeszcze tym dowodem obalić te mylne teorie. Otóż góra kadłuba jest
słabsza, i owszem wtedy nastąpiłaby być może śmierć tych wszystkich
ludzi, kiedy samolot trąc tą górą o ziemię – nastąpiłoby zrolowanie i
zgniecenie i ścięcie tych ludzi. Ale cały dół kadłuba, ten bagażowy, na
którym czasami samolot ląduje awaryjnie – na brzuchu, jest przecież
silniejszy i dużo bardziej wzmocniony. Oglądamy czasami na różnych
relacjach i filmach z rzeczywistych katastrof, kiedy samoloty lądują na
brzuchu, trąc podłożem o ziemię, pas lotniska lądują i nic się nie
dzieje, dopóki nie wystąpi zapalenie się paliwa i jego wybuch. Kiedy się
nie zapali to jest wszystko w jako takim „porządku”. Owszem część
pasażerów doznaje obrażeń, może kilku umiera ale nie wszyscy
jednocześnie!!! Tutaj natomiast wielkiego słupa ognia i dymu nie było i
potężnego wybuchu także (tylko takie „plaśnięcie” – charakterystyczne
dla eksplozji wolumetrycznej). Eksplozje te charakteryzuje stosunkowo
mały huk, mały ogień i bardzo duże zniszczenia większe niż przy
wcześniej stosowanych ładunkach. Ten samolot się nie zapalił i nie
spalił, paliwo też nie wybuchło (wg świadków wszystkie rzeczy były
ubrudzone ziemią i paliwem) w sensie takim jak to zwykle bywa, tylko
został rozerwany. Cały więc ten dół samolotu (wzmocniony brzuch), który
byłby wówczas obrócony do góry, przy tym lądowaniu na plecach samolotu
powinien być prawie cały lub popękany. Tutaj natomiast i dół i góra
kadłuba zostały rozerwane na drobne części. Je to wiec więc następny
dowód naukowo-dedukcyjny, który świadczy, że wersja o tym że samolot
wykonał półbeczkę i lądował na tzw. grzbiecie czyli obrócony do góry
kołami jest nieprawdziwa. A wobec faktu takich i tego rodzaju zniszczeń
nie znajduje potwierdzenia.
A czy da się za pomocą zjawisk
fizycznych wytłumaczyć wersję, że samolot stracił 6,5 m część skrzydła
po zderzeniu z brzozą, która w miejscu zderzenia miała średnicę 30-40
cm?
Fizycznie jeżeli ktoś nie widział jak
wygląda to skrzydło, jakie są jego rzeczywiste wymiary i konstrukcja to
przy ścięciu takiej brzozą, kiedy jeszcze ścięta część zostaje przy
brzozie, to z fizycznego punktu widzenia rzadko się zdarza. Nawet kiedy
jest jakaś wada materiału, z czego cynicznie śmiał się rzecznik rządu –
pan Graś. Tak tylko może ironizować ktoś, kto nie ma w ogóle poczucia
etyki kpiąc i mówiąc, że może ktoś to skrzydło nadpiłował i dlatego
odpadło. Więc jeżeli brzoza została ścięta, to mógł być ślad wgniecenia,
zdeformowania i innych uszkodzeń w tym skrzydle, ale nie odpadnięcia
poprzez ścięcie części skrzydła. Od kiedy miękkie drzewo (brzoza) ścina
metalowe wzmocnione konstrukcje? Nie odpadają też dwie części
jednocześnie – jeżeli jest ich fizyczny i uderzeniowy kontakt. Jeżeli
jest uderzeniowy niszczący kontakt fizyczny, to jest jeden zniszczony
element, a ten drugi się nie tak nie niszczy. W zjawisku fizycznym tak
jest. Chyba, że oba są takie same, z tego samego materiału. Ale to nie
było możliwe, bo brzoza jest drewnem a skrzydło duraluminiowym metalem,
poza tym jest ono wzmacniane żebrami obwodowymi i wzdłużnymi,
przegrodami i tzw. grodziami oraz jest w nich także paliwo.
Według pilota kpt Janusza Więckowskiego samolot mógł z tego powodu nieznacznie się przechylić ale nie obrócić o 180 stopni?
Tutaj pan pilot, którzy wylatał tysiące
godzin, ma rację. Nie zamierzam nawet z tym panem polemizować, bo to
jest fachowiec i on wie co mówi. Ten samolot mógł rzeczywiście trochę
się przechylić, tak jak np. czołg który wjedzie na kamień – też się
troszeczkę przechyli, ale to nie znaczy, że się od razu wywróci. Czyli
reasumując, mówię że samolot od uderzenia z brzozą trochę się przechylił
a jego lot był w chwilę potem zostałby wyrównany i wypoziomowany.
Zastanawiający
jest fakt, że przednia część kadłuba leżała w pozycji normalnej,
natomiast część od skrzydeł do ogona była odwrócona o 180 stopni. Co
mogło spowodować taki stan rzeczy?
To mogło wskazywać na to, że ten lot
koszący, z chwilą zetknięcia z ziemią przestał być koszący i jedne
części zachowywały się inaczej. Czyli były jakieś siły dodatkowe, które
takie „wywrotki” i rozrzut spowodowały. Jeżeli kokpit na jednym ze zdjęć
jest w widocznej pozycji – widać szyby, widać przód, jest to pokazane
tylko w kilku fragmentach zdjęć na video (na tzw. stop klatkach) i
trzeba to specjalnie zauważyć. Jest tak na pewnych zdjęciach zrobionych
ze sfilmowanych ujęć z miejsca katastrofy. Więc przód kokpitu wyglądał w
miarę „normalnie”, a kadłub był jakimiś dodatkowymi siłami, poskręcany,
powywracany łącznie z kołami i rozczłonkowywany na drobne elementy. Ale
to świadczy o tym, że on nie lądował na plecach, bo są zdjęcia, które
pokazują, że koła z jednej części były całe ubłocone – to znaczy, że on
tymi kołami dotknął ziemi, a nie, że uderzył w ziemię „na plecach”,
odwrócony o 180°. A to, że ten kadłub miał jedne części tak a drugie tak
poustawiane i porozrzucane? – Przy wybuchu, eksplozji to wszystko się
rozlatuje, wywraca i ląduje w różny sposób. To by świadczyło także o
budowie tego samolotu. Ja oglądałem tą konstrukcję i ona, składa się z
czterech głównych części, oddzielonych grodziami. Idąc od przodu jest:
kokpit czyli kabina pilotów, dalej są dwie salonki, pierwsza, za kabiną
pilotów, prezydencka, następna jest salonka VIP-owska – tam siedzieli
generałowie, ważniejsi ministrowie, a w dalszej trzeciej części tej
największej, czyli przedziale pasażerskim siedzieli inni ludzie –
posłowie, zaproszeni goście oraz jest czwarta część – ogon, gdzie są
także silniki. I te cztery części są przedzielone grodziami. Przy
eksplozji ładunku, przy spowodowaniu wybuchu, te cztery elementy
zachowują się każda trochę inaczej. Salonki są dodatkowo wzmocnione
płytami i stanowią jakby oddzielne umocnione skrzynki odgrodzone od
siebie, części pasażerskiej i kokpitu grodziami, kokpit stanowi również
oddzielna skrzynkę. One jakby wypadły osobno i nie w taki drobny mak się
rozleciały. Największe zniszczenia były w kabinie pasażerskiej i w tych
salonkach Prezydenta i VIP-owskich, które też zostały po uszkadzane, a
ogon jak kokpit także odpadł. Takie skutki powoduje eksplozja, która,
dodajmy, nie była w ogonie, w kokpicie, tylko w części pasażerskiej i
chyba także w salonkach.
Jest Pan profesorem mechaniki i
matematyki stosowanej. Czy taką wersję jaką Pan profesor prezentuje może
potwierdzić każdy naukowiec z dziedziny fizyki, matematyki, mechaniki,
czy innych dziedzin ścisłych na każdej polskiej uczelni i nie tylko
polskiej? Czy jest to wiedza znana i w naukowym środowisku powszechna,
ale nie jest przekazywana opinii publicznej?
Czy każdy? Nie wiem. Czy każdy tak
analizował? Niektórzy panowie może robili różne analizy i wyciągali
wnioski na podstawie dedukcji tak jak ja. Mnie to bardzo interesowało,
również ze względu na moje zapatrywania, jakie mam, jeżeli chodzi o
Polskę, o to, co dzieje się obecnie z naszym krajem i ze względu na moje
przekonania patriotyczne. Zawsze mnie dziwiło i ciągle bardzo dziwi –
ale być może taki jest dobór prelegentów – że w prezentacjach radiowych i
telewizyjnych w zasadzie nie ma ekspertów z dziedziny mechaniki,
wytrzymałości materiałów, aerodynamiki , dynamiki i kinematyki lotów.
Najczęściej byli to dziennikarze albo jacyś inni pseudo eksperci,
redaktorzy czasopism o tematyce lotniczej, byli także redaktorzy
czasopism związanych z awiacją. Może ci panowie trochę wiedzą na temat
historii lotnictwa, wiedzą powierzchownie na temat budowy samolotów i
ich parametrach, cenie zakupu, miejscu produkcji – ale nie znają się na
wytrzymałości materiałów, aerodynamice i kinematyce lotów. Jest wydział
na Politechnice Warszawskiej – Wydział Mechaniki Energetyki i Lotnictwa
tzw. MEL i na Politechnice Rzeszowskiej – Wydział Budowy Maszyn i
Lotnictwa, gdzie na pewno profesorowie mają na ten temat wiedzę, ale ich
nikt nie zaprasza. Znany jest mi tylko jeden profesor, który w tej
kwestii zabrał głos publicznie i jest fizykiem. Jest to profesor
Mirosław Dakowski, który pisał o tym na swoim blogu. Jest to profesor
bardzo uznany, uczony o uznanej sławie i renomie, który wie co pisze!!!
Więc ten jedyny profesor, który jest już autorytetem, czyli można
powiedzieć, że jest nas dwóch, bo ja również te wszystkie tezy i wnioski
profesora M. Dakowskiego popieram. Jedną sprawą, która mnie dodatkowo
zaciekawiła, a o której się nie mówi to pojawienie się mgły. Przecież o
10.40 w kwietniu nie pojawia się nagle mgła sama. Mgła jest zjawiskiem,
które zawsze pojawia się z samego rana. I mieszkańcy okolic Smoleńska, z
którymi były wywiady, wypowiadali się, że z rana świeciło słońce a
nawet potwierdzali to kontrolerzy lotu. Prawdopodobnie była to jedna z
sugestii żeby podejście do lądowania mjr Protasiuk wykonał od strony
wschodniej w kierunku zachodnim, a nie z zachodniej w kierunku
wschodnim. Wówczas słońce miałby przed sobą i świeciło by mu w oczy. To
podejście właśnie od strony zachodniej jest proste – tam nie ma tego
jaru, tam nie ma tej nierówności – jest płaska powierzchnia i dobrze
oświetlona. To z tej strony trzy dni wcześniej lądował samolot z
premierem Tuskiem. Dlaczego mjr Protasiuk wybrał, sugerując się
lądowaniem pod słońce, tą gorszą drogę podejścia??? Tego nie wiem, ale
znając wcześniejsze relacje mjr Protasiuka, to wynika z nich, że także
znał i to podejście i już wcześniej lądował z dwóch stron. Wybrał taki
wariant, gdyż poinformowano go nad terytorium Rosji, że jest słońce i
chyba wolał je mieć z tyłu niż z przodu. Jednak kontrola nie
poinformowała go później, że tam zaczęła pojawiać się mgła, która jest
zjawiskiem znowu atmosferycznie niewytłumaczalnym, bo mgły pojawiają się
z rana i przed południem ustępują, najpóźniej do godz. 9.30 – 10.00. A
tam mgła zaczęła się pojawiać po godzinie 10.00. Znowu następny
niewytłumaczalny paradoks – akurat tego dnia. Z wypowiedzi mieszkańców
okolic Smoleńska wynika, że szykowała się z rana bardzo ładna pogoda,
bardzo ładny słoneczny dzień oraz, że po godz. 11.00 już mgły nie było.
No więc jeżeli mówimy o realnym locie tego samolotu, o zjawiskach
fizycznych, to nie możemy wkraczać w zjawiska parafizyczne – w jakieś
nienormalne pojawienie się mgły, jakieś nienormalne roztrzaskanie się
samolotu w drobny mak w błocie i (samosiewnym młodniku) nienormalne
zachowanie się samolotu w końcowej fazie lotu itp.– takie rzeczy nie są
normalne. Jeżeli wkracza tutaj dziedzina nauk technicznych, ścisłych, to
musimy mówić językiem nauk ścisłych i takie zjawiska nie są normalne –
chyba, że są w jakiś sposób przygotowane i specjalnie wywołane przez
człowieka.
Profesor Dakowski w liście do prokuratury zawiadamiającym o popełnieniu przestępstwa napisał:Prawa fizyki, jak i prawa logiki, obowiązują bezwzględnie. Nie da się ichzmienić, bo są to prawa natury; stoją one ponad„prawami”geo-polityki czy socjologii. (Treść listu tutaj)
Ja spotkałem profesora Dakowskiego kilka
razy np. w Opolu czy w Głuchołazach w 2008 r. I jeżeli profesor M.
Dakowski tak pisze, to ja jestem pewien, że profesor wie co pisze i się z
nim utożsamiam, zgadzam i popieram jego wersję w tym temacie. Zjawisk
fizycznych i myślenia logicznego nie da się oszukać, i że prędzej czy
później prawda o tej katastrofie samolotu (zamachu???), zostanie
wytłumaczona. W to musimy wierzyć, inaczej racjonalne, naukowe i
logiczne myślenie nie miałoby sensu bycia w przyszłości!!!
*Zdzisław Śloderbach – Profesor PO
doktor habilitowany inżynier, wykładowca na Politechnice Opolskiej
posiadający na tej uczelni status profesora nadzwyczajnego. Specjalizuje
się w takich dziedzinach jak: zastosowania matematyki w technice,
mechanika ciała stałego, niezawodność i wytrzymałość, teoria
sprężystości i plastyczności, naprężenia termiczne, technologia
przeróbki plastycznej. Jego szereg prac z zakresu zastosowań matematyki w
mechanice zostały wydane przez jedną z najbardziej prestiżowych uczelni
na świecie – Uniwersytet Berkeley w USA (drugie miejsce po Harvardzie w
rankingu listy Szanghajskiej). Profesor był represjonowany w stanie
wojennym i za swoją opozycyjną działalność został zwolniony z pracy w
instutucie w Warszawie. W tzw. „wolnej” Polsce z przyczyn politycznych w
2004 r. nie został przyjęty do pracy na Politechnice Wrocławskiej.
Odznaczony w 2006 r. Krzyżem „Semper Fidelis”. Posiada status
pokrzywdzonego nadany mu przez IPN.
źródło: LINK
http://ngopole.wordpress.com/2011/05/13/%E2%80%9Ezjawisk-fizycznych-i-myslenia-logicznego-nie-da-sie-oszukac%E2%80%9D-z-profesorem-zdzislawem-sloderbachem-pracownikiem-naukowym-politechniki-opolskiej-na-temat-przyczyn-%E2%80%9Ekatastro
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Raport komisji Millera wpisał się w retorykę raportu MAK. Winni piloci, polski Prezydent. Reszta cacy.
Ci co zamordowali polskiego prezydenta umyli ręce jak Piłat
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz