"Do Czytelnika" Wyborczej
rekontra, pt., 13/05/2011 - 20:32
„To może my się odpieprzymy od Kaczyńskiego, jak wy się odpieprzycie od Michnika” –taką oto deklarację złożył redaktor „Gazety Wyborczej” Grzegorz Sroczyński. A złożył ją na ręce Agnieszki Romaszewskiej gdyż redaktor Romaszewska wezwała Wyborczą: „„Gazeto” Przestań szczuć”.
W rozmowie potwierdziła swoją obserwację mówiąc - „ciągle straszycie Kaczyńskim” oraz zarzuciła „Wyborczej” pisanie o „wariatach”. Sroczyński natychmiast się zarzekł, że w redakcji na Czerskiej nigdy nie pisało się o wariatach. Doszło do uściślenia zarzutów - chodzi o „psychiatryzowanie sytuacji” i swój ogląd wydarzeń z ostatnich lat Agnieszka Romaszewska w uroczy sposób zawarła w słowach: „Macie zbiorowe fiksum dyrdum”.
Słowa o fiksacji GW wpisałem do kajecika. Przekładając je na bardziej zrozumiałe, to ni mniej ni więcej, zarzuciła gazecie niezrównoważenie umysłowe, obsesję na punkcie Kaczyńskiego.
Tym samym dołączyła do tysięcy blogerów, podzieliła obserwacje setek tysięcy dyskutantów na wszelkich forach internetowych, którzy piszą to samo od wielu lat. I pomyślałem sobie, jak można Agnieszki Romaszewskiej - tego wzorca polemicznej delikatności - nie lubić, gdy tak ładnie potrafi zarzucić komuś zbiorowe szaleństwo – swoiste fiksum dyrdum?
Ale i tak, tejże mojej sympatii daleko do tej, którą darzę Joannę Lichocką.
Nawet, gdy rozmawiała w telewizorze ze Stefanem Niesiołowskim, to przyjemność jej słuchania, poznawania argumentacji i formy zadawanych pytań, pozwalała znosić fochy rozmówcy -wicemarszałka i wciąż tkwiące owady w nosie marszałkowskim.
I oto daleko nie szukając, a propos wariactwa, dyżurny autorytet Czerskiej Ireneusz Krzemiński zamieścił, co prawda w „Rzeczpospolitej”, a nie w GW, artykuł zatytułowany „Zwierzęca nienawiść oszalałych paranoików”, w którego tekście zwroty paranoik – paranoja powtórzyły się aż osiem razy.
Jaki wniosek? Czy nie mamy do czynienia z kalizmem w krystalicznej wręcz postaci? Hipokryzją do sześcianu?
I czytamy o pewnym tekście Joanny Lichockiej, który według socjologa może służyć za „sztandarowy przykład paranoi”. I dowiadujemy się, że autora właśnie w tym momencie, podczas lektury tego tekstu, do dziś nurtuje pytanie „dlaczego kilkadziesiąt lat temu tak wielu intelektualistów skusił komunizm w wydaniu stalinowskim”.
Ale natychmiast zaznacza, że znacznie trudniej będzie znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego w dzisiejszej Polsce tak wielu nabiera się na „paranoiczną propagandę PiS”.
Niewiarygodne obrzydlistwo
I cóż można odpowiedzieć socjologowi Krzemińskiego, który w swej główce naukowej zrównuje stalinizm ze …. swoim wydumanym abstraktem? Może biedaczysko za dużo się naoglądało szkła kontaktowego? Za dużo sobie zaaplikował dowcipasków redaktorów Kuźniara czy Miecugowa?
A jeżeli chodzi o stalinizm profesorze Ireneuszu Krzemiński, to odpowiedź jest banalna. Kasa i przywileje, ponad stumetrowe apartamenty w Alejach Róż i Przyjaciół i wille, inaczej mówiąc - KORYTO. No i umieszczenie przez komunistów na świecznikach społecznych. Ach, ta kusząca elitarność w swej socjalistycznej postaci, swoją drogą coś na kształt nieistniejącej socjalistycznej demokracji.
Socjolog prof. Anna Pawełczyńska w ostatniej pracy pyta retorycznie, dlaczego ludzie postawieni na świecznikach przez PRL jeszcze tam tkwią? Czy dzięki zasługom i wybitnym talentom, czy raczej na zasadzie przynależności do dynastii i koterii, które ich obsadziły, aby zachować ciągłość swych interesów i wpływów?
A Krzemiński rozwija myśl na swoim poziomie polemisty pisząc: „Warto przypomnieć w kontekście antyrosyjskim tych, których popiera Lichocka, że trudno znaleźć lepszy przykład paranoi społecznej, jaką w społeczeństwie rozwinął Józef Stalin”.
Ta półprawda wyartykułowana przez niego jest przydatna, pozwala wspólnie, razem z nim, zadać pytanie: dlaczego do dzisiaj późniejsze autorytety moralne Czerskiej nie rozliczyły się z uczestniczenia w tej paranoi Stalina – oraz wraz z nim jej współdzielenia?
Ale, cóż tak wzburzyło naszego znawcę paranoi, niedoszłego posła na sejm z ramienia Kongresu Liberalno-Demokratycznego, że ta paranoja się tak jego czepiła? Otóż Joanna Lichocka porównała Gazetę Wyborczą do osławionego "Żołnierza Wolności", zresztą obficie argumentując.
I według Krzemińskiego jest to „czymś po prostu niewiarygodnie obrzydliwym”. Czytelnik się dowiaduje, że sensowną odpowiedzią byłoby skierowanie na badania psychiatryczne albo pozew do sądu. Psychuszka?
Ach te ciągoty totalitarne niedoszłego posła na sejm z ramienia KLD. I tenże Krzemiński pyta o zauroczenie stalinizmem? To mu przypomnę, że Paweł Jasienica, gdy usłyszał perorujących Modzelewskiego i Kuronia powiedział w 1969 roku: „Ci dopiero daliby w nam w dupę”. Wężykiem i do kajecika socjologicznego.
Ale wracając do wyznania Sroczyńskiego –„my się odpieprzymy od Kaczyńskiego, jak wy się odpieprzycie od Michnika”. Czyli chodzi o znane prawo „Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko wybiją mu”, czyli chodzi o najzwyklejszą zasadę „oko za oko, ząb za ząb”. Dziennikarz Wyborczej przyznał w ten sposób, że chodzi im – tym tam na Czerskiej - o zwykłą zemstę.
Nie chodzi o krytykowanie Kaczyńskiego, o najpospolitsze w świecie III RP dziennikarskie patrzenie opozycji na ręce, chodzi o notoryczne dopieprzanie się. Marginalna sprawa, ale nawet jednego zdjęcia nie potrafią zamieścić, by nie było we właściwie dobranej tonacji, Kaczyńskiego wykrzywionego, zmarszczonego, z palcem uniesionym do góry, sylwetką umieszczoną na starannie dobranym tle. Jakieś cienie, ognie, fantomy.
A więc chodzi o transakcję – Michnik za Kaczyńskiego, handel wymienny, jeniec za jeńca, prawie jak u Karola Maya.
A więc muszę się spieszyć. Szybciutko, co mam do napisania napisać, gdyż Czerska grozi, że topór wojenny zakopie i rozpocznie dialog miłości. Usteczka redaktorskie jedne i drugie będą u Łaszcz wysyłały miłosne komunikaty. A Kaczyński? Wciąż złowrogo będzie milczeć.
Dogrywka
Proponuję Czerskiej dzień 22 lipca na nowe otwarcie. Przecież można urządzić konferencję prasową na jednym z tarasów gabinetu Michnika. Dlaczego dzień 22 lipca? Gdyż tego właśnie dnia, Rywin przyszedł z sercem na dłoni, najpierw został oprowadzony po tarasach, potem dostał kieliszek koniaku i następnie został duplikatowo zarchiwizowany. Kolejność być może była trochę inna.
Zresztą – dygresja w dygresji - zdaje się, że nadszedł czas dogrywki. Nie każdy zagląda na blog Włodzimierza Czarzastego, ja podczytuję. I w nie tak dawnym wpisie – „Do Gazety Wyborczej – Łapy precz od mediów publicznych!” czytamy: „Nawet z opublikowaniem artykułu o Aferze Rywina czekaliście do zamknięcia prywatyzacji WSiP’u. i podpisał cieplutko - „Wasz Włodek”. Dogrywka?
Wracając do imprezy na tarasie. Relacja oczywiście na żywo w zaprzyjaźnionych stacjach, i następnego dnia takie oto zdjęcie na jedynce Wyborczej. Redaktor Michnik trzyma pod rękę reżysera Wajdę, z jednej strony niech będzie Kublik, a z drugiej Wroński, u stóp rozłożony wicenaczelny Stasiński z Moniką Olejnik, wokół wianuszek narybku, a w dymku nad redaktorskimi głowami Czerskiej słowa autorstwa szefa Michnika, Antoniego Słonimskiego z wiersza-samokrytyki „Do Czytelnika” (1951):
„Bo pieśń, choć nieba sięga wyniosła
Gdy samej sobie zaczyna kłamać
Trzeba, jak rękę, co się źle zrosła,
Na nowo łamać”
Tekst powyższej samokrytyki, która swą formą i treścią przeszła do historii socrealizmu uzupełniona zostanie słowami: „Pozwól dziś krok mój zrównać z twym krokiem / Ludu Warszawy”.
Czy z takim transparentem nie może przemaszerować Krakowskim Przedmieściem w pochodzie redakcja z Czerskiej z Michnikiem na czele? A Krzemiński pyta o stalinizm.
Tydzień temu obiecałem tekst „Kwiatki św. Adama”, już na biurku leżały kwiatki św. Franciszka, i miałem pod ręką Michała Zoszczenki opowiadania o Leninie - „O tym, jak Lenin przechytrzył żandarmów” starczy za całą lekturę. Ale, niech tam. Dwóch żandarmów robiło u niego rewizję. Gruby, wąsaty żandarm stanął przy drzwiach, żeby nikt nie mógł wyjść ani wejść. Zaś drugi niski, choć też wąsaty i srogi, kręcił się po pokoju i wtykał wszędzie nos. Zaczął rewizję od górnej półki z książkami, doszedł do najniższej i uznał, że pewnie nic tam nie ma, skoro w całej bibliotece nic nie znalazł.
I sobie poszedł.
Tak właśnie Lenin z Krupską przechytrzyli żandarmów, a Zoszczenko opisał. Właśnie to opowiadanie mi przyszło do głowy, gdy przeczytałem w biografii Michnika u Cyrila Bouyeure: „„Tygodnik" ukazywał się przez siedem lat w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy drukowanych i kolportowanych w całej Polsce pod nosem milicji i Służby Bezpieczeństwa”. I się szeroko uśmiechnąłem.
A w ogóle to cały dywan kwiatów, jakież bogactwo w biografii francuskiego ekonomisty - Michnik, jako rządca dusz, jako nadworny doradca Kwaśniewskiego, nauczyciel moralności, sumienie narodu, autor „koncepcji nowego ewolucjonizm” i w temu podobne, i dotarłem do zdania, które mógł napisać tylko Francuz – o tym nosie milicji.
I przyszedł mi do głowy Leopold Tyrmand, który wyjaśniał Amerykanom, że intensywność walki z rewizjonizmem jest znaczna, ale walka z opozycją niemarksistowską była totalna, można ją porównać do rozdeptywania robactwa. Ale o tym za tydzień, chyba że coś się wydarzy, chociażby taki Krzemiński poczuje, że musi się zmierzyć z paranoją.
Tekst opublikowany w Nr. 19/2011 Warszawskiej Gazety
- rekontra - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
4 komentarze
1. @rekontra
:) dzieki, ubawiłam się.
Tak im trzeba odpowiadać, śmiechem i strzelać w tę ichnią miłośc prawdą.
Nie taką leninowską, ale prawdą głoszoną przez Chrystusa, a niesioną przez Jego apostołów, błogosławionego ks. Popiełuszkę i bł. Jana Pawła II.
Co zaś do "zdrowej paranoi" i diagnoz jakie nam ci domorosli szarlatani na zołdzie Czerskiej fundują - wciąż czekamy na wyrok sądu koleżeńskiego PTP
Odpowiedź z Polskiego Towarzystwa Psychologicznego
Opinia dr Tomasza Witkowskiego do naszych wniosków w sprawie publikacji "Zdrowa paranoja" i Kodeksu Etyki
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Marylo
Jeszcze nie jeden raz sięgnę do biografii Michnika, kwiatki są :)
pozdrawiam serdecznie
rekontra
3. Trudno uwierzyć by takim wyjadaczem targały namiętności,
choć niczego nie można wykluczyć. Bardziej prawdopodobna jest jednak zimna gra z wykorzystaniem zdobyczy socjotechniki. W końcu profesor jest w tej dziedzinie, prawda.
Nie trzeba być jednak profesorem socjologii. Wszystkim znany jest stary jak świat chwyt złodzieja odwracający uwagę przypadkowych świadków krzykiem "łap złodzieja".
Do tej pory mistrzem odwracania na całą Czerską i okolice był młody, choć wcale nie młody Mazowiecki syn Mazowieckiego starego. Zasada jest trywialna. Gdy rozjeżdżający Polskę gruzowik pobolszewicki nie wytrzymuje ciężaru coraz szerzej podzielanych zarzutów, uruchamia się wywrotkę, która zsypuje całe zebrane plugastwo na... aktualnego "wroga ludu".
Świetny tekst Rekontro, pozdrawiam
4. Dodam
Można powiedzieć, że Krzemiński wpisuje się w strategię PO, idzie w zaparte, właśnie łapać złodzieja, tak jak wciąż wg PO jesteśmy zieloną wyspą. Ale, w GW jest mizeria, i mizeria poziomu intelektualnego tych "profesorów" osłabia.
I wyborcy to łykają.
dziękuję i pozdrawiam
rekontra