Dot. realizacji konkursu na zagospodarowanie miejsca pamięci Górczewska 32
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl Olsztyn, 19 lipiec 2011 r.
ul.Rzędziana 32
11-041 Olsztyn
Burmistrz Dzielnicy Wola
Urszula Kierzkowska
al. Solidarności 90,
01-003 Warszawa
burmistrz@wola.waw.pl
Dotyczy : wniosku o udzielenie informacji publicznej decyzja z dnia 24.11.2010 r. nr UD-XVII-WZP-TWO-6424-1-9-10
Działając w imieniu Stowarzyszenia Blogmedia24 z siedzibą w Olsztynie, patronującemu społecznej inicjatywie blogerów, zwracam się do Pani Burmistrz z uprzejmą prośbą o udzielenie informacji publicznej w sprawie realizacji projektu zagospodarowania miejsca pamięci przy ul. Górczewskiej 32 w związku ze zbliżającą się 67. rocznicą rzezi na cywilnych mieszkańcach Woli.
W nawiązaniu do wcześniejszej korespondencji w sprawie, (Państwa odpowiedź z dnia 1 czerwca 2010 r., pismo znak CRWIP/737/10) oraz ustaleń w trakcie spotkania na początku kwietnia 2010 r. w siedzibie Gminy Woli, na którym byli obecni Kombatanci, przedstawiciel ZDM – u i Prezydent mst Warszawy, korespondencji Biura Rzecznika Spraw Obywatelskich (pismo znak RPO-631 51-I/09/MS z 18.01.2010 r.)i pisma ZDM z dnia 31.08.2010 r. znak ZDM-ZUWD/A-KMA-0717-35-2-10 w przedmiotowej sprawie, spotkania naszego Stowarzyszenia z Burmistrzem Dzielnicy Wola w roku 2010 w sprawie godnego upamiętnienia miejsca kaźni cywilnych mieszkańców Woli przy ul.Górczewska 32 oraz decyzji z dnia 24.11.2010 r. nr UD-XVII-WZP-TWO-6424-1-9-10 prosimy o informację czy na sierpniową uroczystość uczczenia pamięci o pomordowanych zostanie odsłonięty zatwierdzony decyzją Burmistrza projekt pomnika.
Jesteśmy zaniepokojeni postępem, a raczej brakiem widocznego postępu prac na parkingu przy ul. Górczewskiej 32.
W związku z powyższym zwracamy się z wnioskiem o udzielenie informacji publicznej , kiedy zostanie zrealizowany przyjęty projekt dla godnego upamiętnienia tego Miejsca Pamięci Narodowej.
Z poważaniem
Prezes Zarządu
Elżbieta Szmidt
Filed under: INTERWENCJE STOWARZYSZENIA BLOGMEDIA24.PL
- Wola44 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
16 komentarzy
1. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Cieszę się, ze Pani zabrała się za projekt Woli. Zajmowało się nim wielu piszących w Blogmedia, S24. Pani Gosiewska.
Nici.
Pani burmistrz jest nieprzemakalna.
Życzę sukcesów
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
2. Trzymam kciuki,
faxe
3. 5 sierpnia 2011 – piątek godz. 16.00 ul. Górczewska 32
WOLA
30 lipca 2011 – sobota
godz. 14.00 Uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa przy obelisku poświęconym poległym żołnierzom Zgrupowania Armii Krajowej „Chrobry II”; ul. Chmielna 132/134
godz. 15.00 Uroczystości przy tablicy Zgrupowania „Chrobry II”; ul. Żelazna 10 przy Al. Jerozolimskich
31 lipca – niedziela
godz. 14.00 Uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa przy miejscu pamięci Zgrupowania „Radosław”; ul. Okopowa róg ul. Mireckiego
godz. 17.00 Uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa przy miejscu pamięci Zgrupowania „Waligóra”; ul. Wolska róg ul. Młynarskiej
5 sierpnia 2011 – piątek
godz. 13.00 Uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa oraz koncert piosenek patriotycznych Pałacyk Michla, Żytnia, Wola w wykonaniu Dziecięcego Zespołu Pieśni i Tańca „Vistula” – Dom Kultury „Działdowska” z towarzyszeniem zespołu instrumentalnego; Pałacyk Michla, ul. Wolska 40
godz. 14.00 Uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa przy miejscu pamięci Harcerskiego Batalionu „Zośka” Zgrupowania Radosław AK; „Gęsiówka”, ul. Anielewicza 34
godz. 16.00 Uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa przed tablicą upamiętniającą ofiary egzekucji ludności cywilnej w dniach 5-12 sierpnia 1944r.; koncert piosenek patriotycznych Pałacyk Michla, Żytnia, Wola; ul. Górczewska 32
godz. 17.00 Uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa przed płytą poświęconą harcerkom „Szarych Szeregów” – pamięci harcerek Drużyny nr 100 im. E. Plater Harcerskiego Patrolu Sanitarnego Obwodu AK WOLA; ul. Karolkowa 53
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. o 17.00 4 sierpnia – czwartek AK
„WALIGÓRA”
31 lipca – niedziela
godz. 17.00 Złożenie kwiatów pod tablicą pamięci; na rogu ulic Wolskiej i Młynarskie
4 sierpnia – czwartek
godz. 17.00 Złożenie kwiatów, tablica pamięci; na rogu ulic Górczew-skiej i Prymasa Tysiąclecia [obok drewnianego krzyża]
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Przyjechali, żeby zabić miasto
sierpnia do ogarniętej Powstaniem Warszawy docierają SS-Gruppenführer
Heinz Reinefarth i SS-Standartenführera Oskar Dirlewanger - zadanie mają
jasne: zgnieść opór, zniszczyć miasto, nie oszczędzać ludności
cywilnej. Szczególnie ten ostatni będzie wykonywał je szczególnie
ochoczo...
Reinefarth ma dowodzić odsieczą idącą na pomoc niemieckim jednostkom
walczącym w Warszawie. To właśnie jemu zostaje podporządkowana 36
Dywizja Grenadierów SS "Dirlewanger". Oddział zdążył się już okryć złą
sławą pacyfikując walki powstańcze na Białorusi. Ludzie Dirlewangera
puścili tam z dymem kilkaset wsi masowo mordując ludność cywilną. Ich
brutalność budzi opór i oburza nawet władze SS. Białoruska rzeź ma być
nawet przedmiotem specjalnego śledztwa.
Doświadczeni mordercy
Jednak po wybuchu Powstania Himmler uznaje, że mordercy Dirlewangera to
idealny oddział do jego stłumienia. Sami Niemcy wzdragają się przed tym,
by mówić o nich "wojsko".
Dirlewanger stworzył swój oddział z więźniów. Początkowo głównie
skazanych za kłusownictwo, ale w sierpniu 1944 "służą" już w nim
powyciągani z obozów i więzień zabójcy i gwałciciele oraz pacjenci
szpitali dla umysłowo chorych. W całym oddziale jest tylko 5 procent
dowódców, którzy nigdy nie byli karani - reszta to dezerterzy i
gwałciciele. Mieli prosty wybór - kula, albo front.
Łatwo ich rozpoznać - zarośnięci i brudni, w mundurach bez dystynkcji,
atakują wcześniej spojeni alkoholem. To oni mają wyprzeć z Woli walczące
tam oddziały "Radosława".
Atak na Wolę
Już 5 sierpnia kontakt z dirlewangerowcami nawiąże batalion "Parasol".
Powstańcy broniący Pałacyku Michla podpuszczają Niemców na bliską
odległość. Z kilku metrów walą do wroga z karabinów.
-Oni się w ogóle nie boją - wymieniają między sobą uwagi zaskoczeni Polacy.
Dirlewangerowcom od powstańców straszniejszy wydaje się sam dowódca.
Dirlewanger bierze udział w większości szturmów swojego oddziału. Kroczy
za atakującymi, lub częściej jedzie w czołgu. Tych, którzy się ociągają
zabija strzałem w plecy.
O tym w jaki sposób utrzymuje dyscyplinę wśród swoich wyrokowców krążą
zresztą legendy. Czwartek to np. dzień wieszania. Na stryczek trafić nie
tak trudno - od kaprysu dowódcy zależy, co uzna za "niesubordynację".
Niewiele trzeba, żeby zawisnąć obok wroga. Dirlewanger podobno sam lubi
wykopać krzesło spod nóg.
Gromada świń
Oddziałowi Dirlewangera daleko do wyszkolonego wojska. Swoje cele
zdobywają zostawiając za sobą dziesiątki trupów. Dowództwo traktuje ich
jako mięso armatnie, któremu i tak przeznaczony był stryczek.
Dużo lepiej wychodzi mordowanie ludności cywilnej. Wytresowani przez
psychopatycznego dowódcę bez skrupułów będą mordować pacjentów szpitala
Wolskiego. Nie ma dla nich znaczenia czerwony krzyż, wiek, ani płeć.
Tyle, że na dzieci szkoda im naboi. Najmłodszych zabijają uderzeniem
kolbą.
Skuteczność mają przerażającą - tylko w ciągu trzech pierwszych dni wymordują na woli aż 60 tysięcy osób!
- To była raczej gromada świń aniżeli żołnierze - oceni później na
procesie zbrodniarzy hitlerowskich Ernst Rode, szef sztabu generała von
dem Bacha.
Nagroda za zbrodnie
Na razie jednak najwyższe władze doceniają działalność Dirlewangera w
Warszawie. Za tłumienie Powstania jeszcze w sierpniu dostanie awans na
SS-Oberfuhrera. Procesu zresztą nie dożyje. Po klęsce w starciu z
radzieckimi wojskami ucieknie do Francji. Tam zostanie zastrzelony w
jednym z aresztów.
Sprawiedliwości uniknie zresztą wielu innych dirlewangerowców. W 2008
roku Muzeum Powstania Warszawskiego otrzyma z Austriackiego Czerwonego
Krzyża kartotekę brygady. Dopiero ona pozwoli IPN na określenie
personaliów wielu zbrodniarzy, którzy wzięli udział w pacyfikacji
Powstania.
Milena Zawiślińska
http://www.tvnwarszawa.pl/archiwum/28415,1611736,0,1,przyjechali_zeby_za...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Generał Heinz Reinefarth w czapce kubance i 3 pułk Kozaków
SS-Gruppenführer Heinrich Reinefarth
Po wojnie Reinefarth został burmistrzem miasta Westerland i
członkiem Landtagu Schleswig-Holstein. Nigdy nie został pociągnięty do
odpowiedzialności za zbrodnie wojenne.
http://www.minelinks.com/war/epilogue_doc7_pl.html
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Genera%C5%82_Heinz_Reinefarth_w_czapce...
Ukraiński Legion Samoobrony
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ukrai%C5%84ski_Legion_Samoobrony
Na początku 1944 r. na Lubelszczyźnie walczył z polską partyzantką, głównie z 1. batalionem BCh Stanisława Basaja Rysia[1]. Wziął on również udział w mordach na Polakach - 23 lipca 1944 r. w odwecie za zabicie oficera SS, Legion spacyfikował wsie Chłaniów i Władysławin zabijając 44 osoby, rozstrzelał też co najmniej kilku przypadkowo spotkanych Polaków[2]. Według relacji polskich świadków Legion specjalizował się w wyłapywaniu cywilnych Polaków i ich wyrafinowanym torturowaniu[3].
Od 15 do 23 września 1944 Legion w sile ok. 400 ludzi brał udział w walkach z powstańcami warszawskimi na Czerniakowie, działając przeciwko Zgrupowaniu "Radosław" i Zgrupowaniu "Kryska" oraz desantowanym oddziałom 9 Pułku Piechoty 3 Dywizji Piechoty z 1 Armii WP. Następnie przerzucono go do Puszczy Kampinoskiej, gdzie 27-30 września 1944 uczestniczył w działaniach przeciwko zgrupowaniu Grupy Kampinos AK (operacja "Sternschnuppe"). Po tych walkach wycofano go dalej na południowy zachód; uczestniczył w kolejnych walkach pod Bykowem i Krakowem. Stamtąd transportem kolejowym przeniesiono Ukraińców przez Austrię do Słowenii, gdzie walczyli z komunistycznymi partyzantami.
Ostatecznie na pocz. 1945 przydzielono ich do 14 Dywizji Grenadierów SS (1 ukraińskiej). Po zakończeniu wojny nie zostali oni wydani Sowietom, którzy o to zabiegali ale z uwagi na potwierdzone przez Władysława Andersa polskie obywatelstwo mogli zamieszkać na Zachodzie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Ścigając dirlewangerowców,
Ścigając dirlewangerowców, oprawców Warszawy
- W mojej książeczce wojskowej była
adnotacja "do specjalnego użytku". To oznaczało, że byliśmy przeznaczani
do specjalnych zadań. My, czyli ci, którzy nie mieli rodzin, zostaliśmy
wytypowani do zabijania Żydów, kobiet i dzieci. Miało być nam łatwiej
zabijać. I do takich zadań mnie wzięli - opowiada Hans K., jeden z
ostatnich żyjących członków brygady Dirlewangera, tej samej, która
wzięła udział w rzezi Woli w pierwszych dniach powstania.
Nazwisko Hansa K. widnieje na liście przekazanej przez
Czerwony Krzyż Muzeum Powstania Warszawskiego. Istnienie listy ujawniła
"Rzeczpospolita" dwa tygodnie temu. Wzbudziła ona również
zainteresowanie mediów niemieckich, ale nie tylko. Kartotekę nazwisk
usiłował wyłudzić też młody człowiek ze wschodnich Niemiec. Po
sprawdzeniu przez niemieckie wolontariuszki pracujące w Muzeum Powstania
Warszawskiego okazał się aktywistą neonazistowskim, współpracownikiem
"Deutsche Stimme" - organu prasowego kojarzonego z NPD.
Naziści z książki telefonicznej
"Rzeczpospolita" postanowiła odszukać osoby z listy. Część
nazwisk i adresów pokrywała się z zapisami w książce telefonicznej.
Zadanie było trudne, zważywszy że próba zebrania przez pracowników
muzeum świadectw niemieckich żołnierzy skończyła się fiaskiem. Większość
rozmówców, słysząc, o co chodzi, albo obrzucała wolontariuszy
wyzwiskami, albo w najlepszym razie odkładała słuchawkę bez słowa.
Spróbowaliśmy inaczej. Mówiąca biegle po niemiecku
dziennikarka "Rz", z ukrytą kamerą, przedstawiała się jako naukowiec.
Ponieważ wielu członków brygady Dirlewangera trafiło do sowieckiej
niewoli - losy żołnierzy niemieckich w sowieckich łagrach podawała jako
temat rozmowy.
Na pierwszy ogień poszedł Hans K. Nazwisko w książce
telefonicznej i adres pokrywały się z danymi Czerwonego Krzyża. Przed
wojną miejscowość, w której mieszkał Hans K., była wioską w Nadrenii. Po
wojnie miejscowość została włączona do metropolii, jaką jest Kolonia.
Miejscowość jednak nie straciła swojego wiejskiego charakteru - w
centrum na pagórku wzniesiono piękny neogotycki kościół katolicki,
równe, zadbane ulice i chodniki, niewielkie, czyste domy, wokół pola
uprawne. Drzwi otwiera żona Hansa K. Woła męża, który właśnie uciął
sobie drzemkę w stodole na sianie. Chętnie przystaje na rozmowę o
sowieckiej niewoli. O pobycie w Polsce wspomina niechętnie.
Budzili grozę nie tylko wśród wrogów
Z kartoteki Czerwonego Krzyża wynika, że Hans K. jest
rówieśnikiem Mathiasa Schencka (rocznik 1926), jednego z nielicznych
żołnierzy Wehrmachtu, którzy zgodzili się złożyć swoje świadectwo na
potrzeby Muzeum Powstania Warszawskiego.
Opowieść Schencka jest o wiele bardziej szczegółowa. Schenck
jest Belgiem, który do Wehrmachtu został wcielony przymusowo. W stosunku
do Polaków ma zaś dług wdzięczności, bo choć nosił znienawidzony
mundur, to właśnie Polacy uratowali mu życie. Do wojska zarówno Mathias
Schenck, jak i Hans K. trafili w ten sam sposób - przez Reichs Arbeits
Dienst - Służbę Pracy Rzeszy. Nawiasem mówiąc, na tej właśnie instytucji
były wzorowane komunistyczne hufce pracy. Schenck trafił do hufca
nieopodal Kolonii, być może tego samego, w którym służył Hans K. Po
trzech miesiącach ubrania junaków zmienili na mundury w kolorze
feldgrau. Mundur Hansa K. nieznacznie różnił się od munduru Schencka.
- Mundury były prawie identyczne - opowiada Tadeusz Wolfram z
Warszawy, żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, który w powstaniu
warszawskim walczył zarówno z żołnierzami Wehrmachtu, jak i brygady
Waffen SS Dirlewangera.
Dirlewangerowcy mieli czarne wypustki i dwie błyskawice na
kołnierzach. Na patkach zaś znak brygady, który budził jeszcze większą
grozę niż trupie czaszki i błyskawice SS - skrzyżowane karabiny, a pod
spodem granat - symbol dirlewangerowców. Trzeba przypomnieć, że
dirlewangerowcy budzili grozę nie tylko wśród wrogów, ale i wśród
swoich. Hermann Fegelein, szwagier Hitlera, sam będący zbrodniarzem
wojennym, opowiadając wodzowi III Rzeszy o wyczynach żołnierzy
Dirlewangera podczas powstania warszawskiego, stwierdził: "Mein Führer,
to prawdziwe bydlaki".
Nie była to odosobniona opinia. Już po początkowych
wyczynach, jakich dirlewangerowcy dopuścili się na Lubelszczyźnie, szef
tamtejszego gestapo Johannes Müller nazwał brygadę plagą. Wówczas
wyczyny brygady doprowadziły do postawienia kilku jej członków przed
sądem.
Chodziło o gwałty ze szczególnym okrucieństwem, jakich
esesmani dopuszczali się na Polkach i Żydówkach. Nie byli oni jednak
sądzeni za gwałt, lecz za zhańbienie rasy. Taki paragraf był
przewidziany dla Niemców, którzy mieli stosunki seksualne z podludźmi,
jakimi dla nazistów byli Słowianie i Żydzi. Sam Dirlewanger był sadystą -
już w latach 20. został skazany za gwałt na nieletniej. Podczas
stacjonowania brygady w Lubelskiem Dirlewanger miał młodą żydowską
kochankę. Kiedy usłyszał, że grozi mu proces za zhańbienie rasy, chcąc
pozbyć się świadka, zabił ją zastrzykiem strychniny. Uniknął procesu
dzięki protekcji swojego kompana, który doszedł do wysokiego stanowiska w
centrali SS. Znali się z czasów freikorpsów, gdy walczyli z Polakami
biorącymi udział w powstaniu śląskim.
Sadystyczne gwałty na Polkach były znakiem rozpoznawczym
dirlewangerowców podczas rzezi Woli. - Widziałem jednego z nich, jak
gwałcił Polkę na stole. Pod koniec wyjął nóż, rozpłatał jej brzuch i
klatkę piersiową aż do gardła - opowiada na nagranym dla Muzeum
Powstania Warszawskiego świadectwie o swojej służbie w Warszawie Mathias
Schenck.
Czarni łowcy
W 1940 roku naziści dbali jeszcze o pozory, usiłując wmówić
światowej opinii publicznej, że okupacja Polski ma cywilizowany
charakter. Dlatego po wybuchu wojny ze Związkiem Radzieckim
dirlewangerowcy zostali wysłani na wschód - na tereny dzisiejszej
Białorusi. Tu już świadomi całkowitej bezkarności mogli sobie pozwolić
na wszystko. - Na Białorusi członkowie brygady świetnie się bawili,
pijąc, gwałcąc i mordując. Dowództwo zawarło z nimi umowę: wykonujecie
rozkazy i możecie robić, co chcecie - mówi Christian Ingrao, dyrektor
paryskiego Instytutu Historii Współczesnej, autor monografii "Czarni
łowcy - Brygada Dirlewangera".
Byli skierowani do zwalczania partyzantki, ale ich
specjalnością były rozprawy z ludnością cywilną pod pozorem tego, że
pomaga ona leśnym. Palenie żywcem kobiet i dzieci w stodołach, masowe
egzekucje, gwałty - to typowe wyczyny "bojowe" dirlewangerowców z
tamtego okresu. Z czasem, kiedy sowiecka partyzantka okrzepła, a wyczyny
dirlewangerowców spowodowały powszechną nienawiść do Niemców, "walki"
esesmanów stały się trudniejsze, bo przeciwnikiem nie były już kobiety i
dzieci, ale coraz lepiej uzbrojeni. Straty dirlewangerowców zaczęły
rosnąć. Ale był to przedsmak tego, co czekało ich w Warszawie.
Tymczasem Matthias Schenck został przydzielony do szturmowego
batalionu saperów. Hans K. trafił do brygady specjalnej. - Tak naprawdę
do wojny przygotowywano nas zaledwie przez tydzień. Mieliśmy takie duże
karabiny jeszcze z pierwszej wojny światowej do ćwiczenia. W magazynie
amunicja leżała obok siebie i się ocierała, to powodowało eksplozje,
bywały ofiary śmiertelne - wspomina Hans K. Twierdzi, że w brygadzie
znalazł się przez przypadek - został tam wcielony zamiast do Wehrmachtu.
Christian Ingrao, czytając zapisy w kartotece, powątpiewa w tę wersję. -
Przed powstaniem warszawskim, w sierpniu, brygada składała się z 6500
osób. Dopiero po powstaniu, we wrześniu i październiku, zaczęła
przymusowo rekrutować żołnierzy Wehrmachtu. Na ogół wysyłano do brygady
Dirlewangera ludzi winnych gwałtu lub morderstwa. Ten pan nie mógł więc
być tym niewiniątkiem, za które się podaje - mówi "Rz" Ingrao.
Polowanie na ludzi
Kiedy brygadę formowano w 1940 r., większość jej członków
stanowili kłusownicy, którzy byli stosunkowo dobrym materiałem na
żołnierzy. W brygadzie panowało nawet pewne współzawodnictwo
strzeleckie. Za najlepszego uchodził ten, kto z największej odległości
kładł trupem człowieka strzałem w głowę. Mathias Schenck wspomina, że ta
swoista rywalizacja w polowaniu na ludzi przetrwała do powstania. -
Widziałem małą dziewczynkę, która zmierzała w kierunku naszych pozycji. W
pewnym momencie jeden z dirlewangerowców podniósł broń do oka i
strzelił. Dziewczynce dosłownie rozerwało głowę. "Świetny strzał, no
nie?" - zwrócił się do mnie. "Nie dożyjesz końca wojny" - powiedziałem
mu. Kilka dni potem nie żył - opowiada Schenck.
Dirlewangerowcy mieli specyficzne poczucie humoru. - Przy
naszych pozycjach kręcił się chłopak, inwalida bez jednej nogi. Pomagał
nam mimo niepełnosprawności, skacząc na jednej nodze. Pewnego razu
dirlewangerowcy włożyli mu niepostrzeżenie do chlebaka dwa odbezpieczone
granaty i kazali skakać do pobliskiej kępy drzew. Chłopak myślał, że to
zabawa, bo ci zbrodniarze śmiali się i krzyczeli: "schneller,
schneller". Po chwili został rozerwany na strzępy, ku jeszcze większej
uciesze tych drani - opowiada Schenck.
Komuniści z SS
Kiedy brygada dirlewangerowców trafiła do Warszawy, składała
się w większości już nie z kłusowników, ale z przestępców. - Dla wielu
skazanych na długoletnie kary była to jedyna szansa wyjścia na wolność z
obozów koncentracyjnych. A niektórzy byli w nich od pierwszej połowy
lat 30. Nie byli to sami mordercy i gwałciciele, wśród członków brygady
byli również ci, co np. notorycznie uchylali się od pracy - opowiada
niemiecki historyk Andreas Mix z Berlina badający m.in. dzieje KL
Warschau.
Tuż przed powstaniem brygada została zasilona więźniami
specjalnego obozu koncentracyjnego nieopodal Gdańska. Był on
przeznaczony dla przestępców z Wehrmachtu i SS, którzy dopuścili się
zbrodni. Dla brygady byli cennym nabytkiem, bo nie trzeba było ich
szkolić wojskowo, tylko można było ich skierować bezpośrednio do walki.
Wszyscy członkowie brygady Dirlewangera mieli obietnicę władz SS, że ich
czyny sprzed wcielenia do brygady zostaną puszczone w niepamięć, jeśli
dokonają czynów, które sprawią, że zasłużą na Krzyż Rycerski II klasy.
Ciekawostką jest fakt, że pewną część członków brygady stanowili ludzie
osadzeni w obozach koncentracyjnych za przynależność do partii
komunistycznej. Właściwie jedyną kategorią Niemców osadzonych w obozach
koncentracyjnych, która nie mogła trafić do brygady, byli przestępcy
seksualni - jednak tylko ci, którzy dopuścili się czynów
homoseksualnych. Gwałciciele kobiet i dziewczyn byli przyjmowani w
szeregi bez zastrzeżeń.
Tadeusz Wolfram wspomina o jeszcze jednym szczególe, który
pozwolił odróżnić dirlewangerowców od członków pozostałych formacji. -
Kiedy oglądaliśmy trupy zastrzelonych niemieckich żołnierzy, odkryliśmy,
że część z nich ma na łyso wygolone głowy. Zdaliśmy sobie wtedy sprawę,
że mamy do czynienia z bandą kryminalistów. Normalni żołnierze
Wehrmachtu głów nie golili - opowiada.
Hans K. o pobycie w Polsce opowiada mniej chętnie niż o
sowieckiej niewoli. - Po szkoleniu zostaliśmy przekazani SS. Ta formacja
nazywała się brygada Dirlewangera. Wszyscy ci, którzy coś przeskrobali.
Na przykład za późno wrócili z urlopu do służby - opowiada. Zapewnia,
że nie miał nic na sumieniu. - Aby trafić do brygady, Hans K. musiał coś
przeskrobać. Jeśli został rekrutowany w czerwcu 1944 roku, to musiał
być członkiem SS lub żołnierzem Wehrmachtu, który popełnił poważne
przestępstwo. Nie było to zapewne zaspanie na apel - mówi Ingrao.
Hans K. twierdzi, że nie walczył w czasie powstania i nie ma
na sumieniu kobiet i dzieci. - Mimo zapisu w książeczce wojskowej "do
specjalnego użytku" na szczęście nie musiałem tego zrobić, bo gdybym
musiał zabić dziecko, to bym nie wytrzymał. Odmówiłbym wykonania rozkazu
i nie strzelałbym - opowiada. Twierdzi, że powstanie warszawskie
przeżył w Radomiu. - Brygada Dirlewangera nigdy do Radomia nie dotarła.
Po upadku Warszawy były plany wysłania ich do Radomia, ale do tego nie
doszło, bo wybuchło powstanie na Słowacji i brygada została tam pilnie
wysłana - mówi Ingrao.
Rzeź dzieci
Mathias Schenck to, co działo się wówczas w Warszawie,
pamięta znacznie lepiej. Jego oddział saperski poprzedzał bandytów
Dirlewangera. Za zadanie mieli wysadzać zabarykadowane drzwi, kiedy
dirlewangerowcy przebijali się z Woli w kierunku centrum. -
Dirlewangerowcy mieli braki w uzbrojeniu. Jedyne, czego nigdy im nie
brakowało, to alkohol. Zawsze byli bardzo pijani i nie mniej okrutni -
wspomina Schenck.
Dzięki Schenckowi udało się odkryć nieznany wcześniej epizod z
rzezi Woli. - Wysadziliśmy drzwi jednego z budynków. Zobaczyliśmy
pomieszczenie pełne dzieci, wszystkie z rączkami uniesionymi w górę.
Dirlewanger, którego nawet swoi nazywali rzeźnikiem, kazał je wszystkie
pozabijać. Rozkazał przy tym oszczędzać amunicję i zabijać je kolbami
karabinów. Krew płynęła strugami po schodach - opowiada.
Historycy powątpiewali w opowieść Schencka, twierdząc, że
żadne inne źródła nie mówią o masowej rzezi dzieci w czasie walk na
Woli. Dzieci były zabijane, ale razem z dorosłymi. Jednak okazało się,
że na Woli była w tym czasie ochronka dla dzieci prawosławnych. Ich
śmierć byłaby zapomniana, gdyż nie miały żadnych krewnych.
Dirlewangerowcy zacierali też ślady, paląc zwłoki. - Trupy były układane
nieraz do wysokości drugiego piętra, następnie polewane naftą i
podpalane - opowiada Schenck. Jego wersja o rzezi dzieci znalazła
potwierdzenie. Masakrę przeżyły dwie dziewczynki, które udawały martwe.
Po rzezi wymknęły się spod zwałów trupów i uciekły. Cudem udało im się
przedostać na Pragę, gdzie stały oddziały sowieckie. Zostały zabrane do
Rosji, gdzie żyją do dziś. Dwa lata temu brały udział w obchodach
rocznicy powstania.
Rzeź Woli, ale również Ochoty, przeraziła nawet
głównodowodzącego w Warszawie Ericha von dem Bacha. Sam był
zbrodniarzem, który również odpowiadał za masowe egzekucje na Wschodzie.
Kazał jednak przerwać masakrę cywilów. Prawdopodobnie zdawał sobie
sprawę, że wojna jest przegrana i może odpowiedzieć za ludobójstwo. Tak
się jednak nie stało. Po wojnie na dowód swojej niewinności powoływał
się na swój rozkaz przerwania masakry. Wolał nie wspominać, że również
po tym rozkazie dochodziło do zbrodni wojennych w Warszawie. Przed
polskim sądem stanął jedynie jako świadek zaopatrzony przez
komunistyczne władze w list żelazny. Skazany został w Niemczech - ale
nie za powstanie, tylko za udział w zabójstwie niemieckiego komunisty
przed wojną.
Zbrodnia bez kary
Niestety, wiele wskazuje na to, że zbrodnie z czasów powstania mogą pozostać bezkarne.
- Procesy przeciw zbrodniarzom wojennym w Niemczech toczą się
według tej samej zasady, co procesy o zwykłe morderstwo, z tą tylko
różnicą, że te zbrodnie nie ulegają przedawnieniu. Trzeba udowodnić, że
konkretna osoba wzięła o konkretnej godzinie udział w egzekucji osób
znanych z imienia i nazwiska. Po ponad 60 latach większość świadków już
nie żyje. Podobnie jest ze sprawcami - mówi historyk Andreas Mix z
Berlina.
Przekonaliśmy się o tym osobiście. W Ratyzbonie, pod adresem z
kartoteki, w ogródku odkryliśmy krzyż, na którym było zdjęcie i data
śmierci poszukiwanego przez nas esesmana. Zmarł w ubiegłym roku.
Podobnie było w Düren, gdzie żona esesmana poinformowała nas o śmierci
męża. W kilku przypadkach wystąpiła przypadkowa zbieżność nazwisk.
Jednak Christian Ingrao twierdzi, że do dziś żyje około 50 członków
brygady i powinno się ich przesłuchać.
Nie będzie to łatwe. Strona niemiecka jest bardzo niechętna
do współpracy. Pion prokuratorski IPN od dwóch lat czeka na dokumenty
potrzebne do prowadzenia śledztwa w sprawie zbrodni z czasów powstania.
Niemieckie archiwum federalne na monity nie reaguje. A czas płynie.
Reportaż można obejrzeć w programie "Reporterzy" w niedzielę o godz. 18 na TV Puls
Aleksandra Rybińska, Cezary Gmyz, Krzysztof Wójcik telewizja Puls
10.06.2008r.
Rzeczpospolita
http://www.rodaknet.com/rp_art_3911_czytelnia_dirlewangerowcy.htm
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. ciekawe, czy IPN współpracuje z tą grupą historyków?
19.01.2009 - Polizei im NS-Staat - Nationales Geschichtsprojekt sucht Quellen und Informationen
Am 15. Januar 2009 besuchte der Präsident der Fachhochschule des
Landes Brandenburg das Forscherteam des Projektes in Berlin. Unter
Federführung der Deutschen Hochschule der Polizei in Münster soll das
von der Innenministerkonferenz unter Vorsitz des brandenburgischen
Innenministers Jörg Schönbohm vereinbarte Projekt die Geschichte der
Polizei im NS-Staat wissenschaftlich aufbereiten und seine Erkenntnisse
für die Öffentlichkeit und die Aus- und Fortbildung der Polizei
verfügbar machen. Die Projektidee wurde wesentlich durch den Leiter des
Zentrums für Zeitgeschichte der Polizei an der FHPol Brandenburg, Dr.
Detlef Graf von Schwerin, entwickelt und wird auch weiter maßgeblich
durch die Fachhochschule unterstützt.
„Unsere Generation hat sicher keine Schuld für die
menschenverachtenden Verbrechen der Vergangenheit, die auch Polizisten
in der NS-Zeit begangen haben, aber eine Verantwortung für die Zukunft,
solche Machenschaften zu verhindern" begründete Rainer Grieger das
Engagement der Fachhochschule.
Das Projekt nutzt Räumlichkeiten eines Dienstgebäudes in
Berlin-Biesdorf, die der Berliner Polizeipräsident zur Verfügung
gestellt hat.
Die Forscher sind besonders interessiert an Material zur
Polizei im NS-Staat. Wenn Sie also Fotos, Briefe, Ausweise, Urkunden
oder Unterlagen aus dieser Zeit mit Polizeibezug verfügen, melden Sie
sich bei
Andreas Mix
Deutsche Hochschule der Polizei
Projekt "Die Polizei im NS-Staat"
Cecilienstr. 92
12683 Berlin
Tel.: +49-30-4664990261
Fax : +49-30-4664990299
E-mail: andreas.mix@fhpolbb.de
Das Forschungsteam in Berlin:
Zentrums für Zeitgeschichte der Polizei an der Fachhochschule der
Polizei des Landes Brandenburg in Oranienburg
Bielefeld, Krakau und Berlin, Dissertationsvorhaben zum KL Warschau am
Zentrum für Antisemitismusforschung der TU Berlin, Publikationen zur
Geschichte des Nationalsozialismus und den deutsch-polnischen
Beziehungen
und Kulturwissenschaften der Freien Universität Berlin, Lehrtätigkeit an
den Universitäten Berlin, Klagenfurt und Cluj/ Rumänien. Monographien
zur neueren Geschichte Rumäniens, Russlands und der Ukraine. Zahlreiche
Veröffentlichungen zum rumänischen Holocaust und dem Einfluss des
Nationalsozialismus bei den Minderheiten im östlichen Europa
Staatsexamen Lehramt Sekundarstufe I/II, bis 2004 wissenschaftlicher
Angestellter Geschichtsort Villa ten Hompel in Münster, Ausstellungen
zur „Arisierung" und zur NS-Polizeigeschichte, Promotionsprojekt zu
einem Polizeibataillon, seit 2004 wissenschaftlicher Angestellter der
Gedenkstätte Deutscher Widerstand in Berlin
Details zum Projekt „Die Polizei im NS-Staat" (Quelle: Website der Deutschen Hochschule der Polizei, www.dhpol.de)
Das NS-Regime konnte sich von seinen Anfängen bis zu seinem Untergang
auf die Polizei stützen. Nicht nur die Gestapo, sondern alle Sparten
der deutschen Polizei waren am Terror gegen die politischen und
weltanschaulichen Gegner des NS-Staats beteiligt, zunächst im Innern des
Deutschen Reiches und seit Kriegsbeginn 1939 schließlich in allen von
der Wehrmacht eroberten Gebieten. Von Norwegen bis Griechenland, von
Frankreich bis in die besetzten Gebiete der Sowjetunion sicherte die
deutsche Polizei die nationalsozialistische Herrschaft. Besonders in
Osteuropa beging die deutsche Polizei massenhaft Verbrechen gegen die
Zivilbevölkerung. Die Polizei war maßgeblich am Mord an den europäischen
Juden beteiligt, aber auch an der Verfolgung von Widerstandsgruppen
gegen das nationalsozialistische Besatzungsregime und der Verschleppung
von Zivilisten zur Zwangsarbeit für die deutsche Kriegswirtschaft. Die
Verbrechen verübten Polizisten, die mehrheitlich in der Weimarer
Republik, einem demokratischen Rechtsstaat, sozialisiert und ausgebildet
wurden. Auf die Frage, warum und unter welchen Bedingungen Menschen zu
Massenmördern werden, gibt es verschiedene Antworten. Die neuen
sozialpsychologischen Erklärungsmodelle betonen die allgemeinen
gesellschaftlichen Werte und die jeweiligen situativen Aspekte des
Mordens. Die Konstellationen, in denen Menschen zu Massenmördern werden,
sind - das zeigen vielfältige Beispiele aus der jüngsten Zeitgeschichte
- durchaus wiederholbar.
Ziele und Inhalte
Wer waren die Männer (und wenigen Frauen) in der deutschen Polizei,
die politische und weltanschauliche Gegner des Nationalsozialismus
verfolgten und schließlich ermordeten? Welche mentalen Voraussetzungen
und strukturellen Bedingungen prägten das Verhalten der
Polizeiangehörigen, dass sie das NS-Regime hinnahmen, sich daran
beteiligten und schließlich vielfach sogar zu Mördern wurden? Wer
verweigerte sich den verbrecherischen Befehlen? Welche Motive waren
dafür ausschlaggebend?
Auf diese grundlegenden Fragen versucht das
Projekt "Die Polizei im NS-Staat" Antworten zu geben, indem es die
Ergebnisse der Forschung bündelt und in einer temporären Ausstellung im
Deutschen Historischen Museum (DHM) für die Öffentlichkeit aufbereitet.
In
der Öffentlichkeit werden die Verbrechen der Polizei im NS-Staat noch
immer allein der Gestapo zugeschrieben. Dabei konnten wissenschaftliche
Forschungen der letzten 15 Jahre eindrucksvoll bestätigten, dass auch
die reguläre Kriminal- und Ordnungspolizei maßgeblich in die
NS-Verbrechen involviert waren. Am Beispiel der Ordnungspolizei, dem
"Fußvolk der ‘Endlösung'", lässt sich nachweisen, in welchem Umfang
„ganz normale Männer" (Christopher Browning) an der Ermordung der
europäischen Juden beteiligt waren. In der Mehrheit waren die Polizisten
weder überzeugte Weltanschauungskrieger, noch bloße Befehlsempfänger.
Sie besaßen durchaus Handlungsoptionen. Dennoch entzogen sich nur wenig
von ihnen den verbrecherischen Befehlen.
Die Ausstellungen und die
darauf aufbauenden Bildungsmaterialien wollen diese Erkenntnisse
erstmals sowohl einer breiten Öffentlichkeit, als auch der Polizei
vermitteln. Dabei sollen die organisatorischen Strukturen des komplexen
und unübersichtlichen Polizeiapparats im NS-Staat verdeutlicht, aber
auch das Verhalten und die Handlungsoptionen einzelner Polizisten
thematisiert werden. Damit werden zugleich grundsätzliche Fragen nach
dem Verhalten von Menschen in einer Diktatur angesprochen. Das Lernen am
historischen Beispiel soll Polizeibeamte für die problematischen
Aspekte ihres Berufs in der Gegenwart aufmerksam machen. Die
Polizeibeamten sollen daran erinnert werden, wie leicht legitime
Machtausübung in Machtmissbrauch umschlagen kann.
Träger und Finanzierung
Dem Projekt liegt der Beschluss der Innenministerkonferenz vom 17.
April 2008 zu Grunde. Insgesamt werden für das Projekt, das auf drei
Jahren angelegt ist, 1,3 Millionen Euro bereitgestellt. Davon trägt der
Bund über den Kooperationspartner Deutsches Historisches Museum 350.000
Euro, die restlichen 950.000 Euro werden anteilig von den Ländern
übernommen.
Der Träger des Projekts ist die Deutsche Hochschule der
Polizei in Münster. Ihr Kooperationspartner ist das Deutsche Historische
Museum in Berlin. Das Projektteam arbeitet außerdem eng mit
Hochschulen, Gedenkstätten und Museen zusammen wie z.B. der Gedenkstätte
Villa ten Hompel in Münster, der Fachhochschule der Polizei des Landes
Brandenburg in Oranienburg, der Stiftung Gedenkstätten Buchenwald und
Mittelbau Dora. Bei der Entwicklung der multimedialen
Unterrichtsmaterialien und methodisch-didaktischen Handreichungen für
die Aus- und Fortbildung der Polizei und die außerschulische
Erwachsenenbildung wird das Projektteam von der Bundeszentrale für
politische Bildung (bpb) unterstützt.
Projektteam und Gremien
Das Projekt wird von einem vierköpfigen Historikerteam unter Leitung
von Dr. Wolfgang Schulte (Deutsche Hochschule der Polizei) mit
Unterstützung von Dr. Detlef Graf von Schwerin (Leiter des Zentrums für
Zeitgeschichte der Polizei an der Fachhochschule der Polizei des Landes
Brandenburg in Oranienburg) erarbeitet. Die Arbeit des Projektteams wird
von einem wissenschaftlichen Beirat begleitet. Der Beirat besteht aus
renommierten Zeithistorikern und Sozialwissenschaftlern mit
Forschungsschwerpunkten zur NS- und Polizeigeschichte. Gegenüber der
nationalen und internationalen Öffentlichkeit vertritt ein Kuratorium
das Projekt. Das Kuratorium besteht aus bekannten in- und ausländischen
Persönlichkeiten aus Wissenschaft und Politik. Eine Schirmherrschaft,
die der Bedeutung des Projekts angemessen ist, wird angestrebt.
Projektkomponenten
Mit dem Projekt arbeitet die deutsche Polizei ihre eigene Geschichte
auf. Trotz einer ganzen Reihe von bemerkenswerten lokalen und regionalen
Ansätzen zur kritischen Selbsthistorisierung ist die Rolle der Polizei
im NS-Staat in den Polizeien der Bundesländer nicht hinreichend und in
der allgemeinen Öffentlichkeit so gut wie gar nicht bekannt. Dies zu
ändern, ist das Ziel des Projekts. Es besteht aus mehreren Komponenten,
die sich an verschiedene Adressatenkreise richten: Die allgemeine
Öffentlichkeit, die polizeiinterne Öffentlichkeit und das Fachpublikum.
Auf die Fachöffentlichkeit zielt das vom Projektteam organisierte
Symposium, das im Mai 2009 in Münster stattfindet. Es soll das Vorhaben
in der scientific community bekanntmachen, den wissenschaftlichen
Austausch fördern und dem Projektteam die Rezeption der jüngsten
Forschungen zum Thema ermöglichen. Die Ergebnisse des Symposiums werden
in einem Sammelband publiziert. Ein zentraler Teil des Projekts ist die
temporäre Ausstellung im Pei-Bau des Deutschen Historischen Museums in
Berlin im Frühjahr 2011. Sie umfasst die Geschichte der Polizei im
NS-Staat in all ihren Facetten mitsamt der Vor- und Nachgeschichte. Die
Ausstellung richtet sich an die allgemeine Öffentlichkeit, die über die
weitgehend unbekannte Geschichte der Polizei und ihrer Stellung im
NS-Staat informiert werden soll. Die Ausstellung wird in einem Katalog
dokumentiert. Verbreitet werden die Ergebnisse des Projekts außerdem
durch eine Fernsehdokumentation des rbb, die zeitnah zur
Ausstellungseröffnung im Frühjahr 2011 im Abendprogramm der ARD
ausgestrahlt wird. Darüber hinaus gibt es Projektkomponenten, die sich
an die polizeiinterne Öffentlichkeit richten. Dazu zählt ein
Ausstellungsmodul, das in den Bildungseinrichtungen und Behörden der
Länderpolizeien und der Bundespolizei als Dauerausstellungen gezeigt und
jeweils um regionale Komponenten ergänzt werden kann. Das
Ausstellungsmodul bildet damit den Kern für mehrere regional orientierte
Dauerausstellungen, die für die Aus- und Fortbildung der Polizeibeamten
genutzt werden können. Das Projektteam erarbeitet außerdem in
Kooperation mit der Bundeszentrale für politische Bildung (bpb)
multimediale Unterrichtsmaterialien und methodisch didaktische
Handreichungen zum Thema "Die Polizei im NS-Staat". Die
Unterrichtsmaterialien können für die außerschulische Erwachsenenbildung
genutzt werden. Die Frage, warum und unter welchen Bedingungen Menschen
sich Diktaturen unterwerfen und im Extremfall bei entsprechenden
Rahmenbedingungen zu Massenmördern werden bzw. sich dem Morden
verweigern, ist nicht bloß für die Aus- und Fortbildung von
Polizeibeamten relevant. Die historischen Fallbeispiele sollen für die
allgemeine politisch-historische Bildung genutzt werden. Sie dienen
jedoch auch der Aus- und Fortbildung der Polizeien des Bundes und der
Länder. Die Materialien sollen die Polizeibeamten über die Geschichte
ihres Berufsstands informieren. Die Beamten waren und sind grundsätzlich
für ihr Handeln persönlich verantwortlich. Im Falle von strafbaren
Anordnungen konnten und können sie sich nicht auf Befehl und Gehorsam
berufen. Darüber hinaus bieten die Materialien eine praktische Hilfe im
Umgang mit dem gegenwärtigen Rechtsextremismus.
Zeitplan
Unterrichtsmaterialien und methodisch-didaktischen Handreichungen für
die außerschulische Erwachsenenbildung und die Aus- und Fortbildung der
Polizei.
Kontakt
Ansprechpartner an der Deutschen Hochschule der Polizei in Münster:
Dr. Wolfgang Schulte
Telefon: +49 2501-806 418
Fax: +49 2501-806 307
http://www.internetwache.brandenburg.de/sixcms/detail.php?id=815377
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Kaci Warszawy żyją, ale czy
Kaci Warszawy żyją, ale czy zostaną osądzeni?
Muzeum Powstania Warszawskiego
otrzymało z Austriackiego Czerwonego Krzyża kartotekę członków brygady
specjalnej SS dowodzonej przez Oskara Dirlewangera - pisze
"Rzeczpospolita".
fot. Darek Lewandowski /Agencja SE/East News
4 sierpnia 1944 r. jednostka ta została skierowana do
tłumienia powstania warszawskiego. Brała udział m.in. w rzezi cywilnej
ludności Woli oraz w zbrodniach popełnionych na Starym Mieście. - Była
to raczej gromada świń aniżeli żołnierze - tak po wojnie ocenił
jednostkę szef sztabu SS Ernst Rode.
Kartotekę zbrodniarzy muzeum dostało przez przypadek. - Zbieramy
świadectwa o powstaniu warszawskim. Chcieliśmy przeprowadzić rozmowy z
żyjącymi żołnierzami, którzy walczyli przeciw powstańcom - opowiada
dyrektor MPW Jan Ołdakowski.
Kwerendę archiwalną przeprowadzono w Niemczech i Austrii. Kartotekę
dirlewangerowców znalazł Austriacki Czerwony Krzyż. Zawierała ona nie
tylko nazwiska zbrodniarzy, lecz również ich adresy.
- Jesteśmy bardzo zainteresowani tymi dokumentami. Nie ulega
wątpliwości, że żołnierze tej jednostki to zbrodniarze. Należy poważnie
rozważyć wszczęcie śledztwa. Zwłaszcza że zbrodnie popełnione w czasie
powstania nie zostały osądzone - mówi "Rzeczpospolitej" prezes IPN Janusz Kurtyka.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Odkryta kartoteka
Odkryta kartoteka zbrodniarzy
Cezary Gmyz 17-05-2008, ostatnia aktualizacja 17-05-2008 02:07
Nikt ich nie niepokoil przez 64 lata Lista esesmanów, którzy brali udzial w
eksterminacji cywilów i zolnierzy powstania warszawskiego, trafi do
sledczych z IPN
- Fakt, ze w czasie PRL nikt nie próbowal rozliczyc zbrodni popelnionych w
czasie powstania warszawskiego, nie jest dziwny. Komunistom po prostu nie
zalezalo na czczeniu pamieci powstania. Jednak za jedno z najwiekszych
zaniedban niepodleglej Rzeczypospolitej uznac nalezy, ze przez 18 lat nikt
nie podjal tego tematu - mówi "Rz" Jan Oldakowski, dyrektor Muzeum Powstania
Warszawskiego.
Pojawila sie jednak szansa, by osadzic zbrodniarzy wojennych. Muzeum ma
liste esesmanów, którzy tlumili powstanie. Okazalo sie, ze zyje co najmniej
kilkunastu czlonków najbardziej zbrodniczej formacji II wojny swiatowej -
oslawionej brygady Dirlewangera. Zostanie ona przekazana sledczym z IPN.
Zbrodnie, których dopuscili sie dirlewangerowcy, nie podlegaja
przedawnieniu.
Esesmani w Internecie
Na trop esesmanów trafiono przy okazji badan archiwalnych prowadzonych przez
muzeum. Chciano zebrac swiadectwa niemieckich zolnierzy, którzy walczyli
przeciw warszawskim powstancom. Ich danych szukano w Ludwigsburgu, Berlinie
i Koblencji. Zlozono tez zapytanie do Czerwonego Krzyza.
Z Austrii otrzymano kartoteke zawierajaca ok. stu kart z danymi esesmanów z
brygady Dirlewangera. Pracownicy muzeum poprosili niemieckie wolontariuszki
o sprawdzenie, czy te osoby zyja.
Dane z kartoteki zawieraly adresy. Okazalo sie, ze pod takimi adresami w
niemieckiej internetowej ksiazce telefonicznej nadal mieszkaja byli
esesmani. Wolontariuszkom udalo sie dodzwonic do kilkunastu z nich. - Mialy
duze opory, wiedzialy, ze nie beda rozmawiac z zolnierzami Wehrmachtu, ale
ze zbrodniarzami z SS - mówi Hanna Nowak-Radziejowska z MPW.
- Zazwyczaj reakcja bylo odlozenie sluchawki. Wolontariuszki uslyszaly takze
obelgi- opowiada Oldakowski.
Polujacy na ludzi
Brygada Dirlewangera byla formacja SS skladajaca sie prawie wylacznie z
samych kryminalistów, którym nazisci darowali kary w zamian za walke na
najtrudniejszych odcinkach frontu. Powstala w 1940 roku jako
Wilddiebkommando Oranienburg (Komando klusowników Oranienburg). Nazwa
pochodzila od tego, ze wiekszosc jej stanu osobowego stanowili kryminalisci
zlapani na klusownictwie.
O umiejetnosciach ludzi Dirlewangera wspominal Erich von dem Bach - dowódca
oddzialów SS skierowanych do stlumienia powstania warszawskiego. "Posiadali
zadziwiajaca sprawnosc strzelecka, w zwiazku z tym wytworzyla sie w
brygadzie swoista ambicja: tylko celny strzal do przeciwnika na dalsza
odleglosc zaslugiwal na uznanie" - relacjonowal. Nie wspominal juz, ze owymi
przeciwnikami bardzo czesto byla ludnosc cywilna, wspólzawodnictwo zas mialo
cechy polowania na ludzi.
Podwladni Dirlewangera byli fanatycznymi nazistami. Zabijali bez sadu
towarzyszy walki, którzy osmieliliby sie powatpiewac w ostateczne zwyciestwo
III Rzeszy.
Do tlumienia powstania warszawskiego jako brygada ludzie Dirlewangera
zostali skierowani 4 sierpnia 1944 r.
Wzieli udzial w rzezi ludnosci cywilnej na Woli, gdzie miedzy5 a 7 sierpnia
rozstrzelano az40 tysiecy cywilów. Potem dirlewangerowcy dopuszczali sie
zbrodni na Starym Miescie i Czerniakowie.
Oskar Dirlewanger - "fajny Szwab, nieco dziwny"
Oskar Dirlewanger urodzil sie w 1895 roku w Würzburgu. Oficerem zostal juz w
czasie I wojny swiatowej. Po przegranej wojnie wstapil do tzw. freikorpusów.
Walczyl m.in. z Polakami podczas powstan slaskich. W 1921 roku wyrzucono go
z uczelni za udzial w burdach. Rok pózniej dostal tytul doktora nauk
politycznych na uniwersytecie we Frankfurcie. Do NSDAP wstapil w 1923 roku.
W 1934 roku zostal skazany za gwalt na 13--letniej dziewczynce. W 1937 roku
wyjechal do Hiszpanii, gdzie wstapil do oslawionego Legionu Condor
wspierajacego generala Franco. W 1940 Dirlewanger zostal czlonkiem SS.
Zyskal sobie sympatie twórcy czarnego korpusu Heinricha Himmlera.
- Dirlewanger to fajny Szwab, dziesieciokrotnie ranny, twardy charakter,
nieco dziwny - tak opisywal twórce brygady Reichsführer SS. Sam sobie
przypisywal zasluge stworzenia brygady kryminalistów.
- Powiedzialem do Dirlewangera: Dlaczego teraz nie rozejrzec sie za
odpowiednimi kandydatami posród lobuzów i prawdziwych kryminalistów w
obozach koncentracyjnych? - mówil Himmler.
Po stlumieniu walk w Warszawie Dirlewanger zostal wyslany na Slowacje, by
tlumic tamtejsze powstanie. Po tym jednostka poniosla juz same kleski w
walce z Sowietami. Ostatecznie rozbito ja 29 kwietnia 1944 r. Oskar
Dirlewanger zbiegl na Zachód, gdzie zostal ujety przez Francuzów. Niektóre
zródla twierdza, ze zabili go polscy zolnierze 7 czerwca 1945 w Altshausen.
Tozsamosc zwlok potwierdzila ekshumacja w 1960 r.
http://newsgroups.derkeiler.com/Archive/Soc/soc.culture.polish/2008-05/m...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. Tożsamość bezimiennych »
Tożsamość bezimiennych »
aktualizacja
00:30
Izabela Kraj
Ze 104 tysięcy osób pochowanych na
Cmentarzu Powstańców na Woli znamy dziś zaledwie 4 tysiące nazwisk. Czy
pozostałym bezimiennym uda się kiedyś zwrócić tożsamość? »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Niewygodny cmentarz. Czy uda się wypełnić ostatni rozkaz?
Co
roku hucznie obchodzimy kolejne rocznice wybuchu Powstania
Warszawskiego. Jednak rzeczywisty stosunek polityków do historii
Powstania zobaczymy najwyraźniej, odwiedzając Wolską 174/176. Pod tym
adresem głęboko przed wzrokiem ludzi ukryto Cmentarz Powstańców
Warszawy. Leży tam ok. 104 tysiące ludzi.
Powstanie
Warszawskie to jedno z największych wydarzeń polskiej historii.
Kulminacyjny punkt Akcji “Burza”, która miała postawić nas w lepszym
położeniu politycznym wobec wkraczających do Polski sowietów, po dwóch
dramatycznych miesiącach skończył się dla Warszawy tragicznie.
Osamotnione przez sprzymierzeńców miasto, wraz ze swoimi żołnierzami i
ludnością cywilną, w końcu musiało skapitulować.
Niedługo potem do wypalonego, opuszczonego gruzowiska wkracza Armia
Czerwona, pojawiają się pierwsi mieszkańcy. Powstańców nie ma –
zginęli, zostali schwytani przez sowietów, niektórzy zamordowani lub
wywiezieni na Wschód, inni ukrywają się, ale większość jest cały czas w
niemieckiej niewoli. Pojawiający się powoli w mieście cywilni wygnańcy
próbują znaleźć jakikolwiek dach nad głową, a na miejsce wymordowanych
przez Niemców warszawiaków przybywa coraz więcej nowych osadników.
Nastaje nowy “ład”.
Cmentarz
Powstańców Warszawy od ul. Wolskiej - na środku, przed monolitem z
napisem informacyjnym stoi latarnia. Fot: Maciej Podulka
I to by było tyle. Świadomość powojennych pokoleń jest taka, że
Powstańców pochowano na Powązkach Wojskowych; każdy przecież zna
chociażby kwatery harcerzy. Tam zawsze zapalało się znicze, tam
przychodziły tysiące ludzi na Wszystkich Świętych. Przed '89 rokiem było
to wyrazem protestu przeciwko PRL i zakłamywaniu historii, potem
pozostał już tylko wymiar pamięci.
Do dziś opublikowano dziesiątki, nawet setki książek o Powstaniu, a
dzięki staraniom wielu ludzi i śp. Lecha Kaczyńskiego powstało Muzeum –
prężny ośrodek kulturalny i centrum gromadzenia wszelkich informacji o
sierpniowym zrywie. Temat Powstania zdawał się już powoli wyczerpywać.
Można pomyśleć, że wiemy prawie wszystko i nic nie może nas zaskoczyć.
Zidentyfikowani nieznani żołnierze
Mnie
zaskoczyło. Ponad dwa lata temu spotkałem p. Wandę Traczyk-Stawską, ps.
Pączek, żołnierza Szarych Szeregów AK, walczącą w oddziale osłonowym
Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Była strzelcem-łączniczką i walczyła z
bronią w ręku. Na jednym z nielicznych filmów z Powstania widać, jak
strzela z Błyskawicy. Zgodziła się opowiedzieć nie o swoim bohaterstwie,
ale o powojennej gehennie tysięcy warszawiaków, którzy nie mogli i
niestety do dziś nie mogą doczekać się szacunku dla swoich poległych
bliskich – zarówno żołnierzy, jak i cywilów.
Jako
przykład podała swojego brata Tadeusza. Urodzony w sierpniu 1925 roku
harcerz Tadeusz Traczyk, ps. Waluś, zginął w Powstaniu, walcząc w
Zgrupowaniu „Kryska”.
Chociaż ludzi chowano pospiesznie, robiono wszystko, by potem można
było zidentyfikować ciała. Tadeusz został pochowany przy ul. Okrąg 2,
razem z dokumentami. Pierwsza ekshumacja, o czym świadczą dokumenty PCK,
odbyła się już w kwietniu 1945 r. Każde ciało otrzymywało numer, który
stawał się później swoistym znakiem rozpoznawczym. Dla niektórych rodzin
poszukujących swoich bliskich – jedynym. Zwłoki Tadeusza otrzymały znaczek nr 1979.
Praktycznie
wszyscy koledzy z Powstania, a także siostra Tadeusza Wanda, przebywali
w obozach jenieckich. Nie było komu odebrać ciała, ani dopilnować spraw
innych poległych kolegów. Wszystko zależało od nowych władz, czyli
polityki sowieckiej, a ta nie była przychylna budowaniu dobrej, a
właściwie jakiejkolwiek pamięci o żołnierzach AK.
Ponieważ
w całej Warszawie były setki i więcej tymczasowych pochówków, a ciała
znajdowano wszędzie, pojawiła się pilna potrzeba założenia cmentarza.
Padło na miejsce tuż przy Cmentarzu Wolskim. Zaczęto zwozić zwłoki, a w
1946 r. odbył się największy pogrzeb. Na Cmentarz przybył kondukt
wiozący 117 trumien pełnych prochów –
głównie pomordowanych i spalonych przez Niemców cywilów. Było to
wielkie wydarzenie, a swoich bliskich i przyjaciół wśród ruin
odprowadzały tysiące ludzi.
Do
Polski zaczęli też wracać Powstańcy. Część się ujawniła i rozpoczęła
starania o odpowiednie oznaczenie grobów swoich kolegów i koleżanek. To
co dla każdego wydaje się zupełnie oczywiste, dla komunistów już takie
nie było. Okazało się, że podczas pochówków dochodziło do wielu
nieprawidłowości. Zidentyfikowanych żołnierzy AK często chowano jako
nieznanych. Znikały numerki PCK, a rodziny i przyjaciele, pytając o
bliskich i przyjaciół napotykali na mur obojętności.
Podobny
los spotkał p. Wandę Traczyk-Stawską. Mimo że jej brat posiadał przy
sobie dokumenty, został pochowany jako NN. Ponad trzydzieści lat w
nadzorującym Cmentarz urzędzie próbowała się dowiedzieć, w której mogile
– bezskutecznie. Słyszała tylko, że taka osoba nie została tam pochowana. Dopiero użycie podstępu poskutkowało „odnalezieniem”
brata i podaniem numeru kwatery. Takich przypadków p. Wanda potrafi
wymienić więcej. Jak twierdzi, na Cmentarzu leży ok. 10 tys. Powstańców,
w większości pochowanych bezimiennie. Na żadnym innym cmentarzu nie ma
ich więcej, bo całe powstańcze straty szacuje się na ok. 18 tys.
żołnierzy.
Dalsze deptanie pamięci o Powstańcach i cywilach
Skandaliczne chowanie AK-owców, jako nieznanych, to nie jedyne
utrudnienia, na jakie natrafiały rodziny. Pierwszy projekt Cmentarza
został Romualdowi Guttowi i Alinie Scholtz zlecony przez legendarnego
płk. Jana Mazurkiewicza ps Radosław. Miał przypominać typowe polskie cmentarze wojenne z ustawionymi wzdłuż specjalnych parkowych alejek – kamiennymi
krzyżami. Z planów pozostało niewiele. Do dziś istnieje sam park, a
Cmentarz Powstańców schowano w kącie Cmentarza Wolskiego, daleko od ul.
Wolskiej. Tysiące ludzi przejeżdża tędy codziennie, nie wiedząc nawet co
kryje się w zieleni, 200 metrów od ulicy. Jednak nie to jest
najbardziej szokujące. Na terenie samej nekropolii jeszcze niedawno nie
było nawet jednego krzyża! Tablice zaprojektowane przez Tadeusza
Wyrzykowskiego nie posiadały też dokładnych inskrypcji wskazujących na
to, kto jest pochowany w mogiłach. tu ludzie, którzy zginęli w czasie
Powstania Warszawskiego. Odczytamy ile osób jest pochowanych w danej
mogile, znajdziemy wykute tu przez rodziny pojedyncze nazwiska, a w
najlepszym razie napisy głoszą “POLEGLI W WALCE O WOLNOŚĆ W POWSTANIU
WARSZAWSKIM 1944”. Kto poległ, za czyją i jaką wolność – tego napisać
już nikt nie raczył. Na środku każdej z nich umieszczono za to Krzyż
Grunwaldu – emblemat zupełnie obcy Powstańcom,
ustanowiony na przełomie 1943 i 44 r. przez polskich komunistów
nieuznających Polskiego Państwa Podziemnego, za to podległych Moskwie.
Dziwnym trafem nikt nie zauważył tu żadnego konfliktu. Komunistyczny
Krzyż Grunwaldu dekorował poległych żołnierzy suwerennej Polski. Był to
policzek dla przychodzących tu rodzin. Wcześniej postawione przez
ludność Warszawy krzyże wraz z prowizorycznymi tablicami zostały
zaorane. Być może przeszkadzały tym, którzy zadecydowali o pogrzebaniu
tutaj m.in. tzw. “utrwalaczy władzy ludowej” czy żołnierzy Armii
Czerwonej, których podobno również tu pochowano. Bo oficjalnie tu leżą,
ale są przesłanki by podejrzewać, że mogą to być fałszywe pochówki.
Cmentarz Powstńców Warszawy - tablice mówią nam bardzo niewiele, a ich wygląd jest w opłakanym stanie. Fot: Maciej Podulka
Komitet ds. Cmentarza Powstańców Warszawy Światowego Związku Żołnierzy
AK, w którym działa p. Wanda Traczyk-Stawska, od wielu lat walczy o
odpowiedni kształt nekropolii. Po latach walki udało się wynegocjować
znak Polski Walczącej na tarczy pomnika Polegli Niepokonani, dłuta prof.
Gustawa Zemły, oraz kamienne krzyże w jego sąsiedztwie. Niestety już
kilka dni później zostały one sprofanowane, a następnie zniszczone. Jak
opowiada p. Wanda, po kolejnej batalii z projektantem i strażnikiem
PRL-owskiego kształtu Cmentarza Tadeuszem Wyrzykowskim, wybudowano
wielki krzyż z ołtarzem. To symbol ofiary żołnierzy i ludności cywilnej
Warszawy. Ten krzyż okazał się już zbyt duży, by go zniszczyć.
Niestety cały czas nie udaje się zrealizować innych celów. Ta chyba
największa wojenna nekropolia wojenna w Polsce nie posiada nawet
symbolicznego ogrodzenia. Ludzie spacerujący z psami po parku wchodzą
tu, nie czując nawet, że bezczeszczą Cmentarz. Tak wyjątkowe miejsce
pamięci mogłoby się też doczekać małego mauzoleum, czy izby pamięci, w
której można by się dowiedzieć czegoś więcej o genezie jego powstania i
osobach tu pochowanych. Dopiero 2 lata temu postawiono tablicę, która
trochę szerzej informuje przechodniów o tym, co to za miejsce. Wcześniej
można było tylko przeczytać, że mieści się tu Cmentarz Powstańców
Warszawy, a księgi cmentarne znajdują się w Urzędzie Dzielnicy Wola. I
to wszystko.
W dalszym ciągu nie ma też bramy, co boli zwłaszcza w przypadku
“wejścia” od strony Wolskiej, a o prawidłowej lokalizacji na mapach
Warszawy możemy zapomnieć. Wystarczy, że sami poszukamy Cmentarza,
przeglądając zasoby internetowe. To jedyny Cmentarz, który, jeśli w
ogóle jest zaznaczony, to zobaczymy go przeważnie w kształcie i
rozmiarach nie odpowiadających rzeczywistości. Takich “kwiatków” jest
znacznie więcej.
Modernizacja czy facelifting?
Od kilku lat Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa obiecuje
modernizację Cmentarza. W tamtym roku, w wyniku współpracy głównie ze
śp. Andrzejem Przewoźnikiem, udało się wreszcie stworzyć projekt ideą
zgodny z polską tradycją. Miały stanąć kamienne krzyże i pojawić się
odpowiednie inskrypcje. Wszystko wydawało się iść w dobrą stronę.
Niestety, coś nagle zaczęło się zacinać. Krążyły słuchy, że pod wpływem
województwa projekt odrzucono, a „nowym” autorem ma być... Tadeusz
Wyrzykowski - twórca skompromitowanego, PRL-owskiego projektu. Czy do
odbudowy zawalonego mostu zatrudnia się architekta, który odpowiada za
tę katastrofę? To chyba jest możliwe tylko u nas i chociaż ten dziwny
wybór tłumaczy się prawami autorskimi do poprzedniej koncepcji, trudno
uwierzyć w taką argumentację. Przecież poprzedni projekt można było
całkowicie zarzucić i na drodze np. konkursu ustanowić całkiem nowy.
W tym roku, mimo wielu prób, nie chciano pokazać drugiego projektu,
dopóki nie został zatwierdzony przez województwo i Radę Ochrony Pamięci
Walk i Męczeństwa. Na jego prezentację nie zaproszono nawet Komitetu,
którego członkowie od dziesiątek lat starają się o zmianę charakteru
nekropolii. „Nowy” projekt to – poza bardzo ważną wymianą symboliki –
prawie kopia poprzedniego. Duże tablice mają praktycznie ten sam
kształt, ale kompromisowo zgodzono się na niewielki krzyż i „kotwicę”.
Niestety „dzięki” temu, że materiałem (mimo wcześniejszych zapewnień)
będzie prawdopodobnie utrudniający czytelność i wykonywanie zdjęć
polerowany granit, symbole i napisy mogą nie być dobrze widoczne. Nie
zaprojektowano bramy, a ścianę pamięci, która docelowo miała mieć tyle
miejsca ilu pogrzebanych, T. Wyrzykowski narysował na 300 osób. To nie
stanowi nawet 0,3% wszystkich pochowanych. I na nic nie zda się
tłumaczenie, że mamy tylko ponad 3 tys. nazwisk. Ściana miała dać
możliwość stałego dopisywania zidentyfikowanych osób, a puste miejsca
były by równie wymowne.
Morze
zniczy pod Pomnikiem Polegli Niepoko nani 1944, pod którym znajduje się
kurhan z prohami 50 tys. warszawiaków. Z roku na rok przychodzi tu
coraz więcej ludzi. Fot: Maciej Podulka
Krótko mówiąc, mimo dziesiątek lat starań, z niewiadomych przyczyn,
prawie wszystko wygląda inaczej, niż było w pierwotnych założeniach, a
kompetentni rozmówcy nie bardzo potrafią to wytłumaczyć. Skąd 22 lata po
odzyskaniu suwerenności konieczność kompromisów w takiej sprawie? Z kim
na te kompromisy trzeba iść? Ludzie walczący o dobre imię Cmentarza
działają z otwartą przyłbicą, tych drugich jakby nie ma. I chociaż
działają w dużej mierze zza kulis, od 67 lat można ich poznać po owocach
ich pracy. To często dawni działacze ZBOWiD-u, którzy do dziś zachowali
duże wpływy w organizacjach kombatanckich i nie tylko.
Mimo że zarówno województwo, jak i miasto oferowało na ten rok środki
na modernizację nekropolii, jeszcze 2 tygodnie temu na Cmentarzu nie
działo się zupełnie nic. Dopiero w ostatniej chwili ROPWiM uruchomiono
ze swoich pieniędzy budowę 2 ze 177 mogił, które planuje się wykończyć
na uroczystości państwowe – 1 sierpnia o 19.00.
Z
papowskiego komunikacie z 17 lipca br. można zrozumieć, że zarówno
ROPWiM, jak i Komitet ustaliły już wszystko, a każda ze stron jest
zadowolona. W rzeczywistości ludzie, którzy od kilkudziesięciu lat muszą
we własnym kraju bić się o to co oczywiste, a sami często są w bardzo
podeszłym wieku czują się już zmęczeni. Wszyscy pragną by temat ruszył
do przodu, ale taki sposób prowadzenia spraw nie daje im satysfakcji i
pewności pomyślnego końca. Pani Wanda, mówi, że nie może umrzeć, bo
wciąż nie wypełniła ostatniego rozkazu – zbudowania cmentarza godnego
tych, którzy na nim spoczywają.
Ostatnio ROPWiM wspomniał coś o konkursie na chociaż kilka elementów
Cmentarza, np.: ścianę pamięci i bramę wejściową. Projekt T.
Wyrzykowskiego jest bowiem cząstkowy, niedopracowany, a nawet zawiera
błędy. Może to dobrze, że na razie mają powstać tylko 2 mogiły. To
niewielki procent całości, jest więc jeszcze szansa na rozpisanie
konkursu z prawdziwego zdarzenia. Wybrany wg ustalonych z Powstańcami
kryteriów projekt – miałby szansę stać się odpowiednim do wagi
historycznego wydarzenia upamiętnieniem żołnierzy i cywilów Powstania
Warszawskiego.
Czekają
na to bliscy poległych i zamordowanych oraz wielu warszawiaków i
Polaków, którym zależy na czymś więcej, niż tylko na świętym spokoju.
Maciej Podulka
Przyjdź
oddać hołd żołnierzom i cywilom spoczywającym na Cmentarzu Powstańców
Warszawy. Oficjalne uroczystości odbędą się 1 sierpnia o godz. 19.00
przy Wolskiej 174/176 pod pomnikiem Polegli Niepokonani.
*Pierwsze
zdjęcie przedstawia zakwawione dokumenty Tadeusza Traczyka,
ekshumowaneg z ul. Okrąg 2 na Cmentarz Powstańców Warszawy.
http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/niewygodny_cmentarz._czy_uda_sie_wypelnic_ostatni_rozkaz__14603
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Od 40 do 60 tys. mieszkańców
Od 40 do 60 tys. mieszkańców warszawskiej Woli zginęło w dniach 5-7 sierpnia 1944 r. w masowych egzekucjach dokonywanych przez oddziały niemieckie na rozkaz Hitlera w celu "oczyszczenia Warszawy z ludności cywilnej"
W tym roku mija 67 lat od tamtych wydarzeń.
Niemal natychmiast po otrzymaniu wiadomości o wybuchu powstania w Warszawie Adolf Hitler wydał rozkaz nakazujący stłumienie zrywu, zniszczenie miasta i eksterminację mieszkańców. Najpierw planowano tego dokonać poprzez zmasowane bombardowania Luftwaffe po uprzedniej ewakuacji z Warszawy Niemców. Uniemożliwiły to jednak ataki powstańców odcinające odwrót oddziałom niemieckim. Hitler zdecydował więc, że pacyfikacji powstania dokonają siły lądowe. "Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy" - brzmiał rozkaz przywódcy III Rzeszy.
Zgromadzenie sił mających stłumić powstanie Hitler powierzył szefom SS Heinrichowi Himmlerowi i Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych Heinzowi Guderianowi. Do walk w Warszawie planowano zaangażować m.in. siły rezerwowe, brygady SS Oskara Dirlewangera i SS-RONA Bronisława Kaminskiego, kampanie policyjne z Poznania, Gniezna, Łodzi i Rawicza oraz pułk ochronny Wehrmachtu Willego Schmidta i azerbejdżański pułk kombinowany Heinricha Bergmanna. Dowódcą sił łącznie wynoszących ponad 6,5 tys. żołnierzy został gen. Erich von dem Bach-Zelewski.
Akcja przeciwko siłom powstańczym i ludności cywilnej rozpoczęła się jeszcze przed jego przybyciem do miasta. Oddziały niemieckie otrzymały rozkaz zabicia wszystkich mężczyzn uznawanych za powstańców i brania cywilnych zakładników, by wykorzystać ich podczas ofensywy jako żywe tarcze. Rozpoczęły się egzekucje uczestników zrywu oraz mieszkańców.
Na Woli masowa eksterminacja rozpoczęła się 5 sierpnia. Cywilów mordowano z broni maszynowej lub wrzucano granaty do zamieszkałych domów, które później podpalano. Osoby, którym udało się uciec mordowano, a zwłoki wrzucano do płonących budynków. Jeszcze tego samego dnia podjęto decyzję o poszerzeniu skali akcji wobec cywilów. Zapędzano ich na teren dużych zabudowań, placów lub parków i rozstrzeliwano z broni maszynowej. Największe egzekucje miały miejsce koło wału kolejowego przy ul. Moczydło oraz w fabrykach "Ursus" i Franaszka przy ul. Wolskiej.
Po południu 5 sierpnia do Warszawy przyjechał mianowany szefem sił pacyfikacyjnych gen. von dem Bach-Zelewski. Obserwując skalę mordów cywilów zmienił częściowo rozkaz zakazując zabijania kobiet i dzieci. Polecił także gromadzić mieszkańców i kierować do powstającego w Pruszkowie na terenie warsztatów kolejowych obozu przejściowego tzw. Dulagu nr 121, a stamtąd do obozów koncentracyjnych lub obozów pracy w Niemczech. W związku ze zbyt małym rozmiarem Dulagu pod miastem powstały również inne obozy przejściowe: w hucie szkła w Ożarowie, zakładach metalowych w Ursusie, fabryce "Era" we Włochach i w fabryce gumowej w Piastowie.
Całkowity zakaz eksterminacji cywili gen. von dem Bach wydał dopiero 12 sierpnia, w związku z czym w dniach poprzedzających dyrektywę, egzekucje na mieszkańcach trwały, choć już z mniejszym natężeniem. Podczas całej akcji wyjątkowym okrucieństwem i skutecznością wykazały się oddziały Dirlewangera złożone z kryminalistów i przestępców.
PAP
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl Olsztyn, 4 sierpień 2011 r.
ul.Rzędziana 32
11-041 Olsztyn
Burmistrz Dzielnicy Wola
Urszula Kierzkowska
al. Solidarności 90,
01-003 Warszawa
burmistrz@wola.waw.pl
Dotyczy : wniosku o udzielenie informacji publicznej decyzja z dnia 24.11.2010 r. nr UD-XVII-WZP-TWO-6424-1-9-10
Działając w imieniu Stowarzyszenia Blogmedia24 z siedzibą w Olsztynie, patronującemu społecznej inicjatywie blogerów, ponownie zwracam się do Pani Burmistrz z uprzejmą prośbą
o udzielenie informacji publicznej w sprawie realizacji projektu zagospodarowania miejsca pamięci przy ul. Górczewskiej 32 w związku ze zbliżającą się 67. rocznicą rzezi na
cywilnych mieszkańcach Woli. Decyzja o rozstrzygnięciu konkursu została opublikowana 24 listopada 2010 r. http://wola44.files.wordpress.com/2010/11/0001.jpg .
Jutro, 5 sierpnia o godz. 16.00 w programie obchodów Gminy Wola planowane jest uroczyste złożenie kwiatów oraz warta honorowa przed tablicą upamiętniającą ofiary egzekucji ludności cywilnej w dniach 5-12 sierpnia 1944r.; koncert piosenek patriotycznych Pałacyk Michla, Żytnia, Wola; ul. Górczewska 32.
Czy żyjący jeszcze mieszkańcy Woli, Kustosze Historii znów w upokorzeniu będą stać na ulicy i oddawać hołd parkingowi samochodowemu, którego od lipca 2010 r., na mocy decyzji administracyjnej, winno nie być?(odpowiedź Dyrektor Zarządu Dróg Miejskich na nasz na nasz wniosek z dnia 28 lipca 2010 r.)
Na Woli masowa eksterminacja rozpoczęła się 5 sierpnia. Cywilów mordowano z broni maszynowej lub wrzucano granaty do zamieszkałych domów, które później podpalano. Osoby, którym udało się uciec mordowano, a zwłoki wrzucano do płonących budynków. Jeszcze tego samego dnia podjęto decyzję o poszerzeniu skali akcji wobec cywilów. Zapędzano ich na teren dużych zabudowań, placów lub parków i rozstrzeliwano z broni maszynowej. Największe egzekucje miały miejsce koło wału kolejowego przy ul. Moczydło oraz w fabrykach "Ursus" i Franaszka przy ul. Wolskiej.Całkowity zakaz eksterminacji cywili gen. von dem Bach wydał dopiero 12 sierpnia, w związku z czym w dniach poprzedzających dyrektywę, egzekucje na mieszkańcach trwały, choć już z mniejszym natężeniem.
Z poważaniem
Prezes Zarządu
Elżbieta Szmidt
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. Pomnik Waryńskiego jeszcze w
Pomnik Waryńskiego jeszcze w tym roku? » aktualizacja
16:33
Ratusz złożył już wniosek o pozwolenie na budowę pomnika
Ludwika Waryńskiego. Pomnik będzie gotowy jeszcze w tym roku –
zapewniają władze miasta. »
O pomnik walczyli radni SLD. Pomysł wzbudzał wiele kontrowersji, ale
głosami PO i SLD udało się przeforsować jego ustawienie. Lewica martwi
się jednak, że wciąż nie widać postępów w budowie.
– Jaki jest etap zaawansowania prac i kiedy pomnik Waryńskiego
stanie na Woli? – pyta władze miasta wiceprzewodniczący Rady Warszawy
Sebastian Wierzbicki (SLD).
Władze miasta tłumaczą, że złożony już został wniosek o pozwolenie
na budowę wraz z kompletem dokumentów, a realizacja całego zadania ma
zakończyć się jeszcze w tym roku.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Złożeniem wieńców, salwą
Złożeniem wieńców, salwą honorową i apelem pamięci oddano hołd mieszkańcom stołecznej Woli zamordowanym przez Niemców podczas Powstania Warszawskiego
Uroczystość zorganizowano w ramach obchodów 67. rocznicy zrywu.
- Jesteśmy tu, aby uczcić 67. rocznicę tej niewyobrażalnej zbrodni, kiedy to w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku tu, na Woli, tymi ulicami ludzie szli na śmierć. Nie oszczędzono nikogo, ginęły całe rodziny, w swoich domach, na placach fabryk, w szpitalach i na skwerach. Trwały masowe egzekucje ludności cywilnej i cała Wola płonęła. Jesteśmy w miejscu, które 67 lat temu było pogorzeliskiem. Dziś każdego dnia patrzymy, jak nasza Wola się zmienia i rozwija, ale nie możemy zapomnieć o przeszłości, bo tylko w ten sposób wydarzenia sprzed lat staną się ważną lekcją. Naszym obowiązkiem jest pamiętać, dokumentować i oddawać hołd ofiarom - powiedziała podczas uroczystości burmistrz Woli Urszula Kierzkowska.
W ubiegłym roku uchwałą Rady m.st. Warszawy dzień 5 sierpnia został ustanowiony Ogólnowarszawskim Dniem Pamięci Mieszkańców Woli zamordowanych przez Niemców podczas Powstania Warszawskiego. Jerzy Jankowski, inicjator ustanowienia tego święta, zaznaczył, że data ta to przede wszystkim dzień pamięci 50 tys. mieszkańców Woli. - To pamięć zamordowanych dzieci, kobiet, mężczyzn i starców, to pamięć pojedynczych istnień ludzkich i nigdy nie spełnionych nadziei. Na warszawskiej Woli ginęły całe rodziny i pokolenia, w ciągu kilkudziesięciu godzin Wola została niemal starta z powierzchni ziemi. Nie możemy o tym nigdy zapomnieć - podkreślił Jankowski.
Uroczystość zakończył apel pamięci, trzykrotna salwa honorowa i złożenie wieńców pod pomnikiem poświęconym zamordowanym mieszkańcom Woli. Wieńce złożyli przedstawiciele organizacji powstańczych i kombatanckich, prezydenta Bronisława Komorowskiego, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, przedstawiciele parlamentu, władz i mieszkańców stolicy, Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, MON i IPN. Przed obeliskiem zaciągnięto wartę honorową, a hołd pomordowanym oddały także poczty sztandarowe organizacji kombatanckich i harcerskich. Po uroczystości odbył się koncert piosenek powstańczych.
Rzeź mieszkańców stołecznej Woli trwała od 5 do 7 sierpnia 1944 roku. W masowych egzekucjach zginęło - według różnych szacunków - od 40 do 60 tys. mieszkańców dzielnicy. Ludność była rozstrzeliwana, a ciała zabitych palono. Eksterminacja na dużą skalę zakończyła się 7 sierpnia, jednak w mniejszym stopniu trwała aż do 12 sierpnia, kiedy władze niemieckie wydały zakaz mordowania ludności cywilnej.
PAP
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl