Szef SSS* prof. Aleksander Smolar prezes Fundacji Batorego szykuje grunt pod wybory. RAZEM.

avatar użytkownika Maryla

Nie doceniano i nie podkreślano, że wielką zasługą rządu Tuska było i jest stabilizowanie instytucji demokratycznych. Przez trzy lata nie zrobili nam kuku - twierdzi prof. Aleksander Smolar. Prezes Fundacji Batorego podkreśla, że nie jest już w stanie uwierzyć w przemianę Jarosława Kaczyńskiego i PiS. - Do 10. kwietnia będą milczeć, a potem zagrają w surmy i ruszą na Platformobolszewika - przewiduje.

Prof. Smolar przyznał, że nie zawsze cenił Donalda Tuska w roli polityka. Dopiero okres rządów przekonał go o talentach politycznych lidera PO. - Analiza którą on przeprowadził była następująca: że Polska jest zmęczona latami transformacji, bezrobociem, stresem, później duża część Polski była zmęczona i przerażona dwoma latami rządów PiSu. Innymi słowy, Polakom trzeba dać spokój - powiedział na antenie Radia Zet.

Zdaniem prezesa Fundacji Batorego zasługą rządu Tuska jest "stabilizowanie instytucji demokratycznych". Prof. Smolar uważa jednak, że rząd przegapił moment w którym powinien rozpocząć reformowanie kraju. - [Moment - red.] w

 

którym Polacy dojrzeli do następnego kroku, w którym odpoczęli i mają świadomość, że świat leci do przodu, że możemy zapłacić wysoką cenę za zostanie w tyle - powiedział.

Prof. Smolar przyznał, że uwierzył w przemianę Jarosława Kaczyńskiego w okresie kampanii prezydenckiej. - Ja myślałem, że Jarosław Kaczyński [w kampanii] uznał, że polityka Polska musi się rozgrywać w centrum i w związku z tym PiS musi się przesunąć w stronę centrum (...) Widać, że teraz to jest czysta taktyka, do 10. kwietnia będą milczeć, a potem zagrają w surmy i ruszą na Platformobolszewika - powiedział.

Źródło: Radio Zet

"Zasługą rządu Tuska jest to, że przez trzy lata nie zrobili nam kuku. Kaczyński jest niebezpieczny"

Etykietowanie:

270 komentarzy

avatar użytkownika ciociababcia

1. Czyżby powrót do 2007r.?

Propaganda sukcesu Donalda okazuje się być niewiarygona, to trzeba powrócić do innych metod.

http://www.niepoprawni.pl/blog/80/jak-zmanipulowano-wybory-2007-roku

ciociababcia

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

A. Smolar jest synem przedwojennych działaczy komunistycznych żydowskiego pochodzenia, Grzegorza Smolara i Walentyny Najdus, bratem Eugeniusza Smolara oraz ojcem reżyser Anny Smolar
Ojciec, Aleksandra, który po wojnie znany był pod imieniem Grzegorz, urodził się w 1905 r. w Zambrowie jako Hersz Smolar, syn Dawida, producenta wody sodowej. Już w latach 1918-1919 organizował w miasteczku lewicującą grupę młodzieży syjonistycznej, którą nazwał Związkiem Młodzieży Socjalistycznej. W lipcu 1920 r., po wkroczeniu Armii Czerwonej, został z ramienia owego ZMS członkiem miejscowego Komitetu Rewolucyjnego, za co - po wyparciu bolszewików - był poszukiwany przez żandarmerię wojskową. Wyjechał do Warszawy i tam związał się z Komunistyczną Partią Polski, która przerzuciła go do sowieckiego Kijowa, gdzie został sekretarzem Wydziału Ekonomicznego Gubernialnego Komitetu Komunistycznego Związku Młodzieży. Następnie rozpoczął studia w sekcji żydowskiej Komunistycznego Uniwersytetu Mniejszości Narodowych Zachodu w Moskwie - partyjnej uczelni kształcącej działaczy komunistycznych, głównie z krajów sąsiadujących z ZSRR. Po śmierci Lenina w 1924 r. został delegowany do Humańskiego Komitetu Okręgowego KZM dla organizowania tzw. zaciągu leninowskiego do tej organizacji. Tam też w 1925 r. został przyjęty do partii bolszewickiej, a następnie przeniesiono go do Charkowa i Moskwy. W następnym roku został wybrany na członka Centralnego Żydowskiego Biura Komitetu Centralnego Komsomołu.

W Wilnie był sekretarzem komunistycznej młodzieżówki, a później Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

3. straszny SSS ZNÓW W AKCJI

Smolar: Jarosław Kaczyński jest w tle, dzisiaj nie istnieje
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/smolar-jaroslaw-kaczynski-jest-w-tle-dzis...

To Jarosław Gowin, a nie Jarosław Kaczyński jest dzisiaj największym zagrożeniem Donalda Tuska - przekonywał w "Faktach po Faktach", Aleksander Smolar, politolog i szef Fundacji im. Stefana Batorego. - Kaczyński jest dzisiaj w tle, od bardzo dawna nie słyszymy żadnej formuły, a od lat to on dominował dyskurs polityczny. Kaczyński dzisiaj nie istnieje - stwierdził.
Smolar, który w dzisiejszym wywiadzie dla tygodnika "Wprost" przekonywał, że Jarosław Gowin może być przyszłym przywódcą Prawa i Sprawiedliwości, na antenie TVN24 zaznaczył, że bohaterem ostatnich dni w polityce nie jest Jarosław Kaczyński, a właśnie minister sprawiedliwości.

- Jarosław Kaczyński jest w tle, dzisiaj nie istnieje - stwierdził. Tłumacząc swoje słowa wyjaśnił, że prezes PiS od lat dominował swoją osobą dyskurs polityczne w Polsce, a obecnie, nie słyszymy nic o jego pomysłach.

Politolog, odnosząc się do ostatnich wydarzeń w Platformie Obywatelskiej, stwierdził, że Jarosław Gowin przeliczył się w swoich planach. - W grupie konserwatystów sympatie do Gowina są bardzo ograniczone. Jego zdolności przywódcze nie są zbyt wielkie, nie ma talentów uwodzicielskich jak Tusk - stwierdził. Dodał też, że w przypadku przewidywanego przez media rozłamu w PO, grupa, która mogłaby poprzeć ministra sprawiedliwości, byłaby mniejsza niż się przewiduje.

- Ta grupa (przy ewentualnym rozpadzie - red.) bardzo się skurczy. To nie pozbawi perspektyw politycznych Gowina - mówił. Politolog zaznaczył jednak, że minister sprawiedliwości ma świadomość, że w przypadku odejścia jego frakcji z PO, koalicja rządowa straci większość w parlamencie.

Słowa Smolara dotyczą głośnego ostatnio konfliktu wewnątrz Platformy Obywatelskiej, który ujawnił się podczas sejmowej debaty nad projektami związków partnerskich. Kolejna odsłona miała miejsce podczas ostatniego posiedzenia klubu parlamentarnego PO. Według relacji mediów, Donald Tusk miał w ostrych słowach skomentować działania tzw. frakcji konserwatystów i zagrozić wyrzuceniem tych polityków, którzy nie podporządkują się decyzjom klubu.

(TVN24/GK;JS)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

4. Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego w rozmowie z Krytyką

http://www.wprost.pl/ar/393181/Prawdziwe-twarze-PO-Gowin-Niesiolowski-Pi...
Aleksander Smolar przytoczył słowa lidera Kabaretu Moralnego Niepokoju Roberta Górskiego, który mówił, teraz Polacy lubią pośmiać się nie z prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, lecz z szefa PO i rządu Donalda Tuska. Zdaniem Smolara, słowa Górskiego to "politycznie bardzo znamienna wypowiedź". - Śmieszność jest jedną z najbardziej niebezpiecznych rzeczy dla polityka - wskazał prezes Fundacji Batorego.
Nagle Polacy zdają się dostrzegać w premierze osobę niezbyt poważną, która coś mówi, wypowiada się w jakiejś sprawie, coś obiecuje, czymś grozi i później nic! Nic! - dodał Aleksander Smolar.

Jak dodał, "w tym trudnym dla Platformy" okresie prawdziwymi twarzami PO są Jarosław Gowin (którego Smolar nazywa "platformerskim inkwizytorem"), poseł Stefan Niesiołowski ("z agresywnością i językiem, których dziś unikają nawet przyboczni prezesa PiS" oraz posłanka Julia Pitera.

zew, krytykapolityczna.pl

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. Smolar: "Tusk powykańczał

Smolar: "Tusk powykańczał kolegów. Gowina załatwi dość szybko"

- W rządzie chociażby był Schetyna, który był dobrym ministrem, ale
którego Tusk wyeliminował. Już nie wspominam innych przywódców
Platformy, których premier wyeliminował - mówił szef Fundacji...



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. ciekawe oskarżenie lewicowej inteligentki

tylko trafia kula w płot, to nie prawicowym politykom "zawdziecza" wejście do UE i pozostałych krzywd, które jej się zdażyły. I to nie prawicowi politycy nauczyli ja nienawidzieć Polski.
Geremek, Michnik, Smolar, Borowski i spółka to nie jest prawica

Otumaniona, czy cwana propaganda? Agata Czarnacka

http://www.lewica24.pl/problemy-dnia/2825-czarnacka-kto-nas-nauczyl-nien...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Adam

7. Juz wiemy kim jest p.Smolar...

Soros wiedzial kogo mianowac na Szefa Fundacji Batorego. Wszystko jasne.

Adam
avatar użytkownika Maryla

8. Michalkiewicz: Totalniacy

Michalkiewicz: Totalniacy bronią demokracji

Ach, ileż my, biedni felietoniści, zawdzięczamy Czytelnikom!
Właśnie jeden z nich zrelacjonował mi fragment rozmowy, jaką w radio TOK
FM prowadził Wiktor Osiatyński z głównym cadykiem III RP Aleksandrem
Smolarem. Pan Osiatyński wspomniał, jak to do niego, jako członka rady
nadzorczej Fundacji Batorego, zwrócili się młodzi ludzie z prośbą o
pieniądze na filmik zachęcający do udziału w wyborach. Filmik
przedstawiał scenę korupcyjną, a całość uwieńczał morał w tym sposobie:
idź na wybory, skończ z tym! Panu Osiatyńskiemu filmik się bardzo
podobał i obiecał autorom pieniądze, a może nawet je im dał – za co pan
Smolar strasznie go obsztorcował. Dlaczego? A dlatego – wyjaśnił po
latach pan Osiatyński – że „nie wolno podrywać zaufania do demokracji i
do demokratycznych procedur, a takie – skądinąd słuszne na pierwszy rzut
oka – inicjatywy to zaufanie podrywają!”.

Właśnie po takim sposobie myślenia można rozpoznać totalniaków nawet na
końcu świata. Zastąpcie tylko „demokrację” czy „procedury demokratyczne”
komunistycznym zaklęciem „socjalizm” czy „sojusze” – a resztę
argumentacji można pozostawić bez najdrobniejszej zmiany. W odróżnieniu
od dawnych czasów, kiedy to i cadykowie, i mełamedzi z zapałem
angażowali się po jedynie słusznej stronie socjalizmu i sojuszów –
dopóki Chruszczow nie postawił na Nasera i kraje arabskie – dzisiaj
Sanhedryn, a za nim jak za panią matką również szabesgoje, o socjalizmie
cyt! – natomiast jednym susem wskoczyli do pierwszego szeregu
płomiennych szermierzy demokracji, na którą nie pozwolą powiedzieć złego
słowa.

Skąd u cadyków taka miłość do demokracji? Snop światła rzuca na to
opinia Marksa, że demokracja musi doprowadzić do socjalizmu. Nie dla
wszystkich jest to jasne, nie mówiąc już nawet, że oczywiste – a tak się
szczęśliwie składa, że w ubiegłą sobotę miałem prelekcję o tym, „czy
kapitalizm potrzebuje demokracji?” Jak wiadomo, demokracja ma dwa
znaczenia. Pierwsze – jako metoda rozstrzygania sporów w ten sposób, że z
góry przyznajemy rację większości; oraz drugie – jako metoda
rekrutowania aparatu władzy w ustroju republikańskim przy pomocy
powszechnego głosowania. Kapitalizm (od słowa capita, czyli głowa) zaś
polega na tym, że o dostępie do rynku i możliwości działania na nim
decydują właściwości podmiotu działającego: czy jest pracowity,
pomysłowy, przedsiębiorczy, nie boi się ryzyka, a w dodatku ma
szczęście. Już na pierwszy rzut oka widać wyraźnie, że kapitalizm może
nie tylko funkcjonować, ale nawet rozwija się w warunkach braku
demokracji – co potwierdza wiele historycznych przykładów, choćby Rosji
za rządów Sergiusza Wittego. Demokracja zatem nie jest dla kapitalizmu
niezbędna. A co jest niezbędne? Niezbędne są instytucje służące wolności
w postaci klasycznego, to znaczy wynikającego z rzymskiego prawa,
podejścia do własności – że jest to pełne władztwo nad rzeczą,
przysługujące wyłącznie właścicielowi, z wyłączeniem wszystkich innych
osób, z państwem włącznie – oraz gwarancje dla własności prywatnej.
Niezbędna jest wolność gospodarcza, wynikająca z zasady volenti non fit
iniuria („chcącemu nie dzieje się krzywda”), która powinna być podstawą
systemu prawnego państwa; niezbędna jest wolność słowa oraz niezawisłe
sądownictwo. Te instytucje służące wolności mogą wprawdzie istnieć
również w ustroju republikańskim, ale mogą też istnieć w ustroju
monarchicznym, w którym aparat władzy rekrutowany jest na zasadzie
kooptacji, a nie demokracji. Nawiasem mówiąc, nawet nadużywająca
demokratycznej retoryki Unia Europejska do demokracji odnosi się z
wyraźną rezerwą, bo jedyny tamtejszy organ mający legitymację
demokratyczną, tzn. Parlament Europejski, nie ma żadnej istotnej władzy,
podczas gdy organy taką realną władzę posiadające, tzn. Rada
Europejska, Komisja Europejska i Europejski Trybunał Sprawiedliwości,
rekrutowane są na zasadzie kooptacji.

Na domiar złego po dwóch domowych wojnach białych ludzi, do jakich w
obrębie cywilizacji zachodniej doszło w XX wieku, nastąpiło ogromne
zwiększenie zależności obywateli od państwa, tzn. od rozrastającego się
aparatu biurokratycznego. W 1913 roku udział wydatków publicznych w PKB w
Niemczech wynosił 14,8 proc., w Wlk. Brytanii – 12,7 proc., a w USA –
ok. 10 procent. W 2012 roku udział wydatków publicznych w PKB wynosił w
Polsce już 44,6 proc., czyli trochę mniej niż w Zimbabwe (56 proc.) i
wyraźnie mniej niż na Kubie (72,6 proc.), nie mówiąc już o Korei Płn.,
gdzie udział wydatków publicznych w PKB sięga 100 procent!
Przeprowadzone w 1995 roku przez Centrum im. Adama Smitha badanie
rozmiaru konfiskaty dochodu rodziny pracowników najemnych spoza
rolnictwa (kryterium był przymus, więc badający wzięli pod uwagę nie
tylko podatki, ale i tzw. składki ubezpieczeniowe) wykazało, że państwo
konfiskuje 83 proc. dochodu. Część tego dochodu wraca potem do tej
rodziny w postaci tzw. konsumpcji zbiorowej (edukacja, ochrona zdrowia,
opieka społeczna) – ale znacznie mniej, a w dodatku ludzie ci nie mają
żadnego wpływu na zakres i jakość dostarczanych przez biurokrację usług.
Przede wszystkim zaś postępującemu uzależnieniu obywateli od państwa
towarzyszy postępująca erozja instytucji służących wolności. Własność
nie jest już traktowana jako pełne władztwo właściciela nad rzeczą, a do
decyzji w sprawie zarządzania przedmiotem własności (np.
przedsiębiorstwem) dopuszczone zostały inne osoby (związki zawodowe),
które w dodatku nie ponoszą ekonomicznych konsekwencji swoich decyzji.
Zasada volenti non fit iniuria jako podstawa systemu prawnego została
odrzucona pod pretekstem ochrony przed wyzyskiem i postanowienia umów
sprzecznych z zarządzeniami biurokracji są unieważniane, a dodatkowo
pojawia się również przymus zawierania umów pod pretekstem walki z
dyskryminacją (restauracja musi obsłużyć migdalących się publicznie
sodomitów). Wolność gospodarcza zanika w gąszczu koncesji, licencji,
zezwoleń i pozwoleń. Sądownictwo, nawet gdyby nie było zinfiltrowane
przez agenturę, stało się niemal bezwłasnowolnym narzędziem w rękach
biurokracji – faktycznej autorki „ustaw”, którym sądy „podlegają”.
Postępującej erozji ulega również wolność słowa i dzisiaj za „oczywistą
oczywistość” uważane jest, że jeśli jeden człowiek chce powiedzieć coś
innemu za pośrednictwem radia czy telewizji, to musi prosić o pozwolenie
trzeciego. Narzędziem, przy pomocy którego biurokracja dewastuje
wolnościowe podstawy kapitalizmu, jest właśnie demokracja, w której
korupcja w postaci obietnic większego udziału w wydatkach publicznych
kosztem innych grup społecznych staje się podstawowym instrumentem
rządzenia. W społeczeństwie, w którym z roku na rok maleje odsetek
właścicieli, a rośnie odsetek obywateli otrzymujących się ze środków
wydzielanych z funduszy publicznych, demokracja musi doprowadzić do
stopniowego wyzuwania właścicieli z władzy nad bogactwem, jakie
wytwarzają swoją pracą, i do przekazywania tej władzy w ręce
biurokracji, w następstwie czego władza publiczna staje się głównym,
jeśli nie jedynym dystrybutorem dochodu narodowego. Krótko mówiąc:
demokracja w takich społeczeństwach prowadzi do socjalizmu, a w
perspektywie – do komunizmu, w którym na wolność nie ma już miejsca. I
to wyjaśnia przyczyny, dla których totalniacy tak chuchają i dmuchają na
demokrację.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. Prof. Smolar przestrzega

Prof.
Smolar przestrzega przed Kaczyńskim i porównuje go do Orbana: "On też
nie chce wychodzić z UE, a porównuje Brukselę z Moskwą, twierdzi, że
Unia jest niemiecka..."

"Powodzenie PiS-u jest konsekwencją trudności, jakie spotykają
Platformę i rząd Donalda Tuska. To normalna reguła wahadła - ludzie są
niezadowoleni z tych, którzy rządzą, nawet jeśli to nie oni są przyczyną
problemów."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. Smolar: Macierewicz chce

Smolar: Macierewicz chce pobudzić zbiorową paranoję

Niewątpliwie Antoni Macierewicz chce pobudzić zbiorową paranoję
w polskim społeczeństwie - stwierdził na antenie Radia Zet Aleksander
Smolar, prezes zarządu Fundacji im. Stefana Batorego.

Smolar stwierdził, że nie wie, czy zachowanie Antoniego Macierewicza nie jest "wyrazem jego osobistej paranoi".
W ocenie prezesa Fundacji im. Stefana Batorego pobudzanie przez posła
PiS "stanów chorobowych w społeczeństwie" jest niezwykle
nieodpowiedzialnym zachowaniem. To jest nieodpowiedzialność tego pana, której on dowodzi od 20 lat.
Przedtem miał niewątpliwe zasługi w opozycji demokratycznej - stwierdził
Smolar.
Smolar odniósł się też do pomysłu prezesa PAN,
profesora Michała Kleibera, który chce zorganizować debatę ekspertów
zespołu Laska i zespołu Macierewicza ws. katastrofy smoleńskiej. - Jak
można stwarzać wrażenie, że to są równe strony? Wręcz przeciwnie:
to do niego należy stwierdzenie, gdzie jest nauka, a gdzie jest
szalbierstwo - powiedział prezes Fundacji im. Stefana Batorego.
"Ci od Macierewicza opowiadają brednie. To nie są równorzędni partnerzy do dyskusji!"

Aleksander Smolar stwierdził w Radiu ZET,
że nie rozumie pomysłu profesora Michała Kleibera, który jako prezes
Polskiej Akademii Nauk chce zorganizować debatę ekspertów z Komisji
Jerzego Millera i zespołu Antoniego Macierewicza. - Jak można stwarzać
wrażenie, że to są równe strony? Wręcz przeciwnie: to do niego należy
stwierdzenie, gdzie jest nauka, a gdzie jest szalbierstwo - mówił
przewodniczący Fundacji Batorego.

- To, czego się dowiedzieliśmy, jest
przerażające. Zacietrzewieni politycy są w stanie frymarczyć
najgłębszymi uczuciami ludzi, którzy zostali głęboko zranieni w wyniku
tej katastrofy, bo zginęli ich bliscy - dodał, odnosząc się do
publikacji zeznań ekspertów Antoniego Macierewicza. - To jest
nieodpowiedzialne z punktu widzenia interesów państwa, ponieważ oni
sugerowali, że polskie władze były w spisku z Putinem - ocenił Smolar.


Politolog dodał, że możliwość swobodnego działania takich osób
jak Wiesław Binienda i Jan Obrębski wskazują na problemy z wzajemną
kontrolą naukowców. - Poziom nauki zależy w bardzo dużym stopniu od
dyscypliny, którą naukowcy są w stanie narzucić kolegom. Nie poprzez
sądy i władzę, ale przez wzajemną kontrolę - wyjaśnił.
Ludzie z tytułami naukowymi często nie są zbyt mądrzy


- Tu widzimy kompletnie nieodpowiedzialne zachowanie ludzi z
tytułami naukowymi, a środowisko reaguje z dużym opóźnieniem i bardzo
słabo, podczas gdy z punktu widzenia autorytetu nauki wymaga to bardzo
radykalnego odcięcia się i potępienia - stwierdził.


Smolar dodał, że to, że eksperci Macierewicza "opowiadają takie brednie,
świadczy o ich poziomie". - Ludzie z tytułami naukowymi często nie są
zbyt mądrzy. Można być pracowitym, zarobić na tytuły, a równocześnie nie
reprezentować wysokiego poziomu odpowiedzialności za kraj,
odpowiedzialności moralnej i wysokiego poziomu intelektualnego - mówił w
rozmowie z Moniką Olejnik.

"Osobista paranoja" Macierewicza?


Smolar stwierdził także, że nie wie, czy zachowanie Antoniego
Macierewicza nie jest "wyrazem jego osobistej paranoi". - Niewątpliwie
on chce pobudzić zbiorową paranoję w polskim społeczeństwie. Pobudzanie
stanów chorobowych w społeczeństwie jest niezwykle niebezpiecznym,
nieodpowiedzialnym zachowaniem - powiedział.

Prezes
Fundacji Batorego nazwał "bredniami" słowa Macierewicza, który w czasie
jednego ze spotkań tłumaczył, że incydent gruziński był "pierwszym
zamachem". - To jest nieodpowiedzialność tego pana, której on dowodzi od
20 lat. Przedtem miał niewątpliwe zasługi w opozycji demokratycznej -
przypomniał. Wyjaśnił, że po incydencie gruzińskim oskarżenie padło
przede wszystkim na ówczesnego prezydenta Gruzji, Michaela
Saakaszwilego, "który pozwolił na to, żeby zawieźć polskiego prezydenta
na granicę, w niebezpieczną strefę". - To wyglądało na manifestację,
żeby przestraszyć świat - przypomniał. 

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. Smolar: Błąd Kleibera.

Smolar: Błąd Kleibera. Eksperci Macierewicza to nie są kompetentni partnerzy na konferencję naukową

Nie jest możliwe tolerowanie sytuacji, w której, jak słyszę, prawie 40
proc. naszego społeczeństwa deklaruje, że nie ma jasności w sprawie
przebiegu tej katastrofy - mówi pomysłodawca konferencji o katastrofie
smoleńskiej prezes PAN prof. Michał Kleiber. - Jak można stwarzać
wrażenie, że to są równe strony? Przeciwnie: to do niego należy
stwierdzenie, gdzie jest nauka, a gdzie jest szalbierstwo - mówi o
pomyśle Kleibera Aleksander Smolar, szef Fundacji Batorego. A premier
Donald Tusk mówi nie o zespole Macierewicza, ale "kabarecie"




Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

12. Panie Smolar,panu już dawno powiedzieliśmy..dosyć...

"gdzie nauka ,a gdzie jest szalbierstwo szalbierstwo"no właśnie...
dobre pytanie panie Smolar...gdzie...?
Gdzie odpowiedz na nasze pytania...na pytania Rodzin Smoleńskich ,gdzie ?
za to szantaż,oszczerstwa i pomówienia...
a Ciała zamienione,
a trumny zaplombowane i te TW Boniego zapewnienia ,że nie będą otwierane...
w Kraju... ?
co chciano ukryć,czego sie obawiano ?
nam panie Smolar ust nie zasznurujecie...NIC z tego....

TO dopiero początek naszych pytań...

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

13. Smolar: PiS żywi się



  • Według prof. Aleksandra Smolara znacznie
    zmniejszył się strach Polaków przed Prawem i Sprawiedliwością.
    Równocześnie pojawił się nowy fakt, czyli znudzenie Platformą i strach
    przed przyszłością, czym "żywi się PiS".

    Jedną z najskuteczniejszych broni Platformy
    Obywatelskiej, które dały partii sukcesy wyborcze, było zawsze
    straszenie Prawem i Sprawiedliwością.

    Ale prof.
    Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego, uważa, że strach przed PiS
    znacznie osłabł. - Jest przecież całe pokolenie, które w ogóle nie
    pamięta rządów Prawa i Sprawiedliwości. Nowym faktem jest to, że PiS
    żywi się znudzeniem Platformą i obawami ludzi przed przyszłością - mówił
    gość "Poranka Radia TOK FM".Strach przed partią Jarosława Kaczyńskiego jest mniejszy, ale - jak
    podkreślał prof. Smolar - najlepszym "pomocnikiem" Platformy, która chce
    straszyć Prawem i Sprawiedliwością, jest sam PiS. Bo mimo że Kaczyński
    "uspokoił swój język", zdarzają mu się wypowiedzi w starym stylu. Tak
    było np. w przypadku słynnego wywiadu dla "Rzeczpospolitej",
    w którym prezes wziął się m.in. za "prześwietlanie" przeszłości
    polskich biznesmenów i dyskredytowanie współpracowników prezydenta
    Bronisława Komorowskiego.


    "Prezes próbuje nas nabrać. Boże, miej nas w opiece" Sekielski o wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego

    Swoje zasługi ma też Antoni Macierewicz, którego wypowiedzi
    powodują, że - jak stwierdził prezes Fundacji Batorego - "ludzie czują
    ciarki na plecach".

    Smolar krytykuje Kleibera, za pomysł debaty ekspertów o katastrofie smoleńskiej: Jak można stwarzać wrażenie, że to są równe strony?>>

     


    Droga kuzynka Smolara

  • Holland: Polska stała się chora. Kaczyński i Macierewicz za to odpowiedzą


    Holland w rozmowie z Moniką Olejnik odniosła się do ostatnich
    kontrowersji wokół ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza, zajmujących
    się badaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej. Reżyser oceniła, że
    promowanie teorii spiskowych przez nich "jest haniebne i szalenie
    szkodliwe" i "pierze mózgi ludziom w Polsce".

    - Spowodowało to, że Polska
    stała się krajem, który jest kruchy, który stał się chwiejny
    wewnętrznie, moralnie. Polska stała się chora i tego wirusa w jej
    organizm wprowadzili określeni ludzie. I będą za to odpowiadać przed
    historią - powiedziała.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Joanna K.

    14. Smolar też ma "swoje" zasługi w pacyfikacji i kolonizacjiPolski

    nie darmo szefuje w sorosowej szemranej Fundacji.

    Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                                  /-/ J.Piłsudski

    avatar użytkownika gość z drogi

    15. a pomyśleć,ze kiedyś był podobno z nami ....

    pozdrowienia :)

    gość z drogi

    avatar użytkownika gość z drogi

    17. @Michael :)

    a może sss bo syczą niczym te "stfory,"które takie dżwieki wydają z siebie...nieproszone
    pozdrowienia

    gość z drogi

    avatar użytkownika michael

    18. @ Gość z drogi. Nie wykluczam, że jest to syczące stado żmij.

    Dżwięk sss doskonale do nich pasuje. Tak.
    14 września 2007 roku zamieściłem na niewdzięcznych łamach Salonu24 tekst zatytułowany "Capo di tutti capi" w którym zdefiniowałem ten trzyliterowy akronim. Wtedy już Maryli spodobało się to SSS*, które przez jakiś czas było nawet dość popularne.
    Niestety, artykuł "Capo di tutti capi" jest zbyt bliski prawdy, aby mógł pozostawić trwały ślad w publicznej świadomości. Ale pozostał w naszej pamięci, czasem Ja, czasem Maryla sięgamy do tych trzech literek.
    Przypis:
    2) "Krok do przodu w zrozumieniu natury mitycznego "układu" http://michael.salon24.pl/50778

    avatar użytkownika michael

    19. Krok do przodu w zrozumieniu natury mitycznego "układu", pkt. 4

    4. Neo-liberalna reforma Sachsa-Trzeciakowskiego-Kuczyńskiego. Pod pozorem ortodoksyjnie przestrzeganych zasad oddzielenia państwa od gospodarki, w rzeczywistości doprowadzono do zerwania nadzoru i kontroli strategicznych systemów państwa nad w swobodnym nomenklaturowym zawłaszczeniem gospodarki w procesie NBP (Nonsensownej Budżetowej Prywatyzacji), PPP i NFI.
    Wspólnikiem w tej kradzieży była SSS (Straszna Sitwa Smolara - która była faktycznie dyrektorem zarządzającym inwestycji finansowej G. Sorosa w ten interes). SSS to nic innego jak Bolid. Jest to alegoryczny, bardziej niż stenograficzny skrót zewnętrznego opisu tej części polskiego systemu oligarchicznego. [3.09.2007 20:25]

    http://michael.salon24.pl/50778,krok-do-przodu-w-zrozumieniu-natury-mitycznego-ukladu

    avatar użytkownika Maryla

    20. Michnik przestrzega przed

    Michnik
    przestrzega przed wzbierającą w Polsce falą, która idzie do władzy: "To
    judeosceptycy, jeśli nie po prostu antysemici. Mówią oni językiem
    agresji i nienawiści..."

    Parówkowy serwis jest dość specyficzny w sprawie doboru rozmówców.
    Tuż obok przestróg redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" widnieje
    wywiad z Władimirem Kirianowem, rosyjskim korespondentem w Polsce, Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" tłumaczy, jak wielka fala
    szowinistycznych nastrojów wzbiera, by zniszczyć polskie państwo, polski
    ład, polski porządek.

    Ale nie jest to fala bezimienna.

    Z jednej strony to jest kierownictwo PiSu, a
    konkretnie Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. Z drugiej strony to
    jest tak zwany ruch narodowy, w którym są judeosceptycy, jeśli nie po
    prostu antysemici. Mówią oni językiem agresji i nienawiści

    - piekli się Michnik.

    A kolejne zagrożenia to o. Rydzyk i Piotr Duda. Zresztą parówkowy
    serwis jest dość specyficzny w sprawie doboru rozmówców. Tuż obok
    przestróg redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" widnieje wywiad
    z Władimirem Kirianowem, rosyjskim korespondentem w Polsce, w którym
    przestrzega on przed antyrosyjskimi nastrojami w nad Wisłą.

    w
    którym przestrzega on przed antyrosyjskimi nastrojami w Polsce.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    21. @szanowny @michael :) dzięki za adres

    nie bywam od dawna na Salonie,ale dzięki linkom...zajrzałam :)
    nie pamietam już nawet mojego "logowania"ale pozwoliłam sobie zacytować Twoje słowa z artykułu... "Capo di tutti capi" j.n
    "Układ idealnie rżnie głupa"
    pozdrowienia

    gość z drogi

    avatar użytkownika gość z drogi

    22. Michnik się piekli...

    i dobrze mu tak...a brat Stefan ma problemy...
    pozdrowienia

    gość z drogi

    avatar użytkownika michael

    23. @ gość z drogi << UKŁAD IDEALNIE RŻNIE GŁUPA >>

    Pięknie dziękuję.
    Rzeczywiście powiedzonko jest zgrabne, a po sześciu latach wydaje się być tragicznie trafne. Gościu z drogi, zajrzałaś do Salonu24 po latach, a ja naszukałem się w google, aby odnaleźć ten zapis, który pojawił się gdzieś kiedyś, w zamierzchłych czasach, przed epoką.
    A układ nadal idealnie rżnie głupa.
    avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

    24. Do Pani Maryli

    Szanowna Pani Marylo,

    W rzeczypospolitej tusku, smpolarowie przeżywają renesans.
    Jest jednym z wielu ojców obok balcerowicza krachu polskiej bankowości.

    Ukłony moje najniższe

    Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

    avatar użytkownika gość z drogi

    25. jakiś dobry duszek pomógł :)))

    a słowa aktualne jeszcze bardziej niż wtedy....
    pozdrowienia

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    26. Platforma zainteresowana

    Platforma zainteresowana banalizacją "afery taśmowej"

    Decyzje zarządu PO to próba ograniczenia szkód spowodowanych tzw. aferą taśmową. Ponowienie wyborów na Dolnym Śląsku byłoby otwartym przyznaniem się, że partia ma poważny problem korupcji politycznej - uważa politolog i szef Fundacji Batorego Aleksander Smolar. W jego ocenie PO stanęła wobec trudnego zadania ograniczenia szkód, które sama sobie wyrządziła
    - Udramatyzowanie sytuacji, ponowienie zjazdu i wprowadzenie zarządu komisarycznego na Dolnym Śląsku byłoby otwartym przyznaniem się, że jest poważny problem korupcji politycznej, przed którym stoi Platforma - mówił Smolar.

    Dlatego - jego zdaniem - władze PO są zainteresowane "pewną banalizacją" tego, co się stało - nie twierdzą, że tzw. afera taśmowa jest bez znaczenia, ale rozstrzygnięcia pozostawiają sądowi koleżeńskiemu.

    Jednocześnie - podkreślił - podjęły decyzję, która ma znamiona absurdu, bo zawieszono w prawach członków partii zarówno osoby winne propozycji korupcyjnych, jak i te, które to nagrały.

    - Takie samo potraktowanie ujawnienia przestępczej propozycji, jak i autora tej propozycji z moralnego punktu widzenia jest absurdalne. Natomiast z politycznego punktu widzenia absurdalne nie jest. Dlatego że ten, kto to ujawnił; jest - jak twierdzi prasa - zwolennikiem Grzegorza Schetyny. Skoncentrowanie uwagi wyłącznie na autorze propozycji korupcyjnych byłoby więc wskazaniem palcem stronników Jacka Protasiewicza, ściśle związanego z Donaldem Tuskiem - mówił Smolar.

    Politolog ocenił, że PO znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Jak przypomniał, przed zarządem krajowym mówiono nawet, że zwolennicy Tuska mogą proponować usunięcie Schetyny z partii. A to oznaczałoby otwarty konflikt z jego zwolennikami, poważne osłabienie i "odpływ krwi" z PO, a nawet możliwość utraty większości w Sejmie.

    - Powstała sytuacja niebezpieczna. Trudno jest wyobrazić sobie inny scenariusz niż ten, że Tusk będzie próbował nie tylko marginalizować, ale wręcz wyeliminować Schetynę. Ale na razie sam przyczynił się do kryzysu, który jest kryzysem politycznym, moralnym i kryzysem przywództwa. Tusk formalnie uzyskał niemal całkowitą władzę w PO. Nie ma kogoś, kto mógłby się mu przeciwstawić, biorąc pod uwagę, że Schetyna wychodzi z tego starcia osłabiony - wskazał.

    - Równocześnie nie wygląda na to, żeby Tusk był w stanie, czy w ogóle miał zamiar robić to, co świadczy o posiadaniu władzy, czyli podejmować odważne decyzje i wskazać krajowi kierunek, przynajmniej do końca tej kadencji. To jest zdumiewająca sytuacja, w której premier i przywódca największej partii długi czas po wyborach nie wskazał kierunku, w jakim Polska pod jego kierownictwem zmierza. To jest bardzo trudny moment nie tylko dla Platformy i Tuska. Kryzys formacji rządzącej krajem to również trudny polityczny moment dla Polski - powiedział.

    Według politologa źródła obecnego kryzysu w PO są odległe. Jak przypomniał, od pół roku w PO trwa "spektakl wyborczy", rozpoczęty wyborem szefa. Jego zdaniem miał być to ważny zabieg dla odbudowania pozycji Donalda Tuska i Platformy po spadku notowań, który był częściowo wynikiem pogorszenia koniunktury i nastrojów społecznych. "To się okazało katastrofalne w skutkach, bo nie prowadziło do umocnienia pozycji Tuska, PO i rządu, ale pozwoliło na wylansowanie jako znaczącego polityka Jarosława Gowina - uważa.

    Zdaniem politologa negatywne skutki miała też późniejsza kampania, związana w wyborami szefów regionów, która przeciwstawiała Tuska Schetynie. Była "zupełnie nieczytelna", bo nikt nie wiedział, czy różnią ich poglądy, czy to tylko osobista niechęć.

    - W demokracji jest szalenie demoralizujące, gdy nie można przedstawić społeczeństwu, że chodzi o zderzenie racji, odmiennych koncepcji. Wtedy pozostaje czysta walka o władzę. A to prowadzi do takich degeneracji jak w wywiadzie Jacka Protasiewicza - nowej gwiazdy PO - dla "Gazety Wyborczej". Broni w nim jednego z działaczy przed zarzutami korupcji, mówiąc: "On był zawsze moim stronnikiem". To znaczy, że nie był stronnikiem jakichś idei, ale należał do dworu pana Protasiewicza - mówił Smolar. - To pokazuje poziom upadku polityczności Platformy, że stała się ona organizacją, w której polityka jest zredukowana do walki różnych grup o władzę i wpływy. Nie twierdzę, że tak jest naprawdę, bo być może ci ludzie czymś się różnią, ale tego nie widać - wskazał.

    Smolar zwrócił też uwagę, że w wyborach na Dolnym Śląsku Tusk popierał i zachęcał do wystąpienia przeciw Schetynie Protasiewicza, który nie był wcześniej uważany za znaczącego przywódcę.

    - Zaognienie tej walki i jej niepolityczny, miałki charakter przyczyniły się walnie do degeneracji do poziomu zachowań korupcyjnych. To jest bardzo niebezpieczne w przypadku PO. Donald Tusk zawsze zdawał sobie z tego sprawę. Można być krytycznym wobec jego przywództwa, ale w tym jednym był nienaganny. Wielokrotnie miał dramatyczne wystąpienia, w których uprzedzał partyjnych kolegów, że atmosfera korupcyjna może przyczynić się do destrukcji Platformy i jej upadku w opinii publicznej - zauważył politolog. - Tusk musiał zdawać sobie sprawę, że od dawna Platforma masowo obsadza przedsiębiorstwa publiczne, a w dodatku coraz bardziej przestawia się na język etatyzmu, wzmacniając rolę państwa w gospodarce, a więc i zagrożenia korupcją. Obiecywał w zeszłym roku, że ta sprawa zostanie rozwiązana. Nic nie zostało uczynione w tej sprawie i teraz ta bomba wybuchła - podsumował Smolar.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    27. Rapsod żałobny byłego

    Rapsod
    żałobny byłego tenora: "Potencjał tego konfliktu jest dla Platformy
    niesłychanie groźny. Ona zwyczajnie może się rozlecieć"

    Kiedy zakładaliśmy Platformę, mówiłem z emfazą, że nie jesteśmy
    grupą spoconych facetów w pogoni za władzą. Od tego czasu partia
    przeszła daleką drogę –mówił Andrzej Olechowski.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    28. to tylko fragment


    "Słyszymy głośne milczenie premiera we wszystkich ważnych sprawach"

    "Słyszymy głośne milczenie premiera we wszystkich ważnych sprawach"
    W "Piaskiem po oczach" gościł Aleksander Smolar.
    czytaj dalej »
    Zdaniem Aleksandra Smolara rządy Platformy Obywatelskiej "nudzą i rozczarowują."

    -
    Nie przynoszą żadnych odpowiedzi. Minęło dużo czasu od wyborów, do
    dzisiaj nie usłyszeliśmy od premiera, co zamierza zrobić z Polską i dla
    Polski w tych latach, które mu pozostały do następnych wyborów, a być
    może i później - zauważył. Jak podkreślał, jest to pytanie, na które
    każdy z rządzących ma obowiązek odpowiedzieć.Prezes Fundacji im. Stefana Batorego, zauważył, że "dzisiaj słyszymy
    głośne milczenie premiera we wszystkich ważnych sprawach." - To jest
    szokujące - stwierdził.Jak zauważył Smolar, premier nie skomentował afery jaka wybuchła po
    wyborach wewnętrznych PO na Dolnym Śląsku. - Premier tylko wtedy mówił,
    kiedy walczył z panem Schetyną. Kogo obchodzi walka Tuska ze Schetyną? -
    dopytywał.

    "Symbol dryfu"

    Gość "Piaskiem po oczach" ocenił, że Donald Tusk staje się "symbolem pewnego dryfu."
    - Dryfujemy, nie widząc w jakim kierunku zmierzamy i to jest niepokojące - zaznaczył.

    -
    To jest w interesie Polski, żeby zdecydowanie, po męsku (premier-red.)
    spojrzał Polsce w twarz. Żeby pokazał się w telewizorze zwracając się do
    Polski - oto co mam wam do zaproponowania - powiedział Smolar i dodał,
    że "dzisiaj go nie słyszymy".

    "Nasza demokracja nie jest referendalna"

    Smolar skomentował także sprawę piątkowego referendum dot. sześciolatków. Sejm nie przyjął  obywatelskiego wniosku o jego przeprowadzenie.
    Prezes Fundacji Batorego mówił, iż jest zwolennikiem tego, by dzieci
    sześcioletnie poszły do szkół. - To jest problem szans tych dzieci i
    problem szans Polski - powiedział. Jak argumentował, przemawia za tym
    także doświadczenie świata. Zdaniem Smolara, sprzeciw wobec posyłania
    dzieci wcześniej do szkół, to "skazywanie ich na niewykorzystanie
    potencjału".
    Smolar stwierdził także, że sama instytucja referendum jest
    "katastrofą". - W referendach ludzie z reguły odpowiadają na pytanie:
    lubię tę władzę czy jej nie lubię - mówił.

    Jak zauważył, w tego
    typu głosowniach, zwłaszcza przy skomplikowanych pytaniach "rządzą w
    dużym stopniu emocje". Smolar dodał jednak, że referenda nie zawsze są
    złe. Jego zdaniem, wtedy, kiedy pytania są jasne i oczywiste, to ich
    organizowanie ma sens.

    - Nasza demokracja nie jest referendalna,
    jest przedstawicielska, co oznacza, że po to są wybierani
    przedstawiciele, by reprezentowali interesy swoich wyborców - zaznaczył.

    "Małżeństwo Elbanowskich to perełki"

    Smolar
    dodał, że patrzy z podziwem na takich ludzi jak Elbanowscy, którzy
    byli organizatorami akcji "Ratuj Maluchy!". - Ja mogę nie podzielać ich
    poglądów, ale małżeństwo Elbanowskich to perełki - stwierdził i dodał,
    że "to jest przyszłość Polski."

    - Mam nadzieję, że tacy ludzie
    nie znikną, że zajmą się czymś ważnym, pożytecznym i będą odgrywać
    istotną rolę w życiu politycznym, niezależnie od partii - podkreślał
    Smolar.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    29. Smolar krytykuje PO: Ta

    Smolar krytykuje PO: Ta partia prowadzi Polskę prosto w objęcia PiS

     Aleksander Smolar ostro atakuje PO. Jego zdaniem, w partii nie ma
    nikogo, "kto by coś myślał". Brakuje też wyrazistych posłów. Przyznaje
    jednak, że musi głosować na Platformę, bo...

    Ta partia prowadzi Polskę prosto w objęcia PiS. W historii zostanie nie to, że zostali wybrani dwa razy, tylko sposób, w jaki zwycięży w następnych wyborach PiS - ostro mówił w Radiu ZET profesor Aleksander Smolar. Mam dużo niechęci i obrzydzenia do Platformy, do rozkładu wewnętrznego i słabego kierownictwa, które nie jest w stanie nad tym zapanować - dodał.

    Stwierdził też, że w partii Tuska nie ma wyrazistych polityków. To jest partia bez jakiejkolwiek osobowości. Tam nie ma nikogo, kto by powiedział coś interesującego, nie ma nikogo, kto by coś myślał - kpił w rozmowie z Moniką Olejnik. Uważa też, że zawołaniem Tuska jest hasło brytyjskiego konserwatysty z XIX wieku: Jeżeli można nic nie robić, to lepiej nic nie robić.

    Profesor Smolar uznał też, że konflikt między Tuskiem a Schetyną, to spór rodem z podwórka. Tu powody czysto osobiste mają decydować o tym, że jeden z nielicznych ludzi o pewnej osobowości i zdolnościach organizacyjnych ma być marginalizowany? Nie można się kierować logiką chłopca, który bawi się szmacianką na podwórku z drugim, z którym się obraził. To jest oburzające, bo od pół roku Polska żyje zabawą tych dwóch panów. To jest skandaliczne - skomentował.

    Jednocześnie przyznał, że mimo tych wszystkich wad i tak zagłosuje na PO. Nie mam innej alternatywy. Żeby ratować resztki przed PiS, ja na nich zagłosuję, chyba że pojawi się alternatywa - podsumował.

    Smolar: Kandydaci na ministrów robią w większości pozytywne wrażenie, brakuje jednak szerszej wizji działania rządu

    Joanna Kluzik-Rostowska ministrem edukacji narodowej,
    prof. Lena Kolarska-Bobińska ministrem szkolnictwa wyższego i nauki.
    Maciej Grabowski nowym ministrem środowiska. Andrzej Biernat za Joannę
    Muchę w ministerstwie sportu. Rafał Trzaskowski nowym ministrem
    administracji i cyfryzacji.

    - Kandydaci na nowych ministrów robią w większości pozytywne wrażenie, brakuje jednak szerszej wizji działania rządu - ocenia politolog z Fundacji Batorego Aleksander Smolar. - Mamy tu paru bardzo dobrych czterdziestolatków.
    Duże wrażenie robią na mnie nominacje Mateusza Szczurka, Rafała
    Trzaskowskiego, Leny Kolarskiej-Bobińskiej i Joanny Kluzik-Rostkowskiej.
    Rafał Trzaskowski jest bardzo zdolny. W tym pokoleniu jest niewielu
    ludzi, którzy pokazali to już w wielu różnych miejscach w życiu
    publicznym. On zasługiwałby też na większe ministerstwo.

    Z kolei nominację Andrzeja Biernata na ministra sportu Smolar nazwał "typową nagrodą polityczną".

    -
    Czekam na sobotnie wystąpienie premiera, który zawsze wyrażał się z
    lekceważeniem o wizjach i strategiach, a podkreślał, że zajmuje się
    sprawami tu i teraz. Mam jednak nadzieję, że usłyszymy o strategii na
    dwa lata, ale też na sytuację ewentualnego zwycięstwa w wyborach -
    czyli wizję na sześć lat do przodu - co Donald Tusk chciałby osiągnąć
    dla Polski
    - komentował w rozmowie z PAP Smolar.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    30. Smolar pełen troski:

    Smolar pełen troski: poprzednie kroki premiera zwiększyły dawkę obojętności na jego słowo. Ludzie mogą przestać słuchać premiera

    Aleksander Smolar, prezes Fundacji im. Stefana Batorego, w RMF FM
    pytany był o zbliżające się wybory w Polsce. Tłumaczył, że cztery
    głosowania będą ważne dla Polski.

    To są ważne wybory. Wybory europejskie być może w skali europejskiej
    będą ważniejsze niż w Polsce. W Polsce myślę, że ciągle mało myślimy w
    ramach całej Europy. Myślimy o Polsce i polskich interesach.
    Natomiast oczywiście później wybory lokalne to będzie bardzo ważny
    element. On może pokazać nam, czy Platforma Obywatelska wychodzi ze
    swojej choroby, w którą coraz bardziej się pogrąża - zwłaszcza ostatni
    rok to gorszące sceny procesu wewnętrznego, premier zajęty metabolizmem
    Platformy. Wydawało się, że bardziej zajmuje się walką ze Schetyną i
    Gowinem, niż interesami Polski

    - wyjaśniał.

    Dopytywany na czym polega problem PO Smolar wskazuje, że chodzi o „wyraźne rozczarowanie społeczeństwem”.

    Również z poczuciem pełnego trwogi niepokoju, zresztą słabo
    uzasadnionego w związku z pogorszeniem koniunktury. Jak widzimy, Polska
    wychodzi na prostą i jak wydaje się Polska nie jest zagrożona. Faktem
    jest jednak, że to się bardzo odbiło na notowaniach i premiera, i rządu,
    i całej Platformy. Zobaczymy więc w tych wyborach lokalnych,
    czy te tysiące osób Platformy, które mają posady, czy one je stracą, bo
    to może również zmienić dynamikę w samej Platformie

    - wyjaśnia ekspert, stawiając sprawę jasno – odcięcie ludzi PO od publicznej kasy może pogrążyć partię.

    Smolar oceniał również ostatnie zapowiedzi premiera Tuska, który mówił o nowej energii w rządzie i kolejnym nowym otwarciu.

    Powiedzmy te ostatnie etapy tej ofensywy, zmiany w rządzie, dwa
    wystąpienia premiera Tuska, które miały mówić o przyszłości, były bardzo
    rozczarowujące i zostały już kompletnie zapomniane, co jest nawet
    zaskakujące. Teraz kolejna dawka, żeby pokazać, że my wiemy, o
    co nam chodzi i wiemy o co chodzi w staraniach o lepszy los Polski i
    bardziej bezpieczny - obawiam się, że poprzednie kroki premiera
    uodporniły społeczeństwo i zwiększyły dawkę obojętności na jego słowo.
    To jest bardzo dla niego niebezpieczne - że ludzie przestaną słuchać
    premiera

    - mówi Smolar pełen troski.

    Smolar jednak przeraził się na sugestie, że choroba PO się pogłębia.

    Tego bym nie powiedział. Jeżeli chodzi o Polskę, tzw. jak mówią
    Anglicy fundamentals, czyli fundamentalne cechy sytuacji, to one są
    raczej dobre w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Nasza
    koniunktura poprawia się i w przyszłym roku powinniśmy już to dostrzec. Ale
    równocześnie w sferze polityki są pewne objawy pogłębiającego się
    rozpadu, zresztą nie tylko w Platformie i to jest niepokojące

    - wyjaśnia.

    Ocenia również relacje prezydenta Bronisława Komorowskiego i premiera Donalda Tuska:

    Mieliśmy w przeszłości gorszące sytuacje ostrych konfliktów między
    prezydentem i premierem, ale to były raczej objawy patologiczne życia
    politycznego. Zarówno Bronisław Komorowski, jak i Donald Tusk są
    ludźmi tej klasy, że ja bym tu wykluczał jakiś poważniejszy kryzys
    spowodowany konfliktem dwóch osób.

    Co miał na myśli Aleksander Smolar mówiąc o klasie Tuska i Komorowskiego?

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    31. Trwoga na pokładzie, wróg u

    Trwoga
    na pokładzie, wróg u bram! Michnik debatuje ze Smolarem: "PiS jest
    cholernie niebezpieczny! Daję Tuskowi kredyt nie z miłości, ale z
    rozpaczy. Bo za chwilę pojawi się Kaczyński..."

    "Klęski Platformy są klęskami nas wszystkich, dlatego że wszystko, co będzie po Platformie, będzie od niej gorsze."

    Fot. wPolityce.pl

    Oczywiście nie ma co straszyć PiS-em, bo to już nie działa. Trzeba uświadamiać!

    - apeluje Adam Michnik na łamach "Gazety Wyborczej" w wielkiej debacie, którą przeprowadził wraz z Aleksandrem Smolarem.

    Obaj dżentelmeni są zaniepokojeni. Bo do bram III RP znów uderza
    rosnący w siłę PiS z Jarosławem Kaczyńskim. Znów trzeba więc bić na
    alarm, zwierać szeregi i wołać o pomoc. Michnik nie ukrywa, że Tusk jest
    dziś jego jedynym wyborem:

    Nasza scena polityczna jest taka, jaka jest. Jak masz do wyboru kawę i
    herbatę, to nie mówisz, że chcesz koniak. Tusk jest jedynym politykiem,
    przy wszystkich swoich pomyłkach i porażkach, któy potrafił tak długo
    utrzymać władżę. Choć PiS prowadzi w sondażach, to pozycja PO jest nadal
    silna. (...) Otóż ja się boję języka krytyków Tuska, bo dziś na
    talerzu my nic lepszego nie mamy. Nie mam do Tuska stosunku
    bezkrytycznego, nigdy zresztą nie miałem, ale na dzisiaj to jest
    optimum.
    Więc jestem zdania, że należy go krytykować w sposób konstruktywny

    - tłumaczy redaktor naczelny "Gazety Wyborczej".

    Czego się obawia? Jak zwykle - mimo deklaracji o "niestraszeniu"
    PiS-em - to właśnie w tej partii widzi główne zagrożenie dla Polski.
    Przed czym wspaniałomyślnie przestrzega Polaków:

    PiS jest cholernie niebezpieczny. Oni nie mają żadnych
    skrupułów, a posiadają umiejętność hipnotyzera. Potrafią zaczarować
    znaczącą część opinii publicznej, która wierzy w wierutnie brednie, w
    zupełne nonsensy, w brzózkę, sztuczną mgłę, bomby próżniowe, hel. I to
    nie jest autokompromitacja? Jak to możliwe w kraju Kochanowskiego,
    Kopernika, Skłodowskiej?

    - irytuje się Michnik.

    I dodaje, puentując swój przydługi wywód:

    Mówiąc krótko, daję Tuskowi kredyt nie z miłości, ale z rozpaczy.
    Bo jak za chwilę pojawi się Kaczyński, to on z palca zrobi z Czarzastym
    koalicję i ani jednemu, ani drugiemu powieka przy tym nie drgnie.

    Wtóruje mu Aleksander Smolar:

    Co będzie, jak PO spadnie poniżej 20 proc.? Hipoteza
    najbardziej dramatyczna, choć mało prawdopodobna: PiS zdobywa z jakimś
    tam sojusznikiem, np. z PSL zdobywa większość konstytucyjną. Hipoteza
    druga: PiS z PSL na przykład ma większość zwykłą

    - kreśli czarne wizje politolog z Fundacji im. Stefana Batorego.

    Jest jeszcze jedna obawa. Ciemny lud, który może oburzyć się, że po
    zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach, Kaczyński będzie
    pozbawiony władzy przez koalicję wszystkich przeciwko PiS.

    Duża część wyborców potraktuje to jako oszustwo, tak jak w przypadku
    Orbana. Będzie słaba koalicja, od początku moralnie zużyta, przy
    podejrzeniach, żę to wszystko jest kant. Taki rząd może przetrwać bardzo
    krótko. A przy ponownych wyborach konstytucją większością wygra PiS

    - ubolewa Smolar.

    Michnik grzecznie przytakuje, po czym wspiera się jednym z autorytetów:

    Jacek Żakowski powiedział, że klęski Platformy są klęskami nas wszystkich, dlatego że wszystko, co będzie po Platformie, będzie od niej gorsze

    - przypomina obowiązującą wykładnię.

    Zabawnie wygląda też końcówka tej "debaty".

    Michnik: Najmniej prawdopodobny scenariusz to ten z
    konstytucyjną większością PiS. Ale to wykluczone nie jest, bo na
    Węgrzech wyglądało, że jest niemożliwe, a okazało się możliwe. I dziś
    Orban ma pełnię władzy.

    Smolar: Ale tam była taka megaautokompromitacja. W Polsce tego nie będzie.

    Michnik: Oby Bóg mówił przez twoje usta.

    Musi być naprawdę źle. Michnik coraz częściej wstaje zza swojego
    redakcyjnego biurka, by przestrzec Polaków. Trochę jak w Kabarecie
    Moralnego Niepokoju i genialnym skeczu "Jak PiS dojdzie do władzy...",
    trochę w bardzo dobrze znanym sosie z lat 2005-2007. Do tego strach
    przed faszyzmem, Orbanem i Bóg wie jeszcze czym. Byle tylko Kaczyński
    nie zakołatał w bramy.

    CZYTAJ TAKŻE: Lęki
    Michnika: "Niepokoi stan umysłów setek tysięcy ludzi, którzy obdarzają
    zaufaniem Kaczyńskiego. (...) Narkotyczne oszołomienie, opętanie
    nienawiścią"

    lw, "Gazeta Wyborcza"

    http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,135764,15236126,Debata_Smolar___Michnik.html


    Smolar: W specyfice rządów Platformy widzę
    zarówno źródła wielkich sukcesów, jak i głębokiego kryzysu, a może
    nawet upadku. Michnik: Daję Tuskowi kredyt nie z miłości, ale z rozpaczy
    Debata Michnik - Smolar odbyła się na
    kolegium redakcyjnym w "Gazecie Wyborczej" w grudniu 2013 r. Dotyczyła
    klinczu, w którym znalazł się polski inteligent: z Platformą źle, z
    PiS-em jeszcze gorzej. Innymi słowy - czy w polskim życiu publicznym
    można uciec od logiki mniejszego zła? Publikujemy zapis zasadniczych
    wątków (skróty od redakcji, tekst nieautoryzowany).


    ADAM MICHNIK: Premier uważa, że nie jest od wizji.


    ALEKSANDER SMOLAR: Carl Schmitt mówił, że jak ktoś ma wizję, to
    niech idzie do lekarza. Podobnie Bush senior. Tusk nie jest jedynym
    politykiem, który z pogardą odnosi się do wizjonerstwa. On expressis
    verbis mówi: Jestem od "tu i teraz", a nie od jakichś mrzonek.


    Są różne periodyzacje ostatnich 20 kilku lat. Rządy
    solidarnościowe - Mazowieckiego, Bieleckiego, Suchockiej i Buzka - były
    zwrócone ku przyszłości i stąd ich programy reformistyczne...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika kazef

    32. @Maryla

    Bardzo pouczające te brednie Michnika i Smolara. Wygląda na to, że rzeczywiste poparcie dla PiS (a nie to podawane przez sondażowe organa propagandy medialnej) dochodzi o parlamentarnej większości bezwzględnej, czyli przekracza 35 %.

    avatar użytkownika Maryla

    33. Prof. Dudek o rewelacjach


    Prof. Dudek o rewelacjach Piskorskiego: PiS zachwycony i na pewno wyśle...
    Zawsze niemieckie i rosyjskie pieniądze
    budzą w Polsce najgorsze skojarzenia - mówi prof. Antoni Dudek o
    doniesieniach, jakoby niemiecka CDU finansowała Kongres
    Liberalno-Demokratyczny, dawną partię Donalda Tuska. Tezę tę lansuje
    Paweł Piskorski i najnowszy "Wprost". - Tu się w ogóle pojawia rola
    fundacji, zwłaszcza niemieckich, w polskim życiu publicznym - przyznaje
    prof. Dudek.

    Najnowszy tygodnik "Wprost" pisze na okładce o "niemieckiej pożyczce Tuska".
    Chodzi o rzekome finansowanie Kongresu Liberalno-Demokratycznego przez
    niemiecką CDU w latach 90. Teza oparta jest o cytat Pawła Piskorskiego,
    byłego polityka KLD i PO, z jego najnowszego wywiadu rzeki. "Dla mnie
    jest oczywiste, że CDU wspierało finansowo KLD" - stwierdził Piskorski.

    "PiS jest zachwycony i Piskorskiemu na pewno wyśle bukiet róż"


    Politycy Platformy Obywatelskiej, której prominentni działacze
    wywodzą się z dawnego KLD, sprawę bagatelizują. Jednak zdaniem
    niektórych komentatorów "niemiecka pożyczka" może stać się ważnym
    tematem kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.

    -
    To odwieczny problem w życiu politycznym, czy przeszłość jest ważna,
    czy nie - komentuje w rozmowie z Tokfm.pl prof. Antoni Dudek, historyk i
    politolog z UJ. - Dla zwolenników PO będzie to oczywiście sprawa
    nieistotna, natomiast dla nieżyczliwych PO to będzie istotny dowód na
    zależność od Niemiec czy proniemiecką politykę Tuska. PiS jest
    zachwycony i Piskorskiemu na pewno wyśle po cichu bukiet róż - uśmiecha
    się Dudek.

    "Tu pojawia się rola fundacji, zwłaszcza niemieckich, w polskim życiu publicznym"


    Prof. Dudek przyznaje, że sprawa finansowania KLD przez
    niemieckie fundacje, bo trudno oczekiwać, by sama CDU bezpośrednio
    przekazywała jakieś środki, długo pozostanie otwarta. - Sprawa jest
    delikatna i powinna być zbadana. Zawsze niemieckie i rosyjskie pieniądze
    budzą w Polsce najgorsze skojarzenia - mówi historyk. Tłumaczy, że
    ustawa regulująca działalność partii politycznych z 1990 roku była
    niezwykle liberalna, ale akurat przyjmowania pieniędzy z zagranicy
    zabraniała. - Gdyby udało się udowodnić, że KLD wprost brał pieniądze z
    zagranicy, pojawiłby się zarzut łamania prawa. Ale diabeł tkwi w
    szczegółach - zastrzega prof. Dudek.

    - Tu się w ogóle
    pojawia rola fundacji, zwłaszcza niemieckich, w polskim życiu publicznym
    - dodaje historyk. Zauważa, że wielokrotnie podnoszono już kwestię
    wpływu pieniędzy z fundacji Adenauera czy Schumana na polską politykę
    czy życie intelektualne. Jednak wspieranie raczkującej polskiej
    demokracji nie jest dla historyka niczym nagannym. - Nie powinniśmy dać
    się zwariować. Dopiero gdyby Tuskowi wykazano, że jako poseł KLD
    lobbował w interesie niemieckich firm, sprawa byłaby kompromitująca -
    zastrzega prof. Dudek."Nie ma co udawać, że inne kraje nie próbują czegoś forsować"


    - Ten przypadek może stać się istotnym elementem kampanii. Bo
    znów stawia pytanie, na ile różne decyzje polityczne w Polsce są
    suwerenne, a na ile Polska
    jest areną wpływów silniejszych graczy - wyjaśnia prof. Dudek. - Nie ma
    co udawać, że inne kraje nie próbują czegoś forsować. To problem, do
    którego będziemy wracać, jako kraj średniej wielkości jesteśmy na to
    narażeni. Pytanie, czy Polska wystarczająco dobrze sobie z tym radzi.
    Moim zdaniem lepiej niż w latach 90. - uspokaja historyk.


    Według historyka "niemiecka pożyczka" to kolejna odsłona opowieści o
    finansowaniu polityki w latach 90. - Brak dotacji budżetowych rodził
    najróżniejsze patologie. Partie brały pieniądze, skąd się dało. - To
    były historie zarówno z szemranymi biznesmenami, jak i pieniędzmi z
    zagranicy. Ale były też inne kanały wsparcia, środowiska prawicowe
    dostawały fundusze z Wielkiej Brytanii za pośrednictwem różnych fundacji
    - wyjaśnia historyk.

    Pożyczka niemiecka, pożyczka moskiewska...


    Bo różne grzeszki na sumieniu miało wówczas wiele ugrupowań. W
    1990 roku Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej (trzon późniejszego
    SLD) wpadła w niemałe tarapaty przez tzw. moskiewską pożyczkę, czyli
    1,2 mln dolarów przekazanych przez Komunistyczną Partię Związku
    Radzieckiego. Choć prokuratura po trzech latach umorzyła sprawę, Leszek
    Miller długo zmagał się z jej politycznymi skutkami.


    Natomiast liderom Porozumienia Centrum, partii Jarosława i Lecha
    Kaczyńskich, zarzucano nieprawidłowości finansowe wokół różnych spółek,
    m.in. słynnego Telegrafu i Srebrnej. Tę sprawę przypominali kilka lat
    temu m.in. politycy tonącej już Samoobrony, pytając, jak działacze PC w
    krótkim czasie dorobili się pokaźnego majątku. "Ten majątek jest dziś
    bazą potęgi finansowej PiS" - pisał wówczas Witold Gadomski.

    "Nie można mówić 'a co nas obchodzą lata 90.'"


    W tym kontekście prof. Dudek nie chce bagatelizować "niemieckiej
    pożyczki". - Nie można mówić, "a co nas obchodzą lata 90.". Lata 90.
    powinny nas obchodzić choćby dlatego, żebyśmy do nich nie wrócili -
    tłumaczy historyk. - Gdyby ktoś dziś przeforsował likwidację
    finansowania partii z budżetu,
    wrócilibyśmy do lat 90. i partie zaczęłyby chodzić do różnych
    biznesmenów czy bogatych fundacji z zagranicy, żeby stamtąd zdobyć
    jakieś pieniądze - zaznacza prof. Dudek. A to by się naszej demokracji
    nie przysłużyło.

    http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,15870055,Dudek__Zawsze_niemieckie_i_r...


    PÓŁ PORCJI MAZURKA: Nieważne, czy Donald Tusk brał niemieckie
    pieniądze. Kwiat niezależnego dziennikarstwa już rzucił się na mówiącego
    o tym Piskorskiego

    "Jeśli media mają zamiar skwitować tę
    historię jako kolejne „obrzucanie się oskarżeniami” i nie zażądają
    wyjaśnień, to znaczy, że nie są już nikomu potrzebne".

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    34. "Alergia nie uniemożliwia


    "Alergia nie uniemożliwia życia".

    O braku Kaczyńskiego na obchodach

    "Alergia nie uniemożliwia życia".<br />
O braku Kaczyńskiego na obchodach
    Po uroczystościach święta 25 lat wolnosci w "Faktach po Faktach".
    zobacz więcej »
    Uznaję nieobecność pana prezesa Kaczyńskiego za
    znaczącą, a nie wynikającą z alergii - powiedział w "Faktach po Faktach"
    Michał Kamiński odnosząc się do nieobecności prezesa PiS na
    uroczystościach z okazji 25-lecia wolnych wyborów. - Alergia nie
    uniemożliwia życia - podkreślił. A prof. Aleksander Smolar dodał: -
    Zależy na kogo i na co.

    Z okazji 25-lecia częściowo wolnych
    wyborów na pl. Zamkowym w Warszawie odbywały się główne uroczystości, w
    których uczestniczył m. in. Barack Obama oraz około 50 delegacji z
    całego świata. Zabrakło na nich jednak prezesa PiS Jarosława
    Kaczyńskiego.

    Rzecznik partii Adam Hofman przekazał, że polityk trafił do szpitala.
    Z kolei Joachim Brudziński informował, że prezes trafił tam z powodu
    alergii i przechodzi badania.

    Sytuację w "Faktach po Faktach"
    komentował Michał Kamiński. - Ja jednak uznaję tę nieobecność pana
    prezesa Kaczyńskiego za znaczącą, a nie wynikającą z alergii -
    powiedział. I zauważył: - Bo alergię - na Boga - ja też mam i wiele osób
    ma alergię. Alergia nie uniemożliwia życia...

    - Zależy na kogo i
    na co - wtrącił prof. Aleksander Smolar. - Chyba, że się ma alergię na
    cudzy sukces, to wtedy tak - dokończył Kamiński.

    "Wielki sukces"

    także o znaczeniu obchodów 25-lecia wolnych wyborów w postrzeganiu Polski na światowej arenie.

    -
    To jest wielki sukces. Jeśli przywódca wolnego świata  decyduje się - i
    to w słowach nietuzinkowych - świętować z nami nasze święto wolności,
    to jest miara tego, jak Polska daleko zaszła - komentował Kamiński
    przemówienie Baracka Obamy, w którym podkreślał, że wolność zaczęła się
    od Polski.

    Kamiński mówił, że choć w ciągu ostatnich 25 lat nie
    wszystko się udało, to jest to jeden z najlepszych okresów w historii
    Polski. - Dzisiaj możemy mówić o 25 latach z pełną satysfakcją - ocenił.

    "Miliard dolarów na wojsko to symbol"

    Smolar
    z kolei zwracał uwagę na wczorajszą wypowiedź prezydenta USA, który
    zapowiedział wzrost wydatków na wojsko w Europie o miliard dolarów.

    -
    To nie są znów jakieś ogromne środki. To jest symbol. Ale to niewiele
    więcej niż symbol - powiedział. Przypomniał, że w czasach zimnej wojny w
    Niemczech stacjonowały setki tysięcy amerykańskich żołnierzy. - To
    innymi słowy parafraza modelu zachowań w innych czasach o znacznie
    potężniejszym wymiarze - zauważył. - Dzisiaj odpowiednikiem takiej wojny
    atomowej byłyby radykalne sankcje ekonomiczne i finansowe - zaznaczył
    Smolar.

    Z kolei Kamiński zwracał uwagę, że miliard dolarów wynosi
    cały budżet obronny Gruzji. - Żebyśmy wiedzieli, o jakich pieniądzach
    mówimy. Polska ma 18. budżet obronny świata. To jest fakt, z którego
    czasem nasi obywatele nie zdają sobie sprawy - mówił.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

    35. Do Pani Maryli

    Szanowna Pani Marylo,

    Brednie dwóch być może naćpanych i sfrustrowanych facetów po przegranych wyborach przez Kamińskiego, Millera, Palikota no i Olka pijaczka Kwaśniewskiego, który stał się nocnikowym u żydowskiego kapitału na Ukrainie.

    Ukłony moje najniższe

    Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

    avatar użytkownika Maryla

    36. Smolar: Otwartością i

    Smolar: Otwartością i pragmatyzmem Kaczyński przebija szklany sufit. Korwin-Mikke może mu pomóc...

    Dziś nie wykluczałbym sytuacji, w której Kaczyński w sojuszu
    parlamentarnym z Januszem Korwin-Mikkem - bez jego udziału w rządzie -
    będzie miał większość konstytucyjną. Nie jest to teraz hipoteza
    najbardziej prawdopodobna, ale już realna - mówi Aleksander Smolar,
    politolog, w rozmowie z Agatonem Kozińskim.

    PiS ma w ostatnich sondażach wręcz miażdżącą przewagę nad PO,
    wyprzedza Platformę o kilkanaście procent. Wynik wyborów parlamentarnych
    w roku 2015 jest już rozstrzygnięty?
    Do wyborów sytuacja może ulec zmianie. Warto pamiętać, że parę miesięcy
    przed wyborami do europarlamentu PiS też prowadził w sondażach, i to
    przez długi czas - a jednak zwyciężyła w nich Platforma. Teraz znów w
    badaniach partia Jarosława Kaczyńskiego wyszła na prowadzenie.
    Można widzieć w tym powrót do tendencji wyraźnej już w poprzednim roku.

    Zgadzam się oczywiście z panem w kwestii organizacji koncertu
    przez Orlen - to było nadużycie. Natomiast wątpię, czy do tego samego
    worka należy wrzucać rozmowę Sienkiewicza z Belką. To kwestia
    interpretacji. Przecież Sienkiewicz sugerował prezesowi NBP prowadzenie
    bardziej aktywnej polityki monetarnej, aby poprawić koniunkturę - czyli
    takiej polityki, jaką prowadziła wówczas większość państw zachodnich, w
    tym USA i Niemcy.

    Ale dorzucał przy tym argument: bo inaczej PiS dojdzie do władzy, a
    Belka go rozumiał i akceptował. Tymczasem według konstytucji prezes NBP
    ma być apolityczny.
    To był argument użyty w rozmowie prywatnej. Przecież nawet gdyby
    Sienkiewicz nim się nie posłużył, to i tak byśmy wiedzieli, że
    koniunktura gospodarcza dobrze służy partii rządzącej. Proszę jednak nie
    brać mnie za adwokata Sienkiewicza i Belki, nie zamierzam ich bronić.
    Szkoda, jaką wyrządzili swoją rozmową, sytuuje się jednak gdzie indziej.
    Najbardziej rażąca i politycznie destruktywna jest tu kwestia stylu.
    Cała sytuacja jest odbierana w kategoriach spisku - rozmowy są
    prowadzone w języku półświatka, w restauracji, a nie w miejscach do tego
    oficjalnie przeznaczonych, szokuje wysokość płaconych rachunków. Temu
    wszystkiemu Platforma nie jest w stanie przeciwstawić innego języka i
    innych zachowań. Ta partia od początku bowiem chlubiła się tym, że jest
    aideologiczna, pragmatyczna, w istocie niema, odcinająca się od
    wszelkich wizji, długofalowych planów. Konsekwencją tego faktu jest to,
    iż pustce ideowej odpowiada martwota oficjalnego języka i bardzo żywy,
    krwisty, ujawniony język prywatnej komunikacji. (..)

    Jeśli się nie uda, to w 2015 r. premierem zostanie Jarosław
    Kaczyński. Uda mu się stworzyć stabilny gabinet zdolny utrzymać władzę
    przez cztery lata czy czeka nas powtórka z chaosu, jaki mieliśmy w
    latach 2005-2007?
    Kilka miesięcy temu dyskutowałem z Adamem Michnikiem o polskiej polityce
    i wtedy powiedziałem, że nie widzę możliwości, aby PiS zdołał
    samodzielnie stworzyć rząd po wyborach - tak jak stworzył Fidesz Viktora
    Orbána na Węgrzech - i uzyskał większość konstytucyjną. Dziś nie jestem
    jednak tego tak pewny. Jeśli się utrzyma obecna dynamika polityczna, to
    partia Kaczyńskiego może być w stanie samodzielnie utworzyć gabinet.
    Zwłaszcza że jej prezes zdobył się ostatnio na nieznane u niego gesty
    otwartości, wyciągając rękę do ugrupowań Zbigniewa Ziobry i Jarosława
    Gowina. To i manifestowany w nieco większej dawce pragmatyzm, oraz
    kryzys PO, powodują, że szklany sufit, ograniczający bardzo długo
    ekspansję PiS, przestaje istnieć. Dziś nie wykluczałbym sytuacji, w
    której Kaczyński w sojuszu parlamentarnym z Januszem Korwin-Mikkem - bez
    jego udziału w rządzie - będzie miał większość konstytucyjną. Nie jest
    to teraz hipoteza najbardziej prawdopodobna, ale już realna.

    Gdyby się ziściła, to może dojść do bardzo niebezpiecznych zmian
    ustrojowych. W sojuszu z dużą częścią episkopatu (nie tylko z o.
    Rydzykiem) - który obecnie prowadzi prawdziwą ofensywę przeciwko
    zasadzie rozdziału państwa od Kościoła - mielibyśmy silną pokusę, by
    tworzyć zręby państwa katolickiego, nieliberalnego. Polska nie byłaby tu
    wyjątkiem. Właśnie Viktor Orbán wystąpił po raz pierwszy otwarcie
    przeciwko zasadom liberalnej demokracji, która jest organicznie związana
    z samą ideą Unii Europejskiej. Nie sądzę, by oznaczało to powrót do
    projektu IV RP, by wróciły tematy, które wtedy dominowały, jak
    lustracja, wizje spisków czerwonych ze służbami, "różowymi" etc. PiS
    zarzucił je już dawno temu. Natomiast te rządy będą realizowały wizję
    demokracji nieliberalnej, to znaczy systemu rządów, w którym władza
    polityczna nie będzie ograniczana przez liberalne prawo i instytucje.
    Proces rozkładu PO, jeżeli będzie nadal postępował, przy niezdolności
    lewicy do zaproponowania społeczeństwu czegokolwiek atrakcyjnego, będzie
    sprzyjał procesowi paradoksalnego cywilizacyjnego regresu w sytuacji
    bardzo poważnych sukcesów Polski.

    --------------------------------------------
    wrzesień 2014

    Smolar: Ewa Kopacz? W PO zarzucają jej ułomności polityczne i charakterologiczne


    Ewa Kopacz nie ma entuzjastycznego odbioru we własnej partii; są ludzie,
    którzy zarzucają jej ułomności polityczne i charakterologiczne. W
    każdym razie na pewno nie ma takich zdolności przywódczych, jakie
    posiada Donald Tusk, a które są konieczne, by w sytuacji kryzysu w PO i
    ogólnie trudnej sytuacji międzynarodowej zapewnić integralność i jedność
    partii oraz zapobiec konfliktom wewnętrznym.
    PO jest
    partią bardzo heterogeniczną, mieszczą się tam prawie wszyscy - od
    lewicy do prawicy. Donald Tusk umiał te siły integrować. Czy potrafi to
    Kopacz, jest rzeczą dalece niepewną. PO odnosząc wielki sukces, może
    paradoksalnie ponieść bardzo wysokie koszty tego prestiżu i znaleźć się w
    głębokim kryzysie, którego konsekwencje trudno przewidzieć.



    A co wybór Tuska oznacza dla lewicy? Leszek Miller dopatruje się końca polaryzacji sceny politycznej w Polsce i wzmocnienia jej lewej flanki. Ma rację?

    - PO zagarnęła istotną część obszaru zajmowanego przez lewicę. Schedą po lewicy podzieliły się PO i PiS. Jarosław Kaczyński przejął część ludowego elektoratu, natomiast Donald Tusk przejął część klasy średniej i inteligencję, która obawiała się możliwego zwycięstwa PiS i stąd była gotowa głosować na Platformę jako partię przewidywalną i niezagrażającą ludziom często związanym z PRL. Tusk był gwarantem tego niepisanego kontraktu.

    Przez pewien czas alternatywą dla ludzi lewicy była partia Janusza Palikota. Millerowi udało się ją jednak skutecznie zmarginalizować; zresztą sam Palikot się do tego walnie przyczynił swoimi działaniami. Teraz szefowi SLD pozostaje odbić swych dawnych członków, którzy przeszli w szeregi elektoratu PO. Odejście Tuska niewątpliwie mu to ułatwi. Może prowadzić do ujawnienia się wewnętrznych konfliktów wokół spraw obyczajowych i popychać Platformę ku wyborom bardziej prawicowym. Sądzę, że na to liczy Miller.

    Z drugiej strony słabością SLD jest sam Miller. Niewątpliwie ma format przywódcy, ale przywódcy z czasów PRL. Nie ma języka i propozycji, które mogłyby pozwolić na zdobycie nowych wyborców. Z tego względu odbudowa Sojuszu wydaje mi się mało prawdopodobna, choć nie można tego wykluczyć.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    37. Organizacje pozarządowe na

    Organizacje pozarządowe na celowniku Orbana

    W poniedziałek policjanci wkroczyli do siedzib trzech organizacji
    pozarządowych na Węgrzech i zabrali dokumenty oraz komputery. - Chodzi o
    wycięcie ostatnich niezależnych instytucji - mówią węgierscy obrońcy
    praw człowieka.

    Funkcjonariusze wynieśli z biur trzech węgierskich stowarzyszeń społecznych komputery
    oraz dokumenty. Niektórzy z pracowników zostali zabrani na
    przesłuchania. W organizacji Ökotars śledczy oznajmili, że badają
    nieprawidłowości związane z rzekomym nielegalnym udzielaniem kredytów
    przez to stowarzyszenie.

    - Zarzuty te są absurdalne.
    Zajmujemy się jedynie rozdzielaniem dotacji, a nie działalnością bankową
    - mówi "Wyborczej" Veronika Móra, prezes Ökotars. Według niej
    przeszukania biur nie są przypadkowe. - Kilka miesięcy temu rząd ogłosił
    listę trzynastu organizacji finansowanych z Funduszu Norweskiego, które
    uznał za "wrogie" i "wspierające lewicę". Są wśród nich takie, które
    zajmują się walką z korupcją czy na rzecz praw środowisk LGBT. Wszystkie
    otrzymywały środki za naszym pośrednictwem. Nie mam wątpliwości, że
    działanie rządu podyktowane jest motywami politycznymi. Czujemy się
    zastraszeni - mówi Mora.

    Władze zarzucały Ökotars
    nieprawidłowości finansowe już w lipcu, jednak wtedy zarzuty się nie
    potwierdziły. Kilka tygodni później premier Viktor Orbán powiedział w
    rumuńskim Siedmiogrodzie, że organizacje pozarządowe finansowane z
    zagranicy to "polityczni aktywiści".

    Michał Kokot: Czym organizacje pozarządowe na Węgrzech naraziły się władzom?


    Máté Dániel Szabó, dyrektor Programów w Stowarzyszeniu na rzecz
    Swobód Obywatelskich TASZ: - To nie przypadek, że śledztwem zostały
    objęte akurat te instytucje, które są niezależne i kwestionują nowy
    system konstytucyjny. Bronią przestrzegania praw człowieka i krytykują
    rząd za to, że nie tylko tych praw nie broni, ale zupełnie je
    relatywizuje. A władza chce mieć pod kontrolą wszystkich.

    To, co się zdarzyło w poniedziałek, jest kalką tego co znamy z Azerbejdżanu czy Rosji. Tam również policja
    szturmuje biura organizacji pozarządowych, przeszukuje je i
    przesłuchuje pracowników. Czasem znajdą coś przypadkowo: podejrzane
    dokumenty albo jakiś dziwny biały proszek. To pozwala im na wszczęcie
    postępowania kryminalnego, a później zamknięcie organizacji. Sądziłem,
    że do użycia takich metod na Węgrzech nie dojdzie. Aż do poniedziałku.

    Co będzie dalej? Czy sytuacja może jeszcze bardziej się pogorszyć?


    - Tego nie wiemy, ale póki co widać, że to podążanie drogą
    Putina, który wyciął w pień organizacje finansowane z zagranicy. U nas
    też, podobnie jak w Rosji, dostają one etykietkę "zagranicznej
    agentury".

    W rzeczywistości jednak chodzi o kolejny etap
    centralizacji kraju. Monopolom i centralizacji podlega u nas już niemal
    wszystko. Publiczne media są podporządkowane rządowym instytucjom, które
    nie tylko decydują o przydzieleniu koncesji, ale wprost ingerują w
    treści. Dziennikarze publicznego radia i telewizji od dawna są tubą
    propagandową rządu. A największe stacje telewizyjne znajdują się w
    rękach właścicieli firm powiązanych biznesowo z rządem.


    Scentralizowana została nawet edukacja. Dawniej szkoły były
    podporządkowane samorządom. Miały dużą swobodę w decydowaniu o metodach
    nauczania. Półtora roku temu powołano nową instytucję rządową i teraz
    zgodnie z prawem podlega jej każdy nauczyciel, choć wcześniej odpowiadał
    przed dyrektorem szkoły. Rząd decyduje, co uczniowie mają czytać i
    czego się uczyć. Wcześniej nauczyciele mieli do wyboru wiele książek,
    obecnie to ledwie dwie-trzy pozycje narzucone przez rząd. To na ogół
    bardzo konserwatywna literatura. Właśnie mamy głośną sprawę z
    podręcznikiem do etyki. Uczy on m.in., że grzechem jest współżycie bez
    ślubu. To stygmatyzuje w klasach te dzieci, których rodzice nie są małżeństwem.

    Organizacje pozarządowe są w stanie jeszcze swobodnie pracować?


    Dzisiaj jeszcze w miarę tak, ale co będzie jutro - tego nie
    wiem. Również my jesteśmy jedną z 58 organizacji pozarządowych, objętych
    postępowaniem przez Rządowe Biuro Kontroli. Chodzi o rzekome
    nieprawidłowości finansowe. Tyle, że Biuro może badać jedynie
    instytucje, które wykorzystują środki publiczne, a my do takich nie
    należymy. Dlatego odmówiliśmy współpracy.

    Nasza praca
    jest utrudniona, bo rządowe instytucje nie odpowiadają na nasze pytania
    ani nie odnoszą się do skarg. Musimy chodzić do sądu i domagać się
    dostępu do informacji publicznej. Pracujemy na rzecz osób zagrożonych
    wykluczeniem społecznym, a dzisiaj czujemy że sami jesteśmy wyjęci z
    systemu.

    Już nie chodzi o to, że ustawy niższego rzędu są
    sprzeczne z konstytucją. Problemem dziś jest sama konstytucja. W nowej
    ustawie zasadniczej umieszczono zapisy, które uważamy za niezgodne z
    prawami człowieka, jak np. karanie bezdomnych za bezdomność. Walczymy
    więc o to, by przywrócić poprzednią konstytucję i wrócić do wcześniej
    obowiązującego, demokratycznego systemu.

    Macie w tym wsparcie opozycji?


    Na Węgrzech nie ma żadnej poważnej i wiarygodnej opozycji.
    Socjaliści są skompromitowani swoimi poprzednimi rządami, a nowe partie
    nie są wystarczająco kompetentne, by zajmować się prawami człowieka.
    Pozostaje nam jedynie odwoływanie się do opinii publicznej, np. poprzez
    media społecznościowe. Staramy się głównie trafić do młodego pokolenia.


    Ale społeczeństwo obywatelskie na Węgrzech jest bardzo słabe.
    Trudno jest przekonać ludzi, by wyszli z domu i bronili swoich praw.
    Poniedziałkowa demonstracja przed siedzibą Ökotars i tak była większa
    niż się spodziewałem. W ciągu kilku godzin zgromadziło się pół tysiąca
    ludzi.

    Skąd ta słabość społeczeństwa obywatelskiego na Węgrzech?


    Większość kupuje to, co mówi rząd. A ten przedstawia się jako
    obrońca uciśnionych obywateli przed państwami zachodnimi, które traktują
    Węgry
    jak kolonię. To pada na podatny grunt, zwłaszcza, że władze "grają pod
    publiczkę". Np. rozpoczęły walkę z bankami, które udzieliły kredytów
    hipotecznych we frankach szwajcarskich. Miliony Węgrów płaciło ogromne
    raty, więc gdy władze nakazały bankom umorzenie części długów, wielu
    klientów odczuło rzeczywistą ulgę. Od tego był tylko krok, by zacząć
    krytykować Międzynarodowy Fundusz Walutowy [udzielił Węgrom pożyczki,
    później rząd Orbana zażądał jego wyprowadzenia się z kraju] czy
    zachodnie media, rzekomo broniące "krwiożerczych kapitalistów". Teraz
    przyszła kolej na państwa, które finansują organizacje pozarządowe.


    Do przeciętnego Węgra trafia obraz z publicznej telewizji, która
    emituje zdjęcia zatrzymań w biurze takiej organizacji, finansowanej z
    "podejrzanego" Funduszu Norweskiego.
    Rząd mówi: "Jesteśmy obrońcami
    węgierskości" i wmawia obywatelom, że tej węgierskości zagrażają Unia
    Europejska i Zachód.

    Kraj Wydarzenia

    Sienkiewicz wybitnym analitykiem. Przyda się pani premier"Sienkiewicz wybitnym analitykiem. Przyda się pani premier"
    Sikorski, przy
    wszystkich jego wadach, jest wybitnym dyplomatą, niewątpliwie jednym
    z czołowych ministrów spraw zagranicznych Europy – powiedział Aleksander
    Smolar w Radiu ZET.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

    38. Do Pani Maryli

    Szanowna Pani Marylo,
    Pospolity kundel komunizmu A. Smolar opowiada kolejne bajki o węgierskich czerwonych komunistycznych kundelkach.
    To wszystko zmierza, by pokazać, że prawicowe rządy to faszyzm.
    Kundel Smolar zapomina o ludobójstwie Polaków przez żydokomunę, która terminowała i u komunistów sowieckich i niemieckich narodowych socjalistów spod znaku Hitlera.

    Ukłony moje najniższe

    Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

    avatar użytkownika Maryla

    39. RAZEM, RAZEM, RAZEM! STRACH.


    Prof. Ireneusz Krzemiński: Zaskoczyła mnie otwartość Ewy Kopacz

    Wśród tak wielu słów i obietnic jakie były najmocniejsze strony
    exposé?
    Po pierwsze, zaskoczyła mnie otwartość Ewy Kopacz, jaką zwróciła się do
    Jarosława Kaczyńskiego. To sprawa niezwykle ważna. I też miała swoje
    natychmiastowe konsekwencje, przynajmniej symboliczne. Nie sądzę, żeby
    coś z tego później wynikało. Ja w odróżnieniu od innych komentatorów nie
    uważam, żeby wina za konflikt PiS - PO rozkładała się równo. PiS tutaj
    przodował całkowicie. Do tej pory mam w oczach napisy, które nosiły
    tłumy demonstrantów pisowskich na Krakowskim Przedmieściu na temat
    Donalda Tuska i rządu. To było właściwie coś niedopuszczalnego. To były
    pomówienia i kłamstwa. Ani PO, ani Donald Tusk nie odpowiadali w tak
    brutalny sposób.

    Co oprócz apelu o porozumienie Pana zaskoczyło? PR-owo exposé było
    dobrze przygotowane?
    Kolejną rzeczą, która ujęła mnie w czasie exposé, było zwrócenie się do
    weterana z Afganistanu. Zaraz pojawiły się kąśliwe komentarze, że pani
    premier naśladuje Obamę. Ja myślę, że to bardzo dobrze, że go naśladuje.
    Warto iść w ślady prezydentów amerykańskich, którzy wykorzystują takie
    elementy podczas przemówień. Personalizują władzę. W Polsce tego nam
    kompletnie brakuje. Nie ma ludzi, do których się mówi, z którymi powinno
    się dyskutować, których powinno się słuchać. Takie zachowanie ma
    podwójne znaczenie. Po pierwsze, to bardzo doraźne wzmocnienie roli
    wojska, wysiłków wojskowych, odwagi armii. Po drugie, istotna jest
    personalizacja przekazu.

    Mówił Pan o tym, że zwrócenie się do Jarosława Kaczyńskiego to
    symboliczny gest. Szczególnie, że rzecznik PiS porozumienie określił
    słowami: "Numer się udał". Pani premier mówiła, że nie chce stu dni
    spokoju, chce stu dni współpracy. Dostanie aż sto dni?
    Jeżeli mamy rozwiązać podstawowe problemy Polaków, które mają im dać
    poczucie bezpieczeństwa, nawet w przykrościach. Bo różne niepowodzenia
    spotykają ludzi. Jeśli ktoś traci pracę, to powinien mieć nadzieję, że
    bez problemu ją osiągnie, mając atuty w ręku. Musi wierzyć, że działają
    instytucje państwowe. Że kariera, którą rozpoczyna, przyniesie finansowe
    efekty. Tu nie wystarczą tylko działania rządu. Do tego potrzebna jest
    mobilizacja wszystkich polityków. Apel wydał mi się bardzo uzasadniony.

    Nastepny celebryta , a wszystko to panie dla pieniędzy, zona 31 lat młodsza.

    Kowalewski: Nie wiedziałem, że jestem Żydem. Zacząłem się zastanawiać dzień przed pogromem

    Nie mogę już towarzystwa z PiS słuchać, bo oni mówią to samo w ten
    sam sposób: "To do dupy, to do dupy, wszystko do dupy. To niedobrze i
    tamto niedobrze, a to źle" - mówi Krzysztof Kowalewski, aktor teatralny i
    filmowy.
    Czy kiedykolwiek dla Pana miało znaczenie to, że jest Pan Żydem?
    Zupełnie nie miało takiego znaczenia, gdyż ja o tym nie wiedziałem. Moja
    matka świadomie mnie nie poinformowała. Dopiero dzień przed pogromem
    kieleckim zacząłem się zastanawiać, gdy dwóch bliźniaków na podwórku
    złapało mnie, wykręciło ręce i chcieli, żebym się przyznał, że moja
    babka była Żydówką. Zastanawiało mnie to: "Dlaczego babka?". I dlaczego w
    zestawieniu ze mną to padło.

    A marzec '68 roku?
    Mnie nie dotknął. Ale moich wielu przyjaciół wyemigrowało, stąd moje
    liczne wtedy wizyty na Dworcu Gdańskim i pożegnania.


    Nie ma znaczenia te 31 lat różnicy. Moja żona umysłowo jest na takim
    poziomie, że prawdopodobnie jest starsza ode mnie
    Jak Pan się angażuje?
    W ogóle się nie angażuję. Rzadko teraz grywam. Po tym, jak skończyliśmy
    "Daleko od noszy", to w jednym serialu coś zrobiłem, w drugim, ale wolę
    grać w teatrze, tym swoim, w którym gram, i wolę grać w teatrze 6.
    Piętro, teatrze komercyjnym, gdzie lepiej się zarabia, ale złożone razem
    to są jakieś pieniądze i mnie wystarczy. I niech się bujają.

    Jeśli się Pan nie angażuje, to dlaczego znalazł się Pan w komitecie
    poparcia Bronisława Komorowskiego, kiedy kandydował na prezydenta?
    A, to jest zupełnie inna sprawa. Od początku nie znosiłem Porozumienia
    Centrum, bo czułem w nich chamstwo, cwaniactwo, co mi się zresztą
    sprawdziło, do dzisiaj tak uważam.
    Wcale nie twierdzę, że ci z PO nie
    będą robić błędów. Będą, ale ci ludzie, tak jak pan Komorowski, Tusk,
    pani Kopacz, Schetyna, to są ludzie normalni. To znaczy inteligentni. To
    są partnerzy do rozmowy, po prostu.
    Natomiast tamci panowie i panie to
    niestety. Nie mogę już towarzystwa z PiS słuchać, bo oni mówią to samo w
    ten sam sposób. To coś zupełnie nieprawdopodobnego: "To do dupy, to do
    dupy, wszystko do dupy. To niedobrze i tamto niedobrze, a to źle", i ten
    Brudziński i oni wszyscy tak się w tym kręcą, w takiej kołomyi.

    Ten brak sympatii do PiS nie jest spowodowany tym, że syn Pana
    pierwszej żony Cliff Pineiro był zamieszany w aferę FOZZ?
    Pan ponoć go
    ostrzegał, aby z Porozumieniem Centrum nie współpracował.
    Tak, jak był w ósmej klasie i był entuzjastą PC, to mówiłem mu: "Uważaj,
    nie wygłupiaj się. Zupełnie o co innego im chodzi". Ale on, że nie, że
    cudownie. Miałem zresztą śmieszne doświadczenie, bo mnie raz zawiózł do
    ministra gospodarki z PC i tam padła propozycja, abym poprowadził ich
    kampanię wyborczą. Proponowali mi duże pieniądze. Grzecznie odmówiłem.

    A Pineiro miał wielkie kłopoty.
    No, siedzi teraz za to. Ja się w tej sprawie nie orientuję, bo też nie
    wiem, czy on mi wszystko mówił.

    Chyba nie muszę już Pana pytać o to, czy Bronisław Komorowski jest
    dobrym prezydentem.
    Mam wrażenie, tak jak go obserwuję, że to bardzo przyzwoity prezydent.
    Zresztą świadczy o tym poparcie ludności, że jest w porządku. I wcale
    nie okazał się uległy, i ma swoje zdanie. Nie pomyliłem się.






    To był akt odcięcia pępowiny, uwolnienia od wszelkiej kurateli [JAROSŁAW KURSKI]

    Zauważa, że awans Polski to zasługa także byłych premierów, dziś
    siedzących w ławach opozycji. Apeluje do Jarosława Kaczyńskiego o
    przełamanie osobistej zapiekłości wobec Donalda Tuska i zdjęcie z
    "Polski klątwy nienawiści".

    Nawet jeśli te słowa to tylko pobożne życzenia, to dobrze, że padły.
    Słowa niekiedy czynią cuda, nawet jeśli uścisk dłoni Kaczyńskiego i
    Tuska, który zaraz potem nastąpił, to jedynie polityczne teatrum. Będzie
    naprawdę bardzo dobrze, jeśli pax politica obejmie tak jak w pierwszej
    dekadzie III RP politykę zagraniczną i politykę bezpieczeństwa. O to
    także apelowała Ewa Kopacz.

    Najpierw Radosław Sikorski w
    pierwszym przemówieniu w nowej roli marszałka Sejmu, a teraz pani
    premier wzywa do złagodzenia politycznej konfrontacji. "Nie jesteśmy tu
    dla siebie. Jesteśmy dla Polaków" - mówiła Kopacz. I ostrzegała, że
    rośnie milcząca większość odwracająca się od spraw publicznych, "bo nikt
    jej nie słucha". W ten sposób odwołała się do interesu całej klasy
    politycznej.

    Pierwsza część exposé była majstersztykiem.
    Donald Tusk - polityczny ojciec i patron Ewy Kopacz - odebrał szczere
    gratulacje z racji wyboru na stanowisko prezydenta UE, a w nich utopione
    zdanie: - Mam dziś dla ciebie, Donaldzie, i dla wszystkich wiadomość:
    To ja stoję na czele polskiego rządu i za ten rząd biorę pełną
    odpowiedzialność.

    To był akt odcięcia pępowiny, znak
    uwolnienia się od wszelkiej kurateli. Ogłoszenie narodzin nowego lidera.
    Teraz Ewa Kopacz musi tylko udowodnić - bagatela - że tym liderem
    naprawdę jest.

    Wystąpienie Kopacz nie było retorycznie wybitne. Było za to wybitnie pragmatyczne. Konkretne jak u lekarza pediatry.


    Premier przedstawiła długą listę priorytetów rządu, którego
    czasowy horyzont zakreśliła nie na rok, ale na pięć lat. I nawet jeśli
    za 12 miesięcy nie będzie już tej ekipy, to cele i wyzwania pozostaną te
    same, a dzisiejsza opozycja - choćby nie wiem jak temu przeczyła - pod
    nimi się podpisze. Zwłaszcza że premier głuchym milczeniem pominęła
    drażliwe sprawy światopoglądowe: in vitro,
    konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy
    domowej, ustawę o związkach partnerskich, stosunki państwo - Kościół.

    Mówiła za to o solidarności energetycznej, umowie o wolnym handlu między UE i USA,
    górnictwie oraz pakiecie klimatycznym. O cywilizacyjnym skoku
    sfinansowanym z unijnego planu Marshalla dla Polski, w tym o
    inwestycjach drogowych, transporcie, infrastrukturze i budownictwie.
    Mówiła o stabilności finansów publicznych, przedsiębiorczości, ordynacji
    podatkowej i zaufaniu państwa do obywateli.

    Ogromny nacisk położyła na sprawy społeczne, zdrowotne, bezrobocie wśród młodych, solidarność pokoleń i bezpieczeństwo socjalne najbiedniejszych.

    To zadania dla każdego rządu - z jakiej koalicji by się nie wywodził.

    Dość zręcznie, choć niekonkretnie wspomniała o perspektywie przystąpienia Polski do strefy euro.
    Można było odczuć niedosyt, jakby premier uważała, że to problem
    jedynie ekonomiczny. A to kwestia naszego bezpieczeństwa i miejsca w
    Unii Europejskiej. Czy pozostaniemy na jej peryferiach, czy też głęboko
    zintegrowani, w jej politycznym centrum, pośród największych państw.


    Natychmiast podliczono, że w ciągu 45 minut Kopacz złożyła 28
    obietnic. Drwiono, że w języku polskim nie występuje żeńska forma na
    określenie Świętego Mikołaja. Tymczasem większość projektów jest już
    zapisana w budżecie
    na 2015 r. Rozmiar tych zobowiązań unaocznia skalę skoku
    cywilizacyjnego, jaki dokonał się w naszym kraju. Jednocześnie premier
    zagrała va banque, podpisując się pod konkretną listą przyrzeczeń, z
    których za rok zostanie rozliczona przez wyborców.



    Sondaż CBOS: duża przewaga PO nad PiS w wyborach do sejmików wojewódzkich

    W wyborach do sejmików wojewódzkich na PO
    chce głosować 28 proc. deklarujących udział w wyborach, na PiS - 22
    proc. - wynika z najnowszego sondażu CBOS. To zmiana w stosunku do
    badania sprzed miesiąca, kiedy to pierwsze było PiS z 25 proc. poparcia,
    druga PO - 22 proc.

    CBOS zauważa, że poparcie dla komitetów Platformy i PiS
    byłoby względnie wyrównane, gdyby grono wyborców PiS zasilili
    zwolennicy Polski Razem (3 proc.) i Solidarnej Polski (1 proc.) - w
    sumie byłoby to 26 proc.

    Według najnowszego CBOS na kandydatów PSL i SLD
    w wyborach do sejmików chce głosować po 6 proc. respondentów (bez zmian
    w stosunku do poprzedniego badania). Nowa Prawica odnotowała 5-proc.
    poparcie (wzrost o 2 pkt proc.); Polska
    Razem Jarosława Gowina - 3-proc.; Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry
    1-proc. (w poprzednim badaniu oba ugrupowania uwzględnione były wraz z
    PiS), także 1 proc. badanych zamierza oddać głos na kandydatów Twojego
    Ruchu (spadek o 1 pkt proc.).
    Pozostali respondenci - 22 proc. - nie mają jeszcze sprecyzowanych
    preferencji wyborczych (spadek o 2 pkt proc.) lub planują zagłosować na
    jakiś inny komitet - 6 proc. (spadek o 4 pkt proc.).

    Zapowiedź wysokiej frekwencji wyborczej?


    Udział w jesiennych wyborach samorządowych zapowiedziało dwie
    trzecie uprawnionych (66 proc.), przy czym prawie połowa (48 proc.)
    badanych zapowiada, że na pewno pójdzie do urn. W głosowaniu nie
    zamierza uczestniczyć 20 proc. respondentów. Co siódmy (14 proc.)
    jeszcze nie wie, czy będzie głosować.

    Deklarowana
    frekwencja utrzymuje się w tym kwartale na niezmienionym poziomie. Jest
    natomiast nieco niższa niż we wrześniu 2010 roku (71 proc.), ale wyższa
    niż w analogicznym okresie poprzedzającym wybory sprzed ośmiu (55 proc.)
    i dwunastu lat (58 proc.).

    W miarę zbliżania się terminu
    wyborów do władz lokalnych rośnie zainteresowanie listopadowym
    głosowaniem - podkreśla CBOS. W najnowszym badaniu deklarowało je dwie
    trzecie Polaków (66 proc.), a więc o 4 punkty procentowe więcej niż w
    czasie dwóch ubiegłych miesięcy. Nieinteresujący się wyborami
    samorządowymi stanowią ponad jedną trzecią badanych (34 proc.).


    Wiedzę na temat kandydatów startujących w wyborach na stanowisko
    wójta, burmistrza lub prezydenta miasta deklaruje ponad dwie piąte
    ankietowanych (41 proc.), w tym co czwarty (24 proc.) słyszał o kilku z
    nich, a niespełna co piąty (17 proc.) - wyłącznie o jednym. 59 proc.
    badanych nie wie, kto będzie kandydował i nie słyszało o żadnych
    kandydatach.

    Sondaż przeprowadzono metodą wywiadów
    bezpośrednich (face-to-face) wspomaganych komputerowo (CAPI) w dniach
    11-17 września 2014 roku na liczącej 946 osób reprezentatywnej próbie
    losowej dorosłych Polaków.




    Na kandydatów PO do sejmików wojewódzkich zamierza głosować 28 proc.
    Polaków, którzy wybierają się do urn wyborczych. PiS może liczyć na
    22-procentowe poparcie. Ale i tak aż 59 proc. badanych przez CBOS
    dorosłych obywateli otwarcie przyznaje, że nie wie, kto będzie się
    ubiegał o stanowisko wójta, burmistrza czy prezydenta miasta.





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    40. premierzyca Czerskiej i okolic

    Kurski i Grochal rozmawiają z Ewą Kopacz
    Premier Kopacz: Jeśli ja nie jestem partnerem dla Jarosława Kaczyńskiego, to co ma mówić sprzedawca czy hydraulik?



    Premier Kopacz: Jeśli ja nie jestem partnerem dla Jarosława Kaczyńskiego, to co ma mówić sprzedawca czy hydraulik?

    - Czy pan Hofman chciał powiedzieć, że prezes będzie rozmawiał tylko z wybrańcami? Że byłby premierem dla wybrańców?



    Dbałość o ludzi to obowiązek każdego polityka. Także prawicowy polityk
    powinien widzieć problemy ludzi, a nie pouczać ich, jak mają żyć, czy
    ich oceniać. Ludzie wiedzą, jak mają żyć. Nie chcą być oceniani, chcą
    być rozumiani. I tak widzę swoją misję - mówi premier Ewa Kopacz


    RENATA GROCHAL, JAROSŁAW KURSKI: Panią Thatcher? Angelą Merkel? Kim będzie Ewa Kopacz?

    EWA KOPACZ: Ewą Kopacz. Taką jak dotąd. Byłam samorządowcem, przewodniczącą sejmowej komisji zdrowia, ministrem, marszałkiem i zawsze pozostawałam sobą. Teraz też tak będzie. Dla ludzi byłam przede wszystkim lekarzem. Może dla polskiej polityki to również będzie dobre.

    Chce pani uleczyć polską politykę?

    - Żeby leczyć, trzeba najpierw postawić diagnozę. Myślę, że będę potrafiła zdiagnozować wszystkie niedostatki.

    Donald Tusk usłyszał od pani: "Donaldzie, od dzisiaj ja tutaj rządzę". Czy to było konieczne?

    - Tak, bo teraz to moja odpowiedzialność. To ja będę rozliczana z tego, co zaplanowałam i co będę realizować. Nie będę przerzucać odpowiedzialności za swoje decyzje na innych.

    To był sygnał dla wszystkich czy tylko dla Tuska?

    - Dla wszystkich. Nie boję się odpowiedzialności, ale chcę robić to, co uważam za słuszne. Przecież mam być premierem dla Polaków, a nie dla moich kolegów z PO czy ministrów. Jeśli więc mam dobrze służyć ludziom, to muszę odczytywać ich oczekiwania, ich potrzeby i znaleźć sposób, żeby rozwiązać ich problemy. Jeśli mam brać odpowiedzialność za decyzje, to muszą one być wyłącznie moje.

    Ponoć Donald Tusk trzy godziny musiał panią namawiać, by została pani premierem. Skąd to wahanie?

    - Byłam od trzech lat marszałkiem Sejmu. Lubiłam to miejsce i - jak sądzę - miałam pewne sukcesy. Np. dziś nie trzeba zmieniać regulaminu, żeby dotrzymywać umów dżentelmeńskich zawieranych na posiedzeniach Prezydium Sejmu i Konwentu Seniorów. Nie trzeba zmieniać regulaminu, by opozycja miała informację bieżącą. Dawniej tak nie było. Największe kluby opozycyjne były blokowane większością w sali plenarnej. Gdy rządził PiS, przez dziewięć miesięcy PO pozbawiona była informacji bieżącej. Ja to zmieniłam.

    Obawiała się pani tej funkcji? Premier jest pod ciągłym ostrzałem, ciągle oceniany.

    - Tego się nie boję. Chciałam dać Donaldowi Tuskowi okazję do namysłu, by wybrał osobę, która w jego odczuciu rzeczywiście najbardziej będzie pasowała do wizji Polski rysowanej przez przez niego przez te lata.

    Jeszcze 14 lat temu była pani pediatrą w Szydłowcu i nie angażowała się w politykę. Dziś jest pani premierem. Są ludzie, którzy całe życie o tym marzą i nigdy premierem nie zostaną. Czy pani sama nie jest zaskoczona ścieżką swojej kariery?

    - Nie sztuka być premierem. Chciałabym być premierem dobrze zapamiętanym. W polityce ambicje nie są niczym złym. To chore ambicje są nieszczęściem. 14 lat w polityce to i dużo, i mało. To 14 lat zbierania doświadczeń, obcowania z osobowościami, od których mogłam się wiele nauczyć.

    W Platformie miałam takich nauczycieli, jak Tusk czy Komorowski. Wcześniej, gdy byłam w Unii Wolności, to byli ludzie wielkich idei, tacy jak Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek. Ci ludzie zostawili mi, jak sądzę, bagaż wartości, które nigdy się nie zdewaluują. Nawet jeśli będę poza polityką.

    Pani słowa z sobotniej konwencji PO, że polityka to służba, to inspiracja Mazowieckim czy Tuskiem?

    - To inspiracja moim zawodem. Lekarz nie zbuduje zaufania do siebie, jeśli nie wykaże, że ludzie mogą liczyć na jego dyskrecję i pomoc. Polityka to jest szczególna służba. Jeśli chce się być dobrym politykiem, trzeba umieć słuchać, mieć szacunek do tych, którzy do nas mówią. I trzeba odłożyć swoje sprawy na bok, bo sprawy tych, którzy przychodzą do nas z problemami, są najważniejsze.

    "Zbyt emocjonalna", "histeryczna" - często się pani spotykała z seksizmem w polityce?

    - Tak, z takimi opiniami - często. Kiedy byłam kandydatką na marszałka Sejmu, to w podobny sposób próbowano mnie dezawuować.

    Nigdy na to nie odpowiadałam, ale w duchu mówiłam sobie: ja wam pokażę, jaka jestem naprawdę. Ci, którzy tak wątpili w to, jakim będę marszałkiem, nie mogli mi zarzucić, że nie znam regulaminu Sejmu i że nie szanuję opozycji. Widzieli, że na konwentach nie dzielę, tylko staram się łączyć. To było dalekie od tego, jak na początku próbowano mnie przedstawiać.

    Czy kobieta musi być twardsza niż mężczyzna, żeby się przebić w polityce?

    - Cenię to, co kobiety robią w życiu, bo one pracują dużo więcej niż mężczyźni. Nawet jeśli są superwykształcone, mają energię i zapał do pracy zawodowej, to muszą jeszcze przyjść do domu i zająć się dzieckiem, domem i utrzymać to wszystko w swoich rękach.

    Ale jest ciągle takie myślenie, że jak się mężczyzna rozpłacze na filmie - to się wzruszył, a gdy płacze kobieta - to histeryczka...

    - Coś w tym jest. Gdy matka bierze zwolnienie na dziecko, to pracodawca myśli, że jest mało obowiązkowa, a przecież praca powinna być dla niej najważniejsza. Ale kiedy ojciec bierze zwolnienie na dziecko, to słychać: jaki to wrażliwy, dobry ojciec.

    Ale nie chcę stawiać muru między kobietami i mężczyznami, bo to nie płeć decyduje o tym, czy ktoś jest w życiu i w pracy solidny i przyzwoity czy nie. Najważniejsze, żeby umieć dawać ludziom coś z siebie, a nie tylko czekać na to, że będziemy czerpać od innych.

    Ja nie uciekłam ze Smoleńska

    To co pani dała Jarosławowi Kaczyńskiemu, że po tylu latach podał rękę Tuskowi?

    - Propozycję, że warto budować, że warto rozmawiać, a nie się kłócić, że warto mieć ciepłe uczucia wobec ludzi. Nawet jeśli jesteśmy przeciwnikami politycznymi, to powinniśmy dla siebie mieć coś, co jest bezcenne - szacunek.

    Wielu próbowało godzić Kaczyńskiego z Tuskiem i zawsze skutek był odwrotny.

    - Mogę to uznać za swój pierwszy sukces.

    Ale na apel o "zdjęcie z Polski klątwy nienawiści" PiS odpowiada, że nie ma pani moralnego prawa być premierem, bo kłamała pani w sprawie Smoleńska.

    - Pytam więc, jakie moralne prawo do wystawiania ocen mają ludzie, którym zabrakło odwagi, by tam pojechać? Którzy uciekali czym prędzej ze Smoleńska do Polski, by tu, już w Warszawie, politycznie grać tą katastrofą? I jeszcze dziś granie Smoleńskiem to uwłaczanie pamięci ofiar.

    Naprawdę nie musiałam tam jechać. Pojechałam do Moskwy z ludzkiej solidarności, z potrzeby dzielenia z ludźmi ich tragedii, bo za chwilę będą rozpoznawać szczątki swoich bliskich. Ktoś, kto nigdy nie widział ofiar katastrofy lotniczej, nie wie, co ci ludzie musieli przeżywać i jak to przeżywali. Wtedy z nimi byłam i nie pozwolę robić mi z tego zarzutu.

    Jak pani to przeżywała?

    - To nie było łatwe. Opowiedziałam to raz w wywiadzie Teresy Torańskiej dla "Wyborczej". Wystarczy. To były długie, długie godziny każdego dnia. Rodziny rozpoznawały swoich bliskich, a ja tam z nimi byłam.

    Czy dlatego znalazła pani w sobie tę siłę, że jest lekarzem?

    - Było mi zdecydowanie łatwiej, bo nie był to dla mnie obcy widok. Wcześniej pracowałam jako biegły lekarz sądowy, jeździłam do wypadków samochodowych, kolejowych i widziałam ludzi w wielu dramatycznych sytuacjach. Ale to, co tam zobaczyłam, i tak mnie zdruzgotało. Dlatego mogę sobie wyobrazić, co przeżywali bliscy ofiar tej katastrofy.

    Polska dla wszystkich

    Naprawdę pani myśli, że w Polsce jest możliwa polityka bez klątwy nienawiści?

    - Zawsze wierzę w to, co mówię. Możemy ładnie się różnić. To trochę jak z małżeństwem, które się rozstaje. Można się rozejść w zgodzie i mieć szacunek dla siebie chociażby dlatego, że są dzieci i wspólnie przeżyte lata. Można też obarczać się winą i obrzucać wyzwiskami. To, co wybieramy, świadczy o naszej klasie.

    Ale poseł Hofman i tak powie, że pani jest o dwa, trzy poziomy niżej niż Kaczyński.

    - Znając Jarosława Kaczyńskiego, wiem, że nigdy by sobie na takie wypowiedzi nie pozwolił. Pan Hofman tym stwierdzeniem postawił pana prezesa w bardzo trudnej sytuacji. Jeszcze niedawno byłam marszałkiem Sejmu, czyli drugą osobą w państwie. Jeśli ja nie jestem partnerem dla Jarosława Kaczyńskiego, to co może powiedzieć np. hydraulik, sprzedawca? Dla nich rozmowa z panem prezesem jest nieosiągalna, ich dzielą lata świetlne!

    Czy pan Hofman chciał powiedzieć, że prezes będzie rozmawiał tylko z wybrańcami? I że gdyby został premierem, to będzie premierem dla wybrańców? To źle rokuje Polsce. Bo Polska jest dla tych, którzy nie mają wykształcenia i może mówią niezbyt wyszukanym językiem, jak również dla tych, którzy mają tytuły naukowe. Bo to jedna Polska, dla wszystkich.

    Najnowszy sondaż CBOS daje PO 6 pkt proc. przewagi nad PiS w wyborach do sejmików. Jaki pani obstawia wynik wyborów samorządowych?

    - Obstawiam, że będę ciężko pracować.

    Na sobotniej konwencji samorządowej mówiła pani, że Platforma oddaliła się od ludzi. Jak pani zmieni tę partię władzy?

    - Chciałabym, żeby przez sześć tygodni, które zostały do wyborów, nasi kandydaci zeszli z plakatów i billboardów i poszli do ludzi, do wyborców. Zapukali do drzwi i patrząc ludziom w oczy, powiedzieli, dlaczego warto na nich głosować. Po to, by po czteroletniej kadencji, jeśli ich wybiorą, wrócić i powiedzieć: zrobiłem to, co obiecałem.

    Oprócz tych wielkich ustaw Polacy potrzebują wsparcia czy pomocy. Ktoś będzie miał żal, że źle potraktowano go w urzędzie, ktoś inny, że nie dostał miejsca w żłobku czy przedszkolu, uważał, że polityka społeczna w jego mieście jest źle prowadzona. Słuchajmy ludzi i uczciwie im powiedzmy, że nie wszystko da się rozwiązać, ale jeśli będziemy się starać, ludzie to docenią.

    Idę środkiem drogi

    Czy to prawda, że o nominacji dla Igora Ostachowicza do Orlenu dowiedziała się pani z mediów?

    - Szybko zareagowałam w tej sprawie i pan Ostachowicz szybko złożył rezygnację. I to tyle, co mam do powiedzenia na ten temat.

    Jak systemowo rozwiązać problem kolesiostwa w spółkach? Wróci pani do pomysłu komitetu nominacyjnego?

    - Nie możemy zapominać o jednej rzeczy. Wysokość zarobków w spółkach musi być powiązana z odpowiedzialnością za to, co się w nich dzieje. Jeśli spółka ma sukcesy, to nie oburzajmy się na to, że ludzie w jej zarządzie dobrze zarabiają. Ale nie można dostawać premii i wysokiego wynagrodzenia niezależnie od tego, co się dzieje w firmie. Tylko dlatego, że to zostało zapisane w kontrakcie.

    Upadające kopalnie wypłacają wielkie wynagrodzenia prezesom...

    - I to wtedy, kiedy pracownicy nie dostają pensji. Dla mnie najważniejsze będzie właśnie powiązanie wysokości wynagrodzeń w spółkach z wynikami tych firm.

    Czy spróbuje pani ukrócić obsadzanie spółek z partyjnego klucza?

    - Poprosiłam ministra skarbu o szczegółowy przegląd wszystkich zarządów i zarobków w spółkach z udziałem skarbu państwa. Na tej podstawie będę podejmować decyzje.

    Nie była pani zła, że Tusk zostawił pani tę minę w postaci Ostachowicza w Orlenie?

    - Wtedy z jednej strony mieliśmy górników, którym od kilku miesięcy nie wypłacano pensji, a zarząd kopalni nie oszczędzał na swych apanażach, a z drugiej - nominację w Orlenie. To tylko podkreślało, jak bardzo nieetyczna była to decyzja.

    Tusk mówił ostatnio, że czuje się socjaldemokratą. A Ewa Kopacz kim się czuje?

    - Pamiętam, gdy PO jeszcze nie rządziła, Jan Rokita mówił, że jedynym socjalistą w Platformie jest Ewa Kopacz. To było trochę złośliwe, bo zawsze się biłam o ludzi. Mówiłam: panowie, wy planujecie, a tu jest sprawa do załatwienia, bo ludzie z miejscowości X mają z czymś problem i może byśmy się tym zajęli. Uważam, że dbałość o ludzi to obowiązek każdego polityka. Także prawicowy polityk powinien widzieć problemy ludzi, a nie pouczać ich, jak mają żyć, czy ich oceniać. Ludzie wiedzą, jak mają żyć. Nie chcą być oceniani, chcą być rozumiani. I tak widzę swoją misję.

    Pani zawsze była na lewym skrzydle PO?

    - Idę środkiem drogi i chciałabym, żeby moja partia szła środkiem, nie spuszczając z oczu tych, którzy są bardziej konserwatywni, ani tych, którzy są bardziej lewicowych poglądów.

    Czy w tej kadencji Sejmu zostanie uchwalona ustawa o in vitro?

    - Pamiętam burzę, jaką wywołałam, gdy będąc ministrem zdrowia, powiedziałam, że państwo powinno refundować in vitro. Miałam kontakt z rodzicami, którzy przez lata walczyli z niepłodnością, ale nie stać ich było na in vitro, bo te zabiegi wykonywano tylko w prywatnych klinikach. Dziś dzięki rządowemu programowi in vitro urodziło się w Polsce już ponad 500 dzieci.

    Ale te dzieci "mają rozszczepioną wargę" albo "bruzdę dotykową".

    - To totalna bzdura. Nie chciałabym słuchać takich rzeczy. Te dzieci są nasze, są kochane przez rodziców, wyczekane. Znam wierzących rodziców, którzy poddali się in vitro, bo tak bardzo pragnęli dziecka. I teraz te dzieci chodzą do kościoła, przystępują do komunii.

    Ustawa o in vitro będzie jeszcze w tej kadencji Sejmu. Jest konieczna, by Polacy mieli pewność, że procedury in vitro są zgodne z kanonami sztuki medycznej i są bezpieczne. To jest wybór, a nie przymus. Państwo stwarza warunki do walki z niepłodnością, daje pieniądze, a każdy w swym sumieniu rozważa, czy chce z tego skorzystać.

    Czy będzie ustawa o związkach partnerskich?

    - Tych ustaw mieliśmy kilka, ale regulacji nie udało się uchwalić. Państwo powinno dać ludziom ramy do funkcjonowania. Także osobom, które chcą żyć w związkach partnerskich, i chciałabym, żebyśmy dali szansę na dyskusję w tej sprawie. Ale to Sejm zdecyduje, czy taka ustawa będzie czy nie.

    Lubię Kempę, ale ręce opadają

    To nie był przypadek, że sprawy związków partnerskich czy Funduszu Kościelnego pani w exposé przemilczała?

    - To prawda, to nie był przypadek. W exposé pojawiły się sprawy, którymi będę się zajmować w pierwszej kolejności. Chcę konkretnej roboty, nie chcę kłótni, oskarżeń o to, kto jest gorszy albo podlega ekskomunice. Chcę ten rok, który pozostał do zakończenia kadencji, maksymalnie wykorzystać, by ten parlament się sprawdził, żeby zadbał o to, by dzieci miały miejsce w przedszkolu, a osoby starsze - w domach dziennego pobytu.

    Pani też grożono ekskomuniką, gdy jako minister zdrowia pomogła pani 14-latce usunąć ciążę, do czego miała prawo. Czy Kościół nie za bardzo ingeruje dziś w politykę?

    - Jestem wierząca, więc odbieram to w szczególny sposób. Polski Kościół to również ludzie, którzy nie narzucają innym własnej woli. Nie chcę walczyć z Kościołem, ale też nie podobają mi się ludzie, którzy stygmatyzują Polaków, mówiąc: "Nie jesteś dobrym katolikiem". Nie chcę, żeby tak było w Polsce.

    A kiedy Kościół i posłanka Kempa straszą gender i opowieściami, że chłopcy w przedszkolach są przerabiani na dziewczynki, to co premier polskiego rządu myśli?

    - Ręce mi opadają, choć prywatnie bardzo panią Kempę lubię. Gdy mówię, że chcę iść środkiem drogi, to mam na myśli, że wszystkie radykalizmy - lewicowe i prawicowe - są niebezpieczne.

    Siedem lat temu Tusk obiecał w exposé liberalne reformy - zmiany w KRUS, emeryturach górniczych. Pani się z tego wycofuje?

    - Ja bym chciała wiele rzeczy zrobić, ale kalendarz jest nieubłagany. Ten rok to nie będzie trwanie, tylko ciężka robota. A jeśli Polacy za rok dadzą mi mandat na kolejne lata, to oferta będzie szersza.

    Ale górnikom pani powiedziała, że musi być restrukturyzacja. Nie wystraszy się pani kilofów przed kancelarią premiera?

    - Nie wystraszę się - i górnicy też to wiedzą. Dla nich ważne są miejsca pracy, a dla reszty Polaków cena węgla, bo opalają nim swoje domy. A my jesteśmy w jednej Polsce, dlatego mówię dziś do górników: nie zostawimy was bez pracy i mieszkań, ale ustępstwa muszą być po obu stronach: górnictwo tak, ale zrestrukturyzowane.

    Sikorski? Był jak balsam na rany: spokojny, wyważony

    Czy w sprawie euro pani rząd nie jest zbyt ostrożny?

    - Strefa euro w ostatnim czasie przeszła kryzys. Musimy mieć pewność, że strefa euro jest bezpieczna, a nasza gospodarka jest na tyle silna, że nasi obywatele na tym nie stracą. To nie nadmierna ostrożność. To odpowiedzialność.

    Ale euro to nie jest dziś tylko sprawa ekonomiczna. To kwestia bezpieczeństwa. Jeśli będziemy w strefie euro, to będziemy lepiej chronieni, będziemy w samym jądrze UE, a tak pozostaniemy na peryferiach.

    - Nie jesteśmy dziś członkiem strefy euro, a staliśmy się liderem krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jesteśmy pomysłodawcą unii energetycznej. Jeśli mówimy o bezpieczeństwie, to ja mam na to jedną odpowiedź: będziemy bezpieczni, jeśli będziemy mieli odpowiednie sojusze i nie będziemy w pojedynkę machać szabelką.

    Będziemy wiedzieli, że jeśli pomagamy w budowaniu demokracji na Ukrainie, to nie jesteśmy w tym osamotnieni. Bo Europa chce demokracji na Ukrainie. Powiem więcej, Europa chce demokracji w Rosji. Europa dzisiaj mówi: spokój może zapewnić tylko poszanowanie praw człowieka i pokojowe rozwiązywanie problemów a nie ustawianie wojsk na granicy. Europa i USA mówią jasno: nie dla przemocy i pozbawiania suwerenności jakiegokolwiek kraju, nie tylko Ukrainy. Dlatego dobre sojusze z UE i NATO, wyważona polityka i budowanie mocnej pozycji Polski w Europie, są gwarancją naszego bezpieczeństwa.

    A jak chciałaby pani przekonać Polaków, którzy są dziś w większości przeciwni przyjęciu euro, że na tym nie stracą?

    - Oni się sami przekonają, kiedy będą widzieli, że polska gospodarka jest silna, że nasze finanse są stabilne. Gdy poprawi się byt każdego Polaka, to opór wobec euro osłabnie. Naszym zadaniem jest uczciwe informowanie o stanie gospodarki.

    Czy zapowiedź pragmatycznej polityki wobec Ukrainy z pani expose oznacza, że Polska się wycofuje z mobilizowania Europy i Zachodu w sprawie Ukrainy?

    - Nie, my to robimy i będziemy robić. Pomagamy w tych obszarach, w których możemy: w reformach samorządowej i gospodarki. Ale moim obowiązkiem jest dać Polakom poczucie, że władza przede wszystkim będzie bronić ich interesów.

    Mówiła pani na Politechnice Warszawskiej, że gdy kobieta widzi napastnika z nożem, to biegnie do domu chronić dzieci, a mężczyzna rzuca się do walki? To zabrzmiało, jakby: nasza chata skraja.

    - Dokładnie odwrotnie. Można szarżować i składać puste obietnice. Jeśli pomagamy, to nie tylko duchowo, ale realnie i w ramach całej Unii, a nie w pojedynkę.

    Wypowiedzią na Politechnice chciałam pokazać, że polski rząd będzie taką matką, która zadba o interesy polskich dzieci, polskich rodzin, a z drugiej strony będzie realnie oceniać to, co możemy w sprawie Ukrainy zrobić.

    Dlaczego nie chciała pani Radosława Sikorskiego w swoim rządzie?

    - Minister Sikorski awansował, jest drugą osobą w państwie. Był najdłużej urzędującym ministrem w III RP, świetnie się sprawdzi w Sejmie.

    Z jednej strony deklaruje pani zdjęcie z polskiej polityki klątwy nienawiści, a z drugiej wystawia pani PiS na tortury oglądania Sikorskiego jako marszałka.

    - Ale widzieliście Sikorskiego, jak się stara. Był jak balsam na rany: spokojny, wyważony. Zadeklarował współpracę z opozycją. Ja mu wierzę.

    Nie bała się pani wziąć do rządu Grzegorza Schetynę, który zapowiedział, że chce walczyć z panią o przywództwo?

    - Nie jestem strachliwa. Grzegorz Schetyna wpisywał się w moją koncepcję rządu, dlatego dostał to stanowisko. To był dobry wybór. On was jeszcze zaskoczy.

    Żadnej pracy się nie boję

    Człowiek Tuska - Paweł Graś, zdaje się, chce jechać do Brukseli. Czy będzie nadal sekretarzem generalnym PO?

    - Jeśli Paweł Graś pojedzie z Donaldem Tuskiem do Brukseli, to będzie mu trudno pełnić funkcję sekretarza generalnego. Decyzji jeszcze nie podjął.

    Czy Jacek Rostowski i Michał Kamiński znajdą się w pani zapleczu?

    - Jacek Rostowski będzie szefem grupy doradców. To człowiek kompetentny, który planuje w perspektywie dłuższej niż miesiąc, potrafi pokazywać skutki decyzji, skupia wokół siebie ludzi merytorycznych. Będzie wartością w mojej kancelarii.

    A Kamiński?

    - Z Michałem Kamińskim lubię rozmawiać, a także czasem się spierać. Może przyjdzie czas, kiedy powiem: chciałabym z Kamińskim pracować...

    Czyli będzie drugim Ostachowiczem w pani kancelarii?

    - Mój rząd będzie rządem ciężkiej pracy, a nie PR-u. Zobaczymy.

    A co panią zaskoczyło na tym stanowisku?

    - Pracowałam już w rządzie. Wiem, że to ciężka robota. Ale w moim przypadku to jest dobrodziejstwo. Jestem pracoholikiem, naprawdę lubię pracować. Każdy dzień przynosi problemy, które trzeba rozwiązywać, przy mojej decyzyjności i upodobaniu do pracy może się okazać, że to będzie dla mnie dodatkowa siła napędowa.

    Władza jest afrodyzjakiem, przynajmniej dla mężczyzn. A jak to jest w przypadku kobiety?

    - Władza? Na mnie nie działa. Kobiety tutaj zasadniczo różnią się od mężczyzn. Jest zadanie do wykonania, no to do roboty.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    41. Rosja zapłaciła wysoką cenę



    Rosja zapłaciła wysoką cenę za Ukrainę: fiasko Unii Euroazjatyckiej
    Wydarzenia ostatnich miesięcy przesunęły Ukrainę w stronę Zachodu - uważa prezes zarządu Fundacji Batorego, Aleksander Smolar. Aleksander Smolar podkreślił, że Rosja destabilizuje teraz wschodnią i południową Ukrainę, ale jest to małą rekompensatą za fiasko projektu unii euroazjatyckiej.

    Gość Jedynki uznał za sprawę drugorzędną to, czy Polska będzie uczestniczyć w negocjacjach
    o konflikcie na Ukrainie.
    Przypomniał, że nasz kraj odgrywał ważną rolę
    w początkowym okresie konfliktu, gdy wyznaczał kierunki polityki
    Zachodu. Sytuacja zmieniła się po rozpoczęciu rosyjskiej interwencji na
    Ukrainie. Zachód uznał ją bowiem za porażkę polskiej polityki, a nasz
    kraj stał się niewygodny dla uczestników negocjacji: Rosji, Ukrainy,
    Niemiec i Francji.

    Jak zauważył Aleksander Smolar, że
    dramatem Ukrainy jest to, że w tym samym czasie narasta zagrożenie ze
    strony Państwa Islamskiego, które jest odbierane przez Zachód jako dużo
    poważniejsze. Stanom Zjednoczonym i Rosji łatwiej się porozumieć w
    sprawie zagrożenia terroryzmem muzułmańskim niż w sprawie Ukrainy. Rosja też czuje się bowiem zagrożona przez muzułmańskich ekstremistów.

    Mówiąc
    o wczorajszym marszu zwolenników UPA w Kijowie, Aleksander Smolar
    przyznał, że polskie skojarzenia z Ukraińską Powstańczą Armią są jak
    najgorsze. Jednak dla Ukraińców jest ona symbolem walki ze Związkiem
    Sowieckim. Zdaniem gościa Jedynki, nie ma w tym zagrożenia dla Polski,
    gdyż nacjonalistyczna partia Swoboda jest na Ukrainie ugrupowaniem
    marginalnym.



    Smolar o Putinie: To furiat, chciał topić ludzi i wieszać za jaja

    Nie
    należy traktować poważnie wszystkiego, co mówi ten furiat - powiedział
    Aleksander Smolar w Radiu ZET, komentując wypowiedź Władimira Putina na
    temat możliwości dokonania rozbioru Ukrainy. Smolar przypomniał dwie wypowiedzi Władimira Putina. - W związku z wojną w Czeczenii powiedział,
    że on ich "wszystkich w sedesie utopi". To jest poziom tego faceta.
    Znów, posłużę się wulgaryzmem, ale to są słowa przytoczone przez prezydenta Sarkozy’ego, w rozmowie z którym Putin powiedział, że prezydenta Gruzji, Micheila Saakaszwilego "za jaja powiesi". Wiadomo, że podobne rzeczy on mówił prezydentowi Obamie i w Bukareszcie
    - mówił politolog.

    Nie
    należy poważnie traktować wszystkiego, co mówi ten furiat. Tam widać
    momenty furii, braku kontroli i koszarowe wyobrażenie męskości –
    podsumował.

    Aleksander Smolar w audycji "Gość Radia ZET" podkreślił, że Grzegorz Schetyna i Radosław Sikorski nie mówili, że Putin nie wypowiedział słów o rozbiorze Ukrainy, ale że nie było spotkania Donalda Tuska z prezydentem Rosji w Moskwie w 2008 roku. -
    Z tego można wnioskować, że takie słowa padły, tylko że to było w
    czasie innego spotkania, przy innej okazji. Merytorycznie to niewiele
    zmienia
    – ocenił politolog.

    CZYTAJ TAKŻE: Radosław Sikorski zlekceważył pytania dziennikarzy, wyszedł z Sejmu bez słowa>>>

    Smolar dodał, że podstawową kwestią jest ustalenie "dlaczego Sikorski to powiedział”. - Oczywiście
    można zwalać na jego temperament i zdarzały mu się wpadki, ale to jest
    bardzo poważna sprawa, która dotyczy rdzenia jego kompetencji. On stał
    się wybitnym europejskim politykiem w zakresie stosunków
    międzynarodowych
    - mówił gość Moniki Olejnik.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    42. 20:36 "Układ sił jest taki,


    "Układ sił jest taki, że daje większe nadzieje na reformy"

    - Ogólnie te dwie partie mają za mało w stosunku do
    tego, co jest potrzebne, by rzeczywiście realizować w pełni
    konsekwentny...
    czytaj dalej »

    Ogólnie te dwie partie
    mają za mało w stosunku do tego, co jest potrzebne, by rzeczywiście
    realizować w pełni konsekwentny projekt. Być może będą musieli dobrać
    jeszcze Batkiwszczyne. Natomiast układ sił jest taki, że daje to większe
    nadzieje na reformy - ocenił w "Faktach po Faktach" Aleksander Smolar
    komentując wyniki z Narodowego Exit-poll wyborów parlamentarnych na
    Ukrainie.


    Blok Poroszenki dostał mniej, niż oczekiwano. Natomiast Front Ludowy
    premiera Jaceniuka dostał znacznie więcej, niż się spodziewano -
    powiedział, komentując te wyniki Aleksander Smolar.

    Komentując
    wstępny rezultat partii byłej premier (Batkiwszczyna zdobyła 5,6 proc.
    poparcia) powiedział, że "zważywszy jej ambicje i jej wpływy do niedawna
    widać, że Jaceniuk przejął całą tę publiczność". - W partii Jaceniuka,
    jeżeli chodzi o układ wewnętrzny, praktycznie są wszyscy przywódcy
    Majdanu. Czyli elementy bardziej radykalne za reformami - zwrócił uwagę
    Smolar.
    Pytany o to, czy partie jak Radykalna Partia Ołeha Laszki i
    nacjonalistyczna Swoboda mogą być dobrym koalicjantem, powiedział, że to
    się dopiero okaże w parlamencie. - We wszystkich tych partiach są
    ludzie z Majdanu. Krążyły plotki, więcej niż plotki, że ludzie z Majdanu
    wyjdą z innych partii i utworzą swój blok po wyborach. To może zmienić
    cały układ polityczny - powiedział Smolar.Czy reprezentanci największych partii będą w stanie ze sobą w harmonii
    funkcjonować? - Tego nie wiemy. Nie wiemy jak silne są motywacje, które
    ta wojna wzbudziła. Przecież problem z Ukrainą był taki, m.in., że nie
    mieli tych czynników integracyjnych, które istniały w Polsce - zwrócił
    uwagę Smolar.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    43. Kopacz ma przewagę nad

    Kopacz ma przewagę nad Kaczyńskim. PO wygra z PiS. "Frajerzy" nie zaszkodzą PSL-owi

    W samorządach trudno jest się przebić ludziom z chęcią i pomysłem.
    Potwierdza to 70-procentowy poziom reelekcji wójtów, burmistrzów i
    prezydentów - mówi Jacek Kucharczyk, szef Instytutu Spraw Publicznych.

    Prezydent Bronisław Komorowski z żoną i pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Małgorzata Fuszara (w środku) 16 października 2014 r. spotkali się w Pałacu Prezydenckim z kandydatkami w wyborach samorządowych. Wśród prezydentów, burmistrzów i wójtów tylko 9 proc. to kobiety
    Bronisław Komorowski z żoną i pełnomocniczka rządu ds. równego
    traktowania Małgorzata Fuszara (w środku) 16 października 2014 r.
    spotkali się w Pałacu Prezydenckim z kandydatkami w wyborach
    samorządowych. 




    Kampania Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO) ma zachęcić Polaków do rozliczenia polityków z obietnic wyborczych. W spocie Julia Kamińska jest oblewana wodą: w szkole, w pracy i podczas codziennych czynności.

    "Kiedy przystało ci przeszkadzać, że cię olewają? Przecież leją na ciebie w pracy, w szkole, kiedy pijesz kawę, a nawet, jak śnisz o lepszym życiu" – pyta Kamińska.

    Spot kończy się apelem aktorki: "Dość tego olewania! Wejdź na stronę ObywateleDecyduja.pl i rozlicz polityków ze wszystkich obietnic wyborczych. To jedyna szansa, by zaczęli się znowu z nami wyborcami liczyć".

    Ani Telewizja Polska, ani Polskie Radio nie chcą spotu wyemitować. Instytut Spraw Obywatelskich umieścił na swojej stronie uzasadnienie odmowy, które otrzymał od Polskiego Radia. Jest w nim napisane, że "powodem decyzji był estetyczny wyraz spotu, w którym użyto wulgaryzujących środków wyrazu, co powodowało jego obsceniczny charakter".
    Tymczasem szef INSPRO Rafał Górski wyjaśnia, że użyli dosadnego języka, ale raczej ze sfery slangu niż wulgaryzmów czy pornografii. "Wszystko po to, by zachęcić obywateli do aktywności społecznej, by przypomnieć im, że nie wystarczy sam udział w wyborach, że polityków można jeszcze inaczej kontrolować" – mówi.

    http://film.onet.pl/wiadomosci/kontrowersje-wokol-spotu-z-julia-kaminska...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    44. Janusz Czapiński: Poza

    Janusz Czapiński: Poza miastami wciąż mamy obywatelski marazm

    A zauważył Pan, że coraz więcej do powiedzenia mają samorządowcy
    bezpartyjni?
    Wie pani, coraz więcej tych, którzy garną się do władzy na różnych
    szczeblach, zdaje sobie sprawę z tego, że polityk, jeśli chodzi o
    prestiż społeczny, stoi poniżej śmieciarza. Absolutnie na ostatnim
    miejscu. W związku tym to naturalny odruch: odczepić się od
    jakichkolwiek barw politycznych, które zaistniały zwłaszcza na scenie
    centralnej, bo one ogromnej grupie ludzi po prostu źle się kojarzą. Ale
    to taki farbowany lis moim zdaniem. W większości przypadków nawet jeśli
    powstaje jakiś komitet, który robi odniesienia do treści i tradycji
    lokalnych i sugeruje, że nie ma nic wspólnego z podziałem partyjnym,
    kłamie. Bo ci ludzie są jakoś podczepieni pod struktury partyjne. Tylko
    właśnie, aby zwiększyć swoje szanse wyborcze, mydlą oczy i mówią: "My
    tylko dbamy o interes lokalny. Nas w ogóle nie interesuje, co robi
    Jarosław Kaczyński czy pani Kopacz, Miller, czy ktokolwiek inny".

    Z tego by wynikało, że Polacy mają dość polityki centralnej i w ogóle
    polityków.
    Można zaryzykować stwierdzenie, że mają dość prawie od zawsze, a
    przynajmniej od drugich wyborów parlamentarnych. Oczywiście, zaufanie do
    centralnej sceny politycznej jest żenująco niskie w Polsce, one jest w
    całej Unii Europejskiej dość niskie, ale myśmy przebili wszystkie inne
    kraje pod tym względem.

    Ale z badań, także z Pana Diagnozy Społecznej wynika, że jesteśmy coraz
    bardziej szczęśliwi.
    No tak, bo nie widzimy zbyt wielu powiązań między decyzjami polityków, a
    tym, w jaką stronę rozwija się nasze życie. Czujemy się autorami tego,
    co w życiu mamy, i nawet jeśli politycy rzucają nam kłody pod nogi, to
    mamy wystarczająco dużo energii, bo Polacy są energetyczni, żeby
    wymyślić skuteczne sposoby obchodzenia tych kłód. I bardzo często
    zwyczajnie nam się to udaje, robimy swoje. Innymi słowy nie widzimy
    specjalnych zasług polityków w tym, czy nam się z roku na rok wiedzie
    coraz lepiej czy nie.

    Pokusiłby się Pan o obstawienie wyniku tych wyborów samorządowych?
    Tak naprawdę można obstawiać jedynie w wyborach do organów
    jednoosobowych, na których stanowiska kandydaci są już jakoś tam
    namaszczeni partyjnie. No i w wyborach do sejmików wojewódzkich, bo tam
    rzeczywiście będzie rozstrzygnięcie wagi politycznej. Sądzę, że jeszcze
    raz wygra Platforma.

    (..)

    Panie profesorze, ale nawiązując jeszcze do pana wypowiedzi
    dotyczącej Donalda Tuska. Myśli Pan rzeczywiście, że jego odejście z
    polskiej polityki pomoże Platformie?
    Efekt w odbiorze społecznym był pozytywny, co zdecydowało o odbiciu
    sondażowym Platformy. Natomiast, jak długo-trwały będzie to efekt,
    odpowiedzi na to pytanie wciąż nie znamy. Ponieważ odświeżenie wizerunku
    partii to jedna sprawa, a skuteczność dziczy politycznej na co dzień -
    to zupełnie inna historia. Jest pytanie, czy pani Kopacz z innymi
    osobami, które będą jej pomagać, udźwignie ten ciężar odpowiedzialności,
    który dźwigał, całkiem spokojnie, Donald Tusk.

    A udźwignie?
    No właśnie nie wiem, czy udźwignie. Zobaczymy. Zobaczymy to, kiedy
    uruchomiona zostanie kampania wyborów do parlamentu, czyli już niedługo.
    Na początku przyszłego roku najprawdopodobniej się o tym przekonamy, bo
    Jarosław Kaczyński nie będzie zasypiał gruszek w popiele, będzie
    próbował odbić się jednak z tego narożnika, w który został wepchnięty. I
    zacznie atakować. Pytanie, czy odpór będzie równie skuteczny jak odpór
    Donalda Tuska. Bo to będzie znowu główny, niestety, front walki na
    polskiej scenie politycznej.
    (..)

    Jaki jest problem lewicy w Polsce: to problem lidera, skojarzeń z
    Peerelem?
    Moim zdaniem obciążeniem dla SLD jest szef Sojuszu.

    Wspomniał Pan przed chwilą o prezydencie Bronisławie Komorowskim, na
    czym polega jego fenomen, jak Pan myśli?
    Fenomen prezydenta Komorowskiego polega na tym, że nikomu nie nacisnął
    na odciski w tej kadencji. Na tym, że ma dobrych doradców, którzy
    chronią go przed różnego rodzaju rafami. Ma pozycję, która nie jest
    tylko fotelem pod żyrandolem, ale jego władztwo, które zmieniałoby życie
    Polaków jest dużo mniejsze niż rządu. Więc nie naraził się żadnym dużym
    grupom społecznym, nie zrobiłby niczego, co by go kompromitowało,
    potrafi się zachować w bardzo wielu trudnych sytuacjach, ładnie mówi -
    więc nic dziwnego że nikt mu do pięt nie dorasta w tych wyborach.

    Pan też jest zwolennikiem tej tezy, że Donald Tusk wróci i będzie chciał
    w 2020 roku wystartować w wyborach prezydenckich?
    Moim zdaniem niewątpliwe ma takie plany, ale czy rzeczywiście
    wystartuje, to będzie zależało od tego, jaki będzie w Polsce odbiór jego
    wizerunku jako prezydenta Unii Europejskiej. Może rzeczywiście odnieść
    spory sukces, nadać temu stanowisku realny wymiar polityczny, ale może
    też ponieść klęskę. Jest Polakiem, czyli przedstawicielem kraju dość
    mało znaczącego w tych europejskich rozdaniach politycznych. Nie wiem,
    na co mu pozwolą inni, wielcy mocarze tej części świata.

    Pan idzie na wybory samorządowe?
    Tak, idę.

    I ma Pan swoje typy?
    Nie kojarzę żadnego z kandydatów do rady mojej gminy. Pójdę, żeby
    zagłosować na burmistrza.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    45. Komentarz Jarosława

    Po siedmiu latach nieprzerwanych rządów Platformy Obywatelskiej może to i zrozumiałe, ale wielce niepokojące.
    Gdyby przyjąć, że wyniki wczorajszych wyborów do sejmików wojewódzkich są prefiguracją przyszłorocznych wyborów parlamentarnych,
    to społeczeństwo wysłało partii rządzącej poważne ostrzeżenie. Po
    siedmiu latach nieprzerwanych rządów może to i zrozumiałe, ale wielce
    niepokojące.

    To zwycięstwo było PiS bardzo potrzebne.
    Kolejna przegrana byłaby przekreśleniem przywództwa Jarosława
    Kaczyńskiego, bez którego partia ta nie może się obyć. Niewątpliwie
    przełamanie złej passy wyzwoli teraz w PiS nową dynamikę. Jest jednak
    mało prawdopodobne, by w którymś z wielkich miast Prawo i Sprawiedliwość mogło odnieść zwycięstwo. Nie zanosi się na to nawet w Katowicach czy Krakowie, a już z całą pewnością nie w Warszawie, Gdańsku czy Wrocławiu. PiS będzie zapewne rządził w kilku sejmikach, ale prezydenci będą albo niezależni, albo z PO.


    PSL tradycyjnie już w wyborach lokalnych pokazał, że cieszy się
    stabilnymi i ugruntowanymi wpływami na polskiej prowincji. Druzgocący
    natomiast jest wynik SLD, a szerzej - całej polskiej lewicy, która nie
    jest w stanie wydobyć się z głębokiego kryzysu.

    Szkoda,
    że w tym roku frekwencja wyborcza jest niższa od tej sprzed czterech lat
    i załamała wznoszący się nieustannie od 1994 r. wykres wyborczej
    partycypacji.





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    46. „Główną rolę do odegrania po wyborach ma prezydent”

    fot. YouTube

    fot. YouTube

    Ze względu na podważenie zaufania do PKW i możliwość uznania przez opinię publiczną wyborów za mało wiarygodne, główną rolę do odegrania ma teraz prezydent

    —uważa szef Fundacji Batorego Aleksander Smolar.
    Jego zdaniem wszystko zależy od szybkich działań Bronisława Komorowskiego.

    W sobotę późnym wieczorem Państwowa Komisja Wyborcza podała ile
    mandatów w sejmikach wojewódzkich zdobyły poszczególne komitety. PO w skali kraju uzyskała ich 179, wygrała w ośmiu województwach. PiS zdobyło 171 mandatów, wygrało w sześciu sejmikach; w dwóch zwyciężyło PSL, które w całym kraju zdobyło 157 mandatów. PKW podała również odsetek głosów, które uzyskały cztery największe komitety: PiS - 26,85 proc., PO 26,36 proc., PSL 23,68 proc., a SLD-Lewica Razem - 8,78 proc. głosów.

    To jest ogromny sukces PSL i poważny, choć relatywny, sukces PO - przewidywania exit poll wskazywały na ich klęskę, co zostało uznane przez polityków PO (…). Podobnie relatywne jest niepowodzenie PiS, bowiem z bezwzględnych danych wynika, że wygrali liczbą głosów, ale w stosunku do pobudzonych oczekiwań pierwszymi wynikami exit poll - ten wynik to praktycznie katastrofa

    —powiedział PAP w niedzielę Smolar.

    Jego zdaniem wyniki wyborów:

    W istotny sposób destabilizują atmosferę polityczną w kraju.
    Mówiąc to absolutnie nie kwestionuję tych wyników, uznaję je za
    prawdziwe. Problem polega tylko na tym, że (…) mieliśmy dwa różne
    wyniki i dwie różne percepcje wyborów

    — zauważył.

    Politolog zwrócił uwagę, że pierwsze wstępne wyniki powyborcze - choć były to tylko sondaże exit poll –

    przez wszystkich, łącznie z politykami, były uznane w istocie za
    wyniki wyborów. To dotyczy  nie tylko triumfującego Jarosława
    Kaczyńskiego, który przedtem nie wierzył w sukces, więc dla nich to była
    niezwykle miła niespodzianka. Uznała je również PO, a także PSL - bo mieli bardzo dobry wynik, choć ostateczny wynik okazał się jeszcze lepszy niż przewidywania

    —zauważył.

    Teraz te prawdziwe wyniki są szokujące dla tych, którzy czuli
    się przez tydzień zwycięzcami. Stąd to uczucie klęski, nieuzasadnione
    dlatego, że PiS zajął jednak - jeżeli chodzi o głosy – pierwsze miejsce procentowo.
    Można powiedzieć oczywiście, że to tylko przewaga o pół procenta nad PO, ale z drugiej strony, to
    może być dobra zapowiedź, jeżeli chodzi o przyszłoroczne wybory
    parlamentarne. To nie jest oczywiście zapowiedź pewnego sukcesu, ale
    może to być zapowiedź szansy sukcesu

    —powiedział Smolar.

    Jego zdaniem, paradoksalnie, gdyby nie wyniki exit poll, PiS miałby teraz wszelkie powody do zadowolenia.

    Ale jest oczywiście wręcz przeciwnie. To, co zostało ostatecznie ogłoszone powoduje, że PiS będzie teraz kwestionowało zasady demokracji,
    wyniki wyborów i równocześnie ma poważny problem ze swoimi wyborcami i
    partią, w której pogłębią się pewne elementy demoralizacji

    —ocenił.

    Odwrotnie jest z PO, która zaszokowana przed tygodniem oczekiwała przegranej, choć szybko zaczęto dowodzić, że razem z PSL utrzymają kontrolę nad prawie wszystkimi sejmikami. Teraz mają wszelkie powody do poczucia triumfu

    —tłumaczył.

    Smolar zwrócił jednak uwagę na „poważne niebezpieczeństwo” uznania przez opinię publiczną wyborów za mało wiarygodne.

    Dochodzi do tego podważenie zaufania do ważnej instytucji jaką jest PKW plus agresywna polityka kwestionowania wyników przez PiS i prawdopodobnie również, co zaczął już robić Miller, przez SLD. Choć reakcja na mezalians Millera z Kaczyńskim była bardzo ostra i nie jest pewne, że teraz na to pójdą

    —powiedział Smolar.

    Nawet ci, którzy mają powody, żeby wyrażać zadowolenie z wyników
    wyborów, mogą równocześnie czuć niepokój, jeśli chodzi o stabilność
    naszej sytuacji politycznej. W ustabilizowaniu sytuacji politycznej
    główną rolę do odegrania ma obecnie prezydent (…). Wszystko zależy od
    szybkich działań prezydenta, który dysponuje poważnym kapitałem zaufania społecznego

    —podsumował Smolar



    Program wyborczy PO: Następny Krok. Razem 




    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    47. Po spotkaniu

    Po spotkaniu konstytucjonalistów z Bronisławem Komorowskim


    Prezydent Bronisław Komorowski przyjął rano obecnego oraz byłych
    prezesów Trybunału Konstytucyjnego. - Zgodnie z konstytucją nie ma
    możliwości powtórzenia wyborów. I dobrze, że nie ma - mówił po spotkaniu
    prof. Andrzej Zoll, były przewodniczący PKW.



    Spotkanie z konstytucjonalistami

    Spotkanie Prezydenta RP z konstytucjonalistami

    Prezydent RP Bronisław Komorowski spotkał się w poniedziałek przed
    południem z konstytucjonalistami - Prezesem Trybunału Konstytucyjnego i
    byłymi prezesami TK. Prezesem Trybunału Konstytucyjnego Andrzejem Rzeplińskim, byłymi
    prezesami Trybunału - Bohdanem Zdziennickim, Andrzejem Zollem, Jerzym
    Stępniem i sędzią TK w stanie spoczynku Ferdynandem Rymarzem.

    Komentarz Pawła Wrońskiego


    Na zakończenie wyborów prezes PiS Jarosław Kaczyński raczył nazwać premier Ewę Kopacz "Urbanem w spódnicy" i wzywa swoich zwolenników, by wyszli na ulicę. Słusznie, to odpowiednie miejsce. Język, który stosuje wobec urzędującej pani premier nie jest językiem "żoliborskiej inteligencji", ale językiem ulicy i to raczej podrzędnego zaułka.
    Od czasu, gdy Jarosław Kaczyński jako premier wyzwał ludzi, którzy się z nim nie zgadzali od ZOMO, trudno uważać go za wzór dobrego wychowania.

    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,17018047,Kaczynski___wscieklosc_i_zal.html


    Kaczyński wszedł na tę samą ścieżkę co po katastrofie smoleńskiej - i tak do emerytury

    Nie płaczę za PKW. Jej członkowie narazili państwo na szwank. I nie
    potrafią przestać. Ich dymisja powinna być złożona po wyborach, a nie
    między turami
    - ocenia JACEK ŻAKOWSKI

    Wybory są jądrem świeckiego sacrum demokracji. Jak podniesienie dla
    katolicyzmu. A w trakcie wyborów PKW jest dla demokratycznego państwa
    tym, czym koncelebrujący Episkopat dla Kościoła. Trudno sobie wyobrazić
    biskupów rzucających kapłaństwo w czasie podniesienia, nawet gdyby
    porozlewali wino i gdyby do kościoła wtargnęły pogańskie bojówki.



    Bardziej niż PKW skompromitowali się jednak politycy,
    dziennikarze i tzw. eksperci. Podniesienie trwa, a rój niby zmartwionych
    "demokratów" - Kaczyński, Miller, Wipler, Gowin, Zawisza itp. - nie
    licząc się ze słowami, zabiera się do przestawiania ołtarza i
    redagowania mszału. Taki prawo-lewy sojusz zwolenników "prawdziwej
    demokracji" Europa widziała ostatnio w latach 30. XX w. Kiedy ktoś
    dojdzie do władzy i w dwa lata wszystko koncertowo spaprze - jak
    Kaczyński i Miller - to ma takie ciśnienie, by się zrehabilitować, że
    robi głupoty. Ale granice zostały przekroczone.

    Mówiąc o
    sfałszowaniu wyborów, Kaczyński wszedł na tę samą ścieżkę co po
    katastrofie smoleńskiej. Za rok wyborcy znów go za to ukarzą. Będzie
    mógł do emerytury trwać w opozycji z okrzykiem "zdrada!" na ustach.
    Młodsi koledzy muszą odłożyć marzenia o rządzeniu. Ale na tym nie
    powinno się skończyć. Ludzie, jak Kaczyński i Gowin, twierdzący, że PKW
    nie przekazała prawdziwych wyników wyborów, powinni to wykazać przed
    sądem. Jeśli mówią prawdę, członkowie PKW powinni trafić do kryminału.
    Jeśli mówią nieprawdę, sami powinni tam trafić.


    Przyłączając się do Kaczyńskiego, Miller też wszedł na tę ścieżkę.
    Wyborcy ukarzą Sojusz. Dla partii ośmioprocentowej oznaczać to może
    polityczną śmierć. SLD
    stoi więc przed wyborem: umrzeć za Millera czy go znów obalić i iść z
    nową lewicą. SLD może jeszcze być częścią lewicowej formacji, która ma
    szansę na 20 proc. głosów. Powinien ją zainicjować, ale nie ma już
    szansy być jej silnym liderem. Miller ją bezpowrotnie zmarnował.


    Zawisza to postać kabaretowa. Jego pytanie, "czy istnieje tajny
    pakt Kaczyński - Komorowski?", jest tak sensowne, jak pytanie, czy
    istnieje pakt Zawiszy z poznańskim osiołkiem. To też warto wyjaśnić.
    Zwłaszcza że Poznań leży na osi Moskwa - Berlin... Kabaretowy margines zawsze w polityce będzie. Nie warto się nim przejmować.


    Demokracja nie jest dla prostaków. Wymaga kulturowego minimum -
    gotowości do respektowania reguł, szacunku dla instytucji,
    odpowiedzialnych liderów, ekspertów i mediów. Wielu ekspertów i
    dziennikarzy dzieli z politykami winę za podłożenie pod polską
    demokrację bomby zbudowanej z nieudolności PKW, złej woli polityków,
    nieporadności wyborców, lokalnych oszustw i błędów, których skali nie
    znamy. Wszyscy się w tym zgubiliśmy.

    Demokracja nie jest
    też jednak dla wierzących, że "jakoś to będzie". Po wyborach trzeba
    będzie poważnie porozmawiać. Zwłaszcza z kolegami z portali i stacji
    telewizyjnych, które nadają dziś ton publicznej debacie. Żeby za rok
    dramat się nie powtórzył przy wyborach do Sejmu. Bo to już mogłaby być tragedia. Bez opamiętania ta demokracja nie przetrwa.


    Wybory samorządowe. Minister nauki tłumaczy sukces PSL

    Jej zdaniem działacze PSL kontaktowali się z wyborcami, dzwonili do nich oraz instruowali jak głosować.


    Wybory samorządowe. Minister nauki tłumaczy sukces PSL
    [fot: Stanislaw Kowalczuk/East News]

    PSL było bardzo aktywne w terenie
    - mówi Lena Kolarska - Bobińska. Jak przekonuje, mimo zamieszania
    podczas liczenia głosów, nie można podważać wyników wyborów. Jej
    zdaniem działacze PSL kontaktowali się z wyborcami, dzwonili do nich
    oraz instruowali jak głosować.

    Minister nauki mówiła, że to
    właśnie może być przyczyną tak dobrego wyniku tej partii. Jej zdaniem,
    duża liczba głosów nieważnych - 18 procent - mogła wynikać z niewiedzy głosujących, jak wypełniać formularze.
    Lena Kolarska - Bobińska zwróciła uwagę, że to Państwowa Komisja
    Wyborcza odpowiada za informowanie obywateli i należy zastanowić się,
    czy w tej kwestii nie zawiodła.

    Zdaniem minister nauki, podważanie wiarygodności systemu wyborczego jest przerażające i niebezpieczne. Lena Kolarska - Bobińska przyznała, że głosowaniu towarzyszyło wiele nieprawidłowości, jednak należy je po prostu wyjaśnić, a nie kontestować podstawy demokracji.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    48. ANONIMOWY tekst cytowany przez polskojęzyczne media

    Poland's regional elections

    The Law and Justice party's latest conspiracy theory challenges Polish democracy itself
    Nov 25th 2014 | Europe
    http://www.economist.com/news/europe/21634934-law-and-justice-partys-lat...

    "Michal Szudrzynski, a columnist with the newspaper Rzeczpospolita, suggests that the situation over the local elections is becoming similar to that around the Smolensk disaster. Rather than digesting the results, supporters of Law and Justice are "becoming morally outraged and preparing to protest"; some are opining that "anyone who does not question the election results is not a true patriot". Meanwhile, Ms Kopacz and Bronislaw Komorowski, the popular president, are calling for calm and criticising Mr Kaczynski’s bomb-throwing. That approach worked, after the Smolensk crash, to wean moderate Poles away from PiS, and it may be working again. A new opinion poll shows Mr Komorowski, backed by Civic Platform, is trusted by 80% of Poles; Ms Kopacz is second with 62%. Mr Kaczynski is trusted by only a third of the public, not much more than PiS’s core electorate. With a bit of cool-headedness, Poland's democratic order may escape martyrdom at the hands of Mr Kaczynski's martyr complex."

    Brytyjski "The Economist" napisał o wyborach samorządowych w Polsce. Artykuł zaczyna od słów, że "Polska tak często padała ofiarą obcych sił, iż urosło w niej przekonanie, że jest męczennikiem". Brytyjska gazeta nawiązuje też do problemów PKW i nawoływania PiS do powtórzenia wyborów, a samego Jarosława Kaczyńskiego nazywa "zwolennikiem teorii spiskowych". "To zła wiadomość dla Kaczyńskiego" - zauważa tygodnik.
    http://wiadomosci.onet.pl/brytyjska-gazeta-pisze-o-wyborach-w-polsce-to-...

    "The Economist" na początku artykułu przypomniał Adama Mickiewicza, który "opisywał swój kraj jako Chrystusa Narodów". "Martyrologia może być ciężkim do przezwyciężenia nawykiem, nawet jeśli wygrało się wybory" - czytamy na stronach internetowych gazety, która nawiązuje do zwycięstwa PiS."Jarosław Kaczyński nawołuje do powtórzenia wyborów, narażając tak ciężko wywalczoną polską demokrację. Lider PiS ma prawo do pretensji, bo zawiódł system liczenia głosów" - czytamy dalej.

    "The Economist" zaznacza, że "mimo najlepszego wyniku PiS od dziewięciu lat, Kaczyński czuje się zawiedziony". "Wyniki exit polls dawały partii Kaczyńskiego czteroprocentową przewagę nad PO, prognozując zwycięstwo w 16 regionach. Zamiast tego, PiS będzie rządził tylko w jednym regionie, który i tak był kontrolowany przez nich przed wyborami" - pisze tygodnik.

    "To bardzo zła wiadomość dla Kaczyńskiego, który ma nadzieję na przejęcie władzy w wyborach parlamentarnych. Liczy on na zmęczenie wyborców rządami PO, pod władzą niesprawdzonej premier Ewy Kopacz" - ocenia The Economist".

    "Jarosław Kaczyński znany jest jako zwolennik teorii spiskowych. Wierzy, że współczesna Polska narodziła się wskutek korupcyjnego porozumienia z 1989 roku między komunistami a liderami »Solidarności«. Do tego PiS rozpowszechnia dziwne teorie dotyczące katastrofy smoleńskiej" - pisze tygodnik.

    Rafał Zakrzewski

    Kaczyński zaczyna kolejną po Smoleńsku demolkę

    Doprawdy trudno pojąć prezesa PiS. Zamiast cieszyć się ze zwycięstwa w wyborach, wypuszcza dżina z urny.


    Jeśli Kaczyński wie, co mówi, to znaczy, że PiS też pomógł fałszować ostatnie wybory

    - Z tej najważniejszej w Polsce trybuny muszą paść słowa prawdy: te
    wybory zostały sfałszowane - grzmiał w środę w Sejmie Jarosław
    Kaczyński.


    Nieporadny - zdawało się - Piechociński strzelił gola Kaczyńskiemu i Millerowi

    Ludowców nie trzeba bronić, jak się okazuje, sami to świetnie robią.





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    49. Smolar: Polska przypomina

    Smolar: Polska przypomina powojenne Włochy. Radykałowie dają władzy poczucie bezkarności


     
    -
    Większość Polaków boi się PiS, przez co ta partia nie jest w stanie
    wygrać wyborów. Radykalne hasła, pod którymi organizowany jest marsz 13
    grudnia, ten stan utwierdzają. To z kolei daje ludziom Platformy
    poczucie bezkarności - mówi politolog Aleksander Smolar w rozmowie z
    Agatonem Kozińskim.

    Gdy patrzę na polityczny rok 2014, widzę pasmo gorszących i
    kompromitujących skandali oraz afer. Stałem się przeczulony czy
    rzeczywiście był on pod tym względem wyjątkowy?
    Owszem, rok 2014 jest wyjątkowy - ale nie pod tym względem, o którym pan
    wspomina.

    Czyli afera podsłuchowa, proces Sławomira Nowaka o zegarek, skandal z
    organizacją wyborów czy teraz problem z kilometrówkami Pana nie rażą?
    Oczywiście, rażą.
    Ale gdy patrzę na ten rok, to zasadnicze znaczenie dla mnie mają dwa
    fakty. Na pierwszym miejscu stawiam 25. rocznicę wyborów 4 czerwca 1989
    r. - bo skłaniała ona do refleksji nad bilansem tego ćwierćwiecza.
    Osobiście uważam, że to był czas wielkich osiągnięć Polski, chociaż w
    tym roku mieliśmy też sporo ciekawych głosów wskazujących na błędy,
    porażki czy niewykorzystane w tym czasie możliwości. Drugim ważnym
    faktem była nominacja Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady
    Europejskiej - nie ze względu na jego osobistą karierę, bo jej wymiar
    będziemy mogli ocenić retrospektywnie za parę lat, lecz jako dowód
    wysokiej oceny Polski w Europie. Te wszystkie problemy, o których pan
    wspomniał, dostarczały paradoksalnego tła dla ważnych wydarzeń.
    Niestety, atmosfera skandalu spychała często na dalszy plan sprawy
    najważniejsze.

    Tyle że te ważne wydarzenia są sumą działań Polski w ostatnich latach -
    akurat tak się złożyło, że w tym roku nastąpiła ich kumulacja. Natomiast
    te afery, zwłaszcza ich natężenie, były zaskoczeniem - dlatego też
    wybiły się na plan pierwszy. Czy nie są one sygnałem, że dopalacze, na
    jakich jechaliśmy przez 25 lat, zaczynają się kończyć?
    Oczywiście, tegoroczne sukcesy są efektem starań wszystkich Polaków i
    wszystkich kolejnych rządów od 1989 r. Jednocześnie z polityką mieliśmy
    problem od samego początku transformacji, to był chyba najsłabszy punkt
    przemian. To jest zresztą zaskakująca konkluzja, zważywszy że Polska
    wychodziła z PRL z najsilniejszymi elitami opozycyjnymi w całym dawnym
    bloku państw komunistycznych. Z nich też wywodziły się obecne elity
    polityczne kraju. I pokolenie młodych działaczy PZPR było bardzo dobre
    (mam na myśli m.in. Kwaśniewskiego, Cimoszewicza, Millera, Oleksego).

    Gdzie się te elity rozpłynęły? Bo do współczesnych polskich polityków to
    słowo pasuje coraz mniej.
    Postępująca degradacja była konsekwencją sposobu, w jaki tworzono polską
    scenę polityczną po 1989 r. Ze względów historycznych powstały dwa
    silne bloki - jeden wywodzący się z Solidarności, nawet jeżeli z czasem
    ulegał on procesom kruszenia. Po drugiej stronie - na zasadzie
    lustrzanego odbicia - uformował się blok postkomunistyczny. I w jednym
    nurcie, i w drugim znalazło się całe spektrum osób o różnych poglądach.
    Ten podział obowiązywał do końca lat 90. i determinował rozwój polskiej
    polityki. Nawet powstanie w 2001 r. dwóch nowych partii - Platformy i
    PiS - w pierwszej chwili nie likwidowało tego podziału. Dopiero później
    te nowe ugrupowania zepchnęły lewicę wywodzącą się z PZPR do narożnika i
    wprowadziły do polskiej polityki nową dialektykę.

    Polska polityka stała się bardziej pluralistyczna. Czemu nie dało to
    efektu?
    Bo te dwie nowe partie nie powstały w celu realizacji określonego
    programu. Początkowo definiowały się w sposób najprostszy z możliwych -
    jako anty-PRL, maskując przy okazji istotne różnice między sobą. Jako że
    PiS używał bardziej radykalnego języka, to on zgarnął premię w 2005 r.
    dla partii solidarnościowej po rozczarowaniu rządami SLD - zresztą, jak
    mi się wydaje, na tę partię zagłosowali wtedy głównie wyborcy
    niezadowoleni z okresu transformacji, ale także odrzucający okres PRL.
    Natomiast PO zaczynała jako formacja liberalna, po porażce wyborczej z
    PiS odeszła od tej formuły, stając się ugrupowaniem łapiącym wyborców
    możliwie jak najszerzej, od lewa do prawa. Jest w niej miejsce dla
    byłych działaczy PZPR czy Unii Pracy, ale też dla ludzi wywodzących się z
    PiS i ZChN.

    Od Dariusza Rosatiego do Romana Giertycha.
    Giertych nie jest jeszcze członkiem tej partii, ale trudno bardziej od
    niego z PO się utożsamiać. Przy tym Platforma wyrzekła się jakiejkolwiek
    tożsamości. Jeżeliby ująć lapidarnie, co dzisiaj sobą reprezentuje, to
    można posłużyć się formułą: ciepła woda, pieniądze z Unii i anty-PiS.
    Donald Tusk to nawet idealizował, podkreślając swoją wrogość do
    wszelkiej ideologii czy projektów politycznych. Wyniki kolejnych wyborów
    pokazały, że była to taktyka skuteczna.

    W wywiadzie dla naszej gazety Henryka Bochniarz stwierdziła, że w 1989
    r. do polityki trafiły elity, natomiast do biznesu "białe skarpetki i
    złote bransoletki" - jednak zaznaczyła, że od dawna widać w polityce
    selekcję negatywną, a także bardzo pozytywne zmiany wśród
    przedsiębiorców. Skąd ta zamiana ról?
    Byłbym bardziej ostrożny w ocenie polityków, choć w dużym stopniu ta
    diagnoza pokrywa się z moją. Faktem jest, że pierwszy okres
    transformacji bardzo mocno wsparła - pośrednio i bezpośrednio - polska
    inteligencja. Tyle, że na początku lat 90. mało myślano o budowaniu
    partii, zdobywaniu poparcia konkretnych elektoratów dzięki prowadzonej
    polityce. Unia Demokratyczna i później Unia Wolności podejmowały często
    decyzje samobójcze z punktu widzenia zdobywania poparcia społecznego,
    bowiem kierowały się długofalowym interesem kraju. Na pewno zbyt mało
    było wówczas pragmatycznego myślenia o polityce. W pewnym momencie
    próbował to czynić Leszek Balcerowicz, ale w Unii Wolności okazało się
    to niemożliwe - bo to był klub permanentnej dyskusji. To była słabość.
    Przeideologizowanie było też cechą innych ówczesnych partii. Z czasem to
    się zmieniło, tak samo jak się zmieniły aspiracje samych Polaków.
    Donald Tusk świetnie wychwycił te zmiany i dostosował się do nich.
    Skrócił dystans, przestał mówić o celach długofalowych, mówiąc, że dla
    niego najważniejsze jest obecne pokolenia, a nie następne. Myślenie w
    kategoriach strategii, wizji traktował jako przejaw patologii
    politycznej. Sugerował, że Polacy mogą teraz odpocząć po okresie zmian i
    reform. (...)

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    50. Smolar: PO może rządzić

    Smolar: PO może rządzić kolejne 4 lata, jeśli nie popełni błęduSmolar: PO może rządzić kolejne 4 lata, jeśli nie popełni błędu 

    To nawet zaskakujące, że ludzie odetchnęli po odejściu Donalda Tuska
    i został on tak szybko zapomniany w wewnętrznej polityce. Sam efekt
    nowości i zmiany odegrał istotą rolę – tak o pierwszych miesiącach pracy
    Kopacz mówił w radiowej Jedynce Aleksander Smolar prezes Fundacji
    Batorego.

    Zdaniem Smolara, pierwsze sto dni premier Kopacz było dość łatwe
    i dopiero ostatnie wydarzenia- negocjacje resortu zdrowia z lekarzami
    z Porozumienia Zielonogórskiego, stanowiły dla niej swego rodzaju
    sprawdzian polityczny i dopiero dzięki nim premier „wyszła z cienia”.
    Smolar zaznaczył, że nie obyło się w tym czasie bez wpadek.
    Za największy błąd Ewy Kopacz uznał jej pierwsze publiczne wypowiedzi
    na temat polityki zagranicznej - To było aż krępujące, że polityk może
    w ten sposób wypowiadać się dezawuując dotychczasową politykę
    zagraniczną - powiedział gość radiowej Jedynki.

    Według prezesa
    Fundacji Batorego, było zbyt mało znaczących wydarzeń, w których pani
    premier mogłaby się sprawdzić, dlatego ciężko ocenić jej działalność.
    Rozstrzygające, zdaniem Smolara, zarówno dla premier, jak i PO, okażą
    się nadchodzące miesiące. Według niego, jeśli nie dojdzie do poważnych
    błędów ze strony rządzącej partii, to ma ona szansę utrzymać władzę
    po jesiennych wyborach parlamentarnych. - Jarosław Kaczyński i PiS
    nie udowodnili społeczeństwu, że dojrzeli do rządzenia. Większość
    społeczeństwa boi się ich w dalszym ciągu – ocenił.




    - Jeżeli my tę Polskę spieprzymy, to będzie nie tylko wina pani premier
    Ewy Kopacz, ale nas wszystkich - mówił Adam Michnik, redaktor naczelny
    "Gazety Wyborczej", w programie "Tomasz Lis na żywo" w TVP2.
    Tomasz Lis zapytał Adama Michnika, czego sobie życzy w tym roku.

    - Po pierwsze życzyłbym sobie jakiegoś wyprostowania spraw z naszą
    wschodnią granicą. Po drugie - żeby Polska utrzymała swój status kraju
    stabilnego, który ma wzrost gospodarczy, gdzie funkcjonują instytucje
    demokratyczne, i kraju, który ma bardzo dobry wizerunek na świecie. Za
    mojego życia nigdy Polska nie miała tak pozytywnego wizerunku na świecie
    - mówił Michnik.

    Cały tekst:
    http://wyborcza.pl/1,75478,17214571,Adam_Michnik_u_Tomasza_Lisa__Jezeli_...




    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    51. "Kopacz przypomina


    "Kopacz przypomina gospodynię, która jest zabiegana, ale nie wiadomo co zaserwuje"

    "Kopacz przypomina gospodynię, która jest zabiegana, ale nie wiadomo co zaserwuje"
    O kryzysie rządu w "Piaskiem po oczach".
    zobacz więcej »

    Współzałożyciel PO uważa, że Ewa Kopacz "ma ewidentne zalety". -
    Uderza jej energia, zaangażowanie, aktywność. Ja mam wrażenie, że mam do
    czynienia z osobą uczciwą, która się stara. Nie ma w niej jeszcze
    przywództwa politycznego. Troszkę przypomina gospodynię, która jest
    zabiegana, zatroskana o szczegóły, ale nie wiadomo co zaserwuje. To jest
    niepokojące - podkreślił.

    Olechowski stwierdził, że nie widzi
    osoby, która mogłaby zająć miejsce premier na czele partii. - Kopacz
    jest być może najbardziej wyrazistą twarzą w Platformie. Ona jest jedyną
    kobietą, która jest przewodniczącą partii. To jest plus. To wszystko,
    co dobrego powiedziałem o premier nie mogę powiedzieć o partii. Tusk
    swoim wizerunkiem zasłaniał zły wizerunek partii, Kopacz tego nie robi -
    ocenił.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    52. "Skandalem jest, że nie

    "Skandalem jest, że nie dostarcza się Ukrainie broni o charakterze obronnym"
    Skandalem jest,
    że nie dostarcza się Ukrainie broni o charakterze obronnym - powiedział
    w radiowej Jedynce Aleksander Smolar prezes fundacji Batorego.
    Jak mówił Smolar, rosyjscy specjaliści uważają, że Putin zajął Krym
    "spontanicznie". Tymczasem w jego ocenie, prezydent Rosji chce, by jego
    kraj odzyskał potęgę z czasów ZSRR. - W Rosji panuje paranoja, że Zachód
    naciera i próbuje zdobywać terytoria, które Rosja uważa za naturalną
    strefę swej kontroli - tłumaczył.Skandalem jest, że nie dostarcza się Ukrainie broni o charakterze
    obronnym, nie ofensywnym. Posługiwanie się argumentami, że to jest
    problem pieniędzy, wtedy gdy Ukraina jest na granicy bankructwa, jest
    hipokryzją. Trzeba podnieść cenę wojny dla Rosjan. Muszą płacić większą
    cenę - mówił Smolar.

    Prezes fundacji Batorego zaznaczył,
    że "Rosja jest silnie obecna na Ukrainie" i tylko udaje, iż tak
    nie jest. Działania Rosji określił jako "ukrytą wojnę" prowadzoną
    przeciwko Ukrainie.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    53. „Komorowski nie będzie

    „Komorowski nie będzie reklamował jakiejś partii”. Nałęcz o kandydaturze prezydenta




    – Bronisław Komorowski tym będzie się wyróżniał spośród innych kandydatów, że nie będzie reklamował...


    Tylko u nas Piechociński: nie umawialiśmy się z koalicjantem na wspólnego kandydata




    – Czy my się umawialiśmy w ramach umowy koalicyjnej, że będziemy mieli wspólnego kandydata na...


    PSL utraci subwencje? Nadal walczą

    Powodem odrzucenia sprawozdania finansowego partii było gromadzenie
    środków poza kontem partii przez zarząd PSL w Sandomierzu.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    54. Lityński o wystąpieniu Dudy:



    • Lityński o wystąpieniu Dudy: Ciekawe, ale merytorycznie bardzo miałkieLityński o wystąpieniu Dudy: Ciekawe, ale merytorycznie bardzo miałkie
      Ten pokaz był
      ciekawy, sprawny, ale merytorycznie bardzo miałki - tak Jan Lityński,
      doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego skomentował wystąpienie
      Andrzeja Dudy na konwencji PiS.
      Lityński uważa, iż "jest raczej taka political fiction, że wygra
      ktokolwiek inny niż Bronisław Komorowski". - Nie mniej wybory to rzecz
      poważna i trzeba wyborców traktować bardzo poważnie - podkreślił.


      Doradca prezydenta podkreślił, iż "wygrana jest wtedy, kiedy osiąga się
      cel". - Celem jest osiągnięcie prezydentury. Natomiast oczywiście
      wygrana w pierwszej rundzie będzie miała większe znaczenie. Ale ogólnie
      chodzi o to, żeby wygrać, co wydaje mi się, z zastrzeżeniem, że wyborcy
      mogą zmienić zdanie, przesądzone. Natomiast w której turze, trudno mi
      powiedzieć - mówił.Zdaniem Lityńskiego jedyny pomysł, który zostaje w pamięci
      po wystąpieniu Andrzeja Dudy na konwencji PiS to obniżenie wieku
      emerytalnego. Dodał jednak, iż wydaje się to z punktu widzenia
      funkcjonowania państwa, falstartem.

      - Prezydent
      w przeciwieństwie do Dudy odwiedził ogromną ilość powiatów i gmin.
      Spotkał się z ludźmi, rozmawiał z nimi. Pan Duda musi nadrobić dystans.
      Jest człowiekiem praktycznie nieznanym - stwierdził Lityński.

    Liczby Komorowskiego

    Wybory prezydenckie 10 maja. Warto więc sprawdzić, jak
    statystycznie wygląda prezydentura Bronisława Komorowskiego na tle
    poprzednika Lecha Kaczyńskiego


     Za punkt odniesienia do prezydentury Bronisława Komorowskiego
    przyjęliśmy prezydenturę jego poprzednika Lecha Kaczyńskiego.

    W polskim systemie prawnym prezydent jest przedstawicielem władzy
    wykonawczej. Konstytucja nadała mu jednak uprawnienia ustawodawcze.
    Bronisław Komorowski wychodził z inicjatywą ustawodawczą 20 razy. Jego
    poprzednik Lech Kaczyński skorzystał z tej możliwości aż 43 razy.

    Skoro jesteśmy przy ustawach, warto przypomnieć hasło, które
    towarzyszyło kampanii Bronisława Komorowskiego w 2010 roku, a więc –
    „Zgoda buduje”. Hasło okazało się skuteczne, bo pozwoliło na zwycięstwo w
    wyścigu o urząd głowy państwa. Jednak szczególnie uwydatniło się ono w
    kwestii relacji z rządem i podpisywania ustaw. Na zawetowanie ustaw
    Komorowski zdecydował się tylko 3 razy, przy 18 wetach Lecha
    Kaczyńskiego. Wynik prezydenta Komorowskiego mógłby być lepszy, gdyby
    „nie podpisał” ustawy podnoszącej wiek emerytalny, umożliwiającej
    przelanie pieniędzy z OFE do ZUS, czy ustawy posyłającej sześciolatki do
    szkół.

    Także w odesłanych do Trybunału Konstytucyjnego ustawach Lech Kaczyński
    wypada lepiej niż Bronisław Komorowski. Kaczyński miał wątpliwości co do
    zgodności ustaw z Konstytucją 17 razy, Komorowski - 10.

    Bronisław Komorowski aktywniejszy jest w wizytach krajowych niż jego
    poprzednik. Po Polsce podróżował 363 razy, podczas gdy Lech Kaczyński
    tylko 131 razy. Lech Kaczyński za cel swoich wyjazdów częściej obierał
    zagranicę. Na wizytę zagraniczną decydował się 126 razy, przy 81
    Komorowskiego.

    Nic tak nie motywuje do ciężkiej i wytężonej pracy jak system nagród.
    Prezydent Komorowski przez 4 lata swojej prezydentury wszystkimi
    odznaczeniami nagradzał ponad 470 tys. razy. Lech Kaczyński był w tej
    kwestii bardziej wstrzemięźliwy. Jego decyzją ordery i odznaczenia
    przyznano 318 tys. 712 razy.

    Komorowski, choć podobno się bardzo stara, to jednak jego poprzednik był
    bardziej aktywny w kluczowych dla społeczeństwa kwestiach. Dlaczego?
    Może dzień pracy Lecha Kaczyńskiego był dłuższy?

    Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/128385,liczby-komorowskiego.html


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    55. Wołek wśród „piątkowej

    Wołek wśród „piątkowej trzódki” pomawia Dudę… o hajlowanie

    fot. Wikimedia Commons/Michał Józefaciuk/lic. CC BY-SA 3.0 pl/Sławek/lic. CC BY-SA 2.0/ Ryszard Hołubowicz/lic. CC BY-SA 3.0  

    Konwencja PiS, na której wystąpił Andrzej Duda, nadal wywołuje drgawki u apologetów prezydentury Bronisława Komorowskiego.

    Niektórym nienawiść do kandydata PiS przesłania rozum. Goście
    radiowego programu Jacka Żakowskiego, sami siebie nazywający „piątkową
    trzódką”, dopatrzyli się w gestach Dudy… hitlerowskiego pozdrowienia.

    „Piątkowa trzódka” to Tomasz Lis, Tomasz Wołek i Wiesław Władyka. W programie Żakowskiego na antenie TOK FM ta doborowa ekipa, wraz z gospodarzem, zajęła się wylewaniem pomyj na konwencję prezydencką PiS.

    Zaczął Żakowski.

    Kandydat PiS wyłonił się jak różowy jednorożec z chmury konfetti i
    odegrał swoją rolę w sposób naprawdę perfekcyjny. Patrzyłem z wielkim
    uznaniem na talent aktorski pana Dudy oraz małżonki – te wyciągnięte
    dłonie, w tych reflektorach, w tym konfetti. Mówiąc krótko z poważnej
    polityki tam zrobiła się małpiarnia

    — szydził.

    Żeby nie było wątpliwości, jak obiektywna jest ta opinia,
    niezawodny w takich sytuacjach Wołek wystąpił z lizusowskim
    passusem o Bronisławie Komorowskim.

    Deficyt
    powagi wynika z tego, że tak naprawdę jest jeden poważny kandydat.
    Poważny w każdym tego słowa znaczeniu. Jeśli chodzi o ciężar
    gatunkowy, o rangę, osobowość – czyli obecny prezydent

    — ogłosił Wołek.

    Swoją „narastającą irytacją z powodu zachwytu nad konwencją z udziałem pana Dudy” podzielił się również Władyka.

    Na mnie to zrobiło fatalne wrażenie. Po pierwsze nieszczere to było,
    wyuczone, sztuczne. Pewne gesty wręcz mnie odstręczały, takie gesty
    podnoszonej ręki. Przez moment myślałem, że to jakieś „heilhitlerowanie”
    odchodzi, jakieś to wszystko było przesadne

    — Władyka, pewnie na skutek wszechogarniającej go irytacji, jako pierwszy czynił absurdalne aluzje.

    Może pan Duda hajlował rzeczywiście

    — rzucił wtedy Wołek.

    Swoje trzy grosze dorzucił też Lis, wedle którego Duda „odwalił cyrk,
    wrócił do wyjątkowo wulgarnego populizmu i do języka lepperowskiego.”
    Naczelnemu „Newsweeka” nie wystarczyło jednak wylanie pomyj na
    pretendenta PiS do prezydentury. Przy okazji postanowił ochlapać błotem pamięć o wielkim Polaku. Wedle Lisa, Duda robi błąd, gdyż „umościł się” w pozycji dziedzica śp. Lecha Kaczyńskiego.

    Jego prezydentura była serią koszmarnych błędów, absolutnych omyłek i
    cała była po prostu klęską. Więc w „iście amerykańskim stylu”
    Duda się ośmieszył

    — stwierdził Lis.

    Panie Lis, kto tu się ośmiesza?! Czy można z nienawiści
    wymyślić coś bardziej niedorzecznego od oskarżeń
    Wołka, Władyki i pańskich?!

    http://wpolityce.pl/polityka/233686-czy-mozna-z-nienawisci-wymyslic-cos-bardziej-niedorzecznego-wolek-wsrod-piatkowej-trzodki-pomawia-dude-o-hajlowanie

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    56. prosze państwa, oto Miś! na miarę możliwości PO

    Komorowski z prezydentami miast. Mówił o confetti i balonikach

    Bronisław
    Komorowski spotkał się w Katowicach z prezydentami miast, którzy
    udzielili mu poparcia w zbliżających się wyborach prezydenckich.

    Podkreślił, że poparcie prezydentów to dla niego zobowiązanie do wytężonej pracy. - Sądzę, że wszyscy marzymy o tym, żeby w Polsce wybory
    wygrywało się nie tanimi deklaracjami, nie balonikami, nie confetti,
    nie obietnicami bez pokrycia, tylko rzetelną, solidną pracą i
    dokonaniami, które potwierdzają deklaracje wcześniej złożone
    - mówił.

    Chcę być kandydatem obywatelskim, zarówno dlatego że poparła mnie
    Platforma +Obywatelska+, jaki i dlatego że popierają mnie ci, którzy są
    reprezentantami Polski obywatelskiej. Bo kto może być
    lepszym reprezentantem obywateli niż ci, którzy świeżo podlegali
    weryfikacji wyborczej i przeszli przez nią zwycięsko, (...) uzyskując
    ponowny mandat do reprezentowania społeczności lokalnej, swojego
    miasta, ale także odpowiedzialności za los obywateli" - pytał.

    Samorządowcy podpisali deklarację poparcia dla Komorowskiego

    Prezydent Komorowski powiedział też, że do sprawowania najwyższego urzędu w państwie potrzebne jest doświadczenie polityczne. - To nie nauka, nie praktyka dla czeladników, ale zadanie dla tych, którzy wykazali się odpowiednią wiedzą, doświadczeniem i wolą działania - powiedział.

    Dodał, że będzie w dalszym ciągu aktywny "w chronieniu
    polskich samorządów przed szaleństwami politycznymi", często mającymi
    swoje źródło w emocjach lub interesach politycznych. Jak podkreślił,
    takim właśnie szaleństwem była próba zakwestionowania zeszłorocznych
    wyborów samorządowych w Polsce.

    29 prezydentów miast z całej Polski podpisało w Katowicach deklarację poparcia dla prezydenta Bronisława Komorowskiego. Samorządowcy zaapelowali o poparcie jego kandydatury w zbliżających się wyborach prezydenckich.

    Komorowski: Wybory to nie zabawaWideoKomorowski: Wybory to nie zabawa
    W polskiej
    demokracji nie confetti, nie baloniki, a rzeczywiste dokonania
    i kompetencje decydują, decydowały w wyborach samorządowych i będą
    decydowały również w następnych wyborach - powiedział Bronisław
    Komorowski. W Katowicach z inicjatywy..

    Fundacja chce sprawdzić nieważne głosy z wyborów. PKW się nie zgadza
    Fundacja
    Batorego chce zbadać 2,5 mln głosów nieważnych z ostatnich wyborów
    do sejmików wojewódzkich. Organizacja chce sprawdzić, czy nie doszło
    do nadużyć - podaje "Gazeta Wyborcza".

    Fot. PAP/R.Pietruszka

    Jarubas zapomina, że jego partia jest w rządzie i obiecuje "politykę propolską"

    "Wreszcie nadarza się okazja, by głosować
    za – za rozumem, za zgodą, za Polską, za naszą mocną pozycją w Europie i
    na świecie, za bezpieczeństwem".

    zobacz więcej »

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    57. Smolar: "Prezydentura


    Smolar: "Prezydentura Komorowskiego pełna rozsądku i stabilizacji.
    Mamy jednego kandydata, który zostanie prezydentem". Ale ta kampania...

    „PiS uprawia dziś normalną demagogię partii opozycyjnej. Brutalna, populistyczna, ale normalna działalność opozycji”.

    ybory prezydenckie są już rozstrzygnięte, a partie polityczne
    walczą nie o prezydenturę, ale o wyniki w jesiennych wyborach. Tak uważa
    „znawca demokracji” Aleksander Smolar, prezes Fundacji im. Batorego. W
    jego ocenie mamy do czynienia z teatrem a nie walką wyborczą.


    Mamy jednego kandydata, który zostanie prezydentem,
    obojętnie, czy w pierwszej czy drugiej turze, oraz kandydatów, których
    partie wystawiły, bo wymagało tego święto demokracji, jakim są wybory
    prezydenckie.
    To oznacza, że najważniejszą polityczną rozgrywką
    będą jesienne wybory parlamentarne i to będą faktyczne wybory. Więc
    wystawione są atrapy polityczne, czyli takie, które się nie
    skompromitują ani nie skompromitują prawdziwych partyjnych przywódców.
    Mamy tu trochę teatru, polityka jest wielkim przedstawieniem

    — uważa Smolar. Swoje wynurzenia prezentuje w rozmowie z gazetą Michnika.

    I jak się można spodziewać wiele miejsca poświęca się w tej rozmowie PiSowi i Andrzejowi Dudzie.

    Zastanówmy się na przykład, co wyniknie z tego, że kandydat
    PiS Andrzej Duda otrzyma znacznie niższy wynik, niźli w sondażach
    uzyskuje Prawo i Sprawiedliwość? Będzie to oznaczało, że partia nie
    jest w stanie zmobilizować swojego zaplecza ani też zdobyć nowych
    wyborców.
    Bo Duda jest łagodniejszy, mniej radykalny niż jego
    mistrz i jeszcze miło się uśmiecha. To byłby bardzo zły prognostyk dla
    PiS - zapowiedź klęski wyborczej, a co za tym idzie, możliwość
    upadku formacji politycznej

    — mówi zatroskany Smolar.

    Na uwagę, że Duda może „uzyskać znacząco więcej głosów niż PiS albo
    wywrzeć dobre wrażenie na wyborcach”, wyjaśnia, że „jest mało
    prawdopodobne, że Andrzej Duda zyska znacząco więcej głosów niż PiS”.
    Ekspert Smolar jak widać wie wszystko…

    Jeśli jednak wywrze (Duda – red.) dobre wrażenie na publiczności
    pisowskiej, jeśli jego kampania zostanie w gronie zwolenników partii
    uznana za odświeżającą, a równocześnie potwierdzającą tożsamość pisowską
    - to jej efektem będzie jeszcze głębsze odsunięcie w cień Jarosława
    Kaczyńskiego. Już teraz to widać, ale też w przypadku Kaczyńskiego nie
    jest to Sulejówek, z którego mógłby wrócić w chwale i zdobywając pełnię
    władzy. To jest odsunięcie się człowieka, który od dawna nie ma
    już nic do powiedzenia i który ma świadomość, że jego obecność na
    pierwszej linii może szkodzić kandydatowi. Obie te przyczyny mogą się
    zresztą ze sobą łączyć

    — przekonuje rozmówca Pawła Wrońskiego.

    Smolar prezentuje spójny pogląd: jak Duda zdobędzie mniej niż
    PiS ma zwolenników to źle, to zagrożenie dla PiSu, ale jak zdobędzie
    więcej to fatalnie dla szefa tej formacji. Jaki jasny przekaz…

    Smolar dopytywany wskazuje jednak, że nie tylko przywództwo Kaczyńskiego może być zagrożone po wyborach.

    Spójrzmy na innych kandydatów. Nie wiem, czy to wynik przypadku, PR-owskiej
    kalkulacji, oddolnego ciśnienia wyborców znudzonych starymi,
    nieciekawymi twarzami, ale najważniejsze partie, z wyjątkiem PO, która wspiera urzędującego prezydenta, wystawiły kandydatów młodych: PiS - Andrzeja Dudę, SLD - Magdalenę Ogórek, a PSL
    wskazał Adama Jarubasa, o którego programie wiemy najmniej. Efekt tego
    może być zupełnie niespodziewany dla patronów tych kandydatów. Ta
    sytuacja może doprowadzić do wielkiego fermentu. Być może ci politycy,
    którzy biorą udział w kampanii jako kandydaci, albo inni partyjni
    „młodziacy” dokonają wielkiej przemiany pokoleniowej. Nie jest
    wykluczone, że oglądamy ostateczne odejście „pokolenia niewoli”,
    pokolenia przełomu 1989 r., ze sceny politycznej

    — tłumaczy Smolar.

    I znów analizuje działania PiSu.

    Do tej pory Andrzej Duda był kompletnie przezroczysty. Jego: „Hallo,
    jestem!” musi być dosłyszane, musi skonstruować swoją tożsamość,
    udowodnić, że istnieje ktoś o tym nazwisku, kto nie jest przywódcą
    „Solidarności”. Stąd taki język, że „usiedzieć nie może”, takie „ach,
    jaki jestem dzielny”, „jaki zdecydowany”. Podkreśla, że się
    wywodzi z tradycji, ale równocześnie - jaki jest nowoczesny. Ważne, że
    potrafił nawiązać do całej tradycji pisowskiej. To mu się w znacznej
    mierze udało. Jego przemówienie pokazuje ewolucję PiS, która jest
    obecnie źródłem kryzysu tej partii, ale która może być w przyszłości jej szansą

    — mówi Smolar i dodaje:

    PiS porzuca dziś dużą część sztafażu z lat 90. i czasów IV RP.
    Przemówienie Dudy, pomijając wątki biograficzne, było normalną mową
    przedstawiciela partii opozycyjnej. Język jest zupełnie inny.

    Na uwagę Wrońskiego, że zdziwiło go, iż Duda nie mówił na konwencji o „spisku smoleńskim” Smolar rozjaśnia wątek:

    Spisek to jest esencjonalny sposób widzenia świata przez
    ludzi PiS. I wszelkie spiski, które widział PiS, zlały się po kwietniu
    2010 r. w jeden wielki spisek smoleński, który w sposób niedopowiedziany
    sugerował, że Putin razem z Tuskiem zamordowali prezydenta
    Kaczyńskiego.
    Ten jeden wielki spisek ma jednak wadę: badania
    pokazują, że nie działa na większość wyborców. Dlatego Duda, który chce
    zdobyć trochę nowych wyborców, o tym nie mówił. Niedawno zresztą PiS
    usiłował wykreować kolejną spiskową teorię o fałszowaniu wyborów. Nie
    udało się. W to społeczeństwo też nie wierzy.

    Jak widać Smolar przywiązanie Smolara do chłodnej analizy politycznej jest tak samo wielkie jak jego przywiązanie do prawdy.
    Fakt, że badania pokazują, że Polacy chcą znać prawdę o Smoleńsku, bo
    wersja rządowa jest dla nich zupełnie nie wiarygodna, zdaniem
    Smolara nie mają znaczenia. On ma inne badania. Podobnie jest z
    szafowaniem tezami, że ktoś oskarża Tuska i Putina o wspólne
    zamordowanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dziś jesteśmy na etapie
    badania, czy w Smoleńsku doszło do zamachu czy katastrofy lotniczej. Ten
    etap jest dziś blokowany przez władzę, która uznaje, że wszystko wie.
    PiS chce badać, a nie wiedzieć z góry wszystko. Zdaje się
    jednak, że najciekawsza jest uwaga Smolara dotycząca sfałszowanych
    wyborów. Jeśli prezes Fundacji im. Batorego nie wie co robi podległa mu
    instytucja, to może wart mu przypomnieć
    , że Fundacja im.
    Batorego chciała przebadać, czy wybory samorządowe były rzetelne i
    dlaczego było tak wiele nieważnych głosów. Niestety PKW nie zgodziła się na przekazanie kart do głosowania.
    I kto tu zatem hołduje spiskowym teoriom? Zdaje się, że ci, których nadzoruje Smolar.

    Analityk i komentator ma szczególnie opinie, ale głównie zajmuje się krytykami rządu.

    PiS uprawia dziś normalną demagogię partii opozycyjnej.
    Krytykuje, że Polski nie ma w negocjacjach dotyczących Ukrainy, ale
    gdyby była, to oskarżałby obecną władzę, że wzięła udział w Monachium.
    Brutalna, populistyczna, ale normalna działalność opozycji.

    W tej partii nie ma już korpusu parareligijnych idei trafiających do
    ludzi, którzy uważają, że dzieje im się zło. To słabość, bo świadczy o
    kryzysie formacji, która była formacją ideologiczną. Może ostatnią taką
    partią. Ale to też źródło siły, bo atakując obóz rządzący, a jest za co
    atakować, może zdobywać zwolenników z różnych stron

    — tłumaczy.

    Co ciekawe, kampanii Bronisława Komorowskiego dwóch komentatorów,
    Paweł Wroński i Aleksander Smolar, poświęcają znikomą część rozmowy. Na
    uwagę, że nie ma o czym mówić jeśli chodzi o kampanię
    Komorowskiego Smolar wskazuje:

    Zapewne jego ludzie popełnili błąd, nie doceniając tego, że
    społeczeństwo spodziewa się, iż kampania będzie spektaklem, że trzeba
    docierać do wyborców z atrakcyjnym przekazem. Nie wiem, dlaczego
    tyle razy prezydent podkreślał wysokie poparcie, jakim się
    cieszy, bo to demobilizuje wyborców. Myślę, że ludzie, którzy go
    otaczają, skorygują szybko ten kurs
    .

    Wroński wskazuje, że Komorowskiemu „nie wypada brać udziału w ‘teatrze wyborczym’”.

    I chyba nie tego od prezydenta oczekujemy. Wysoko oceniam jego
    prezydenturę, była to prezydentura rozsądku i stabilizacji. Zresztą
    już w przeszłości dowodził, że potrafi zachować rozsądek, umiar,
    kierując się tym, co Zbigniew Herbert nazwał „kwestią smaku”. To
    przecież on w 2005 r., gdy w PO niemal wszyscy małpowali PiS, powiedział, że „Polski szkoda”. Jako jedyny w PO sprzeciwił się przyjęciu ustawy o WSI, bo dostrzegał, czym to grozi

    — tłumaczył Smolar.

    I sufluje prezydentowi:

    Chciałbym, aby Bronisław Komorowski doprowadził szybko do stworzenia
    wokół siebie zaplecza intelektualno-politycznego, które byłoby źródłem
    kreatywnych i promodernizacyjnych idei. Chciałbym, by Komorowski je
    popularyzował jako przywódca obozu nowoczesnej Polski. A siłą swojego
    autorytetu oraz inicjatywami ustawodawczymi zmuszał rząd, większość
    parlamentarną oraz całą klasę polityczną do liczenia się z nimi.

    Czytając wywiad gazety z Czerskiej można się jednak zadziwić. Jest
    sens wytykać błędy konkurentom Bronisława Komorowskiego, jeśli
    jest on tak wspaniałym kandydatem i ma zapewniony wyborczy sukces?
    Czyżby redakcja Michnika marnowała czas swoich czytelników…

    wrp






  • Wojciech Czuchnowski


    "Mamy za prezydenta buraka troglodytę...". Chamskie szczucie na Komorowskiego

    Ci, którzy tyle mówili o "przemyśle pogardy" wobec Lecha Kaczyńskiego, jego następcę nazywają "Komoruskim".






  • Agnieszka Kublik


    Polska polityka obelg, czyli słowa tworzą jakość

    Gdyby stworzyć ranking najbardziej twórczych autorów przemysłu
    pogardy, to ci, którzy dziś obrażają prezydenta Bronisława
    Komorowskiego, mieliby szanse na podium.



  • Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    58. hohsztapler Balcerowicz

    „Mamy kandydata z poparciem ok. 50 proc.; drugi ma połowę mniej. Reszta się nie liczy”


    Mamy jednego kandydata, którego poparcie kręci się wokół 50 proc.,
    drugi kandydat oscyluje wokół jednej czwartej poparcia elektoratu.
    Reszta się...
    więcej

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    59. Prezydent w "GW" o stanie

    Prezydent w "GW" o stanie debaty publicznej

    Polska racjonalna to także Polska dumna ze swoich współczesnych
    sukcesów i szukająca najlepszych rozwiązań dla czekających ją wyzwań. To
    Polska dumna ze swoich tradycji i z osiągnięć 25 lat Wolności - napisał
    Prezydent RP w "Gazecie Wyborczej".

    Dziś, 25 lat po odzyskaniu Wolności i
    dziesięć lat po wyborach w 2005 roku, które spolaryzowały, a następnie
    scementowały polską scenę polityczną, jej podział przybiera nową formę.
    Ostatnie tygodnie wyraźnie pokazały, że spór przebiega wzdłuż nowej
    linii - Polski racjonalnej w kontrze do Polski radykalnej.



    W trzech obszarach widać go szczególnie wyraźnie. W polityce
    zagranicznej. Przez pierwsze 15 lat od obalenia komunizmu udawało się
    nam utrzymywać polityczny konsensus wokół najważniejszych celów polskiej
    polityki zagranicznej. To przyniosło sukces: Polska stała się członkiem
    NATO, weszła do Unii Europejskiej. Na tych dwóch filarach od dekady
    budujemy nasze bezpieczeństwo i pomyślność.



    Dziś, w obliczu dramatycznego zagrożenia ze Wschodu, konsensus został
    zerwany, jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy i stosunek do agresywnej
    polityki rosyjskiego sąsiada. W tym kontekście szczególnie niepokojący
    jest też fakt rosnącej w Europie fali poparcia dla ekstremizmów i
    populizmu. Również w Polsce są politycy, którzy swoją popularność budują
    na skrajnych poglądach. Wykorzystują poczucie zagrożenia i otwarcie
    odrzucają integrację europejską, z naszymi sąsiadami szukają raczej
    zwady niż porozumienia, a na krajowym podwórku odmawiają współpracy,
    chociażby w przypadku prac Rady Bezpieczeństwa Narodowego.



    Polska racjonalna to Polska bezpieczna w sercu zjednoczonej Europy.
    Polska radykalna to Polska osamotniona na europejskich peryferiach. Nie
    można pozwolić, by Polska klucząca pomiędzy integracyjnymi wysiłkami
    Zachodu w końcu stała się Polską wykluczoną z głównego nurtu współpracy.
    Tym bardziej że ostatnie miesiące udowodniły, iż tam, gdzie kończy się
    Zachód, tam zaczyna się pole neoimperialnej agresji.



    W polskim interesie jest więc wzmacnianie siły i solidarność instytucji
    skupiających państwa Zachodu, tak by mogły one wzmacniać bezpieczeństwo i
    rozwój Polski w jak najdłuższej perspektywie. Jednocześnie naszym celem
    powinno być wzmacnianie więzi transatlantyckich łączących Europę ze
    Stanami Zjednoczonymi. Oznacza to m.in. pełne poparcie dla stworzenia
    wspólnej przestrzeni gospodarczej łączącej obydwa brzegi Atlantyku -
    m.in. przez negocjowaną właśnie umowę o Transatlantyckim Partnerstwie w
    dziedzinie Handlu i Inwestycji.



    Tylko taka Polska - racjonalna - odwołująca się do europejskiej
    tożsamości i transatlantyckiej wspólnoty, zapewni sobie bezpieczeństwo i
    silną pozycję na arenie międzynarodowej.

     

    Starcie radykalizmu i rozsądku widzimy też w kwestiach gospodarczych.
    Naczelnym obowiązkiem prezydenta jest strzec konstytucji. Stanowi ona,
    że odpowiedzialnością rządzących jest dbałość o finanse publiczne - bo
    to są wspólne pieniądze Polaków. Gdy padają więc populistyczne i
    nierealne obietnice radykalnego zwiększenia wydatków - liczone w
    dziesiątkach miliardów - rozsądek każe powiedzieć: „Stop!". Bo tu
    alternatywa jest jasna: albo odpowiedzialna polityka gospodarcza, albo
    rozdawnictwo. Los Grecji powinien być dla nas przestrogą.



    A przecież im silniejsza i bardziej konkurencyjna będzie polska
    gospodarka, tym mocniejsze będą również fundamenty naszego
    bezpieczeństwa. Tym więcej Polek i Polaków będzie mogło znaleźć godną i
    dobrze płatną pracę. Dlatego powinniśmy wspierać przedsiębiorców. Musimy
    poszerzać obszar wolności i swobody prowadzenia biznesu, tak by polska
    gospodarka tworzyła nowe miejsca pracy w kreatywnych przedsiębiorstwach
    oferujących nowoczesne produkty i usługi, a nie w montowniach i centrach
    najprostszych usług. Zaufanie wobec obywatela musi być głównym
    drogowskazem działania instytucji publicznych. To z tego wynika
    propozycja nowelizacji ordynacji podatkowej wprowadzająca zasadę
    zobowiązującą do rozstrzygania wątpliwości podatkowych na korzyść
    podatnika. Polska racjonalna to Polska wychodząca z założenia, że to
    państwo jest dla obywatela, a nie obywatele dla państwa. Tymczasem
    Polska radykalna to Polska, w której rządzący uzurpują sobie prawo do
    tego, by wiedzieć lepiej, co jest potrzebne obywatelowi, i uważają, że w
    imię silnej władzy to interesy urzędu są najważniejsze.



    Polska racjonalna to Polska, która stawia także czoła wyzwaniu, jakim
    jest przestawienie gospodarki z konkurowania opartego na niskich płacach
    na konkurencję opartą na innowacyjności i wysokich technologiach - a
    więc i wyższych zyskach dla Polski. Dlatego pierwszym krokiem powinno
    być uchwalenie ustawy, której projekt złożyłem w Sejmie w połowie marca.
    Zwolni ona z CIT podmioty inwestujące wyłącznie w innowacyjne
    przedsięwzięcia oraz wprowadzi nowe ulgi pozwalające przedsiębiorcom
    zaliczyć do kosztów uzyskania przychodów nawet do 150 proc. poniesionych
    przez nich wydatków badawczo-rozwojowych.

     

    Siła państwa zależy od gotowości jego obywateli do poszukiwania
    konsensusu, od tego, czy potrafią oni ze sobą rozmawiać i uszanować
    swoje odmienne wrażliwości i poglądy. Potrzebujemy dialogu, a nie
    zaciśniętych pięści, agresji i wyzwisk na wiecach. Polska racjonalna
    stawia na kompromis polityczny jako metodę rozwiązywania
    najtrudniejszych, a czasem najdelikatniejszych problemów. Dotyczy to
    także kwestii ideowych czy światopoglądowych, np. szeroko dzisiaj
    omawianej sprawy konwencji przeciw przemocy czy ustawy regulującej
    kwestie stosowania metody in vitro. Racjonalność podpowiada
    rozładowywanie wątpliwości i obaw w imię uzyskania lepszych rozwiązań
    prawnych regulujących niełatwe ludzkie sprawy. Radykalność żąda toczenia
    wojny ideologicznej w imię tylko własnych poglądów, wetowania rozwiązań
    czy karania więzieniem za stosowanie metody przynoszącej szansę na
    wymarzone przez innych dziecko.



    Polska racjonalna to także Polska dumna ze swoich współczesnych sukcesów
    i szukająca najlepszych rozwiązań dla czekających ją wyzwań. To Polska
    dumna ze swoich tradycji i z osiągnięć 25 lat Wolności. To Polska
    przyszłości. Polska radykalna to Polska pogrążona w rozpamiętywaniu
    historycznych krzywd i żyjąca głównie przeszłością.

     

    Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by ten podział nie
    zdeterminował przyszłości Polski na długie lata. Na wewnętrznych sporach
    Polaków zawsze korzystali bowiem inni. Właśnie dlatego, w poczuciu
    odpowiedzialności za kraj, powinniśmy szukać porozumienia i zgody w
    sprawach najważniejszych dla Polski.

     

    Tekst Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego ukazał się w "Gazecie Wyborczej" 23 marca 2015 r.



    ​„Resortowe dzieci. Służby”. Gen. Dukaczewski jako wojskowa gwiazda TVP i TVN-u.

    http://niezalezna.pl/65362-resortowe-dzieci-sluzby-gen-dukaczewski-jako-wojskowa-gwiazda-tvp-i-tvn-u-fragment-ksiazki„Gruba kreska” dała im jeszcze większe możliwości. Wykształceni,
    obyci w świecie zaczęli służyć nowej władzy, zachodnim firmom i
    spekulacyjnemu kapitałowi. Dziś wiodą beztroskie życie, czasem piszą
    wspomnieniowe książki, pouczają i komentują polską rzeczywistość,
    aspirując do miana autorytetów – napisał dr hab. Sławomir Cenckiewicz w
    recenzji książki „Resortowe dzieci. Służby”.




    Druga część – z zaplanowanej na pięć tomów serii – poświęcona jest
    służbom specjalnym. Jedną z „służbowych” gwiazd medialnych jest generał
    brygady Marek Dukaczewski, jeden z zaufanych ludzi prezydenta Aleksandra
    Kwaśniewskiego. Generał Marek Dukaczewski bryluje w mediach. Jeden z
    użytkowników Twittera stworzył listę obecości generała w programach
    radiowych i telewizyjnych. Dziś w RMF FM szósty w tym roku występ
    Dukaczewskiego.

     



    (Fot. Twitter.com)



    Przedstawiamy fragment drugiej części "resortowych dzieci" poświęcony Markowi Dukaczewskiemu: 



    Dukaczewski w latach 1997–2001 zajmował stanowisko podsekretarza
    stanu w kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego z oddelegowaniem do Biura
    Bezpieczeństwa Narodowego. W 2001 r. został szefem WSI, a po ich
    rozwiązaniu przewodniczącym Stowarzyszenia „Sowa” założonego przez
    byłych żołnierzy WSI. Gdy ogłoszono zwycięstwo wyborcze
    Bronisława Komorowskiego w 2010 r., otworzył szampana. Wiedział, co robi
    – przeszłość wróciła. Karierę wojskową zaczął w komunistycznym
    wywiadzie w 1976 r.


     

    Dukaczewski dwa miesiące przed katastrofą smoleńską wraz z innymi
    żołnierzami Wojskowych Służb Informacyjnych utworzył Stowarzyszenie
    „Sowa”, którego został pierwszym prezesem (sprawuje tę funkcję do dziś).
    Zgodnie ze statutem jest to stowarzyszenie „żołnierzy rezerwy i
    w stanie spoczynku oraz pracowników byłych Wojskowych Służb
    Informacyjnych, a także innych wojskowych i cywilnych służb specjalnych,
    członków ich rodzin i osób identyfikujących się z tym środowiskiem
    ”.

     

    Nazwa „Sowa” nie została wybrana przypadkowo, ponieważ jest tożsama z
    kryptonimem byłego Oddziału Y, którego funkcjonariusze odegrali
    najważniejszą rolę w transformacji. Marek Dukaczewski po ukończeniu
    Technikum Nukleonicznego w Otwocku w 1971 r. dostał się na Wydział
    Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej. Po ukończeniu studiów 1
    września 1976 r. ppor. Dukaczewski podpisał zobowiązanie pracownika
    Zarządu II. Marek Dukaczewski vel Marek Dekert, bo pod takim nazwiskiem
    operacyjnym występował, podjął pracę na stanowisku projektanta systemów
    informatycznych w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Informatyki Zarządu II.


     

    W 1987 r. Dukaczewski został awansowany na majora i po roku
    skierowano go do służby w Sztabie Generalnym. W tym czasie mjr
    Dukaczewski ukończył indywidualny kurs specjalistyczny Zarządu II. Po
    przejściu w 1989 r. kursu w GRU w Moskwie mjr Dukaczewski był już
    odpowiednio przygotowany i wiosną 1990 r. został wyznaczony na attaché
    wojskowego w Norwegii, czyli szefa rezydentury w Oslo.


     

    Nazwisko Dukaczewskiego pojawia się również w archiwach Stasi,
    do których dotarł brytyjski wywiad MI6. Obok gen. Bolesława Izydorczyka
    i Konstantego Malejczyka Dukaczewski figuruje jako jeden z szefów WSI,
    „bezpośrednio zaangażowanych w działalność wywiadowczą przeciwko
    Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym już po upadku komunizmu w
    Polsce”.

    Smolar ocenia trzy miesiące Tuska: Nie jest wizjonerem. Jest mało widoczny

    Tusk
    nie był specjalnie przygotowany do objęcia funkcji szefa Rady
    Europejskiej. Prawdę mówiąc, jego ani Europa, ani polityka zagraniczna
    nie interesowały - stwierdził Aleksander Smolar.

    Jest mało widoczny - uważa szef Fundacji Batorego. Wg gościa TOK FM na małą aktywność Donalda Tuska wpływ ma też niedostatecznie dobra znajomość języków obcych.

    O ile nazwisko szefa KE Jeana-Claude'a Junckera często pojawia się w zagranicznych mediach, to Tuska bardzo rzadko. Na pewno Tusk nie jest wizjonerem. Jest mało widoczny - mówił gość "Poranka Radia TOK FM" i dodaje, że pierwsze cztery
    miesiące Donalda Tuska na fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej nie
    są sukcesem.

    Prawdę mówiąc, jego ani Europa, ani polityka zagraniczna nie interesowały. Choć czasami angażował się - z bardzo dużym sukcesem - w sprawy międzynarodowe. Tak było w przypadku Ukrainy - uważa Smolar.

    Polska jak Ukraina? Balcerowicz ostro: Gdyby rządziło PiS

    Były
    wicepremier analizuje pomysły kandydata na prezydenta. O jednej z idei
    mówi krótko: Niech PiS zgłosi od razu postulat budowy ministerstwa
    szczęścia, jak u Orwella. Albo ministerstwa...


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    60. "mamy kandydata z prawie 50% poparciem";(

    mamy ? wy macie ,bo umieracie ze strachu o swoje stołki POzycje...szanowny panie...a prawda jest taka,ze wasze kłamstwa bardzo zresztą kreatywne,sięgną kiedyś bruku,bruku z którego jakiś kolejny Młody wyrwie kostkę i rzuci w was..wtedy padniecie jak domino...
    czego zresztą serdecznie w a m życzę

    gość z drogi

    avatar użytkownika gość z drogi

    61. " .zagrają w surmy i ruszą na Platformobolszewika - przewiduje,

    panie smolar,to nie my stawialiśmy pomnik na Ossowie bolszewikom...więc jak widzę pan się potwornie boi ...a to już bardzo WAZNE ...

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    62. Syn Komorowskiego ma

    Syn Komorowskiego ma powiązania z WSI?

    Syn Bronisława Komorowskiego jest prokurentem firmy, której kapitał prowadzi do Piotra P. oficera WSI, podejrzanego o defraudację pieniędzy SKOK Wołomin – podaje „Gazeta Polska Codziennie”.

    Chodzi o spółkę Maddy Investment, która – jak wskazuje dziennik –
    zajmuje się doprowadzeniem do wygaszenia warszawskiej elektrociepłowni
    Ursus. Instalacje energetyki od lat stoją na drodze wielkiej inwestycji
    deweloperskiej.

    Gazeta podaje, że jest w posiadaniu filmu, na którym Tadeusz
    Komorowski uniemożliwia urzędnikowi Inspektoratu Ochrony Środowiska
    kontrolę instalacji energetycznych w jednej z dzielnic Warszawy.

    Poseł Adam Kwiatkowski mówi, że w świetle tych informacji powinny zostać upublicznione wszystkie dokumenty w tej sprawie.

    - Powinna zostać opublikowana księga dokumentów i 
    informacji, które są związane z funkcjonowaniem z jednej strony tej
    spółki, w której syn prezydenta Komorowskiego ma być prokurentem, a z
    drugiej strony Energetyki Ursus, która pełni dość istotną rolę dla
    zachodniej części Warszawy. I rzecz druga – jeśli rzeczywiście mamy do
    czynienia z takimi powiązaniami i jeśli to wszystko po upublicznieniu
    tych dokumentów potwierdzi się, to jest to kolejny dowód na bliskie
    relacje środowiska osób związanych z WSI a najbliższego otoczenia
    Bronisława Komorowskiego –
    zaznacza poseł Adam Kwiatkowski.

    W ubiegłym tygodniu poseł PiS Bartosz Kownacki zaprezentował zdjęcie z
    premiery filmu Bitwa Warszawska, na którym widać prezydenta w
    towarzystwie m.in. Piotra P. Kancelaria prezydenta utrzymuje, że
    Bronisław Komorowski nie zna i nie spotykał się z P.


    "Wyłania się afera Andrzeja Dudy". PO nie wyklucza komisji śledczej ws. SKOK-ów

    "Wyłania się afera Andrzeja Dudy". PO nie wyklucza komisji śledczej ws. SKOK-ów

    - Wyraźnie widać, że w pałacu prezydenta Lecha
    Kaczyńskiego lobbyści pracowali nad zablokowaniem bardzo ważnej ustawy,
    która...
    czytaj dalej »


    Wątek haitański SKOK-ów

    Chora symbioza parabanków z partią i mediami chroniącymi instytucję
    finansową przed kontrolą to w istocie największy skandal
    finansowo-polityczny III RP.





    Ta przygnębiająca historia powinna być jak memento. Ukazuje jak w
    soczewce klientelistyczną praktykę polityków PiS w stosunku do
    zaprzyjaźnionej instytucji finansowej. Od lat bowiem posłowie i
    senatorowie tej partii jak jeden mąż działają na rzecz SKOK-ów, a
    finansowane przez Kasy "niezależne", "niepokorne" i "wyklęte" media
    tworzą zwarty ideologiczny pisowski front.




    Fot. wPolityce.pl/ansa


    Sasin: "Wyborcza" staje się organem prasowym Bronisława Komorowskiego i jego sztabu

    „To jest element kampanii wyborczej
    Bronisława Komorowskiego i tak trzeba ten materiał traktować” - mówi
    poseł PiS i tekście gazety Michnika.


    Bronisław Komorowski i afera KNF

    Bez zbędnych wstępów... Dominująca narracja w postkomunistycznych
    mediach jest dziś taka: oto zły PiS chciał uchronić SKOK-i przed czujnym
    okiem Komisji Nadzoru Finansowego, ale dobry prezydent Bronisław
    Komorowski na to nie pozwolił i tym samym ocalił rzesze ciułaczy
    przed...  

    TAD9


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    63. kampanię Bronkowi robia na Czerskiej

    Paweł Wroński

    Duda euro nie da

    Wejście Polski do strefy euro to ma być zdaniem PiS główny temat
    kampanii wyborczej. Na razie w strefie euro jest europoseł Andrzej Duda,
    bo w euro zarabia.

    http://wyborcza.pl/1,75968,17671651,Duda_euro_nie_da.html

    Michał Ogórek

    Skok w sondażach

    Zwycięsko z kampanii wyborczej wyjdzie ten kandydat, przez którego wyborcy stracili w parabankach SKOK mniej.





    Uroki kampanii wyborczej w TVN24

    fot. wPolityce.pl/tvn24.pl

    fot. wPolityce.pl/tvn24.pl

    Żenujący spektakl nienawiści medialnej wobec Andrzeja Dudy odbył się w programie „Loża prasowa” w TVN24.

    Do strefy euro i tak musimy wejść, bo się do tego zobowiązaliśmy, ale PiS ma nas od tego uchronić

    — kpiła prowadząca program Małgorzata Łaszcz.

    To jest dziwny pomysł, bo wychodzi na to, że Andrzej Duda chce się
    konfrontować tylko z Leszkiem Millerem i Januszem Palikotem, bo
    tylko oni chcą wejść do strefy euro. (…) Wychodzi na to, że temat euro pojawił się, bo trzeba czymś przykryć temat SKOK

    — dodał swoje obiektywny jak zawsze Paweł Wroński z pisma Michnika.

    Szkoda, że ta propozycja nie jest, ani mądra, ani merytoryczna, ani na czasie

    — drążyła kolejna obiektywna z zestawu zaproszonych autorytetów, Renata Kim z Newsweeka.

    To jest temat do dyskusji, kiedy będziemy spełniać te
    kryteria i będziemy mogli wejść do strefy euro, a nie straszenie ludzi
    drożyzną. To jest tak głupie i niemerytoryczne, że ja się
    wstydzę za kandydata Dudę

    — pastwiła się nad kandydatem PiS Renata Kim.

    Nie ma się co wstydzić, przecież on ma euro w portfelu i chce je wydać

    — kpił po raz kolejny Wroński.

    Zaskoczeni nieobiektywnością w doborze gości byli nawet polityczni przeciwnicy PiS. Aleksandra Jakubowska z SLD zauważyła na twitterze, że TVN24 tym razem nie udaje nawet obiektywizmu.



    Duda spotykał się z Biereckim? Olejnik pyta o notatkę

    Tomasz
    Nałęcz w Radiu ZET porównał aferę w sprawie SKOK z aferą Rywina i
    wezwał Andrzeja Dudę, aby wyjaśnił swoją rolę w przygotowaniu wniosku do
    trybunału.




    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    64. Posłowie PO chcą, by A. Duda

    Posłowie PO chcą, by A. Duda wyjaśnił wątpliwości dot. SKOK

    Podkomisja nadzwyczajna ds. SKOK-ów ma nadzieję, że na jej
    posiedzeniu w środę pojawi się europoseł PiS Andrzej Duda, by wyjaśnić
    wątpliwości dot. przygotowywania wniosku do TK w sprawie kas - mówił we
    wtorek przewodniczący podkomisji Marcin Święcicki (PO).


    PiS żąda wyjaśnień ws. prac podkomisji o SKOK-ach

    PiS chce wyjaśnień od marszałka Sejmu ws. statusu
    podkomisji, która zajmuje się SKOK-ami. Obecnie nie dąży ona do
    rozstrzygnięcia sprawy i ochrony członków kas, jest zaś tylko elementem
    gry politycznej – podkreślają posłowie.

    W Sejmie odbyło się kolejne posiedzenie podkomisji ds. zbadania realizacji ustawy o SKOK-ach.

    Poseł Maria Zuba, członek komisji, podkreśliła, że podczas
    dotychczasowych spotkań Komisja Nadzoru Finansowego nie zaproponowała
    ani jednej zmiany w funkcjonowaniu spółdzielczych kas.

    - Dlaczego przychodzą na podkomisję? Nie mają tak naprawdę
    żadnych wniosków z których wynikałoby, że wprowadzenie rozwiązań
    budowanych na ich przemyśleniach dawałoby poprawę w zarządzaniu SKOK-ami
    i bezpieczeństwo dla klientów SKOK-ów. Stąd też nasz wniosek do
    marszałka, żeby określić zakres prac podkomisji, cel tej podkomisji oraz
    to, czym powinniśmy zakończyć naszą pracę w podkomisji
    – powiedziała poseł Maria Zuba.

    Dziś przed komisję – na wniosek przewodniczącego posła PO Marcina
    Święcickiego – miał być wezwany europoseł Andrzej Duda. Celem
    przesłuchania kandydata na prezydenta miało być wyjaśnienie okoliczności
    powstania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego ws. zbadania zgodności z
    konstytucją rządowej ustawy, która dotyczyła kas.

    Politycy PiS-u chcą natomiast, aby komisja zbadała m.in. okoliczności
    ograniczenia przez prezydenta Bronisława Komorowskiego wniosku do
    Trybunału Konstytucyjnego, który skierował śp. Lech Kaczyński. Prezydent
    pozostawił jedynie dwa z 73 zarzutów do ustawy.

    W ocenie posła Jerzego Szmita prawdopodobnym jest, że działania
    podkomisji są elementem kampanii wyborczej skierowanej przeciwko
    Andrzejowi Dudzie.

    - Jeżeli okaże się, że te wnioski, które dzisiaj będziemy
    stawiać w czasie obrad podkomisji, zostaną przez większość PO odrzucone,
    to będziemy mieli jasny, jednoznaczny dowód na to, że nie chodzi tutaj o
    wyjaśnienie spraw związanych ze spółdzielczymi kasami. Dąży się zaś do
    tego, aby prace podkomisji stały się elementem kampanii wyborczej
    wymierzonej w Andrzeja Dudę jako kandydata na prezydenta
    – dodał poseł Jerzy Szmit.

    Katarzyna Kolenda-Zaleska

    W tej kampanii tylko premier robi, co trzeba. Zacznie się walka

    Teraz się chyba już naprawdę zacznie, bo
    do wyborów został miesiąc. Miejmy nadzieję, ponieważ dotychczasowa
    kampania woła o pomstę do nieba. To najnudniejsza, najmniej merytoryczna
    i najmniej emocjonująca kampania ze wszystkich, które widziałam. Nie ma
    żadnej dyskusji - nie mylić z debatami - o poważnych sprawach dla
    Polski. Nie ma żadnego prawdziwego, rozpalającego wyobraźnię sporu.
    Nawet ataki kandydatów na siebie są miałkie i bez polotu.
      Raczej można mówić o karykaturze kampanii, skoro najważniejszym tematem
    politycznym ostatnich dni jest to, czy obecny prezydent poluje i
    zabija, czy poluje i nie zabija..



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    65. Jarosław KurskiW PiS



    Jarosław Kurski

    W PiS prawdą jest to, w co wierzy prezes

    Według PiS-owskiej definicji prawdą jest to, w co wierzy prezes. Ale
    gdy prawda staje się kwestią wiary - a więc nabiera wymiaru religii - a
    nie racjonalnego poznania, kończy się dialog.







  • Paweł Wroński


    Jak PiS propagandowo wykorzystuje WSI

    Prawo i Sprawiedliwość apeluje, aby prezydent Bronisław Komorowski
    ujawnił swoje związki z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Nie będzie
    to trudne.

  • Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    66. Nowe stenogramy z TU-154M.

    Nowe stenogramy z TU-154M. Prowokacja przed wyborami?

    Tuż przed piątą rocznicą katastrofy smoleńskiej 7 kwietnia media

    publikują kolejne informacje, które uderzają w polskich pilotów. RMF FM

    ujawnia nowy fragment stenogramu rozmów z rządowej maszyny.




    Gen. Błasika jednak w kokpicie nie było? Radio ZET: Autorka głównej opinii nie jest pewna

    Radio
    dotarło także do innej opinii, w której biegli opisują rażące błędy
    rosyjskich kontrolerów Wiktora Ryżenki i Pawła Plusnina oraz ich dowódcy
    Nikołaja Krasnokutskiego.

    Duda straci na sprawie smoleńskiej?

    Agnieszka Kublik
    2015-04-09

    http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105402,17725127,Duda_straci_na_sprawie_s...

    Badanie Ariadna, 3-7 kwietnia 2015 r., próba losowo-kwotowa, ogólnopolska, reprezentatywna, 1088 dorosłych Polaków.
    Badanie zostało przeprowadzone na początku kwietnia. Norbert
    Maliszewski, dr hab., politolog UW, zapytał, który z kandydatów na
    prezydenta RP politycznie rozgrywa 5. rocznicę katastrofy smoleńskiej.
    Kto gra Smoleńskiem?


    Najliczniejsza grupa - 40 proc. - nie wskazała żadnego z jedenastu
    kandydatów. O wykorzystywanie tej tragedii najczęściej jest posądzany
    kandydat PiS - Andrzej Duda - wskazało go aż 38 proc. Prezydenta
    Bronisława Komorowskiego - 10 proc. To rozkład odpowiedzi wśród
    wszystkich badanych. Inaczej to wygląda, gdy pytanie zadano sympatykom
    Komorowskiego i Dudy. Polaryzacja jest jeszcze silniejsza. Sympatycy
    kandydata PiS o grę smoleńską podejrzewają najczęściej Komorowskiego (25
    proc.), a sympatycy urzędującego prezydenta podejrzewają Dudę (59
    proc.). Ciekawie układa się to wśród wyborców niezdecydowanych. W tej
    grupie 52 proc. wskazuje kandydata PiS, a tylko 6 proc. prezydenta.
    Czyli podobnie, jak w grupie zwolenników Komorowskiego.


    PiS stara się Dudę trzymać z dala od "spraw smoleńskich", ale sondaż
    pokazuje, że nieskutecznie. To nic, że do tej pory unikał odpowiedzi na
    pytania o katastrofę, to nic, że 10 kwietnia podczas PiS-owskich
    obchodów 5. rocznicy katastrofy Duda nie będzie miał żadnego
    przemówienia (Jarosław Kaczyński będzie przemawiał dwa). Widać wyborcy
    pamiętają, że Duda należy do wyznawców wiary w zamach smoleński i
    wybuchy na pokładzie tupolewa. Wierzy w ustalenia ekspertów Macierewicza
    i w porównanie Kaczyńskiego katastrofy smoleńskiej do ataku na wieże
    WTC z 11 września 2001 r.

    Czy dla wyborców PiS wiara Dudy
    jest problemem? Teorię o zamachu podziela 34 proc. jego sympatyków. Ale
    wśród wyborców niezdecydowanych - o których głosy zabiega Duda - zamach
    jako przyczynę wymienia tylko 3 proc. W tej grupie dominuje ocena, że
    przyczyną katastrofy były błędy polskiej załogi i rosyjskich
    kontrolerów. Poglądy niezdecydowanych są podobne do tych elektoratu
    Komorowskiego, który najczęściej wskazuje błędy pilotów i kontrolerów w
    Smoleńsku.

    Katastrofa dzieli emocjonalnie


    U 36 proc. badanych wspomnienia o katastrofie budzą smutek. 27
    proc. - przyznaje się do obojętności, a 17 - nawet do niechęci.


    Uczucia znacznie różnią elektoraty obu kandydatów. Wśród
    sympatyków kandydata PiS dominuje uczucie smutku - 69 proc., 6 proc.
    wspomina o niechęci.

    Wśród przyszłych wyborców
    Komorowskiego smutek deklaruje 32 proc., niechęć - 20 proc. Wyborcy
    niezdecydowani najczęściej przyznawali się do odczuwania niechęci - 26
    proc. i smutku - 25 proc.

    Zdecydowana większość badanych
    (83 proc.) przyznaje, że nie zamierza uczcić 5. rocznicy katastrofy
    smoleńskiej. 17 proc. - ma taki zamiar. Najczęściej taką deklarację
    składali zwolennicy Dudy - 44 proc. I tylko 10 proc. sympatyków
    prezydenta i 11 proc. niezdecydowanych.

    Czy zatem 5.
    rocznica katastrofy smoleńskiej może mieć wpływ na kampanię Dudy? Dr
    Maliszewski ocenia, że Duda wiarą w zamach może zniechęcić do oddania na
    siebie głosu wyborców niezdecydowanych i centrowych. - Trzeba jednak
    pamiętać, że w I turze Duda głównie uzyskuje poparcie elektoratu PiS.
    Straty mogą być minimalne - precyzuje politolog. - Inaczej w II turze. Z
    badania wynika, że niezdecydowani mają w kwestii smoleńskiej katastrofy
    odmienne poglądy niż kandydat PiS. Duda więc może nie rozbić szklanego
    sufitu PiS-owskiego elektoratu, a niezdecydowani mogą chętniej wybierać
    Komorowskiego.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    67. Przed jakim Dudą ostrzega nas

    fot. wPolityce.pl


    Przed jakim Dudą ostrzega nas "Wyborcza"? "W lewej ręce trzyma
    swobodnie mikrofon. Ale prawą dłoń machinalnie zwiją w pięść". EKSTRA
    CYTATY

    Dziennikarze „Gazety Wyborczej” postanowili przeszkodzić w kampanii wyborczej Andrzej Dudy. Chyba nie bardzo im to wyszło.





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    68. Komorowski non stop w mediach, wywiad za wywiadem

    Wywiad prezydenta w Kontrwywiadzie RMF FM

    Polityka informacyjna prokuratury ma ogromne znaczenie dla budowania
    braku pewności Polaków, że sprawy są ostatecznie wyjaśnione, nazwane,
    zdefiniowane - mówił prezydent w RMF FM.

    Prezydent krytycznie o polityce informacyjnej prokuratury

    Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że chce zaprosić
    Prokuratora Generalnego na rozmowę, żeby wyjaśnić skąd się biorą te
    niespójności, jeśli chodzi o politykę informacyjną w kwestiach
    dotyczących katastrofy smoleńskiej.


    100 konferencji prasowych o „sukcesach” Komorowskiego

    Wyborcom potrzebna jest rzetelna
    informacja o rzeczywistych „osiągnięciach” obecnej głowy państwa -
    stwierdza dr Zbigniew Kuźmiuk

    Gazeta.pl z Bronisławem Komorowskim

    Trwa pierwszy w Polsce hangout z urzędującym prezydentem i pierwsza z
    naszej serii wideorozmów na żywo z kandydatami w wyborach prezydenckich.
    Możecie ją śledzić na żywo na Gazeta.pl oraz na kanale Gazeta.pl na
    YouTubie. Prowadzi ją dziennikarz Radia TOK FM Adam Ozga.

    Bronisława Komorowskiego
    przepytują: dr Ewa Modrzejewska z MamPrawoWiedziec.pl, Kamila Sidor z
    Geek Girls Carrots, Jakub Krupa, dziennikarz i aktywista polonijny w
    Londynie, oraz Przemysław Pająk, twórca Spider's Web. I Wy, drodzy
    czytelnicy.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    69. Smolar: Duda to nie człowiek



    Smolar: Duda to nie człowiek na miarę prezydentaSmolar: Duda to nie człowiek na miarę prezydenta
    Próba
    dyskredytowania prezydenta RP jako ciołka i kretyna pomniejsza tych,
    którzy to czynią. Niczym sobie nie zasłużył na to, żeby go nazywać
    takimi słowami - powiedział w Radiu ZET o Bronisławie Komorowskim
    Aleksander Smolar.

    powiedział w Radiu ZET o Bronisławie Komorowskim
    Aleksander Smolar. Prezes Fundacji Batorego wypowiedział się także
    na temat Andrzeja Dudy.

    Monika Olejnik przypomniała w trakcie rozmowy słowa Andrzeja Dudy, który
    stwierdził, ze nie może nazwać prezydenta Bronisława Komorowskiego
    notariuszem, ponieważ obraziłby notariuszy.

    - To jest po prostu
    śmieszne. Jak PiS pozwala sobie na takie komentowanie. Próba
    dyskredytowania prezydenta RP jako ciołka i kretyna pomniejsza tych,
    którzy to czynią. Niczym sobie nie zasłużył na to, żeby go nazywać
    takimi słowami. Dopiero poznaliśmy Andrzeja Dudę - odpowiedział Smolar.Duda nie nadaje się na prezydenta?

    Według
    Smolara "kandydat PiS nie jest człowiekiem na miarę tego (prezydent
    - przyp. red.) urzędu". - Ma słaby charakter, nie podejmuje żadnych
    decyzji - wyliczał Smolar. - Chciałbym usłyszeć od Andrzeja Dudy słowa
    "To ja będę decydował, nie Kaczyński"- dodał.

    Radio ZET

    Szef Fundacji Batorego o pomniku smoleńskim: To błąd Platformy

    To była próba zajęcia przestrzeni symbolicznej, pokazania, że
    prawdziwym, wiecznym władcą tego pałacu jest brat przywódcy PiS Lech
    Kaczyński - skomentował pomysł ustawienia pomnika przed Pałacem
    Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu Aleksander Smolar. Prezes
    Fundacji Batorego był gościem audycji w Radiu ZET w czwartek rano.Smolar skrytykował prezydenta Bronisława Komorowskiego i prezydent
    Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz za prowadzenie debaty wokół pomnika w
    czasie kampanii prezydenckiej. - Sprawa pomnika powinna być załatwiona,
    ale nie w atmosferze wyborczej. To był poważny błąd ze strony Platformy.
    Takie tematy podejmuje się w atmosferze spokoju - mówił. - Jak przewali
    się jedna kampania wyborcza i druga kampania wyborcza, można będzie po
    cichu zaproponować Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jesteśmy gotowi wznieść
    pomnik, ale musi ustać ta nienawistna kampania - dodał Smolar.


    Szef Fundacji Batorego przypomniał, że nawet pomniki wybitnych
    postaci historycznych często powstają dopiero po kilkudziesięciu latach
    od ich śmierci. - Weźmy dwie najwybitniejsze postaci ostatniego wieku.
    Winston Churchill i Charles de Gaulle. Pomniki powstawały po wielu
    dziesiątkach lat - argumentował Smolar.

    Kukiz "niesie błysk", a Korwin-Mikke "jest ekscentrycznym, beznadziejnym staruszkiem"

    Kukiz "niesie błysk", a Korwin-Mikke "jest ekscentrycznym, beznadziejnym staruszkiem"

    Kandydaci na prezydenta Janusz Korwin-Mikke i
    Paweł Kukiz to przejaw nowego typu populizmu, który może sprzyjać
    przeformowaniu...
    czytaj dalej »

    Kandydaci na prezydenta
    Janusz Korwin-Mikke i Paweł Kukiz to przejaw nowego typu populizmu,
    który może sprzyjać przeformowaniu całej prawicy - stwierdził w "Faktach
    po Faktach prof. Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego.
    Z kolei
    zdaniem socjolog prof. Jadwigi Staniszkis, Kukiz jest "czymś na prawdę
    pozytywnym" na polskiej scenie politycznej. - Korwin-Mikke jest
    ekscentrycznym, beznadziejnym staruszkiem – oceniła.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    70. Wajda, Olbrychski i Sonik

    Wajda, Olbrychski i Sonik „głosują” na Komorowskiego. Chcą „rozstrzygnąć wybory w I turze”



    „Rozstrzygnijmy wybory w pierwszej turze” – pod takim hasłem ma
    przebiegać finał kampanii ubiegającego się o reelekcję prezydenta
    Bronisława Komorowskiego. Sztab kandydata...



    wPolityce.pl/tvn24


    Odjazd! Nałęcz do Ziobry: "Pan jest jak kępa wodorostu, która przylepia się do dużego okrętu, jakim jest prezydent Komorowski!"

    "Skąd ta propaganda obecna w pana ustach?
    Jeśli pan prezydent wierzy w wygraną w pierwszej turze, to ma
    przewidzenia" - odpowiadał prezes Solidarnej Polski.

    Dzień, w którym pan nie napluje na Komorowskiego uważa pan za
    stracony. Pan przypomina mi kępę wodorostu, który przylepia się do
    dużego okrętu, jakim jest prezydent Komorowski. Czy pan nie ma innego
    sposobu na życie niż plucie na Komorowskiego?

    irytował się prof. Tomasz Nałęcz, niemal krzycząc do
    Zbigniewa Ziobry, gdy ten przypomniał prezydenckiemu doradcy, że
    Bronisław Komorowski podpisał ustawę podwyższającą podatki i
    wydłużającą wiek emerytalny.

    Wcześniej Nałęcz bulwersował się dzisiejszą konferencją Jarosława Kaczyńskiego:

    Insynuacja Kaczyńskiego bierze się z arogancji i pogardy dla ludzi.
    (…) To nie jest tak, że można wydać polecenie osobom. Kto jest dzisiaj w
    stanie, przy tak zróżnicowanej Polsce i zróżnicowanych komisjach, wydać
    takie polecenie? Chorobliwa wyobraźnia prezesa!

    — mówił.

    Dodawał przy tym, że „Prezes oliwi tryby klęski”.

    Ziobro odpowiadał:

    Skąd ta propaganda obecna w pana ustach? Jeśli pan prezydent wierzy w pierwszą turę, to ma, delikatnie mówiąc, przewidzenia

    — oceniał.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    71. Na 9 dni przed II turą Komorowski zostanie człowiekiem roku „Gaz

    Na 9 dni przed II turą Komorowski zostanie człowiekiem roku „Gazety Wyborczej”. Laudację wygłosi… Tusk
    http://wpolityce.pl/polityka/242580-zanosi-sie-na-niezly-cyrk-w-rodzinie...

    PAP/Krzysztof Świderski/Fratria/

    PAP/Krzysztof Świderski/Fratria/

    W zasadzie nie wiemy, czy to nie jest jakiś spóźniony
    primaaprilisowy żart. I zastrzegamy - że nie do końca w to wierzymy, bo
    informacja podana przez serwis Tomasza Lisa brzmi groteskowo.
    Ale podajemy ją z olbrzymim uśmiechem na twarzy.

    Jak czytamy, 15 maja, na 9 dni przed II
    turą wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski otrzyma… nagrodę
    Człowieka Roku „Gazety Wyborczej”. Agora postanowiła tym samym zdjąć
    zupełnie maskę i wesprzeć na finiszu kampanii swojego kandydata. Mało tego - laudację dla Komorowskiego ma wygłosić… ściągnięty z Brukseli Donald Tusk!

    Urzędujący prezydent dołączy więc do grona laureatów, które stanowią
    między innymi Vaclav Havel, Tadeusz Mazowiecki czy Bronisław Geremek. A
    że na 9 dni przed II turą wyborów? Ot, przypadek - jak wszystko w III RP.

    wwr, natemat.pl

    Smolar: Ogórek i Miller wbili nóż w plecy SLDSmolar: Ogórek i Miller wbili nóż w plecy SLD
    Aleksander
    Smolar, prezes Fundacji Batorego, stwierdził, że obserwujemy przewagę
    PO, chociaż "pół roku temu wydawało się, że to PiS idzie do władzy".

    Do niedawna wydawało się, że PO jest wypalona i w
    tej atmosferze odchodził Tusk, który jest w Polsce praktycznie
    zapomniany. To jest prawdopodobnie przyczyna wzrostu notowań Platformy
    - dodał na antenie radiowej Jedynki.

    Zdaniem Smolara wpływ na niskie notowania lewicy może mieć wymieranie
    elektoratu SLD oraz efekt Magdaleny Ogórek. Jak stwierdził, razem
    z szefem SLD "wbiła nóż w plecy SLD". - Jej przekaz jest sprzeczny
    z wrażliwością lewicy, z tym czego wyborcy oczekują od tej partii
    - dodał. 



    Agnieszka Kublik

    Dlaczego prezes PiS mówi o fałszowaniu wyborów? Gra na obniżenie frekwencji

    Jarosław Kaczyński wie, że mniej Polaków przy urnach 10 maja jest korzystniejsze dla kandydata PiS Andrzeja Dudy.Jarosław Kaczyński tuż przed pierwszą turą wyborów prezydenckich
    insynuuje, że wybory mogą być nieuczciwe. Gra na obniżenie frekwencji.
    Mniej Polaków przy urnach 10 maja jest korzystniejsze dla kandydata PiS
    Andrzeja Dudy.




    Rzecznik PiS demonstracyjnie opuszcza studio „Dziś wieczorem”. „W takiej farsie nie będziemy brali udziału”



    Niespodziewanym wyjściem Marcina Mastalerka ze studia TVP zaczął
    się program „Dziś wieczorem” prowadzony przez Piotra Kraśkę. – W takiej
    farsie nie będziemy brali udziału –...



    Wróblewski: Prezydent ostatniego wyboru


    Żeby przekonać państwa do udziału w wyborach, moglibyśmy napisać coś
    o roli prezydenta. 
    Głowa państwa, jedyna osoba wyłaniana głosami
    wszystkich Polaków, i cały ten splendor – pałac, limuzyny. Moglibyśmy
    napisać coś o racji stanu, że tradycja i ponadpartyjny bezpiecznik
    naszej państwowości. Ale państwo doskonale wiecie, że prezydent Nowej
    Soli ma więcej uprawnień niż prezydent z Krakowskiego Przedmieścia,
    a system wyborczy zostawia go na łaskę i niełaskę aparatu partyjnego. No
    to po co zrywać się w niedzielę? Jesienią będą kolejne, te właściwe,
    wybory.

    Medialne wyrocznie pouczą nas oczywiście o obywatelskim obowiązku. Inne
    uderzą w społecznikowski ton – ten, kto nie głosuje, nie ma później
    prawa do narzekania. Ale i na to niech państwo się nie złapią. Wybory
    to żaden obowiązek, tylko prawo, z którego korzystamy, jeżeli widzimy
    taką potrzebę. A narzekać możemy, bo płacimy podatki.

    Ostatnim
    razem ponad połowa z nas poszła głosować. Wśród państwa są pewnie i ci,
    co zaufali, że wszystko się zmieni. W końcu chwila była podniosła. Ledwo
    co pochowaliśmy jednego prezydenta i mieliśmy wrażenie, że politycy
    przechodzą jakąś wewnętrzną przemianę. Niestety, na wrażeniach się
    skończyło i im większe było rozczarowanie, tym większa może być teraz
    niechęć do głosowania. I my nie będziemy odżegnywać państwa od czci
    i wiary, jeżeli zbojkotujecie wybory czy wręcz nazwiecie to biernym
    oporem.

    Ale z tym biernym oporem jest jednak pewien problem.
    Partolenie roboty i narażanie na szkody reżimowych fabryk może i mogło
    przyspieszyć upadek PRL, ale z wyborami może być odwrotnie. Partie
    polityczne i ich kandydaci na prezydenta nie chcą waszego wysiłku.
    Cieszą się z biernego oporu. Najchętniej do wyborów dopuszczaliby tylko
    członków swoich partii. Własnych klanów. Gdyby było inaczej, to nie
    myśleliby o wyeliminowaniu z głosowania Polaków za granicą albo
    ogłosiliby wybory w internecie. Jeżeli jesteście młodzi i dochodzicie
    do wniosku, że aby założyć rodzinę, trzeba się wynieść do Londynu, to PO
    i prezydent Komorowski wolą, żebyście zastosowali bierny opór.
    Nie chcą, żebyście brali udział w wyborach. To samo, jeżeli jesteście
    przedsiębiorcami i uwierzyliście, że runą mury dla przedsiębiorczości
    albo uprości się prawo podatkowe.


    Jeżeli jednak macie drugi dom
    nad jeziorem i nieźle wam się powodzi, to – z kolei Duda – wolałby,
    żebyście w ten weekend wyjechali z miasta. Dotyczy to też każdego, kto
    ma dobrą pamięć i wie, ile tak naprawdę poprawiło się w kraju przez
    ostatnie ćwierć wieku. Duda nie chce, żeby głosowali ci, co zapamiętali
    zmorę kolejek, mieszkań z przydziału, talonów na samochód

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    72. Goldman Sachs wie, kto wygra


    Goldman Sachs wie, kto wygra wybory

    Wszystko rozstrzygnie się przy urnach, ale....

    Zdaniem Magdaleny Polan, ekonomistki londyńskiego oddziału Goldman
    Sachs, najprawdopodobniej zwycięzcą zostanie obecny prezydent Bronisław
    Komorowski, choć będzie potrzebował drugiej tury, by nadal zamieszkiwać w
    pałacu przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

    Przedstawicielka amerykańskiej instytucji uważa, że Komorowski „nadal
    będzie koncentrować się na kwestiach bezpieczeństwa, współpracy z
    głównymi partnerami europejskimi oraz wsparciu dla Ukrainy”. Podobnie
    jak w ciągu minionych pięciu latach, będzie starał się być „neutralny” i
    nie angażować się w kontrowersyjne wydarzenia w kraju.

    Z ekonomicznego punktu widzenia, istotne będzie – zdaniem Polan –
    dalsze wspieranie „zrównoważonego podejścia Platformy Obywatelskiej do
    konsolidacji fiskalnej, polityki pro-wzrostowej, a także poparcie dla
    dużych projektów infrastrukturalnych i działań mających na celu
    uporządkowanie systemu podatkowego i złagodzenia warunków biznesowych".

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    73. TOK FM Wielowieyska o

    Chyba już nastał czas, by przestać traktować ludzi jak idiotów - pytała
    Jana Wróbla
    -Andrzeja Dudę Dominika Wielowieyska. Publicysta, który
    wcielił się w nieobecnego w studiu kandydata PiS na prezydenta,
    odpowiedział szczerze, czemu mówi o 250 miliardach złotych, które
    zamierza zdobyć.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    74. Leninowska, organizatorska rola mediów..




    Zaprosili wszystkich, nie przyszedł tylko prezydent Komorowski. DEBATA W TVP NA ŻYWO

    Zaproszono wszystkich 11-ro kandydatów. Wczoraj rano w radiowej Trójce Bronisław Komorowski swoją
    decyzję tłumaczył tym, że " wyborcom należy się pogłębiona dyskusja, a
    nie płytka awantura". Prezydent chce konfrontacji, ale przed ewentualną
    II turą.


    Trzech na jednego to lepsze niż dziesięciu na jednego, a tak wygląda ta kampania: wszyscy huzia na jednego Józia…

    mówił Bronisław Komorowski w rozmowie na antenie Polsat News, dziękując za inną niż w TVP formułę rozmowy.

    Prezydent nie zgadzając się na debatę ze swoimi kontrkandydatami w
    wyborach, wybrał unik - i spotkał się z przedstawicielami Polsatu News,
    „Rzeczpospolitej” i Programu 1 PR (Gugała, Piasecki, Szubartowicz) w ulubionym przez siebie sposobie debatowania: z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami.

    -------------------------------------

    Wojciech Czuchnowski

    Szczujnie: Duda się uda, A Komorowski Be

    Po lekturze ostatniego numeru tygodnika "wSieci" trudno zrozumieć,
    dlaczego polska ziemia nosi jeszcze kogoś takiego jak Bronisław
    Komorowski.


    Sens majowego wyboru

    Wybierając Dudę, możemy mieć prezydenta dwugłowego, a właściwie jednogłowego, lecz z głową spoza Pałacu.


  • Komorowski w TOK FM o debacie w TVP: Ręka boska mnie chroniła...

    Wczoraj odbyła się pierwsza debata prezydencka z udziałem 10 kandydatów. Zabrakło tylko urzędującego Bronisława Komorowskiego.



  • To nie była debata. To wina TVP i kandydatów [AGNIESZKA KUBLIK]

    Kodeks Wyborczy z 2011 r., powiada, że "TVP ma obowiązek
    przeprowadzenia debat pomiędzy (...) kandydatami na prezydenta RP".
    Słowa kluczowe "debata" i "pomiędzy" padają też w rozporządzeniu
    Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.



    "Financial Times": Kampania Komorowskiego jest bezbarwna

    "Financial Times" poświęca Komorowskiemu tekst zatytułowany "Bezbarwna
    kampania pcha polskiego prezydenta w kierunku drugiej tury".



    "Bronisław Komorowski, reprezentujący Platformę Obywatelską,
    rozpoczął wyścig prezydencki na pozycji, która miała zagwarantować
    zwycięstwo w pierwszej turze i utorować partii zwycięstwo w trzecich z
    rzędu wyborach parlamentarnych. Ale bezbarwna kampania, w której nie
    doszacował opozycji, sprawiła, że Komorowskiemu spadło poparcie i druga
    tura staje się prawdopodobna" - pisze "FT".



    "Prezydentura to zadanie przede wszystkim reprezentacyjne, ale
    ten, kto ma urząd, jest przywódcą sił zbrojnych, ma też prawo weta" -
    przypomina brytyjski dziennik.



    "FT" pisze też o wczorajszej prezydenckiej debacie i o tym, że
    Andrzej Duda, w przeciwieństwie do Komorowskiego, zdecydował się wziąć w
    niej udział. "Dudzie przypisuje się rolę ożywienia opozycji" - zauważa
    dziennik. Dodaje, że kiedy rywale przygotowywali się do debaty,
    Komorowski odwiedził Olsztynek.



    "Członkowie partii rządzącej prywatnie przyznają, że prezydent
    stracił szansę na wygraną w pierwszej turze, a także że Andrzej Duda ma
    szansę przyciągnąć wyborców rozczarowanych PO. Kampania Komorowskiego
    cierpi również na tym, że prezydentowi zarzuca się arogancję i
    samozadowolenie, a to nie podoba się części wyborców PO" - czytamy w
    dzienniku.



    Bronisław Komorowski - jak twierdzi "FT" - odmówił rozmowy z gazetą, mimu kilku próśb.



    Wolność kocham i głosuję

    Polska nie jest państwem tylko w teorii. Nie jest kondominium
    niemiecko-rosyjskim ani krajem rządzonym przez Żydów i masonów. Staliśmy się symbolem sukcesu nie tylko w Europie, państwem stabilnej
    demokracji, wzrostu gospodarczego, krajem coraz zamożniejszych
    obywateli, ważnym partnerem w UE i odpowiedzialnym sojusznikiem NATO.

    - pisze JAROSŁAW KURSKI.








    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    75. Czeka nas ciężka jesień....III RP kontratakuje

    Większość Polaków dała sobie wmówić, że ich kraj istnieje tylko w teorii? 


    Jarosław Kurski

    10.05.2015

    20:59

    To fatalny wynik Bronisława Komorowskiego. To fatalny znak mówiący dużo o nastrojach Polaków.

    Urzędujący prezydent słabo poprowadził kampanię wyborczą. Nie zrobił
    atutu ze swoich osiągnięć. Wypadł blado na marnym tle "antysystemowych" kandydatów: Dudy - człowieka bez własnego zdania i osobowości - czy Kukiza
    - rockowego piosenkarza. Ich sumaryczny wynik zwala z nóg. Czyżby
    większość Polaków dała sobie wmówić, że ich kraj istnieje tylko w
    teorii? Że jest kondominium? Że "ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie"?


    Tak oto wieloletnia kampania obrzydzania własnego państwa
    właśnie przynosi owoce. Potwierdza to słaba frekwencja działająca
    przeciw obecnemu prezydentowi. Jeśli Komorowski nie poderwie teraz swojego elektoratu, prezydentem zostanie Andrzej Duda.

    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,17894351,Wiekszosc_Polakow_dala_sobie_wmowic__ze_ich_kraj_istnieje.html


    Koalicja Dudy i Kukiza oznaczać będzie rządy Kaczyńskiego z
    Macierewiczem, rządy absurdu i szczujni. To oczywiście jest czarny
    scenariusz polskiej przyszłości. Wierzę, że można temu jeszcze zapobiec.
    Dla tak ponurej przyszłości – szkoda Polski

    — pisze w „Gazecie Wyborczej” Adam Michnik w powyborczym komentarzu.




    W 2007 r. odzyskaliście Polskę dla Michnika i dostaliście kolejne seanse nienawiści w jego mediach

    ©

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    76. Gazeta Wyborcza w sioku


    Komentarze


    Majcherek: Wynik Komorowskiego jest szokujący

    Wybory prezydenckie 2015. - Mamy do
    czynienia z dwiema sensacjami. Pierwsza to nieprawdopodobne tempo spadku
    poparcia dla Bronisława Komorowskiego. Druga to wynik Pawła Kukiza -
    komentuje sondażowe wyniki exit poll (IPSOS) Janusz Majcherek, filozof i
    wykładowca akademicki.



    Janusz Majcherek: - Po pierwsze, szacunkowe wyniki wyborów, podobnie jak
    wyniki w Wielkiej Brytanii każą z wielka ostrożnością podchodzić do
    przedwyborczych sondaży, które rozminęły się z rzeczywistością. To
    pierwsza refleksja. Druga jest taka, że mamy do czynienia z dwiema
    sensacjami. Pierwsza to nieprawdopodobne tempo spadku poparcia dla
    Bronisława Komorowskiego. Jeszcze kilka miesięcy temu wszyscy byli
    przekonani, że druga kadencja dla urzędującego prezydenta jest
    przesądzona. Powszechnie mówiło się, że główne partie wystawiły
    przeciwko niemu zastępczych kandydatów, bo liderzy bali się porażki.
    Stąd niedzielny wynik Komorowskiego jest szokujący. Z pewnością
    Platforma obrosła w piórka jako partia rządząca.

    Wynik Pawła Kukiza
    jest chyba największą sensacją. W pewnym stopniu da się go w jakimś
    stopniu wytłumaczyć ogólnoeurpejskim trendem: w wielu krajach pojawiły
    się ugrupowania bądź kandydaci kontestujący obecny system polityczny i
    zdobywający spore poparcie, jak hiszpański Podemos. Przypomnę jednak, że
    Platforma Obywatelska na samym swoim początku też startowała jako ruch
    obywatelski, antyestablishmentowy. Siłą rzeczy z biegiem lat stała się
    jednak elementem tego systemu i to ona głównie jest dzisiaj kontestowana
    jako jego symbol. Ale pamiętajmy, że młodzi, którzy w dużym stopniu
    odwrócili się od PO są z natury radykalni i lgną do różnych ekstremów.


    Sam Kukiz po ogłoszeniu wyników zachował się jak najgorzej,
    wręcz skandalicznie. Jeśli Andrzej Lepper wprowadził do polityki język
    prymitywizmu, to Kukiz go w tym przebił. To był popis nienawiści, wręcz
    chamstwa.

    To jednak zachowanie właśnie wyborców Kukiza będzie kluczowe dla wyników w drugiej turze. Wydaje mi się, że nieco więcej zwolenników będzie miał wśród nich Andrzej Duda.


    W oczy rzuca się jeszcze spektakularna klęska kandydatki SLD
    Magdaleny Ogórek. To katastrofa dla SLD i jestem przekonany, że dojdzie
    tam do trzęsienia ziemi. Druga rzecz to szokująco niska frekwencja. Dla
    prawie połowy wyborców wybory prezydenta były zupełnie obojętne. To
    smutne.

    Palikot po klęsce: Cyniczna Platforma doprowadziła do tego, że wraca IV RP [NA ŻYWO]

    Sondażowe wyniki - mówił Palikot - pokazują też, że ''grożą nam rządy
    Ku-Klux-Klanu, rządy Kaczyńskiego, Korwina i Kukiza''. Takie rządy -
    stwierdził - oznaczałyby świat ''państwa na wpół wyznaniowego, gdzie
    większość ustaw i zasad będzie miała wpisane decyzje religijne".

    Wybory prezydenckie 2015. Jan Hartman: Nie wszystko stracone

    Mam nadzieję, że te wyniki zmobilizują siły obozu postępu - Jan Hartman komentuje wyniki sondażowe.

    Upadł mit zabetonowanej sceny politycznej przez PO i PiS.
    Zsumowane głosy mniej lub bardziej radykalnej prawicy pokazują, że jest
    ona w stanie przejąć władzę w Polsce. A to oznacza, że frustracja w
    polskim społeczeństwie jest ogromna, dlatego się radykalizuje.
    Wykorzystała to radykalna prawica. To bardzo niebezpieczne dla Polski.
    Mam nadzieję, że te wyniki zmobilizują siły obozu postępu. Nie wszystko
    jeszcze stracone. Obudzić się musi lewica i centrolewica. Drogą do tego
    jest zjednoczenie sił lewicowych, mam nadzieję, że w końcu do tego
    dojdzie.
    -----------------------------

    Jan Widacki, krakowski adwokat, b. poseł lewicy, tak skomentował wynik wyborów: - Zawsze powtarzam sobie, że nie można obrażać się na demokrację, ale te wyniki są przerażające. Zwłaszcza wynik Pawła Kukiza.

    - Ta jego eksplozja nienawiści ze sceny po ogłoszeniu wyników to coś porażającego - dodał Jan Widacki.

    I uzupełnił: - Ponad 20 procent wyborców oddaje głos na człowieka, który nie ma żadnego programu, a jedynie obsesję jednomandatowych okręgów wyborczych. I skoro ludzie to kupują, pokazuje to, że społeczeństwo ma dość obecnego układu politycznego. Bo Kukiz odebrał głosy zarówno Komorowskiemu, jak i Dudzie. Gdy nie pojawiła się żadna rozsądna alternatywa dla Platformy i dla PiS-u, to głosy tej grupy zagospodarowują niebezpieczni demagodzy - mówi były poseł lewicy.

    Jan Widacki zauważa też słabość PO. - Platforma jest partią zmęczoną, bez energii i pomysłu. Kampania wyborcza Bronisława Komorowskiego była niemrawa, by nie rzec marna. Niestety nie bardzo widać, gdzie Bronisław Komorowski miałby szukać dodatkowych głosów - powiedział.

    A skąd wziął się sukces kandydata Prawa i Sprawiedliwości? - PiS rozegrał po mistrzowsku socjotechnicznie końcówkę kampanii. Nawet w sztabie wyborczym w momencie ogłoszenia wyników nie było ani Jarosława Kaczyńskiego ani Antoniego Macierewicza. I wyborcy głosujący na Dudę, mają poczucie, że głosują na kogoś nowego. Nie zdają sobie sprawy, że w rzeczywistości oddają władzę Kaczyńskiemu i Macierewiczowi - uważa Widacki.

    Cały tekst: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,17895148,Wybory_prezydenckie_2015...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    77. "Szok. Koszmar jakiś. Wyć mi

    "Szok. Koszmar jakiś. Wyć mi się chce", czyli głosy działaczy PO

    W PO nikt się nie spodziewał przegranej. Sztabowcy od
    kilku dni powtarzali, że raczej nie ma szans na wygraną w pierwszej
    turze, ale nikt nie brał pod uwagę, że Komorowskiego pokona Andrzej
    Duda.



    Duda został nadzieją PiS? Kaczyński musiał zajrzeć śmierci w oczy

    To, że dwoje kandydatów lewicy - Palikot i Ogórek - dostało 4 proc.
    głosów, to jest szokujący wynik. Jeśli chodzi o lewicę i centrolewicę,
    to bardzo duży odsetek wyborców pozostał w domu - mówi Aleksander
    Smolar, politolog i prezes Fundacji Batorego.

    RENATA GROCHAL: Dlaczego Bronisław Komorowski przegrał wybory w pierwszej turze?


    ALEKSANDER SMOLAR: Przede wszystkim była bardzo niska
    mobilizacja elektoratu centrowego i lewicowego, który mógłby być rezerwą
    Komorowskiego już w pierwszej turze. To, że dwoje kandydatów lewicy -
    Palikot i Ogórek - dostało 4 proc. głosów, to jest szokujący wynik.
    Jeśli chodzi o lewicę i centrolewicę, to bardzo duży odsetek wyborców
    pozostał w domu. Ponadto, w obozie prezydenta i sztabie w dużej mierze
    panowało przekonanie, że wygrana jest w kieszeni, być może nie w
    pierwszej turze, ale w drugiej, wobec tego nie ma co się trudzić. Sam
    też podzielałem to przekonanie. Ten wynik jest dla mnie osobiście
    szokujący - że pan Duda wyprzedził prezydenta.


    Kolejny element to jest rozczarowanie wyborców, które się
    wyraziło w demobilizacji i przeniesieniu głosów. 20 proc. ludzi, którzy
    głosowali na Kukiza, głosowało wcześniej na PO i Bronisława Komorowskiego. Przepływ wyborców do Kukiza jest silniejszy z PO niż z PiS.

    Jakie błędy w kampanii popełnił Komorowski?

    - Wiele. Przede wszystkim przekonanie o pewnym zwycięstwie. Wyborcy nie lubią takiej postawy.


    Kolejna rzecz to problem debaty. Doskonale rozumiem, dlaczego
    prezydent nie chciał wziąć w niej udziału. Ale to zostało przedstawione
    przez przeciwników jako odmowa rozmowy. Duda powiedział dziś na wezwanie
    Komorowskiego do debaty: z chęcią, ale ja się dobijałem o to od
    czterech miesięcy.

    Prezydent kładł w kampanii duży nacisk
    na sprawy obronne, a w tej kampanii - przynajmniej po porozumieniach
    mińskich, gdy sytuacja na Ukrainie się w miarę uspokoiła - widać było
    przemieszczenie zainteresowań opinii publicznej z bezpieczeństwa na
    frustrację związaną ze zużyciem władzy.

    Komorowski został ukarany za osiem lat rządów PO?


    - Po odejściu Tuska do Brukseli to Komorowski uosabia osiem lat
    rządów PO. Nawet prezydent mówił zaraz po ogłoszeniu wyników exit poll,
    że to nie był głos przeciwko niemu osobiście, tylko jest to problem
    rządów PO. Myślę, że prezydent przynajmniej częściowo ma rację, bo
    zwłaszcza głos na Kukiza to jest głos za zmianą, byle jaką, ale zmianą.


    Wynik Komorowskiego to jest głos protestu ludzi młodych.
    Prezydentowi nie udało się odnowić języka. Powinien od pierwszej tury
    mówić o przyszłości, stawiając wyzwanie rządowi. Powinien stawiać cele i
    mówić, że będzie skłaniał do nich obóz rządowy. Niepotrzebnie z tego
    zrezygnował.

    Czy Duda wygra drugą turę?

    - To, co powinno być obserwowane, to jest dynamika wewnętrzna w PiS. Bardzo interesująca była różnica w języku Dudy
    i Kaczyńskiego. Język Dudy zaraz po ogłoszeniu wyników exit poll był
    otwarty, nie było w nim agresji, to było wystąpienie demokraty, który
    okazuje szacunek wszystkim kontrkandydatom.

    Kaczyński,
    występując przed Pałacem Prezydenckim w ramach miesięcznicy katastrofy
    smoleńskiej, nie wspomniał ani słowem nazwiska Dudy, nie pogratulował mu
    sukcesu. To było przemówienie aluzyjne, było nie o Smoleńsku, tylko o
    prawdzie. To znaczy, że wybór Dudy na kandydata - podobnie jak wybór
    Ogórek przez Millera - może oznaczać śmierć starych przywódców. Millera
    już nie ma. A Duda stał się nadzieją PiS. Wystarczyło popatrzeć na
    twarze ludzi w sztabie - tam był entuzjazm, wreszcie zobaczyli
    człowieka, który prowadzi ich do zwycięstwa. Kaczyński musiał zajrzeć
    śmierci w oczy. To może oznaczać poważne problemy w tym obozie. Obraz
    Dudy w otoczeniu żony i córki, które nie budzą tradycyjnych lęków przed
    PiS, jest niebezpieczny dla Kaczyńskiego. Dziś na trybunie był sam Duda,
    nie było Kaczyńskiego. To osłabia obraz Dudy, za którym stoi Kaczyński.
    Duda osiągnął sukces, który nie pozwala go zredukować. Może to
    prowadzić do wewnętrznych napięć w PiS. Zwycięstwo Dudy może zwiększyć
    szanse PiS w wyborach parlamentarnych. Bo on nada nową, mniej
    zagrażającą twarz PiS. Może zdobyć głosy centrum.

    Kto może przejąć głosy Kukiza? Czy jego wyborcy w ogóle zagłosują w drugiej turze?


    - To jest wielki znak zapytania. My dokładnie nie wiemy, kim są
    wyborcy Kukiza, choć wszyscy się zgadzamy, że jest to głos
    antysystemowy, głos ludzi młodych przeciwko starcom, przeciwko zastanemu
    systemowi. Ludzie młodzi mniej wierzą w proces wyborczy i mniej chodzą
    na wybory. Może wyrażą protest, nie idąc na drugą turę.

    Ale jest większa szansa, że zagłosują na Dudę niż na prezydenta, bo Duda też uosabia zmianę.


    Po raz drugi w 25-letniej historii duże znaczenie może odegrać
    debata - tak jak w 2007 r. debata między Tuskiem a Kaczyńskim. To będzie
    moment, w którym prezydent będzie mógł udowodnić, że ma format męża
    stanu - w co nie wątpię - że rozumie problemy polityki zagranicznej i
    bezpieczeństwa, które są w kompetencjach prezydenta, że zna problemy
    państwa. Na niekorzyść Dudy mogą zagrać jego pewna niedojrzałość i
    niewiedza. Ale nawet jeśli prezydent okazałby się bardziej kompetentny,
    to nie musi wcale oznaczać, że wypadnie lepiej, bo w telewizji liczą się
    obraz i emocje.





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    78. módlmy się ,by jak najszybciej Tacy wyemigrowali

    panie wychowawco licznych pokoleń,pana metody dawno zawiodły...szczególnie gdy wybuchała Solidarność,czyli kolejny Przystanek do Wolności

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    79. Jak zapewnić ordnung na „polskich obszarach”?

    http://nanofiber.salon24.pl/646682,jak-zapewnic-ordnung-na-polskich-obsz...


    Proklamacja Generalnego Gubernatora z dnia 26 października 1939 roku:

    Fuehrer i Kanclerz Rzeszy Niemieckiej
    Adolf Hitler powierzył mi rozporządzeniem z dnia 12 października 1939
    roku, z ważnością od 26 października 1939 roku, władzę Gubernatorstwa
    Generalnego na okupowanych polskich obszarach [….]

    Oddziały armii niemieckiej przywróciły porządek na obszarach polskich.
    Ponowne zagrożenie pokoju europejskiego nieuzasadnionymi żądaniami
    tworu państwowego, który powstał ongiś z Wersalskiego Traktatu przemocy,
    i nigdy już nie będzie odnowiony, zostało tym razem raz na zawsze
    usunięte. […]

    Wszelkie próby oporu przeciwko
    wydanym rozporządzeniom oraz przeciwko spokojowi i porządkowi na
    obszarach polskich stłumione będą z bezwzględną surowością za pomocą
    potężnego oręża wielko niemieckiej Rzeszy. Każdy podporządkowujący się
    jednak sprawiedliwym zarządzeniom naszej Rzeszy, odpowiadającym w
    zupełności Waszym zwyczajom życiowym, spokojnie będzie mógł pracować.

    Zarządzenie nasze uwolni Was od wielu
    strasznych braków, nad którymi cierpieć musicie dziś jeszcze w
    następstwie niesłychanej gospodarki Waszych dotychczasowych władców.

    Generalny Gubernator dla okupowanych polskich obszarów, dr Hans Frank

    ( cytat za Czesław Madajczyk: Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce)

    Aby zapewnić Polakom możliwość „spokojnej pracy” szef Dystryktu
    Warszawskiego, dr Fisher w dniu 10 listopada 1939 roku wydal
    rozporządzenie o utworzeniu Urzędu Pracy, bowiem gospodarka niemiecka
    szukała robotników. A w Polsce było wielu wykwalifikowanych,
    poszukujących pracy robotników. Niestety, próby ich pozyskiwania za
    pomocą plakatów z zachęcającymi napisami: „Jedźcie z nami do Niemiec”
    przynosiły tylko zmianę tych napisów na „Jedźcie sami do Niemiec”.
    Rozpoczęły się więc łapanki uliczne i masowe wywózki.

    Zalecenia dla obecnie zarządzających "polskimi obszarami", sformułowane przez prof. Czapińskiego 11 maja 2015 roku:

    „Rośnie fundamentalistyczny radykalizm w
    młodym pokoleniu Polaków. Módlmy się, by oni jak najszybciej
    wyemigrowali, dzięki czemu ochronimy porządek.”

    (z wywiadu dla „DGP” , http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/490113,prof-czapinski-antysystemowcy-nigdy-nie-przejma-wladzy-w-polsce.html )

    Porownując treść enuncjacji prof. Czapińskiego z treścią proklamacji
    gubernatora dra Franka widzimy w obu tekstach identyczną troske o
    porządek na „polskich obszarach”.  

    Identyczne jest również remedium proponowane przez obu uczonych panów – spokojna praca dla dobra Niemiec.

    Różnica jest tylko w sposobie realizacji.

    Aby uwolnić Generalne Gubernatorstwo od radykalnie nastrojonych
    młodych Polaków organizowano przymusowe wywózki do Niemiec. Prof.
    Czapiński rekomenduje modlitwę w tej intencji i liczy, że młodzi Polacy,
    nie mając szansy na podjęcie pracy i zyskanie jakiegokolwiek źródła
    utrzymania, sami opuszczą III RP i przymusowe wywózki nie będą
    potrzebne. 

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    80. „Młodość Dudy zepchnęła

    „Młodość Dudy zepchnęła Komorowskiego do starszego pokolenia”


    Wydaje mi się, że najważniejsze momenty konfrontacji ze społeczeństwem
    to debaty. Niebezpieczeństwo polega na tym, że emocje i obraz będą...
    więcej

    – Wydaje mi się, że
    najważniejsze momenty konfrontacji ze społeczeństwem to debaty.
    Niebezpieczeństwo polega na tym, że emocje i obraz będą ogrywały większą
    rolę niż racjonalne argumenty – tak prezes Fundacji Batorego prof.
    Aleksander Smolar skomentował w programie „Po przecinku” w TVP Info
    zapowiedzianą na 17 maja telewizyjną debatę Bronisława Komorowskiego z
    Andrzejem Dudą. Jej transmisję będzie można zobaczyć na antenie TVP1.Ma być ona punktem zwrotnym w kampanii prezydenckiej. Zdaniem prof.
    Aleksandra Smolara, w tym „swoistym meczu” najważniejszą rolę odegrają
    obraz i emocje.

    Kluczowa debata

     – Wydaje mi się,
    że najważniejsze momenty konfrontacji ze społeczeństwem to będą debaty.
    Wtedy nieważne są tylko argumenty merytoryczne. I niebezpieczeństwo
    polega na tym, że emocje i obraz będą ogrywały większą rolę niż
    racjonalne argumenty – mówił Smolar.

    – Pewien obraz asymetrii
    pokoleniowej działa na niekorzyść Bronisława Komorowskiego. Młodość Dudy
    zepchnęła Bronisława Komorowskiego do starszego pokolenia, a tymczasem
    prezydent jest w pełni wieku. Bardzo ważna będzie w debacie zdolność
    nawiązania kontaktu z widzem – dodał. Zaskakująca kraksa

    Według Smolara za słabym wynikiem Komorowskiego stało kilka ważnych czynników.


    Między innymi to coś, co odebrano jako pewność prezydenta, że jest i
    będzie prezydentem. Wszystko na to wskazywało, ale prezydent nie
    powinien tego okazywać. Na ludziach sprawiało to wrażenie, jakby
    odbierał im prawo głosu. Mogły mieć także znaczenie konflikty między
    ekipą z PO i ekipą z Pałacu Prezydenckiego – mówił prezes Fundacji
    Batorego. 

    Dominika Wielowieyska stwierdziła w
    Poranku Radia TOK FM, że Bronisław Komorowski został "pognębiony"
    doborem dziennikarzy prowadzących debatę wyborczą. - Ale niech sobie
    radzi, nie będziemy się specjalnie rozczulać nad losem kandydata -
    zaznaczyła.

    Dominika Wielowieyska stwierdziła w Poranku
    Radia TOK FM, że nie należy przeceniać znaczenia zbliżających się debat
    wyborczych z udziałem Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy.
    Zwróciła jednak uwagę na sprawę doboru prowadzących. Wczoraj "Gazeta
    Wyborcza" pisała, że sztab PiS przez kilka godzin negocjował w TVP i
    Polsacie nazwiska dziennikarzy. W rezultacie, zamiast Jarosława Gugały i
    Piotra Kraśki, debatę poprowadzą Dorota Gawryluk i Krzysztof Ziemiec.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    81. "Komorowski zapomniał,

    "Komorowski zapomniał, że od pięciu lat jest prezydentem"
    Profesor
    Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS, ocenił, że prezydent "zapomniał,
    że od pięciu lat jest prezydentem, a od siedmiu lat jego obóz rządzi
    Polską". Na antenie TVP debatę skomentował też prof. Aleksander Smolar,
    prezes Fundacji Batorego. Jego zdaniem Duda "nie był najlepszym promotorem zmiany".

    – Co byśmy nie powiedzieli o elektoracie Pawła Kukiza, rośnie grupa
    ludzi młodych, którzy mają dosyć tego, co jest w Polsce – dodał
    Krasnodębski. Jego zdaniem wcześniej tę grupę zagospodarowywali tacy
    politycy jak Janusz Palikot oraz Janusz Korwin-Mikke.  – Dużo jeżdżę
    po kraju i jest tak, że jest jakiś kryzys systemowy. Młodzi ludzie
    nie widzą w Polsce szans – stwierdził. Smolar ocenił, że wiele wyborców
    muzyka może nie pójść głosować w II turze.
    Krasnodębski zwrócił też uwagę na dysonans w postawie obecnie
    urzędującego prezydenta w czasie debaty. – Kandydat, który głosi Polskę
    zgodną, był agresywny – powiedział. 

    „Duda był wycofany i nieśmiały”. „Kandydat, który głosi Polskę zgodną, był agresywny”






    – Bronisław Komorowski zapominał, że od pięciu lat jest prezydentem, a od siedmiu lat jego obóz... 


    „Daleka jestem od tego, żeby posądzać prezydenta o jakąkolwiek agresję. Debata była przez niego wygrana”






    – Wczorajsza debata to nie tylko prezentowanie marzeń i opowieści co można zrobić, albo co...



    Zagraniczne media zgodne: debatę wygrał Komorowski. „Rany po pierwszej
    turze przestają krwawić”




    „Agresywny” Komorowski sprawił, że rany po pierwszej turze wyborów „przestają krwawić” – tak serwis...



    Niemiecka prasa o kampanii prezydenckiej: Polsce grozi "orbanizacja" i konflikt z UE

    Prasa w Niemczech śledzi kampanię przed wyborami prezydenckimi w
    Polsce. Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" opisuje jak obóz
    Bronisława Komorowskiego ostrzega przed możliwym odwrotem od Unii
    Europejskiej i przed "orbanizacją" Polski, jeśli wybory wygra Andrzej
    Duda.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    82. "Duda jest niesamodzielny.


    "Duda jest niesamodzielny. Tym
    wszystkim steruje Jarosław Kaczyński"

    &quot;Duda jest niesamodzielny. Tym<br />
wszystkim steruje Jarosław Kaczyński&quot;


    W "Faktach po Faktach" Ryszard Kalisz i Paweł Kowal.
    zobacz więcej »


    Sondaż: Bronisław Komorowski wygrał
    z Andrzejem Dudą w niedzielnej debacie

    Sondaż: Bronisław Komorowski wygrał<br />
z Andrzejem Dudą w niedzielnej debacie

    Choć przy dużym odsetku niezdecydowanych. Sondaż Millward Brown dla „Faktów” TVN iTVN24,

    Kurski i Kamiński kłócą się u Olejnik o debatę, Berezę i ankiety. Kurski wyznaje: Myliliśmy się...
    Michał Kamiński w "Kropce nad i" przypomniał, że Andrzej Duda "zdradził"
    Jacka Kurskiego i Zbigniewa Ziobrę, kiedy mieli wspólnie odejść z PiS. -
    Historia przyznała mu rację, myśmy się pomylili - wyznał Kurski.
    Doradca Ewy Kopacz ujawnił również, co Jacek Kurski mówił na spotkaniu
    ze sztabem PO w sprawie debaty w TVN. Couch Andrzeja Dudy Jacek Kurski i coach Bronisława Komorowskiego Michał Kamiński - przywitała gości Monika Olejnik, a ci natychmiast zaprzeczyli.


    - Pan prezydent przygotowywał się sam do debaty. Parę razy
    rozmawialiśmy o podziale polskiej sceny politycznej, ale prezydent sam
    tę debatę wygrał, nie miałem w tym najmniejszego udziału - deklarował
    Kamiński i natychmiast dodał: - Jacek Kurski na pewno nie brał udziału w
    tej klęsce. Gdyby przygotowywał Andrzeja Dudę do debaty, to nie byłaby
    tak dramatyczna klęska.

    - Andrzej Duda jest politykiem samodzielnym i sam przygotowywał się do debaty - odparł Kurski, a Kamiński wybuchnął śmiechem.


    Polityk Solidarnej Polski mówił dalej o wczorajszej debacie. -
    Decyduje wrażenie, a we wrażeniu Bronisław Komorowski był niezwykle
    agresywny, złamał reguły. Andrzej Duda był spokojny, nawet zbyt
    kulturalny, zbyt uładzony - chwalił kandydata PiS.

    Kurski
    zauważył również, że Duda został wskazany jako zwycięzca w sondach RMF i
    Super Expressu - A w Radio Maryja? - kpił Kamiński.

    "Duda zdradził Kurskiego"


    - We wczorajszej debacie zobaczyłem Andrzeja Dudę, o którym
    mówił mi Jacek Kurski kilka lat temu, kiedy zdradził Jacka Kurskiego i
    Zbigniewa Ziobrę, kiedy myśleli, że razem z nimi wyjdzie z PiS-u.
    Pamiętam jak Zbigniew Ziobro walczył, żeby Andrzej Duda był ministrem w
    Kancelarii Prezydenta, a Lech Kaczyński nie chciał się na to zgodzić. A
    kiedy Kaczyński wyrzucał ich z PiS-u, liczyli, że z nimi wyjdzie. Wtedy
    Andrzej Duda po raz kolejny pokazał swoją cechę labilności, zmiany
    poglądów - perorował doradca Ewy Kopacz.

    - Ile tu jest
    żółci i judzenia. To samo widać u Bronisława Komorowskiego. Ta kampania
    jest jednym wielkim hejtem - stwierdził Kurski i zaczął przedrzeźniać
    prezydenta Komorowskiego. Powiedział również, że Andrzej Duda był
    przywiązany do Lecha Kaczyńskiego. - Historia przyznała mu rację, myśmy
    się pomylili - wyznał.

    "Sędzia Kryże, najbliższy kolega Dudy"


    Zdaniem Kurskiego Duda "miał absolutną rację, wypominając sprawę
    Jedwabnego Bronisławowi Komorowskiemu". - Polski prezydent, który mówi,
    że naród ofiar był również narodem sprawców, oskarża swój naród o
    udział w największej zbrodni, jakiej dokonały hitlerowskie Niemcy -
    mówił i dodał: - Zdradza swój naród.

    Kamiński odrzucał
    atak, mówiąc o tym, że "Komorowski został wsadzony do więzienia przez
    wiceministra PiS, sędziego Kryże, czyli najbliższego kolegę pana Dudy". -
    Za to, że walczył o polską wolność. Jacek Kurski powinien za to
    przeprosić, a nie teraz krzyczeć plugawe rzeczy o Bronisławie
    Komorowskim, który całe życie walczył o to, żeby Polska była wolna,
    bezpieczna. Andrzej Duda był zastępcą Ziobry, kiedy zastępcą Ziobry był
    Andrzej Kryże. Sędzia komunistyczny, który wsadzał do więzienia
    największych polskich patriotów, takich jak Bronisław Komorowski. To
    jest właśnie obłuda PiS - jesteś naszym komuchem? Co byś nie zrobił, my
    ci wybaczymy. Jesteś przeciwko nam? Choćbyś był najporządniejszym
    człowiekiem, my cię wsadzimy do więzienia - oburzał się.Kurski o MamPrawoWiedziec.pl


    Kamiński nie przestawał atakować i zauważył, że Andrzej Duda "w
    europarlamencie mówił to, co ma się podobać ludziom w europarlamencie", a
    aktualnie "chce mówić to, co się podoba polskim rolnikom".


    - Andrzej Duda nie może brać odpowiedzialności za portal prowadzony
    dawniej przez córkę Bronisława Komorowskiego - mówił o portalu
    MamPrawoWiedziec.pl Jacek Kurski.

    - To jest portal, na
    który powoływał się Zbigniew Ziobro, żeby pokazać jakim dobrym jest
    europosłem - punktował Kamiński. Kurski oburzył się i powiedział, że
    należy rozliczać Dudę "z jego wystąpień i oświadczeń własnoręcznie
    podpisanych, a nie jakichś elektronicznych ankiet".

    "Będę tym, który cię wyciągnie z transportu..."

    Mówiono też o dzisiejszym spotkaniu sztabów PiS i PO w sprawie debaty w TVN.
    - Dzisiaj Jacek Kurski groził jednemu z członków sztabu PO - być może
    żartobliwie, ale to bardzo znamienne - "uważaj, bo będę tym, który cię
    wyciągnie z transportu do Berezy Kartuskiej" - zarzucał Kamiński. -
    Kompletne brednie - odpowiadał Kurski.

    W rozmowie pojawił się również wątek podpalenia budki strażniczej pod Ambasadą Rosyjską.
    - Prezydent przepraszał Putina i Federację Rosyjską za działanie
    polskich obywateli, którzy podpalili budkę. Okazuje się, że podpalenie
    budki zleciły służby specjalne - grzmiał Kurski. Kamiński stwierdził
    natomiast, że ten "wpisuje się w putinowską propagandę".

    -
    Chłopaki i dziewczyny, jak będziecie głosować na Andrzeja Dudę, to
    będziecie głosować na Jacka Kurskiego. Nie chcecie Kurskiego, głosujcie
    na Komorowskiego - apelował na koniec Kamiński.

    Komorowski wciąż uderza w Dudę. A Dudzie tłum skanduje Zwyciężymy! 

    Kandydaturę Komorowskiego poparła dziś wicemarszałek Sejmu Wanda
    Nowicka. Oświadczyła, że lepszy jest prezydent konserwatywny, ale
    otwarty na dialog, niż prezydent z "twarzą prezesa Kaczyńskiego".


    Z listem otwartym do Komorowskiego zwróciło się ponad 30
    działaczy społecznych, polityków, ludzi kultury i publicystów.
    Zaapelowali, by wycofał się on z pomysłu referendum m.in. ws. JOW. Ich
    zdaniem inicjatywa ta budzi wątpliwości konstytucyjne.


    Lepsza - ich zdaniem - byłaby debata w tej sprawie. Pod listem otwartym
    podpisali się m.in. dr Marcin Gerwin z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej,
    Jan Śpiewak ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, stołeczna aktywistka
    miejska Joanna Erbel, dr hab. Jan Sowa z Uniwersytetu Jagiellońskiego,
    prof. Krzysztof Podemski z Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, prof. Adam
    Ziółkowski z Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarz Adam Wajrak,
    publicysta Roman Kurkiewicz, Agnieszka Grzybek i Adam Ostolski z
    Zielonych, b. dyrektor Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu Ewa Wójciak.


    Holland: Wybieramy między doświadczonym kierowcą a kimś, kto zapisał się na kursWideoHolland: Wybieramy między doświadczonym kierowcą a kimś, kto zapisał się na kurs
    Znane
    osobistości po raz kolejny zaangażowały się w kampanię wyborczą
    Bronisława Komorowskiego. Obecnego prezydenta na konwencji w Katowicach
    poparła reżyserka Agnieszka Holland. - Żyjemy w bardzo trudnych czasach.
    Nie tylko Putin, ale zwykli...


    wybory prezydenckie


    Cimoszewicz w programie Lisa. Było o Jedwabnem. "Gdzie jak gdzie, ale w Polsce to jest haniebne. Ktoś taki..."

    Andrzej Duda podczas debaty prezydenckiej wypomniał Bronisławowi
    Komorowskiemu, że w 2011 roku na uroczystości upamiętniającej wydarzenia
    w Jedwabnem Komorowski wystosował list, w którym - jak stwierdził -
    prezydent zawarł określenie: "naród ofiar był także sprawcą". - To było
    skalkulowane. Jeżeli polityk uważa, że takim instrumentem można się
    posłużyć, to wystawia sobie fatalną cenzurę moralną - ocenił Włodzimierz
    Cimoszewicz.

    - Gdzie jak gdzie, ale w Polsce to jest
    haniebne. Ktoś taki powinien być wyeliminowany z życia politycznego -
    stwierdził były premier.Komorowski - Duda jak Kwaśniewski - Wałęsa?


    Cimoszewicz uważa, że Komorowski "wreszcie pokazał, że mu
    zależy, potrafi się dzielić swoimi emocjami, wiele wie i mówi
    rozsądnie".

    - W wielu sprawach się z nim nie zgadzam, np.
    w sprawie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, ale pokazał bardzo wiele
    zalet i pozytywów. W przypadku pana Dudy widać było niepewność w
    zachowaniu, gestykulacji i formułowaniu odpowiedzi, kiedy uciekał od choćby szczątkowej odpowiedzi na temat. Widać było, że nie panuje nad sytuacją - powiedział.


    Były premier przypomniał również, że przed laty, po wygranej
    debacie z Wałęsą, poparcie Kwaśniewskiego zwiększyło się o trzy punkty
    procentowej, a według najnowszego sondażu Komorowski po debacie zyskał
    już siedem p.p.

    Apel szefów MSZ


    Cimoszewicz razem z innymi byłymi szefami MSZ wystosowali list w
    sprawie II tury wyborów. - Zwracamy uwagę na sytuację wokół Polski,
    agresywną politykę Rosji. I mówimy to, co wydaje się oczywiste, jeśli
    poważnie traktujemy nasze państwo i bezpieczeństwo - że w takich
    warunkach, wobec takich okoliczności jest sprawą niezwykle ważną, by
    wpływ na polską politykę zagraniczną miał człowiek doświadczony - mówił.

    Doprecyzował, że takie stanowisko zdecydowali się zająć wszyscy byli ministrowie oprócz Anny Fotygi.

    Głosy lewicy w II turze

    Tomasz Lis pytał także o wypowiedź Leszka Millera, który zadeklarował, że nie będzie głosował na Komorowskiego. Szef SLD zagłosuje na Dudę albo w ogóle nie pójdzie na wybory.


    - Mam wrażenie, że to jest coś więcej niż koncepcja Millera, bo o
    ile się nie mylę, po I turze Napieralski, który zebrał zdecydowanie
    więcej głosów, też powiedział, że nie wskaże żadnego z kandydatów w II
    turze - przypomniał Cimoszewicz.

    Stwierdził też, że mniej
    istotne są ok. 2,4 proc. wyborców, którzy w I turze poparli kandydatkę
    SLD, ale te kilka procent sympatyków lewicy, którzy zagłosowali na Kukiza.


    - Mam nadzieję, że jednak większość - jeśli będzie głosować -
    odda głosy na Komorowskiego. Duda jednak reprezentuje formację, która
    wielu ludziom centrum i lewicy pozostawiła w pamięci niezwykle złe
    wspomnienia - podsumował.


    Kuriozalny list b. szefów MSZ | 

    Zarejestrowani przez służby specjalne PRL jako tajni
    współpracownicy - ministrowie spraw zagranicznych III RP napisali list
    potępiający Jarosława Kaczyńskiego w związku z jego wypowiedzią rzekomo
    obrażającą Angelę Merkel. Pod listem podpisał się także Władysław
    Bartoszewski, który jako jedyny z tego grona nie figuruje jako
    zarejestrowany tajny współpracownik komunistycznych służb specjalnych,
    był natomiast wielokrotnie wynagradzany przez rząd niemiecki.




    Sprawa jest o tyle kuriozalna, ponieważ ci sami ludzie a wraz z nimi
    sprzyjające obecnemu rządowi media w 2006 roku oburzały się na
    ówczesnego ministra Antoniego Macierewicza, który przypomniał fakt
    zarejestrowania byłych ministrów spraw zagranicznych jako tajnych
    współpracowników służb specjalnych PRL.



    20 sierpnia 2006 w Telewizji Trwam, Antoni Macierewicz, ówczesny
    wiceminister obrony narodowej, odnosząc się do listu byłych ministrów
    spraw zagranicznych krytykującego odwołanie szczytu Trójkąta
    Weimarskiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, stwierdził, że
    większość z nich była "agentami sowieckich służb specjalnych". Po tych
    słowach rozpętała się skandaliczna awantura  z udziałem mediów i
    dziennikarzy sprzyjających PO i SLD. Tymczasem Antoni Macierewicz
    wyjaśnił, że rejestracji tajnych współpracowników dokonywały wprawdzie 
    służby specjalne PRL, ale były one całkowicie podporządkowane Moskwie ,
    gdzie mieściło się główne dowództwo komunistycznej bezpieki, które
    podlegali także polscy funkcjonariusze służb specjalnych i pozyskani
    przez nich tajni współpracownicy.



    Minister obsypany markami



    132 tysiącami marek Fundacja Roberta Boscha wyróżniła Władysława
    Bartoszewskiego za rolę, jaką odgrywa w kształtowaniu stosunków
    polsko-niemieckich. W realizację jej programów zaangażowany jest
    finansowo rząd Niemiec.



    Pierwszą część pieniędzy zaczęto przekazywać, jeszcze zanim Władysław
    Bartoszewski objął funkcję szefa polskiej dyplomacji. Po upływie 16
    miesięcy, gdy ustępował ze stanowiska, w fundacji zadecydowano o
    przekazaniu dalszych środków, tym razem na druk książki. Niemieckie
    marki wpłynęły na konto polskiej Fundacji Roberta Schumana, w której
    przewodniczącym Rady Fundatorów i członkiem rady programowej jest
    Tadeusz Mazowiecki.



    Informacje o wsparciu dla polskiego ministra spraw zagranicznych
    Władysława Bartoszewskiego można znaleźć w raporcie o działalności
    Fundacji Roberta Boscha za lata 1974–2000.



    „Po zmianach politycznych w Polsce był ambasadorem w Wiedniu, następnie
    ministrem spraw zagranicznych Rzeczpospolitej Polskiej, senatorem i
    obecnie znów jest ministrem spraw zagranicznych. Fundacja wspiera pracę
    Władysława Bartoszewskiego nad jego wspomnieniami na temat porozumienia
    niemiecko-polskiego jako ważnego dokumentu czasów i przeznaczyła na ten
    cel 132 000 DM”– zapisano w dokumencie.



    – Wsparliśmy prof. Bartoszewskiego dwojako– powiedział
    Niezależnej.pl prof. Joachim Rogall z centrali Fundacji Roberta Boscha w
    Stuttgarcie. Najpierw przekazując środki na konto polskiej fundacji
    Roberta Schumana, a później wspierając druk –
    wyjaśnił prof. Rogall. – Bartoszewski był wtedy ministrem, potrzebował asystentki do tego, by zbierać materiały, cytaty do książki – tłumaczył Niezależnej.pl profesor.



    To zadanie powierzono niemieckiej współpracowniczce Fundacji Schumana –
    Ulrike Kind, która zresztą była wcześniej stypendystką Fundacji Roberta
    Boscha.



    Prof. Joachim Rogall wyjaśnił, że o sfinansowanie projektu w latach
    1997–2001 występowała działająca w Polsce fundacja Roberta Schumana.



    W 2002 r. Fundacja Roberta Boscha ogłosiła, że zamierza także pomóc w wydaniu drukiem opracowanych już wspomnień.



    W ten sposób dzięki fundacji powstała książka „Und reiß uns den Hass aus
    der Seele” (I wyrzuć nienawiść z dusz naszych). Pozycja trafiła do
    księgarń w roku 2005. Wydało ją Wydawnictwo Polsko-Niemieckie z siedzibą
    w Warszawie.



    W marcu 2005 r., gdy książka wchodziła na rynek, Władysław Bartoszewski
    został zaproszony do uroczystego odczytania jej fragmentów w bibliotece
    miejskiej w Stuttgarcie.



    – Wspieramy go, bo on wspiera nas – wyjaśnił pomoc udzieloną Władysławowi Bartoszewskiemu prof. Rogall.



    Zarejestrowani jako TW



    „Carex”- Włodzimierz Cimoszewicz, „Ralf” Adam Rotfeld, „Must” –Andrzej
    Olechowski i „Buyer” –Dariusz Rosati - pod takimi pseudonimami figurują
    oni w dokumentach służb specjalnych PRL.



    Adam Rotfeld " Rauf" , :Ralf", "Serb" , "Rot" ( IPN 002082/291, IPN BU
    002086/758, ) - szef MSZ w rządzie SLD, to wieloletni pracownik
    Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W 1956 r. był jednym z
    organizatorów komórki komunistycznej w Szkole Głównej Służby
    Zagranicznej aż do ukonstytuowania się ZMS, którego był członkiem. W
    okresie PRL zarejestrowany jako tajny współpracownik – kontakt
    operacyjny wywiadu PRL . W Szwajcarii kontaktował się z nim
    funkcjonariusz komunistycznej bezpieki Henryk Bosak, w III RP polityk
    SLD.



    Andrzej Olechowski "Tener" i "Must ( mikrofilm  - J-7588, 81-06-25). –
    szef MSZ w rządzie Waldemara Pawlaka. W Latach 80. był pracownikiem
    Banku Światowego. W okresie pracy w instytucjach międzynarodowych jako 
    tajny współpracowniku komunistycznego wywiadu miał on współpracować z
    komunistycznym wywiadem. Jak ujawnił historyk Sławomir Cenckiewicz,
    Olechowski był kontaktem operacyjnym funkcjonariusza komunistycznej
    bezpieki Gromosława Czempińskiego, późniejszego szefa UOP.



    Dariusz Rosati - „Buyer” ( IPN BU 001043/3344 )- jako polityk Sojuszu
    Lewicy Demokratycznej w latach 1995–1997 piastował stanowisko ministra
    spraw zagranicznych w czasie, gdy funkcję premiera sprawował Włodzimierz
    Cimoszewicz, który – według dokumentów IPN – był z kolei zarejestrowany
    jako TW „Carex”. Z archiwów Instytutu wynika, że Dariusz Rosati w 1968
    r. został zarejestrowany przez Departament I MSW jako kandydat na
    tajnego współpracownika (kryptonim „Kajtek), w 1976 r. w kategorii
    „zabezpieczenie”, a w 1978 r. jako kontakt operacyjny ps. „Buyer
    (kupiec). Z kolei w 1985 r. został zarejestrowany w Departamencie II MSW
    (kontrwywiad) w kategorii „kandydat”, a listopadzie 1989 r. w kategorii
    „zabezpieczenie”.



    Włodzimierz Cimoszewicz „Carex ”  ( IPN BU 01911/115)- zarejestrowany
    przez Wydział II Departamentu I MSW jako kontakt operacyjny przed
    dwuletnim wyjazdem do USA na stypendium Fullbrighta. W aktach zachowała
    się m.in. własnoręcznie pisana przez Cimoszewicza obszerna notatka.
    Sporządził ja podczas pobytu w USA. Opisał w niej wizytę, jaką złożyli
    mu pracownicy wywiadu amerykańskiego. Notatkę przekazał swojemu
    oficerowi prowadzącemu w USA, który pracował w misji przedstawicielskiej
    przy ONZ. Z tych dokumentów komunistycznej bezpieki wynika również, że
    Cimoszewicz utrzymywał kontakty z SB także po powrocie do Polski z USA w
    1983 i 1984 roku.

    Teraz cala czwórka - jako byli szefowie MSZ postanowili zaprotestować.



    (…) Jako byli szefowie dyplomacji niepodległej RP czujemy się w
    obowiązku wyrazić głęboki sprzeciw wobec ostatnich wypowiedzi prezesa
    Jarosława Kaczyńskiego o stosunkach polsko-niemieckich.(…) – napisali w
    swoim liście Carex, Ralf, Must, Buyer i Władysław Bartoszewski.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    83. Lis - by uderzyć w Andrzeja



    Lis - by uderzyć w Andrzeja Dudę - cytował fałszywe konto jego
    córki Kingi! Czy okładka "wSieci" poświęcona pluszakowi tej władzy nie
    oddała istoty rzeczy?

    Podoba się to wszystko władzom Telewizji
    Publicznej? Znów będą udawać, że to kwestia standardów, które obowiązują
    wszystkich? Krajowa Rada znów pogrozi palcem? To niebywałe łotrostwo i
    szubrawstwo.

    To już pęka. Jeszcze trochę cierpliwości.

    PS. Lis
    przeprosił - za „pomyłkę” („dowiedziałem się o wpisie tuż przed
    programem…”) - na Twitterze. Nie sprawdził. Nie zweryfikował. A przekaz
    poszedł w telewizyjny świat. Tak się dzisiaj robi Telewizję Publiczną.



    Fot. wPolityce.pl/TVP2

    Kampania ataków na Andrzeja Dudę w programie Tomasza Lisa.
    Karolak, Cimoszewicz i Lewandowski w chórze apologetów Bronisława
    Komorowskiego

    "Ktoś taki powinien być wyeliminowany z życia publicznego!" - powiedział o Andrzeju Dudzie były premier.

    -------------------------------


    Katarzyna Kolenda-Zaleska


    W prawicowych gazetach i portalach
    zachwyty nad Andrzejem Dudą nie milkną. Zmieni Polskę, jedyny,
    najlepszy, nadzieja. Znajdź w słowniku pochlebstwo, a na pewno zostało
    już użyte.
      O zwolennikach Bronisława Komorowskiego i o nim samym pisze się wyłącznie źle. Popisy ignorancji i...

    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,17941677,Krytykowac_mozna_tylko_Komorowskiego.html


    Czuchnowski, Jałoszewski


    PiS chce posiedzenia Sejmu w sprawie
    podsłuchanej rozmowy szefa CBA z Elżbietą Bieńkowską. Miał w niej mówić,
    że w 2103 r. policja sprowokowała incydent pod ambasadą Rosji. Szef CBA
    zaprzecza i mówi, że cytat został zniekształcony.
    Posiedzenia Sejmu zażądał wczoraj szef klubu
    PiS Mariusz Błaszczak. Fragmenty rozmowy Wojtunika z Bieńkowską z 5
    czerwca 2014 r. ujawnił wczoraj tygodnik "Do Rzeczy". Nagranie pochodzi z
    nielegalnych podsłuchów zakładanych w latach 2013-14 w warszawskich
    restauracjach. Dotąd było uznawane za zaginione, nie miała go
    prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie afery.


    Bieńkowska, gdy rozmawiała z Wojtunikiem, była wicepremierem i ministrem
    infrastruktury. Dzisiaj jest unijnym komisarzem ds. rynku wewnętrznego i
    usług...
















    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    84. Kuźniar: Duda to nie rasowy

    Kuźniar: Duda to nie rasowy polityk, a forma plastikowo-teflonowa
    Prof. Roman
    Kuźniar stwierdził w wywiadzie dla TOK FM, iż Andrzej Duda nigdy
    nie wyzwoli się spod wpływów Jarosława Kaczyńskiego. - On został
    wynaleziony przez ten obóz i realizuje jego koncepcje. To pusta forma
    napełniana politycznym duchem...
    Balcerowicz o Dudzie: Obiecuje nieodpowiedzialnie. Skąd weźmie 100 mld złotych?
    Andrzej Duda
    obiecuje kompletnie nieodpowiedzialnie - ocenił w radiowej Jedynce były
    wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz.
    Kwaśniewski: Jeśli wygra Duda, PiS wygra także wybory parlamentarne
    – Ewentualne
    zwycięstwo Andrzeja Dudy gwarantuje zwycięstwo PiS w wyborach
    parlamentarnych – stwierdził były prezydent Aleksander Kwaśniewski
    w Radiu ZET.
    Kuczyński: Propozycje Dudy uderzą w młodych ludzi
    – Nie dziwi
    mnie, że pan doktor Andrzej Duda nie widzi, że jego propozycje uderzają
    w elektorat, który on chce zdobyć, bo to prawnik. Nie musi znać się
    na gospodarce. Ale, że jego otoczenie tego nie widzi, to tego
    nie rozumiem – mówił...
    Nałęcz: Duda blokuje etat, bo dopiero zaczyna karierę
    Andrzej Duda
    blokuje etat asystenta, wielokrotnie zmieniał miejsce pracy i cały czas
    trwa przy tym etacie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ja pracuję
    na uniwersytecie od 40 lat i kończę swoją karierę - powiedział w TVP
    Info doradca prezydenta prof....


    Janusz A. Majcherek


    Polska jako republika wyznaniowa. To pomysł współpracownika Dudy


    "Należy przekształcić izbę wyższą parlamentu w reprezentację osób
    zaufania publicznego, w tym przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich z
    dominującą reprezentacją Episkopatu Kościoła katolickiego" - to pomysł
    współpracownika Dudy, posła PiS Krzysztofa Szczerskiego.

    Krytycy kandydatury Andrzeja Dudy
    podnoszą jego niesamodzielność oraz zasłanianie miłym uśmiechem
    niesympatycznych twarzy polityków PiS stanowiących ideowe i
    organizacyjne zaplecze jego potencjalnej prezydentury. On sam zaprzecza
    sugestiom, jakoby to Antoni Macierewicz i Joachim Brudziński mieli być
    głównymi postaciami jego kancelarii. Wymienił jednak dwa nazwiska swoich
    przyszłych doradców, wśród nich posła PiS Krzysztofa Szczerskiego.
    Warto więc poznać poglądy na państwo i jego pożądany kształt głoszone
    przez osobę mogącą mieć na ten kształt istotny wpływ.


    Otóż jego zdaniem powinno to być państwo wyznaniowe. Ściślej - republika
    wyznaniowa. Tak właśnie: "Polska - republika wyznaniowa", zatytułował
    artykuł dla pisma "Pressje", w którym wyłożył swoje polityczne credo.
    Republika wyznaniowa to formuła znana szerzej w postaci republiki
    islamskiej. Szczerski modyfikuje ją w ten sposób, że miałaby to być
    republika katolicka. Narzędziem służącym zaprowadzeniu tej odmiany
    państwa wyznaniowego ma być, według postulatów Szczerskiego, dyktatura.
    Konkretnie: "dyktatura Ewangelii". Albowiem w Polsce "nadszedł czas
    rewolucji fundamentalistycznej". Konkretnie oznacza to np. oddanie
    biskupom bezpośredniego wpływu na władzę ustawodawczą ("należy
    przekształcić izbę wyższą parlamentu w reprezentację osób zaufania
    publicznego, w tym przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich z
    dominującą reprezentacją Episkopatu Kościoła katolickiego"). A ponadto
    "należy przeprowadzić konsekwentną reformę prawa - w tym kodeksowego,
    które zaczęłoby egzekwować wartości wynikające z katalogu cnót
    chrześcijańskich". W ten sposób Polska stworzy oryginalny system, w
    którym "to, co niemoralne, jest karalne". A niemoralne jest to, co
    niezgodne z doktryną katolicką.

    Luzacy i fundamentaliści

    Emblematyczny i najbardziej znany sympatyk Kukiza to Kuba Wojewódzki
    - celebryta, milioner jeżdżący luksusowymi samochodami, niewypierający
    się znajomości smaku marihuany, prowadzący życie nader swobodne
    obyczajowo (aż chce się dopowiedzieć: mający zatem liczne powody, by być
    "wkurzonym").

    Wiele wskazuje na to, że wśród wyborców
    Kukiza sporo jest podobnych luzaków spod znaku "sex, drugs &
    rock'n'roll". Poparło go wielu byłych lub czynnych rockmanów i ich
    fanów. Nie wiedzą, że tacy jak oni są najbardziej pogardzaną w PiS
    częścią polskiego społeczeństwa (Wojewódzkiemu dawano to do zrozumienia
    nieraz)? Nie zdają sobie sprawy, że PiS za "trawkę" czy in vitro chce
    wsadzać do więzienia, luźnym związkom odmówić wszelkich praw, zakazać
    handlu w niedzielę (piwka się nie kupi ), nadać prawu państwowemu jak
    najwięcej cech prawa wyznaniowego, poszerzyć obecność religii w życiu
    publicznym; krótko: umocnić obyczajowy i kulturowy rygoryzm?


    Jedna ze znajomych opowiedziała mi, że jej kolega, który przyznał
    się do głosowania na Kukiza, na swoim profilu facebookowym jako ulubioną
    wskazuje stronę "Szkoła bez religii". Nie mogła się nadziwić, jak taki
    ewidentny obyczajowy liberał i antyklerykał może torować drogę do władzy
    antyliberalnemu i klerykalnemu kandydatowi. Bo przecież głosowanie na
    Kukiza to osłabianie Komorowskiego, a wzmacnianie Dudy
    deklarującego pełną zgodność swoich poglądów z wytycznymi Episkopatu i
    szykującego się do nadania religii smoleńskiej statusu kultu państwowego
    (on sam i obaj wskazani przez niego doradcy - Szczerski i Wojciechowski
    - to wyznawcy teorii zamachu).

    Regres to też zmiana


    Potrzeba zmian, charakterystyczna dla młodego pokolenia, może
    skłaniać do zachowań uwsteczniających system polityczny, społeczny i
    kulturowo-obyczajowy. Nie każda zmiana oznacza postęp - destabilizacja
    to też zmiana, ruch wstecz też może być gwałtowny, zmieniać można także
    na gorsze. W latach 70. to młodzież i studenci wywołali w Iranie bunt
    przeciw promodernizacyjnym i prozachodnim rządom szacha. W wyniku tego
    władzę przejęli brodaci ajatollahowie i dziś kraj pod ich rządami jest
    bastionem religijnego fundamentalizmu oraz obyczajowego rygoryzmu. Aby
    się napić piwa czy pocałować z dziewczyną, młodzi ludzie muszą się
    spotykać pokątnie i ukrywać przed policją obyczajową.


    Polska to nie Iran, prezydent to nie szach, rządy PO to nie autorytarny
    reżim, a zatem powodów do buntu jest mniej. Jego rezultat będzie jednak
    podobny: otworzy drogę do władzy konserwatystom, którzy uwstecznią kraj
    pod względem obyczajowym i kulturowym.

    Wydawać by się
    mogło, że młodych, wykształconych, wielkomiejskich i luzackich
    zwolenników Kukiza, skrzykujących się na Facebooku bywalców rockowych
    koncertów, nic nie łączy z elektoratem PiS mającym dokładnie przeciwny
    profil i przekrój społeczny. Ale torują drogę do władzy tej formacji.
    Pokazanie żółtej, a tym bardziej czerwonej kartki zawodnikowi jednej
    drużyny oznacza bowiem wzmocnienie drużyny przeciwnej. Kukiz marzy, że
    to jego drużyna wybiegnie na boisko i dokopie rywalom. Zbieranina
    amatorów przeciw profesjonalnym graczom Przykro będzie patrzeć, jak są
    ogrywani.

    Jest takie używane w polityce powiedzonko o
    karpiach głosujących za przyspieszeniem Wigilii. To trafne
    odzwierciedlenie zachowania części zwolenników Kukiza działających na
    rzecz powrotu PiS do władzy. Może tego nie chcą, ale temu sprzyjają. A
    kiedy to zrozumieją, może być za późno.

    *Janusz A. Majcherek - profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego



    Widzę na Twitterze, że jest oczekiwanie i niepewność, czy to się stanie.
    Stanie się. Wyjaśnienie i przeprosiny - zaczął przeprosiny prowadzący
    "Wiadomości" Piotr Kraśko. - We wczorajszej audycji "Tomasz Lis na
    żywo", realizowanej dla TVP
    przez firmę producencką Tomasza Lisa znalazło się odniesienie do wpisu
    na jednym z serwisów społecznościowych, umieszczonych przez - jak to się
    potem okazało - osobę podszywającą się pod Kingę Dudę, córkę kandydata
    na prezydenta Andrzeja Dudy - mówił Kraśko.

    - W związku z
    powyższym TVP pragnie przeprosić panią Kingę Dudę za zaistniałą
    sytuację - zakończył dziennikarz. Podkreślił też, że Tomasz Lis
    osobiście przeprosił kandydata PiS na prezydenta.


    Kraśko przeprosił także w imieniu TVP za wypowiedzi w programie
    Jana Pospieszalskiego. - TVP przeprasza też za treści, które znalazły
    się w programie "Jan Pospieszalski. Bliżej" w ubiegłym tygodniu - mówił
    prowadzący "Wiadomości". Jak dodał, autor programu "naruszył zasady
    współpracy z TVP" oraz "wykorzystał audycję do naruszającego zasady
    rzetelności dziennikarskiej ataku na prezydenta Bronisława
    Komorowskiego".

    Lis osobiście przeprosił Dudę

    Wcześniej Tomasz Lis osobiście przeprosił Andrzeja Dudę
    za cytowanie fałszywego konta jego córki na Twitterze. Kiedy ten
    pojawił się w biurowcu Axel Springer na spotkanie w jednej z redakcji,
    Lis przywitał go i przeprosił za swoje słowa. Jak stwierdziła na
    Facebooku dziennikarka "Newsweeka" Renata Kim, Duda przyjął przeprosiny.

    Tomasz Lis podczas
    programu w TVP, w którym gościem był Tomasz Karolak, zacytował rzekomy
    wpis na Twitterze córki kandydata PiS na prezydenta
    . Szybko
    okazało się, że zdania o "oddaniu Oscara" za "Idę" nie są autorstwa
    Kingi Dudy, a konto w serwisie jest fałszywe. Dziennikarz przeprosił za
    swoje słowa najpierw na Twitterze, a później na antenie TVP Info.
    Podkreślał, że nie był świadomy tego, że konto nie należy do córki
    kandydata. Wcześniej na konferencji prasowej Andrzej Duda stwierdził, że
    to, co zrobił Lis, było "wstrętne" i miało na celu poniżenie jego
    córki.

    Karolak: Uległem manipulacji


    Karolak, który zaangażował się w kampanię Komorowskiego, m.in.
    prowadził poniedziałkową konwencję w Katowicach, mówił w programie
    "Tomasz Lis. Na żywo", że córka Dudy wpisała na jednym z portali
    społecznościowych, że tata powiedział, że jak zostanie prezydentem, to
    odda Oscara, którego dostał film "Ida". Wtedy prowadzący program Tomasz Lis sięgnął po notatkę z tym wpisem.


    Po programie Karolak oświadczył na Twitterze, że nie wiedział,
    iż cytat, którego użył, nie pochodził od córki Dudy. Zaznaczył, że
    przeprasza, bo "uległ manipulacji". Przeprosił również Tomasz Lis - najpierw na Twitterze, potem w TVP Info.

    Do przeprosin na Twitterze odniósł się Duda. Zaznaczył, że liczy na "sprostowanie kłamstw, które głosili" Lis i Karolak.

    - Chyba zapominają o tym, że wypowiedzieli to w programie telewizyjnym,
    który oglądało być może miliony Polaków. Jeżeli mają cień honoru,
    jeżeli chociaż w najmniejszym stopniu są uczciwymi mężczyznami, to
    przeproszą moją córkę w telewizji w porze takiej samej oglądalności,
    jaka była wczoraj w trakcie tego programu i zrobią to w najbliższym
    czasie - powiedział.

    Duda ocenił, że na ostatnim odcinku
    kampanii wprowadza się "metody, które są nieuczciwe i urągające
    wszelkiej przyzwoitości". - Liczę, że zareagują na to władze telewizji i
    Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji - dodał.

    Joanna Stempień-Rogalińska z Centrum Informacji TVP powiedziała, że
    zarząd Telewizji Polskiej uznał zaistniałą podczas poniedziałkowego
    programu sytuację za niedopuszczalną i zażądał wyjaśnień od producenta
    programu.

    - Nadal czekamy na obszerne, pisemne
    wyjaśnienia od producenta programu. Posłużą nam one jako podstawa do
    analizy dotychczasowego systemu nadzoru redakcyjnego i współpracy z
    producentami zewnętrznymi - powiedziała Stempień-Rogalińska,
    zaznaczając, że to ostatnio nie pierwszy problem z produkowanym dla TVP
    programem, ponieważ problemy miały też miejsce w przypadku programu Jana
    Pospieszalskiego, w którym pojawiła się kontrowersyjna sonda,
    sugerująca powiązania Komorowskiego z WSI.




    Od dwóch dni usiłujemy bezskutecznie skontaktować się z dyrekcją TVP INFO, (osobiście, telefonicznie, mailowo).

    Przed chwilą otrzymaliśmy lakoniczną informację od Dyrekcji, że
    program jest w tym tygodniu zawieszony. Nie podano żadnego uzasadnienia.

    W programie zgodnie z zeszłotygodniowymi uzgodnieniami miał gościć m.in Paweł Kukiz.

    Wyrażamy zaniepokojenie taką formą współpracy z naszą redakcją.

    Paweł Nowacki, producent
    Jan Pospieszalski, prowadzący


    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17947237,Program__Blizej...
    Pospieszalski: Decyzji nikt ze mną nie konsultował

    - W lakonicznej wiadomości zostałem poinformowany, że program "Bliżej" został zawieszony - powiedział nam prowadzący program publicysta Jan Pospieszalski.- Nikt nie konsultował ze mną tej decyzji - stwierdził Pospieszalski. Jak dodał, nie wie, czy decyzja dotyczy jedynie najbliższego odcinka programu.

    - Nie są mi znane przyczyny takiej decyzji - stwierdził Pospieszalski. - Jak widać, cisza wyborcza zaczyna się już w czwartek - skomentował publicysta. W najbliższym programie gościem miał być m.in. Paweł Kukiz.

    KRRiT zwróciła się do TVP o wyjaśnienia

    W ostatni czwartek podczas programu Jana Pospieszalskiego "Bliżej" pojawił się sondaż z pytaniem, czy widzowie poprą kandydata popieranego przez WSI. Sprawą zajęła się Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.

    - Oglądałem ten program. Przeprowadzona w nim sonda telefoniczna była prymitywną agitacją telefoniczną - mówił Krzysztof Luft, członek KRRiT w rozmowie z Wyborcza.pl. Rada zwróciła się do TVP z wnioskiem o stanowisko stacji i przesłanie nagrania z programu. Następnie przedstawi swoje stanowisko.

    Czy gdyby nie wpadka Lisa, TVP
    przeprosiłaby za Pospieszalskiego? Dlaczego nie zrobiła tego od razu w
    piątek, nazajutrz po jego programie?
    Błyskawicznie zareagował wczoraj zarząd TVP
    na poniedziałkowy incydent w programie Tomasza Lisa, w którym Tomasz
    Karolak i prowadzący zacytowali tweet z fałszywego konta córki Andrzeja
    Dudy. Już we wtorek TVP zażądała od Lisa wyjaśnień, uznając "sytuację za
    niedopuszczalną". A we wtorkowych...



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    85. wybory

    Gdyby doszło do "aktu zbiorowej
    nieodpowiedzialności" i na stanowisku prezydenta był Andrzej Duda, to
    Polska stanęłaby przed wielkim problemem - mówił w TOK FM Leszek
    Balcerowicz.

    - Gdyby prezydent w Polsce ograniczał się do
    przecinania wstęg, nie byłoby problemu. Ale ma trzy wielkie uprawnienia.
    Po pierwsze: inicjatywa legislacyjna, po drugie prawo weta i wreszcie
    po trzecie nominowanie ludzi na ważne stanowska - w tym szefa Narodowego
    Banku Polskiego. A NBP to strażnik stabilności polskiego pieniądza. I
    tu mamy wielkie osiągnięcia - mówił w TOK FM prof. Leszek Balcerowicz -
    Ogromna stawka stoi przed Polską. Miałem istotne zastrzeżenia odnośnie
    niektórych decyzji pana prezydenta, ale nie mam najmniejszych
    wątpliwości, który wybór dla Polski jest lepszy.

    Zdaniem Balcerowicza, gdyby doszło do "aktu zbiorowej nieodpowiedzialności" i na stanowisku prezydenta był Andrzej Duda, to Polska stanęłaby przed wielkim problemem.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    86. Cimoszewicz, Olechowski,

    PAP/Tomasz Gzell


    Cimoszewicz, Olechowski, Rosati, Rotfeld i Sikorski w obronie Komorowskiego. Straszą "awanturnictwem i kompleksami"

    Radosław Sikorski, Włodzimierz Cimoszewicz, Andrzej Olechowski, Dariusz Rosati oraz Adam Daniel Rotfeld. To zestaw pięciu byłych szefów MSZ, którzy w specjalnym liście poparli kandydaturę Bronisława Komorowskiego.

    Awanturnictwo, kompleksy i konflikty powodują alienację i stawiają nas na przegranej pozycji,
    czego Polska doświadczyła w latach 2005-2007. Pamiętajmy o tym w
    obliczu zagrożenia, które nadciągnęło ze wschodu. Polityka zagraniczna
    musi być przewidywalna i wiarygodna – bez tego nigdy nie przyniesie
    efektów. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest fundamentem polityki
    zagranicznej. Prezydent Bronisław Komorowski gwarantuje Polsce
    wiarygodność i skuteczność na arenie międzynarodowej. Polska zasługuje,
    żeby kierowali nią politycy odpowiedzialni, pozbawieni lęków i
    kompleksów – a tym samym skuteczni

    — czytamy.

    Sikorski - dziś marszałek Sejmu z nominacji Platformy
    Obywatelskiej - poszedł zresztą o krok dalej i udzielił obszernego
    wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym straszy wizją przejęcia przez
    polityków PiS sterów polskiej dyplomacji.

    Populiści z PiS pohukują na arenie międzynarodowej, by zbierać
    poklask w kraju. Tak było, gdy PiS rządził, tak jest, gdy jest w
    opozycji, i tak będzie, gdyby przejął władzę. Skończy się wielką
    awanturą i marginalizacją Polski

    — przestrzega.

    I dodaje:

    Mam nadzieję, że wynik pierwszej tury wszystkich zmobilizuje, bo
    grozi nam wygrana kandydata partii, która jest fenomenem w Europie.
    Wygrała bowiem pierwszą turę, bo schowała swojego lidera

    — snuje swoją wizję Sikorski.

    "Polska zasługuje, żeby kierowali nią politycy odpowiedzialni, pozbawieni lęków i kompleksów – a tym samym skuteczni".

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    87. Smolar: Bronisław Komorowski


    Smolar: Bronisław Komorowski utrzymał się na poziomie »
    Bronisław Komorowski utrzymał się na poziomie z poprzedniej debaty w
    telewizji publicznej - uważa szef fundacji imienia Stefana Batorego
    Aleksander Smolar. Gość radiowej Jedynki odniósł się do wczorajszej
    debaty prezydenckiej w TVN.

    Podkreślił, że prezydent
    był sprawny w argumentowaniu i przedstawianiu swoich racji. Andrzej
    Duda- zdaniem politologa - wypadł lepiej niż w poprzedniej debacie.
    "Poprzednio był to dość żałosny widok człowieka zestresowanego, który
    wyraźnie nie dawał sobie rady w obliczu człowieka, wobec którego
    odczuwał szacunek i pewną niższość"
    - mówi Aleksander Smolar.

    Stanowisko "Gazety Wyborczej" przed drugą turą wyborów

    Wybory prezydenckie 2015. "Gazeta Wyborcza": Nasz prezydent, wasz prezes


    Jarosław Kurski

    22.05.2015




    Komorowski to odpowiedzialność bez ryzyka. Wygrana Dudy to droga do "orbanizacji" Polski

    Najbliższe wybory mogą być decydujące dla polskiej demokracji na
    cztery lata, a nawet na osiem lat. Wybory prezydenckie i parlamentarne w
    tym samym roku mogą przynieść pełnię władzy PiS, partii odrzucającej
    prawomocność obecnego państwa.

    Od 26 lat wartości "Gazety Wyborczej" pozostają niezmienne: demokracja
    parlamentarna, wolny rynek, sprawiedliwość społeczna, integracja
    europejska, tolerancja światopoglądowa, wolność jednostki i prawa
    człowieka. Czujemy się w tym spadkobiercami przedsierpniowej opozycji
    demokratycznej i ruchu "Solidarność".

    Kierując się tymi
    wartościami, "Gazeta Wyborcza" w 1989 r. wspierała kandydatów Komitetów
    Obywatelskich "Solidarności" w pierwszych częściowo wolnych wyborach. W
    imię tych samych wartości popieraliśmy pierwszy niekomunistyczny rząd
    Tadeusza Mazowieckiego oraz kandydaturę naszego Pierwszego Premiera w
    wyborach na prezydenta.


    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,17960973,Wybory_prezydenckie_2015___Gazeta_Wyborcza___Nasz.html#ixzz3aqa1NMpQ


    "Gazeta Wyborcza" w uzasadnieniu swojego stanowiska
    podkreśla rolę nadchodzących wyborów prezydenckich i parlamentarnych, w
    których pełnię władzy może przejąć PiS - "partia odrzucająca
    prawomocność obecnego państwa". Zwycięstwo Dudy może natomiast "wzmocnić
    PiS i oburzonych Pawła Kukiza". Jego wybór na stanowisko głowy państwa
    "grozi powtórką roku 2005, gdy bracia Kaczyńscy przejęli pełnię władzy w
    Polsce" - pisze dziennik.

    Konsekwencją wyboru Dudy, według dziennika, będzie
    "zmiana konstytucji w duchu resentymentu narodowego i doktryny Kościoła
    katolickiego, upartyjnienie instytucji państwa (…) zawładnięcie mediami
    publicznymi i kaganiec na media opozycyjne", a także "eurosceptycyzm,
    agresywna retoryka antybrukselska i zahamowanie integracji" i
    "rozdzierający społeczeństwo kult smoleński".

    Jak pisze gazeta, Komorowski był dobrym
    prezydentem, ale "okazał się słaby w roli kandydata". Roztrwonił kapitał
    zaufania, co doprowadziło do "zawstydzającej porażki w pierwszej turze"
    i przez to przyszłość kraju "rozstrzygnie się »w rzutach karnych«".

    "GW" porównuje ponadto filozofię, którą kierują się obaj kandydaci. "Po stronie Komorowskiego dostrzegamy odpowiedzialność bez ryzyka.
    Po stronie Dudy - ryzyko bez odpowiedzialności" - czytamy w stanowisku.
    Zdaniem "Gazety" brak odpowiedzialności Dudy ma się przejawiać w
    deklarowanej przez kandydata PiS niechęci do "płynięcia w głównym
    nurcie", co może doprowadzić do "politycznej izolacji Polski w Europie",
    w opozycji do Komorowskiego, który "politykę bezpieczeństwa opiera na
    mocnym związku Polski z NATO i UE". Innym ryzykownym posunięciem Dudy
    jest zamiar cofnięcia reformy emerytalnej, bez "podania kosztów
    społecznych ani źródeł finansowania". Stanowisko dziennika mówi, że
    według Dudy "państwo ma kierować sumieniem obywateli", podczas gdy
    Komorowski "nie chce być prezydentem ludzkich sumień".


    Adam Michnik o Andrzeju Dudzie i Bronisławie Komorowskim

    - Jeżeli wygra Duda, to rządzić będą Kaczyński z
    Macierewiczem, a to jest najgorsze, co może się dzisiaj Polsce
    przydarzyć. Bo to ludzie, którzy bez skrupułów posługują się kłamstwem,
    insynuacją, oszczerstwem – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Adam
    Michnik.

    Redaktor naczelny "GW" na początku wywiadu
    skomentował zwycięstwo w I turze wyborów Andrzeja Dudy i ponad
    20-procentowy wynik Pawła Kukiza. Jak zaznaczył Michnik, interpretacji
    tych wyników jest kilka. - Mamy chyba do czynienia ze znużeniem obozem
    rządzącym. Osiem lat rządów PO-PSL to jest dużo. To, co jest zaletą
    obozu rządzącego, my już traktujemy jak oczywistość - jak oddychanie
    powietrzem – powiedział Adam Michnik.

    Jako kolejny element wymienił wielką zmianę
    generacyjną. - W tej chwili upomina się o swoje miejsce pokolenie między
    20. a 35. rokiem życia. Ono uznało, że nie ma swojej reprezentacji, że
    jej zasadnicze życiowe interesy nie są realizowane – stwierdził Michnik.

    Rozmówca Agaty Nowakowskiej i Dominiki
    Wielowiejskiej przyznał, że pomysł przeprowadzenia referendum w sprawie
    jednomandatowych okręgów wyborczych jest rozsądny. - Jeżeli 3 mln
    wyborców podpisuje się pod tym hasłem, to prezydent ma przynajmniej
    moralny obowiązek zapytać społeczeństwo, co o tym myśli – argumentował
    redaktor naczelny "GW", podkreślając jednak, że sam jest JOW-om
    przeciwny.

    W dalszej części wywiadu Michnik stwierdził, że
    młodzi wyborcy Lewicy, którzy w II turze nie pójdą do urn, zagłosują w
    ten sposób na Jarosława Kaczyńskiego. Michnik przedstawił wybór, jaki
    oni mają. - Po jednej stronie są ci, którzy nie będą im przeszkadzali
    ani ograniczali praw obywatelskich, ich wolności. Po drugiej - ci,
    którzy będą im przeszkadzali permanentnie i będą chcieli ich wtłoczyć w
    swój jedynie słuszny model życia - przekonywał.

    Adam Michnik podkreślił, że "jeśli chodzi o
    kandydaturę Dudy, to mamy do czynienia z oszustwem". - Myśmy zobaczyli
    skrajnie niesamodzielnego Dudę w debacie z Komorowskim. Nie powiedział
    ani jednego zdania, które byłoby jego własnym, oryginalnie sformułowanym
    – skonkludował rozmówca "Gazety Wyborczej".





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    88. Czerska w szoku po przegranej Komorowskiego :)




    Wybory prezydenckie. Prof. Radosław Markowski: Za 4 miesiące kolejne wybory, okaże się, czy to coś trwałego


  • 23:09

    Wybory prezydenckie 2015. Prof. Ewa Marciniak: Elektorat PSL zagłosował na Andrzeja Dudę



  • Zwycięstwo Andrzeja Dudy - komentarze

    Wyniki wyborów prezydenckich 2015 komentują: prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar

    przewiduje, że pierwsze kroki polityczne Andrzeja Dudy będą miały na
    celu uspokojenie - będzie się on starał przekonać wszystkich, że jest
    "normalnym prezydentem". "Przede wszystkim jednak jego
    dalsze kroki będą podporządkowane planom zwycięstwa PiS w wyborach
    parlamentarnych" - zaznaczył.




    Stąd, jak przewiduje Smolar, w okresie bezpośrednio poprzedzającym
    wybory parlamentarne Duda może zgłosić szereg inicjatyw ustawodawczych,
    będących realizacją jego zapowiedzi wyborczych. "Będzie to
    miało na celu poszerzenie poparcia dla PiS. To może dotyczyć wieku
    emerytalnego, zasiłków prorodzinnych, frankowiczów, podatków nałożonych
    na zagraniczne banki itp." - powiedział.




    "Jest cały szereg ekstrawaganckich obietnic, które poczynił Duda i które
    zapewne zgłosi, mając świadomość, że nie zostaną zaakceptowane przez
    obecną większość. Będzie to jednak argument na rzecz
    potrzeby zmiany władzy także w wyborach parlamentarnych, bo Platforma z
    sojusznikami przeszkadza w realizowaniu słusznych obietnic, które
    poprawią los społeczeństwa" - dodał.




    Dlatego zwycięstwo Dudy w wyborach prezydenckich może, w opinii Smolara,
    zwiększyć szanse PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych.
    Jednocześnie są także okoliczności, które te szanse mogą z kolei
    zmniejszyć - np. Jarosławowi Kaczyńskiemu czy Antoniemu Macierewiczowi
    trudniej będzie się "chować", tak jak robili to w wyborach prezydenckich
    - podkreślił Smolar.




    Tym bardziej, że aby podtrzymać kontrolę nad całym obozem PiS po
    zwycięstwie Dudy, Kaczyński znowu będzie musiał wysunąć się na plan
    pierwszy, a to może utrudnić PiS zwycięstwo, z uwagi na obawy,
    które wzbudza lider PiS - wskazał Smolar.




    Jedną z przyczyn złego wyniku Komorowskiego jest, zdaniem Smolara, to że
    ludzie zapomnieli o rządach PiS i nie kojarzyli Dudy z tą partią.
    "Powrót na pierwszą linię Kaczyńskiego, z jego często
    radykalnym językiem, może spowodować reakcje pełne obaw i zmobilizowanie
    elektoratu, który jest zniechęcony latami rządów PO" - zaznaczył prezes
    Fundacji Batorego.




    Smolar nie spodziewa się natomiast na razie istotnych zmian w polityce
    zagranicznej, w związku ze zwycięstwem Dudy. Jak mówił, zmiany będą
    umiarkowane, ale będą miały na celu pogłębienie związków z
    USA, może nowy prezydent będzie bardziej intensywnie zabiegał o obecność
    wojsk amerykańskich w Europie. Zgodnie z tradycją PiS-owską będzie też
    "polityka większej nieufności do Niemiec" - powiedział.
    Smolar wskazał, że Duda w kampanii miał bardzo łagodny język w stosunku
    do Rosji, więc nie można wykluczyć, że nadal będzie kontynuowana łagodna
    linia, uwzględniająca to, że społeczeństwo nie chce
    obecnie konfliktów z Rosją, z powodów gospodarczych i ze względu na
    nasze bezpieczeństwo.




    "Nie wykluczam, że to będzie polityka przedłużana aż do wyborów
    parlamentarnych" - powiedział Smolar. "PiS będzie się starał unikać
    zaogniania stosunków z Rosją ze względu na reputację, którą się
    cieszy" - dodał.




    Tym niemniej, zdaniem Smolara, wyniki wyborów zostaną przyjęte z
    zaskoczeniem i pewnymi obawami we wszystkich stolicach, również w
    Waszyngtonie.



    ------------------------------------------------------------

    Rick Lyman nazywając w internetowym wydaniu „New York Timesa” Dudę fotogenicznym, prawicowym rywalem Komorowskiego akcentuje, że według sondaży odniósł zdecydowane zwycięstwo. Jak dodaje w korespondencji z Warszawy stało się tak chociaż Komorowski, nawet jeśli zdobył swój urząd jako kandydat niezależny, jest w związany z partią, której ośmioletnie rządy znaczyła stabilność i dobrobyt.

    Zdaniem „New York Timesa” urząd prezydenta w Polsce jest w dużej mierze urzędem ceremonialnym. Gazeta nie kryje jednak, że sukces Dudy stwarza dla Platformy Obywatelskiej poważne wyzwanie, gdyż centroprawicowa partia może w wyborach wyznaczonych jesienią tego roku stracić kontrolę nad rządem. Przytacza jednocześnie wypowiedź Komorowskiego, że jego porażka wcale nie musi tego oznaczać.
    Nowojorska gazeta, cytując wypowiedzi obydwu polityków po ogłoszeniu wstępnych rezultatów głosowania, pisze, że Polacy wyraźnie pragnęli zmian. Odrzucili zarzuty Komorowskiego, że wybór jego konkurenta zagrozi ekspansji gospodarczej Polski i jej bliskim stosunkom z Niemcami i Unią Europejską.

    „New York Times” zwraca uwagę, że rozgrywka prezydencka nie była jedynie lokalnym wydarzeniem.

    „Wybory są z wielkim zainteresowaniem obserwowane w Waszyngtonie i w Europie, ponieważ Polska jest szóstą co do wielkości gospodarką w Unii Europejskiej, a odgrywa większą i bardziej energiczną rolę w sprawach dotyczących kontynentu” – pisze gazeta.

    NYT przypomina też, że były premier Donald Tusk został w ubiegłym roku wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej przy silnym poparciu kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

    Nowojorski dziennik przyznaje, że obydwie partie popierają członkostwo Polski w NATO i Unii Europejskiej. Zajmują też twarde stanowisko wobec polityki prezydenta Rosji Władimira Putina. Prawo i Sprawiedliwość jest jednak – akcentuje gazeta – znacznie bardziej konserwatywne i nacjonalistyczne.

    Dziennik cytuje Radosława Markowskiego z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, według którego jeśli PiS wygra w wyborach parlamentarnych będzie budował sojusze z Litwą i Ukrainą, zaniedbując relację z Niemcami i Francją.

    Jak ocenia gazeta, partia Dudy wykazuje „większy sceptycyzm w kwestii przekazania partnerom europejskimi odpowiedzialności za polskie sprawy”.

    Z kolei „Wall Street Journal” wskazuje na porażkę Komorowskiego, mimo silnego wsparcia rządzącego obozu centroprawicowego, któremu przewodzi PO. Przypomina też, że nie pomogły mu sukcesy gospodarski polskiej, jedynego kraju który miał nieprzerwany wzrost gospodarczy nawet w okresie globalnego kryzysu.

    Dziennik przewiduje, że nowy prezydent z większą rezerwą odniesie się do przyjęcia euro. Wylicza też inne obietnice Dudy.

    „Konserwatywny rywal obiecał projekty ustaw przyznających większe ulgi podatkowe dla najuboższych i wycofanie podwyższenia wieku emerytalnego” – pisze warszawski korespondent WSJ Martin Sobczyk.

    „Wall Street Journal” uważa też, że Duda zajmie bardziej zdecydowaną niż Komorowski postawę wobec Kremla, a co więcej będzie do tego zachęcał Zachód.

    Zwrot na prawo, zwycięstwo ultranacjonalisty - tak włoskie media oceniają wynik wyborów prezydenckich w Polsce, które wygrał Andrzej Duda. Rezultat ten interpretuje się we Włoszech także jako zapowiedź tego, co jesienią przyniosą wybory parlamentarne.

    Agencja Ansa w relacji z Warszawy zwraca uwagę na badania sondażowe, z których wynika, że kandydat Prawa i Sprawiedliwości wygrał dzięki głosom rolników, robotników, bezrobotnych, emerytów i studentów.

    Zwycięzcę wyborów włoska agencja opisuje jako młodego ultrakonserwatystę i eurosceptyka, popieranego przez konserwatywne kręgi polskiego Kościoła. Odnotowuje, że Duda poparł propozycję karania więzieniem kobiet poddających się zabiegowi in vitro.

    Dziennik „Corriere della Sera” przypomina bardzo ostry ton i przebieg kampanii wyborczej. Według największej włoskiej gazety nie należy wykluczać, że prezydent Bronisław Komorowski w związku z jesiennymi wyborami parlamentarnymi zapłacił obecnie cenę za ocenę swojego macierzystego ugrupowania, Platformy Obywatelskiej.

    "Wydaje się, że oddając negatywny głos w wyborach prezydenckich wyborcy tak naprawdę zechcieli z wyprzedzeniem wyrazić swój sprzeciw przede wszystkim wobec rządu" - stwierdza się w komentarzu. A to by oznaczało, zaznacza mediolański dziennik, wolę „wielkiej zmiany”.

    W bardzo ostrym, radykalnym tonie o wyniku wyborów pisze publicysta dziennika „La Repubblica” w jego internetowym wydaniu. Wynik glosowania nazywa „strasznym szokiem dla Europy”.

    Frakcję, która wystawiła kandydaturę Andrzeja Dudy, wysłannik gazety Andrea Tarquini, relacjonujący wydarzenia w Polsce od kilku dekad, opisał następująco: "nacjonalistyczni eurosceptycy, rusofoby i pełni autorytarnych pokus w stylu węgierskim", "skrajna partia".

    Frakcja ta, napisał Tarquini w internetowym wydaniu dziennika, wygrała wybory prezydenckie, dzięki mocnym sloganom; "począwszy od sprzeciwu wobec in vitro, przy wsparciu reakcyjnego Kościoła wrogiego wobec papieża Franciszka aż po makabryczną obietnicę ich przywódcy Kaczyńskiego +Budapesztu w Warszawie+".

    Partia Jarosława Kaczyńskiego potrafiła zdaniem autora relacji z Warszawy wykorzystać niezadowolenie bezrobotnej młodzieży, mieszkańców wsi, wykluczonych z boomu ekonomicznego i zepchniętych na margines.

    Publicysta zwrócił uwagę na brak w Polsce nowoczesnej lewicy oraz na utratę poparcia przez liberalne władze kraju. Następnie przypomniał, że w połowie października odbędą się wybory parlamentarne i wyraził opinię, że po ośmiu latach rządów proeuropejskiej Platformy Obywatelskiej zwrot na prawo także wtedy wydaje się nieunikniony.

    "Dla Unii Europejskiej i NATO oznaczać to będzie utratę partnera i sojusznika o znaczeniu geopolitycznym, ekonomicznym i militarnym większym niż Hiszpanii, w trakcie wielkich kryzysów, od konfrontacji między Rosją Putina a wolnym światem po kryzys imigracyjny i wyzwanie ze strony terroryzmu" - napisał dziennikarz rzymskiego dziennika. Dodał też: "Histeryczna rusofobia polskich nacjonalistów może poważnie zwiększyć ryzyko konfrontacji militarnej z Moskwą".

    "Polski przypadek dołącza do koszmarów Europy: zagrożenia ze strony Państwa Islamskiego, strachu przed bankructwem Grecji i dobrowolnym wyjściem Wielkiej Brytanii z UE” - podsumowuje „La Repubblica” w internetowym wydaniu.
    Brytyjskie media w kategorii niespodzianki odnotowują zwycięstwo Andrzeja Dudy w drugiej turze wyborów prezydenckich. BBC podkreśla, że to duże zaskoczenie a jednocześnie ostrzeżenie dla premier Ewy Kopacz w kontekście jesiennych wyborów parlamentarnych.

    "To znakomite i zdecydowane zwycięstwo Andrzeja Dudy, polityka relatywnie mało znanego w porównaniu z popularnym Bronisławem Komorowskim. Sukces Dudy sugeruje, iż wielu Polaków jest zmęczonych rządami popierającej Komorowskiego Platformy Obywatelskiej" - donosi portal BBC News.

    BBC zauważa również, że ewentualne zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych może oznaczać zmianę polityki Polski na arenie europejskiej na bardziej eurosceptyczną.

    "The Independent" nazywa zwycięstwo Dudy szokiem i zapowiedzią nowego rozdziału w polskiej polityce. Dziennik dużo uwagi poświęca powiązaniom Dudy z prezydentem Lechem Kaczyńskim; nazywa go nawet duchowym spadkobiercą tragicznie zmarłego prezydenta.

    Dziennik przypisuje winę za porażkę urzędującego prezydenta „letargicznej” i zbyt późno rozpoczętej kampanii wyborczej. Zauważa, iż jeszcze niedługo przed wyborami sondaże zapowiadały pewne zwycięstwo Bronisława Komorowskiego.

    "Daily Telegraph" chwali energiczną kampanię wyborczą Andrzeja Dudy, co uwypukliło największe słabości Komorowskiego. Zauważa także, że urzędujący prezydent zapłacił za zbytnie powiązania polityczne z Platformą Obywatelską pomimo swojej formalnej neutralności.

    Brytyjskie media podkreślają ograniczone kompetencje polskiego prezydenta, choć odnotowują najbardziej popularne obietnice wyborcze Andrzeja Dudy, w tym obniżenie wieku emerytalnego, propozycje w zakresie przewalutowania kredytów we frankach szwajcarskich czy wzmocnienie współpracy wojskowej z USA.

    Po zwycięstwie Andrzeja Dudy, "szeregowego polityka narodowo-populistycznej partii PiS", Polskę czeka okres politycznej niepewności i rozbicia, a w dalszej perspektywie prawdopodobnie silny zwrot na prawo - pisze niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".

    Autor komentarza opublikowanego w poniedziałek w wydaniu internetowym opiniotwórczej gazety zwraca uwagę, że za nowym prezydentem stoi "silny człowiek PiS-u" - były premier Jarosław Kaczyński. Zdaniem "SZ" w kampanii wyborczej Duda wyróżniał się składaniem "populistycznych, drogich obietnic", nie wyjaśniając, jak zamierza je sfinansować.

    Komentator zwraca uwagę, że Duda obiecywał obniżenie wieku emerytalnego i odwołania tym samym "niepopularnej, lecz ważnej dla starzejącej się Polski reformy". Postulował też podniesienie podatków dla banków i supermarketów, z których duża część należy do zagranicznych inwestorów, a także "odzyskanie kontroli" nad bankami.

    Zdaniem "SZ" w polityce zagranicznej Polska przestanie być krajem tak obliczalnym, jakim była w minionych latach pod rządami "przyjaciela Europy", a dzisiejszego szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Jako prezydent Duda będzie współkształtował politykę zagraniczną i obronną. "Jego partia kierowana przez Kaczyńskiego występuje często przeciwko Brukseli i domaga się większej suwerenności (dla Polski) w UE" - pisze komentator.

    Okres politycznego rozbicia pomiędzy rządem a prezydentem potrwa co najmniej do października 2015 roku, do czasu wyboru nowego parlamentu - przewiduje komentator. "Jeżeli PiS wygra także wybory parlamentarne, Polska może obrać kierunek jeszcze bardziej prawicowo-populistyczny" - ocenia "Sueddeutsche Zeitung".

    Komentując niedzielne wybory prezydenckie w Polsce, dziennik "Kommiersant" ocenia, że "bez względu na to, kto przejmie władzę, napięcie w stosunkach między Moskwą i Warszawą utrzyma się".

    Rosyjska gazeta wyjaśnia, że "urzędujący prezydent Bronisław Komorowski niejednokrotnie występował ze skrajnie krytycznymi wypowiedziami pod adresem Moskwy". Według dziennika "złagodzenia retoryki nie należy oczekiwać także od Andrzeja Dudy".

    "Kommiersant" przypomina, że "w styczniu 2015 roku oświadczył on już, że Polska powinna +poważnie rozważyć+ sprawę udzielenia Ukrainie pomocy wojskowej i wysłania na Ukrainę polskich wojsk, a w maju w wywiadzie dla stacji TVN oznajmił, że zanim nie ustabilizuje się sytuacja na Ukrainie, nie chciałby przyjmować ewentualnego zaproszenia do odwiedzenia Moskwy".

    Dziennik zarazem odnotowuje, że "wcześniej obiecał on jednak, że zadzwoniłby do (Władimira) Putina, jeśli jego telefon mógłby powstrzymać wojnę na Ukrainie".

    Z kolei rządowa "Rossijskaja Gazieta" wybija, że "kampania wyborcza ujawniła liczne problemy i konflikt pokoleń w Polsce". Zauważa też, że "obaj kandydaci sypali obietnicami niczym z rogu obfitości".

    "Na szczęście dla kandydatów nie wszyscy wyborcy wiedzą, że możliwości prezydenta Polski mocno krępuje konstytucja. Dlatego, usłyszawszy o otwierających się perspektywach, w niedzielę łatwowierni Polacy pospieszyli na wybory" - pisze moskiewski dziennik. "A ci, którzy wiedzą, jakie uprawnienia ma głowa państwa, szli niechętnie i głosowali +przeciw+. Jedni - przeciw Komorowskiemu, a więc za Dudą. Inni - na odwrót" - dodaje "Rossijskaja Gazieta".

    Z kolei radio Echo Moskwy przekazuje, że "wynik wyborów wielu uważa nie tyle za zwycięstwo opozycji, ile za porażkę obecnych władz, których działaniem i polityką rozczarowała się większość obywateli Polski". Ta niezależna stacja podaje, że "Andrzej Duda obiecał już, iż jego prezydentura będzie otwarta dla dialogu".

    Echo Moskwy odnotowuje, że "premier Ewa Kopacz, koleżanka partyjna Komorowskiego z Platformy Obywatelskiej, obiecała, że będzie owocnie współpracować z nowym prezydentem". "Wszelako jej rząd będzie pracować niedługo. Już jesienią w Polsce odbędą się wybory parlamentarne. Sukces Dudy, jak twierdzą eksperci, wzmocni wpływy PiS i zwiększy szanse tej partii na uzyskanie przewagi w Sejmie i Senacie".

    Szokuje różnica pomiędzy wynikiem Dudy i Komorowskiego, bo wydawało się,
    że frekwencja sprzyja prezydentowi. Głos protestu zrobił furorę, w II
    turze nie był oddany w ciemno, tylko z przekonaniem. Głos na Kukiza, a
    teraz na Dudę.

    To głos przeciwko władzy i sytuacji młodych, którzy pokazali siłę
    protestu i odrzucenia obecnego stanu rzeczy. Mało prawdopodobne, by
    zagłosowali oni na PO w wyborach parlamentarnych.
    Młodzi mówią: "rząd fatalny, płace niskie". Oni nie pamiętają, że
    Polska była po wojnie zniszczona, że była zapóźniona. Nie pamiętają
    PRL-u.

    Do tego znudzenie PO, afery, niezrealizowane
    obietnice reform, okrojenie OFE. Ludzie z różnych powodów przypomnieli
    sobie o krzywdach i głosy protestu połączyły różne pretensje. Na to
    nałożyła się potrzeba zmian. Tak jest dziś w całej Europie.


    To ma konsekwencje dla oceny rządu PO i perspektyw na jesienne wybory
    do parlamentu. Można założyć, że rozmiar klęski prezydenta będzie
    sprzyjał dezorientacji PO, a nie jej mobilizacji. Partia może stracić
    dynamizm i mieć problem z przywództwem.

    Wydawało się, że
    premier Kopacz zastąpi Tuska, ale jej nieobecność w ostatnich miesiącach
    wpłynęła na wynik Komorowskiego. Prezydent
    chciał się dystansować od Platformy, ale okazało się, że to właśnie on
    został obciążony dziedzictwem ośmiu lat rządów PO. Wyborcy niestety
    zapomnieli o sukcesach, do głosu doszły osoby pokrzywdzone przez
    transformację i kryzys.

    Komorowski powinien teraz stanąć na czele obozu przygotowań do wyborów parlamentarnych.
    Bo w PO brak jest przywódców. Kopacz tego nie uniesie, nie ma formatu
    politycznego. Była krótko, nie wiadomo, czy ma potencjał, by być
    przywódcą. A Komorowski ma autorytet i osobowość. Został naturalnym
    przywódcą, gdy zabrakło Tuska. A teraz został obciążony wadami tego
    rządu. Może jednak unieść ciężar konfrontacji z PiS i bezpośredniego
    starcia z Jarosławem Kaczyńskim.

    PiS zyskał inicjatywę,
    która zwiększy jego popularność. Duda jako prezydent będzie mógł
    docierać do ludzi i oddziaływać przez media. Media publiczne będą teraz
    przychylnym okiem patrzeć na PiS. Jest spora kategoria ludzi, którzy
    biegną do zwycięzców.

    Ale dyscyplina i zorganizowanie PO,
    większa groźba przejęcia władzy przez PiS mogą zmobilizować wyborców
    jak w 2007 r., również lewicowych i liberalnych.

    Mało prawdopodobne, że Duda odetnie się od PiS. W okresie do wyborów
    jesiennych nie będzie objawów wyzwalania się Dudy. Ale Kaczyński musi
    być zaniepokojony jego sukcesem. To było widać w I turze, gdy nie był w
    sztabie, tylko pod Pałacem. Ma obawę, że Duda wyrośnie i stanie się
    zdrajcą, jak Zbigniew Ziobro. Mogą być pomiędzy nimi elementy napięcia i
    podejrzliwości. Sądzę, że otoczenie Dudy zostanie obsadzone ludźmi, by
    go obserwowali.

    Duda nie jest zdolny do rewolty, ale nie
    będzie miał prezesa jako prezydent. Mogą być elementy dystansowania się,
    ale weta niekoniecznie będą.

    Co PO może poprawić do
    jesieni? To zbyt krótki okres. Straszenie zagrożeniem PiS jest mniej
    wiarygodne, jest odbierane jako element kampanii, ludzie też przełamali
    swój strach przed PiS.

    Nadzieję na klęskę PiS można
    wiązać z samym PiS. Mogą tę partię zgubić radykalne deklaracje, wejście
    na pierwszy plan Kaczyńskiego, napięcia na linii Kaczyński - Duda oraz
    konflikty Kukiza z PiS, bo będą walczyć o ten sam elektorat. Kukiz
    będzie musiał odbić tych, którzy głosowali na Dudę.


    Od ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich nie minęło 12 godzin. A Niemcy już się boją
    "Nowy prezydent widzi różnice między Warszawą a Berlinem " - alarmuje w
    tytule dziennik "Die Welt" na czołówce swojego portalu. Cytuje jedną z
    wypowiedzi Andrzeja Dudy z kampanii, w której Duda
    mówi, że między Polską a Niemcami w wielu kwestiach są różnice zdań. -
    Musimy z Berlinem rozpocząć intensywny dialog - mówił przyszły (według
    badania IPSOS) prezydent RP. M.in. w kwestii dofinansowywania stoczni
    przez państwo, bo nie może być tak, że niemieckie mogą dostawać
    publiczne pieniądze, a polskie nie.

    "Die Welt" przypomina
    też, że nowy prezydent w kampanii sprzeciwiał się, by Polska płynęła w
    "głównym nurcie" unijnej polityki, domagając się niezależności.
    Korespondent "Die Welt" przypomina, że zmiana warty w Pałacu
    Prezydenckim może być przygrywką do zmiany rządu na jesieni. A gdyby
    Jarosław Kaczyński objął władzę, to Polskę może czekać nie tylko zupełne
    zejście z kursu obranego osiem lat temu przez Donalda Tuska, ale także
    orbanizacja

    Czytam niemiecką prasę i mam déja vu. Niecałe
    10 lat temu, gdy prezydentem został Lech Kaczyński, niemieccy
    publicyści bardzo przed nim przestrzegali. A prezydent elekt sam
    dostarczał im argumentów. Niemcy
    ze zdumieniem i z przerażeniem przyjmowali jego postulaty, by
    przywrócić w Polsce karę śmierci czy zdecydowany kurs przeciwko
    mniejszościom seksualnym. Andrzej Duda
    w kampanii nie zaprezentował tak "mocnych" poglądów. Ale niemieccy
    komentatorzy w przeciwieństwie do wielu polskich wyborców o IV RP nie
    zapomnieli.

    "Süddeutsche Zeitung" o Dudzie pisze per
    nationalkonservativer, czyli narodowo-konserwatywny. Dla liberalnych
    czytelników tego dziennika tego typu określenie kojarzy się źle.
    Narodowi w Niemczech są neonaziści. A Duda do tego - jak wylicza
    wydawany w Monachium dziennik - to populista, którego "SZ" zrównuje z
    Orbánem.

    Także określenie Hinterbänkler, czyli szerzej
    nieznany poseł z dalszego szeregu, za którym stoi Jarosław Kaczyński,
    polityk, który w Niemczech ma fatalną reputację. - Polska stoi przed
    politycznym podziałem, jazdą w nieznane i możliwe, że przed mocnym
    skrętem na prawo - przestrzega dziennik. Jeszcze przed pierwszą turą
    przestrzegał przed polską "niespodzianką z prawej strony".


    "Frankfurter Allgemeine Zeitung", konserwatywny dziennik, już pisze o
    prawicowym zwrocie w Polsce. Dudę porównuje do popularnej gwiazdy rocka.
    - W kampanii prezentował się jako ojciec, który zna codzienne potrzeby
    Polaków i wie o tym, że wielu potrzebuje pieniędzy - kwituje dziennik.


    Lewicowy "Frankfurter Rundschau" zastanawia się z kolei, czy
    Dudzie uda się faktycznie być prezydentem wszystkich Polaków. Bo kraj po
    wyborach jest bardzo podzielony.

    Tygodnik "Der Spiegel" zauważa, że klęska Bronisława Komorowskiego to cios w plany Ewy Kopacz, by wygrać jesienne wybory parlamentarne. Po południu zapowiada analizę o sytuacji w Polsce.


    Generalnie z niemieckich relacji bije zaskoczenie i niepokój. Bo
    w ciągu 10 lat wiele się między Berlinem a Warszawą zmieniło. Polska z
    roli biednego, mało ważnego krewnego Niemiec wyrosła na ważnego unijnego
    gracza. Było tak dobrze. A teraz fochów Warszawy - jakich się
    komentatorzy spodziewają - nie będzie można tak jak za poprzednich
    rządów PiS zbyć wzruszeniem ramion.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    89. Czy Zachód powinien obawiać

    Czy Zachód powinien obawiać się Andrzeja Dudy? "To środowisko ma zakorzeniony eurosceptycyzm"

    Po wyborze nowego prezydenta Polski, popieranego przez PiS, odżyły obawy niektórych polityków i analityków politycznych, czy będzie on umiał dogadać się z przywódcami państw europejskich, szczególnie Niemiec i Francji. "Niemcy nie muszą się obawiać demokratycznie wybranego prezydenta RP, który podczas kampanii wyborczej nigdy nie podważał sensu obecności Polski w UE i dobrych stosunków z sąsiadami” - mówi Paweł Moras Dyrektor zarządzający Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży. „Niemcy, po doświadczeniu prezydentury Lecha Kaczyńskiego, a zwłaszcza rządów jego brata, maja liczne powody by się obawiać konsekwencji polityki PiS dla współpracy europejskiej” - przekonuje zaś Konstanty Gebert, dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.

    Do tej pory głośno mówiło się, że to Niemcy są najważniejszym sojusznikiem Polski w Brukseli. Tuż po wyborze nowego prezydenta Andrzeja Dudy kanclerz Niemiec Angela Merkel przekonywała, że polsko – niemieckie stosunki jeszcze nigdy nie był tak dobre. Wielu sceptyków obawia się jednak, że nowy prezydent - elekt nie zamierza iść za swoim poprzednikiem. Zamiast proeuropejskiej polityki będzie raczej podkreślał różnice między Polską, a Unią, a zachód podjudzał do walki z Rosją. - Relacje między sąsiadami zależne są rzecz jasna w pewnej mierze od klimatu politycznego, ale przede wszystkim od tego, czy kontynuowany jest dialog samych społeczeństw. Niemcy nie muszą się obawiać demokratycznie wybranego prezydenta RP, który podczas kampanii wyborczej nigdy nie podważał sensu obecności Polski w UE i dobrych stosunków z sąsiadami. Jestem przekonany, że Andrzej Duda będzie kontynuował nawiązane przez swojego poprzednika dobre relacje z Prezydentem Federalnym Joachimem Gauckiem – mówi w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press Dyrektor zarządzający Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży, Paweł Moras. I zaraz dodaje: - Myślę, że również w tym zakresie ogromnym wsparciem dla Prezydenta RP będzie jego małżonka. Przypomnę, że pani Agata Kornhauser-Duda to nie tylko wyśmienita nauczycielka języka niemieckiego, ale również od lat zaangażowana organizatorka spotkań uczniów krakowskiego II LO z rówieśnikami z partnerskich szkół w Niemczech. Takie programy wymiany to solidny fundament dobrego sąsiedztwa naszych narodów. Bardziej sceptyczny jest szef Departamentu Polityki porównawczej w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Radosław Markowski. W wywiadzie dla „New York Times” podkreślał, że jeśli nadchodzące wybory parlamentarne wygra partia Dudy, PiS rząd będzie budować sojusze z Litwą i Ukrainą, ale zaniedba kontakty z Niemcami i Francją. „Oni mają głęboko zakorzeniony eurosceptycyzm” - dodał Markowski. - Prezydent nie kształtuje samodzielnie polityki zagranicznej, a głosy społeczeństwa w kwestii stosunków z Niemcami, podobnie jak i w innych kwestiach, są w sposób zrozumiały różnorodne i często sprzeczne. Wydaje się jednak, że dla nowego prezydenta ważnym punktem odniesienia będą lata prezydentury Lecha Kaczyńskiego, i tam należy szukać wzorców, jakimi będzie się kierował – podkreśla w rozmowie z AIP Konstanty Gebert, dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.

    Jako kandydat Andrzej Duda krytykował "trzymanie się mainstreamu".
    Można przypuszczać, że będzie raczej się odeń, a więc i od Niemiec,
    dystansował, szukając zbliżenia z krajami regionu. Rzecz w tym, że kraje
    regionu takiego zbliżenia nie chcą, bojąc się dominacji Polski. Wyjątek
    mogą stanowić ideologicznie bliskie PiS-owi Węgry, które Unia
    ostracyzuje i które bliskie są wewnętrznej zapaści.
    Nie wydaje się jednak, by wzmocnić to mogło pozycję Polski w
    Europie. Niemcy, po doświadczeniu prezydentury Lecha Kaczyńskiego, a
    zwłaszcza rządów jego brata, maja liczne powody by się obawiać
    konsekwencji polityki PiS dla współpracy europejskiej. Wprawdzie obecnie
    Berlin nie ma, jak wcześniej, złudzeń co do polityki Moskwy, ale gdyby
    Polska miała się wysforować daleko poza europejski konsensus, efekty
    mogłyby być kontrproduktywne: wzmocnić by mogły kapitulanckie skrzydło
    Unii, straszące "polskim ekstremizmem" – mówi nam Gebert.

    Nasz ekspert przekonuje też, że Duda, podobnie jak jego poprzednik,
    będzie dążył do stałej obecności NATO w Polsce. Według niego, nic nie
    wskazuje na to, żeby miał być w tej kwestii bardziej skuteczny, gdyż
    większość państw sojuszu takiej obecności nie chce.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    90. Czerska wariuje jak Lis :))funkcjonariusze bez pasów bezpieczeńs


    Paweł Wroński

    Pisowski ostrzał śmigłowca

    W środę ze swojej norki wychynął Antoni Macierewicz ukryty na czas
    wyborów prezydenckich. Wezwał rząd do wstrzymania przetargu na
    śmigłowiec wielozadaniowy i pozostawienia decyzji kolejnemu rządowi.


    Prezydent Duda musi czynem przekonać, że rozstaje się z fatalnymi metodami PiS

    Podczas uroczystości w Wilanowie, gdy Andrzej Duda odbierał
    zaświadczenie o wyborze na prezydenta, nie słychać było gwizdów,
    buczenia, obelżywych okrzyków





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    91. Aleksander Smolar vs.

    Aleksander Smolar vs. Wojciech Sadurski, czyli darcie łacha z Platformy Obywatelskiej
    http://wpolityce.pl/polityka/254958-aleksander-smolar-vs-wojciech-sadurs...

    Smuta ogarnęła partię obywatelską. Rozpamiętywanie przyczyn porażki przypomina przerzucanie gorącego kartofla – w tym przypadku ze sztabu wyborczego do zaplecza prezydenta Komorowskiego. Z kolei ci odrzucają wyborczy kartofel w drugą stronę, do ogródka Platformy. I nie widać przysłowiowego leśniczego, który by wkroczył i pogonił obie watahy.

    To jedna z opcji ratunkowych – dokonać spektakularnej masakry rządu, a dla równowagi wydusić otoczenie Komorowskiego. Ale kto ma to zrobić, skoro szefowa rządu jest przewodniczącą partii? Przecież znana z tkliwego serca pani premier nie będzie dokonywać pogromu swoich przyjaciółek i nominatów ani Komorowski wiernych zauszników. Zatem wariant siłowy raczej odpada, chyba że „z nerw wyjdzie” Schetyna i zrobi Sajgon w rządzie i partii. Na razie jednak Schetyna siedzi cicho, chociaż może to być cisza przed burzą, jeśli okaże się, że nowe otwarcie Platformy wygląda raczej na zatrzaśnięcie drzwi przed wyborcami.

    Druga opcja kroi się pod hasłem „To idzie młodość”. Młodość to Rafał Trzaskowski, którego gorąco poleca profesor Wojciech Sadurski, zwany także Stefanem Niesiołowskim blogosfery. Ten sam Sadurski, który po zgłoszeniu kandydatury Andrzeja Dudy na prezydenta nazwał go Panem Nikt. Dzisiaj poszedł po rozum do głowy i znalazł tam Trzaskowskiego, który dla elektoratu jest także Panem Nikt, tyle że do kwadratu. Trzaskowski byłby wspaniałym liderem w miejsce Kopacz, bo i doświadczony i doskonale rozumie świat cyfrowy – zachwala swojego faworyta Sadurski. Ale przecież wszyscy pamiętają inne cudowne dziecko Platformy, oficera największych nadziei, czyliSławka Nowaka. Też młody, a już doświadczony, który doskonale rozumiał świat infrastruktury, ale okazał się katastrofą tak spektakularną, że trzeba go było w try miga zabrać ludziom sprzed oczu.

    Sadurski w ferworze ratowania Platformy zapomniał, że prezydent-elekt Duda, aby przeistoczyć się z Pana Nikt w rozpoznawalnego i atrakcyjnego kandydata odwiedził coś 260 miejscowości w Polsce. Tam rozmawiał z ludźmi na ulicach, rynkach, w domach kultury, szkołach, przy kopalniach i zakładach pracy. W każdym z tych miejsc udzielił co najmniej kilku wywiadów dla lokalnych telewizji, portali, gazet. To jest herkulesowa robota, wątpię czy Trzaskowski jest gotowy ją wykonać, a poza tym, co on mógłby ludziom opowiadać? O sukcesach lub zamierzeniach Platformy? Wolne żarty.

    Ta partia przekroczyła granicę śmieszności podczas kampanii prezydenckiej i teraz wszystko co jej działacze mówią, ogłaszają lub proponują jest traktowane w kategoriach rozrywkowych, a nie politycznych. Obietnice PO już za Tuska były traktowane jako gruszki na wierzbie, po występach Komorowskiego w drugiej turze wyborów wywołują śmiech na sali. Zatem młody czy stary, każdy ratownik Platformy ma do wyczyszczenia stajnię Augiasza, jaką jest Platforma po niespełna ośmiu latach rządów Donalda Tuska.

    Po aferze taśmowej sieć jest pełna złotych myśli Sienkiewicza, Nowaka, Sikorskiego, Bieńkowskiej i innych, kabarety szaleją. Czym ma wabić obywateli Trzaskowski? Urokami późniejszego przejścia na emeryturę? Czy może wzrostem PKB o zawrotną wartość kilku dziesiątych procenta?

    Całkowicie odmienną koncepcję ratowania Platformy zaprezentował natomiast Aleksander Smolar, który nazywany jest także „prorokiem większym” michnikowszczyzny. Otóż Smolar podobnie jak Sadurski zauważył wreszcie, że format Ewy Kopacz jest za malutki, żeby dźwignąć Platformę. Swoją drogą, katastrofy wyborcze cudownie wyostrzają zmysł postrzegania u niektórych politologów. Na tym podobieństwa się kończą, gdyż Smolar zauważył silne cechy przywódcze u Bronisława Komorowskiego, które ten ujawnił w trakcie kampanii wyborczej. Komorowski może unieść ciężar konfrontacji z Jarosławem Kaczyńskim – mówi Smolar. Cóż tu można powiedzieć? Podobno ludziom w skrajnej panice różne zwidy stają przed oczami, to mógł się Smolarowi przywidzieć Komorowski w roli charyzmatycznego przywódcy, który przyciągnie wyborców kampanii parlamentarnej.

    Co trzeba mieć w głowie, żeby wpaść na taki pomysł, aby skompromitowany kompletnym odklejeniem od rzeczywistości prezydent stanął na czele kolejnej kampanii wyborczej? Zapewne sieczkę politologiczną z dużą domieszką własnych pobożnych życzeń. Smolar bowiem opiera swoją koncepcję na zadufanym chciejstwie. Według niego Kaczyński obawia się Dudy, że ten zdradzi i dlatego będzie pomiędzy nimi konflikt. Zapewne Smolar sądzi Kaczyńskiego według swojej własnej miary lub wedle miary swojego środowiska, czyli michnikowszczyzny. Wedle tej miary Komorowski poprowadzi PO do zwycięstwa dzięki niesnaskom w obozie PiS – „nadzieję na klęskę PiS można wiązać z samym PiS”. Ta hipoteza Smolara jest tak koszmarnie głupia, że nawet spóźniony pomysł Sadurskiego z „Panem Nikt” Trzaskowskim wygląda na obiecujący.

    Jak z powyższego wynika, Platforma przypomina dzisiaj postaw czerwonego sukna znanego skądinąd, za które z różnych stron ciągną doradcy polityczni księżycowego autoramentu. Dzisiaj byśmy powiedzieli: darcie łacha. A skoro tak, to wedle praw mechaniki siły mogą się zrównoważyć i Platforma doczłapie do wyborów z premier Kopacz na czele. I my nie powinniśmy jej przeszkadzać, gdyż nic tak nie pociągnie Platformy na dno, jak ten garb personalny i aferalny, jaki w tej chwili dźwiga. A premier już zapowiedziała, że nie zamierza nikogo wyrzucać ani niczego potępiać. Będą się zatem taplać w swoim ciepłym bagienku, w którym mieszał będzie ze swoją furiacką determinacją poseł Niesiołowski. I oni muszą tak trzymać, bo nie ma dobrego wyjścia. Zatem śmiało można życzyć powodzenia zarówno koncepcji Sadurskiego, Schetyny, jak i Smolara oraz Kopacz. A także wszystkim innym koncepcjom ratowania tej partii, bo to nie będzie już miało najmniejszego znaczenia.

    autor: Stanisław Januszewski

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    92. http://wpolityce.pl/polityka/

    http://wpolityce.pl/polityka/255187-szymanski-do-smolara-chcialbym-by-w-stolicach-europejskich-byl-glosny-glos-sprzeciwu-polski-ten-odpowiada-jesli-bedzie-konfrontacja-wokol-szczatkow-samolotu

    wPolityce.pl/tvn24/wPolityce.pl

    wPolityce.pl/tvn24/wPolityce.pl

    Chciałbym, by w stolicach europejskich był głośny głos sprzeciwu Polski

    — mówił Konrad Szymański do Aleksandra Smolara w programie „Horyzont” na antenie tvn24.

    Rozmowa dotyczyła polityki zagranicznej Polski - wyzwań, jakie przed nią stoją oraz problemom, z jakimi się zmagamy.

    Wszystkie instrumenty
    naszej polityki są w naszych rękach - dysponujemy nimi w różnych
    zakresach, ale jesteśmy wolnym krajem, który może kształtować swój
    własny los w sposób wolny. (…) Tylko od nas zależy, jak z tych
    instrumentów skorzystamy. To my wybieramy partnerów
    politycznych i to, z kim mamy relacje bliskie, a z kim chłodne

    — podkreślał były europoseł.

    Smolar zwracał uwagę, że Polska - jak inne kraje zachodnie - jest suwerennym państwem, ale działa w gronie sojuszników.

    W żadnym wypadku Polski nie można traktować jako państwa podległego!
    Pole manewru jest ograniczone, ale wszystkie kraje mają
    ograniczone to pole…

    — mówił.

    W rozmowie nie zabrakło też odniesień do polityki Andrzeja
    Dudy i jego stwierdzenia, że Polska nie powinna płynąć w głównym nurcie
    polityki zagranicznej, ale tworzyć własny nurt.

    Szymański zwracał uwagę, że słowa Dudy należy rozumieć tak, że Polska
    powinna być bardziej aktywna w kształtowaniu głównego nurtu.

    Dzisiaj faktycznie w wielu obszarach dla Polski ważnych ten główny
    nurt może być dla Polski zawodem. Dobrym przykładem z ostatnich dni był
    szczyt ryski - nie spotkałem żadnego komentarza, który mówiłby o tym, że
    jest to sukces. (…) Partnerstwo Wschodnie to projekt, który został
    wypruty z treści, a Ukraina otrzymuje dziś mglisty i chłodny komunikat.
    To nie jest dobry główny nurt, trzeba go zmienić

    — podkreślał polityk PiS.

    Smolar mocno krytycznie odniósł się do tezy Dudy i innych polityków
    prawicy. W jego ocenie Petro Poroszenko nie przyjechał do Polski w
    ostatnich dniach, ponieważ prezydent elekt nie znalazł czasu dla
    prezydenta Ukrainy.

    Moim zdaniem w PiS są silne tendencje ambiwalentnego stosunku do
    Ukrainy i bardzo łagodnego stosunku wobec Rosji, co było widać w
    wystąpieniach Andrzeja Dudy

    — oceniał.

    Szymański zwracał jednak uwagę, że Duda ma dość skomplikowaną pozycję protokolarną, a do faktu niespotkania z Poroszenką nie przypisywałby żadnych poważnych dylematów.

    Na początku kampanii traktowano Andrzeja Dudę jako partii, która chce
    wojny z Rosją - był to absurd. Dziś przedstawia się nas o 180 stopni
    inaczej. A wydaje mi się, że idziemy środkiem tej drogi

    — zaznaczył.

    Goście byli też pytani o format normandzki, który nie obejmuje Polski przy stole ws. Ukrainy. Smolar ocenił, że wszyscy z uczestników chcieli wyłączyć Polskę - z różnych powodów.

    A Szymański odpowiadał:

    Pierwsze lata uczestnictwa UE pokazały, że można się schować za instytucjami UE, co
    było kuszącą wizją, gdy czasy były spokojne. A gdy czasy zaczęły być
    bardzo niespokojne, okazało się, że delegacja, którą udzieliliśmy UE z Niemcami na czele jest nadużywana przez naszych partnerów. Wolałbym, by w stolicach europejskich był głośny głos sprzeciwu Polski

    — mówił b. europoseł, podkreślając, że format normandzki pokazuje olbrzymią słabość polityków UE.

    W ocenie Smolara eliminacja polskich polityków z formatu
    normandzkiego to efekt Partnerstwa Wschodniego i zaangażowania
    Warszawy ws. Ukrainy. Szymański ripostował:

    Element rutyny polega na tym, że gdy uformowano Partnerstwo
    Wschodnie, to my nie krytykowaliśmy formy, ale pytaliśmy o treść.
    Okazało się, że był tylko regres - zalecam trochę pokory ws. polityki
    wschodniej rządu. (…) W momencie nadużycia tego zaufania Polska powinna
    jasno powiedzieć, że nam się to jasno nie podoba. Niebawem będziemy
    musieli utworzyć nowy format, bo ten normandzki po prostu nie działa

    — ocenił.

    Prowadzący program mówił też o dwóch obowiązujących narracjach ws. polityki zagranicznej: negatywnej i bardzo optymistycznej.

    Aleksander Smolar mówiąc o naturalnej różnicy poglądów, ocenił
    jednak, że lata rządów PiS to „izolacja od Unii Europejskiej i napięte
    relacje z Niemcami i Rosją”.

    Czy to ma oznaczać powrót do tamtej polityki? Mam nadzieję, że nie!
    (…) Z Rosją… zobaczymy. Jeśli będzie konfrontacja wokół szczątków
    samolotu, to doprowadzi to do napięcia i Rosjanie nam tego nie zwrócą!

    — przestrzegał.

    A Konrad Szymański odpowiadał:

    W przypadku Rosji poradziliśmy sobie z wojną handlową, właśnie
    unikając izolacji. (…) Tu nie chodzi o zmianę rewolucyjną, ale
    ewolucyjne przestawienie akcentów na większą samodzielność. Nie tylko
    dlatego, że tak chcemy, ale dlatego, że zmienia się nasze otoczenie -
    nie ma już UE z 2004 roku, jest podział między Północą a Południem. Jest pytanie o powrót Ameryki do USA - nie stosujmy starych recept, przestawmy akcenty na roztropny aktywizm

    — zakończył polityk PiS.

    maf, tvn24

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    93. tokfm.plLis: Komorowski


    • Tomasz Lis przekonuje w najnowszym "Newsweeku", że "fantastyczna"
      kampania Andrzeja Dudy była w istocie niczym innym jak "miesiącami
      obrzucania Bronisława Komorowskiego wszelkimi możliwymi obelgami". Była
      to wręcz "najbardziej zmasowana operacja zniesławiania i demolowania
      czyjegoś wizerunku".Co więcej, zdaniem publicysty Komorowski
      mógłby nie przegrać wyborów, gdyby nie agresywne działania oponentów w
      internecie. Lis pisze o hejterskiej koalicji, która zatopiła okręt z
      Komorowskim na pokładzie, a wcześniej oczerniała choćby Macieja i
      Jerzego Stuhrów za ich filmy
      czy Krystynę Jandę za obawy względem PiS. Koalicję tę tworzą portal
      wPolityce.pl, "pozornie apolityczny pudelek" i "expressowy
      superbrukowiec".



    Dominika Wielowieyska

    Duda nie miał czasu na spotkanie z Poroszenką. Ale zawsze ma czas mszę świętą

    Od chwili zwycięstwa informacje na temat prezydenta elekta Andrzeja Dudy w większości dotyczą jego aktywności religijnej.







  • Wojciech Czuchnowski


    Szczujnia już nie szczuje na prezydenta, czyli co teraz piszą media sprzyjające PiS

    Prawicowe media nareszcie przestały opluwać prezydenta RP. Teraz
    piszą o nim z szacunkiem. Mały szczegół: chodzi o prezydenta elekta
    Andrzeja Dudę.

  • Jeżeli można ujawnić stosy dokumentów, to widać, że państwo nie panuje
    nad niczym. To budzi we mnie wielki niepokój, bo może wzmocnić
    autorytarne tendencje - mówił w Poranku Radia TOK FM Aleksander Smolar,
    prezes Fundacji Batorego, pytany o opublikowanie w internecie akt ze
    śledztwa ws. afery podsłuchowej.Opublikowanie akt przez Zbigniewa S. Smolar nazwał "katastrofą dla
    państwa polskiego". Prowadząca audycję Dominika Wielowieyska stanowczo
    zaprotestowała. - Może to pańskie opinie powodują nakręcanie histerii? -
    pytała.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    94. Aleksander

    Aleksander Smolar

    Zbagatelizowano aferę, teraz reakcja w biegu. PiS będzie miał łatwiej

    Premier nie ma jeszcze następców zdymisjonowanych ministrów. To świadczy o poczuciu dramatyzmu sytuacji, reaguje w biegu.Premier nie ma jeszcze następców zdymisjonowanych ministrów. To świadczy
    o poczuciu dramatyzmu sytuacji, reaguje w biegu. Niełatwo będzie ich
    zastąpić, zwłaszcza Sikorskiego - mówi Aleksander Smolar, politolog,
    prezes Fundacji Batorego.

    Mariusz Jałoszewski: Premier Kopacz,
    zaskakując wszystkich, zrobiła szybką, głęboką rekonstrukcję rządu. To
    dobry ruch na kilka miesięcy przed jesiennymi wyborami do Sejmu? Poprawi
    wizerunek PO?





    Aleksander Smolar: To był konieczny i nieuchronny ruch,
    ale dużo spóźniony. Platforma już od dwóch lat dołowała w sondażach. Rok
    temu się odbiła dzięki zagrożeniu wywołanemu najazdem Rosji na Ukrainę.
    Jeszcze w wakacje w ubiegłym roku wydawało się, że Donald Tusk
    zapanował nad sytuacją. Sugerował, że źródło przecieku jest w Moskwie,
    obiecał, że we wrześniu zda sprawozdanie z wyjaśnienia afery
    podsłuchowej. Ale go nie zdał, nie zrobiła też tego Kopacz. Uznano, że
    ludzie o tym zapomnieli. Zbagatelizowano tę aferę. Zmanipulowano ją
    przez milczenie. Odejście Donalda Tuska do Brukseli nie pomogło w
    przezwyciężeniu kryzysu. Może jeszcze na jesieni był czas na radykalne
    kroki.


    Dziś dymisje słabo ocenianych ministrów i polityków, którzy pojawiają się w zeznaniach kelnerów, nic nie dadzą?




    - Wydaje się, że teraz jest za późno. Kopacz przez ostatnie
    miesiące nie wykazywała talentów przywódczych i teraz nie jest w stanie
    powstrzymać procesu rozkładu. W podsłuchach kelnerów nie ma jakichś
    poważnych merytorycznych zarzutów, ale przed kolejnymi wyborami, w
    sytuacji gdy PO jest osłabiona dodatkowo porażką prezydenta Bronisława
    Komorowskiego, uderzenie po raz kolejny podsłuchami może być dramatyczne
    nie tylko dla Platformy, ale też dla całej sceny politycznej.
    Rekonstrukcja niewiele zmieni. Nie pozwoli na oderwanie się rządu od tej
    afery. Będzie ona prześladowała PO. Dymisja Sikorskiego też jest bez
    znaczenia. On już był zdymisjonowany rok temu z funkcji ministra spraw
    zagranicznych. Dziś to jest druga faza jego dymisji.


    Prokurator Generalny rzeczowo tłumaczył w
    Sejmie, że śledczy musieli udostępnić akta stronom sprawy. Potraktowano
    go jako kozła ofiarnego.





    - Brak skwitowania sprawozdania z działalności Seremeta za 2014
    r. może być odebrany jako zrzucanie odpowiedzialności na Prokuratora
    Generalnego, bo sednem sprawy jest afera podsłuchowa, a nie wyciek akt,
    choć on niewątpliwie obciąża politycznie prokuraturę.


    Czy Platforma przegra wybory na jesieni?




    - To jest spodziewane przez wielu niezależnie od afery z
    wyciekiem akt. Zyskają na tym PiS, Kukiz i partia Petru. PiS będzie miał
    teraz ułatwioną kampanię wyborczą. Będzie mógł iść do wyborów pod
    hasłami sanacji państwa, walki z dalszą anarchizacją państwa.


    Premier rekonstruuje rząd pod wpływem skazanego wyrokiem sądowym Stonogi? Czy to dowód na słabość państwa?




    - To nie on uruchomił upadek rządu. Jego akcja to tylko jeden
    element, który może mieć znaczenie. Ujawnienie akt ze śledztwa wywołało
    poważny kryzys. Niezależnie, czy ludzie czytają te akta w internecie,
    czy nie, wytworzyła się atmosfera, która zaleje rząd poczuciem
    demoralizacji, oderwania jego polityków od rzeczywistości. Demoralizacji
    sprzyja to, że nie było poważnych sankcji po aferze podsłuchowej,
    również wobec podejrzanych. Wytworzyło się poczucie bezkarności. Państwo
    jest dziś słabe, to nie ulega wątpliwości.


    Premier ogłosiła dymisje i wyszła z konferencji. Nie tłumaczyła, dlaczego to robi, nie podała nazwisk następców.




    - Sądzę, że premier nie ma jeszcze następców zdymisjonowanych
    ministrów. To świadczy o poczuciu dramatyzmu sytuacji, reaguje w biegu.
    Niełatwo będzie ich zastąpić, zwłaszcza Sikorskiego. Kto na poważnie
    będzie chciał przyjść na trzy miesiące? A niepoważne kandydatury to też
    żadne rozwiązanie. Nie wiem, czy ruch Kopacz będzie odbierany na jej
    korzyść.

    Dziś wygląda to tak, że pan Stonoga zdymisjonował ministrów i marszałka

    Oczyszczenie wyszłoby PO na dobre, gdyby dokonała go szybciej, dała wyborcom znak "słuchamy waszego głosu".







  • RADOSŁAW MARKOWSKI


    Nie wiem, czy wyborcom PO to się spodoba. Najciekawsze? Kto przyjdzie na ich miejsce

    Dla mnie najważniejsza jest rezygnacja marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego.






  • Paweł Wroński


    Wina Tuska. Spija Kopacz. Dymisje to rodzaj przeprosin. Ale rząd ma mało czasu

    Po takiej fali dymisji w rządzie zwykle komentatorzy mówią, że to ucieczka do przodu.


  • Paweł Wroński

    Partyjny ponadpartyjny prezydent elekt

    Andrzej Duda ogłosił wszem i wobec, że oddał legitymację Prawa i
    Sprawiedliwości. Nie uprzedził jednak, że jako prezydent elekt będzie
    elementem kampanii wyborczej PiS.


    Propaganda opozycji i internetowy hejt padają na podatny grunt

    Kryzys polityczny, jaki przeżywamy, jest kryzysem władzy i zaufania
    do niej. Nieuchronnie płacą za to rządzący - właśnie dlatego, że rządzą.

    Rządzący wcale nie stracili najbardziej na "nicnierobieniu", "ciepłej
    wodzie w kranie", "niedziałaniu państwa". Stracili dużo poparcia na
    reformach prawdziwych i propaństwowych - jak sześciolatki, "67" i OFE.


    Dwie pierwsze to reformy na pokolenia, z myślą o przyszłości.
    Trzecia ratowała finanse państwa. Przecięła błędne koło: OFE nakręcały dług publiczny (dziurę w ZUS-ie), a następnie same go finansowały tymi samymi pieniędzmi, które odeń (od nas) otrzymały.


    Każda z tych reform służyła wyższemu dobru, państwu. Ale
    uderzyły w interesy i oczekiwania dużych grup społecznych. Do żadnej
    rządzący nie umieli ludzi przekonać. Buntu rodziców sześciolatków nie
    zażegnali. Przedłużenia wieku emerytalnego nie powiązali z nadzieją na
    godną starość. Nie zapobiegli złości klientów OFE, więc 2 mln ludzi
    uważa, że rząd "ukradł im pieniądze".

    Od wielu zasadnych, choć trudnych żądań, których wspólnym mianownikiem jest SPRAWIEDLIWOŚĆ, władza się opędzała.


    Opieka zdrowotna wciąż jest kiepska, naprawiana chaotycznie.
    Umowy śmieciowe są plagą wytykaną nam nawet w Brukseli. Niskie płace
    hamują rozwój, utrwalają obszary biedy, więc do ludzi nie przemawia
    solidny na tle Europy wzrost PKB.
    Prokuratury i sądy ścigają i karzą "za batonik", ale za wielkie
    przekręty niekoniecznie. Polska nie zaspokaja aspiracji rzeszy młodych
    ludzi mimo (albo właśnie z powodu) oczywistego awansu cywilizacyjnego.


    Knajpiane kompromitacje polityków utrwaliły przekonanie o władzy
    oderwanej od ludzi i nimi gardzącej, a do tego nieudolnej. Usilna
    propaganda opozycji o "kraju w ruinie" i hejt internetowy padają na
    podatny grunt. Ludzie chętnie słuchają o wrogu, rzekomo winnym ich
    krzywd, o przywróceniu szacunku władzy do obywateli, a im samym -
    godności.

    Kryzysem rządzą dziś bardziej emocje niż racje.
    Zły nastrój, a nie trzeźwy rachunek. Żadna władza nie zdoła tego
    nastroju uspokoić, jeśli nie stawi czoła wywołującym go racjom.

    Przed jesiennymi wyborami stoi przed nami nawet ważniejszy wybór obywatelski. Albo ulegniemy taniej agitacji, licytacji na skandale, albo wymusimy na politykach, by stawili czoła problemom, których nie da się zaklinać ani ignorować.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    95. Bronisław Wildstein o



    fot. wPolityce.pl


    Bronisław Wildstein o „Gazecie Wyborczej”: „To establishmentowy
    biuletyn, służący walce z przeciwnikami układu III RP, skolonizowany
    przez lewaków”


    „Gazeta Wyborcza” stała się gazetą jednego zamkniętego
    środowiska, żeby nie powiedzieć kliki. Zaprzeczeniem reprezentacji
    Polaków antykomunistów, którzy chcieli odzyskać swoje państwo,
    podmiotowość, i zbudować realną demokrację

    — podkreślił Bronisław Wildstein na łamach „Super Expresu”.

    Publicysta przypomniał początki GW oraz ujawnił jej sposób działania mówiąc, że nigdy „nie cofała się przed niczym”.

    Jej historia to historia nagonek, niszczenia wszystkich,
    którzy byli niewygodni, wściekle antydemokratyczna postawa. Jednocześnie
    nastąpiła degrengolada intelektualna

    — dodał Wildstein i odniósł się do początków gazety z Czerskiej.

    O ile kiedyś pisali tam ludzie mający coś do powiedzenia, z czasem stało się to coraz bardziej jałowe. To, co widzimy dzisiaj, to establishmentowy biuletyn, służący walce z przeciwnikami układu III RP,
    skolonizowany przez lewaków z „Krytyki Politycznej”. Nie prezentuje
    żadnych interesujących treści intelektualnych ani w wymiarze
    politycznym, ani kulturalnym

    — zaznaczył publicysta.

    Odnoszą się do wojny jaką wytoczyła „Gazeta Wyborcza” tabloidom stwierdził:

    Jej stopień hipokryzji jest wprost niebywały. Ilu ludziom „Wyborcza” niszczyła życie, ile nagonek i kłamliwych kampanii prowadziła. Wiem to z własnego doświadczenia. Kiedy byłem prezesem TVP, opublikowali tekst, że rzekomo zmieniłem umowy z
    pracownikami i dałem im gigantyczne odprawy. Wszystko było tam
    kłamstwem i manipulacją - od A do Z. Po wyroku sądowym musieli
    przeprosić. Teraz chcą uchodzić za obrońców wartości dziennikarskich. Proponuję skorzystanie z łacińskiej zasady: Lekarzu, lecz się sam

    — poradził Bronisław Wildstein.

    Publicysta mocno skrytykował także Adama Michnika.

    Degrengolada ta dotknęła też redaktora naczelnego. Na
    początku lat 90. wydawało się, że Adam Michnik ma coś do napisania.
    Teraz jego tekstów nie czytają już chyba nawet jego zwolennicy

    — zauważył.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    96. Kaczyński jest straszny, PiS jest zły, ma ostre kły....

    TVN24 W AKCJI WYBORCZEJ STRASZY PiS.


    Sądne dni

    Sądne dni

    O ile zapowiadana rewolucja w rządzie przypomina coś, co
    już było, gdy PiS rządził przed dekadą - o tyle całkowitą nowością...
    czytaj dalej »


    Premier jak kanclerz

    Premier jak kanclerz

    Na początek rewolucja w rządzie i premier jak kanclerz -
    będzie miał większą władze nad ministrami i większy polityczny
    nadzór...
    czytaj dalej  »

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    97. funkcjonariusz mediów traci rozum

    Lis ostrzega przed planem Kaczyńskiego: Szykuje aksamitny zamach stanu na konstytucję

    Tomasz Lis ostrzega, że Jarosław Kaczyński szykuje "prostacki" plan,
    dzięki któremu przeprowadzi "aksamitny zamach stanu". Uważa on bowiem,
    że zarówno Andrzej Duda jako prezydent i Beata Szydło, jako premier będą
    tylko "podwładnymi" prezesa PiS.

    Monika Olejnik

    PiS apeluje, żąda dorzucania pytań, obraża się. Inteligencję naszą przy okazji też

    Politycy PiS, w tym premier in spe Beata Szydło, obrazili się na pana
    prezydenta, bo ten odmówił dopisania trzech pisowskich pytań do
    referendum.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    98. obsesja pana w/w

    staje się powoli trudna do zniesienia nawet przez tych,którzy nie zawsze pałali sympatią do PISu.Pan Lis powinien iść na urlop i odpocząć,bo mu się mózg zagotuje...z nadmiaru insynuacji
    pozdr

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    99. Donald Tusk: Wybory w Polsce?

    Donald Tusk: Wybory w Polsce? Jestem optymistą
    W wywiadzie
    dla europejskiej edycji serwisu "Politico" Donald Tusk komentował
    zbliżające się wybory w Polsce. - W Polsce gra polityczna jest bardzo
    twarda - ocenił.
    Kamiński: Kopacz jest parę długości przed Beatą Szydło
    W wyborczym
    starciu kobiet zdecydowanie wygrywa premier Ewa Kopacz - uważa Michał
    Kamiński. - Jeżeli oceniamy kompetencje, pracowitość i niezależność,
    to Ewa Kopacz jest parę długości przed Beatą Szydło - mówi były polityk
    PiS, a obecnie...
    Kamiński: Szydło będzie zależna od Kaczyńskiego albo nie będzie premierem
    Beata Szydło
    będzie w pełni zależna od Jarosława Kaczyńskiego, a jeśli nie będzie,
    to przestanie być premierem - stwierdził w "Piaskiem po oczach" w TVN24
    Michał Kamiński.
    Marcinkiewicz: Nie wierzę, że Szydło zostanie premierem
    Nie widzę
    w Beacie Szydło siły lidera, nie widzę w niej przywództwa. Jest słaba
    - powiedział w "Faktach po Faktach" były premier Kazimierz
    Marcinkiewicz.
    Lewandowski: Na kryzysie w Grecji stracą "frankowicze"
    Boję się
    o polskich "frankowiczów". Im groźniejszy kryzys w Grecji, tym bardziej
    mogą oberwać - ocenił w "Faktach po Faktach" w TVN24 Janusz Lewandowski.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    100. Publicystka "Wyborczej":

    Publicystka "Wyborczej": Szydło robi idiotów z ludzi

    Dominika
    Wielowieyska mocno oceniła obietnice Beaty Szydło z kongresu
    programowego PiS. "Przerażające, że nie wstydzi się bredni" - mówiła.


    Dominika Wielowieyska mówiła w Poranku Radia TOK FM, że wzburzyła ją weekendowa konwencja programowa PiS. - To jedna z wielkich porażek naszej wolnej Polski, naszej demokracji, że kandydat na premiera
    z najważniejszej partii opozycyjnej opowiada rzeczy tak kompletnie
    oderwane od rzeczywistości i robi ludzi z idiotów - mówiła publicystka. -
    Przerażające, że taki polityk nie wstydzi się opowiadania zwyczajnych
    bredni - stwierdziła.



    "Media narodowe, nie publiczne. Wzmocnić medialne przebudzenie". Oto 8 punktów medialnej reformy PiS



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    101. Wybiórcza straszy PiS :))) Odjazd kompletny

    Czyli zakaz handlu w niedzielę, ekstra
    podatek kryzysowy, utrudnienia w budowie dużych sklepów, zamykanie
    istniejących, jeśli są na obszarach zabytkowych, oraz specjalne podatki
    od inspekcji żywności oraz reklamy.
    Sklepy zaczynają się bać zmiany politycznej koniunktury w Polsce. Rządy koalicji

    PO-PSL nie niosły dla nich żadnych specjalnych zagrożeń. Sklepy walczyć musiały tylko między sobą a ostatnio też z deflacją.


    Jesienią może jednak zmienić się władza. A to oznaczać może dla
    nich wielkie kłopoty. Politycy PiS nie ukrywają, że z pewną sympatią
    spoglądają w stronę Węgier, które sieciom handlowym założyły kaganiec
    pod szyldem wsparcia drobnych kupców. A z kolei dla sklepów węgierskie
    rozwiązania to scenariusz rodem z horroru,...



    fot. PAP/Radek Pietruszka

    Czy Ewa Kopacz bierze kasę za reklamę „Biedronki”? W TVP powtarzała radośnie: „Mieszkam blisko, warzywa tam są super!”

    Rozmowa dotyczyła zapowiedzi Beaty Szydło,
    która zadeklarowała, że PiS chciałby obłożyć podatkiem obrotowym sklepy
    wielkopowierzchniowe. Kopacz próbowała dowodzić jakiejś karkołomnej
    tezy, że na wprowadzeniu tego podatku stracą… mali przedsiębiorcy.

    Jednocześnie słowa Ewy Kopacz o galeriach handlowych i Biedronce już stały się hitem sieci. Premier atakowała bowiem w TVP Info pomysły PiS na opodatkowanie sieci marketów. Uważa bowiem, że ucierpią na tym mali sklepikarze. Jak chodzimy do galerii, to widzimy, że tam powierzchnię wynajmują mali sklepikarze - stwierdziła. Ucierpią też, jej zdaniem, ci rolnicy, którzy dostarczają warzywa do Biedronki. Przyzna pan sam, że warzywa w Biedronce są super, mieszkam obok Biedronki i rzeczywiście są super - mówiła Piotrowi Kraśce. Na jej słowa już zareagowała polityczna konkurencja.


    Ewa Kopacz w TVP Info: rozwiążemy problem frankowiczów. Jutro projekt ustawy



    – Nigdy nie deklarowałam konkretnej daty wprowadzenia euro w
    Polsce. Zrobimy to, kiedy będzie to dla nas korzystne – powiedziała
    premier Ewa Kopacz, która była gościem „Dziś...





    Dominika Wielowieyska

    Plan gospodarczy Beaty Szydło jest jednoznaczny z ruiną finansów publicznych

    Ostatnia konwencja PiS pokazała, że rządy tej partii będą oznaczać rewolucję instytucjonalną niemal w każdej dziedzinie.



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    102. "Myśląc: Polska" - rusza



    "Myśląc: Polska" - rusza trzydniowa konwencja PiS w ...

    6 dni temu - "Myśląc: Polska" - rusza trzydniowa konwencja PiS w Katowicach.

    Konwencja PiS w Katowicach “Myśląc: Polska” - Radio Maryja

    6 dni temu - W Katowicach rozpoczyna się dziś trzydniowa konwencja PiS pod hasłem “Myśląc: Polska”. Eksperci i politycy PiS przedstawią pomysły na ...


    „Myśląc Polska” - znamy już listę wszystkich ekspertów ...

    01.07.2015 - W dniach 3–5 lipca w Katowicach odbędzie się Konwencja Programowa Prawa i Sprawiedliwości i zjednoczonej prawicy „Myśląc Polska”.


    ZOBACZ PEŁNY PLAN KONGRESU wraz z LISTĄ PANELISTÓW:


  • Cimoszewicz ostro o tym, co PiS mówi za zamkniętymi drzwiami: "To wieje grozą"

    To zapowiedź bardzo ponurej rzeczywistości w naszym kraju - mówił o pomysłach PiS w TOK FM senator Cimoszewicz.

  • Wyjątkowo ponurym pomysłem jest niczym
    nieograniczona prowokacja policyjna. Gotowi są próbować zachowywać się
    jak ten bies podsuwający cyrograf, kusić, badać do końca, czy uda im się
    złamać uczciwego człowieka rozmaitymi ofertami czy nie. To zapowiedź
    bardzo ponurej rzeczywistości w naszym kraju - mówił w TOK FM senator
    Włodzimierz Cimoszewicz. W ten sposób skomentował postulaty polityczne
    zgłaszane przez PiS podczas zamkniętej dla mediów części trzydniowej
    konwencji w Katowicach.


    Włodzimierz Cimoszewicz nawiązał do ostatniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach "Myśląc Polska".
    Przez trzy dni politycy PiS i zaproszeni eksperci debatowali o
    programie wyborczym partii. Oprócz transmitowanych wystąpień
    prominentnych...

    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,18325872,cimoszewicz-o-pis-ci-ktorzy-deprawowali-polske-dzis-przedstawiaja.html


    PO: PiS chce zafundować Polakom system opresyjny

    Prawo i Sprawiedliwość chce zafundować Polakom "system opresyjny";
    świadczą o tym propozycje przedstawione na konwencji programowej
    Zjednoczonej Prawicy, m.in. prawo do nieograniczonej prowokacji -
    oceniła w czwartek rzeczniczka sztabu wyborczego PO Joanna Mucha.




    W programie PiS nie ma postulatu badania sędziów wariografem"W programie PiS nie ma postulatu badania sędziów wariografem"
    Takich rzeczy,
    jak obowiązkowe badania sędziów wariografem, badania moczu, w programie
    PiS nie ma i nie było - powiedziała rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości
    Elżbieta Witek, odpowiadając na zarzuty Joanny Muchy i polityków PO.


    "Dotychczas Tusk dla Polski niewiele zrobił, a zdaje się, że cieszy się
    także niewielką popularnością w samej Unii Europejskiej" - krytykuje
    Donalda Tuska, szefa Rady Europejskiej, Beata Szydło w "Dzienniku
    Gazecie Prawnej". - Widać, że PiS ma swoje plany zemsty - skomentowała w
    Poranku Radia TOK FM Janina Paradowska.


    Beata Szydło, kandydatka PiS na premiera,
    w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" została zapytana o to, jak
    wyobraża sobie stosunki z Donaldem Tuskiem, szefem Rady Europejskiej,
    jeśli PiS przejmie władzę. "Zobaczymy, czy zostanie na drugą kadencję" -
    mówi Szydło o Tusku. A dociskana, czy jej rząd nie przedłużyłby
    kandydatury byłego premiera, dodaje: "Dotychczas Tusk dla Polski
    niewiele zrobił, a zdaje się, że cieszy się także niewielką
    popularnością w samej Unii Europejskiej" - mówi, podkreślając, że nie
    chce dalej mówić o przyszłości Tuska.

    - Widać, że PiS ma
    swoje plany zemsty - skomentowała w Poranku Radia TOK FM Janina
    Paradowska. I odniosła się do słów Szydło na temat dokonań i pozycji
    Tuska w Brukseli. - Szkoda, że pani posłanka Szydło nie słuchała wczoraj
    debaty w Parlamencie Europejskim i owacji, jaką zgotowano Tuskowi po
    jego wystąpieniu - stwierdziła.




    Radykalny młot na PiS, zwolennik małżeństw gejowskich i adoptowania przez nie dzieci – poznajcie państwo nowego rzecznika praw obywatelskich
    http://wpolityce.pl/polityka/258795-pol-porcji-mazurka-radykalny-mlot-na...

    Dziś dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka ma zostać nowym rzecznikiem praw obywatelskich. Byłby pierwszym działaczem skrajnej lewicy na tak wysokim stanowisku. Poglądy Bodnara sytuują go na lewym skrzydle Ruchu Palikota, do głosowania na którą to partię przyznał się zresztą w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.

    To była jedna z najlepszych decyzji politycznych Palikota, by wziąć na swoje listy Annę Grodzką, Wandę Nowicką i Roberta Biedronia.

    — zachwycał się. Dlaczego? Tak dr Bodnar klaruje swoje poglądy:

    Jestem jednoznacznym zwolennikiem małżeństw homoseksualnych, choć wiem, że bez zmiany konstytucji nie da się ich wprowadzić. […] Małżeństwa homoseksualne, tak jak i heteroseksualne powinny mieć prawo do adopcji.

    Bodnar to prawnik o duszy działacza radykalnej lewicy, co zresztą sprawia, iż nie jest on do końca kandydatem mainstreamu. To on przecież bronił „Starucha”, a teraz pomaga siedzącemu w areszcie ponad trzy lata innemu kibicowi, Maciejowi D. Poza tym wstawiał się on za Telewizją Trwam, której nie wpuszczano na multipleks.

    Skąd więc taki wybór Platformy Obywatelskiej? Ano władze partii szykują się w ten sposób do roli opozycji i szukają sojusznika, który miałby pomagać im w atakach na rządy PiS.

    Bodnar mógłby umiejętnie punktować PiS i mobilizować liberalny elektorat na wybory w 2019 roku

    — pisała przecież „Polityka”. I zapewne tak będzie, choć główne zainteresowania Bodnara leżą gdzie indziej. To on krytykował wszak dotychczasową – pełna zgoda, że fatalną – rzecznik, Irenę Lipowicz za pasywność. W wizji Bodnara „rzecznik powinien być awangardą zmian” i można być pewnym, że chodzi mu głównie o rewolucję obyczajową. Jest w tym szczery i konsekwentny, takie ma poglądy i ich nie ukrywa, za co skądinąd należy mu się szacunek. Popierający go politycy PO - w ogromnej większości dużo mniej postępowi niż ich kandydat na rzecznika - zachowują się jak dzieci, które na złość PiS-owi gotowi są odmrozić sobie uszy. Swoją drogą ciekawe jak wytłumaczą swoim wyborcom, że wybrali rzecznika, który chce, by geje mogli adoptować dzieci? Bardzo to będzie zabawne.

    Giertych: politycy PiS nie wylecieli na Marsa. Macierewicz chce być szefem MSW, Kamiński - CBA



    (fot. arch.PAP/Rafał Guz)


    – Gdzie teraz są Ziobro, Kamiński i Macierewicz? W Kosmosie? Niestety nie. Nie wylecieli na misję...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    103. PUBLICYŚCI W TOKFMWołek:




    • Nie chodzi o to, jaka partia wygra wybory, kto będzie premierem, ale
      jaka będzie Polska, czy dostanie się pod rządy ciemnoty, obskuranckiej,
      mściwej, nienawistnej ciemnoty - mówił o stawce jesiennych wyborów
      Tomasz Wołek w Poranku Radia TOK FM.Publicyści w Poranku Radia TOK FM komentowali burzliwą dyskusję w Senacie o in vitro. Tomasz Wołek nie zostawił suchej nitki na senatorach, zwłaszcza opozycyjnego PiS.


      - Narasta fala żądzy odwetu, rewanżu, obskurantyzmu, ciemnoty.
      Ta groźna fala może Polskę zalać. Stoimy w obliczu zmiany
      cywilizacyjnej, kulturowej, obyczajowej. Być może część ludzi przejrzy
      na oczy, dostrzeże, jaka jest stawka. Nie chodzi o to, jaka partia wygra
      wybory,
      kto będzie premierem, ale jaka będzie Polska, czy dostanie się pod
      rządy ciemnoty, obskuranckiej, mściwej, nienawistnej ciemnoty. Ta fala
      może jeszcze nas nie zalewa, ale już liże brzeg - mówił.Chciałbym powiedzieć, że redaktor Wołek histeryzuje. Ale tak nie jest -
      ocenił Tomasz Lis, redaktor naczelny "Newsweeka". - To chłodna
      obserwacja - stwierdził Wołek.



    Dojście PiS do władzy oznacza powrót do
    redefinicji wymiaru sprawiedliwości. Ma być on wymiarem zemsty i
    sprawnym narzędziem władzy. I nie zmienia tego to, że Zbigniew Ziobro
    odcina się od ujawnionych przez tygodnik "Polityka" pomysłów
    przedstawionych na prowadzonym przez niego panelu eksperckim.
      Chodzi o zalegalizowanie kuszenia do korupcji, by wyeliminować z życia
    publicznego jednostki potencjalnie słabe (dr Jacek Czabański),
    "rozmawianie inaczej za ich chamstwo i butę" z sędziami, którzy sądzą
    sprawy nie po myśli PiS (Ziobro), czy okresowe badania sędziów i
    prokuratorów wariografem i sprawdzanie próbek...

    Fot. TVP Info


    Koalicja straszy już nie tylko widmem powrotu do IV RP. Grzeszczak
    z PSL: „Gdy PiS weźmie władzę, to wracamy do ponurego okresu
    stalinizmu”

    "Próbujecie znowu straszyć Prawem i Sprawiedliwością, kiedy mamy ważne problemy w Polsce. To jest manipulacja."



    ''Wylecę z mediów publicznych, jak PiS dojdzie do władzy. Wiem to. Ale nie trzęsę się jak galareta''

    To wszyscy boją się tam PiS, żeby przerwać
    tą karygodną grę?! Operetka się odbywa! Gdzie jest premier, gdzie jest
    jakaś narada koordynacyjna, żeby wszystkich za ryj wziąć? - mówił o
    przedłużającym się śledztwie ws. afery taśmowej Jan Ordyński.

    - Nie można trząść się jak galareta z tego powodu, że PiS
    dojdzie do władzy - mówił w Poranku Radia TOK FM Jan Ordyński. - Ja
    pracuję w mediach publicznych, wobec mediów publicznych PiS też
    zapowiada czystkę. Ale ja się nie trzęsę jak galareta. Bo wiem, że
    wylecę z mediów publicznych, jak PiS przyjdzie do władzy. Ale nie można
    kompletnie dezorganizować swojej pracy! - mówił Ordyński.


    Ordyński powiedział to w kontekście do tego, jak mało państwo robi
    wobec afery taśmowej. - Dokonano ewidentnego przestępstwa, państwo jest
    zagrożone i państwo jest destabilizowane przez te zachowania - i pies z
    kulawą nogą nie przeciwdziała temu? To wszyscy są tam tchórzami? To
    wszyscy boja się tam PiS, żeby przerwać tą karygodną grę?! Operetka się
    odbywa! Gdzie jest premier, gdzie jest jakaś narada koordynacyjna, żeby
    wszystkich za ryj wziąć? - złościł się Ordyński



    Dominika Wielowieyska, Piotr Skwirowski

    Mity budżetowe PiS. Wesoła gra, w której nie ma powagi

    Szydło tak poprawi ściągalność podatków, że w budżecie znajdą się
    dodatkowe 52 mld zł. Poważni ekonomiści i urzędnicy Ministerstwa
    Finansów mało nie umarli ze śmiechu, gdy to usłyszeli.





    "Prezes zapewnił niedawno, że żadnej zemsty nie będzie, ale cholera wie, czy słowa dotrzyma. Tym bardziej, że tzw. PiS-owski lud chce krwi" - pisze o Jarosławie Kaczyńskim w "Newsweeku" Tomasz Lis.

    Gierkowski dowcip


    Publicysta pisze, że pod każdym swoim tekstem widzi komentarze w
    rodzaju "ostrzymy noże", "strach cię obleciał" albo "wyp...laj z
    Polski". "Znikąd wyp...ać nie zamierzam. Nie boję się o siebie, ale o
    Polskę" - podkreśla Lis.Jego zdaniem trudno się nie bać programu PiS, który przypominać ma
    "dowcip z epoki gierkowskiej". Zdaniem Lisa plany PiS wobec wymiaru
    sprawiedliwości przypominają inicjatywy Andrieja Wyszyńskiego,
    prokuratora ZSRR, a polityka kulturalna przywodzić ma na myśl Andrieja
    Żdanowa,sowieckiego ideologa.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    104. Zawsze gotowi do akcji.

    Fot. TVN24


    Zawsze gotowi do akcji. Czuchnowski: PiS zajmie się rozliczeniem
    Smoleńska. Będzie Trybunał Stanu i prokuratura. Żakowski: zastraszanie
    było narzędziem sprawowania władzy przez PiS

    "To było wprost powiedziane, że osoby
    które w kwietniu 2010 roku sprawowały władzę zostaną rozliczone, zostaną
    pociągnięte do odpowiedzialności karnej. Będą 'leciały drzwi z
    futryn'".


    Mainstream nie może przeboleć odsunięcia od władzy polityków
    Platformy, którzy skompromitowali się na nagranych restauracyjnych
    rozmowach. Dla Jacka Żakowskiego usunięcie z list wyborczych, a – co
    gorsza – z polityki „ofiar” nagrań jest bardzo nieszlachetne.

    Rozumiem każdego polityka, który po takim wydarzeniu jak te
    nielegalne taśmy mówi: „mam tego dość, nie chce się wystawiać na takie
    ryzyka, polska polityka jest dzika, nie gwarantuje podstawowych praw
    człowieka.” Ja to rozumiem. Myślę, że tysiące wartościowych osób, nie
    wstępują na drogę polityczną, żeby nie być ofiarami takich wydarzeń.
    To rozumiem

    — wyjaśnił Żakowski w programie „Loża prasowa” w TVN24 i podkreślił, że nie rozumie jednak argumentu, że osoby, które zostały nagrane „obciążają Platformę”.

    To jest bardzo nieszlachetne, żeby się dystansować od ofiary. I tu tego typu sytuację mamy

    — zauważył Żakowski komentując odejście z polityki Radosława Sikorskiego.

    Publicysta „Polityki” dość filozoficznie odniósł się także do aspektu moralnego pozbywania się skompromitowanych polityków.

    Za sianie i rozpowszechnianie złych wzorców kulturowych w polityce płaci się straszną cenę, bo zło wraca

    — wyjaśnił Żakowski.

    Po wyrażeniu ogromnego żalu dla spadających notować poszczególnych
    polityków Platformy Obywatelskiej, Wojciech Czuchnowski z „Gazeta
    Wyborcza” wyraził przekonanie, że jeszcze gorzej będzie kiedy do władzy
    dojdzie Prawo i Sprawiedliwość.

    Główną sprawą, za którą się weźmie PiS po dojściu do władzy będzie rozliczenie Smoleńska.
    Tutaj będą „leciały drzwi z futryn”. To było wprost powiedziane, że
    osoby które w kwietniu 2010 roku sprawowały władzę zostaną rozliczone,
    zostaną pociągnięte do odpowiedzialności karnej. (…) Dla jednych będzie Trybunał Stanu, a dla innych prokuratura

    — wieścił Wojciech Czuchnowski „Gazeta Wyborcza”

    PiS o tym teraz nie mówi, ale jestem przekonany, że to będzie
    pierwszy temat, pierwsza rzecz, za który „pisowski” wymiar
    sprawiedliwości się weźmie

    — dodał publicysta z Czerskiej.

    W polityce PiS-u zastraszanie było narzędziem sprawowania władzy. Jarosław Kaczyński z trybuny sejmowej nazywał to efektem demonstracji. To jest takie terroryzowanie społeczeństwa przy pomocy punktowo stosowanych radykalnych działań

    — podkreślił z kolei Żakowski.

    No cóż… Okazuje się, że „Polityka” i „Wyborcza” nie zrobiły minimum wysiłku, aby choć trochę zredagować przekazy płynące z kancelarii premier Ewy Kopacz.

    Wojciech Czuchnowski

    Krzyczeli: "Hańba!". Szefową rządu nazwali "klamczuchą" i odmówili podania ręki

    "Przedstawiciele środowisk patriotycznych" (określenie portalu
    wPolityce.pl) nie mogli dłużej znieść peregrynacji premier Kopacz po
    kraju.


  • Żenujące wywody Lisa: Kaczyński chce Stambułu i Budapesztu


    „Są gotowe ściągi z putinowskiej Rosji - narodowe media, narodowe kino, narodowe wychowanie”.





  • Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    105. po 8 latach jednopartyjnych rządów PO



    Powiesiłem w Belwederze portret Gabriela
    Narutowicza. Ku przestrodze! I portret Stanisława Wojciechowskiego,
    który przeciwstawił się Piłsudskiemu, stając po stronie państwa i prawa.
    Z Bronisławem Komorowskim rozmawiają Adam Michnik i Jarosław Kurski.

    Jarosław Kurski: Czego dowiedział się pan przez pięć lat prezydentury o Polsce, Polakach, polskiej polityce?

    Bronisław Komorowski:
    Po pierwsze, tego że nie zawsze premiuje dążenie do tego, by być
    prezydentem wszystkich obywateli. Ale nie żałuję, że starałem się to
    robić. Po drugie, zawsze miałem przekonanie, że prawda i racja sama się
    obroni. Otóż sama się nie broni. Trzeba jej pomagać, zwłaszcza w czasach
    internetu, kiedy łatwo pobudzić nienawiść i agresję i gdy rośnie
    atrakcyjność radykalnej ułudy.

    Mechanizm propagandy może
    być niesamowicie skuteczny, także w systemie demokratycznym, nawet przy
    zróżnicowaniu mediów. Zdolność manipulowania pamięcią przy skłonności do
    widzenia wszystkiego w czarnych barwach daje efekt buntu, wołania o
    zmianę. To nie tylko polskie zjawisko.



    K. Szczerski: Nie ma żadnych notatek z rozmów Komorowskiego

    Wykazał to audyt jaki został przeprowadzony przez współpracowników
    nowego prezydenta Andrzeja Dudy.

    Minister Krzysztof
    Szczerski podkreśla, że spisywanie notatek ze spotkań z reprezentantami
    zza granicy powinno być oczywistością. Dodał, że jest to podstawa
    bezpieczeństwa państwa, a także ciągłości polityki, by mieć wgląd do
    stanowisk innych krajów.

    Chodzi o
    to, żeby państwo działało poprawnie, a poprawnie oznacza w taki sposób,
    który kumuluje doświadczenia informacji, wiedzy i zapisy funkcjonowania
    instytucji państwa, a nie takim kiedy okazuje się, że takiej
    dokumentacji nie ma. Ja będę jeszcze sprawdzał w jaki sposób stało się
    tak, że tych notatek nie ma; ale muszę powiedzieć, że jest to rzecz,
    która dla mnie jest niezrozumiała. To utrudnia dziś pracę w kancelarii
    nowemu prezydentowi. Brak informacji instytucjonalnych, brak tej
    dokumentacji, powoduje, że niejako w geście kontynuacji funkcjonowania
    instytucji państwa, a nie polityki, bo tutaj będzie – jak powiedział
    prezydent Duda – korekta, ale w sensie instytucjonalnej ciągłości
    państwa to jest po prostu niemożliwe z powodu braku tej dokumentacji
    – tłumaczy minister Krzysztof Szczerski.


    Dudapomoc czy Dudabat?

    Czy szykuje się nam rywalizacja prezydenta z rzecznikiem praw obywatelskich i alternatywny wymiar sprawiedliwości?






  • Paweł Wroński


  • Rozważania o zalewajce i kaszy gryczanej

    Pojawiają się zgryźliwe komentarze, że prezydent woli próbować kaszy,
    niźli odpowiedzieć na apel premier Ewy Kopacz o zwołanie Rady
    Gabinetowej, na którym premier przedstawiłaby plany rządu.






  • Monika Olejnik


  • Kim jest polski patriota? To ten, który głosuje na PiS

    Prezes Jarosław Kaczyński mobilizował do boju polskich patriotów, bo przecież tylko oni mogą zmienić nasz kraj.







  • Michał Ogórek


  • Dzisiejsi niewierzący są jak bezpartyjni w PRL

    W PRL-u dobrym tłumaczeniem niewstępowania do partii było to, że się
    do tego "nie dorosło". Obecnie równie dobrze widziany jest żal, że się
    nie dostąpiło "łaski wiary".

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    106. Janecki dla wPolityce.pl:

    fot. wPolityce.pl

    Janecki dla wPolityce.pl: „Komorowski, Michnik i Kurski insynuują,
    że wyborcy prezydenta Dudy to ideowi spadkobiercy mordercy Narutowicza”

    "Rozmowa Michnika i Kurskiego z Komorowskim
    jest przerażająca. Bo pokazuje stan umysłów ludzi, którzy przez wiele
    lat, w tym przez ostatnie osiem lat bez przerwy, byli filarami różnych
    konfiguracji władzy."

    Bardziej chamskiej i bezczelnej manipulacji nie sposób sobie
    wyobrazić. I bardziej obelżywej, bo można się nie godzić z
    porażką, ale to nie powód, żeby zwolenników prezydenta Dudy oskarżać o
    mordercze skłonności.

    Bronisław Komorowski, Adam Michnik i Jarosław Kurski postanowili
    rozprawić się z polskimi demonami. To znaczy redaktorzy „Gazety
    Wyborczej” odegrali 2389 odcinek serialu „Ta straszna polska,
    nacjonalistyczna nienawiść”. A Bronisław Komorowski wystąpił w
    najnowszym odcinku jako guest star. Role zostały podzielone tak, że Adam
    Michnik występował jako historiozof, Bronisław Komorowski jako mąż
    stanu, a Jarosław Kurski jak zwykle, czyli jako użyteczny. Gdyby wydrukowanej w „Gazecie Wyborczej” rozmowie towarzyszyło nagranie, widać byłoby bruzdy na czołach zatroskanej o Polskę trójcy i słychać byłoby ich ciężkie oddechy - z powodu dusznej atmosfery, jaka nadciąga nad Polskę.

    O ile Adam Michnik przybrał pozę postheglowskiego filozofa dziejów
    oraz ideowego potomka Oswalda Spenglera (z całym jego historiozoficznym
    pesymizmem), o tyle Jarosław Kurski kompletnie zignorował ten wysoki poziom refleksji szefa i odegrał rolę najzwyczajniejszego
    dresiarza. Bronisław Komorowski chyba nie do końca rozumiał
    historiozoficzne wycieczki Michnika, choć się starał. Natomiast
    dresiarskie pytania Jarosława Kurskiego wyraźnie go ożywiały. Na
    przykład te o straszny „tłum z Krakowskiego Przedmieścia”. Bronisław
    Komorowski odkrył bowiem, że przegrał przez nienawiść do niego. Nie
    przez to, że był kiepskim prezydentem i jeszcze gorszym kandydatem na drugą kadencję, lecz przez szwadrony nienawiści.

    Gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi, urządzono mi kocią muzykę, i to
    wrzeszcząc w czasie hymnu narodowego. To byli ci sami ludzie, z tymi
    samymi transparentami, którzy w czasie kampanii wyborczej siali
    przeciwko mnie nienawiść na rozkaz

    — żalił się były prezydent. I łatwo owych nienawistników na rozkaz zidentyfikował:

    Do nich przemawiał prezydent Andrzej Duda na Krakowskim Przedmieściu, zwracając się: ’Kochani’. Siewcy nienawiści na rozkaz” to po prostu zwolennicy prezydenta
    Andrzeja Dudy, jego „kochani”. Gdyby ktoś miał wątpliwości, panowie
    Komorowski i Kurski wszystko łopatologicznie dopowiedzieli.

    Okoliczności objęcia prezydentury po katastrofie smoleńskiej były bardzo trudne i również pełne
    wobec mnie nienawiści. (…) Pod koniec prezydentury ten spektakl
    nienawiści pojawił się ponownie. To nie były już jednak naturalne
    emocje, ale zaplanowana kampania zniesławienia

    — wytłumaczył Bronisław Komorowski Michnikowi, Kurskiemu i czytelnikom „Gazety Wyborczej”.

    I dalej dorzucał łopatą do pieca:

    Kardynał Nycz pięć lat temu zaprowadził mnie do podziemi katedry św.
    Jana, do grobowca Narutowicza. Pokłoniłem się, lecz przyszło mi na myśl,
    że tu powinno się przyprowadzać nie prezydentów, ale ich przeciwników….

    Tłum z Krakowskiego Przedmieścia - dopowiedział niezawodny Jarosław Kurski.

    Tak - przytaknął Bronisław Komorowski.

    I uzyskaliśmy prawdziwe heglowską syntezę, i to nawet bez
    bezpośredniego udziału Adama Michnika, który w tym czasie zapewne
    się zadumał.

    Okazuje się, że Andrzeja Dudę na prezydenta wybrał „tłum z
    Krakowskiego Przedmieścia”, tworzony przez „siewców nienawiści na
    rozkaz”, którzy powinni być reedukowani przy grobie prezydenta Gabriela
    Narutowicza.
    Bo pewnie w dużej części składają się z ideowych
    prawnuków mordercy pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej,
    czyli Eligiusza Niewiadomskiego. Wywód prosty jak konstrukcja cepa i
    finezyjny jak kafar.

    Komorowski z Kurskim w obecności Michnika otwarcie obrażają, dyskredytują wyborców prezydenta Andrzeja Dudy. A co najgorsze, sugerują i insynuują, że część z nich to duchowi pobratymcy mordercy prezydenta Gabriela Narutowicza.
    Bardziej chamskiej, bezczelnej i ordynarnej manipulacji nie
    sposób sobie wyobrazić. I bardziej obelżywej, bo można się nie
    pogodzić z wyborczą porażką, ale to nie powód, żeby zwolenników
    zwycięskiego rywala oskarżać o wszelkie podłości i mordercze skłonności.

    Wywód o „siewcach nienawiści na rozkaz”, czyli „tłumie z Krakowskiego
    Przedmieścia” był potrzebny, żeby kompletny był obraz apokalipsy, jaka
    się szykuje po wyborach 25 października 2015 r. Wybór Andrzeja Dudy był
    pierwszym krokiem do tej apokalipsy (w wersji Michnika pewnie także
    teodycei, tylko zdaje się odwrotnej do tej znanej z pism Gottfrieda
    Leibniza). Decydującym krokiem na drodze do zagłady demokracji w Polsce (czytaj: świata uprzywilejowanego dostępu do
    koryta Komorowskiego, Michnika i Kurskiego) będzie dopiero wyborczy
    triumf PiS. A jak wiadomo, tzn. wie to przynajmniej Jarosław Kurski,
    „PiS tak jak nie był normalną partią opozycyjną, tak nie będzie normalną
    partią władzy”. Na czym polega ta nienormalność, dopowiada
    historiozof i teozof Adam Michnik:

    PiS stworzył lewicowo-prawicową syntezę haseł socjalnych połączonych z resentymentem narodowym. To się Polakom podoba. To samo zrobili Orban, Putin, Erdogan, Le Pen.

    Z jednej strony mamy zatem demona Eligiusza Niewiadomskiego, którzy
    zawładnął „siewcami nienawiści na rozkaz”. Z drugiej - demona
    nacjonalizmu reprezentowanego przez Władimira Putina, Marine i Jean-Marie Le Pen’ów, tureckiego prezydenta Recepa Erdogana, z premierem Węgier Viktorem Orbanem na dokładkę. Poglądy Adama
    Michnika i jego użytecznego Jarosława Kurskiego są znane od lat i nie
    zaskakują. Natomiast w połączeniu z wynurzeniami byłego prezydenta
    Bronisława Komorowskiego tworzą nową jakość.
    Po pierwsze,
    pokazują, że Komorowski nie potrafi odejść z klasą, i to nawet tą
    najniższą. Po drugie, dowodzą, że były prezydent świetnie się
    odnajduje w nowej wersji przemysłu pogardy, tym razem nakierowanego na
    prezydenta Andrzeja Dudę. Po trzecie, kampania wyborcza do parlamentu
    zapowiada się jako jeden wielki, histeryczny jazgot ludzi niepotrafiących się pogodzić z wyrokami demokracji. Po czwarte, jasno rysuje się strategia wykopania między Polakami
    rowów mariańskich, żeby marzenia o wspólnocie nigdy nie zostały
    zrealizowane. Po piąte, zanosi się niekończący się festiwal szczucia
    Polaków na siebie, bo przecież nie może być tak, żeby ktoś głęboko
    niesłuszny miał rację, a nie daj Boże sprawował władzę.

    Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba stwierdzić, że rozmowa Michnika i Kurskiego z Komorowskim jest przerażająca. Bo pokazuje stan umysłów ludzi, którzy przez wiele lat, w tym przez ostatnie
    osiem lat bez przerwy, byli filarami różnych konfiguracji władzy. Wbrew
    temu, co mówią, to oni są opętani nienawiścią, skłonni do niebywałych
    manipulacji, absolutnie ślepi na rzeczywistość i kompletnie
    nieprzygotowani na demokratyczną zmianę. Sądzę, że panowie Komorowski, Michnik i Kurski nie są w pełni
    świadomi, jak wiele powiedzieli o sobie i siłach, które reprezentują. I
    jest to obraz nie tylko ewidentnej fiksacji, ale i bardzo
    realnych niebezpieczeństw.


    Lis o kampanii PiS: To jest oszukiwanie Polaków absurdalnymi obietnicami. Ludzie kupują tę ściemę

    Według Tomasza Lisa "niechęć" prezydenta Andrzeja Dudy do przedstawienia
    projektów ustaw to element strategii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości.
    - Chodzi o to, żeby było jak w PRL - jak się mówi, to żeby nie pisać, a
    jak się pisze, to nie podpisywać. Po co zostawiać ślady? Po co
    konfrontować się z ekspertami? Ludzie kupują tę ściemę, może więc będą
    kupować jeszcze do wyborów - mówił publicysta w TOK FM.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    107. fot.


    fot. wPolityce.pl/tvn24

    fot. wPolityce.pl/tvn24

    Jacek Pałasiński (TVN24) postanowił podzielić
    się swoimi złotymi myślami na najróżniejsze tematy. Porównał PiS do
    bolszewików, skrytykował defiladę z okazji 15 sierpnia, a Romana
    Dmowskiego nazwał kanalią. Oberwało się też Józefowi Piłsudskiemu.

    Obecność PiS-owców na obchodach pokonania bolszewików pod Warszawą jest nieco paradoksalna. To tak, jakby hitlerowcy czcili Dzień Zwycięstwa nad Faszyzmem

    — zaczyna swój wywód Jacek Pałasiński.

    CZYTAJWNIEŻ: Nie podzielił nas francuski rap, a Hannie Gronkiewicz - Waltz się to udało. O tym, jak Jacek Pałasiński (TVN24) wywalił mnie z Facebooka

    Pałasiński obraża się na rzeczywistość i przywołuje słowa Dymitrija Miedwiediewa.

    Kiedyś ów zabawny figurant bez charakteru Dymitrij Miedwiediew,
    kiedy był prezydentem, bez żenady oświadczył, że demokracja to nie jest
    dobry ustrój dla Rosji, określając to, co wraz ze swoim guru narzucają
    krajowi jako „demokrację scentralizowaną”. Jest tak wiele cech łączących
    nacjonal-bolszewicką hucpę polską z systemem panującym w Rosji. Choć
    nasi wolą koniunkturalnie powoływać się na wzorce chińskie, węgierskie i tureckie

    — pisze dziennikarz TVN24 i zaczyna straszenie PiS-em. Jego zdaniem Prawo i
    Sprawiedliwość głosi hasła sprzeczne z Konstytucją RP.

    To są – każdy na swój sposób – ustroje obrzydliwe, opresyjne i
    antydemokratyczne. Choć PiS bez żenady przyznaje się do swoich
    antydemokratycznych upodobań, nikt nie podejmuje nawet próby
    delegalizacji partii, której hasła są sprzeczne z obowiązującą w naszym
    kraju Konstytucją. Ba, sądząc z sondaży, a nawet z wyników mniej istotnych
    wyborów, wielu naszym współobywatelom to odejście od demokracji się
    podoba. Być może oni nie wiedzą, jak się żyje w Chinach, Turcji czy na
    Węgrzech. Albo też musimy zrewidować kilka obiegowych opinii i
    Polakach i ich umiłowaniu wolności

    — pisze Pałasiński.

    Na koniec dziennikarz TVN24 postanowił ogłosić światu jaki ma stosunek do dwóch najważniejszych polityków polskiej niepodległości. Romana Dmowskiego nazwał „wyjątkową kanalią”.

    A defilada
    – kosztowna, zbędna dziecinada, trącąca Śmigłym-Rydzem – poruszała się
    między pomnikami ponoć dwóch ojców Odrodzonej Rzeczypospolitej: Romana
    Dmowskiego w Józefa Piłsudskiego. Pierwszy był wyjątkową kanalią, której
    naród raczej powinien się wstydzić niż stawiać pomniki.
    Drugi pogardzał demokracją, pogardzał Polakami; od terrorysty do
    bohatera i męża opatrznościowego po operetkowego zamachowcę i
    dyktatorka. Nie mam pewności, czy zasłużył na pomnik. To mają być
    ojcowie? Lepiej porozmawiajmy o matkach.

    mly/facebook


    http://wpolityce.pl/polityka/262449-tvn-w-pelnej-krasie-palasinski-porow...

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    108. Michnikowszczyzna atakuje coraz wścieklej :)



    Kandydatka PiS na premiera rządziła na festynach


    Jak Beata Szydło radziła sobie jako burmistrz Brzeszcz. 'Sprawy całej gminy to dla niej za dużo'

    Bartłomiej Kuraś

    18.08.2015

    01:00

    - Jeśli pani Beatka będzie tak dbała o całą Polskę jak o swoje
    obejście, to będzie dobrze. Tylko czy takie sprawy wagi państwowej to
    nie za dużo na jej głowę? - zamyśla się jeden z sąsiadów.

    http://wyborcza.pl/1,75478,18585037,beata-szydlo-jako-burmistrz-brzeszcz-sprawy-calej-gminy-to.html

    Prezydent Andrzej Duda ma szansę na
    ustalenie nowych reguł w polityce. Jest reprezentantem obozu, który
    oskarżył swoich konkurentów politycznych o zamordowanie do spółki z
    Władimirem Putinem prezydenta Kaczyńskiego. Obozu, który kwestionował
    wyniki demokratycznych wyborów, podjudzał obywateli przeciwko swojemu
    państwu. I głosił, że Polska nie jest wolnym krajem, a my nie jesteśmy
    wolnym narodem.
    Właśnie dlatego, że Duda reprezentuje też
    ludzi, którzy hołdują tego typu szaleńczym poglądom, ma on szansę na
    złagodzenie języka naszej polityki. Ma spore możliwości, aby swoim
    zwolennikom wytłumaczyć, że...

    Paweł Wroński

    Prezydent Duda wykona zadanie od prezesa?

    Po dzisiejszej decyzji w sprawie ewentualnego dopisania pytań
    referendalnych będziemy już wiedzieli, czy prezydent Duda jest
    politykiem samodzielnym, czy tylko wykonuje polecenia z ul.
    Nowogrodzkiej.


    "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania" - taki meldunek złożył Lech
    Kaczyński prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu w wieczór wyborczy 2005
    r. Te słowa ciążyły prezydentowi przez całą kadencję. Mimo prób Lechowi
    Kaczyńskiemu nie udało się pozbyć wizerunku prezydenta
    podporządkowanego swojemu bratu. Przed podobnym dylematem stoi teraz
    Andrzej Duda.
    Po dzisiejszej decyzji w sprawie ewentualnego dopisania pytań referendalnych będziemy już wiedzieli, czy prezydent Duda
    jest politykiem samodzielnym, czy tylko wykonuje polecenia z ul.
    Nowogrodzkiej. Czy myśli kategoriami dobra kraju, czy też jedynie
    realizuje szerszy plan zdobycia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.

    Dominika Wielowieyska pisała na tych łamach w środę, że naturalne jest zaangażowanie Dudy w kampanię PiS, bo chce on kooperować z przyjaznym rządem. Uznała, że skala tego zaangażowania to kwestia stylu.


    Ja dostrzegam w pierwszych wypowiedziach Dudy pozytywne sygnały
    świadczące o "zmianie stylu" kampanijnego na format prezydencki. Nie
    oceniałbym jednak zaangażowania się prezydenta w kampanię PiS w
    kategoriach stylu. Wolę oceniać konkretne jego decyzje.


    We wtorek prezydent spotkał się z przedstawicielami PiS, a także z
    przedstawicielami "społeczeństwa", którzy chcą dopisać - do
    zainicjowanego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego referendum - trzy pytania: "o wiek emerytalny, wysyłanie sześciolatków do szkół i prywatyzację Lasów Państwowych".


    Nie łudźmy się. To PiS skrywa się za inicjatorami referendalnych
    pytań, które są elementem wyborczej propagandy. W przeszłości PiS sam
    chciał wysłać wcześniej dzieci do szkół, a zmienił zdanie, wtedy gdy
    zaczęła robić to Platforma Obywatelska. Rzekomą zaś prywatyzacją Lasów
    Państwowych partia Jarosława Kaczyńskiego straszy Polaków już od dwóch
    lat niczym "potworem genderem".

    Prezydent,
    co istotne, konsultował się tylko ze "swoją" stroną - nie przyjął
    przedstawicieli innych sił politycznych, które chciałyby do referendum
    dopisać swoje pytania.

    Złudzeń co do natury tego
    przedsięwzięcia nie zostawił przewodniczący "Solidarności" Piotr Duda.
    Zaproponował, by prezydent ogłosił dodatkowe referendum w dzień wyborów
    25 października. Referendum miałoby się odbywać w tych samych lokalach.
    Czyli w trakcie wyborów w komisjach wyborczych propagowano by kluczowe
    elementy programu wyborczego PiS. Pomysł oczywiście został gorąco
    poparty przez Prawo i Sprawiedliwość. W ten sposób ta partia chce
    niefortunny pomysł prezydenta Komorowskiego - by zwołać referendum na 6
    września - przemienić w swój wehikuł wyborczy 25 października.


    W tej sprawie prezydent Duda może się zachować różnorako. Może
    "stanąć na straży konstytucji" i stwierdzić, że w obecnym systemie
    prawnym nie da się pytań dopisać - co byłoby świadectwem największej
    niezależności. Mógłby nawet stwierdzić, że szanuje wolę poprzednika.


    Może zgłosić do Senatu wniosek o dopisanie pytań do referendum 6
    września albo - co gorsza - o zarządzenie kolejnego referendum 25
    października. To zaś byłoby jasnym wskazaniem: "Wspieram w kampanii
    PiS". Senat zapewne, w którym przewagę ma PO, ewentualny jego wniosek
    odrzuci albo odłoży ad acta.

    Ta sytuacja to test, czy
    prezydent weźmie udział w propagandowej szopce, czy będzie chciał
    zachować powagę urzędu. Każda decyzja prezydenta to także istotny
    sygnał, jaką głową państwa chce być. A to już nie tylko kwestia smaku.


    Orędzie prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie referendum
    Prezydent
    Andrzej Duda w specjalnym orędziu poinformował dziś o swojej decyzji
    w sprawie postulowanych dodatkowych pytań referendalnych.

    Biorąc to pod uwagę, że taka jest wola milionów Polaków, zwracam się
    do Senatu Rzeczypospolitej z wnioskiem, by poddać te kwestie pod
    ogólnokrajowe referendum, w dniu wyborów parlamentarnych, zarządzonych
    na dzień 25 października. Referendum w połączeniu z wyborami do Sejmu
    i Senatu będzie bowiem znacząco tańsze niż przeprowadzone w osobnym
    terminie.     Przyjęte rozwiązanie umożliwi poznanie woli Polaków
    i wskazanie kierunku oczekiwanych przez społeczeństwo zmian.
    Jednocześnie zdecydowałem uszanować wolę mojego poprzednika popartą
    decyzją Senatu, poprzednio już wyrażoną i nie odwoływać referendum
    zarządzonego na dzień 6 września, nie ingerować w tamtą decyzję.  




    Zgodnie z życzeniem PiS prezydent Andrzej Duda podjął decyzję o
    rozpisaniu referendum, ponieważ bierze udział w kampanii wyborczej na
    rzecz swojej macierzystej partii.To jego prawo, ale też jasno oznajmił właśnie Polakom: jestem
    prezydentem partyjnym. Bo to PiS chce, by kampanię wyborczą zdominowały
    dwa tematy dla tej formacji bardzo wygodne - wiek emerytalny i posyłanie
    sześciolatków do pierwszej klasy.

    Rząd PO-PSL podjął
    dwie trudne decyzje, które wielu obywatelom się nie podobają. PiS dobrze
    wie, że były nieuniknione. Trzecie pytanie o prywatyzację Lasów Państwowych jest bez sensu, chodzi tylko o to, by przypisać konkurentom zamiary, których nie mają.

    Referendum ma zepchnąć Platformę Obywatelską do defensywy. Teraz
    prezydent zwróci się do Senatu z prośbą o akceptację dla swojego wniosku
    i jeśli Senat głosami PO to odrzuci, to PiS wywoła histerię: Platforma,
    choć obywatelska, nie chce słuchać obywateli! I tak referendum stanie
    się motywem przewodnim kampanii.

    Jednak w tej rozgrywce
    chodzi o coś więcej niż tylko marketingowe chwyty PiS czy nieudolność
    Platformy w narzucaniu własnych tematów w przedwyborczym czasie. Tu
    nawet nie chodzi o to, że Duda jest partyjnym prezydentem.


    Tu chodzi o to, czy politycy wykazują minimalną odpowiedzialność
    za Polskę i za jej przyszłość. Czy myślą w perspektywie kilku lat, czy
    może zastanawiają się, jak ten kraj będzie wyglądał za lat
    kilkadziesiąt. I co zostawimy naszym dzieciom: zadłużoną, pogrążoną w
    chaosie Grecję czy zamożne, sprawne państwo.

    Dziś ludziom
    można obiecać wszystko: nie tylko 500 zł, ale i 1000 zł miesięcznie. I
    pracę do 50. roku życia. I zwolnienie z obowiązku szkolnego, bo po co
    męczyć dzieci. Można nawet wmówić Polakom, że pieniądze same będą spadać
    z nieba. Przecież Andrzej Duda powiedział, że to się da zrobić, tylko trzeba chcieć.


    Ale zawsze pojawia się pytanie: gdzie jest zwykła przyzwoitość i
    odpowiedzialność? Czy moralne jest wmawianie Polakom, że to wszystko
    jest na wyciągnięcie ręki bez żadnego wysiłku i bez bolesnych
    konsekwencji?

    Organizacja PiS-owskiego referendum w dniu wyborów parlamentarnych
    jest pomysłem absurdalnym i szkodliwym z kilku powodów. Absurdalnym, bo
    przecież tego dnia obywatele i tak wyrażą swoje zdanie przy urnach i
    mogą wybrać polityków, którzy w tych trzech sprawach mają określony
    pogląd.

    PiS nam wmawia, że referendum jest lepszą formą
    demokracji niż wybór przedstawicieli do Sejmu. To szkodliwy mit. W
    referendum trzeba zadać proste pytanie dotyczące tak skomplikowanej
    materii jak system emerytalny, a jeśli jego wynik będzie wiążący, to
    wyklucza to możliwość zawarcia kompromisu w Sejmie. Tymczasem to
    kompromis, uwzględniający w jakimś stopniu zdanie mniejszości, jest
    istotą demokracji.

    Ponadto, jeśli chce się zadać Polakom
    pytanie: "Czy chcesz pracować krócej?", to trzeba dopisać i to, że:
    "dzięki temu będziesz dostawać niższą emeryturę, a jeśli jesteś młodym
    człowiekiem, to zgadzasz się płacić wyższe podatki, aby utrzymać
    licznych zdolnych do pracy emerytów". Bez tych zastrzeżeń będzie to
    zwykła manipulacja.

    Referenda mają sens wtedy, gdy
    dotyczą spraw lokalnych albo kwestii ustrojowych, które w równym stopniu
    dotyczą wszystkich obywateli. Tak było w przypadku głosowania za
    wejściem Polski do UE i akceptacji dla nowej konstytucji.


    Tak nie jest w przypadku posyłania sześciolatków do pierwszej klasy (co
    na ten temat ma np. do powiedzenia osoba bezdzietna). Nie ma też
    powodu, aby dzisiejsi emeryci, których sprawa wieku emerytalnego już nie
    obchodzi, mieli na zasadzie zero-jedynkowej decydować o tym, że moje
    dzieci będą miały na karku gigantyczny dług publiczny.

    Dlatego ja w tym referendum nie wezmę udziału.


    Lis: Duda jest członkiem sztabu wyborczego PiS. I zrobi wszystko, żeby jego partia wygrała

    Andrzej Duda zapowiedział drugie referendum w październiku. - Prezydent
    zrobił to, co wszyscy wiedzieli, że zrobi. Chyba że ktoś doznał
    pomroczności jasnej i uznał, że prezydent będzie jednoczył i będzie
    prezydentem wszystkich Polaków - komentował w Poranku Radia TOK FM
    Tomasz Lis.Prezydent w telewizyjnym orędziu zapowiedział kolejne referendum w październiku. - Duda jest członkiem sztabu wyborczego PiS. I zrobi wszystko, żeby jego partia wygrała - stwierdził w Poranku Radia TOK FM Tomasz Lis, redaktor naczelny "Newsweeka".


    - Jedno różniło początek tej prezydentury od prezydentury Lecha
    Kaczyńskiego. Nie musiał meldować prezesowi wykonanie zadania. Choć to
    zadanie wykonał - powiedział Tomasz Wołek.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    109. kłamią, tumania, mataczą

    Publicyści o referendum prezydenta Dudy. Paradowska: Takie pytania to kpiny! Lis: Duda mnie nie zawiódł

    Publicyści o referendum prezydenta Dudy. Paradowska: Takie pytania to kpiny! Lis: Duda mnie nie zawiódł


    Prezydent Duda dał hasło: w imię wygrania przez PiS wyborów rozszarpujmy
    państwo. Nie zależy mi na wygranej PiS, ale skoro już kraj
    rozszarpujemy, to chciałbym w tym rozszarpywaniu brać udział, bo to mój
    kraj.

    Do marszałka Bogdana Borusewicza i senatorów RP

    Zwracam
    się do Was o wyrażenie zgody na zaproponowane przez prezydenta Andrzeja
    Dudę referendum w sprawie obniżenia wieku emerytalnego do 60 lat dla
    kobiet i 65 dla mężczyzn. Chciałbym w nim uczestniczyć i na to pytanie
    zagłosować na "tak".

    Zdaję sobie sprawę, że to
    nieodpowiedzialne z punktu widzenia interesów kraju. Dlaczego jednak ja
    mam dbać o interes kraju, skoro interes kraju ma gdzieś mój prezydent?


    Nie widzę powodów, dla których wyborcy mieliby się zachowywać w
    sposób bardziej odpowiedzialny niż najwyższy przedstawiciel narodu.


    Chciałbym poza tym choć raz "nie dbać o interes kraju", ale o
    interes własny. W moim najgłębszym interesie jest pracować jak
    najkrócej. Władzy i prezydenta Dudy
    obowiązkiem jest zaś wypłacenie mi godnej emerytury - takiej, jaką
    sobie wypracowałem. Referendum zorganizowane podczas wyborów daje mi tę
    szansę, że po przekroczenie progu 50 proc. uczestników, to zobowiązanie
    stanie się dla nowej władzy wiążące. I prezydent Duda nie będzie się mógł z tego wycofać.


    Należę do tej grupy społecznej, która jest nieustannie
    szantażowana i terroryzowana przez grupę demagogów, populistów i
    politycznych terrorystów. Grupy, która od lat znosi wyrzeczenia w
    interesie ojczyzny i racjonalnej polityki. Dzięki temu, że przez lata w
    Polsce istniała - złożona z ludzi myślących racjonalnie - tama dla tego
    rodzaju polityki, demagodzy czuli się w swojej demagogii bezkarni. Ich
    pomysły, w rodzaju dwa plus dwa równa się szesnaście, nie mogły być
    urzeczywistniane.

    Mam dość tego szantażu i ich
    bezkarności. Tak naprawdę jestem przedstawicielem grupy roszczeniowej.
    Dziennikarze, szczególnie prasowi, to rodzaj dzisiejszych górników. Tak
    jak górnikom kończą się pokłady węgla, tak nam kończą się czytelnicy
    prasy - to znaczy ludzie umiejący czytać ze zrozumieniem. Wynagrodzenia w
    mojej branży są chyba niższe od wynagrodzeń górniczych. Wielu
    dziennikarzy pracuje na umowach "śmieciowych". Po latach stresu,
    napięcia, niestabilności szanse na długie życie mamy niewielkie. Nie mam
    jednak prawa do emerytury górniczej, a o moją branżę państwo raczej się
    nie troszczy.

    Jednak w imię obrony mojego kraju przed
    skutkami kryzysu 2007 roku i narastającego kryzysu demograficznego
    uznałem za słuszne podwyższenie wieku emerytalnego.
    Uznałem za słuszne przeniesienie do ZUS moich oszczędności z OFE.
    Zgodziłem się na zmniejszenie mojego uposażenia z tytułu honorariów autorskich (tak zwane koszty uzyskania przychodu).


    Za każdym razem, przypuszczam, że podobnie jak u większości
    wyborców "promodernizacyjnych", kryła się za zgodą na takie działanie
    myśl patriotyczna i państwotwórcza. Musimy zacisnąć zęby w imię interesu
    kraju i przyszłych pokoleń. Mam jednak wrażenie, że prąca do władzy
    obecna opozycja ma ten rodzaj państwotwórczej lojalności w głębokim
    poważaniu. Patriotyzm lepiej mieć na sztandarach, nie w głowie i sercu.


    Przyznaję, że proces referendalnego galimatiasu rozpoczął
    prezydent Bronisław Komorowski, a nie prezydent Duda. W rozpaczy po
    przegranej pierwszej turze wyborów inicjatywą referendum chciał
    przekonać do siebie wyborców Pawła Kukiza. Świadczyło to jedynie o oderwaniu od rzeczywistości.


    Prezydent Duda tworzy jednak nową jakość. Łączy referendum z
    wyborami. W ten sposób gra na rzecz PiS. Być może liczy, że Senat
    inicjatywę odrzuci. Wtedy będzie głosił wszem i wobec, że władza
    zdominowana przez PO nie słucha narodu, a on został poniżony i obrażony.
    Wzywam więc senatorów, by prezydenta posłuchali, uszanowali godność
    urzędu.

    Tak naprawdę mało obchodzi mnie kwestia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych z referendum zarządzonego przez prezydenta Komorowskiego
    - bo nie uważam, że system wyborczy uzdrowi moją Ojczyznę, choć JOW-y
    mogą standardy demokracji pogorszyć. Średnio obchodzi mnie kwestia
    finansowania partii z budżetu - nie chcę stać na drodze do szczęścia np.
    Jarosława Kaczyńskiego, który za pieniądze partyjne uczynił z PiS
    korporację i jednoosobowy dom opieki dziennej, ze sobą jako dożywotnim
    prezesem. Kwestię interpretacji orzeczeń urzędów podatkowych na korzyść
    podatnika załatwił już Sejm.

    Referendum proponowane przez
    prezydenta Andrzeja Dudę jest także - z mojego punktu widzenia - po
    części mało istotne. Rozhisteryzowana pani Karolina Elbanowska może
    chronić swoje dzieci aż do ich emerytury przed polską szkołą i
    niebezpieczeństwami tego świata. Lasy Państwowe mają być jeszcze
    bardziej państwowe? W porządku, niech będą najpaństwowsze na świecie.


    Natomiast kwestia wieku emerytalnego jest sprawą zupełnie
    osobną. Dotyczy mojej przyszłości, moich pieniędzy przekazywanych do ZUS
    i mojej umowy z państwem i rządzącymi.

    Andrzej Duda już w
    trakcie kampanii usiłował się z obietnicy powrotu do 60 i 65 lat w
    różny sposób wycofać. Teraz, po wiążącym referendum, to się nie uda.
    Gdzie znajdzie na to pieniądze, to już jego problem. Ma mi wypłacić moją
    emeryturę. Jeśli mu się to nie uda, będzie musiał do końca życia kryć
    się przed wściekłymi emerytami, którzy będą go mieli za oszusta.
    Prezydent Duda dał po prostu hasło - w imię wygrania przez PiS wyborów
    rozszarpujmy państwo.

    Nie zależy mi na wygranej PiS, ale
    skoro już kraj rozszarpujemy, to chciałbym w tym rozszarpywaniu brać
    udział, bo to mój kraj. Dlatego jeszcze raz proszę senatorów. Dajmy
    naszemu prezydentowi szansę. Ogłośmy to referendum.

    *Ten list jest moim osobistym apelem, nie należy go utożsamiać ze stanowiskiem "Gazety Wyborczej".




    Kamiński: Prezydent nie stwarza nawet pozorów dialoguKamiński: Prezydent nie stwarza nawet pozorów dialogu
    Michał
    Kamiński, doradca premier Ewy Kopacz, tłumaczył w programie "Tak jest"
    w TVN24 słowa szefowej rządu na temat "rozszerzenia" referendum, o które
    zawnioskował prezydent Andrzej Duda.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    110. te TRZY twarze

    przypomniały mi portret pewnej TRÓJCY z czasów mojej pierwszej klasy...CÓS takiego wisiało obok tablicy,był jeszcze łysy Cyrankiewicz...ale kto jeszcze ,tego już nie pamiętam...
    serd pozdr
    ale nie dla owej TROJKI,o NIE

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    111. Czerska odlatuje.....


    Duda: "Referendum to odpowiedź na apel Polaków". Na pewno? Sprawdzamy [ZDANIE PO ZDANIU]

    1.
    Kilka dni temu spotkałem się z przedstawicielami inicjatyw
    obywatelskich. 2. Reprezentują oni 6 mln Polaków. 3. ... - mówił w
    orędziu prezydent. A jak wyglądają fakty? Przekonajcie się sami.





    Cały tekst: http://wyborcza.pl/0,0.html#ixzz3jTmqwg9Z

    "Referendum może być jak Ice Bucket Challenge"
    Jeśli
    nie będzie frekwencji, wówczas okaże się, że zdeprecjonowano samą ideę
    referendum - mówił w rozmowie z "Wprost" dr Rafał Chwedoruk. Stwierdził
    również, że wrześniowe referendum może być kubłem zimnej wody
    dla polityków.

    Łukasz Grzegorczyk, Wprost.pl: Jaki jest sens robienia dwóch oddzielnych referendów?

    Dr Rafał Chwedoruk:
    Referenda same w sobie mają sens, jako uzupełnienie demokracji
    przedstawicielskiej, przy podejmowaniu ustrojowych decyzji, albo
    w sytuacji rozbieżności zdań między elitami politycznymi a większością
    obywateli. Mieliśmy różne doświadczenia z referendami po 1989 roku.
    Niektóre były udane z istotnymi tematami. Porażką było jednak np. tzw.
    referendum uwłaszczeniowe. Myślę, że obecnie problem rozpoczął się
    między dwiema turami wyborów prezydenckich. Źle się stało, że decyzja
    o głosowaniu powszechnym sprawia wrażenie, że została podjęta ad hoc.
    Prezydent powinien ograniczać zapędy prawodawcze polityków, a sam stał
    się na chwilę rewolucjonistą.

    Jak ocenia pan pytania wrześniowego referendum?

    Pytanie
    o mechanizm finansowania partii politycznych jest bardzo
    nieeuropejskie. Poza tym kontrowersje wzbudza kwestia jednomandatowych
    okręgów wyborczych. Jest to niebezpieczny mechanizm, który wymaga
    długoterminowej dyskusji. Trzecie pytanie z wrześniowego referendum
    sprawia wrażenie symbolicznego serka fromage i może sprzyjać wielkiemu
    prywatnemu biznesowi w rozstrzygnięciach skarbowych. Pytania
    z wrześniowego referendum mogą stać się niebezpieczne dla stabilności
    polskiej demokracji.

    Referendum z 6 września jest niepotrzebne?

    W
    tym przypadku można zastanawiać się jedynie nad bilansem strat. Jeśli
    nie będzie frekwencji, wówczas okaże się, że zdeprecjonowano samą ideę
    referendum. Jeśli natomiast ludzie pójdą głosować, będziemy stać przed
    gigantycznym wyzwaniem, które bardzo trudno będzie pogodzić
    z europejskimi standardami demokracji. Decyzja nowego prezydenta
    o październikowym referendum jest neutralna. Myślę jednak, że referendum
    z 6 września będzie czymś w rodzaju „Ice Bucket Challenge” dla polskich
    polityków, jeśli chodzi o frekwencję. 

    Frekwencja w dwóch referendach będzie porównywalna?

    Nie
    ulega wątpliwości, że w październiku będzie ona wyższa, ponieważ wtedy
    mamy także wybory parlamentarne. Pamiętajmy, że od lat Polacy artykułują
    jasne oczekiwania względem świata polityki i instytucji publicznych.
    Dotyczą one m.in. kwestii społeczno-gospodarczych, służby zdrowia,
    oświaty, emerytur itd. Wszystkie trzy pytania z październikowego
    referendum są nieporównywalnie ważniejsze niż sposób w jaki będą
    kształtowane okręgi wyborcze.

    Prezydent wpisuje się w kampanię PiS ogłaszając kolejne referendum?

    Prezydent,
    premier, marszałkowie Sejmu i Senatu mogą udawać, że są ponad
    podziałami. Tak naprawdę każdy gest, spotkanie, czy wypowiedziane słowo
    przez czołowych polityków, będzie się wpisywać w kampanię wyborczą.
    Żaden polityk w roli prezydenta w Polsce nigdy nie zdołał się odciąć
    od bieżącej polityki. Prezydent pochodzący z powszechnych wyborów, które
    poprzedza ostra, sporna kampania, nie ma żadnej możliwości być ponad
    podziałami. Być może Aleksander Kwaśniewski przez pewien czas próbował
    pójść inną drogą. Finał tego był taki, że teraz jego partia na naszych
    oczach umiera. Oba referenda wpisują się w kampanię wyborczą.

    Jaka będzie decyzja Senatu w sprawie referendum?

    Sygnały
    są już jednoznaczne. Senatorowie PO, którzy są w większości, stoją
    przed trudnym tematem, bo przez swoich przeciwników zostali teraz
    postawieni pod ścianą. Jeśli przyjmą wniosek prezydencki, ograniczy
    to temperaturę sporu. Jeśli wniosek Andrzeja Dudy zostanie odrzucony,
    będzie to narażenie się na zarzut stawiania interesu własnej partii
    ponad oczekiwaniami wyborców. Myślę, że logika kampanii wyborczej
    spowoduje, że łatwiej będzie się narazić na krytykę ze strony PiS, niż
    dać narzucić sobie tematykę kampanii, która będzie niekorzystna dla PO. 

    Może zbliżające się referenda uruchomią trend częstszego pytania obywateli o ich zdanie w spornych kwestiach?

    Rzeczywiście
    można się nad tym zastanawiać. Tak naprawdę nie byłoby to złe
    rozwiązanie. Może wtedy wzrosłoby nasze zainteresowanie istotnymi
    sprawami. W referendum zarządzonym przez Bronisława Komorowskiego
    chodziło raczej o to, by pomóc własnej partii. Myślę, że decyzja byłego
    prezydenta miała służyć ruchowi Pawła Kukiza, który jest przeciwwagą
    dla PiS-u i dąży do zmian. Jeśli frekwencja będzie bardzo niska
    i referenda okażą się klęską, wyborcy i politycy zaczną bardzo ostrożnie
    podchodzić do kwestii referendów w przyszłości.

    Początek kadencji Andrzeja Dudy jest przewidywalny, czy jednak zaskakuje?

    Jest
    trochę nietypowy, bo trwa kampania parlamentarna. Pierwsze realne oceny
    będą możliwe dopiero wiosną. O kształcie prezydentury Andrzeja Dudy
    będą przesądzały relacje z nowym rządem. Jeśli chodzi o politykę
    zagraniczną mam wrażenie, że cele prezydenta są bardzo romantyczne
    i długofalowe. Wydaje się też, że będzie on ostrożnym politykiem, który
    najpierw dokładnie zbada czy nie wejdzie na pole minowe, zanim podejmie
    decyzję.



    Prezydent Duda śmiało kroczy szlakiem przetartym... w Zimbabwe

    Prezydent nadał nowy sens wyborom parlamentarnym: będzie to także referendum, plebiscyt i sondaż.






  • Paweł Wroński


  • Premier Kopacz oszukana przez prezydenta? Spokojnie, to tylko spektakl

    Premier Ewa Kopacz powinna być przygotowana, że prezydent zagra rolę "prezydenta PiS".


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    112. dzień bez ataku na Dudę dniem straconym

    Komentarz


    Jarosław Kurski

    22.08.2015

    Polityczny makiawelizm - zasada, że cel
    uświęca środki - zdewaluował ważną instytucję polskiej demokracji.
    Pamiętamy wzniosłe chwile narodowej jedności, gdy 7 i 8 czerwca 2003 r.
    decydowaliśmy o akcesji do Unii Europejskiej. Teraz referendum kojarzyć
    się będzie z Kukizem, Piotrem Dudą, małżeństwem Elbanowskich i
    leśnikami.
      Dla wielu...

    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,18609158,referendum-jak-koncert-zyczen.html#ixzz3jXG5PtTx

    Bez zakazu dyskryminacji, wolności prasy,
    równego dostępu do służby zdrowia. Za to z prowokacją policyjną
    podniesioną do rangi wartości konstytucyjnej.
      Marek Borowski ("PiS chce demokratury", "Wyborcza" z 18 sierpnia)
    opisał część polityczną projektu konstytucji PiS-u z 2010 roku. Nie
    mniej interesująca jest część dotycząca praw i wolności człowieka.

    Manewry helikopterowe PiS, czyli co innego obiecać, co innego rządzić

    Podczas piątkowej wizyty w PZL Świdnik, gdy padło pytanie, czy PiS
    anuluje przetarg na śmigłowce, Beata Szydło zaczęła się plątać i mówić
    coś doskonale banalnego.


    Duda, dawaj moje 500 złotych!

    Powszechne przekonanie, że PiS wraca do władzy, przeradza się w
    poczucie, że już wrócił. Tyle się o tym mówi, że w zasadzie już się to
    stało. Licznik rządów PiS wyczerpuje przyznany każdej nowości limit,
    jeszcze zanim tak naprawdę ruszył.


    Przemysł pogardy w ruinie [OBRAZY TYGODNIA]

    "Duda to cham, ćwok, swołocz" - pisze na stronie wPolityce.pl Piotr
    Cywiński. Zdesperowany brakiem hejtu wobec Andrzeja Dudy podpowiada
    "redaktorom z Czerskiej", jakimi słowami mogą obrażać prezydenta.

    "Nowy polski prezydent Andrzej Duda szybko odrzucił płaszcz
    ponadpartyjności, który jako głowa państwa powinien nosić na stałe" -
    pisze komentator "Süddeutsche Zeitung" Florian Hassel. Komentarz nosi
    tytuł "Polski strach"."Duda
    domaga się wątpliwego referendum, miesza się do walki wyborczej i
    obiecuje milionom Polaków dobrodziejstwa, na które jego kraju nie stać" -
    podkreśla autor.

    Estonia? "Patriotyczno-populistyczny manewr"


    Jak zaznacza, naturalną reakcją byłoby w związku z tym
    potraktowanie jego pierwszej wizyty zagranicznej w Estonii, w rocznicę
    podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, jako "patriotyczno-populistycznego
    manewru" - czytamy w komentarzu. Hassel dodaje, że w podobny sposób
    chciałoby się też ocenić postulat rozlokowania na stałe wojsk NATO (w
    Europie Środkowo-Wschodniej), który wysuną zapewne przy tej okazji Duda i
    prezydent Estonii Toomas Ilves.

    Wbrew pozorom obaj politycy nie są jednak w swoich żądaniach osamotnieni - zauważa komentator "SZ". "Ich argument, że Rosja
    wypowiedziała porozumienie, które było podstawą rezygnacji z baz NATO w
    Europe Wschodniej, brzmi bardziej przekonująco niż stanowisko polityków
    w Berlinie i innych krajach (UE), którzy pielęgnują mit o pragnącym współpracy Kremlu" - wyjaśnia Hassel.

    Nadszedł czas na symboliczny krok


    "Proces pokojowy uzgodniony w Mińsku jest martwy" - stwierdza
    niemiecki komentator i podkreśla, że odpowiedzialność za podsycanie
    wojny na wschodniej Ukrainie spada na Kreml. "Prezydent Putin
    ani myśli przerwać politykę systematycznego łamania europejskiego ładu
    pokojowego" - pisze komentator. Jego zdaniem "nadszedł czas, aby
    przeciwstawić polityce Putina symboliczny krok", jakim byłoby
    rozlokowanie w Europie Wschodniej i Południowo-Wschodniej kilku tysięcy
    żołnierzy.

    Paweł Wroński

    Manewry helikopterowe PiS, czyli co innego obiecać, co innego rządzić

    Podczas piątkowej wizyty w PZL Świdnik, gdy padło pytanie, czy PiS
    anuluje przetarg na śmigłowce, Beata Szydło zaczęła się plątać i mówić
    coś doskonale banalnego.

    "Prezydent mechanicznie podpisuje to, co podsuwa mu PiS"
    Prezydent Duda
    samodzielnie nie myśli o tym, co przekazuje do Senatu, tylko
    mechanicznie podpisuje to, co mu PiS podsuwa - powiedział w "Ławie
    polityków" w TVN24 poseł PO Marcin Święcicki.


    Czekają nas dwa referenda, bo... Duda "nie myśli samodzielnie", a Komorowski "strzelił z biodra"

    Czekają nas dwa referenda, bo... Duda "nie myśli samodzielnie", a Komorowski "strzelił z biodra"

    Rekomendowałbym Senatowi zablokowanie prezydenckiej
    inicjatywy ws. referendum - stwierdził w "Ławie polityków" poseł PO
    Marcin...
    czytaj dalej »

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    113. Platforma Obywatelska nie

    Platforma Obywatelska nie walczy już o wygraną w wyborach, przygotowuje się do bycia w opozycji

    Platforma Obywatelska nie walczy już o wygraną w wyborach
    parlamentarnych, przygotowuje się do bycia w opozycji - mówi Magdalena
    Błędowska z Krytyki Politycznej. Jej zdaniem premier Ewa Kopacz buduje
    wokół siebie obóz, który ma być dla niej wsparciem w trudniejszych
    czasach.Platforma powinna się przygotować do bycia w opozycji i myślę, że już to
    robi - mówi Błędowska. Jej zdaniem świadczy o tym m.in. sposób, w jaki Ewa Kopacz
    kształtuje listy wyborcze. Według Błędowskiej urzędująca premier buduje
    wokół siebie obóz, który będzie dla niej "wsparciem w trudniejszych
    czasach".

    "PO nie walczy już o wygraną"


    - Myślę, że to wszystko świadczy o tym, iż raczej ona sama (Ewa
    Kopacz - dop. red.) i cała Platforma nastawia się na to, że będzie w
    opozycji i tak naprawdę w ogóle nie walczy już w tym momencie o wygraną -
    ocenia ekspertka.

    Jak mówi, PO będzie próbowała "z wyprzedzeniem kontrować pytania referendalne i w ten sposób osłabiać działania PiS".


    Przypomniała w tym kontekście zapowiedź Ewy Kopacz, że do końca
    tej kadencji przepracowany zostanie projekt ustawy, w którym będzie
    zapisane, iż Lasy Państwowe nie będą ani prywatyzowane, ani
    restrukturyzowane.

    Z kolei prezydent Andrzej Duda
    chce, aby w dniu wyborów 25 października pod ogólnokrajowe referendum
    poddać m.in. właśnie kwestię ochrony Lasów Państwowych. - Może w ten
    sposób PO będzie próbowała osłabiać działania PiS, ale to jest chyba wszystko, co jej zostało - oceniła Błędowska.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    114. sabat czarowników i czarownic

    przez 24 godziny na dobę...
    stokrotki,lisy i inne dostały małpiego rozumu i walczą niczym wsciekłe psy...
    bachory Bestii ...resortowe kundle też...

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    115. Komentarze i

    YT/Fot. Profil Andrzeja Dudy na FB

    Gdzie są granice tej nienawiści? Kuczyński apeluje, by
    dziennikarze nie lecieli z prezydentem do Berlina: "A nuż będzie mgła i
    potrzeba dotarcia na czas..."



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    116. szambonurki z Czerskiej

    ego, co wyrabiają ostatnio michnikowe media, nie wytrzymują już nawet ich czytelnicy. Coś w nich pękło gdy na głównej pozycji na stronie agorowego radia Tok fm zobaczyli coś takiego:




    W treści pomowanego przez michnikową redakcję artykułu czysta nienawiść i ubecki język. Np.:

    Duda jeszcze nie doznał
    przyjemności obroży, kagańca, gdy dopuścił się bezprawia, Dubieniecki
    już miał za sobą bycie u nogi prezesa i smycz nie ciążyła mu na karku.

    Wszystko to wprawiło w osłupienie nawet czytelników tej skrajnej strony internetowej. Oto kilka komentarzy:







    Oczywiście, jak to w takich miejsach, nie brakowało też zachwytów urbanowym stylem. Jednak na Twitterze opinia jest już jednoznaczna.

    Zatkało mnie. Boże, co za ściek

    — to jeden z łagodniejszych komentarzy.

    http://wpolityce.pl/media/263346-michnikowe-radio-na-dnie-internauci-obu...


    Ekipa z Czerskiej przeprasza prezydenta Dudę za obraźliwy tekst. Szczerze? Jeszcze wczoraj pisali o kagańcu i bezprawiu


    Czy ktoś powstrzyma to szaleństwo medialnego "grillowania" nielubianych przez michnikowszczyznę polityków?

    Redakcja Gazeta.pl przeprasza prezydenta Andrzeja Dudę za
    pokazanie wczoraj na stronie głównej serwisu Tokfm.pl wpisu blogowego, w
    którym prezydent w sposób nieuprawniony został przedstawiony w
    negatywnym świetle. Był to błąd zespołu portalu Gazeta.pl, który
    redaguje serwis Tokfm.pl. Publikacja rzeczonego materiału nie była
    decyzją Radia TOK FM ani Redaktor Naczelnej Radia.

    Wczorajszy tekst był wpisem blogowym z platformy Tokfm.pl i nie reprezentuje zdania Redakcji Radia TOK FM, serwisu Tokfm.pl oraz portalu
    Gazeta.pl. Nie było intencją redakcji portalu Gazeta.pl ukazać w sposób
    nieuprawniony w negatywnym świetle prezydenta Andrzeja Dudę - uważamy,
    że zawarte w materiale porównanie jest niestosowne. Wobec redaktora, który zamieścił wpis na stronie głównej Tokfm.pl, zostały wyciągnięte konsekwencje.

    Przepraszamy też kolegów i koleżanki z Redakcji Radia TOK FM za narażenie ich na negatywne opinie, które pojawiły się w związku z opublikowanym materiałem w mediach społecznościowych.



    "Polityka zagraniczna wymaga profesjonalizmu i spokoju"

    O polityce zagranicznej, sytuacji na Ukrainie, zbliżającej się
    wizycie w Berlinie oraz RBN - mówił prezydent Andrzej Duda w środę
    wieczorem w programie "Minęła dwudziesta".


    „Nie rozumiem, dlaczego prezydent Duda nie chce się spotkać z rządem. To jest zadziwiająca sytuacja”


    Prezydent zanim wystąpi z taką inicjatywą powinien uzgodnić kwestie z
    ministrem spraw zagranicznych, z premierem – powiedział w „Po
    przecinku”...
    więcej




    Duda: w Berlinie będę rozmawiał o Ukrainie i bezpieczeństwie Polski. RBN? „Zwołam, gdy uznam za stosowne”



    – Na Ukrainie giną ludzie – żołnierze i cywile. Tego nie można
    zaakceptować – powiedział w programie „Dziś wieczorem” w TVP Info
    prezydent Andrzej Duda, który o kwestii ukraińskiej... 

    RBN zwołam wtedy, kiedy uznam to za stosowne jako prezydent.
    Oczekuję informacji ws. tego, co dzieje się na Ukrainie, co znajduje
    się w gestii rządu, abym na tej podstawie mógł podejmować decyzje.
    Spotkałem się z dwoma ministrami, którzy zajmują się sprawa leżącymi w
    gestii rezydenta, miałem – jak uważam - dobre rozmowy, więc z mojej strony jest otwartość na współpracę z rządem. (…) Pani premier prowadzi kampanię wyborczą, a ja prowadzę polskie sprawy. Rozmawiam z tymi ministrami, którzy zajmują się tymi sprawami, którymi i ja się zajmuje.

    Fot. wPolityce.pl/TVP Info

    Prezydent Duda o doniesieniach „Newsweeka”: „To potwarz i kolejne oszustwo. Ubolewam nad tym”


    „Zajmowałem się działalnością poselską, nie
    prowadziłem zajęć dydaktycznych. To co napisano nie jest zgodne z
    prawdą, jestem w tym przypadku oczerniany".

    Prezydent zapytany o artykuł „Newsweeka”, w którym zarzucono mu
    korzystanie z pieniędzy Kancelarii Sejmu w celach niezwiązanych z
    pełnieniem mandatu, powiedział stanowczo:

    To potwarz i kolejne oszustwo. Ubolewam nad tym, ale w tym
    tygodniku pisano o mnie oczerniając moją rodzinę. Redaktor naczelny tego
    tygodnika oczerniał w telewizji moją córkę, wszystko okazało się
    fałszem i pomówieniem. Pisano o moim teściu, który był prześladowany w
    stanie wojennym za działalność niepodległościową.

    Duda odniósł się również do głównego zarzutu artykułu.

    To dotyczyło moich pobytów Poznaniu, gdzie nie prowadziłem wykładów, ale realizowałem moje zadania poselskie, zresztą wystąpili w
    mediach ludzie, którzy się ze mną spotkali. (…) Zajmowałem się
    działalnością poselską, nie prowadziłem zajęć dydaktycznych. To co
    napisano nie jest zgodne z prawdą, jestem w tym przypadku
    oczerniany, ale cóż… Mamy kampanię wyborczą i niektórzy chcą mnie w tę
    kampanię wciągnąć

    — stwierdził prezydent.

    Dr H. Karp: „Prezydent Duda jest skazany na silną konfrontację z medialną maszynerią III RP”

    O medialnych atakach na głowę państwa
    mówiła dr Hanna Karp, medioznawca, w środowej audycji Aktualności dnia
    na antenie Radia Maryja.

    - Prezydent
    Duda, choć może tego jeszcze w pełni nie widać, jest skazany na bardzo
    silną konfrontację z całą medialną maszynerią III RP. Ta maszyneria
    będzie jego głównym oponentem. (…) Ta konfrontacja będzie wyglądała
    inaczej niż w przypadku mediów, które mówiły o prezydencie Komorowskim. W
    przypadku byłej głowy państwa media pełniły rolę warstwy ochronnej
    – podkreślała wykładowca UKSW i WSKSiM.

    Wołek: Prezydent zaatakował Lisa bezpardonowo i niesprawiedliwie


    Poczuwam się do moralnego obowiązku, żeby stanąć w obronie Tomasza Lisa -
    deklarował w TOK FM Tomasz Wołek. Wg publicysty, prezydent Andrzej Duda
    w sprawie podróży na wykłady za pieniądze Sejmu, "udaje, że nie wie, o
    co chodzi". - To niegodne - ocenił Wołek."Newsweek" poinformował, że
    Andrzej Duda
    w czasie kiedy był posłem, latał samolotem do Poznania, nocował tam, by
    dojeżdżać na wykłady do Nowego Tomyśla. Wydatki miały być pokrywane
    przez Sejm. Tak jakby podróże dotyczyły wykonywania obowiązków posła.

    Prezydent w wywiadzie dla TVP ocenił, że "jest oczerniany". Przypomniał, że już wcześniej tygodnik i jego redaktor naczelny Tomasz Lis dopuszczali się ataków na niego i jego rodzinę.


    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    117. walka trwa

    czym sie TO skończy ? jak dotrwamy do pażdziernika...?
    Ta banda walcząc o przetrwanie łapie się za najbardziej chamskie zagrania...
    nie nasz Onet,czy W.P
    puszczają paskudne komentarze trolli ale już nasze nie przebijają się..
    zastanawiam się do czego dążą ,czy do konfrontacji ?
    brak szacunku dla Prezydenta wybranego z woli Narodu jest POrażający...nawet przedstawiciel SLD zwrócił na TO uwagę w dzisiejszej rozmowie w jednej z telewizji

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    118. Jarosław KurskiDemokratura

    Jarosław Kurski

    Demokratura Jarosław Kurski

    29.08.2015

    Projektu konstytucji nie poznamy przed 25.10. PiS nie będzie straszył Polaków

    Celem PiS jest pełnia władzy na długie lata i ustanowienie w "imię Boga Wszechmogącego" nowego państwa Narodu Polskiego.


    Wojciech Sadurski*

    29.08.2015

    01:00


    JAROSŁAW KURSKI: Projektu konstytucji nie poznamy przed 25.10. PiS nie będzie straszył Polaków


    Stawia
    się czasem zarzut prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że wspomina o
    potrzebie zmiany konstytucji - robił to wielokrotnie w czasie kampanii
    wyborczej i już po objęciu urzędu - bez podania szczegółowo, o jakie
    właściwie zmiany chodzi. Zarzut taki stawiany jest też partii, z której
    nowy prezydent się wywodzi. Krytyka ta jest jednak tylko częściowo
    słuszna: ani sam prezydent, ani liderzy partyjni PiS nie sformułowali
    żadnych konkretnych obiekcji dotyczących obecnej konstytucji,
    zadowalając się mglistymi zapewnieniami, że trzeba np. wzmocnić
    suwerenność.



    Ale PiS ma bardzo konkretny projekt nowej konstytucji, przyjęty w
    styczniu 2010 r. i nigdy niezdezawuowany ani przez partię, ani przez
    Andrzeja Dudę. Ogłoszono go, gdy Duda piastował wysokie stanowisko,
    zajmując się sprawami prawnymi w kancelarii Lecha Kaczyńskiego - można
    więc przyjąć, że odegrał ważną rolę w przygotowaniu projektu. Ale nawet
    jeśli nie, to jako dokument programowy partii wiąże on nadal partię, a
    także prezydenta, który do władzy doszedł jako kandydat PiS.



    Projekt to pełny tekst nowej konstytucji - od preambuły aż po
    przepisy przejściowe i końcowe, w sumie 199 artykułów. W odpowiedzi na
    krytykę braku konkretów prezydent Duda może rzucić na stół własny
    projekt. Albo zachęcić nas, byśmy kliknęli w odpowiedni dokument na
    oficjalnej stronie internetowej PiS.



    Pytaniem ważniejszym niż to, co w projekcie znajdziemy, jest
    pytanie o to, czego w nim nie ma. Pisany w kontrze do konstytucji z 1997
    r. projekt należy czytać w konfrontacji z nią. Przemilczenia krzyczą
    czasem głośniej niż słowa projektu. To, co zostało usunięte, oznacza
    PiS-owską diagnozę defektów obecnej ustawy zasadniczej.


    PiS chce demokratury

    Nie wybieram się w niedzielę na referendum - zadeklarował prof. Andrzej
    Zoll i stwierdził, że jego zdaniem "dotyczy ono spraw, które nie zgodnie
    z konstytucją nie powinny być przedmiotem referendum.

    -
    Bronisław Komorowski popełnił błąd zgłaszając jego propozycję, a Senat
    popełnił błąd zatwierdzając to referendum - dodał Zoll. Goście programu
    zgadzali się, że oba referenda "mają wymiar polityczny".

    "Polityczna manipulacja"


    Aleksander Smolar stwierdził, że referendum zaproponowane przez
    Andrzeja Dudę jest "polityczną manipulacją", a PiS nie liczy, że
    zostanie zaakceptowane przez Senat, będzie jednak polem do atakowania
    PO.

    - Te referenda to psucie demokracji - stwierdziła dr
    Anna Materska-Sosnowska. Politolog podkreślała, że "instrumenty
    demokracji bezpośredniej są bardzo potrzebne", jednak ogłaszanie
    referendum co miesiąc umniejsza jego znaczenie.

    Lis pytał gości, czy można zignorować miliony podpisów pod wnioskami,
    dotyczącymi pytań z referendum zaproponowanego przez Dudę. - Ta ilość
    podpisów nie jest moim zdaniem decydująca - stwierdził prof. Zoll
    zaznaczając, że "mówienie o sześciu milionach podpisów jest czystym
    populizmem".

    - Gdybym zaproponował referendum: "czy osoby
    przechodzące na emeryturę powinny dostać sześciomiesięczną odprawę?" to
    też zebrałoby to dużo podpisów - powiedział profesor i dodał, że takie
    kwestie nie wymagają przeprowadzania referendum.

    "Łączenie referendum z wyborami jest złym pomysłem"


    Zoll ostro skrytykował same pytania w obu referendach. - Są one
    tak sformułowane, że odpowiedzialny człowiek nie może na nie
    odpowiedzieć - stwierdził.

    Zwracał uwagę, że w pytaniu o
    wiek emerytalny nie wiadomo, o ile miałby zostać obniżony, pytanie dot.
    Lasów Państwowych wcale nie chroni ich przed prywatyzacją.


    - Próba zarządzenia drugiego referendum ma na celu tylko wzmocnienie
    jednej opcji politycznej - ocenił prof. Zoll i stwierdził, że łączenie
    go z wyborami jest bardzo złym pomysłem.

    http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,18667413,referendum-komo...

    Olejnik bije w Dudę. "Może o nim nie słyszał? Jest taki młody"

    Monika Olejnik krytycznie na Facebooku o Andrzeju Dudzie. Pod
    archiwalnym zdjęciem, które przedstawia Lecha Wałęsę ironizuje z
    urzędującego prezydenta.


    Jakub Sobieniowski dostaje pogróżki, sprawa w prokuraturze

    Jakub
    Sobieniowski, reporter polityczny "Faktów" otrzymuje pogróżki od osób,
    którym nie podobają się jego materiały. Sprawa została już zgłoszona do
    prokuratury - dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl.

    O całej sprawie jako pierwszy poinformował Tomasz Lis, który w przeszłości był szefem dziennikarza - piszą Wirtualnemedia.pl.

    Przypominam, że PiS nie chciał go na wieczorze wyborczym PAD - dodała w swoim wpisie Aleksandra Karasińska, zastępczyni Tomasza Lisa w „Newsweeku”.Jak nieoficjalnie dowiedziały się Wirtualnemedia.pl, sprawą
    zajęli się już prawnicy TVN. Została ona też zgłoszona do prokuratury.



    Paweł Wroński

    Andrzej Duda prowadzi kampanię. Stosuje najbardziej ordynarną figurę retoryczną

    Prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 35. rocznicy Porozumień
    Sierpniowych stwierdził, że "Polska nie jest dziś krajem, o którym można
    by powiedzieć, że jest państwem sprawiedliwym".Pochwalił się, że wcześniej powiedział o tym prezydentowi Niemiec
    Joachimowi Gauckowi, który dla odmiany nasz kraj chwalił. W Polsce trwa
    roztrząsanie, czy prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej powinien
    żalić się w ten...




    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    119. PAWEŁ WOŃSKI:Duda


    PAWEŁ WOŃSKI:




    Duda obrońcą zgnębionych i nieszczęśliwych? Chce skierować ich gniew...


    Prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 35. rocznicy Porozumień
    Sierpniowych stwierdził, że "Polska nie jest dziś krajem, o którym można
    by powiedzieć, że jest państwem sprawiedliwym dla swoich obywateli, że
    jest państwem, w którym obywatele traktowani są po równo".
    Pochwalił się, że wcześniej powiedział o tym prezydentowi Niemiec
    Joachimowi Gauckowi, który dla odmiany nasz kraj chwalił. W Polsce trwa
    roztrząsanie, czy prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej powinien
    żalić się w ten sposób przywódcy zaprzyjaźnionego europejskiego
    mocarstwa czy nie. Wszyscy przykładają mniejszą wagę do tego, co
    urzędujący prezydent powiedział.

    O tym, że świat nie jest
    sprawiedliwy, wiemy wszyscy. O tym, że istnieją nierówności
    ekonomiczne, także. Stwierdzenie jednak, że demokratyczne państwo "nie
    traktuje po równo" obywateli, rodzi jakieś konsekwencje.

    O kogo prezydentowi Dudzie
    mogło chodzić? O górników, którzy korzystają z przywilejów socjalnych i
    emerytalnych? O rolników, którzy korzystają z preferencyjnych składek
    KRUS? A może chodzi mu o ciężko pracującą przy kasie w sklepie kasjerkę,
    absolwenta studiów dorabiającego jako kelner, z których pracy
    finansowane są te przywileje? Mam wątpliwości.

    W pewien sposób prezydent Andrzej Duda
    ma rację. Polska z tego punktu widzenia pozostaje krajem feudalnym, w
    którym niektóre grupy społeczne ulicznymi protestami wywalczyły sobie
    przywileje. Od urzędującego prezydenta oczekuję jednak nie pojękiwania,
    ale przedstawienia przemyślanego programu, jak tę sytuację zmienić.

    Ma też rację prezydent Duda,
    że nie wszystkie postulaty Sierpnia zostały wprowadzone w życie. Na
    przykład "art. 14 obniżenie wieku emerytalnego dla kobiet do 50 lat, a dla mężczyzn do 55. roku życia". Pan prezydent bierze na swoje barki to zobowiązanie?


    Porzućmy na chwilę ironiczną, oświeceniową figurę prostaczka,
    który dziwi się temu światu. Wszyscy wiemy, o co chodzi. Andrzej Duda
    prowadzi kampanię wyborczą. Stosuje w niej najbardziej ordynarną figurę
    retoryczną. Przedstawia się jako obrońca uciśnionych i nieszczęśliwych.
    Chce skierować ich gniew przeciwko tym "wyzyskiwaczom", owym "im",
    których odmienność polega na tym, że nie są "nami".


    Jedna z legend opozycji Zofia Romaszewska w wywiadzie dla PAP wskazuje,
    kim są "oni". To ci, którzy na grzbietach robotników wdrapali się do
    władzy. Nie wiem, czy bierze pod uwagę swojego męża śp. Zbigniewa
    Romaszewskiego, wieloletniego senatora i wicemarszałka.


    Cóż, stosowana przez Andrzeja Dudę metoda "wyklęty powstań ludu ziemi"
    jest zawsze skuteczna. Bo więcej jest uciskanych niż uciskających.
    Zawsze najlepiej jest poszczuć głodnych na sytych. Max Weber w XIX
    wieku, krytykując z jednej strony lewicową, z drugiej
    nacjonalistyczno-ludową demagogię niemieckich polityków, widział w tym
    "mieszaninę arogancji i poczucia niepewności".

    Tak, Polska jak każdy kraj nie jest dla wszystkich w pełni sprawiedliwa. Zadaniem polityki jest łagodzenie nierówności. Prezydent
    ma widać nadzieję, że będzie podejmował wyłącznie korzystne dla
    społeczeństwa decyzje. Wyborem odpowiedzialnego polityka jest, czy chce
    się pożywić na ludzkiej frustracji, czy "budować jedność", "odtworzyć
    wspólnotę". Czyli robić dokładnie to, co prezydent Duda z takim
    zaangażowaniem zapowiedział w orędziu.


    Cały tekst: http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,148009,18677080,czy-polska-to-sprawiedliwy-kraj.html#ixzz3ka8kTSoE

    Klasę człowieka ocenia się po tym, czy potrafi oddać honor politycznym adwersarzom.
    Wielce Szanowny Panie Prezydencie!


    Proszę wybaczyć osobisty ton, ale swoim przemilczeniem zmusił mnie Pan
    do wejścia w rolę sprzed 25 lat, w rolę rzecznika Lecha Wałęsy, którym
    byłem w latach 1989-90.

    Pracowałem wówczas w gdańskiej
    centrali "Solidarności" razem z mentorem Pana Prezydenta, na którego
    dziedzictwo często się Pan powołuje - Lechem Kaczyńskim. Leszek, bo...


    Kopacz: Ojcze dyrektorze, niech ojciec się zmieni, niech zacznie głosić ewangelię o miłości bliźniego

    - PiS mówi nam "chcemy zmiany", ja odpowiadam: to się zmieńcie - mówiła
    premier Ewa Kopacz podczas posiedzenia Rady Krajowej PO. Premier
    zaapelowała o zmianę m.in. do prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława
    Kaczyńskiego i dyrektora Radia Maryja o. Tadeusza Rydzyka, a PiS
    porównała do demokracji ludowej.


    Borusewicz: Ale o co chodzi prezydentowi

    Paweł Wroński

    02.09.2015

    01:00

    PAWEŁ WROŃSKI:
    Panie marszałku, prezydent spełnił pana prośbę i przesłał uzasadnienie
    wniosku o referendum. Pana zdaniem to uzasadnienie niczego nie
    uzasadnia.


    BOGDAN BORUSEWICZ, MARSZAŁEK
    SENATU: Określiłem je "tautologią". Prosząc prezydenta o wyjaśnienie,
    stwierdziłem, że pytania, szczególnie o wiek emerytalny, mają charakter
    zbyt ogólny, więc potrzebują doprecyzowania. W odpowiedzi przeczytałem,
    że nie można ich doprecyzować, bo mają charakter ogólny i kierunkowy.
    Ale oczywiście to senatorowie ocenią te wyjaśnienia, głosując za
    wnioskiem o referendum albo przeciw niemu.

    Tylko że i bez tych wyjaśnień wiadomo było, że senatorowie będą musieli zagłosować.


    - Ale chodzi o to, by mieli jak najwięcej informacji. Na
    przykład by wiedzieli, w jakich warunkach to referendum ma się odbyć.
    Przypomnę - równocześnie z wyborami parlamentarnymi. Otrzymaliśmy opinię
    Państwowej Komisji Wyborczej. Prawnie oczywiście jest to możliwe, ale
    istnieje cały szereg sprzeczności, które moim zdaniem nie zostały
    usunięte. Konieczna jest zmiana zarządzenia ministra spraw wewnętrznych w
    sprawie organizacji wyborów. Referendum i wybory odbywają się w innych
    godzinach: wybory 7-21, referendum 6-22. Pytanie zasadnicze: co z
    ludźmi, którzy będą chcieli głosować do parlamentu wcześniej i później?
    Drugie to sposób liczenia frekwencji. Frekwencja w referendum ma
    znaczenie zasadnicze, bo decyduje, czy referendum jest ważne, czy nie.
    Mamy jedną listę wyborców, jedną urnę. Będą na niej zaznaczeni ci,
    którzy głosują w wyborach, ale i ci, co w referendum. Ktoś może nie
    chcieć głosować w referendum, a tylko w wyborach lub odwrotnie. Ktoś
    może jedną kartę wrzucić do urny, innej nie. Boję się kompletnego
    zamieszania. W opinii PKW, którą otrzymałem, znajduje się stwierdzenie,
    że konieczne są szczegółowe analizy, które będzie można wydać "dopiero
    po ewentualnej zgodzie Senatu" na referendum. A ja właśnie chcę uniknąć
    sytuacji, gdy zasady będą ustalane ad hoc, w trakcie. Prezydent,
    jeśli chciał o takie referendum wystąpić, powinien działać na rzecz
    niwelowania tych problemów. Potrzebne były konsultacje. Nie wiem, czy
    była przeprowadzana konsultacja z PKW i innymi instytucjami, choćby z
    szefem MSZ, bo z marszałkiem Senatu, czyli ze mną, na pewno nie.

    Ogólnie jednak przedstawiciele PKW mówią, że się da.


    - Jeśli pada stwierdzenie, że "się da", to chcę wiedzieć, jak
    "się da". Natomiast jeśli chodzi o prezydenta, to uważam, że
    przedstawienie podstawowych informacji na temat skutków finansowych
    wyjaśni senatorom, nad czym będziemy właściwie głosowali. Każde
    obniżenie wieku emerytalnego rodzi inne skutki. Tak w zasadzie to
    pytanie brzmi: "Czy chce pan/pani pracować krócej?". Każdy odpowie, że
    tak. Ale naprawdę powinno brzmieć: "Czy chcesz pracować krócej, ale
    otrzymać mniejszą emeryturę?". Wtedy każdy najpierw zapyta: "O ile
    mniejszą?".

    To prezydent
    Komorowski pierwszy zaproponował referendum. Ale wtedy nie zwrócił się
    pan do niego z wnioskiem o wyjaśnienie pytań.


    -
    Tylko że skutki finansowe tego, co zaproponował prezydent Komorowski,
    są znikome. No bo jakie? Powrót do budżetu 100 mln zł, które wydawane są
    na finansowanie partii? Jakie są finansowe skutki wprowadzenia
    jednomandatowych okręgów wyborczych? Niewielkie albo żadne. Natomiast
    pytanie dotyczące odwrócenia reformy emerytalnej w różnych wariantach
    oznacza skutki finansowe rzędu setek miliardów złotych. Może zaplecze
    prezydenta ma inne wyliczenia, z których wynika, że skutki finansowe
    będą niewielkie? Na przykład chcą obniżyć wiek emerytalny o miesiąc?
    Chciałbym, aby senatorzy wiedzieli, za czym głosują, byśmy mieli
    podstawy merytorycznej dyskusji. Oczywiście z samymi pytaniami nic już
    nie można zrobić, nie można ich zmienić. Można je tylko przyjąć albo
    odrzucić.

    Czy to nie jest
    tak, że pan chce być bardziej odpowiedzialny za państwo od prezydenta?
    Prezydent jest najwyższym przedstawicielem państwa. On twierdzi, że
    trzeba obniżyć wiek emerytalny, choć nie mówi o ile. A pieniądze na to
    się znajdą.


    - Stoję na czele Senatu, który
    jest elementem władzy ustawodawczej. Demokracja polega na tym, że władza
    wykonawcza i ustawodawcza działają niezależnie od siebie. Senatorowie
    mają obowiązek podejmowania decyzji zgodnie z własnym sumieniem.
    Prezydentowi powinno zależeć, by podejmowali decyzję świadomie,
    dysponując jak najszerszą wiedzą. Odwrócenie reformy emerytalnej jest
    tak fundamentalną sprawą dla przyszłych pokoleń i naszych finansów, że
    nie możemy popełnić błędu.

    W ten sposób pośrednio zakłada pan niewiedzę lub złą wolę prezydenta.

    - Nie, ja zakładam dobrą wolę prezydenta. Mam nadzieję, że i on zakłada moją dobrą wolę.

    Proszę
    wybaczyć, ale sprawa wydaje się prosta. Prezydent liczy, że Senat w
    poczuciu odpowiedzialności odrzuci jego wniosek o referendum. Wówczas
    przed wyborami PiS oskarży PO, która ma przewagę w Senacie, że nie
    słucha głosu Polaków. To jest zagrywka w kampanii wyborczej.



    - Tu wchodzimy na grunt polityki. Szkoda, że nie rozmawialiśmy
    bezpośrednio po wyborach prezydenckich. Bo ja bym panu powiedział, że
    tak się stanie. Byłem pewny, że to nastąpi.

    Spodziewał się pan, że prezydent będzie wnioskował, by referendum odbyło się w dzień wyborów?


    - Oczywiście. Byłem pewny, szczególnie gdy liderzy PiS, szefowie
    kampanii zaczęli o tym mówić. Ważne, że prezydent nie zdecydował się na
    dopisanie pytań do referendum już zarządzonego przez prezydenta
    Komorowskiego, choć głosy, że może coś takiego zrobić, się pojawiły.
    Byłoby to naruszenie prawa, wejście na niebezpieczną drogę dla państwa i
    fatalny początek jego kadencji. Nowe referendum? O tak, prezydent może
    je zaproponować. Mógł zaproponować referendum nawet 6 września, ale nie
    zmieścił się w terminie. To jest postępowanie legalistyczne.

    Czy
    stwierdzenie, że liderzy PiS to mówili, jest sugestią, że prezydent
    bierze udział w kampanii wyborczej i gra na pomyślność PiS?


    - Może być odwrotnie: to PiS wykorzystuje teraz prezydenta.

    A
    czy to się odbije na jego dalszej kadencji? Pamięta pan słynne: "Panie
    prezesie, melduję wykonanie zadania" Lecha Kaczyńskiego do Jarosława? To
    przesądziło, że był postrzegany jako wykonujący polecenia brata.



    - To ze strony prezydenta Kaczyńskiego był żart. Wiem to, bo
    znałem poczucie humoru Leszka. Obraz pozostał jednak fatalny, niedobry.
    Czy to referendum zarządzone pod dyktando PiS odbije się czkawką
    prezydentowi Dudzie? Nie wiem. Gdyby prezydentowi rzeczywiście udało się
    odwrócić reformę emerytalną i doprowadziłoby to do kryzysu finansów
    państwa, to z pewnością. Nie miałem złudzeń, że PiS będzie się
    posługiwał jako taranem wyborczym ideą odwrócenia reformy emerytalnej.
    Ale na zdrowy rozum, jeśli oni są pewni zwycięstwa, a tak deklarują, to
    po wyborach będą mogli to zrobić. Po co to referendum? Dla mnie to, co
    się teraz dzieje, to próba stworzenia sobie alibi, próba przerzucenia
    odpowiedzialności za skutki tej decyzji. Po części na senatorów, a po
    części na społeczeństwo. A decyzje, szczególnie trudne, powinni
    podejmować politycy. I za nie odpowiadać.

    Jest
    zasadnicza różnica między referendum Komorowskiego i referendum Dudy.
    To drugie z racji połączenia z wyborami może być ważne, jeśli przekroczy
    próg 50-proc. frekwencji. Wtedy prezydent Duda będzie musiał znaleźć na
    to pieniądze. Więc teraz powinien powiedzieć, o jaki wiek emerytalny mu
    chodzi.


    - Pan sugeruje, że należy PiS podłożyć taką minę?

    Skoro oni twierdzą, że mają na to pieniądze i chcą je rozdać, to niech dają, i to jak najwięcej.


    - Przepraszam, sfrustrowany obywatel może takie rzeczy
    wygadywać, ale nie ktoś, kto jest odpowiedzialny za los państwa.
    Cofnięcie reformy emerytalnej byłoby tragedią dla naszych dzieci. Bo
    poziom ich emerytur byłby tragicznie niski. Społeczeństwo się starzeje.
    Tych, którzy pracują, będzie coraz mniej, a tych, co nie pracują, coraz
    więcej.

    Pan mówi o odpowiedzialności, ale w Polsce toczy się walka polityczna, w której przyszłe pokolenia nie są argumentem.


    - Zgoda, toczy się walka polityczna. Szermowanie odwróceniem
    reformy jest raczej narzędziem do przejęcia władzy, a nie celem. Celem
    jest gruntowna zmiana kraju. Tu nie chodzi jednak o przejęcie władzy
    przez jedną formację od drugiej. W jakim kierunku PiS chce zmieniać
    Polskę? Jest projekt konstytucji PiS z 2010 r., tam to widać.

    Lech Kaczyński w 2010 r. mówił, że to projekt "nie na te czasy", politycy PiS twierdzą dziś, że jest nieaktualny.


    - Jarosław Kaczyński go nie zdezawuował. Znam mniej więcej jego
    poglądy na temat konstytucji: jemu bliższa była autorytarna konstytucja
    kwietniowa z 1935 r. niż demokratyczna marcowa z 1921 r. Konstytucja z
    1935 r. zamazała trójpodział władzy, silnie wzmocniła władzę wykonawczą,
    a część praw obywatelskich z konstytucji marcowej rozmyła.
    Uwspółcześnienie tych idei mamy - to Węgry pod rządami Viktora Orbána,
    którym PiS się fascynuje. Teraz trochę mniej ze względu na jego
    prorosyjskie tendencje. Opierając się na tym przykładzie i zapowiedziach
    PiS można przypuszczać, co będzie robił PiS. Na początek
    podporządkowanie prokuratury ministrowi sprawiedliwości, potem
    podporządkowanie sądownictwa. Kolejne zadanie to podporządkowanie
    Trybunału Konstytucyjnego. Wystarczy zmienić ustawę: zmniejszyć liczbę
    sędziów i wydłużyć kadencję, uzasadniając, że zwiększa to niezależność
    Trybunału. Kadencja może być i dożywotnia. Temu będzie towarzyszyło
    przejęcie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz mediów publicznych. W
    czerwcu przyszłego roku kończy się kadencja prezesa NBP. Tu też dojdzie
    do zmiany. Zapewne PiS doprowadzi do przejęcia reszty otwartych
    funduszy emerytalnych i przekazania do ZUS. Wreszcie - zmiana
    konstytucji.

    Przedstawiam czarny wariant rozwoju
    wypadków, ale bardzo prawdopodobny. Politycy PiS wyciągnęli wnioski z
    rządzenia w latach 2005-07. Oto ich konkluzja: "Nie należy się
    rozdrabniać, trzeba zacząć od rzeczy zasadniczych i zrobić to szybko". A
    co jest zasadnicze? Konstytucja i zmiany ustrojowe.

    Prezydent Duda podziela ten sposób myślenia?


    - Prezydent Andrzej Duda mówi na razie mgliście o zmianie
    konstytucji. Tylko ja nie wiem do końca, czy prezes w razie wygranej
    zdecyduje się wzmacniać władzę prezydenta czy też premiera. Uważam, że
    jeśli PiS wygra wybory parlamentarne,
    to będzie wzmacniał władzę premiera, bo nad premierem będzie miał
    kontrolę. Prezydent Duda stanie się już mniej potrzebny, zejdzie na
    drugi plan. Przypuszczam też, że wówczas Beata Szydło będzie krótko
    pełniła ten urząd. Może rok. Może krócej.

    I co wówczas? Bogdan Borusewicz wróci do Gdańska i zorganizuje strajk w obronie demokracji? Tylko stoczni już nie ma.

    - Wie pan, ilu ludzi pracuje w samym Trójmieście
    w przemyśle stoczniowym? Około 17 tys., z dostawcami będzie jakieś 30
    tys. To naprawdę świetne, nowoczesne zakłady, powstające często na
    terenach upadłych stoczni. Tam budowane są naprawdę nowoczesne
    jednostki. Stocznia Wisła - świetne statki średniej wielkości. Stocznia
    ALU International - statki o aluminiowych kadłubach. Stocznia Conrada -
    to teraz dwie stocznie: jedna buduje jachty, a w drugiej - Marine
    Project - powstaje potężny okręt żaglowy. Stocznia Remontowa jest
    największą stocznią remontową w Europie, teraz przygotowuje się do
    budowy platform wiertniczych i też zbudowała duży żaglowiec dla
    Algierii. Remontowa Shipbuilding w dawnej Stoczni Północnej opanowała
    cały rynek promów z napędem gazowym w Norwegii.
    Na terenie Stoczni Gdyńskiej są teraz trzy stocznie. No i Stocznia
    Gdańska - własność ukraińska, najsłabsza. Jak ja słyszałem polityka PiS,
    który krzyczał, że zrujnowaliśmy stocznie, to pomyślałem, że nie wie, o
    czym mówi.

    Po drugie, nie wiem, czy to, co proponuje
    PiS, jest zagrożeniem dla demokracji. Skoro patrzymy na wzorzec - czyli
    Węgry Orbána - nie można powiedzieć, że jest to kraj, który jest krajem
    niedemokratycznym, choć zbliżył się do granicy tego, co za demokratyczne
    uważamy. Nie ma więc jeszcze powodu do protestów.

    Wojciech Maziarski

    Nie tylko związkowcy cierpią na zaburzenia tożsamości. Problemy ma też prezydent

    35. rocznica Porozumień Sierpniowych ujawniła, że niektórzy
    uczestnicy polskiego życia publicznego cierpią na poważne zaburzenia
    tożsamości. Nie wiedzą, kim są. Wydaje im się, że oni to ktoś inny.







  • Jarosław Kurski


    Do prezydenta Dudy: Praktyka gumkowania Lecha Wałęsy z historii sięga czasów PRL

    Wielce Szanowny Panie Prezydencie! Proszę wybaczyć osobisty ton, ale
    swoim przemilczeniem zmusił mnie Pan do wejścia w rolę sprzed 25 lat, w
    rolę rzecznika Lecha Wałęsy, którym byłem w latach 1989-90.

  • Dominika Wielowieyska

    W PO dwie kobiety chcą walczyć, reszta godzi się z porażką. PiS strachu nie budzi

    PiS stało się teflonowe. Mało której partii wyborcy wybaczają tak
    wiele. Współtwórca SKOK-ów i polityk wybrany z list PiS Grzegorz
    Bierecki miał polityczny parasol obozu PiS, dzięki czemu robił
    lukratywne interesy.




    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    120. prof. Ireneusz

    prof. Ireneusz Krzemiński

    03.09.2015


    Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,18697660,skad-ta-nienawisc-z-kosciola.html
    Za dużą część dawki nienawiści i moralnego potępienia rządzącej partii
    oraz za apoteozę PiS-u odpowiada Kościół: znacząca część kleru i
    katolickie media na czele z politycznym przewodnikiem Kościoła polskiego
    o. Rydzykiem - uważa prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z Uniwersytetu
    Warszawskiego1. Objął już urząd nowy prezydent Andrzej Duda,
    którego jeszcze do niedawna grubo ponad jedna trzecia Polaków wyborców
    nie postrzegała jako kandydata PiS-u. Nic dziwnego, że wciąż przewija
    się w mediach i codziennych dyskusjach wątek przegranej Bronisława
    Komorowskiego. Zarazem zaś - ocena sytuacji wyborczej i położenie
    rządzącej PO. W publikacjach i wypowiedziach omówiono niemal wszystko,
    od nie najlepszej, delikatnie mówiąc, kampanii wyborczej, poprzez
    pojawienie się nowych twarzy (na czele z Dudą), aż po zmianę
    pokoleniową.

    Pokolenie młodych, dla których wolność i
    demokracja to chleb powszedni, ma europejskie aspiracje, a polska
    rzeczywistość okazała się daleka od ich spełnienia. Stało się to powodem
    ich niezadowolenia i buntu. Słusznego zdaniem większości komentatorów,
    "bo jednak państwo mogło zrobić więcej, by zaspokoić aspiracje".
    Niezależnie od tego i jakby o tym zapominając, większość z nich jest
    zarazem za tym, żeby państwo się za bardzo do życia obywateli nie
    wtrącało. Pisałem już o aspiracjach młodych niemających dostatecznych
    szans na ich spełnienie jako o efekcie nie czego innego, lecz sukcesu
    Polski, w tym - zasług rządzącej partii.

    Jednak w tych
    pokoleniowych rozważaniach nie zwrócono uwagi na całkiem niebytowy
    aspekt buntu. Ani buntowniczka Erbel, ani Jan Śpiewak nie są biedakami w
    imię biedaków przemawiającymi. Kieruje nimi raczej motyw uczestnictwa
    we władzy - a więc klasyczny bunt młodych przeciw starym. Zresztą
    niektórzy buntownicy na poziomie samorządowym weszli już na ścieżkę
    "normalnych" karier Wniosek z tego taki, że demokratyczny system wymaga
    zmian polegających na tym, by zapewnić bardziej płynną rekrutację
    młodych do elit społecznych, w tym także elit władzy.

    2. We wszystkich komentarzach ciągle brakuje mi odpowiedzi
    na pytanie zasadnicze: skąd w sytuacji, w której znajduje się Polska i w
    której znajduje się zdecydowana większość obywateli, taki wybuch
    nienawiści do rządzących? Skąd ta dawka agresji, jakiej nie przypominam
    sobie z innych kampanii, kiedy sytuacja była naprawdę ciężka?


    Agresji prezentowanej najpierw w kampanii prezydenckiej wobec
    Bronisława Komorowskiego. Prezydenta, którego we wszystkich znanych
    wcześniejszych badaniach opinii publicznej oceniano pozytywnie i wobec
    którego przewaga sympatii nad niechęcią była ogromna. Skąd ta agresja
    ujawniająca się teraz wobec premier Kopacz?

    Zmiana
    nastroju opinii publicznej w rodzaju gniewnego wyrzekania jest
    uderzająca. A prezentowanie złości i zgoła wyzwiska, często
    spersonalizowane, traktuje się jako całkiem normalne. Nazwałbym to
    "kukizowaniem" na powszechną skalę, włącznie z użyciem wyrazów
    określanych jako nieprzyzwoite.

    Kampania prezydencka od
    początku miała dwie całkiem odmienne warstwy. Jedna z nich - pokojowa i
    prezentująca nowych ludzi, nade wszystko Andrzeja Dudę. Pani Szydło
    także wystąpiła w nowej roli: opanowana, rzeczowa, kompetentna. Ta
    kampania tak wyglądała, że wyborcy doprawdy mogli zapomnieć, kto wysunął
    kandydaturę Dudy


    Ale pod tym oficjalnym nurtem toczyła się druga kampania, przede
    wszystkim w internecie. Dzisiaj napisanie krytycznego wobec PiS-u
    komentarza na internetowym forum natychmiast wywołuje niewybredny atak -
    i to bez względu na to, jak rzeczowa byłaby krytyka PiS. Ta druga
    kampania przede wszystkim wyznaczała emocje młodych i tych w średnim
    wieku.

    3. Kiedy się
    przyjrzy sytuacji na wsi i generalnie małomiasteczkowej prowincji,
    ujawnia się jeszcze jedna platforma kampanii - tej minionej i tej
    obecnej. Kampanii nieoficjalnej, chociaż jej przejawy mamy w kilku
    wypadkach całkowicie jawne, jak na przykład obrzucanie błotem w Radiu
    Maryja ustępującego prezydenta. Chodzi mi o złe emocje, jakie w tamtej i
    w tej kampanii nieustannie wytwarza Kościół. Na pewno nie w każdym
    kościele, na pewno nie w każdej parafii, ale z całą pewnością w większej
    ich części dokonuje się wprost lub pośrednio nieustannej emocjonalnej
    "obróbki" rządzącej partii i ekipy ustępującego prezydenta.


    W tej chwili widać efekty kampanii tworzącej mit smoleński. Donald
    Tusk, oskarżany o "krew na rękach", i Bronisław Komorowski, nazywany
    "Komoruskim", wydaje mi się, zbyt zlekceważyli tamte paranoiczne hasła. A
    to one stały się teraz osnową oskarżeń podsuwanych w audycjach Radia
    Maryja, publikacjach "Naszego Dziennika" czy programach Telewizji Trwam.
    Ale - co gorsza - oskarżenia, które wydawały się zbyt absurdalne, żeby
    je poważnie traktować, są podstawą niezwykle deprecjonującej oceny
    rządzącego obozu, właściwie powszechnej w katolickich mediach.


    Reguł demokracji uczą się wszyscy, także i księża, którzy
    niekoniecznie wprost mówią o tym, kogo popierają. Ale opanowali
    znakomicie sztukę budzenia złych emocji i moralnego potępiania
    przeciwników. A sprawa ustawy o in vitro przecież definiowana jest w
    kategoriach moralnych - choć w istocie jest uprawianiem polityki.
    Opinie, które można usłyszeć na wsiach i w małych miastach, są
    przerażająco nienawistne. A nienawiść, oczywiście, uzasadniona jest
    moralnie.

    Najbardziej bolesnym oskarżeniem jest uznanie
    zarówno ustępującego prezydenta, jak i jego ekipy za popleczników
    komuny. Jest to krzywdzące i dramatycznie szkodliwe dla świadomości
    historycznej, ale całkowicie zgodne z ideą IV RP. Ludzi, którzy wykazali
    się odwagą, a nawet i bohaterstwem, ludzi, bez których aktywności
    bardzo wątpliwa byłaby nasza wolność - oskarża się o "komunizm" i
    "niepolskość". Służy to tylko jednemu: potępieniu i odrzuceniu.


    Towarzyszy temu na ogół - a jakżeby inaczej! - spora dawka
    antysemityzmu. A chociaż w badaniach z 2012 r. odsetek tych, którzy
    wierzyli, że większość polityków to osoby pochodzenia żydowskiego,
    znacznie spadł w porównaniu z sytuacją sprzed 10 lat, to teraz w tej
    nienawistnej gadaninie powraca nieustannie ideologiczny wątek Żyda i
    fantasmagorycznych Żydów - odwiecznych wrogów, którzy i obecnie spiskują
    przeciw Polakom. Oczywiście przy przyzwoleniu obecnie rządzących.

    4. Nie
    są to uwagi bezpodstawne. Opieram się na obserwacjach młodych badaczy
    prowadzących teraz badania terenowe. Nawet jeśli poświęcone są innym
    zagadnieniom, aktualna sytuacja nieustannie pojawia się w wypowiedziach
    badanych osób. Stawiam socjologiczną tezę, że za dużą część dawki
    nienawiści i moralnego potępienia rządzącej partii oraz za apoteozę
    PiS-u odpowiada Kościół: znacząca część kleru i katolickie media na
    czele z politycznym przewodnikiem Kościoła polskiego - o. Rydzykiem.


    Hasła "Polski w upadku" i "Polski niepol-skiej" zaskakująco
    popularne okazały się w wypowiedziach badanych ludzi. Najciekawsze, że
    także ci, którzy raczej internetu nie używają, z zaskakującą agresją
    mówią o odchodzącym prezydencie i aktualnych politykach PO. Można było
    usłyszeć o "sprzedanej Polsce" oraz wyzwiska pod adresem Donalda Tuska i
    - oczywiście - Ewy Kopacz. Wszystko w gospodarstwie, w którym stały
    trzy samochody, w tym mercedes na pewno nie starszy niż pięcioletni,
    oraz nowiutki traktor... Oskarżenia podlane są moralnym sosem, o którym
    wcześniej była mowa, a wypowiadający je wprost odwołują się do
    autorytetu księży. Do tego, co mówili i co uświadamiali ludziom nie
    tylko w kazaniach - ale także w dziesiątkach codziennych rozmów czy też
    przy różnych społecznych okazjach. Najwyraźniej panuje atmosfera, która
    zgoła nakazuje księżom wyrażanie negatywnych opinii na temat obecnych
    władz oraz apologię PiS-u.

    Tak więc agresywna i
    deprecjonująca kampania to nie tylko efekt internetowego hejterstwa.
    Duch agresji i "moralnych" oskarżeń płynie z ust księży i biskupów. Mam
    wrażenie, że główny nurt polskiego Kościoła zapomniał już niemal całkiem
    o duchu ostatniego Soboru i karmi się czarną przedwojenną tradycją.
    Niczego dobrego to nam nie wróży: i wierzącym, i niewierzącym.

    Paweł Wroński o referendum


    Nigdy tak wielu za tak duże pieniądze nie zajmowało się czymś tak nieistotnym

    Przez 16 godzin w 27 tysiącach punktów
    kilkaset tysięcy członków komisji czekało wczoraj na uczestników
    referendum. Jeszcze nigdy tak wielu za tak duże pieniądze nie zajmowało
    się czymś, co okazało się nieistotne z punktu widzenia polityki.
      W niedzielę do godziny 22 Państwowa Komisja Wyborcza nie podawała frekwencji, bo mogłaby wpływać na wynik.

    PKW podała wyniki referendum.
    Frekwencja wyniosła tylko 7,80 proc. Oto jak głosowano

    Za wprowadzeniem Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW-ów)
    opowiedziało się 78,75 proc. głosujących. Na pytanie „Czy jest Pani/Pan
    za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni
    przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?” twierdząco
    odpowiedziało aż 94,51 proc. Polaków. Najmniej zwolenników zyskała
    propozycja utrzymania dotychczasowego sposobu finansowania partii
    politycznych z budżetu państwa – chciało tego zaledwie 17,37 proc.
    biorących udział w referendum obywateli.

    Ogólnokrajowe Referendum ogłosił poprzedni prezydent Bronisław
    Komorowski, po pierwszej – przegranej przez siebie - turze majowych
    wyborów prezydenckich. Koszt organizacji wyniósł ok. 100 mln zł.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    121. Profesor Smolar: Ukraina boi

    Profesor Smolar: Ukraina boi się nowego rządu Polski

    Ukraina
    boi się, że nowy polski rząd nie będzie już tak przyjaźnie nastawiony
    do Kijowa - twierdzi profesor Aleksander Smolar. Jego zdaniem, tezy tej
    dowodzi zachowanie prezydenta-elekta.
    "Rozmowy przywódców partii ws. imigrantów są kluczowe"
    Gabinetowe
    rozmowy kilku przywódców partii są kluczowe, jeśli chce się znaleźć
    wspólny mianownik w sprawie imigrantów, mimo kampanii wyborczej - ocenił
    Aleksander Smolar w radiowej Jedynce.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    122. "To jest kryzys, który może


    "To jest kryzys, który może rozwalić Unię Europejską"

    &quot;To jest kryzys, który może rozwalić Unię Europejską&quot;
    Andrew Michta i Aleksander Smolar rozmawiali o kryzysie migracyjnym w programie "Horyzont".
    zobacz więcej »
    Można podziwiać Niemcy, zarówno społeczeństwo, jak i kanclerz Merkel,
    za odwagę. Jednocześnie klasa polityczna musi robić wszystko, żeby
    kontrolować ten proces - podkreślił.

    Smolar zwrócił uwagę, że kraje UE otworzyły swoje granice, a nie zmieniły polityki azylowej.

    Kryzys w relacjach transatlantyckich?

    Andrew Michta ocenił, że kryzys związany z napływem uchodźców i
    imigrantów do Europy może się szybko przerodzić w kryzys w relacjach
    transatlantyckich. Jak wyjaśnił, Europa polega bowiem w swojej strategii
    wobec Bliskiego Wschodu, skąd ucieka do UE najwięcej osób.

    Oceniając
    polskie stanowisko ws. propozycji Komisji Europejskiej, Aleksander
    Smolar stwierdził, że podziały, jakie rysują się pomiędzy państwami UE
    to niebezpieczna sytuacja. Polskim władzom zarzucił brak wyobraźni,
    którego konsekwencje - jak stwierdził - mogą być poważne.

    Jego
    zdaniem, nasz brak solidarności może zostać wypomniany przy okazji
    dyskusji na temat odnowienia sankcji wobec Rosji lub realokacji unijnych
    środków finansowych.

    Smolar podkreślił, że kryzys, z którym mamy do czynienia, jest tak poważny, że "może rozwalić Unię Europejską".

    Smolar: Artykuł Grossa jest nieodpowiedzialny i prymitywny. To słowa obrzydliwe

    "Polacy (...) faktycznie podczas wojny zabili więcej
    Żydów niż Niemców". - To obrzydliwe i nieodpowiedzialne - ocenił słowa
    Jana Grossa w Radiu ZET Aleksander Smolar, prezes zarządu Fundacji im.
    Stefana...

    Chodzi o esej Grossa dla niemieckiego dziennika "Die Welt", w którym profesor napisał, że dzisiejsza postawa Polaków wobec uchodźców "pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich".


    Aleksander Smolar, prezes zarządu Fundacji im. Stefana Batorego,
    ocenił tę tezę jako szokującą i podkreślił kilkukrotnie, że nie zna
    żadnego źródła historycznego, na podstawie którego Gross sformułował to
    twierdzenie. - Historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego powiedział
    rzecz, która, obawiam się, niestety może być prawdziwa, że Polacy
    więcej wydali Żydów niż uratowali. Łatwiej było wydać niż ratować -
    mówił Smolar.


    - Cały ten artykuł jest nieodpowiedzialny, jest - jak na
    pracownika naukowego - prymitywny, który nie uwzględnia m.in. takiego
    faktu, że to, co mówimy o Polsce [lęk
    przed przyjęciem uchodźców - red.], dotyczy całego regionu, innymi
    słowy, trzeba szukać wspólnych przyczyn - ocenił prezes Fundacji
    Batorego.

    - One są [słowa Grossa - red.] obrzydliwe i nieodpowiedzialne - podsumował Aleksander Smolar.

    Smolar krytykuje Gowina: Będziemy sprawdzali, kto jest obrzezany?
    Przyjmować
    tylko chrześcijan? To obrzydliwe. Będą kazać ściągać spodnie, żeby
    sprawdzić, kto jest obrzezany? - powiedział o pomyśle Jarosława Gowina
    w Radiu ZET prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar.


    fot. wPolityce.pl

    Dziennikarz organu Michnika obraża Piotra Skwiecińskiego. Publicysta "wSieci" wychodzi ze studia TVN


    Paweł Wroński zapytał Piotra Skwiecińskiego na antenie TVN24 czy strzelałby do imigrantów przypływających do Europy.

    Burzliwa dyskusja na temat
    kryzysu imigranckiego wyprowadziła Pawła Wrońskiego z równowagi.
    Dziennikarz „Wyborczej” obraził na antenie publicystę tygodnika „wSIeci” i odmówił odwołania skandalicznego zarzutu nawet po opuszczeniu studia przez Piotra Skwiecińskiego.

    Strzelamy czy topimy?

    — tak Paweł Wroński skwitował słowa Piotra Skwiecińskiego na temat
    zagrożeń, jakie niesie nieodpowiedzialne podejście polityków do kryzysu
    imigracyjnego. Publicysta „wSieci” opuścił studio.

    Paweł Wroński w programie „Loża Prasowa” w TVN24 postanowił być zabawny i w ramach dyskusji o imigrantach pytał Piotra Skwiecińskiego czy strzelałby do imigrantów przypływających do Europy.

    Ja protestuję przeciwko takim argumentom. Jeżeli Paweł Wroński nie przestanie, to ja wyjdę ze studia

    — powiedział Skwieciński.

    Proszę bardzo

    — rzucił w odpowiedzi Wroński.

    Skwieciński opuścił studio. Po jego wyjściu Michał Szułdrzyński z
    „Rzeczpospolitej” apelował do Wrońskiego, aby przeprosił za swoje
    zachowanie. Bezskutecznie. Stara szkoła Michnika?

    Fot. PAP/Jacek Turczyk/tvn24/PAP/Jakub Kaczmarczyk

    Mainstream atakuje Andrzeja Dudę... za jego słowa z Londynu!
    Sprawdź, co naprawdę mówił polski prezydent! I co w tej samej sprawie
    mówili Tusk i Komorowski...

    "Migranci przybywają do innych krajów
    motywowani najczęściej dwoma względami: bezpieczeństwa osobistego i
    perspektywą lepszego życia. Tak się zresztą zachowują także Polacy
    wyjeżdżający za granicę" - mówi były prezydent Bronisław Komorowski.

    Po słowach prezydenta Andrzeja Dudy w Wielkiej
    Brytanii o tym, że nie może zachęcać Polaków do powrotu do kraju bowiem
    sytuacja gospodarcza nie jest jeszcze sprzyjająca, posypała się na niego
    krytyka, że źle mówi o Polsce za granicą. Tymczasem w bardzo podobny
    sposób także w Londynie wypowiedział się w 2007 roku Donald Tusk.

    Niemal na każdym spotkaniu w Polsce ktoś do mnie podchodzi i mówi, że chciałby, aby dziecko czy wnuk mogli wrócić z
    zagranicy, głównie z Anglii. Jedynym pomysłem na to, jak do tego
    doprowadzić, jest podniesienie poziomu życia w Polsce, przez stopniową
    naprawę gospodarki w Polsce. Pytanie dzisiaj jest proste: czy
    jest więcej miejsc pracy w ich miejscowościach, czy szanse są
    większe, czy łatwiej prowadzić działalność gospodarczą, czy obciążenia
    są mniejsze. Ja tych zmian nie widzę

    — powiedział prezydent Andrzej Duda.

    Ja nie mam odwagi powiedzieć tutaj: „wracajcie do kraju”. Nie mam
    odwagi tego powiedzieć, bo to jest, powtarzam jeszcze raz, cały szereg działań, które spowodują, że ludzie wrócą i nie będą rozczarowani i nie powiedzą: „ten człowiek powiedział nam nieprawdę, ten człowiek nas okłamał, naciągnął nas”

    — oświadczył prezydent.

    Podobnie wypowiedział się Donald Tusk we wrześniu 2007 roku także podczas wizyty w Londynie.

    Dobrze wiem, że ci którzy zarabiają w Londynie pięć razy więcej niż
    mogli by zarobić w Białymstoku czy w Łomży, nie wrócą tylko dlatego, że
    jakiś polityk przyjedzie i powie „wracajcie”. Wrócą wtedy kiedy
    zarobki w Polsce, a nie tylko ceny będą zachodnie. Na razie wyjeżdżają –
    moim zdaniem – z dwóch powodów: mają zachodnie ambicje i marzenia mają
    jednocześnie wschodnie rządy. (…) Żeby Polacy chcieli wrócić,
    żeby chcieli zostawać u siebie w ojczyźnie to musimy przebudować tak
    ustrój Polski żeby przypomniał rzeczywistość brytyjską

    — mówił Donald Tusk we wrześniu 2007 roku w Wielkiej Brytanii. Dodał także, że sytuacja w Polsce może się zmienić tak  za rok lub dwa.

    Chcę ich przekonywać, by uwierzyli, że sytuacja w Polsce może się
    zmienić tak, że za rok, dwa czy trzy znajdą swój Londyn w Warszawie,
    Biłgoraju czy Łomży

    — mówił ówczesny premier.

    Nikt jednak wtedy nie wypominał mu, że źle mówi o Polsce za granicą.

    Może politycy Platformy nie pamiętają co mówił ich szef osiem lat temu. Może jednak powinni przypomnieć sobie słowa Ewy Kopacz z sobotniej konwencji, podczas której mówił, że Polacy „we własnych kieszeniach nadal mają Wschód”.

    Moi drodzy, jak wiecie, jeżdżę po kraju. Rozmawiam z ludźmi. Pytam – „jest Wam lepiej teraz, niż osiem lat
    temu?”. Odpowiedzi są bardzo różne. Jedni mówią tak, a nawet ci, którzy
    mówią, że żyje im się lepiej, mówią – „ale chcemy więcej”. I ludzie
    mają rację. Wiecie dlaczego? Bo wyglądając przez swoje okna,
    jadąc samochodem, oglądając świat, który ich otacza zza szyby, widzą tam
    zbliżający się Zachód. A w swoich domach i we własnych kieszeniach
    nadal mają Wschód

    – przyznała Kopacza, której partia współrządzi Polską od ośmiu lat.

    Nie sposób nie przypomnieć także słów byłego prezydenta także z
    soboty, który także przyznał, że Polacy emigrują w poszukiwaniu
    lepszego życia.

    Migranci przybywają do innych krajów motywowani najczęściej dwoma
    względami: bezpieczeństwa osobistego i perspektywą lepszego życia. Tak się zresztą zachowują także Polacy wyjeżdżający za granicę

    — stwierdził były prezydent Bronisław Komorowski.

    mmil/PAP/tvn24/twitter

    Fot. PAP/Jacek Turczyk

    Histeria po słowach prezydenta Dudy w Wielkiej Brytanii. Dziennikarka Superstacji domaga się... impeachmentu


    "Dla każdego prezydenta który gardzi Polską
    i Polakami, którzy go wybrali, powinna być przewidziana procedura
    usuwania z urzędu - napisała Eliza Michalik.

    Ewa Wanat dyscyplinarnie zwolniona z RDC.

    W marcu br. zarząd RDC rozstał się z Elizą Michalik, która prowadziła
    autorską audycję "Bez pudru". W sobotnie poranki Michalik komentowała z
    gośćmi m.in. bieżące wydarzenia
    w kraju. - Usłyszałam, że jestem osobą o zbyt wyrazistych poglądach i
    że współpraca z kimś tak wyrazistym okazała się w publicznym radiu
    nieudanym eksperymentem
    - tłumaczyła wówczas Michalik.

    Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby urzędujący prezydent źle mówił za
    granicą o własnym kraju. I jeszcze nigdy nie zdarzyło się w relacjach
    między prezydentem a Polonią by ten powiedział: nie wracajcie do kraju,
    tam nie ma dla was warunków, lepiej żyć za granicą.





    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    123. Fundacja Batorego robi z nas

    Fot. YouTube

    Fundacja Batorego robi z nas neonazistów! Młoda Polka przedstawiona jako nowe wcielenie Hitlera. WIDEO

    Wspieranie lewicowych inicjatyw,
    finansowanie genderowych raportów, a ostatnio sugerowanie Polakom
    nazistowskich inspiracji – tak można przedstawić w skrócie działania
    Smolara i spółki.spieranie lewicowych inicjatyw, finansowanie genderowych
    raportów, a ostatnio sugerowanie Polakom nazistowskich inspiracji – tak
    można przedstawić w skrócie działanie Fundacji Batorego, która właśnie
    zaprezentowała swój szokujący spot „Powiedz STOP mowie nienawiści”.

    Ponad półminutowy filmik przedstawia grupę młodych, uśmiechniętych
    osób pochłoniętych rozmową. Jedna z nich na widok dwóch spacerujących
    chłopaków mówi:

    Widzieliście ich? Cioty, czy co?

    I wtedy zaczyna się jazda bez trzymanki w wykonaniu Smolara i spółki…
    Dziewczyna zaczyna przeistaczać się w postać stylizowaną na Hitlera,
    która wrzeszczy:

    W domu niech sobie robią co chcą, ale wspólne spacerki to już
    przegięcie. Gdzie nie spojrzę, tam jakiś pedał! Rzygać mi się
    chce, jak na nich patrzę!

    Po czym widzom ukazuje się wielki napis:

    STOP mowie nienawiści.

    Pytanie, co właściwie ma przekazywać ten spot? Że osoby,
    które nie zgadzają się na epatowanie homoseksualną symboliką czy tez
    nachalną gejowską propagandę to pogrobowcy Hitlera? Że brunatne zło czai
    się w każdym młodym Polaku?

    Przypomnijmy, że to nie kto inny, jak właśnie Aleksander Smolar,
    prezes Fundacji Batorego ciskał gromy w opozycję za sceptycyzm wobec
    masowego sprowadzania do Polski uchodźców.

    To, co mówi pan Błaszczak to jest odmowa porozumienia (…) To jest gra
    polityczna, można powiedzieć normalna, ale ona nie świadczy najlepiej o
    odpowiedzialności za państwo

    — mówił Smolar.

    Tenże sam Smolar przekonywał również, że prezydentura Komorowskiego była:

    FundacjaBatorego 19 godzin temu (edytowany)
    Nawiązanie do Hitlera było świadomym zabiegiem. Chodziło o symbol, budzący jednoznaczne skojarzenia. Jest rozpoznawalny, prawda? A słowa, których używa dziewczyna niczym nie różnią się od tych, które znane są z życia codziennego. Dlaczego akurat w takim zestawieniu tak bardzo rażą? Nie odmawiamy nikomu prawa do własnych poglądów. Nie zgadzamy się jednak ze stosowaniem słów pełnych nienawiści i jadu. Szanujmy siebie nawzajem i swoją odmienność. Historia dała nam już wiele przykładów kiedy nienawistne słowa przerodziły się w czyny...


    Kaczyński przeciwny przyjęciu imigrantów. Ostrzega przed szariatem: Czy tego chcecie?

    Jarosław
    Kaczyński jest przeciwko przyjęciu przez Polskę uchodźców. Podczas
    sejmowej debaty, poświęconej problemowi imigrantów, prezes
    Prawa i Sprawiedliwości powiedział, że najważniejsze jest pytanie, czy
    rząd ma prawo pod obcym naciskiem i bez zgody narodu podejmować decyzje,
    które mogą mieć negatywny wpływ na życie i bezpieczeństwo obywateli.

    Komentarz Agnieszki Kublik PiS się tuczy na imigranckim strachu


    Agnieszka Kublik

    16.09.2015

    01:00


    Prezes PiS wykorzystał posiedzenie Sejmu, by siać strach i zdobyć trochę głosów

    PiS wykorzystał nadzwyczajne posiedzenie
    Sejmu najlepiej, jak umiał. By najpierw siać strach przed uchodźcami, a
    potem obiecać, że nas przed nimi obroni.

    Nie tylko w Polsce, lecz także w całej
    Europie - Austrii, Francji, Niemczech czy Danii - dramat uchodźców
    napędza głosów narodowej prawicy. A u nas za chwilę wybory.


    Dwa tygodniki trzymające rękę na pulsie prawicowych nastrojów -
    "wSieci" i "Do Rzeczy" - przygotowały ksenofobiczne okładki. Pierwszy
    straszy: "setki tysięcy muzułmanów zalewają Europę", "politycy fundują
    nam Polskę w turbanie"..


    Kaczyński: rząd nie może podjąć decyzji bez zgody społeczeństwa

    Rząd nie ma prawa, "pod zewnętrznym naciskiem", bez zgody
    społeczeństwa, podejmować decyzji, które mogą mieć negatywny wpływ m.in.
    na życie publiczne, sferę wolności i na bezpieczeństwo - oświadczył
    szef PiS Jarosław Kaczyński w debacie nad informacją rządu ws. kryzysu
    migracyjnego.






    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    124. Komentarz

    Komentarz "Wyborczej"


    Kaczyński
    przemówił. Budzi grozę. Jego wystąpienie o uchodźcach było zapowiedzią
    izolacji Polski w Unii, jeśli PiS przejmie władzę [JAROSŁAW KURSKI]

    Kaczyński straszy Polaków unijnym dyktatem. Mówi o "interesie
    narodowym". Chwaląc Orbana, mówi, że kryzys uchodźczy to problem Merkel i
    Berlina, Junckera i Brukseli.

    Przemówił milczący od miesięcy prezes PiS Jarosław Kaczyński. To było
    przygnębiające wystąpienie. Rozwiało złudzenia, że może sprawa uchodźców
    nie stanie się głównym tematem kampanii wyborczej. Stanie się.Przestrzegaliśmy przed tym w "Wyborczej". Pisaliśmy, że PiS będzie
    mobilizował plemienną wspólnotę jednych przeciwko drugim. I że wypuści
    demony.

    Dziesięć lat temu PiS fałszywie,..http://wyborcza.pl/1,75968,18830642,kaczynski-szerzy-leki-i-budzi-groze.htm



    Aleksander Smolar

    Nie trzeba sięgać do tragedii Żydów, aby zrozumieć zachowanie środkowo-wschodnich Europejczyków

    Artykuł Grossa szokuje wpadkami faktograficznymi, fantazyjnymi
    ocenami i niedającymi się obronić tezami o związkach
    przyczynowo-skutkowych.


    W prasie światowej powraca pojęcie Europa Wschodnia - jakby dla
    podkreślenia naszej obcości i odległości od tej "prawdziwej Europy" -
    Zachodniej. Po 1989 roku dystans materialny i psychologiczny między nami
    a Zachodem zdawał się maleć. Teraz ponownie się powiększa.
    Chodzi oczywiście o stosunek do setek tysięcy ludzi uciekających z
    krajów wojny, głodu, masowych mordów: z Syrii, Iraku, Erytrei, Libii i
    Afganistanu. W różnych tekstach powtarzają się te same wątki: podkreśla
    się brak empatii wobec ofiar, deficyt współczucia, egoistyczne
    zamknięcie w skromnym dobrobycie osiągniętym w ostatnich dwóch dekadach.


    Pisze się o antyislamskim rasizmie i ksenofobii, o paradoksie
    narodów, z których wywodziła się masowa emigracja ekonomiczna i
    polityczna, a które teraz zamykają okna i ryglują drzwi; o narodzie,
    który szczyci się tradycją "Solidarności" i który dzisiaj oczekuje
    solidarności od innych, ale nie jest gotowy, aby samemu okazywać
    solidarność ludziom w dramatycznej sytuacji i narodom dosłownie
    sparaliżowanym setkami tysięcy uchodźców...



    Renata Grochal, Agata Kondzińska

    Prezes PiS wziął zapałki i podpalił polskie ognisko

    Wczorajsza debata w Sejmie na temat uchodźców na nowo nakreśliła
    linię podziału politycznego w Polsce. I stanie się jednym z kluczowych
    punktów tej kampanii wyborczej.


    Mamy po dziurki w nosie polityków. Ich
    cynizmu, karierowiczostwa, tego, że traktują nas jak ciemny lud. W
    czasach Churchilla, de Gaulle'a, Adenauera treścią polityki były sprawy
    wielkie. Mężowie stanu nie podlizywali się wyborcom, narzucali im wizję
    kraju. Gdy przegrywali - odchodzili z godnością.
      Dziś wizją jest to, co chcą usłyszeć wyborcy. Budżety partii idą na
    badania vox populi i sute honoraria speców od marketingu
    politycznego,...


  • Prof. Markowski: PiS skutecznie demobilizuje elektorat Platformy

    Rozmawiała Agnieszka Kublik

    Te wybory są o tym, czy w Polsce uchowa się demokracja czy nie - mówi prof. Radosław Markowski, politolog.Te wybory nie są o tym, czy będzie więcej
    autostrad, czy będzie po 500 zł na każde dziecko. Te wybory są o tym,
    czy w Polsce uchowa się demokracja, czy nie - mówi prof. Radosław
    Markowski, politolog z Uniwersytetu SWPS.

    AGNIESZKA
    KUBLIK: Z "Diagnozy społecznej" prof. Janusza Czapińskiego wynika, że w
    zeszłym roku co drugi Polak nie przeczytał ani jednej książki. Jaki
    może to mieć wpływ na wybory?


    RADOSŁAW
    MARKOWSKI: Podobnie badania Biblioteki Narodowej informują, że 56 proc.
    nie sięga po książkę. Niewątpliwie następuje proces wyjaławiania oglądu





  • Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    125. Kalisz u Lisa: jak PiS wygra


    Kalisz u Lisa: jak PiS wygra bardzo wysoko, to mamy „demokraturę”


    – Najgorsze byłoby, gdyby PiS wygrało, ale nie
    miało większości, a wszystkie inne partie stworzyłyby rząd. Bo wtedy za
    cztery lata...

    mówił w programie „Tomasz Lis
    na żywo”, w TVP2 Ryszard Kalisz, poseł Domu Wszystkich Polska. – Może
    się okazać, że za dwa miesiące obudzimy się wszyscy w innym kraju –
    dodał prawnik, były wicepremier Roman Giertych. Przedstawiciele
    Zjednoczonej Prawicy nie przyjęli zaproszenia do udziału w programie.

    Giertych starał się też tłumaczyć, czemu Prawo i Sprawiedliwość prowadzi w sondażach. – Mam takie wrażenie, że ludzie sobie myślą w ten sposób: mam już trochę dosyć, albo nawet bardzo dosyć PO i PSL. I w związku z tym wybiorę ten PiS. Niech będzie tak, jak 10 lat temu. Otóż tak samo nie będzie – przekonywał.

    Wszystko dlatego, że w PiS są teraz inni ludzie. – My nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jeżeli PiS weźmie całość władzy w wyborach za miesiąc, to nie będą to takie rządy, jak 10 lat temu. Dlaczego? Ano dlatego, że wokół Jarosława Kaczyńskiego nie ma już takich ludzi jak Sikorski, Marcinkiewicz, Religa, Gilowska, Meller i wielu innych, którzy wówczas tworzyli cały obóz PiS – wyliczał były wicepremier. – Teraz jeśli Jarosław Kaczyński dojdzie do władzy, to wokół niego będzie: Macierewicz, Mariusz Kamiński, Ziobro. To będą ludzie, których psychika, nastawienie psychiczne jest zupełnie różne od tamtych osób. Ponadto nie będzie koalicjantów, którzy by blokowali jakieś ruchy – dodał.

    – To będzie zupełnie inny PiS. A na to się przecież jeszcze nakłada katastrofa smoleńska i oskarżenia, których nigdy nie wycofano, o zbrodnię zabicia prezydenta – przypominał. – Może się okazać, że za dwa miesiące obudzimy się wszyscy w innym kraju, w innej rzeczywistości, w innej strukturze społecznej, gdzie media mogą być przyduszane, gdzie będzie kłamstwo i cynizm – podkreślił.

    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika Maryla

    126. weto prezydenta


    weto prezydenta dudy




    "Jeżeli by się tak wydarzyło, że PiS zdobędzie władzę, to czeka nas w Polsce długa czarna noc..."


    "Jeżeli prezydent miał wątpliwości, mógł skierować ustawę do Trybunału"


    - Gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości, byłybyśmy w stanie to
    wyjaśnić. Jeżeli prezydent ma wątpliwości konstytucyjne, mógł skierować
    ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Ale ją zawetował. To świadczy o
    tym, że jest funkcjonariuszem
    PiS-u, nie jest człowiekiem gotowym ważyć racje i rozważać różne alternatywy dla dobra ludzi - oceniła Grodzka.


    - Jest to niezwykle groźne. Teraz, jeżeli by się tak wydarzyło
    nieszczęśliwie - myślę, że do tego nie dojdzie - że PiS zdobędzie
    władzę, to czeka nas w Polsce długa czarna noc, której Polacy powinni
    się obawiać - powiedziała.

    - Dokonywano także korekty
    płci prawnej na podstawie art. 189 Kodeksu postępowania cywilnego, więc
    ustawa nie jest sprzeczna z dotychczasową praktyką orzeczniczą - dodała.W opinii prezydenta ustawa jest pełna luk i nieścisłości, a także stoi w
    sprzeczności z dotychczasową praktyką orzeczniczą. "Rozwiązania
    przyjęte przez parlament
    dopuszczają m.in. wielokrotną zmianę płci metrykalnej na podstawie
    uproszczonych procedur oraz nie wymagają wykazania trwałości poczucia
    przynależności do określonej płci" - napisano w uzasadnieniu Kancelarii Prezydenta.


    DZIEKAN DEMENTUJE



    Odwołana impreza na UW, bo Balcerowicz i Michnik nie są z PiS? "Orientacja..."

    Agnieszka Kublik
    Ani rektor UW, ani dziekan Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych
    nie wiedzieli, że jeden z profesorów wydziału odmówił zgody na
    prezentację na uczelni poświęconego Polsce numeru moskiewskiego
    czasopisma. W dodatku argumentował to "określoną orientacją polityczną"
    polskich autorów, m.in. Karola Modzelewskiego, Leszka Balcerowicza,
    Adama Michnika.

    Kategorycznie dementuję informację, jakoby nasz wydział odmówił zgody
    na prezentację poświęconego Polsce numeru moskiewskiego czasopisma
    "Wiestnik Jewropy" - mówi "Wyborczej" prof. Janusz W. Adamowski, dziekan
    tego wydziału. O odmowie też nic nie wiedział rektor UW proc. Marcin
    Pałys.



    To znaczy, że decyzję o odwołaniu wcześniej umówionej
    prezentacji podjął samodzielnie dr hab Andrzej Wierzbicki, prof. UW,
    pracownik Instytutu Nauk Politycznych w Zakładzie Badań Wschodnich.



    Profesor Karol Modzelewski przesłał do "Wyborczej" swój list do
    rektora UW w tej sprawie (opublikowaliśmy go w piątek). Relacjonuje w
    nim m.in., jak prof. Wierzbicki uzasadnił swoją decyzję: "Musieliśmy
    skonsultować się z kierownictwem naszego Wydziału i naszej Pracowni
    Badań nad Rosją i Państwami Postsowieckimi. Doszli oni do wniosku, że
    numer >>Wiestnika Jewropy<< poświęcony Polsce ma charakter
    ideologiczny, autorzy związani są z określoną orientacją polityczną.
    Dlatego kierownictwo Wydziału, biorąc pod uwagę akademickie standardy,
    nie zgadza się niestety na zorganizowanie prezentacji na Uniwersytecie
    Warszawskim".



    Tymi autorami są m.in. Modzelewski, Leszek Balcerowicz, Adam
    Michnik, Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi. Są to także klasycy
    literatury polskiej, poczynając od anonimowego autora "Bogurodzicy"
    (którego orientacja polityczna nie jest znana - szydzi prof.
    Modzelewski).



    "Nie wiem, jak kierownictwo Wydziału Nauk Politycznych pojmuje
    termin >>ideologia<<. Nieco łatwiej zgadnąć, co się kryje
    pod formułką >>określona orientacja polityczna<<. Autorów
    polskiego numeru >>Wiestnika Ewropy<< łączy - niejako ponad
    rozmaitymi podziałami - pozytywny stosunek do liberalnej demokracji, a
    wolno się domyślać, że także brak entuzjazmu dla Prawa i
    Sprawiedliwości, które zapewne wygra najbliższe wybory parlamentarne.
    Naprawdę nie wiem, jakie >>akademickie standardy<<
    sprawiają, że dla ludzi tak myślących nie ma dziś miejsca w dyskusjach i
    prezentacjach na terenie Uniwersytetu Warszawskiego. Wreszcie sam zwrot
    >>określona orientacja polityczna<< pełnił rolę
    wykluczającego stygmatu w żargonie propagandowym komunistycznej
    dyktatury i jego przywrócenie do obiegu na Uniwersytecie budzi
    zażenowanie"- podsumował swój list prof. Karol Modzelewski.



    Zapytaliśmy w piątek rektora Uniwersytetu prof. Marcina Pałysa, o
    odwołaną prezentację. Jego rzeczniczka Anna Korzekwa odpisała:"O tym,
    że w ogóle taka inicjatywa była planowana, a później z niej
    zrezygnowano, dowiedzieliśmy się z listu prof. K. Modzelewskiego. Władze
    Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych nie wiedziały nic o tym
    spotkaniu. Tym bardziej nie mógł o nim wiedzieć rektor uczelni".



    Czy rektor zareaguje? Korzekwa: - Na pewno będzie z prof.
    Modzelewskim rozmawiał przy najbliższej okazji, może już w niedzielę.



    Z kolei dziekan Adamowski potwierdza, że o sprawie dowiedział
    się w piątek. - Kategorycznie dementuję informację, jakoby wydział
    (którego jestem dziekanem) odmówił zgody na prezentację wspomnianej
    publikacji - napisał do "Wyborczej". - Zapewniam, że sprawę będę
    niezwłocznie wyjaśniał, aż do samego końca, albowiem niewątpliwie
    szkodzi ona wizerunkowi Uniwersytetu Warszawskiego oraz Wydziału
    Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Informuję także, iż jestem już po
    rozmowie z panem prof. Modzelewskim, którego także poinformowałem o
    powyższym.



    Profesora Wierzbickiego zapytaliśmy, dlaczego podjął taką decyzję. Nie odpisał na maila.


    Kamiński: Duda jest posłuszny episkopatowi i spełnia obietnicę
    – Nie dziwi
    mnie, że decyzje dotyczące życia Polaków Andrzej Duda podejmuje zgodnie
    z wolą episkopatu. Akurat to bardzo jasno deklarował w kampanii
    wyborczej – powiedział w „Po przecinku” w TVP Info Michał Kamiński....



    Maryla

    ------------------------------------------------------

    Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

     

    avatar użytkownika gość z drogi

    127. czego boi się pani Grodzka ?

    i czego bał się pan Krzysztof Bogdan Bęgowski ?
    Jestem wdzięczna panu prezydentowi,ze zawetował ustawę,natomiast wyjść ze zdziwienia nie mogę nad reakcją pani Marszałek..takie korzenie i taki stosunek do praw natury?

    gość z drogi

    avatar użytkownika Maryla

    128. Do ciszy wyborczej zostało 16

    Do ciszy wyborczej zostało 16 dni. Największe rządowe media oliwią maszynerię kłamstwa. Zaczęły klasycznie, manipulacyjnym atakiem na Antoniego Macierewicza w stylu trzydniówki wzmożenia moralnego. Czyli mówiąc wprost: uruchamiając brutalną, agresywną, histeryczną nagonkę. Nastrój grozy narastał z godziny na godzinę. „To najważniejsze wydarzenie dnia” - oznajmiała wczoraj podekscytowana prezenterka TVP Info, a jeszcze młodsza reporterka ogłaszała z anteny, że „Antoni Macierewicz słynie z radykalnych wypowiedzi”. Pewnie nawet nie wie biedaczyna, że Antoni Macierewicz owszem, słynie, ale z odwagi, patriotyzmu i niezłomności.

    Sytuacja w mediach codziennie uświadamia nam, jak fałszywe jest przedstawianie Polski jako „normalnego zachodniego kraju”. To sytuacja nie do wyobrażenia w prawdziwych demokracjach. Największe media nawet nie udają, że nie są arbitrem, ale propagandowym przedłużeniem obozu władzy, tej szeroko rozumianej, z partią bankierów i postkomunistami włącznie. Dokonania telewizji publicznej przekraczają nawet jej osiągnięcia z kampanii prezydenckiej. Wydawcy i reporterzy stali się sztabowcami partii władzy. Zasłona dymna rozwinięta przez prezesa Daszczyńskiego - te wszystkie pogadanki o obiektywizmie i standardach - może tylko zasmucać. Że tak bardzo słowa mogą rozmijać się z czynami.

    Dobrze, że uderzyli teraz, 16 dni przed ciszą wyborczą. Obóz niepodległościowy jeszcze może zareagować. A zareagować trzeba. Taktyka udawania, że jest normalnie, przyniesie porażkę.

    Bo owszem, w przypadku kampanii Andrzeja Dudy udało się wygrać pomimo wrogości mediów. Ale tam sytuacja była jasna: albo świetny Duda, albo beznadziejny Komorowski. W wyborach parlamentarnych manipulatorzy mają większe pole manewru. Nie muszą bronić władzy, mogą zwalczać opozycję, promując „nowe” byty polityczne i „nowych” polityków obozu władzy. Tak jak Polskie Radio, które najważniejsze serwisy w ciągu dnia o godz. 8 rozpoczyna… informacją o planie podróży Barbary Nowackiej. Albo jak Radio Zet, które na jedynkach umieszcza każdą chyba wypowiedź Ryszarda Petru,

    Zareagować trzeba. Jak? To pytanie nie do mnie, ale jest sporo przestrzeni. Od interwencji prezydenta (dwóch członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji reprezentuje formalnie jego urząd), po działania obywatelskie, społeczne, różne formy protestu, także z udziałem stowarzyszeń dziennikarskich i innych organizacji. Obóz niepodległościowy ma i zasoby, i struktury, by podnieść problem. Podnieść głośno i wyraźnie. Bo jeżeli media są elementem przemocy w stopniu tak bardzo przypominającym systemy opresyjne, to jedynym wyjściem jest doprowadzenie do delegitymizacji przekazu tychże mediów.

    Reakcja potrzebna jest także z myślą o przyszłości. Wiele wskazuje, że wiosną może nas czekać kampanijna dogrywka. Senat będzie niemal na pewno w rękach PiS. Koalicja „wszyscy przeciwko Kaczyńskiemu” wcześniej czy później wpadnie w kłopoty. Wówczas nowa kampania nie może toczyć się na starych warunkach. Przedefiniowywanie sytuacji, by było wiarygodne i skuteczne, trzeba rozpocząć już dziś.

    Gdy kłamią, trzeba nazywać kłamstwo po imieniu. Gdy manipulują, trzeba mówić, że to manipulacja. Milczenie tylko rozzuchwala.

    autor: Jacek Karnowski


    Paweł Wroński

    Operacja "Gowin". Jak osłabić wrażenie po szarży Macierewicza w USA

    Na wczorajszej konferencji prasowej Beata Szydło miała grobową minę.
    Niczego nie zdołała wydusić z siebie na temat wypowiedzi Antoniego
    Macierewicza.

    Monika Olejnik

    Antoni Macierewicz, jak diabeł z pudełka

    A już było tak dobrze. PiS prowadził, Jarosław Kaczyński marzył o 250
    mandatach w Sejmie, na spotkaniach partii: „Więcej, jeszcze więcej, bo
    trzeba w Polsce spokoju, rząd musi rządzić z prezydentem?.


    Symbioza mediów i rządzącej koalicji

    Symbioza ta trwa już od kilku lat i obie strony czerpią z tego korzyści – zauważa dr Hanna Karp.

    Można zatem powiedzieć, że to właśnie media
    są kreatorem polityki, a nie politycy?

    – Obserwujemy tu sprzężenie zwrotne. Politycy mają pewną władzę, to oni
    dzielą, oni mogą skłócać różne grupy ze sobą, to w ich szeregach toczą
    się wewnętrzne gry interesów. A zarazem otrzymują wzmocnienie przez
    rezonansowe medialne tuby – obserwujemy proces wzajemnej symbiozy –
    świata mediów i rządzącej koalicji. Stąd najważniejsza jest refleksja
    społeczeństwa: czy przekazy medialne, które obecnie płyną bocznymi
    niezależnymi nurtami, okażą się na tyle mocne, żeby dotrzeć do wyborcy i
    wpłynąć na postrzeganie znaczenia piorunującej siły jego wyborczej
    karty.