Antypolska propaganda w PRL-bis prowadzona przez rządzącą tu postkomunę w typowo geobbelsowskio-bolszewickim stylu nienawiści do polskości i polskiego patriotyzmu.
Zbrodnicza nienawiść do PiS establish-mentów w PRL-bis, cz. II
"Zbrodnia PiS, czyli odwracanie kota ogonem"
Warto sięgnąć także i do znakomitego artykułu red. Michała Szułdrzyńskiego opublikowanego w "Rzeczpospolitej" i zatytułowanego "Zbrodnia PiS-u czyli odwracanie kota ogonem". Szułdrzyński cytuje w nim m.in. Aleksandra Smolara[i] pochodzącego z rodziny zasłużonych bolszewickich, a więc antypolskich działaczy komunistycznych (tak samo jak i m.in. Michnik). Smolar stwierdził w GWnie, że: "Już widać próby wpisania tej tragedii w ten sam ciąg zdarzeń co katastrofę smoleńską. To próba odnowienia martyrologicznego mitu PiS."
Jednak dla własnych potrzeb. politrucy ci stworzli fałszywy, martyrologiczny mit dla tych naprawiaczy komuny — którzy ponoć walczyli z komunizmem pisząc trockistowskie elaboraty w PRL, w latach sześćdziesiątych…
Politruków polityczny marsz z pochodniami na trumnach [sic!]
Innym zacytowanym przez red. Szułdrzyńskiego dyżurnym ekspertem GWna od obrzucania PiS-u ulubioną przez komunistów obelgą "faszysta"[ii] — jest prof. Michał Głowiński, który nie pierwszy już raz wyjeżdża z faszyzmem, tym razem stwierdzając, że: "Mnie bardziej przeraża to, co po tej zbrodni powiedział Jarosław Kaczyński. On nieustannie wjeżdża na pierwszy plan polityczny na trumnach. Kiedy mówi o kampanii nienawiści, mówi o sobie. […] To, co się teraz dzieje w Polsce przypomina mi rok 1933 w Niemczech, tam też się zaczęło od języka nienawiści."[iii] Tak więc, i temu politrukowi z tytułem profesora, tak samo jak i wielu innym — na polityczne zamówienie postbolszewików marsze z pochodniami kojarzą się wyłącznie z faszystami oraz PiS-em…
Nienawidzący polskiego patriotyzmu towarzysze wspólnej drogi z GWna demagogicznie "zapominają" jednak o tym, że kampania nienawiści przeciwko PiS została rozpętana przez zwolenników PO — na co jest bardzo dużo przykładów w mediach. Jednym z inicjatorów tej kampanii był sam Michnik, który obrazowo pisał o "pełzającym zamachu stanu" w wykonaniu braci Kaczyńskich ("Modlitwa o deszcz", "GW" z 30.07.2007). Innym był jado-plujka Niesiołowski piszący, że: "ten rząd upodabnia nasz kraj do groteskowej dyktatury w stylu Roberta Mugabe", ("PoPiS-u po wyborach nie będzie", "GW" z 19.08.2007).[iv]
Propaganda w geobbelsowsko-bolszewickim stylu
Słynny już, oszukańczy program propagandzistki Kolendy-Zaleskiej z TVN[v], którą bolszewickiego warsztatu manipulacji uczył Lesław Maleszka, znany agent SB i przyjaciel Michnika z GWna, został oceniony w sieci jako program kłamstwa i manipulacji.[vi] Występuje w nim kilka osób, m.in. prof. Michał Głowiński, który zostaje przedstawiony przez Kolendę-Zaleską na tle długich półek z książkami jako: "specjalista od języka PRL-u, jest ocalałym z warszawskiego getta w czasie niemieckiej okupacji i pamięta tamte czasy z niezwykłą wyrazistością. Dziś, gdy patrzy na płonące pochodnie i słucha tego co tam pod pałacem ludzie mówią, ma poczucie wracającego czasu."
Zgodnie z propagandowym antypisowskim zapotrzebowaniem, lecz bez związku z tym co widzimy na ekranie — prof. Głowiński mówi, że: "Muszę powiedzieć ostro i bezwzględnie, to przypomina najgorsze manifestacje totalitarne przed zdobyciem władzy. Po prostu to przypomina 33 rok w Niemczech. Ta symbolika jest szersza. Te, te marsze z pochodniami. No przecież dla kogoś kto zna trochę historii, to, to jest jednoznaczne."[vii]To nawiązanie do faszystowskich marszów w… getcie jest jednak zdumiewające swoją prostotą. [sic!]
Następnie, na jednym z kolejnych ujęć Głowiński kontynuuje:"To jest język nienawiści. Ale coś więcej. To jest język agresji. I jeszcze coś więcej. To jest w istocie język rewolucji i wojny domowej, który nie dopuszcza ani negocjacji ani debaty, ani kompromisu…"
Tak jakby kiedykolwiek do negocjacji i jakiegokolwiek kompromisu, czy debaty dopuszczał język nienawiści do polskiego patriotyzmu — jakim operował trockistowski demagog Michnik lub jego janczarzy z polskojęzycznego GWna…
Zbolszewizowane, odzyskane przez PO Polskie Radio
Do tych wszystkich postbolszewickich ataków na szefa PiS dołączyło także i Polskie Radio m.in. w programie Zuzanny Dąbrowskiej — współzałożycielki Polskiej Partii Socjalistycznej. Program ten został emitowany zaledwie w kilka godzin po ataku przez Ryszarda C. na siedzibę PiS. Tow. Dąbrowska w radiowej rozmowie z tow. prof. Kazimierzem Kikiem — współzałożycielem lewicowej Unii Pracy oraz wieloletnim członkiem komunistycznej partii w PRL zwanej PZPR — zachęcała go do rozwinięcia takich tez jak ta, że zbrodni wymierzonej w PiS winna jest ta właśnie partia. [sic!]
Maciej Marosz z portalu Niezależna.pl pisze, że tow. Kik z bolszewicką "wyrozumiałością tłumaczył, że agresor mógł być przecież osobą poszkodowaną przez politykę Prawa i Sprawiedliwości." A także, iż demagogicznie przy tym stwierdził: "Ale pamiętajmy o Niewiadomskim, o zabójstwie Narutowicza w okresie międzywojennym i pamiętajmy, że tego typu nastroje, które doprowadziły do tragicznych momentów polskiej historii, były wytwarzane na ogół w kręgu prawicy. Czyli w kręgu polityków, którzy jednak prowadzili politykę konfliktowania społeczeństwa, odrzucania jakiejś jego części, grożenia interesom jakiejś jego części."
Taka bolszewicka propaganda jest teraz prowadzona przez Polskie Radio, którego lewicowy Zarząd niedawno uznał sfabrykowane kalumnie bolszewickiej komisji etyki PR[viii] za wystarczający argument, by odsunąć red. Tomasza Sakiewicza od prowadzenia programów i zlikwidować audycję, którą prowadził on na zmianę m.in. z Bronisławem Wildsteinem i Rafałem Ziemkiewiczem.[ix]
Bolszewicki wdzięk Tuska
Do tego antypolskiego chóru nienawiści wobec PiS z bolszewickim wdziękiem dołącza się także i Donald Tusk — jadowicie twierdząc w przemówieniu do dziennikarzy, że: "Nie wiem czy mają państwo poczucie, że prezes Kaczyński jeszcze nie dojrzał do głębszego oddechu i refleksji? Ja mam."[x] A Tusk jest przecież premierem partii założonej przez agentów tajnych służb specjalnych z PRL.
Donald Tusk potrzebuje "głębszego oddechu i refleksji" na temat kondominium
Moźna mieć jednak odczucie, że to jednak premier Donald Tusk — w dużym stopniu podporądkowany interesom postsowieckiej agentury w PRL-bis — nie dojrzał jeszcze do głębszego oddechu i refleksji na temat swojej polityki partyjnej oraz działalności. Jest przecież premierem dużego kraju w Europie. Tego kraju, z którego niestety usiłuje wspólnie z namiestnikiem Komorowskim z WSI — za wszelką cenę zrobić kondominium rosyjsko-niemieckie...[xi]
Można mieć także odczucie,że dla tego kraju w Europie byłoby znacznie lepiej, gdyby jego premierem był ktoś nie związany z partią zakładaną przez agentów ściśle podporządkowanych w PRL antypolskiej agenturze sowieckiej… A także, osoba nie mająca w swojej partii jako skarbników — przestępców odbierających zlecenia od członków postbolszewickiej mafii na cmentarzach…
Totalitaryzm PO a mordy polityczne
Mordy polityczne są zazwyczaj dokonywane w tych państwach, gdzie rządząca oligarchia uważa, że odebrała społeczeństwu już tyle praw — iż ma dość siły, by wprowadzić rządy całkowicie totalitarne. Tusk nie jest w stanie kontrolować ludzi postbolszewickich służb specjalnych mających wyjątkowe prawa w PRL-bis i często nadzorujących służby stworzone po 1989 roku, zwłaszcza w jego rządzie. Tak więc w PRL-bis już istnieją warunki sprzyjające stworzeniu państwa totalitarnego, nadzorowanego przez policje polityczne rodem z PRL.
Po ujawnieniu przez "Dziennik" w artykule "Tusk nam zgotuje państwo totalitarne" informacji, że w 2011 roku ma powstać superbaza danych o Polakach — nawet często sprzyjający PO były minister spraw wewnętrznych i poseł SLD Ryszard Kalisz stwierdził, iż: "To skandal świadczący o tym, że rząd PO zbliża się domodelu orwellowskiego państwa totalitarnego."[xii]
Natomiast Cezary Michalski w artykule "POwrót Wielkiego Brata"[xiii] stwierdził nawet, że: "Partia liberalna próbuje wprowadzić w życie projekt inwigilacji obywateli bardziej ambitny, niż tego próbowała większość rządów w Europie Zachodniej. Tam nawet ‘wojna z terrorem’ nie wydała prywatności obywateli aż do tego stopnia w ręce państwa. (…) Wiele obszarów naszego państwa pozostaje zawstydzająco zacofanych. Ale system inwigilacji obywatela będziemy mieli tak nowoczesny, jak u Orwella."
Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm
Jan Paweł II napisał, że "Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm."[xiv] Skoro dla postbolszewickich agitatorów i zwolenników PO — jedyną wyznawaną przez nich wartością jest posiadanie władzy, to tym samym odrzucają oni wszelkie inne wartości, co bezpośrednio prowadzi kraj do przepaści państwa totalitarnego. A "Państwa totalitarne to rodzaj teokracji, w których kasty rządzące przypisują sobie boską nieomylność" — twierdził George Orwell.
Tę nadzwyczajną "boską nieomylność", jako wynikającą ze sprawowania zakamuflowanej totalitarnejwładzy, przypisują sobie także postmodernistyczni quasi teokraci z PO — często także lepiej znani jako postbolszewiccy politrucy… PO już wprowadza system rządów zmierzający do całkowitej władzy tej partii nad społeczeństwem — poprzez niemal monopol informacyjny zaprzyjaźnionych postbolszewickich mediów rozpowszechniających partyjne łgarstwa i partyjną propagandę PO oraz terror tajnych służb korzystających z doświadczeń swoich ludzi nabytych jeszcze w PRL-u.
Zbyt mocno fałszywe przeprosiny prezydenta z WSI
Towarzysz namiestnik z WSI robi sobie nawet prymitywne, w sowieckim stylu żarty z J. Kaczyńskiego mówiąc w wywiadzie dla TVN24, iż: "Zrobimy eksperyment: ja bardzo serdecznie przepraszam. Jestem skłonny przeprosić za Janusza Palikota, jestem skłonny przeprosić za Antoniego Macierewicza, za pana Kurskiego, za Stefana Niesiołowskiego, za moje wypowiedzi () i zobaczymy co z tego wyniknie."[xv]
Dlatego nie dziwi bezpośrednia odpowiedź prezesa PiS: "Nic nie wiem o żadnych przeprosinach, dla mnie ważne są tylko takie wypowiedzi, jak pana Nałęcza[xvi], doradcy prezydenta: 'nie ma takiej ofiary, której by nie warto złożyć, by się spotkać z Putinem.'" Bo wśród 98 ofiar — jedną z tych ofiar żłożonych niedawno towarzyszowi Putinowi — był przecież jego brat-bliźniak, polski patriota i Prezydent RP Lech Kaczyński.
"Raz się skurwisz — kurwą zostaniesz"
George Orwell napisał także, iż: "Zapamiętajcie, że za nieszczerość i tchórzostwo zawsze trzeba płacić. Nie wyobrażajcie sobie, że przez całe lata można uprawiać służalczą propagandę na rzecz radzieckiego lub też jakiegokolwiek innego reżimu, a potem powrócić nagle do intelektualnej przyzwoitości. Raz się skurwisz – kurwą zostaniesz."[xvii]
Tak więc czciciele agenturalnego rządu Tuska mają wybór, czy wolą uprawiać służalczą propagandę na rzecz postbolszewickiego reżimuTuska i tym samym chcą pozostać antypolskimi, orwellowskimi kurwami. A może jednak, zapragną właśnie teraz, po tym morderstwie politycznym z nienawiści do patriotyzmu i polskości — powrócić do intelektualnej przyzwoitości… Bo potem na jakąkolwiek przyzwoitość będzie jednak już stanowczo za późno…
"Aby się przeciwko takiej niewoli burzyć, szukając środków i sposobów wydobycia się z niej"
Po to, żeby jednak nie było za późno — warto tu jeszcze przytoczyć fragment homilii Prymasa Tysiąclecia[xviii] wygłoszonej 27 stycznia 1963 roku. Homilii ta wyrażała sprzeciw Prymasa wobec tez artykułu Stanisława Stommy, znanego z prorosyjskiego oportunizmu. Otóż, kardynał Stefan Wyszyński w tej homilii m.in. powiedział:
"(…) Nie o kompleks więc idzie, nie o schorzenie psychiczne, które jakoby przeszkadzało Narodowi działać i decydować w sposób wolny. Szło o poczucie pogwalconego prawa Narodu do samostanowienia o sobie i do decydowania o swej wolności, w której rozmieszcza się w sposób wolny i samodzielny prawa i wzajemne obowiązki współżyjących ze sobą warstw narodowych. (…)
Gdy człowiek czy Naród czuje się na jakimkolwiek odcinku związany i skrępowany, gdy czuje, że nie ma już wolności opinii, wolności zdania, wolności kultury wolności pracy, gdy wszystko wzięte jest w jakieś łańcuchy, wtedy nie potrzeba kompleksów. Wystarczy być tylko przyzwoitym człowiekiem, mieć poczucie honoru i osobistej godności, aby się przeciwko takiej niewoli burzyć, szukając środków i sposobów wydobycia się z niej."
Słowa Polskiego Prymasa Tysiąclecia o tym, że "poczucie pogwalconego prawa Narodu do samostanowienia o sobie i do decydowania o swej wolności" dla przyzwoitego oraz mającego poczucie honoru i osobistej godności człowieka, są wystarczające, aby się przeciwko takiej niewoli burzyć, szukając środków i sposobów wydobycia się z niej — nie straciły swojego znaczeia także i dzisiaj, w kraju którego władze zamierzają zarządzać z ramienia państw ościennych wyłącznie kondominium…
[i] Brednie i Smolara i Głowińskiego wypowiedziane w stylu bolszewickich politruków — cytuję za artykułem Michała Szułdrzyńskiego "Zbrodnia PiS-u czyli odwracanie kota ogonem", 20-10-2010, http://www.rp.pl/artykul/216162,551891-Szuldrzynski--Zbrodnia-PiS-u-czyli-odwracanie-kota-ogonem.html.
[ii] Do dzisiaj najmocniejszym bolszewickim oskarżeniem pozostało nazwanie kogoś "faszystą"… Ma to uczynić z osoby obrzuconej przez komunistów tym epitetem wroga publicznego nr 1. Dlatego, dla stalinowskich agentów NKWD zakładających w Polsce bolszewicką organizację nazwaną PPR — faszystami byli zarówno twórcy II Rzeczpospolitej, jak i walczący z hitlerowcami patrioci oraz członkowie AK — na których ci bandyci z PPR donosili gestapowcom zgodnie z poleceniami swoich nadzorców z NKWD.
Te bolszewickie łgarstwa były kontynuowane przez sowieckich zbrodniarzy z PPR także i po utworzeniu przez Stalina sowieckiej kolonii zwanej PRL. Dla zdrajców — i pepeerowców i komunistów w PRL — polscy patrioci oraz żołnierze AK stali się wtedy współpracującymi z faszystami "zaplutymi karłami reakcji". W komunistycznym żargonie obrzucanie ich przeciwników epitetem "faszysta" znakomicie funkcjonuje zresztą do dzisiaj.
[iii] Zob.: Michał Szułdrzyński "Zbrodnia PiS-u czyli odwracanie kota ogonem"…
[iv] Cytowane za: Tomasz P. Terlikowski, "Rzeczpospolita" "Wielka kariera politycznego thrillera”. http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070912/opinie_a_3.html.
[v] Zob. video z tym programem na: http://smotri.com/video/view/?id=v1552405ed0e.
[vi] Cały ten program jest przedstawiony oceniony na blogu "Kolenda-Zaleska, TVN — studium kłamstwa i manipulacji", http://www.blogpress.pl/node/6045.
[vii] A przecież, jak pisała "Gazeta Polska" — jeszcze tak niedawno marsze z pochodniami organizowali Młodzi Demokraci z Platformy Obywatelskiej, a na czele pochodów maszerowali poseł PO Cezary Grabarczyk oraz posłanka PO Śledzińska-Katarasińska. Zob.: "Media atakują PiS za pamięć o tragedii Polski – 17 września", http://filipstankiewicz.salon24.pl/233147,media-atakuja-pis-za-pamiec-o-tragedii-polski-17-wrzesnia.
[viii] Zobacz notkę "Bolszewicka Komisja Etyki Polskiego Radia w III RP", http://www.thoughts.com/Andy101/bolszewizm-w-polskim-radiu.
[ix] Zob.: Maciej Marosz, "Polskie Radio — tylko dla towarzyszy", Niezależna.pl, 21-10-2010, http://www.niezalezna.pl/artykul/polskie_radio_tylko_dla_towarzyszy/40435/1.
[x] Zob.: "Kaczyński nie dojrzał do refleksji", http://www.tvn24.pl/-1,1678844,0,1,kaczynski-nie-dojrzal-do-glebszej-refleksji,wiadomosc.html.
[xi] Na temat łgarstw propagandy ekipy Tuska zobacz notkę "Tusk próbuje ukryć prawdę, że to on zaprosił Putina do Katynia",
[xii] "Tusk nam zgotuje państwo totalitarne", "Dziennik", 2009-03-09, ttp://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/141376,tusk-nam-zgotuje-panstwo-totalitarne.html.
[xiii] Cezary Michalski "POwrót Wielkiego Brata", Dziennik, 2009-03-09, .
[xiv] Jan Paweł II, w encyklice "Veritatis splendor" (Blask prawdy).
[xv] Zob.: "Kaczyński w ramach przeprosin żąda głów", Dziennik, 2010-10-22,
[xvi] Specjalizujący się w historii bolszewickiego ruchu robotniczegoprof. Tomasz Nałęcz należał do komunistycznej PZPR w latach 1970–1990. Chyba właśnie z tych powodów, Nałęcz został doradcą prezydenta RP z WSI ds. historii i dziedzictwa narodowego.
[xvii] George Orwell, w serii pisanych od 1944 roku artykułów zatytułowanych "As I Please", w felietonie napisanym 1 września 1944 roku i skierowanym do "angielskich dziennikarzy lewicowców."
[xviii] Cytowane za prof. Jerzy Robert Nowak "Czarna legenda dziejów Polski", Wydawnictwo von boroviecky, Warszawa 2000, s. 89.
_______
______
2 komentarze
1. Szukają grobu Cieplińskiego
Z dr. hab. Krzysztofem Szwagrzykiem, naczelnikiem Oddziałowego Biura
Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, rozmawia Mariusz
Kamieniecki
Jakie znaczenie dla pamięci ofiar podziemia niepodległościowego ma
ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych", który w tym miesiącu
obchodziliśmy po raz pierwszy?
- W moim przekonaniu, jest to inicjatywa nie do przecenienia, o ogromnym
znaczeniu nie tylko dla uczestników powojennego podziemia niepodległościowego,
dla ich rodzin, ale także dla całego polskiego społeczeństwa. Dzięki uchwale
Sejmu z lutego br. polskie społeczeństwo, chcąc nie chcąc, dowiedziało się o
takim zjawisku jak "żołnierze wyklęci". Niestety, wiedza na temat całego
podziemia antykomunistycznego nie jest w Polsce powszechna, dlatego dobrze, że
po tylu latach milczenia i znieważania tego środowiska, dzięki prezydentowi
Lechowi Kaczyńskiemu, który wyszedł z tą inicjatywą, jak i Sejmowi RP jako
najwyższemu organowi ustawodawczemu, który ją przyjął, "żołnierze wyklęci"
zostają odpowiednio uhonorowani.
Jakie jest źródło określania tych polskich bohaterów mianem "żołnierzy
wyklętych"?
- Określenie to pojawiło się w latach 90. ubiegłego stulecia, a najbardziej
znaną pracą, która przywoływała tę nazwę, jest książka Jerzego Ślaskiego pt.
"Żołnierze Wyklęci". Rzeczywiście można dyskutować, czy jest to właściwy sposób,
by nazwać ludzi, którzy po 1944 r. z bronią w ręku bądź w inny sposób prowadzili
walkę z systemem komunistycznym. Być może udałoby się znaleźć bardziej
precyzyjne określenie, ale termin "żołnierze wyklęci" funkcjonuje w literaturze
przedmiotu, w publicystyce i trudno byłoby teraz to zmieniać. Według mnie, ten
termin powinien być nadal używany.
Przez lata pamięć o nich była zamazywana. Na ile zmieniło się to z chwilą
powstania Instytutu Pamięci Narodowej?
- Atmosfera wokół "żołnierzy wyklętych" zmieniła się przede wszystkim wraz z
upadkiem systemu komunistycznego w Polsce. Po 1989 r. ludzie skazani na niebyt,
ci, których wcześniej represjonowano i inwigilowano za działalność na rzecz
niepodległości państwa polskiego, wobec których materiały archiwalne w
kartotekach służb specjalnych były uaktualniane do końca lat 80. - mogli
wreszcie upomnieć się o pamięć, pamięć o swojej działalności i działalności
swoich kolegów, którym niestety nie dane było dożyć tego czasu. Natomiast
utworzenie IPN i otwarcie archiwów bezpieki spowodowało zmianę jakościową w
badaniach. Pojawiły się możliwości, które wcześniej w ogóle nie istniały. Po raz
pierwszy dzięki temu, że powstał IPN, badacze mogli podjąć studia nad
materiałami wcześniej zupełnie nieznanymi. Wcześniej z archiwów PRL-owskich
korzystali tylko funkcjonariusze aparatu oraz pozostający na usługach władzy
komunistycznej odpowiednio wyselekcjonowani historycy i badacze, których
zadaniem nie było obiektywne opisywanie historii, ale zohydzanie podziemia
niepodległościowego w oczach społeczeństwa. Wystarczy tylko przypomnieć prace
Tadeusza Walichnowskiego, Stanisława Wałacha i wielu innych funkcjonariuszy
komunistycznego państwa, którzy w latach 60., 70. i 80. w oparciu o materiały
bezpieki tworzyli paszkwile przeciwko żołnierzom Armii Krajowej, Narodowych Sił
Zbrojnych i innych ugrupowań antykomunistycznych.
Jaka była skala zaangażowania konspiracji antykomunistycznej w walkę zbrojną
przeciwko wrogiemu Polsce systemowi?
- Mimo upływu lat historycy nie potrafią określić w sposób bardzo precyzyjny
liczby ludzi zaangażowanych w działalność antykomunistyczną po II wojnie
światowej. Jak szacują badacze, liczba ta mieściła się w przedziale od 120 tys.
do nawet 180 tys. ludzi. Liczbę samych członków podziemia zbrojnego, a więc
tych, którzy z bronią w ręku, w lasach, w sposób czynny walczyli z władzą
komunistyczną, oceniamy na ponad 20 tys. osób. Są to ogromne liczby, które
świadczą o skali oporu przeciwko systemowi komunistycznemu.
Kiedy mówimy o osobach zaangażowanych w działalność antykomunistyczną, nie
sposób pominąć ofiar tego systemu...
- Dzisiaj wiemy już, że w latach 1944-1956 sądy komunistyczne wydały ponad 8
tys. w większości wykonanych wyroków śmierci. Z kolei liczbę tych, którzy
zginęli w walce bądź zostali skrytobójczo zamordowani, ocenia się na około 9-10
tysięcy. Są to dane, które porażają, które z jednej strony świadczą o skali
oporu, a z drugiej o rozmiarach terroru zastosowanego po wojnie przez władze
komunistyczne wobec tych, którzy pragnęli wolnej, suwerennej Polski.
Do dziś nie są znane miejsca pochówku chociażby dowódców IV Zarządu Głównego
Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość". A jak wygląda to w odniesieniu do kwater
pozostałych ofiar komunizmu?
- Ogromna większość ludzi, którzy podjęli walkę z systemem komunistycznym,
kładąc na szalę własne życie, i którzy zginęli, nie ma swych grobów, a miejsca
ich pochówku nie są znane. Komunistyczny aparat represji robił wszystko, żeby
wszelkie ślady zbrodni zostały zatarte. Jak widać, zrobiono to skutecznie. W
całym kraju mamy pojedyncze przypadki, co do których możemy powiedzieć, że udało
się znaleźć miejsca pochówku pojedynczych członków podziemia antykomunistycznego
zamordowanych w różnych więzieniach. W wyniku prac prowadzonych w Instytucie
Pamięci Narodowej w ostatnich latach udało się odnaleźć we Wrocławiu, Opolu i
Szczecinie miejsca pochówków 10 żołnierzy antykomunistycznego podziemia.
Przyzna Pan, że to niewiele?
- Oczywiście, że to mało. Przypomnijmy jednak, że nie ma żadnych dokumentów
aparatu bezpieki, które wskazywałyby wprost takie miejsca. To, co w tej chwili
robimy w IPN, a więc szukanie w całym kraju, we wszystkich miastach, gdzie
istnieją nasze oddziały, miejsc pochówku "żołnierzy wyklętych", są to działania,
które będą trwały jeszcze wiele lat. Trzeba też dodać, że choć nie zawsze te
działania kończą się sukcesem, istnieje bezwzględna potrzeba ich kontynuacji.
Moim zdaniem, nawet jeżeli po 50 czy 60 latach mielibyśmy odnaleźć miejsce
pochówku tyko jednego człowieka, który poświęcił swe życie, walcząc z
komunistami o niepodległość naszej Ojczyzny, to takie działania warto
podejmować. Takie działania prowadzimy i będziemy prowadzić w latach następnych
w całym kraju. Niewykluczone, że za pół roku będziemy mogli przekazać za
pośrednictwem "Naszego Dziennika" więcej pozytywnych informacji.
Co Pan ma na myśli?
- Być może nastąpi przełom w samej Warszawie, a więc tam, gdzie są groby
najważniejsze z ważnych, chociażby członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia
"Wolność i Niezawisłość": ppłk. Łukasza Cieplińskiego i innych. Mam nadzieję, że
tak się stanie.
Pan osobiście prowadzi badania dotyczące odnalezienia miejsc pochówku ofiar
komunizmu na Dolnym Śląsku. Jaka była skala zbrodni komunistycznych w tym
regionie?
- Dolny Śląsk jest miejscem specyficznym, przez wiele lat po wojnie był uważany
przez żołnierzy podziemia za idealny teren do schronienia. Na Dolny Śląsk
przybywali żołnierze praktycznie ze wszystkich okręgów Armii Krajowej z całego
kraju, w tym także wielu żołnierzy z Kresów Wschodnich. Wydawałoby się, że na
tym nowym obszarze stosunkowo łatwo będzie im się ukryć. I rzeczywiście przez
pierwsze dwa, może trzy powojenne lata sytuacja dla wszystkich, którzy próbowali
się tu ukryć przed Służbą Bezpieczeństwa, była dość wygodna, ale potem to się
zmieniło. Jednak Dolny Śląsk nie był tylko miejscem schronienia, był także
obszarem, gdzie swoją działalność przeniosły i kontynuowały różne struktury
niepodległościowe. Wystarczy tylko wspomnieć okręgi: wileński, lwowski czy
tarnopolski AK. Ponadto działały tu dobrze rozbudowane struktury lokalne.
Dzisiaj skalę dolnośląskiego podziemia szacujemy na kilka tysięcy osób, a liczbę
organizacji na sto kilkadziesiąt. Trzeba też powiedzieć, że Dolny Śląsk to
obszar, na którym tylko poza nielicznymi, pojedynczymi przypadkami prowadzono
działalność zbrojną, ale jednocześnie jest to region, gdzie niezwykle aktywne
były inne struktury podziemia antykomunistycznego nastawione m.in. na
działalność wywiadowczą. Prężnie działały tu także młodzieżowe struktury
podziemia antykomunistycznego. Za działalność antykomunistyczną na Dolnym Śląsku
orzeczono ponad trzysta wyroków śmierci, z czego blisko 150 zostało wykonanych.
Czy znane są miejsca pochówku pomordowanych?
- Wrocław jest jedynym w skali kraju miejscem, gdzie do dzisiaj na cmentarzu
Osobowickim zachowały się kwatery ofiar komunizmu, a więc te, w których grzebano
straconych i zmarłych wrocławskich więźniów. Warto przy tym zaznaczyć, że
jeszcze w roku 1987, a więc zaledwie dwa lata przed upadkiem systemu
komunistycznego, zostały podjęte decyzje o likwidacji tych pól, które
przeznaczono do pochówków członków Związku Bojowników o Wolność i Demokrację.
Gdyby nie upadek komunizmu i zaangażowanie grupki wrocławian zdeterminowanych,
żeby zachować dla potomnych kwatery bohaterów podziemia antykomunistycznego,
doszłoby do tego, że na miejscach wiecznego spoczynku więźniów komunizmu chowani
byliby ludzie, którzy do ich śmierci doprowadzili.
1 marca powinniśmy pamiętać o poległych w walce i pomordowanych w katowniach
UB "żołnierzach wyklętych", ale także o ich rodzinach...
- Kiedy wspominamy "żołnierzy wyklętych", zawsze będziemy pamiętać przede
wszystkim tych, którzy za wierność Polsce zapłacili najwyższą cenę. Jednak
Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" jest, a przynajmniej powinien być,
także dniem pamięci o tych, którzy przeżyli i którzy z więzień komunistycznych
wyszli dopiero w latach 60. Dodajmy przy okazji, że informacje o tym, że w 1956
r. więzienia komunistyczne otworzyły szeroko swoje bramy i wszyscy, którzy byli
skazani z przyczyn politycznych, je opuścili, są informacjami połowicznymi.
Prawda jest taka, że wielu członków podziemia wyszło na wolność dopiero w latach
60. Warto też pamiętać, że ludzie podziemia mieli także swoje rodziny, trzeba
jednak podkreślić, że system komunistyczny był zbrodniczy także i na tym polu,
czyli odpowiedzialnością zbiorową obejmował żony i dzieci tych, którzy podjęli
walkę z władzą komunistyczną. Wielu działaczy podziemia zostało zmuszonych do
opuszczenia swojej rodziny, wielu straciło też swoich bliskich. Kiedy oboje
rodzice byli zaangażowani w działalność antykomunistyczną, ich dzieci
umieszczano w domach dziecka.
To tylko potwierdza, że był to system antyludzki...
- Bez wątpienia tak. Odnosząc się do tego wątku naszej historii, przytoczę
przykład z Wrocławia - historię kpt. Eugeniusza Werensa. Ten bohaterski żołnierz
AK w 1944 r. walczył w Iwoniczu-Zdroju i okolicach, a po wojnie odtwarzał
struktury antykomunistyczne we Wrocławiu. Ujęty w 1946 r. został osadzony w
więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. Do tego samego więzienia trafiły
także jego żona, teściowa i szwagierka. W tymże więzieniu urodziło się jego
dziecko i również w tym więzieniu kpt. Werens został stracony. Na szczęście
życie uratował jego zastępca i przyjaciel z więziennej celi Zdzisław Jankowski
ps. "Jastrzębiec", który na prośbę kpt. Werensa przekazaną na chwilę przed
egzekucją obiecał, że jeżeli przeżyje, będzie szukał jego rodziny i zaopiekuje
się jego córką. Dopiero w 1991 r. odnalazł córkę kpt. Werensa, która na początku
lat 90. żyła w skrajnej nędzy i dopiero od Zdzisława Jankowskiego dowiedziała
się, kim był jej ojciec. Staraniem Zdzisława Jankowskiego udało się pomóc
rodzinie kpt. Werensa. Przykład tragedii tej rodziny niestety nie jest wyjątkiem
w skali ogólnopolskiej.
Co wiemy o losie tych, którzy oskarżali czy wydawali wyroki śmierci w
procesach komunistycznych?
- Obecnie wiemy już bardzo dużo na temat osób, które oskarżały w procesach
politycznych w latach 40. czy 50. Znamy życiorysy i przebieg kariery sędziów i
prokuratorów wojskowych, którzy w procesach politycznych brali szczególnie
aktywny udział. W odróżnieniu od osób, które oskarżali czy wobec których
zasądzali wyroki śmierci, znane są daty ich śmierci i miejsca ich pochówku.
Spośród ok. 1,1 tysiąca sędziów i prokuratorów komunistycznych przed sądami
niepodległej Rzeczypospolitej stanęło zaledwie kilkunastu i tylko jeden otrzymał
wyrok skazujący. We wszystkich pozostałych przypadkach sędziowie i prokuratorzy
komunistyczni uczestniczący w procesach politycznych czy żądający kar śmierci
usłyszeli wyroki uniewinniające. Nie chcę oceniać polskiego wymiaru
sprawiedliwości i wyroków sądu, powiem tylko, że oceny historyków w tym
względzie są zasadniczo różne. Trudno bowiem znaleźć uzasadnienie uniewinnienia
osób, które mając pełną świadomość tego, że przedstawiciele podziemia
niepodległościowego, którzy stawali przed sądem, uczestniczyli w procesach
sfabrykowanych przez Informację Wojskową Ludowego Wojska Polskiego bądź Urząd
Bezpieczeństwa Publicznego, byli poddawani wcześniej wielomiesięcznym śledztwom
i pozbawieni nawet prawa do obrony - wobec tego ocena takich sędziów i
prokuratorów może być tylko i wyłącznie negatywna. Trzeba też dodać, że w wielu
przypadkach próby osądzenia sędziów i prokuratorów komunistycznych w naszym
kraju spotkały się z niemożnością wszczęcia sprawy, ponieważ niektóre osoby
opuściły Polskę. Mieszkają i żyją w krajach europejskich, ale także poza naszym
kontynentem. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo wciąż w Polsce żyje i ma
się dobrze kilkudziesięciu sędziów i prokuratorów, którzy w systemie
komunistycznym aktywnie ferowali wyroki w sprawach politycznych, mimo to nie
udało się postawić ich przed sądem.
Skąd ta niemożność?
- W Polsce zbrodniarze komunistyczni traktowani są znacznie łagodniej niż
zbrodniarze hitlerowscy. Zbrodnia zawsze pozostanie zbrodnią i nie powinna być
traktowana inaczej tylko dlatego, że ktoś reprezentował taki czy inny system
totalitarny.
Jakie mamy informacje na temat sędziów i prokuratorów, zwłaszcza tych ze
słynnego procesu przywódców IV Zarządu Głównego WiN?
- Wszyscy już dziś nie żyją. Przewodniczący składu sędziowskiego orzekającego w
sprawie członków kierownictwa IV Zarządu Głównego WiN płk Aleksander Warecki
(Warenhaupt) zmarł w Warszawie w 1986 roku. Wspomagający go mjr Zbigniew Furtak
zmarł w stolicy w 2003 r., natomiast oskarżyciel ppłk Jerzy Tramer zmarł w
Chorzowie w roku 1980. Warto przy tym dodać, że w okresie wojny Tramer był
żołnierzem, a Furtak oficerem Armii Krajowej.
Jak dziś możemy, jak powinniśmy spłacić dług wdzięczności wobec bohaterów
podziemia niepodległościowego?
- Ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" jest w moim
przekonaniu doskonałym momentem, abyśmy w sposób pełny i właściwy uhonorowali
żołnierzy całego podziemia antykomunistycznego. Marzy mi się, by tak jak przed
wojną uczestników Powstania Styczniowego darzono powszechnym szacunkiem, którym
salutował każdy żołnierz, także generał, aby również do tych, którzy walczyli z
systemem komunistycznym, odnosić się z takim samym szacunkiem. Żeby ci ludzie
mieli świadomość, że ich wysiłek i tragedia, jaką przeżyli, a także tragedia ich
bliskich - że to wszystko nie poszło na marne, że społeczeństwo pamięta i ceni
ich zasługi w walce o niepodległość.
To ważne także dla młodzieży, która będzie dysponentem tej pamięci...
- Wbrew temu, co często się mówi, o pamięć historyczną naszej młodzieży możemy
być spokojni. Od kilku lat obserwujemy bowiem ogromne zainteresowanie ludzi
młodych historią naszego kraju. Nie jest prawdą, co usiłuje się nam wmówić, że
młodzież nastawiona jest wyłącznie na przyszłość i żyje dniem teraźniejszym,
zapominając o przeszłości swego kraju. Młodzież jest bardzo zainteresowana
historią Polski i jeżeli miałbym to dzisiaj określić, to powiedziałbym, że jest
to tendencja stale zwyżkująca, czyli z każdym rokiem to zainteresowanie sprawami
historycznymi jest u nas coraz większe. Wymownym tego przykładem może być dzień
1 marca br. we Wrocławiu, kiedy pierwszy raz obchodziliśmy Narodowy Dzień
Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". W kościele garnizonowym została odprawiona Msza
Święta, a w gronie kilkuset osób, m.in. kombatantów, byli bardzo młodzi ludzie,
a także kibice piłkarscy Śląska Wrocław. Kibice ci przeszli potem ulicami miasta
z biało-czerwonymi flagami i plakatami, na których były wizerunki "żołnierzy
wyklętych". To piękna postawa i przykład, który pokazuje, że to młode pokolenie
poszukuje swoich korzeni i chce pamiętać o swojej historii, ale trzeba mu w tym
pomagać. Należy tylko ubolewać, że media publiczne zrzuciły z siebie zadanie
krzewienia poprzez edukację pamięci o polskiej historii. Nieporozumieniem jest
także to, że programy historyczne, o ile w ogóle są w ramówce telewizji
publicznej, są emitowane w godzinach nocnych. Pytanie, dlaczego o wcześniejszych
porach mamy oglądać niekończące się telenowele i teleturnieje, natomiast nie
możemy zobaczyć programów historycznych.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=110866
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. To tylko potwierdza, że był to system antyludzki...
A KOMUNISTYCZNI, BOLSZEWICCY ZBRODNIARZE, KTÓRZY BEZ ODROBINY LITOŚCI — Z ZIMNĄ KRWIĄ MORDOWALI POLSKICH PATRIOTÓW — SĄ CIĄGLE WOLNYMI LUDŹMI...
I ŚMIEJĄ SIĘ W GŁOS Z POLSKICH BOHATERÓW — NIE CHCĄC NAWET POWIEDZIEĆ, GDZIE PORZUCILI CIAŁA BESTIALSKO POMORDOWANYCH POLAKÓW...
* * * * *
Jak pisze dr. hab. Krzysztof Szwagrzyk:
W całym kraju mamy pojedyncze przypadki, co do których możemy powiedzieć, że udało się znaleźć miejsca pochówku pojedynczych członków podziemia antykomunistycznego zamordowanych w różnych więzieniach. W wyniku prac prowadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej w ostatnich latach udało się odnaleźć we Wrocławiu, Opolu i Szczecinie miejsca pochówków 10 żołnierzy antykomunistycznego podziemia.
Przyzna Pan, że to niewiele?
- Oczywiście, że to mało. Przypomnijmy jednak, że nie ma żadnych dokumentów aparatu bezpieki, które wskazywałyby wprost takie miejsca. To, co w tej chwili robimy w IPN, a więc szukanie w całym kraju, we wszystkich miastach, gdzie istnieją nasze oddziały, miejsc pochówku "żołnierzy wyklętych", są to działania, które będą trwały jeszcze wiele lat.
* * * * * *
Trzeba zacząć mówić głośno — osądzić bolszewickich morderców uraz tych zbiolszewizowanych sędziów, którzy tych sowieckich bandytów mordujących polskich patriotów uniewinniali...
Dość bolszewickiego bezprawia w trockistowsko-bolzewickiej PRL-bis!
Andy — serendipity