Bez kompromisu
Ostatnia rzecz, jakiej powinien się podjąć PiS, to współpraca z PO. Ostatnia, powtarzam. Nie należy odpowiadać na rzekome "zawieszenie broni" ogłaszane przez Tuska i jego kolegów, ponieważ PO jako partia, która doprowadziła do odsunięcia PiS-u od władzy, to ostatnie ugrupowanie, któremu należałoby pomagać w rządzeniu (oczywiście, komunistów nie liczę - są poza nawiasem).
Na nieudolne rządy PO należy patrzeć tak, jak na to one zasługują, czyli na zasadzie "niech to żałosne widowisko jak najszybciej dobiegnie końca". Nie należy zaś wchodzić na drogę współpracy, gdyż oznaczałoby to pomoc w przetrwaniu obecnego gabinetu oraz - co jeszcze gorsze - w rozłożeniu odpowiedzialności za indolencję i głupotę rządu na różne podmioty polityczne, nie zaś wyłącznie na PO i tragikomiczny PSL.
Przedstawicielom PO z Glebem Chlebowskim na czele, który w Jedynce roztaczał dzisiaj kolejne swoje wizje polityczne, abstrahując jakby od tego, co PO sama wyrabiała parę lat temu, wystarczy przypomnieć, jak to konstruktywnie zachowywali się przedstawiciele opozycji, gdy rządził PiS, jak daleko posunięta była współpraca w reformowaniu państwa. PO bowiem ani przez chwilę, poczynając od agresywnej antypisowskiej kampanii w czasach poprzedniego parlamentu, poprzez kampanię wyborczą, kiedy to naczelnym celem (jednoczącym najrozmaitsze ugrupowania, łącznie z komunistami) było "odsunąć od władzy kaczystów", po czasy obecne, gdy przez blisko rok najważniejszymi problemami obecnego rządu byli albo Lech, albo Jarosław Kaczyński, albno Ziobro, albo jego laptop, albo "propisowskie media" - nie pokazało, że jest ugrupowaniem zasługującym na polityczne zaufanie. Widać to było szczególnie w chwilach wielkiej próby, jak inwazja Rosji na Gruzję, sprawa tarczy antyrakietowej czy wreszcie postawa wobec narastającego kryzysu ekonomicznego.
Gdyby PO chciała uprawiać osławioną "politykę miłości", to nie koncentrowałaby się na wielomiesięcznym, doprowadzanym do skrajności, dzięki zachowaniom i wypowiedziom Palikota, Niesiołowskiego czy Komorowskiego, a wspieranym przez mainstreamowe media, skoncentrowanym ataku na (odsuniętych przecież!) kaczystów, mającym odwrócić uwagę od tego, że gabinet Tuska nie ma bladego pojęcia, jak obiecany cud gospodarczy wprowadzić w życie. Mało tego, gdyby PO WIEDZIAŁA, w jaki sposób realizować swoje obietnice wyborcze, to przecież wprowadzałaby je migiem po wygraniu wyborów i w ten sposób nawet PiS-u nie potrzebowałaby do pomocy. No i po trzecie, gdyby PO miała choć odrobinę rozsadku i dobrej woli, to nie poświęciłaby okrągłego roku na zwalczanie pluralizmu medialnego, czyli nie dążyłaby np. do zniszczenia publicznego radia, wyłącznie z tego powodu, że zbyt wielu prawicowców ośmiela się w nim zabierać głos.
Nie ma najmniejszych przesłanek, by popierać PO i mam nadzieję, że PiS nie da się skusić na paktowanie z ugrupowaniem, które za chwilę może stanąć w obliczu największego po 1989 r. niezadowolenia społecznego, spowodowanego kryzysem gospodarczym i jednocześnie rozczarowaniem indolencją i arogancją obecnej koalicji rządowej. Klęska PO powinna otworzyć oczy tym wyborcom, którzy do tej pory naiwnie sądzili, że to, co mówi PO, to zostanie rzeczywiście wprowadzone w życie. PO zaś może jedynie kierować do swoich wyborców zapytanie pełne swego rodzaju zawstydzenia: "To wyście naprawdę sądzili, że to wszystko zrealizujemy? Nie wiedzieliście, że to wyłącznie gra o władzę?"
Wszystko zresztą wskazuje, że PO nazbyt długo swoją władzą się nie nacieszy. I nawet obrotowa partia robotniczo-chłopska ludowców postkomunistycznych z eks-zeseelowcem Pawlakiem niewiele tu pomoże.
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz