Po co Obama przyjechał do Polski
Dlatego dość zabawnie brzmią dyskusje medialnych „autorytetów”. Komentatorzy są zgodni co do jednej kwestii: Obama nie obieca nam uchylenia obowiązku wizowego. Dzisiaj w niezawodnym TOK FM, redator Lis winę za obecny stan rzeczy zrzucił na niedobrych Polaczków, którzy wyjeżdzają do Stanów i podejmują tam nielegalnie pracę. W języku korporacji nazywa się to „manage expectations”. Niech ciemny nadwiślański ludek nie myśli sobie, że Pan Obama ma obowiązek coś mu załatwić. W końcu przecież sami jesteśmy sobie winni.
Od tego wykształconego chóru lekko odstaje prezydent Komorowski, który bąknął coś na temat dotrzymywania obietnic przez Obamę. Jednak w tym przypadku zasada „manage expectations” działa już od dłuższego czasu i od Pana Prezydenta (zwanego przez złośliwych „Inspector Clouseau”) nie spodziewamy się nic więcej. Warto jednak zauważyć, że ten naiwny i infantylny sposób prowadzenia polityki udzielił się rusofilsko nastawionemu doradcy prezydenta Kuźniarowi, który w kontekście wypraw do Iraku i Afganistanu nazwał Polaków „jeleniami”. Co Pan profesor rozumie jako politycznego „jelenia” – tego dokładnie nie wiemy. Podobnie jak nigdy nie dowiemy się w jaki sposób jego szef definiuje „kaszalota”.
Oczywiście te jałowe rozmowy nie mają tutaj żadnego znaczenia. Obama przyjechał do Polski w imię realpolitik, a nie „spełniania obietnic”, czy łaszenia się do kogokolwiek. Amerykanie zobaczyli szansę na zarobienie dużych pieniędzy na eksploatacji gazu łupkowego na terytorium Polski. Dostali już nawet za bezcen licencje od rządu Donalda Tuska. Wywiad amerykański zorientował się, że Rosja i Gazprom prowadzą intensywny lobbing w celu zablokowania wydobycia gazu metodą szczelinową na terenie Unii Europejskiej. Stąd wizyta Obamy i podjecie rękawicy rzuconej przez Moskwę.
Czeka nas zatem ciekawa konfrontacja między Wschodem i Zachodem. Niestety Polska jako kraj skolonizowany będzie tylko statystą biernie przyglądającym się wymianie ciosów między tytanami wielkiej polityki. Tak, proszę Państwa. Właśnie do takiej roli sprowadził nas obecny rząd i wspierający go establishment.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/komorowski-przekonany-ze-obama-dotrzyma-slowa-ws-w,1,4382049,wiadomosc.html
http://biznes.interia.pl/wiadomosci-dnia/news/eksperci-wydobycie-gazu-lupkowego-w-polsce-szczegolnie,1645181,4199
- rewident - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. @rewident
"Niestety Polska jako kraj skolonizowany będzie tylko statystą biernie przyglądającym się wymianie ciosów między tytanami wielkiej polityki. Tak, proszę Państwa. Właśnie do takiej roli sprowadził nas obecny rząd i wspierający go establishment."
a pierwsza runda Wschód-Zachód odbyła sie Paryżu, nie w Warszawie:
"W czasie spotkania w ramach szczytu G8 w Deauville
prezydenci USA i Rosji, Barack Obama i Dmitrij Miedwiediew, próbowali
załagodzić sporne kwestie obrony przeciwrakietowej w Europie i Arabskiej
Wiosny - pisze dzisiaj dziennik "Le Figaro"."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. sensowna analiza , wklejam całośc
Z dr. Spasimirem Domaradzkim, prodziekanem Wydziału Stosunków
Międzynarodowych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego,
rozmawia Marta Ziarnik
Jutro, niemal 3 lata po wygranych wyborach, Barack Obama rozpoczyna pierwszą,
ale roboczą, wizytę w Polsce. Czego możemy się po niej spodziewać i jakie będą
najważniejsze jej punkty?
- Jeśli chodzi o najważniejsze punkty, to one zostały już dosyć precyzyjnie
określone przez ambasadora Stanów Zjednoczonych Lee Feinsteina i tu warto
zwrócić uwagę, że szczególny nacisk będzie kładziony na coś, co administracja
prezydenta Obamy w początkowym okresie swojego urzędowania odsunęła na dalszy
tor - a mianowicie kwestia demokracji na świecie. To po pierwsze. Po drugie zaś,
jest to kwestia stabilności w Europie i wreszcie to, co dla nas jest szczególnie
istotne, czyli umacnianie kwestii bezpieczeństwa europejskiego. Jest to w pewnym
sensie powrót do retoryki i priorytetów z czasów administracji prezydenta
George´a W. Busha.
Od czasu prezydentury Baracka Obamy nasze poczucie bezpieczeństwa bardzo się
osłabiło...
- To prawda. Właśnie w tym kontekście bardzo przemawiają do mnie argumenty, że
nie wolno mieć zbyt wielkich oczekiwań po tej wizycie. Należy pamiętać, że przed
dzisiejszą wizytą Baracka Obamy był on już siedem razy w Europie. Czyli dopiero
za ósmym razem postanowił zawitać do nas. Myślę więc, że to samo w sobie
wskazuje na priorytetowość tej wizyty. Musimy patrzeć na to wszystko w szerszym
kontekście. Po prostu zadania, które sobie stawiał prezydent Obama, do tej pory
najzwyczajniej nas nie uwzględniały. One były związane z próbą polepszenia
wizerunku Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej, w związku z czym
Polska była pomijana, po pierwsze, w pewnym sensie pokutując za bezkrytyczne
poparcie dla administracji George´a W. Busha, a po drugie, ze względu na
proamerykańskie nastawienie. To jednak sprawiło, że naturalnie mieliśmy w tym
kontekście poczucie lekceważenia. Należy mieć nadzieję, że podczas tej wizyty
nasze władze delikatnie zasygnalizują społeczne oburzenie z tego powodu.
Natomiast ciekawostką w tym kontekście jest powrót amerykańskiej administracji
do stałych wartości w polityce zagranicznej USA, którymi są właśnie szerzenie
demokracji i kwestia praw człowieka. Nieprzypadkowo bardzo mocno Stany
Zjednoczone podkreślają działania ministra Radosława Sikorskiego i jego słynnej
wizyty w Libii oraz wizyty Lecha Wałęsy w Tunezji. Patrzy się na kwestie i
możliwości Polski w kontekście wydarzeń na Bliskim Wschodzie jako na kraj, który
może w pewnym względzie przyczynić się do pokierowania tamtejszej sytuacji w
bardziej pożądanym kierunku. Co więcej, dojdzie do próby umocnienia roli
Wspólnoty Demokracji, która ma siedzibę w Warszawie. Jest to znamienny przykład
powrotu do tych wartości, które czynią amerykańską politykę zagraniczną
przewidywalną, i podkreślania ich na arenie międzynarodowej. Należy też pamiętać
o tym, że Polska ma spore argumenty w kontekście promowania demokracji, a
otwarcie siedziby German Marshall Fund w Warszawie jest tylko kolejnym tego
dowodem.
Powiedział Pan, że wcześniej Polska nie była istotna dla polityki Obamy. Co
takiego się zmieniło, że teraz już jest - o ile jest?
- Barack Obama miał bardzo konkretne priorytety, jeśli chodzi o politykę
zagraniczną. Ciążyły na nim dwie kwestie w spadku po prezydencji Busha, a
mianowicie: bardzo negatywny stosunek do Stanów Zjednoczonych na świecie i po
drugie, wyzwanie związane z kryzysem ekonomicznym w USA. Do rozwiązania
pierwszego problemu potrzebował bliższych relacji z tymi państwami, które
najgłośniej sprzeciwiały się polityce Busha i podkreślały negatywny stosunek do
USA, czyli: Francją, Niemcami i Rosją. A w drugiej kwestii potrzebował lepszych
relacji z Chinami. Właśnie z tego powodu, jak również w kontekście Rosji,
kwestia demokracji i praw człowieka była najzwyczajniej przeszkodą, więc musiał
odsunąć ją na dalszy tor. Niezależnie od tego, czy to się podobało Republikanom
w USA, czy też państwom, które wspierały politycznie Stany Zjednoczone i które
utożsamiają się ze wspólnymi wartościami, w tym m.in. Polsce i innym sojusznikom
z wojny w Iraku. Biorąc pod uwagę zbliżające się wybory w Stanach Zjednoczonych,
to jeśli prezydent Obama chce czegokolwiek oczekiwać po kolejnych wyborach, musi
mieć świadomość konieczności wzmacniania swojej pozycji. A może się to stać
tylko wtedy, jeśli powróci do retoryki znanej Amerykanom i przez nich
szanowanej...
I jeśli przeciągnie na swoją stronę Polonię.
- Oczywiście. I dlatego będzie teraz podążał w polityce śladami swojego
poprzednika. To z kolei może być pozytywnym znakiem dla nas.
Na ile zainteresowanie Obamy Polską ma związek z odkrytymi u nas pokładami
gazu łupkowego i dużym polem do działania amerykańskich firm specjalizujących
się w wydobywaniu tego surowca?
- Możemy patrzeć na amerykańską politykę zagraniczną tylko przez pryzmat
pragmatyzmu, ale to może być duże uproszczenie i nie daje prawdziwego obrazu
sytuacji. Natomiast niewątpliwie kwestia gazu łupkowego jest bardzo istotna.
Dobrze się składa, iż staje się to naszym wspólnym interesem, czyli zarówno
Ameryki, jak i Polski. Należy pamiętać, że w kontekście gazu łupkowego jesteśmy
świadkami kontrofensywy ze strony Rosji i Francji. Jest to kwestia dla nas
bardzo istotna, gdyż może zasadniczo zmienić pozycję Polski na arenie
międzynarodowej. Amerykanie mają technologie i nawet jeśli mielibyśmy się
dzielić zyskami, gaz łupkowy całkowicie może zmienić pozycję Polski na
energetycznej mapie Europy.
Należy również wspomnieć o kwestii, której zapewne nie zabraknie w kuluarach,
mianowicie sprawy majątku żydowskiego, który pozostał na terytorium naszego
kraju. Nazwałbym to "gorącym ziemniakiem" w naszych relacjach. Bo nie wiadomo,
jak się za ten problem zabrać. Tymczasem lobby żydowskie w Stanach Zjednoczonych
bardzo mocno naciska na administrację, a z drugiej strony nasz rząd wystosował
deklarację, że na chwilę obecną nie będzie się tym zajmował. Nie wiemy jednak, w
jakim kierunku potoczą się te sprawy. Bo jeżeli polski rząd się ugnie, to może
to mieć dramatyczne skutki dla stosunków polsko-amerykańskich.
A sądzi Pan, że się ugnie?
- Mam nadzieję, że nie. Ale nie należy pomijać tego, że nasz rząd stwierdził, iż
"na razie się tym nie zajmie". Nie wiemy jednak, jakie obietnice mogą paść
podczas tych rozmów i kiedy ewentualnie one zostaną ujawnione.
Czego w pierwszej kolejności oczekuje Pan od tej wizyty i od amerykańskiego
prezydenta? Jakich zapewnień i deklaracji?
- Przede wszystkim zapewnień w kwestiach dotyczących wspólnego bezpieczeństwa
transatlantyckiego. I jestem bardzo ciekaw, co z tego wyjdzie. Na pewno tarcza
jest już nieaktualna, ale można się spodziewać innej formuły, która już zdążyła
wywołać ostre komentarze Moskwy. Mam na myśli ostrzeżenie ministra spraw
zagranicznych Siergieja Ławrowa o konieczności podjęcia odpowiednich kroków w
przypadku wrogich działań wobec Rosji. Moskwa boi się jakiejkolwiek nowej
formuły skutecznej obrony przestrzeni transatlantyckiej, nad którą nie będzie
miała kontroli. Myślę jednak, że szczegóły na ten temat poznamy dopiero po
wizycie Obamy.
Obama ma się spotkać z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej.
- Obama znalazł się w niekomfortowej sytuacji, gdyż nie przyleciał w ubiegłym
roku na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z inicjatywą spotkania wychodzi
ambasada amerykańska i nie jest ono organizowane przez polskie władze. Spotkanie
to jest symboliczne i trudno oczekiwać, że będzie miało jakieś wymierne skutki.
Dowiedziałem się z mediów, że ma się odbyć tylko z częścią przedstawicieli
rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Wydaje mi się to jednak niestosowne,
niezależnie od tego, według jakiego klucza jest organizowane. Jeśli już w ogóle,
to prezydent Obama powinien się spotkać albo ze wszystkimi, albo z nikim.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=111994
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Pan Rewident,
Szanowny Panie,
Polska ma jeszcze
mięso armatnie
Potrzebne dla podboju Libii, tylko dlatego, o tam rośnie nowy nuget, ropa po $ za baryłkę
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
4. Nasuwa się mnie porównanie z filmu "Sami Swoi"
Obama (Kargul ) spotyka Komorowskiego (Pawlaka) drepczącego koło niego
Śmiechu było wtedy i będzie dzisiaj na pewno wiele z tego
Bo to specjalista od gaf wszelkich bardzo powszechnie czynionych
Ciekawe czy da trochę ziemi z naszych kresów przez ruskich zagrabionych?
Pozdrawiam
5. (Brak tytułu)
http://wola44.wordpress.com/ >>> http://dokumentalny.blogspot.com/