W duchu dawnej propagandy .Oddziały polskie określane są mianem "polnische Banden"

avatar użytkownika Maryla

Wydawałoby się, że to już przeszłość. Jednak w austriackiej prasie pojawiło się znowu określenie "polskie bandy", i to w zdumiewającym kontekście.

Austriacki tygodnik "Zur Zeit" z 27 maja tego roku w dziale "Historia" opublikował artykuł poświęcony walkom powstańców śląskich – Polaków z niemieckimi oddziałami, tzw. "Freikorpsami", w których służyli także Austriacy. Oddziały polskie określane są mianem "polnische Banden"! Zdjęcie ilustrujące ów tekst przedstawia samochód z trupią czaszką na masce, na którym siedzą niemieccy żołnierze. W artykule tym też możemy przeczytać, że dzięki bohaterskiej postawie "Freikorpsów" młodej niemieckiej demokracji udało się odzyskać część Górnego Śląska, gdy Polska prowadziła "zaborczą wojnę z Rosją".

 Gdy to przeczytałem, zrobiło mi się całkiem słabo i zacząłem nerwowo wachlować się tygodnikiem "Zur Zeit", zwinąwszy go uprzednio w rulon.

Tygodnik ten reprezentuje poglądy austriackiej prawicy skupionej wokół Partii Wolnościowej. Lider tej partii zamierza kandydować na kanclerza Austrii i według sondaży ma duże szanse. Trudno więc taką publikację lekceważyć jako niszową i mało istotną.

A o cóż chodzi z tymi "polskimi bandami" w tym nieszczęsnym artykule? O to mianowicie, że w roku 1921 po 122 latach nieobecności na mapie odradzało się państwo polskie, o czym nikt w Austrii nie musi wiedzieć, kiedy jednak autor owego artykułu zabiera się za pisanie tekstu na taki temat powinien przynajmniej zajrzeć do Wikipedii. Państwo polskie walczyło o swój polityczny byt również na Śląsku zamieszkałym prawie w tym samym procencie przez Niemców i Polaków. Kłopot polegał na tym, że Niemcy chcieli zatrzymać dla siebie cały Śląsk. Polacy tam mieszkający mieli jednak zgoła inne plany i dlatego właśnie dziennikarz z "Zur Zeit" nazywa ich "polnische Banden"!

Śląsk to dziwna kraina, która przez stulecia całe przechodziła spod jednego panowania pod drugie. Dawno temu, mniej więcej w czasach cesarza Konrada II, należał do Polski, później do Czech, z którymi razem przypadł w udziale Austrii, po to by w stuleciu XVIII stać się łupem króla Prus, Fryderyka Wielkiego. I od tamtego czasu Niemcy mówią o nim jak o czymś od zawsze należącym do nich. Nie jest to nawet półprawda. Na Śląsku mieszkali i mieszkają Niemcy, Czesi i Polacy, mieszkali tam także Austriacy oraz Słowacy, a także kto tylko chciał, mógł i miał stosowny zawód pozwalający mu się utrzymać.

W roku 1921 wybuchło trzecie z kolei powstanie ludności polskiej na Górnym Śląsku, ludności, która mając w pamięci "błogosławione" rządy cesarza Wilhelma II, chciała sprawdzić, jak się żyje w innym państwie, w państwie, które miast cesarza posiada parlament, czyli w Polsce. Niemcy, którzy się na to nie chcieli zgodzić, przeprowadzili kilka udanych akcji ofensywnych, wypierając Polaków z terenów wiejskich na zachodzie Górnego Śląska. Ofensywa zatrzymała się gdzieś w środku terenów uprzemysłowionych. Bynajmniej nie miała owa ofensywa takiej postaci, do jakiej przekonuje nas dziennikarz "Zur Zeit". Nie chodziło o obronę młodej niemieckiej demokracji, ale o łup w postaci hut, kopalń i fabryk. "Freikorpsy" organizowane były przez niemieckich fabrykantów w nadziei, że pomogą im one odzyskać pozostawione w opanowanej przez Polaków części Śląska fabryki i kopalnie. Ochotnicy służący we "Freikorpsach" sprawnie i bez ceregieli strzelali do swoich wrogów lub tylko do tych, których im wskazał oficer prowadzący oddział. Na Śląsku wsławili się rozstrzeliwaniami ludności cywilnej sprzyjającej polskim powstańcom.

"Freikorpsy" były wreszcie świetną szkołą dla późniejszych oficerów Hitlera. Kogóż tam znajdujemy? Dwa nazwiska pierwsze z brzegu: Erich von dem Bach-Zelewski i Oskar Dirlewanger. Ten pierwszy to przyszły dowódca sił SS niszczących w 1944 roku Warszawę i zabijających jej ludność. Drugi zaś to jego podwładny, szef najsłynniejszych na wschodzie Europy szwadronów śmierci. Latem 1944 wydał rozkaz wymordowania mieszkańców dzielnicy Wola, wsławił się także rozkazem zabicia 360 polskich dzieci, które jego żołnierze zastali w szkole na warszawskiej starówce.

Ochotnicy z "Freikorpsów" nie bronili "młodej niemieckiej demokracji" na Śląsku w 1921 roku. Jeśli już ktoś jej bronił, to Polacy walczący na wschodzie z bolszewicką Rosją. Autor wspomina o tym z właściwym sobie nieuctwem. Polska nie prowadziła żadnej zaborczej wojny z Sowietami. Polska broniła przed tymi Sowietami całej Europy. Gdyby Polacy przegrali tę – jak autor owego artykułu określa– zaborczą wojnę, Wiedeń nazywałby się pewnie Woroszyłowgrad, a zamieszkujący go Kałmucy nie potrafiliby powiedzieć po niemiecku ani jednego słowa. Niech więc pan autor nie kłamie i nie konfabuluje.

Dawno temu, kiedy Polacy chcieli z kogoś zadrwić, mówili – austriackie gadanie. Ale nie nad każdym gadaniem należy przejść do porządku dziennego. Taka publikacja - artykuł paszkwil - powinien zostać napiętnowany i spotkać się z protestem, szczególnie, że w tym roku mija 90 rocznica powstań śląskich.

W miarę jak słabnie pamięć, publikacje historyczne powinny strzec faktów, a nie zamieniać się w narzędzia dawnej propagandy.

Autor: Gabriel Maciejewski Źródła: Polonika

6 cze, 11:57 Gabriel Maciejewski / Polonika
 
 
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz