kondominium niemieckie, czy jeszcze Polska?
Rząd Polski nie chce nazywać Polaków z Niemiec mniejszością. Bo Niemcy i tak się nie zgodzą
Rząd Polski, we wspólnych relacjach polsko-niemieckich, rezygnuje z używania określenia "mniejszość polska" w stosunku do Polaków żyjących w Niemczech - wynika z dokumentu, do którego dotarły "Fakty" TVN.
Większość polityków, w tym np. marszałek Grzegorz Schetyna, mówią o mniejszości polskiej w Niemczech - zwłaszcza w kontekście zbliżającej się 20. rocznicy podpisania traktatu o przyjaznej współpracy i dobrym sąsiedztwie, który na nowo ułożył relację między Polską a Niemcami. Okazuje się jednak, ze polska strona oficjalnie rezygnuje z określenia "polska mniejszość" w odniesieniu do Polaków żyjących w Niemczech. Taka informacja wynika z dokumentu z kancelarii premiera ze stycznia tego roku, do którego dotarły "Fakty" TVN. Strona rządowa, w tym politycy PO, deklarują, że sami zainteresowania nie wykazują takiej chęci, a Niemcy i tak się na to nie zgodzą, ponieważ za mniejszości konstytucyjnie uznają tylko trzy mniejszości: Duńczyków, Łużyczan i Fryzyjczyków. Opozycja źle patrzy na całą sprawę i nie rozumie, dlaczego polski rząd tłumaczy się za rząd niemiecki.
- Zaloguj się, by odpowiadać
10 komentarzy
1. rura północ to tylko wierzchołek góry lodowej
najnowszej historii ze wspólnego podręcznika. DW-WORLD.
http://www.dw-world.de/dw/article/0,,3100524,00.html
lata historycy obu krajów będą tworzyć książkę, ...
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/j…iecki_podrecznik_historii_66656.html
latach pracy 30 polskich i niemieckich historyków i dydaktyków ...
http://www.niemcy-online.pl/edukacja…cki-podrcznik-do-historii-zaleceniaq
umysłowe i kulturalne w PRL oraz NRD" - takie tematy.
http://natablicy.pl/pierwszy-polsko-…material_id=4cfdf1245a0abae661000000
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Poniżej zamieszczam artykuły
Poniżej
zamieszczam artykuły i wywiady z ostatnich dni dotyczące planów
stworzenia kontrowersyjnego wspólnego polsko-niemieckiego podręcznika do
historii dla uczniów szkół średnich.
Rzeczpospolita 18.05.08
Wspólny opis dziejów
Piotr Jendroszczyk 18-05-2008,
W sobotę w Berlinie nastąpiło oficjalne rozpoczęcie prac nad polsko– niemieckim podręcznikiem historiiPierwszy tom, obejmujący okres od XVI do XVIII w., ma być gotów za trzy lata. Pisaliśmy o tym w poprzedniej „Rz”.–
Nie chodzi o ujednolicanie historii, wybaczanie w imię celów
politycznych, ale o naukę – ocenił wiceminister edukacji narodowej
Krzysztof Satanowski. Strona niemiecka widzi w podręczniku możliwość
przybliżenia niemieckim uczniom historii sąsiedniego kraju i wschodniej
części Europy. – W niemieckich szkołach jest jej ciągle za mało –
przyznał Holger Rupprecht, minister oświaty Brandenburgii. Projekt
wspierają szefowie dyplomacji obu państw.W
najbliższym czasie wybrane zostaną gremia, które powierzą opracowanie
poszczególnych rozdziałów podręcznika polskim i niemieckim historykom i
dydaktykom.
Źródło : Rzeczpospolita
Waldemar Maszewski,
Berlin Nasz Dziennik 18.05.08
Korzystając
z proniemieckiej koniunktury wśród obecnych polskich elit politycznych,
zainaugurowano powstanie polsko-niemieckiego podręcznika. Polscy
podatnicy staną się współfinansującymi projekt, który najprawdopodobniej
przedstawi dzieje obydwu narodów w sposób relatywistyczny, a co za tym
idzie - podetnie korzenie Narodu Polskiego
Zapomnijmy o historii narodowej, zatraćmy własną tożsamość
W
Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie
uroczyście zainaugurowano prace nad wspólnym polsko-niemieckim
podręcznikiem do historii, finansowanym przez rządy obydwu krajów. Na
specjalnie zwołanej w tym celu konferencji prasowej ograniczono się
jednak tylko do ogólników, nie podając szczegółów tego projektu. W
konferencji udział wzięli: Krzysztof Stanowski - wiceminister edukacji
narodowej, Holger Rupprecht - minister edukacji, młodzieży i sportu w
Brandenburgii, dr Marek Prawda - ambasador RP w Berlinie, prof. dr
Michael G. Mueller - niemiecki przewodniczący Wspólnej
Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej, oraz prof. dr hab. Robert
Traba - polski przewodniczący tej samej komisji.
Prowadzący
konferencję prof. dr hab. Robert Traba z Centrum Badań Historycznych
Polskiej Akademii Nauk w Berlinie poinformował, że rządy Polski i
Niemiec, a także 16 niemieckich landów upoważniły współprzewodniczących
Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej: czyli ze strony polskiej -
jego osobiście, i niemieckiej - Michaela G. Muellera z Uniwersytetu
Halle-Wittenberg, do stworzenia wspólnego, polsko-niemieckiego
podręcznika do historii. Jak zapewnił Traba, głównym celem autorów
projektu jest stworzenie pierwszego podręcznika odpowiadającego
programowym wytycznym dla szkół średnich w Polsce i w Niemczech, między
którymi są - i to należy podkreślić - spore różnice. Warto przypomnieć,
że w Niemczech program szkolny z zakresu historii jest różny w
poszczególnych landach, których władze same decydują, na jakim
podręczniku oprzeć proces dydaktyczny.
Najpierw,
w ciągu około trzech lat, ma powstać pierwsza część podręcznika
obejmująca okres od średniowiecza do XVIII wieku. Będzie ona
przeznaczona do nauczania historii w gimnazjach obydwu krajów w klasach
VII-VIII. Zdaniem zarówno Traby, jak i Muellera podręcznik ten ma mieć
"bardziej europejski charakter, z pominięciem narodowych kwestii". Nie
będzie zawierał wspólnej, ujednoliconej historii, lecz będzie próbował
nauczać, jak zrozumieć różne, wzajemne punkty patrzenia na dzieje (w tym
wypadku Niemiec i Polski). Zdaniem Muellera, podręcznik ten nie będzie
sprowadzał się zatem do poziomu historii narodowej. Przedstawi historię
obu państw w "wymiarze i kontekście europejskim".
Minister oświaty
kraju związkowego Brandenburgia Holger Rupprecht, który jest także
przedstawicielem 16 landów niemieckich w kwestii realizacji projektu
wspólnego podręcznika, jest między innymi współodpowiedzialny za jego
rozpowszechnienie w całych Niemczech. Nowy podręcznik do końca tego roku
powinien uzyskać akceptację zarówno polskiego Ministerstwa Edukacji
Narodowej, jak i ministerstw oświaty poszczególnych landów.
Obecnie
główny zarys programu edukacji, czyli system szkolnictwa w Niemczech,
pozostaje pod nadzorem państwa. Jednak poszczególne landy zachowują
niezależność na przykład w kwestii doboru podręczników i szczegółowego
programu nauczania. Takie decyzje podejmują odpowiednie dla danego landu
ministerstwa oświaty i wychowania.
Mueller powiedział, że wspólny
podręcznik do historii nie będzie opisywać narodowych historii ani
historii stosunków polsko-niemieckich, ale pokaże historię obu państw w
szerszym kontekście europejskim.
- Dla funkcjonowania we współczesnym
świecie rozumienie historii pomaga uniknąć bardzo wielu pomyłek i
błędów - oświadczył wiceminister oświaty Krzysztof Stanowski. Zapewnił
przy tym, że projekt będzie przygotowywany przez wybitnych specjalistów i
dlatego praca nad nim będzie nawet łatwiejsza niż nad podobnym
podręcznikiem niemiecko-francuskim. Ten ostatni, co należy podkreślić,
zebrał fatalne recenzje. Stanowski podkreślał, że planowany podręcznik
nie będzie ujednolicał historii, czy wypaczał jej w imię celów
politycznych, ale spróbuje jej nauczać. Można się jedynie domyślać, że w
liberalno-europejskim duchu, jednak o tym autorzy projektu uparcie
milczą. - Jak mówimy o tym projekcie, to mówimy o dziesięciu wiekach,
które zaczynają się w czasie zjazdu gnieźnieńskiego, a kończą w
momencie, gdy Polska i Niemcy są razem w układzie z Schengen, i to jest
te dziesięć wieków wspólnej historii - powiedział Stanowski, dodając, że
wbrew licznym opiniom to nie jest "taka znowuż różna historia".
Wspólny
projekt chwalili także przedstawiciele niemieckich władz, przyznając,
że historia wschodniej Europy wśród niemieckich uczniów pozostaje
praktycznie nieznana. - Wiem, że to nie będzie łatwe, będą na pewno
różnice zdań, na pewno będą także kłótnie, ale mam nadzieję, że mimo to
uda się nam opracować wspólny podręcznik historii - powiedział minister
edukacji, młodzieży i sportu w Brandenburgii Holger Rupprecht.
Twórcy nadal nieznani
Przewodniczący
Wspólnej Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej ze strony polskiej
prof. dr hab. Robert Traba zapowiedział, że zostanie powołana specjalna
Rada Zarządzająca Nadzorczo-Programowa, składająca się z przedstawicieli
rządowych, oraz Rada Naukowa, odpowiedzialna za redakcję i wydanie
podręcznika. Zadaniem organu, którego skład pozostaje na razie nieznany,
będzie także zaangażowanie do prac nad projektem przedstawicieli
polskich i niemieckich środowisk naukowych, historyków, nauczycieli i
dydaktyków, którzy zajmą się treścią podręcznika. Traba przewiduje, że
konkretne prace rozpoczną się najwcześniej pod koniec tego roku. - Jest
to dla nas wielkie zobowiązanie i wyzwanie wobec tysięcy młodych ludzi,
którzy będą z tego podręcznika korzystali - powiedział Traba.
W
Berlinie nie padły żadne konkrety, ani co do kształtu przyszłego
wspólnego podręcznika historii, ani na temat ludzi, którzy go będą
tworzyć. Jak stwierdzili obecni na konferencji przedstawiciele Polski i
Niemiec, jest to dopiero początek prac i na takie informacje jest zbyt
wcześnie.
Tymczasem można odnieść wrażenie, że w przyszłym
podręczniku nie znikną i nie ulegną zmianie kwestie sporne, ponieważ jak
tłumaczyli inspiratorzy projektu, pozostaną w swojej obecnej formie i
obecnym kontekście, czyli różnie ujęte w wersji zarówno niemieckiej, jak
i polskiej. Czyli inaczej mówiąc, najprawdopodobniej Polacy nadal będą
się uczyć o niemieckich wysiedleniach, ucieczkach, podczas gdy niemieccy
uczniowie wciąż będą czytali w swoich książkach o "wypędzeniach"
rodaków.
Inspiratorzy europejskiego podręcznika nie potrafili przy
tym podać, nawet w przybliżeniu, kosztorysu tego przedsięwzięcia.
Jedynie polski wiceminister edukacji zarzekł się, iż jak rząd mówi, że
podręcznik powstanie, to znaczy, że powstanie.
Waldemar Maszewski,
Berlin Nasz Dziennik 18.05.08
Sposobna chwila do „europeizacji“
Z
polskim przewodniczącym Wspólnej Polsko-Niemieckiej Komisji
Podręcznikowej prof. dr. hab. Robertem Trabą rozmawia Waldemar Maszewski
Panie
Profesorze, czy nowy podręcznik do historii, o którym mówiliśmy na
konferencji prasowej, będzie rozszerzoną kontynuacją podobnego
pilotowego podręcznika, z którego korzystają obecnie uczniowie gimnazjum
Saksonii i Śląska? Przypomnę, że tamten był przez historyków dość mocno
krytykowany za braki i niedopowiedzenia.
-
Nie, absolutnie mówię, że nie. Ten pierwszy to nie jest podręcznik, a
jedynie materiał pomocniczy do nauki historii, natomiast nasz projekt
będzie normalnym podręcznikiem, z którego będą korzystali uczniowie ze
szkół zarówno w Polsce, jak i Niemczech. Musimy to wyraźnie oddzielić.
Wszystkie poprzednie próby tworzenia czegoś w rodzaju podręcznika lub
fragmenty wielu prac dotyczące pewnych okresów historii Polski to
jedynie materiały pomocnicze, a my tworzymy prawdziwy podręcznik.
Czy
ludzie, którzy pracowali nad stworzeniem poprzedniego, dość głośnego
wspólnego podręcznika, lub jak Pan twierdzi pomocniczego materiału do
nauki historii, będą także pracowali nad obecnym projektem?
-
Teraz jest jeszcze za wcześnie, aby o tym mówić, gdyż to dopiero
początek prac. Tę pracę będą tworzyli praktycy i dydaktycy, nie zaś
jedynie naukowcy.
Jak mamy rozumieć stwierdzenia obydwu
ministrów, polskiego i niemieckiego, że nowy podręcznik nie będzie
ujednolicał historii? Czy można to zrozumieć w ten sposób, że liczne
sporne historyczne kwestie w książce pozostaną nadal sporne? Czy
niemiecki punkt widzenia w nowym podręczniku pozostanie niezmienny?
-
Wie pan, siła tego projektu i istota dialogu nie polega na tym, żeby z
podręcznika wyrzucić to, co należy do dobrej czy też złej narodowej
tradycji, ale polega na tym, abyśmy to nazwali, zdefiniowali i później
powiedzieli wyraźnie, dlaczego się różnimy.
Czy mam
rozumieć, że w niemieckim podręczniku nadal pozostanie na przykład
sformułowanie "niemieckie wypędzenia", podczas gdy w polskim będziemy
czytać o niemieckich i polskich wysiedleniach?
-
Nie wiem, czy to spowoduje na przykład, że zastosujemy w tym wypadku
niemiecką kalkę i zaczniemy o polskich przesiedleńcach ze wschodu mówić
"wypędzeni ze wschodu". Chociaż sam kiedyś wydałem książkę, którą
zatytułowałem "Losy Polaków wypędzonych ze wschodu". Myślę, że w tym
wypadku owa niemiecka kalka ma przełożenia na język polski i nie możemy
takiego nazewnictwa wprowadzać jako obowiązkowego pojęcia. I właśnie na
tych pojęciach (dotyczących powojennych emigracji) możemy dokładnie
pokazać, jak się różnimy. Dla nas punktem ciężkości naszej pamięci jest
przecież wojna i okupacja. W moim odczuciu nie jest sukcesem fakt, że na
granicy polsko-niemieckiej spotykają się polscy i niemieccy wysiedleńcy
i mówią, iż mają wspólny los. Nie, to nie to samo. Ten los w sensie
psychicznym jest być może równy, bo i tych, i tych wysiedlono, ale w
sensie historycznym nie jest, bo inne były tego przyczyny i inny był
kontekst tych wydarzeń. Moim zdaniem, nie istnieją żadne obawy, że w
nowym projekcie zostanie zachwiana równowaga w tej materii. Najgorszą
rzeczą byłoby, gdybyśmy szukali na siłę jakiegoś spłaszczenia tego
problemu i na siłę szukali politycznego konsensusu w ramach poprawności
politycznej. Nie możemy, bo byłaby to klęska zarówno dydaktyczna, jak i
naukowa takiego przedsięwzięcia.
Czy nie obawia się Pan, że w Polsce uczniowie będą musieli się uczyć jednak o "wypędzonych" Niemcach?
-
Nie - w jednej wersji będzie mowa o wypędzonych, a w drugiej o
przesiedlonych. Po prostu będziemy musieli lepiej docierać do Niemców z
komunikatem, który teraz jest bardzo słabo obecny, że rdzeniem naszej
pamięci jest właśnie okupacja niemiecka. Dopiero zrozumienie tego faktu
spowoduje lepsze zrozumienia naszego punktu widzenia wśród Niemców.
Kto Pana zdaniem bardziej skorzysta na nowym podręczniku?
-
Myślę, że bardziej na tym skorzystają niemieccy uczniowie i
nauczyciele, ponieważ 50 lat westernizacji RFN i kilkadziesiąt lat
komunizmu w NRD spowodowało, że cały wschodni sąsiad (przecież taki
bliski jak Polska) został po prostu zapomniany. Do tej pory pomijano w
Niemczech również cały kontekst Europy Środkowowschodniej, a dzięki
wspólnemu podręcznikowi być może Berlin ponownie odkryje te zapomniane
kwestie.
Czy Pan wierzy w sukces tego podręcznika?
-
Nie jestem prorokiem, ale gdybym nie wierzył w sukces tego projektu,
nie podejmowałbym się jego realizacji. Jest to zadanie niełatwe, ale w
sensie intelektualnym, dydaktycznym i naukowym stanowi wielkie wyzwanie i
wierzę, że możemy zrobić coś, co będzie konkurencyjne wobec narodowych
podręczników i w Niemczech, i w Polsce. Mamy szansę na stworzenie
podręcznika, który wykreuje inną perspektywę, postawi inne pytania i
naprawdę nas wzajemnie uwrażliwi. Możemy się różnić, ale musimy
spróbować się zrozumieć. Nigdy nie podejmuję się zadań, w które nie
wierzę, iż mają głęboki sens i szanse na powodzenie.
Czy Pana zdaniem realizacja takiego projektu była niemożliwa za poprzedniego rządu i jeszcze wcześniej?
-
Nie ma co dyskutować, czy było to możliwe, czy też nie, ale jednak do
tej pory nic nie powstało. W pierwszych dziesięciu latach (od 1989 r.)
zrobiono bardzo dużo, ale nie zrobiono wszystkiego i zapomniano o kilku
rzeczach. Obecnie istnieje pozytywny ładunek wsparcia politycznego dla
tego typu projektów. Obecny rząd nie chce się wtrącać, ale chce pomóc,
aby to zaistniało. Jest to bardzo ważny moment, którego jeśli nie
wykorzystamy, to będziemy czekać być może na następną generację.
Dziękuję za rozmowę.
GW 16.05.2008
Polska-Niemcy. Historia do uzgodnienia Mariusz Urbanek 2008-05-16,
-
Mieliśmy wybór: albo wykreślić wszystkie drażniące zwroty i opinie,
albo przyjąć, że istnieje pewna wizja historii, do której Niemcy mają
prawo - mówi współautor materiałów uzupełniających do historii stosunków
polsko-niemieckich w latach 1933- 1949 dr hab. Krzysztof Ruchniewicz
Mariusz
Urbanek: Napisana przez troje polskich i jednego niemieckiego historyka
książka to bardziej katalog kompromisów czy raczej protokół
rozbieżności?
Krzysztof Ruchniewicz: Na pewno nie jest
to protokół rozbieżności. Jest raczej kompromisem między tym, co
chcielibyśmy napisać, a tym, co było możliwe. Przede wszystkim dotyczy
to jednak liczby poruszonych tematów i objętości rozdziałów, a nie ich
treści.
Jak wyglądało dzielenie tematów między autorów polskich i niemieckich?
-
Na ogół według specjalności. Pozwoliliśmy sobie także na eksperyment. O
okupacji niemieckiej na ziemiach polskich pisał Niemiec, a o opozycji
antyhitlerowskiej w Niemczech Polak.
Przyjęliśmy zasadę, że każdy
z autorów odpowiada za swój tekst. Dlatego, choć można było oczekiwać,
że w rozdziale o okupacji niemieckiej znajdzie się więcej elementów, niż
się ostatecznie znalazło, uznaliśmy, że tekst niemieckiego autora
oddaje obecny stan wiedzy i jego poglądy.
Nawet jeśli jest nadal z polskiego punktu widzenia niezadowalający?
-
Mieliśmy do wyboru przygotowanie tej książki, ukrywając, że nie we
wszystkim się zgadzamy, albo stworzenie płaszczyzny do prawdziwej
dyskusji. Wybraliśmy to drugie.
Tylko w jednym miejscu
książki powiedziane jest jasno, że niemieccy i polscy historycy różnią
się w ocenie jakiegoś wydarzenia. Dotyczy to przyczyn i skali
pacyfikacji niemieckiej ludności cywilnej we wrześniu 1939 roku w
Bydgoszczy. Poza tym zwyciężyła opcja kochajmy się.
-
Nie uważam tak. Tobias Weger uznał na przykład, że nie powinniśmy w tak
szerokim stopniu zajmować się losami Polaków na Wschodzie. Naszym
zdaniem było to potrzebne. W niemieckiej świadomości nie ma faktu, że
Polska w 1939 roku znalazła się pod podwójną okupacją. My uważaliśmy, że
to element konieczny dla zrozumienia sytuacji Polski w latach 40. i
później.
Weger obawiał się, że podkreślając to, osłabiamy wymiar zbrodni nazistowskich.
Ale unika określenia "niemieckie" w odniesieniu do obozów koncentracyjnych.
-
Praktyka terminologiczna w Niemczech jest inna. Określenie nazistowskie
uważa się tam za wystarczające. To oczywiście kwestia do dalszych
dyskusji.
W efekcie można odnieść wrażenie, że książka
stawia znak równości między narodami polskim i niemieckim. Oba są
ofiarami totalitaryzmów, które zawładnęły Europą w XX w. To teza wygodna
dla Niemców, ale chyba niesprawiedliwa dla Polaków.
-
Nie znajduję takiej tezy w książce. Jeśli jest znak równości, to może w
ukazaniu cierpień zwykłych ludzi, ofiar przymusowych migracji. Nie
podważa się poparcia Niemców dla nazizmu ani tym bardziej zbrodniczości
tego systemu.
Brak gotowości Niemców do przyjęcia
odpowiedzialności za nazizm widać już w pierwszym rozdziale książki
zaczynającym się od objęcia władzy przez Hitlera. Objawia się on niemal
deus ex machina, jakby obejmował władzę w drodze puczu. Nie ma
informacji o tym, że było to wynikiem demokratycznego wyboru w
demokratycznym kraju.
- Takie informacje są w każdym
podręczniku i w Polsce, i w Niemczech. Nie uważaliśmy, że potrzebne jest
zajmowanie się tym problemem. Poparcie w Niemczech dla Hitlera było
ogromne i żaden niemiecki historyk tego nie kwestionuje. Nie było to też
intencją autora tego rozdziału.
Problemy w relacjach polsko-niemieckich wynikają czasem z różnego znaczenia słów i różnych nazw dla określonych zjawisk.
-
Były i takie wątpliwości. W rozdziale poświęconym "Kręgowi z Krzyżowej"
świadomie nie używałem niemieckiego określenia "Widerstand" - ruch
oporu, tylko "opozycja antyhitlerowska". Tak też jest w niemieckim
tłumaczeniu. U nas termin "ruch oporu" ma bardzo konkretne znaczenie.
Ale Powstanie Warszawskie ani polskie państwo podziemne w książce się nie pojawiają.
-
Nie było to przedmiotem naszego zainteresowania. Skoncentrowaliśmy się
jedynie na przymusowych migracjach. Natomiast informacje o Powstaniu
znajdują się w rozdziale o polityce polskiego rządu na uchodźstwie,
mojego autorstwa, łącznie ze stratami, jakie poniosła Warszawa. W
książce omówiliśmy natomiast tzw. Krąg z Krzyżowej, niemiecką grupę
antynazistowską, gdyż miejscowość ta znajduje się na Dolnym Śląsku i
jest ważnym miejscem spotkań młodzieży polsko-niemieckiej.Nie
pada nazwa własna "Powstanie Warszawskie". Jest "antyniemieckie
powstanie, któremu nie pomogły wojska radzieckie", a w rozdziale o
polityce koalicji antyhitlerowskiej wypomnienie Rosjanom, że nie okazali
pomocy Warszawie. W rozdziale "Polska podczas okupacji niemieckiej"
jest Auschwitz, powstanie w getcie żydowskim, ale Powstania nie ma!
- Być może w kolejnym wydaniu wątek Powstania powinien być bardziej uwypuklony, a zwłaszcza tragedia ludności cywilnej.
Kolejnym
drażliwym tematem jest problematyka ziem zachodnich. Zarówno w
polskiej, jak i niemieckiej wersji książki używane jest określenie
"wypędzeni". W polskiej historiografii używa się pojęcia "wysiedlenie".
-
Także dla mnie to określenie, stosowane powszechnie przez historyków
niemieckich, jest określeniem kontrowersyjnym i ja go nie używam.
Być
może należało po prostu napisać w nawiasie, że w polskiej
historiografii to, co działo się w latach 1945-49, nazywane jest
"wysiedleniem".
- Być może, ale trzeba mieć także
świadomość, że nie udało nam się dotąd znaleźć dobrego określenia na
zjawisko, które składa się z trzech różnych elementów. Jest to po
pierwsze ucieczka Niemców z ziem zachodnich i północnych przed końcem
wojny, następnie okres między zakończeniem wojny a konferencją w
Poczdamie, kiedy to, co się działo, można rzeczywiście nazwać
wypędzeniami, i wreszcie okres wysiedleń po uchwałach poczdamskich.
Zostanie to dodatkowo wyjaśnione w drugiej części książki, na którą złożą się scenariusze lekcji, podejmując tę problematykę.
Weger
pisze: "Historycznie niemieckie terytoria nazywano Ziemiami
Odzyskanymi". Po ośmieszeniu peerelowskich zaklęć o prasłowiańskich
ziemiach po wiekach wracających do macierzy teraz mamy mieć "terytorium
historycznie niemieckie"?
- Każdy, kto przeczyta tę
książkę, ma prawo wyciągnąć z lektury własne wnioski i nie chciałbym
odpowiadać w imieniu dr. Wegera. Możemy oczywiście czepiać się
poszczególnych zdań, zwrotów, nawet słów, grozi to jednak tym, że
stracimy z oczu cel pierwotny i najważniejszy. Mieliśmy wybór - albo
zacząć bawić się w cenzora, wykreślając wszystkie drażniące zwroty i
opinie, albo przyjąć, że istnieje pewna wizja historii, do której Niemcy
mają prawo, ale z którą należy dyskutować. Uważałem, że lepiej puścić
rzeczy kontrowersyjne, niż pogrążyć się w kłótniach i doprowadzić do
tego, że ta książka nie ukaże się w ogóle.
A było takie ryzyko?
-
Aż do takiej sytuacji nie doszło. Ale momentami dyskusja była zacięta.
Dotyczyło to nawet mapy, która znalazła się na okładce.
Co oprotestowali Niemcy w polskiej części książki?
-
Nie używałbym słowa "oprotestowali". Nasz projekt jest efektem dialogu,
a nie jakiejś bitwy na wizje historii. Zgłaszano tylko wątpliwości, czy
szerokie ujęcie problematyki wschodniej nie burzy proporcji. Drugim
zarzutem było, że zbyt marginalnie potraktowany został Holocaust.
Mam wrażenie, że Holocaustowi poświęcono dużo miejsca.
- Jest sporo, ale partnerzy niemieccy uważali, że ten temat powinien znaleźć się w oddzielnym rozdziale.
Ma pan przekonanie, że książka w obecnym kształcie spełni swoją funkcję?
-
Trzeba pamiętać, że to nie jest podręcznik. Nie chodziło więc o to,
żeby tekst wyprać z kontrowersji i dać jakąś obowiązującą wykładnię.
Wręcz przeciwnie, właśnie w takiej książce jest miejsce na tematy i
oceny niejednoznaczne. Nie zrobiliśmy tego, co uczyniono np. w
niemiecko-francuskim podręczniku historii, gdzie uniknięto kontrowersji
dzięki różnicom w tłumaczeniu. A w dodatku tamta książka dotyczy okresu
po 1945 roku. Zanim więc dojdzie do napisania polsko-niemieckiego
podręcznika, mamy przed sobą jeszcze długą i z pewnością żywą dyskusję.
*
Doc. dr hab. Krzysztof Ruchniewicz, historyk z Instytutu Historycznego
Uniwersytetu Wrocławskiego. W latach 2002 -07 dyrektor Centrum Studiów
Niemieckich i Europejskich UW im. W. Brandta. Ostatnio opublikował
"Polskie zabiegi o odszkodowania niemieckie 1944/45 do 1975".
Prof.
Ruchniewicz jest członkiem prezydium Polsko-Niemieckiej Komisji
Podręcznikowej. Komisja zbiera się w sobotę, 17 maja, w Berlinie, by
rozpocząć pracę nad podręcznikiem.
***Książka
Małgorzaty Ruchniewicz, Krzysztofa Ruchniewicza, Tobiasa Wegera i
Kazimierza Wóycickiego "Zrozumieć historię - kształtować przyszłość.
Stosunki polsko-niemieckie w latach 1933-1949" powstała w ramach
europejskiego programu Interreg III A realizowanego przez Saksońską
Agencję Oświatową, oddział w Budziszynie. Pomysłodawczynią była Kinga
Hartmann, która zajęła się sprawami koordynacji działań, jest także
wydawcą tomu. Forum do dyskusji polsko-niemieckiej stworzył m.in.
Instytut Polski w Lipsku, Muzeum Śląskie w Goerlitz.
Powstanie
pracy poprzedziły analiza zawartości niemieckich i polskich podręczników
do nauki historii oraz spotkania i warsztaty, w których uczestniczyli
nauczyciele i uczniowie ze szkół Dolnego Śląska i Saksonii.
Okazało
się, że wiedza młodych Niemców i Polaków o historii sąsiedniego narodu w
najlepszym razie wymaga istotnego uzupełnienia. Książka składa się z 19
rozdziałów poświęconych m.in.: polityce narodowościowej ZSRR pod
rządami Stalina, opozycji antyhitlerowskiej w Niemczech, deportacji
Polaków do ZSRR w latach 1940-41 i przesiedleniu ludności polskiej z
ziem włączonych do Związku Sowieckiego po roku 1945, polityce przywódców
koalicji antyhitlerowskiej wobec Niemiec i Polski, wysiedlaniu Niemców,
osadnictwu polskiemu na ziemiach zachodnich i przyjęciu niemieckich
uchodźców w radzieckiej strefie okupacyjnej i NRD. Głównym tematem są
przymusowe migracje, ich przyczyny i skutki. Stało się tak, gdyż
zagadnienia te są bardzo często poruszane w ramach wymiany młodzieży i
współpracy szkół obu regionów. Opis losów Polaków w ZSRR po 1939 r. jest
novum w niemieckiej edukacji szkolnej. Połowę objętości stanowią
materiały źródłowe. Praca adresowana jest do uczniów polskich liceów i
niemieckich gimnazjów na poziomie Oberschule.
Opublikowana
została jednocześnie po polsku i niemiecku. Wkrótce ukażą się
scenariusze lekcji opracowane przez polskich i niemieckich nauczycieli.
We wrześniu br. planowane są szkolenia dla nauczycieli i zajęcia dla
uczniów z obu krajów. Mariusz Urbanek
Nasz Dziennik 18.05.08
Polityczne narzędzie fałszowania dziejów
Z prof. Mariuszem Muszyńskim, byłym przewodniczącym Zarządu Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, rozmawia Anna Wiejak
Jak
Pan ocenia projekt polsko-niemieckiego podręcznika do historii? Czy nie
będzie on próbą relatywizowania historii? Próbą zafałszowania dziejów?
-
Wspólny podręcznik polsko-niemiecki w takiej sytuacji historycznej,
jaka była i jest między Polską a Niemcami, tzn. w takiej, kiedy zawsze
Polska była ofiarą, a Niemcy agresorem, i to w różnych formach pojęcia
agresji, to podręcznik zawsze będzie kompromisem stojącym w sprzeczności
z szeroko pojętym interesem narodowym Polski. Będzie musiał pewne
rzeczy przedefiniować. Żeby bowiem w ogóle powstał, musi nastąpić pewien
kompromis. Warto podkreślić, że nie leży to ani w historycznym
interesie Polski, gdyż mamy własne książki historyczne, a podręcznik nie
będzie żadną pozycją badawczą, ani w politycznym. On po prostu nam nie
służy.
Czym zatem tłumaczyć pomysł stworzenia takiego podręcznika?
-
Jest to decyzja czysto polityczna i moim zdaniem - błędna. Tak jak
błędne jest naśladowanie i porównywanie relacji francusko-niemieckich,
które są tłem dla pisania tego podręcznika. Mówi się, że jest podręcznik
francusko-niemiecki i że jest francusko-niemieckie pojednanie, więc my
powinniśmy to naśladować. To jest chore, bo we wszystkich wojnach
francusko-niemieckich na przestrzeni istnienia tych dwóch państw nie
zginęło tylu ludzi, ilu zostało zabitych przez Niemców w trakcie II
wojny światowej w Polsce. W czasie II wojny światowej we Francji zginęło
680 tys. osób, z żołnierzami włącznie, a w Polsce samych zamordowanych
zostało 6 mln, zatem Francja w ogóle nie może stanowić punktu
odniesienia dla polsko-niemieckiego pojednania. Zresztą, co to była we
Francji za okupacja - Sartre i inni pisali sobie spokojnie swoje dzieła,
Chanel pokazywała nowe kreacje, społeczność funkcjonowała w miarę
normalnie, bez jakichś większych ekscesów. Sytuacja w Polsce była
zupełnie inna. Nie możemy zatem pisać polsko-niemieckiego podręcznika do
historii tylko dlatego, że zrobili to już Francuzi.
Czy
planowany podręcznik nie stanowi przypadkiem próby zdeprecjonowania roli
Polski w czasie II wojny światowej i podcięcia korzeni Narodu
Polskiego?
-
Ja osobiście należę do sceptyków i zdecydowanie uważam, że podręcznik
będzie narzędziem politycznym i posłuży do redefinicji pewnego
spojrzenia na historię. Jestem przekonany, że znajdą się tam takie
kwestie, jak np. mityczny niemiecki ruch oporu wobec Hitlera czy próba
rozdzielenia elementów nazistowskich i elementów niemieckich. Muszą być,
skoro już je widzimy w działaniach niemieckich historyków. Natomiast
teraz, kiedy będą mieli możliwość oddziaływania na społeczność polską, w
tym - przy pomocy tego podręcznika - również na młodzież, to takie
elementy się tam znajdą. Dlatego, jeżeli już ktoś podjął decyzję o takim
podręczniku, to powinien teraz pilnować jego treści.
Dziękuję za rozmowę.
http://niemcy.salon24.pl/61041,dokumentacja-polsko-niemiecki-podrecznik-...
Minister Holger Ruprecht
jednym ze sprawców niszczenie kultury polskiej i wynaradawiania
polskich dzieci, skoro nie przeciwstawil sie bezprawnym urzedowym i
sadowym zakazom języka polskiego polskim dzieciom w Niemczech. Prosze
przeczytac skomentowany list pani minister sprawiedliwosci Zyprries do
Ruprechta z dnia 15 lutego 2007.(do ściągnięcia jako pdf.?)
Język polski dla niemieckich dzieci jest promowany a dla dzieci polskich
zakazywany sądowo.
www.umweltjournal.de/fp/archiv/AFA_familienrecht/12964.php
MIROSŁAW KRASZEWSKI
251
11399
| 19.05.2008 16:46
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Bundestag zrehabilituje
Bundestag zrehabilituje Mniejszość Polską w Niemczech (Stefan Hambura )
Rzeczpospolita: Polska partia w Niemczech (Stefan Hambura)
"Nowy mur berliński" i konferencja Szczecin 22.02.2011 (Stefan Hambura )
Według wstępnych obliczeń, jakich
dokonał Związek Polaków w Niemczech, zrabowany przez Niemców polski
majątek wynosi około 400 mln euro
Mały krok w polską stronę
W Zossen pod Berlinem przy wielkim zaangażowaniu rodziny polskiego
patrio ...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. jak nazwać ten rząd, jak nie zdrajcami interesu polskiego?
Artykuł w ZEIT o Polskiej Partii w Niemczech i problemach polskiej mniejszości. Niemcy zauważyli wreszcie problem?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. klientyzm Tuska
Polacy płacą podatki w GB, tam zasilają fundusz emerytalny Brytyjczyków, a ZUS jest niewypłacalny. Ale Tusk dziekuje :
Tusk dziękuje Brytyjczykom za 'tysiące i tysiące' Polaków
Fot. AP/Lefteris Pitarakis
Donald Tusk podziękował szefowi
brytyjskiego rządu Davidowi Cameronowi za to, że "tysiące i tysiące
Polaków" mogły przyjechać do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu lepszych
możliwości pracy zawodowej. Tusk wypowiadał się na Downing Street w
obecności Camerona po wspólnym lunchu.
Głównymi tematami rozmów obu premierów w Londynie były sytuacja w
Libii, finansowanie Unii Europejskiej oraz priorytety polskiej
prezydencji. Szefowie rządów podkreślali "dobre i mocne" stosunki między
Polską a Wielką Brytanią. Jednym z tematów był także niedzielny mecz
piłkarski Arsenalu z Liverpoolem. Premier Cameron jest kibicem klubu
Aston Villa, a Arsenalowi kibicuje Donald Tusk, podobnie jak Aleksander Kwaśniewski.
Spontaniczne słowa o Partnerstwie Wschodnim
Cameron zadeklarował po spotkaniu z Tuskiem, że zaangażowanie UE
w sprawy Afryki Północnej nie może się odbywać kosztem realizacji
inicjatywy Partnerstwa Wschodniego. - Uzgodniliśmy, że Europa powinna z
entuzjazmem witać Wiosnę Ludów w krajach arabskich, ale nie powinno to
negatywnie wpływać na to, co Unia robi w ramach Partnerstwa Wschodniego;
nie powinny te kraje (wschodnie) na tym ucierpieć - powiedział premier
Cameron. Zdaniem premiera Tuska, wypowiedź brytyjskiego premiera o
Partnerstwie Wschodnim była spontaniczna i zdecydowana, co pozwala
sądzić, że program Partnerstwa Wschodniego pozostanie jednym z celów
Unii.
Donald Tusk przyznał, że Polska i Wielka Brytania mają inne zdanie na
temat przyszłego budżetu Unii Europejskiej. - Doszliśmy obaj do wniosku,
że w budżecie europejskim trzeba wyeliminować wydatki, co do których
nie ma wątpliwości, że są zbędne - mówił Tusk. Natomiast - dodał, są
takie strumienie pieniędzy które czynią Europę bardziej konkurencyjną i
do takich należy polityka spójności. - Sądzę, że brytyjski premier
rozumie polski punkt widzenia - stwierdził.
Wielka
Brytania chce ograniczenia wydatków w przyszłym budżecie Unii na lata
2014-2020. Londyn tłumaczy, że jest to konieczne, skoro kraje
członkowskie w czasach kryzysu zaciskają pasa i wprowadzają
oszczędności. Ostrze cięć miałoby także dotknąć unijną politykę
spójności, wspierającą biedne regiony i wyrównującą szanse w rozwoju
Unii Europejskiej. Polska tymczasem jest stanowczo przeciwna, bo w
obecnym unijnym budżecie, do 2013 roku, jest największym beneficjentem
tej polityki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. łaskawcy z MSZ
MSZ: jest polska mniejszość w Niemczech
Rząd nie zrezygnował ze sprawy określenia Polaków
mieszkających w Niemczech jako mniejszości, ale widzi tę kwestię w
szerszej perspektywie i uważa, że obecnie nie jest to najważniejsza
sprawa do rozstrzygnięcia - powiedział wiceszef departamentu współpracy z
Polonią w MSZ Stanisław Cygnarowski.
- Rząd polski nie zrezygnował z określania Polaków
zamieszkujących w Niemczech jako mniejszości polskiej, ale nie traktuje
tego jako kategorii pierwszoplanowej - powiedział Cygnarowski.
- Cały czas mamy świadomość tego, że ta sprawa nie jest do końca,
nawet zgodnie z niemieckim prawem, określona - chociażby najprostszy
przykład, czyli przez tych, którzy są potomkami tej zbiorowości
polskiej, która była do 1940 roku określana jako mniejszość. Tacy ludzie
są, takich ludzi jest sporo i to jest kwestia do rozstrzygnięcia -
dodał.
Cygnarowski podkreślił, że nie jest tak, że polski rząd umywa ręce w
tej sprawie i nie widzi problemu. - Widzimy go w szerszej perspektywie i
na to, że dziś nie jest to najważniejsza sprawa, mamy również zgodę
Polaków (mieszkających) w Niemczech - powiedział. Powołał się tutaj na
prezesa Związku Polaków w Niemczech Marka Wójcickiego.
Według Cygnarowskiego, negocjatorzy traktatu o dobrym sąsiedztwie i
przyjaznej współpracy z 1991 roku, i wszyscy polscy politycy, którzy
potem zajmowali się tą problematyką, uznawali stan prawny taki, jaki
jest, tzn. że grupa niemiecka w Polsce została określona jako
mniejszość, ponieważ zgodnie z polskimi przepisami spełnia wymogi,
natomiast Polacy w Niemczech takiego statusu nie mają.
- Negocjatorzy i potem wielokrotnie wszyscy politycy polscy uważają,
że prawa należne i jednej i drugiej grupie niezależnie od określenia jej
nazwy są identyczne - mówił. W związku z tym - zdaniem MSZ - jest to
temat w tej chwili nie aż tak pilny.
Cygnarowski mówił, że w ramach rozpoczętego przed rokiem procesu tzw.
"Okrągłego Stołu" prowadzonego z udziałem grupy polskiej w Niemczech i
mniejszości niemieckiej w Polsce przez sekretarzy stanu w resortach
spraw wewnętrznych, powstała specjalna grupa robocza, która zajmuje się
sprawami pamięci, historii oraz kwestiami prawnymi.
Wśród pilniejszych spraw Cygnarowski wymienił m.in. kwestie
rehabilitacji przez Bundestag członków mniejszości polskiej - ofiar
narodowego socjalizmu, odszkodowań dla organizacji mniejszości polskiej
za mienie wywłaszczone w III Rzeszy, utworzenie centrum dokumentacyjnego
czy powstanie Muzeum Polaków w Niemczech.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. tekst zwinięty cenzura na S24 - ciekawe , dlaczego?
Narodowość polska a Mniejszość Polska w Niemczech
http://miroslawkraszewski.salon24.pl/299972,narodowosc-polska-a-mniejszosc-polska-w-niemczech
„Jeszcze niedawno emocje PO i PJN rozbudzała
„narodowość śląska”. Czy podobnie zareagują politycy na wieść o
rezygnacji rządu Donalda Tuska z uznania mniejszości polskiej w
Niemczech?
Jak poinformowały wczorajsze „Fakty”, w
notatce sporządzonej przez Kancelarię Premiera, przed negocjacjami
statutu Polaków w Niemczech znalazł się następujący zapis: „Uczestnicy
zgodzili się zrezygnować ze stosowania określenia „mniejszość polska” i
używać terminologii występującej w traktacie”.
To świadczyłoby o tym, że nie wchodząc na boisko, mecz przegramy –powiedziała senator PiS, Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
Sami zainteresowani nie deklarują takiej chęci –tłumaczył decyzję poseł PO Andrzej Halicki- Nie ma takiego postulatu, bo ta definicja dotyczy Fryzyjczyków, Duńczyków i Łużyczan.
Status mniejszości narodowej to m.in.
możliwość dwujęzycznych nazw miejscowości, dotowanie przez państwo szkół
czy też reprezentacji w niemieckim parlamencie. Tego typu udogodnienia
ma mniejszość niemiecka w Polsce.
Niestety zachowanie rządu jest
poddaniem sprawy bez walki, a przecież dążąc do zmiany prawnego status
quo i uzyskania przez mniejszość polską w Niemczech formalnego statusu
mamy dość mocne argumenty- pisze na swoim blogu w Salonie24 Michał Kot.-
Można bowiem powołując się na prawo międzynarodowe, że w doktrynie
zaczyna dominować wyraźna tendencja rozszerzania zakresu pojęcia
mniejszości (ONZ dopuszcza nawet, by za członków mniejszości brać osoby,
które nie są obywatelami danego kraju i ich pobyt ma charakter
czasowy).”
Polski rząd uznał Mniejszość Polską jako
nieistniejącą, niegodną nawet nadania jej statutu mniejszości. Bardzo
mnie to dziwi, ponieważ powinno mu być wiadome, że to właśnie z naszej
polonijnej inicjatywy o unieważnienie likwidacji Mniejszości Polskiej
(MP), 25 sierpnia 2009 berliński adwokat Stefan Hambura, złożył na ręce
kanclerz Angeli Merkel list z apelem o formalne anulowanie prawnie
obowiązującego rozporządzenia z mocą ustawy, wydanego przez niemiecką
Radę Ministrów na rzecz Obrony III Rzeszy, 27 lutego 1940 r.,
nakazującego rozwiązanie wszelkich organizacji polskiej mniejszości
narodowej w Rzeszy oraz konfiskatę ich mienia. Pan mecenas Stefan
Hambura otrzymał jako odpowiedź datowaną 13.10.2009, opinię prawną,
potwierdzającą nielegalność, czyli nieważność hitlerowskiego dekretu o
likwidacji Mniejszości Polskiej, potwierdzającą tym samym jej prawną
ciągłość istnienia.
Opinie polskiego rządu są w tym względzie
jednak takie, jak gdyby przejął on niemiecki punkt widzenia
obowiązujący w czasie wojny.
Czy można się temu dziwić? Ja uważam ze nie.
Dla mnie niezajmowanie się przez polski rząd, MSZ, Polakami, tylko innymi jest bardzo dobrze zrozumiałe.Wyjaśnił
to pełnomocnik Premiera do spraw międzynarodowych, imitator profesora,
Pan Władysław Bartoszewski, który się w czasie wojny nie bal Niemców,
tylko Polaków, człowiek pozbawiony konfliktów lojalności:
"Proszę wskazać inny kraj w Europie, w
którym w ostatnim 20-leciu trzech szefów dyplomacji, Meller, Rotfeld i
Geremek, było żydowskiego pochodzenia, jeden ma honorowe obywatelstwo
Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę."(*)
http://www.wsieci.rp.pl/opinie/rekiny-i-plotki/Jak-rzad-dba-o-mniejszosc-polska-w-Niemczech?set.commentssortby=Latest
(*)cytat Wladyslawa Bartoszewskiego z Rzeczpospolitej. Więcej o największym przyjacielu Polski można doczytać w artykule RP z 23-02-2011, Polska – najlepszy przyjaciel Izraela w Unii:
http://www.rp.pl/artykul/2,616992-Polska---najlepszy-przyjaciel-Izraela-w-Unii-Europejskiej.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Szanowny panie Janke, moja
Szanowny panie Janke,
Polska w Niemczech" została zwinięta, czyli ukryta przez niewidoczną
rekę Salonu24, bez podania przyczyn. Uprzejmie proszę wiec i oficjalnie
wnoszę o podanie przyczyny tego stanu rzeczy. Czy mam to potraktować
jako cenzurę za pieniądze z UE przeznaczone na rozwój publicystyki
obywatelskiej , czy tez jako objaw ukrywania polityki polskiego rządu
wymierzonej w Mniejszość Polską w Niemczech? Jeżeli dopatrzył sie pan,
jako osoba odpowiedzialna za S24 przyczyny lezącej w mojej osobie lub
nieprzyzwoitym sformułowaniu wnoszę również o jej podanie.
Z poważaniem
Mirosław Kraszewski
MIROSŁAW KRASZEWSKI
252
11467
| 20.04.2011 14:37
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. @lugola Szanowna pani, moja
@lugola
podania przyczyn i według mojej opinii z naruszeniem obowiązującej w
unii Europejskiej Transparencji jaka powinna obowiązywać w mediach
obywatelskich finansowanych ze środków unijnych. Jeżeli się mylę proszę
mnie skorygować.
MIROSŁAW KRASZEWSKI
252
11467
| 20.04.2011 17:08
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Co z niemiecką polonią? W
Co z niemiecką polonią?
W przededniu rocznicy podpisania Traktatu między Reczpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, polską opinia publiczna bombardowana jest sprzeczymi informacjami co do celów i priorytetów polskiego rządu w relacjach z naszym zachodnim sąsiadem. W tym kontekście warto przypomnieć wydarzenia z ostatnich dni:
- "Fakty" TVN dotarły do dokumentu z dnia 10 stycznia 2011 r. Ów dokument nosi nazwę: „Protokół ze spotkania przygotowawczego do posiedzenia grupy roboczej „Zagadnienia prawno-historyczne/Kultura pamięci”. Warszawa, KPRM, Sala Okrągłego Stołu, 5 stycznia 2011 r.” W dokumencie tym czytamy: „Głównym celem spotkania zorganizowanego przez Krzysztofa Miszczaka, Dyrektora Biura PRM ds. Dialogu Międzynarodowego, współprzewodniczącego grupy roboczej „Zagadnienia prawno-historyczne/Kultura pamięci”, było przygotowanie do polsko-niemieckich rozmów nt. sytuacji polskiej grupy narodowej w RFN, które odbędą się dn. 18 stycznia br. w Berlinie. Uczestnicy spotkania omówili zagadnienia, które bedą w ramach bloku „Kultura pamięci” tematem rozmów z partnerami niemieckimi.” Jedno z końcowych zdań tego protokołu brzmi następująco: „Uczestnicy zgodzili się zrezygnować ze stosowania określenia „mniejszość polska” i używać terminologii występującej w traktacie.”
- 16 marca 2001 r. Minister Radosław Sikorski przemawiając z trybuny sejmowej mówił: „W przeddzień 20. rocznicy Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy zintensyfikowaliśmy rozmowy o prawach mniejszości polskiej”.
- Po ujawnieniu ww. dokumentu poseł Andrzej Halicki (szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych) jeden z liderów Platformy Obywatelskiej stanowiącej zaplecze polityczne rządu Donalda Tuska, w dniu 18 kwietnia 2011 r. - na antenie TVN - oświdczył, że Polska nie stawia takiego postulatu (kwestii statusu polskiej mniejszości w Niemczech).
- 19 kwietnia br. na łamach "Rzeczpospolitej" można przeczytać oświadczenie wiceszefa departamentu współpracy z Polonią p. Stanisława Cyngarowskiego, który powiedział, że: "Polski rząd nie zrezygnował z określenia Polaków zamieszkujących w Niemczech jako mniejszości polskiej".
Dochodzą do nas również niepokojące informacje dotyczące rehabilitacji działaczy Polonii, zamorowanych przez Niemców w czaie II wojny światowej. Otóż – według berlińskiego korespondenta "Wiadomości" TVP1 – Niemcy nie chcą ich zrehabilitować, a strona polska zamierza odstąpić od tego postulatu! Ta sprawa również wymaga pilnego wyjaśnienia, zwłaszcza że juz dzisiaj mniejszość polska w Niemczech zapowiadziała, że w takim wypadku zbojkotuje obchody 20. rocznycy podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie. Co z oczywistych względów byłoby ze wszech miar zrozumiałe.
http://arciszewska-mielewczyk.salon24.pl/300520,co-z-niemiecka-polonia
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl