Mówiono o nim "Król Podbeskidzia" Henryk Flame pseudonim "Bartek".
Maryla, ndz., 13/03/2011 - 21:11
Nasz Dziennik, 2011-03-13
Zaczynał się grudzień 1947 roku. Był wieczór. Henryk Flame jechał samochodem w towarzystwie znajomych do restauracji, w której miał wkrótce zginąć... W tamtym roku komuniści zalegalizowali swoje rządy w sfałszowanych wyborach. Bolesław Bierut został prezydentem, z kraju uciekł wicepremier Stanisław Mikołajczyk, a po lasach wciąż walczyli jeszcze ci, którzy nie zgadzali się na sowietyzację kraju i nie skorzystali z amnestii. Flame jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej był wśród nich, nosił pseudonim "Bartek". Dowodził jednym z najsilniejszych zgrupowań Narodowych Sił Zbrojnych. Był taki czas, że miał pod sobą około trzystu partyzantów. Ludzie mówili o nim "Król Podbeskidzia".
Henryk Flame był przed wojną pilotem 2. pułku lotniczego w Krakowie. Podczas kampanii wrześniowej walczył w 123. Eskadrze Myśliwskiej przydzielonej do Brygady Pościgowej. Pod koniec września przekroczył granicę i został internowany na Węgrzech. Udało mu się stamtąd uciec w następnym roku. Podczas okupacji pracował na kolei i działał w konspiracji, m.in. w oddziale Armii Krajowej w okolicach Wisły i Baraniej Góry. Gdy Czechowice zostały zajęte przez Armię Czerwoną, Flame został komendantem posterunku milicji. Jednak długo nie zagrzał tam miejsca. Zagrożony aresztowaniem, zbiegł do lasu, by początkowo z dziesięcioma ludźmi tworzyć oddział Narodowych Sił Zbrojnych. Formacja zaczęła się gwałtownie rozrastać. Zdobywano broń, rozbrajając posterunki Milicji Obywatelskiej, Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego oraz wojska. Wiosną 1946 r. zgrupowanie "Bartka" liczyło kilka oddziałów, w sumie blisko 300 żołnierzy. Takiej siły komuniści nie mogli już lekceważyć, tym bardziej że partyzanci likwidowali pracowników Urzędu Bezpieczeństwa, konfidentów i partyjnych aparatczyków.
Żołnierze "Bartka" nie tylko walczyli z przedstawicielami nowej władzy, lecz także ostentacyjnie manifestowali swoją obecność. Przede wszystkim udało się im to 3 maja 1946 r., gdy w Wiśle przedefilowali przed kapitanem "Bartkiem". Zanim wyruszyli do Wisły, kapitan Flame powiedział swoim żołnierzom: "Dzisiaj pojedziemy zająć Wisłę. Musimy to zrobić z pewnych względów. Pamiętajcie, musi panować duża dyscyplina i ostrożność. W Wiśle kwateruje Wojsko Polskie i Sowieci. Oddziały wejdą do Wisły, grupa 'Sztubaka' osłania całość akcji. I dodał: Zamanifestujemy naszą wolę służenia Ojczyźnie w dniu Święta Królowej Polski!".
Wspomniany Antoni Biegun "Sztubak" tak opisywał wejście do Wisły: "W pierwszym momencie ludzie byli zaszokowani, lecz gdy dowiedzieli się, że jesteśmy partyzantami, zaczęto wiwatować. Tu i ówdzie odzywały się głosy, że wybuchło powstanie. Ludność zaczęła nas częstować żywnością, obrzucać kwiatami i całować".
"Bartek" odebrał defiladę. Przez plac w centrum miasteczka przemaszerowało około stu leśnych. Następnie Flame przybliżył żołnierzom, a przede wszystkim zgromadzonym cywilom cele walki z komunistami.
Świadków tego niezwykłego wydarzenia, w środku kraju opanowanego przez komunistów, musiało być o wiele więcej.
Młody i zdolny
Pułkownik Henryk Wendrowski, tak jak i "Bartek" był żołnierzem Armii Krajowej. Jednak Wendrowski należał do tych, którzy przeszli na drugą stronę barykady. Konrad Świetlik, wiceminister bezpieczeństwa publicznego, w rozmowie z reportażystą Henrykiem Piecuchem wyrażał się o nim w samych superlatywach: "Młody, zdolny pracownik operacyjny, mający dobre kontakty z podziemiem...".
Wendrowski musiał być bardzo inteligentny. Trafnie scharakteryzował go historyk dr Tomasz Kurpierz, pisząc o nim, że miał "bardzo dobry zmysł operacyjny, rejestrował dużą liczbę szczegółów oraz szybko i na ogół trafnie potrafił sporządzić psychologiczną charakterystykę poznanych osób". Nic w tym dziwnego, skoro przed wojną studiował psychologię oraz... malarstwo.
Henryk Piecuch rozmawiał również z Wendrowskim w jego warszawskim mieszkaniu przy ul. Kruczej, które wypełnione było książkami i obrazami, wśród nich znajdowały się akwarele gospodarza. Piecuch zauważył, że pułkownik miał delikatne dłonie, które jednak dzierżyły w przeszłości nie tylko pędzel, ale również pistolet.
Podobno przeszedł na drugą stronę dobrowolnie, mieli go do tego namówić przyjaciele jego ojca. Dzięki nim dostał pracę w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego i tym samym ominęło go więzienie za działalność w "reakcji". To tylko jedna wersja jego romansu z bezpieką. Inna mówi, że jeszcze wcześniej został agentem NKWD.
Sieć gry operacyjnej - prowadzonej przez Departament III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego oraz Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach - zarzucono na oddział NSZ kapitana Henryka Flamego "Bartka" w połowie 1945 roku. Jej najważniejszym graczem, bo tym, który doprowadził do eksterminacji oddziału, był właśnie Wendrowski - został on przedstawiony "Bartkowi" jako kapitan "Lawina". Stało się to 7 sierpnia 1946 roku. Do spotkania doszło w obozowisku oddziału na Baraniej Górze. Do tego momentu (już od pół roku) Flame nie miał żadnego kontaktu ze swoim dowództwem.
Dopiero na drugi dzień po śniadaniu "Lawina" zdradził "Bartkowi" cel swojej wizyty. Zaproponował Flamemu przewiezienie jego ludzi w rejon Jeleniej Góry. Kończąc swój monolog, powiedział: "Argumenty podałem po to, aby przekonać, a obecnie daję rozkaz jako władza przełożona, aby go wykonano".
Z tzw. Ziem Odzyskanych żołnierze mieli zostać przerzuceni przez zieloną granicę do alianckiej strefy okupacyjnej.
Druga wizyta Wendrowskiego w partyzanckim obozowisku nastąpiła 20 sierpnia. Najprawdopodobniej w tym czasie, a więc pomiędzy pierwszym a drugim spotkaniem "Lawiny" z "Bartkiem", powstał dokument zatytułowany "Plan Likwidacji 'B' którego autor (najpewniej Wendrowski) dokładnie opracował akcję "likwidacji", a jej finał miał wyglądać tak: "Na punkcie likwidacyjnym otrzymują wszyscy sute porcje wódki i jedzenia i idą spać. Likwidacja nastąpi we śnie i przeprowadzi ją grupa naszych ludzi (20), która dotychczas spełniała rolę ochrony punktu z ramienia Okręgu Opolskiego NSZ".
Gdy Wendrowski ponownie dotarł na Babią Górę, tam przed głównym namiotem powitał go Flame, a za jego plecami stali podkomendni w szeregu. "Bartek" wydaje rozkaz żołnierzom:
"Baczność! Na prawo patrz!".
Kapitan "Lawina" jest przyjęty z honorami. Wendrowski raportował potem, że "zaprosił" oficerów do namiotu i tam przemawiał do nich około dwóch godzin. Wywiązała się również rozmowa. Jej tematem była "sytuacja polityczna, którą przedstawiłem jako nie bardzo korzystną dla NSZ, a która wymaga specjalnego podejścia do konspiracji i w ogóle do zmiany dotychczasowej taktyki...".
Wendrowski był już wtedy pewny, że ma przewagę nad swoim przeciwnikiem. Jako niedoszły psycholog i świetny obserwator zdawał sobie sprawę z tego, że "Bartek" i większość jego oficerów wykona "rozkaz" wyimaginowanego dowództwa. Owszem, Flame miał jakieś wątpliwości, ale Wendrowski szybko je rozwiał, mówiąc mu, że jego dowództwo zamierza przerzucić do Norymbergii w celu dalszego kształcenia.
Jestem kapitan "Bartek"
Dzięki Tomaszowi Greniuchowi, biografowi Henryka Flamego, wiemy mniej więcej, jak wyglądał jego ostatni dzień życia i co się wydarzyło w restauracji w Zabrzegu k. Czechowic-Dziedzic tamtej nocy, 1 grudnia 1947 roku.
Wieczorem Flame skończył pomagać Wiktorowi Cimali w pracy nad żelaznymi drzwiami do kościoła św. Katarzyny. Choć pracowali od godz. 14.00, Wiktor nie miał ochoty na odpoczynek. Wolał przejść się z Henrykiem, wiedząc, że po drodze będą musieli minąć knajpę Kozika, w której wychylą po kuflu piwa. Spotkali tam znajomych. Po jakimś czasie towarzystwo przeniosło się do innego lokalu. Było ok. godz. 12.00, gdy z samochodu zaparkowanego przed restauracją prowadzoną przez Józefa Czyloka wysiadło kilka osób.
Gdy tylko Drapacz z miejscowej milicji zobaczył Flamego w drzwiach, natychmiast pobiegł na posterunek, by o tym zameldować. Komendant Dolaciński ściągnął pas, poprawił kaburę i razem z podkomendnym poszedł do restauracji.
- Zabrzeg to mała miejscowość. Tam wszyscy się znali, choćby ze szkoły. Flame nie był tam postacią anonimową, ludzie musieli znać jego przeszłość, a tym bardziej milicja - podkreśla dr Tomasz Kurpierz, historyk z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Dochodziła godzina wpół do dziesiątej w nocy, gdy Flame dostrzegł Dolacińskiego przy barze. Podszedł tam wolnym krokiem. Być może właśnie tak wyglądała ich rozmowa:
- Witam, towarzysza komendanta. Zapraszam do naszego stolika. Tam jest weselej niż z tymi ponurakami.
Dolaciński zdusił papierosa pod butem i stanowczo wycedził przez zęby:
- Muszę odmówić. Po pierwsze, jestem na służbie - komendant jakby na potwierdzenie swych słów klepnął dłonią po kaburze. - Po drugie... - Dolaciński zawiesił na chwilę głos. - Nie piję z nieznajomymi.
Ostatnie stwierdzenie milicjanta musiało urazić Flamego, który wyprężony jak struna przedstawił się komendantowi.
- Jestem kapitan "Bartek"!
Na chwilę przycichły rozmowy, bo przecież, choć nikt o tym głośno nie mówił, wszyscy wiedzieli, że ten niespełna trzydziestoletni mężczyzna jeszcze kilkanaście miesięcy temu dowodził najsilniejszym na tym obszarze zgrupowaniem Narodowych Sił Zbrojnych, o których prasa nie pisała inaczej, jak tylko "faszyści" lub "zbrodniarze", a Bolesław Bierut charakteryzował ich słowami: "Wrogowie Polski i wrogowie pokoju w postaci agentów faszystowskich Andersa i band leśnych NSZ, reakcjoniści otwarci i zamaskowani, chroniący w duszy starą, zaskorupiałą wrogość do ZSRR, nie chcą widzieć tych codziennych, szlachetnych objawów wzajemnego sąsiedzkiego współżycia naszych narodów".
Flame wrócił do swojego stolika, a biesiadnicy do rozmów.
Czylok nie zamknął knajpy o dwudziestej drugiej, jak to miał w zwyczaju. Poprosił go o to komendant, który podobno bał się awantury na dworze.
Dwóch świadków
O wiele łatwiej było zamordować blisko 170 żołnierzy NSZ, niż zatrzymać ich, poddać śledztwu, a następnie zasądzić dla wszystkich karę śmierci. O wiele szybciej można było się ich pozbyć w wypróbowany, "katyński" sposób.
Wyjechały trzy transporty, a w nich najprawdopodobniej około 170 żołnierzy ze zgrupowania "Bartka". Odbywały się one od 5 do 25 września 1946 roku. O tym, co działo się potem, mówią dwie relacje.
Żołnierz "Bartka", Andrzej Bujok "Jędrek", był w jednym z transportów.
"Mimo jesiennej pory było bardzo ciepło. Samochody zajechały pod 'pałac' i obstawa poleciła wysiadać na nocleg. Zakwaterowano nas w parterowym budynku dawnej powozowni. Podano kolację, obficie uraczono wódką. Potem wszyscy ułożyli się na słomie rozścielonej na podłodze i zasnęli. Ludzie 'Lawiny' trzymali straż" - opowiadał kolegom.
"Jędrek" nie mógł zasnąć, tak samo jak i jego kolega Władysław Nowatorski "Lotny". Nerwy zrobiły swoje. Dlatego postanowili, że wejdą na strych, gdzie powinno być więcej świeżego powietrza.
"Nad ranem, gdy się rozwidniło, obudziły nas krzyki i serie wystrzałów z karabinów maszynowych. Na dole, pod śpiącymi ktoś podpalił słomę. Koledzy wyskakiwali przez okna, gdzie koszono ich długimi seriami z broni automatycznej" - wspominał "Jędrek".
W końcu, gdy po wielu godzinach ukrywania się na strychu wokół zaległa cisza, gdy dojechały samochody, wyczołgali się z trocin i zeszli na dół. Niestety, tam cały czas pilnowano terenu. "Lotny" dostał śmiertelny strzał. "Jędrek" miał więcej szczęścia. Schronienia szukał wśród drzew. Biegł obok ruin jakiejś kaplicy przez zarośnięty rów. W końcu dotarł do ściany lasu. Był uratowany. Gdy po kilku dniach opowiedział kolegom z oddziału o tym, co się stało, nie chcieli mu wierzyć.
Druga relacja pochodzi od byłego ubeka Jana Fryderyka Zielińskiego, który zeznając w latach 90., mówił m.in.:
"W nocy otoczyliśmy cały teren, a nad ranem przystąpiliśmy do akcji. (...) Osowski Włodzio nożem fińskim zasztyletował wartownika z grupy 'Bartka', stojącego przy głównym wejściu. Następnie ktoś, z tym że nie wiem, kto, ale raczej z tych ruskich cywilów, wrzucił przez otwory okienne do dwóch pomieszczeń dwa granaty przypominające dużą kilogramową puszkę z ręcznym uchwytem. Rozległ się straszny huk. Po wybuchu większość ludzi jednak żyła. Zaczęli uciekać. Cały teren był otoczony. Wszyscy zostali wyłapani".
Ci, którzy przeżyli, musieli rozebrać się do naga. Pojedynczo byli prowadzeni do dołu głębokiego na około trzy, cztery metry. Tam mordowano ich strzałem w tył głowy. Według Zielińskiego, mieli to robić Sowieci. Po egzekucji ubrania zastrzelonych oblano benzyną i spalono. Do dołów z trupami, zanim je zasypano, wrzucono "nieśmiertelniki". Zieliński nie wiedział jednak, czy były to blaszki niemieckie czy sowieckie, na pewno było ich tyle sztuk, co zabitych.
Musiał zginąć
W marcu 1947 r. Flame przeszedł do legalnego życia, ujawnił się przed władzami. Wtedy, być może dręczony wyrzutami sumienia, postanowił odszukać groby swoich żołnierzy. Razem z "Anuszką" pojechał w okolice Barutu. "Bartka" kojarzył tamtejszy leśniczy, znali się jeszcze z czasów, gdy leśniczy pracował jako gajowy na Baraniej Górze. To on musiał mu powiedzieć o grobach.
Mężczyźni razem poszli do lasu, "Anuszki" nie zabrali ze sobą. Nigdy nie dowiemy się, co zobaczył wtedy "Bartek". Jedno jest pewne, gdy wyszedł z lasu, był bardzo przejęty.
Na kilka lub kilkanaście minut przed swą śmiercią "Bartek" miał powiedzieć, że nic go już nie cieszy na tym świecie, a żyje jeszcze dlatego, że ma tutaj dzieci i matkę.
Około godz. 23.00 strzały z broni przecięły rozmowy w knajpie w Zabrzegu. Wielu z tych, którzy tam wtedy byli, po raz pierwszy zobaczyło martwego człowieka. Niedaleko kominka, przy stole leżał mężczyzna z odrzuconymi w bok rękami, który nie skończył jeszcze trzydziestu lat.
Do "Bartka" strzelał milicjant Rudolf Dadak. Pytany, dlaczego to zrobił, miał odpowiedzieć:
"Nie mogę znosić, by tacy wrogowie demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów, chodzili teraz bezkarnie".
Co pchnęło Dadaka do morderstwa? Niestety, dziś możemy jedynie snuć na ten temat domysły.
- Nigdy nie znalazłem dokumentów, które potwierdzałyby hipotezę, że czyn Rudolfa Dadaka był zaplanowany przez bezpiekę, choć oczywiście nie można tego wykluczyć. Relacje z drugiej, trzeciej ręki, mówią o tym, że żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych zabili brata Dadaka. Być może ten wątek osobisty doprowadził do zabójstwa? Przełożeni Dadaka wiedzieli o tym i podpuścili go, by zastrzelił Henryka Flamego - mówi dr Tomasz Kurpierz.
Dadak stanął przed sądem, jednak postępowanie przeciwko niemu zostało umorzone, ponieważ w chwili popełnienia przestępstwa "nie mógł rozpoznać znaczenia czynu i pokierować swoim postępowaniem z uwagi na chorobę psychiczną". Nie wiadomo, co się później działo z zabójcą "Bartka".
- Nic pewnego nie wiemy o jego śmierci. Być może faktycznie zginął pod kołami pociągu? - zastanawia się dr Kurpierz. Według innych, wyjechał na tzw. Ziemie Odzyskane, by uniknąć zemsty ze strony niepodległościowego podziemia.
O "Bartku" wciąż pamiętają, choćby w Wiśle, Szczyrku czy Zabrzegu. W grudniu ubiegłego roku na ścianie restauracji "Pod Zaporą", gdzie zginął Flame, odsłonięto tablicę z napisem: "W tym budynku w dniu 1 grudnia 1947 r. został zdradziecko zamordowany dowódca zgrupowania "Bartek" VII Okręgu Śląskiego Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryk Flame. Cześć jego pamięci".
"To było pospolite morderstwo, nie egzekucja. 'Bartek' był człowiekiem stworzonym do dowodzenia. Rzutki, energiczny, a przede wszystkim ludzki. O jego śmierci dowiedziałem się dopiero rok później. Trudno było nam to pojąć. Przecież to działo się już po ujawnieniu" - powiedział reporterowi "Dziennika Zachodniego" dziewięćdziesięcioletni Władysław Foksa z Żywca, żołnierz "Bartka", który dowodził jedną z siedemnastu grup zgrupowania utworzonego przez kapitana Flamego.
Co roku, 1 grudnia w czechowickim kościele św. Katarzyny odprawiana jest Msza Święta w intencji "Bartka". Świątynia jest wówczas zawsze pełna.
Niestety, historycy oraz prokurator IPN nie są obecnie w stanie wskazać jednoznacznie odpowiedzialnych za podjęcie decyzji o zabiciu partyzantów z oddziału "Bartka". W czerwcu ubiegłego roku umorzono śledztwo w tej sprawie.
- Poszukiwania ciał zamordowanych żołnierzy ze zgrupowania "Bartka" nie przyniosły żadnych rezultatów. Zarówno w Hubertusie k. Barutu, między Gliwicami a Strzelcami Opolskimi, jak i w granicach dzisiejszego województwa opolskiego. W przypadku Hubertusa być może ciała spalono, a kości gdzieś wywieziono? Może ich trupy potraktowano jako ciała żołnierzy niemieckich lub sowieckich? Tego, niestety, nie wiemy - przyznaje dr Tomasz Kurpierz.
Zasłużony dyplomata
Wendrowski został przesłuchany w październiku 1993 roku. Mówił wtedy śledczym:
"Po moich meldunkach w UBP w Katowicach, którego szefem był wówczas pułkownik Kratko, wystąpił z propozycją likwidacji zgrupowania 'Bartka', to jest tych ludzi, którzy byli najbardziej niecierpliwi w ten sposób, że pod pozorem ewakuacji na Zachód, zostaną przewiezieni do UB w Katowicach i aresztowani. Otrzymałem rozkaz zawiadomienia 'Bartka', że w określonym czasie i miejscu, część jego ludzi zostanie samochodami ewakuowana na Zachód, z tym że informowałem ich zgodnie z otrzymanymi instrukcjami, że będą dowiezieni do granicy zachodniej. Na tym skończyło się moje zadanie w zgrupowaniu 'Bartka'...".
Wendrowski nigdy nie przyznał się do tego, że znał plan likwidacji, a tym bardziej do jego napisania. Twierdził, iż był przekonany o postawieniu żołnierzy NSZ przed sądem.
Podobno gdy Henryk Wendrowski zmarł w drugiej połowie lat 90., wnętrza gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych przy Alei Szucha oblepione były dość długo klepsydrami wspominającymi zasłużonego dyplomatę. Wendrowski za swoją służbę został nagrodzony pod koniec lat 60. stanowiskiem ambasadora w Danii.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=110643Henryk Flame był przed wojną pilotem 2. pułku lotniczego w Krakowie. Podczas kampanii wrześniowej walczył w 123. Eskadrze Myśliwskiej przydzielonej do Brygady Pościgowej. Pod koniec września przekroczył granicę i został internowany na Węgrzech. Udało mu się stamtąd uciec w następnym roku. Podczas okupacji pracował na kolei i działał w konspiracji, m.in. w oddziale Armii Krajowej w okolicach Wisły i Baraniej Góry. Gdy Czechowice zostały zajęte przez Armię Czerwoną, Flame został komendantem posterunku milicji. Jednak długo nie zagrzał tam miejsca. Zagrożony aresztowaniem, zbiegł do lasu, by początkowo z dziesięcioma ludźmi tworzyć oddział Narodowych Sił Zbrojnych. Formacja zaczęła się gwałtownie rozrastać. Zdobywano broń, rozbrajając posterunki Milicji Obywatelskiej, Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego oraz wojska. Wiosną 1946 r. zgrupowanie "Bartka" liczyło kilka oddziałów, w sumie blisko 300 żołnierzy. Takiej siły komuniści nie mogli już lekceważyć, tym bardziej że partyzanci likwidowali pracowników Urzędu Bezpieczeństwa, konfidentów i partyjnych aparatczyków.
Żołnierze "Bartka" nie tylko walczyli z przedstawicielami nowej władzy, lecz także ostentacyjnie manifestowali swoją obecność. Przede wszystkim udało się im to 3 maja 1946 r., gdy w Wiśle przedefilowali przed kapitanem "Bartkiem". Zanim wyruszyli do Wisły, kapitan Flame powiedział swoim żołnierzom: "Dzisiaj pojedziemy zająć Wisłę. Musimy to zrobić z pewnych względów. Pamiętajcie, musi panować duża dyscyplina i ostrożność. W Wiśle kwateruje Wojsko Polskie i Sowieci. Oddziały wejdą do Wisły, grupa 'Sztubaka' osłania całość akcji. I dodał: Zamanifestujemy naszą wolę służenia Ojczyźnie w dniu Święta Królowej Polski!".
Wspomniany Antoni Biegun "Sztubak" tak opisywał wejście do Wisły: "W pierwszym momencie ludzie byli zaszokowani, lecz gdy dowiedzieli się, że jesteśmy partyzantami, zaczęto wiwatować. Tu i ówdzie odzywały się głosy, że wybuchło powstanie. Ludność zaczęła nas częstować żywnością, obrzucać kwiatami i całować".
"Bartek" odebrał defiladę. Przez plac w centrum miasteczka przemaszerowało około stu leśnych. Następnie Flame przybliżył żołnierzom, a przede wszystkim zgromadzonym cywilom cele walki z komunistami.
Świadków tego niezwykłego wydarzenia, w środku kraju opanowanego przez komunistów, musiało być o wiele więcej.
Młody i zdolny
Pułkownik Henryk Wendrowski, tak jak i "Bartek" był żołnierzem Armii Krajowej. Jednak Wendrowski należał do tych, którzy przeszli na drugą stronę barykady. Konrad Świetlik, wiceminister bezpieczeństwa publicznego, w rozmowie z reportażystą Henrykiem Piecuchem wyrażał się o nim w samych superlatywach: "Młody, zdolny pracownik operacyjny, mający dobre kontakty z podziemiem...".
Wendrowski musiał być bardzo inteligentny. Trafnie scharakteryzował go historyk dr Tomasz Kurpierz, pisząc o nim, że miał "bardzo dobry zmysł operacyjny, rejestrował dużą liczbę szczegółów oraz szybko i na ogół trafnie potrafił sporządzić psychologiczną charakterystykę poznanych osób". Nic w tym dziwnego, skoro przed wojną studiował psychologię oraz... malarstwo.
Henryk Piecuch rozmawiał również z Wendrowskim w jego warszawskim mieszkaniu przy ul. Kruczej, które wypełnione było książkami i obrazami, wśród nich znajdowały się akwarele gospodarza. Piecuch zauważył, że pułkownik miał delikatne dłonie, które jednak dzierżyły w przeszłości nie tylko pędzel, ale również pistolet.
Podobno przeszedł na drugą stronę dobrowolnie, mieli go do tego namówić przyjaciele jego ojca. Dzięki nim dostał pracę w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego i tym samym ominęło go więzienie za działalność w "reakcji". To tylko jedna wersja jego romansu z bezpieką. Inna mówi, że jeszcze wcześniej został agentem NKWD.
Sieć gry operacyjnej - prowadzonej przez Departament III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego oraz Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach - zarzucono na oddział NSZ kapitana Henryka Flamego "Bartka" w połowie 1945 roku. Jej najważniejszym graczem, bo tym, który doprowadził do eksterminacji oddziału, był właśnie Wendrowski - został on przedstawiony "Bartkowi" jako kapitan "Lawina". Stało się to 7 sierpnia 1946 roku. Do spotkania doszło w obozowisku oddziału na Baraniej Górze. Do tego momentu (już od pół roku) Flame nie miał żadnego kontaktu ze swoim dowództwem.
Dopiero na drugi dzień po śniadaniu "Lawina" zdradził "Bartkowi" cel swojej wizyty. Zaproponował Flamemu przewiezienie jego ludzi w rejon Jeleniej Góry. Kończąc swój monolog, powiedział: "Argumenty podałem po to, aby przekonać, a obecnie daję rozkaz jako władza przełożona, aby go wykonano".
Z tzw. Ziem Odzyskanych żołnierze mieli zostać przerzuceni przez zieloną granicę do alianckiej strefy okupacyjnej.
Druga wizyta Wendrowskiego w partyzanckim obozowisku nastąpiła 20 sierpnia. Najprawdopodobniej w tym czasie, a więc pomiędzy pierwszym a drugim spotkaniem "Lawiny" z "Bartkiem", powstał dokument zatytułowany "Plan Likwidacji 'B' którego autor (najpewniej Wendrowski) dokładnie opracował akcję "likwidacji", a jej finał miał wyglądać tak: "Na punkcie likwidacyjnym otrzymują wszyscy sute porcje wódki i jedzenia i idą spać. Likwidacja nastąpi we śnie i przeprowadzi ją grupa naszych ludzi (20), która dotychczas spełniała rolę ochrony punktu z ramienia Okręgu Opolskiego NSZ".
Gdy Wendrowski ponownie dotarł na Babią Górę, tam przed głównym namiotem powitał go Flame, a za jego plecami stali podkomendni w szeregu. "Bartek" wydaje rozkaz żołnierzom:
"Baczność! Na prawo patrz!".
Kapitan "Lawina" jest przyjęty z honorami. Wendrowski raportował potem, że "zaprosił" oficerów do namiotu i tam przemawiał do nich około dwóch godzin. Wywiązała się również rozmowa. Jej tematem była "sytuacja polityczna, którą przedstawiłem jako nie bardzo korzystną dla NSZ, a która wymaga specjalnego podejścia do konspiracji i w ogóle do zmiany dotychczasowej taktyki...".
Wendrowski był już wtedy pewny, że ma przewagę nad swoim przeciwnikiem. Jako niedoszły psycholog i świetny obserwator zdawał sobie sprawę z tego, że "Bartek" i większość jego oficerów wykona "rozkaz" wyimaginowanego dowództwa. Owszem, Flame miał jakieś wątpliwości, ale Wendrowski szybko je rozwiał, mówiąc mu, że jego dowództwo zamierza przerzucić do Norymbergii w celu dalszego kształcenia.
Jestem kapitan "Bartek"
Dzięki Tomaszowi Greniuchowi, biografowi Henryka Flamego, wiemy mniej więcej, jak wyglądał jego ostatni dzień życia i co się wydarzyło w restauracji w Zabrzegu k. Czechowic-Dziedzic tamtej nocy, 1 grudnia 1947 roku.
Wieczorem Flame skończył pomagać Wiktorowi Cimali w pracy nad żelaznymi drzwiami do kościoła św. Katarzyny. Choć pracowali od godz. 14.00, Wiktor nie miał ochoty na odpoczynek. Wolał przejść się z Henrykiem, wiedząc, że po drodze będą musieli minąć knajpę Kozika, w której wychylą po kuflu piwa. Spotkali tam znajomych. Po jakimś czasie towarzystwo przeniosło się do innego lokalu. Było ok. godz. 12.00, gdy z samochodu zaparkowanego przed restauracją prowadzoną przez Józefa Czyloka wysiadło kilka osób.
Gdy tylko Drapacz z miejscowej milicji zobaczył Flamego w drzwiach, natychmiast pobiegł na posterunek, by o tym zameldować. Komendant Dolaciński ściągnął pas, poprawił kaburę i razem z podkomendnym poszedł do restauracji.
- Zabrzeg to mała miejscowość. Tam wszyscy się znali, choćby ze szkoły. Flame nie był tam postacią anonimową, ludzie musieli znać jego przeszłość, a tym bardziej milicja - podkreśla dr Tomasz Kurpierz, historyk z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Dochodziła godzina wpół do dziesiątej w nocy, gdy Flame dostrzegł Dolacińskiego przy barze. Podszedł tam wolnym krokiem. Być może właśnie tak wyglądała ich rozmowa:
- Witam, towarzysza komendanta. Zapraszam do naszego stolika. Tam jest weselej niż z tymi ponurakami.
Dolaciński zdusił papierosa pod butem i stanowczo wycedził przez zęby:
- Muszę odmówić. Po pierwsze, jestem na służbie - komendant jakby na potwierdzenie swych słów klepnął dłonią po kaburze. - Po drugie... - Dolaciński zawiesił na chwilę głos. - Nie piję z nieznajomymi.
Ostatnie stwierdzenie milicjanta musiało urazić Flamego, który wyprężony jak struna przedstawił się komendantowi.
- Jestem kapitan "Bartek"!
Na chwilę przycichły rozmowy, bo przecież, choć nikt o tym głośno nie mówił, wszyscy wiedzieli, że ten niespełna trzydziestoletni mężczyzna jeszcze kilkanaście miesięcy temu dowodził najsilniejszym na tym obszarze zgrupowaniem Narodowych Sił Zbrojnych, o których prasa nie pisała inaczej, jak tylko "faszyści" lub "zbrodniarze", a Bolesław Bierut charakteryzował ich słowami: "Wrogowie Polski i wrogowie pokoju w postaci agentów faszystowskich Andersa i band leśnych NSZ, reakcjoniści otwarci i zamaskowani, chroniący w duszy starą, zaskorupiałą wrogość do ZSRR, nie chcą widzieć tych codziennych, szlachetnych objawów wzajemnego sąsiedzkiego współżycia naszych narodów".
Flame wrócił do swojego stolika, a biesiadnicy do rozmów.
Czylok nie zamknął knajpy o dwudziestej drugiej, jak to miał w zwyczaju. Poprosił go o to komendant, który podobno bał się awantury na dworze.
Dwóch świadków
O wiele łatwiej było zamordować blisko 170 żołnierzy NSZ, niż zatrzymać ich, poddać śledztwu, a następnie zasądzić dla wszystkich karę śmierci. O wiele szybciej można było się ich pozbyć w wypróbowany, "katyński" sposób.
Wyjechały trzy transporty, a w nich najprawdopodobniej około 170 żołnierzy ze zgrupowania "Bartka". Odbywały się one od 5 do 25 września 1946 roku. O tym, co działo się potem, mówią dwie relacje.
Żołnierz "Bartka", Andrzej Bujok "Jędrek", był w jednym z transportów.
"Mimo jesiennej pory było bardzo ciepło. Samochody zajechały pod 'pałac' i obstawa poleciła wysiadać na nocleg. Zakwaterowano nas w parterowym budynku dawnej powozowni. Podano kolację, obficie uraczono wódką. Potem wszyscy ułożyli się na słomie rozścielonej na podłodze i zasnęli. Ludzie 'Lawiny' trzymali straż" - opowiadał kolegom.
"Jędrek" nie mógł zasnąć, tak samo jak i jego kolega Władysław Nowatorski "Lotny". Nerwy zrobiły swoje. Dlatego postanowili, że wejdą na strych, gdzie powinno być więcej świeżego powietrza.
"Nad ranem, gdy się rozwidniło, obudziły nas krzyki i serie wystrzałów z karabinów maszynowych. Na dole, pod śpiącymi ktoś podpalił słomę. Koledzy wyskakiwali przez okna, gdzie koszono ich długimi seriami z broni automatycznej" - wspominał "Jędrek".
W końcu, gdy po wielu godzinach ukrywania się na strychu wokół zaległa cisza, gdy dojechały samochody, wyczołgali się z trocin i zeszli na dół. Niestety, tam cały czas pilnowano terenu. "Lotny" dostał śmiertelny strzał. "Jędrek" miał więcej szczęścia. Schronienia szukał wśród drzew. Biegł obok ruin jakiejś kaplicy przez zarośnięty rów. W końcu dotarł do ściany lasu. Był uratowany. Gdy po kilku dniach opowiedział kolegom z oddziału o tym, co się stało, nie chcieli mu wierzyć.
Druga relacja pochodzi od byłego ubeka Jana Fryderyka Zielińskiego, który zeznając w latach 90., mówił m.in.:
"W nocy otoczyliśmy cały teren, a nad ranem przystąpiliśmy do akcji. (...) Osowski Włodzio nożem fińskim zasztyletował wartownika z grupy 'Bartka', stojącego przy głównym wejściu. Następnie ktoś, z tym że nie wiem, kto, ale raczej z tych ruskich cywilów, wrzucił przez otwory okienne do dwóch pomieszczeń dwa granaty przypominające dużą kilogramową puszkę z ręcznym uchwytem. Rozległ się straszny huk. Po wybuchu większość ludzi jednak żyła. Zaczęli uciekać. Cały teren był otoczony. Wszyscy zostali wyłapani".
Ci, którzy przeżyli, musieli rozebrać się do naga. Pojedynczo byli prowadzeni do dołu głębokiego na około trzy, cztery metry. Tam mordowano ich strzałem w tył głowy. Według Zielińskiego, mieli to robić Sowieci. Po egzekucji ubrania zastrzelonych oblano benzyną i spalono. Do dołów z trupami, zanim je zasypano, wrzucono "nieśmiertelniki". Zieliński nie wiedział jednak, czy były to blaszki niemieckie czy sowieckie, na pewno było ich tyle sztuk, co zabitych.
Musiał zginąć
W marcu 1947 r. Flame przeszedł do legalnego życia, ujawnił się przed władzami. Wtedy, być może dręczony wyrzutami sumienia, postanowił odszukać groby swoich żołnierzy. Razem z "Anuszką" pojechał w okolice Barutu. "Bartka" kojarzył tamtejszy leśniczy, znali się jeszcze z czasów, gdy leśniczy pracował jako gajowy na Baraniej Górze. To on musiał mu powiedzieć o grobach.
Mężczyźni razem poszli do lasu, "Anuszki" nie zabrali ze sobą. Nigdy nie dowiemy się, co zobaczył wtedy "Bartek". Jedno jest pewne, gdy wyszedł z lasu, był bardzo przejęty.
Na kilka lub kilkanaście minut przed swą śmiercią "Bartek" miał powiedzieć, że nic go już nie cieszy na tym świecie, a żyje jeszcze dlatego, że ma tutaj dzieci i matkę.
Około godz. 23.00 strzały z broni przecięły rozmowy w knajpie w Zabrzegu. Wielu z tych, którzy tam wtedy byli, po raz pierwszy zobaczyło martwego człowieka. Niedaleko kominka, przy stole leżał mężczyzna z odrzuconymi w bok rękami, który nie skończył jeszcze trzydziestu lat.
Do "Bartka" strzelał milicjant Rudolf Dadak. Pytany, dlaczego to zrobił, miał odpowiedzieć:
"Nie mogę znosić, by tacy wrogowie demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów, chodzili teraz bezkarnie".
Co pchnęło Dadaka do morderstwa? Niestety, dziś możemy jedynie snuć na ten temat domysły.
- Nigdy nie znalazłem dokumentów, które potwierdzałyby hipotezę, że czyn Rudolfa Dadaka był zaplanowany przez bezpiekę, choć oczywiście nie można tego wykluczyć. Relacje z drugiej, trzeciej ręki, mówią o tym, że żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych zabili brata Dadaka. Być może ten wątek osobisty doprowadził do zabójstwa? Przełożeni Dadaka wiedzieli o tym i podpuścili go, by zastrzelił Henryka Flamego - mówi dr Tomasz Kurpierz.
Dadak stanął przed sądem, jednak postępowanie przeciwko niemu zostało umorzone, ponieważ w chwili popełnienia przestępstwa "nie mógł rozpoznać znaczenia czynu i pokierować swoim postępowaniem z uwagi na chorobę psychiczną". Nie wiadomo, co się później działo z zabójcą "Bartka".
- Nic pewnego nie wiemy o jego śmierci. Być może faktycznie zginął pod kołami pociągu? - zastanawia się dr Kurpierz. Według innych, wyjechał na tzw. Ziemie Odzyskane, by uniknąć zemsty ze strony niepodległościowego podziemia.
O "Bartku" wciąż pamiętają, choćby w Wiśle, Szczyrku czy Zabrzegu. W grudniu ubiegłego roku na ścianie restauracji "Pod Zaporą", gdzie zginął Flame, odsłonięto tablicę z napisem: "W tym budynku w dniu 1 grudnia 1947 r. został zdradziecko zamordowany dowódca zgrupowania "Bartek" VII Okręgu Śląskiego Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryk Flame. Cześć jego pamięci".
"To było pospolite morderstwo, nie egzekucja. 'Bartek' był człowiekiem stworzonym do dowodzenia. Rzutki, energiczny, a przede wszystkim ludzki. O jego śmierci dowiedziałem się dopiero rok później. Trudno było nam to pojąć. Przecież to działo się już po ujawnieniu" - powiedział reporterowi "Dziennika Zachodniego" dziewięćdziesięcioletni Władysław Foksa z Żywca, żołnierz "Bartka", który dowodził jedną z siedemnastu grup zgrupowania utworzonego przez kapitana Flamego.
Co roku, 1 grudnia w czechowickim kościele św. Katarzyny odprawiana jest Msza Święta w intencji "Bartka". Świątynia jest wówczas zawsze pełna.
Niestety, historycy oraz prokurator IPN nie są obecnie w stanie wskazać jednoznacznie odpowiedzialnych za podjęcie decyzji o zabiciu partyzantów z oddziału "Bartka". W czerwcu ubiegłego roku umorzono śledztwo w tej sprawie.
- Poszukiwania ciał zamordowanych żołnierzy ze zgrupowania "Bartka" nie przyniosły żadnych rezultatów. Zarówno w Hubertusie k. Barutu, między Gliwicami a Strzelcami Opolskimi, jak i w granicach dzisiejszego województwa opolskiego. W przypadku Hubertusa być może ciała spalono, a kości gdzieś wywieziono? Może ich trupy potraktowano jako ciała żołnierzy niemieckich lub sowieckich? Tego, niestety, nie wiemy - przyznaje dr Tomasz Kurpierz.
Zasłużony dyplomata
Wendrowski został przesłuchany w październiku 1993 roku. Mówił wtedy śledczym:
"Po moich meldunkach w UBP w Katowicach, którego szefem był wówczas pułkownik Kratko, wystąpił z propozycją likwidacji zgrupowania 'Bartka', to jest tych ludzi, którzy byli najbardziej niecierpliwi w ten sposób, że pod pozorem ewakuacji na Zachód, zostaną przewiezieni do UB w Katowicach i aresztowani. Otrzymałem rozkaz zawiadomienia 'Bartka', że w określonym czasie i miejscu, część jego ludzi zostanie samochodami ewakuowana na Zachód, z tym że informowałem ich zgodnie z otrzymanymi instrukcjami, że będą dowiezieni do granicy zachodniej. Na tym skończyło się moje zadanie w zgrupowaniu 'Bartka'...".
Wendrowski nigdy nie przyznał się do tego, że znał plan likwidacji, a tym bardziej do jego napisania. Twierdził, iż był przekonany o postawieniu żołnierzy NSZ przed sądem.
Podobno gdy Henryk Wendrowski zmarł w drugiej połowie lat 90., wnętrza gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych przy Alei Szucha oblepione były dość długo klepsydrami wspominającymi zasłużonego dyplomatę. Wendrowski za swoją służbę został nagrodzony pod koniec lat 60. stanowiskiem ambasadora w Danii.
Sebastian Reńca
Autor opublikował niedawno "Z cienia. Powieść o żołnierzach wyklętych" (Wydawnictwo Fronda) oraz zbiór opowiadań o działaczach opozycji z lat 80. "Wiktoria" (Stowarzyszenie Pokolenie).
W trakcie pisania korzystałem m.in. z prac: T. Kurpierza, P. Piątka, "Dobić wroga. Aparat represji wobec podziemia zbrojnego na Śląsku Cieszyńskim i Żywiecczyźnie 1945-1947", Katowice - Kraków 2007; S.M. Jankowskiego, "Operacja 'Lawina'" "Zeszyty Katyńskie" 1999, nr 10, s. 117-154.
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
38 komentarzy
1. Jak zwykle podłe moralne zgniłki bez sumienia
Przyłożyły swoje zbrodnicze łapy do przerwania istnienia
Ludzi dla których Polska to jest Ojczyzna
A nie jakiś szałas, albo mielizna
Ci którzy nie szanują Kraju swoich przodków
To zwykłe kreatury godne oglądania końskich podków
Od spodu tak żeby nigdy w życiu
Nie zdradzili Ojczyzny ,zostali w ziemi ukryciu
Bywa że na Ziemi unikają sądów Prawdy
Lecz od sprawiedliwości uciec nie da rady
Bo Bóg każdego sprzedajnego bękarta spuści rzeką
Nią dopłyną do piekła , więc stąd daleko
Dla nas zostaje żeby o Bohaterach pamiętać
Modlić się za dusze w każde święta
Tym możemy spłacić im hołdy za czyny
By znaleźli drogę do Boga spośród brzeziny
Pozdrawiam
2. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Chce się powiedzieć smutno mi Boże, ze wśród byli i są wrogowie.
W TVN, przed stokrotka popisywał się Jan Gros, według stokrotki profesor historii.
Żałosny był ten pan Gross, jakiś nerwowy. Gdzie ta pewność, którą pokazywał u Foksa przemawiając z Ameryki.
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
3. Henryk Wendrowski
sPRO BYLO TAKICH MOLOJCOW W pOLSCE. dOBRZE, ZE POWOLI UJAWNIA SIE ICH CZYNY.
4. Henryk Flame, najpierw
Henryk
Flame, najpierw żołnierz AK (pseudonim „Grot”) walczący z hitlerowcami,
a potem legendarny dowódca partyzantów Narodowych Sił Zbrojnych
walczących z NKWD, KGB i UB na Podbeskidziu i na Śląsku, został
zdradzony najpierw przez aliantów z Anglii, którzy pozostawili jego
oddziały bez żadnego wsparcia z zachodu, a
potem przez zwerbowanego do UB Kazimierza Zaborskiego, który działał w
dowództwie Śląskiego Okręgu NSZ w randze majora pod ps.
„Górny-Łamigłowa”! Informacje, które ujawnię w tym artykule pochodzą od
wywiadowcy NSZ, żołnierza września 1939roku i członka Armii Krajowej,
który osobiście znał Henryka Flame i doradzał mu, aby się nie ujawniał
po ogłoszonej amnestii, bo komunistom nie można nigdy ufać.
Major Górny-Łamigłowa był zwyczajnym
zdrajcą (zarejestrowany w UB jako agent „RR”) i w dodatku zbrodniarzem ,
który dopomógł w wymordowaniu większości partyzantów ze zgrupowania
„Bartka” . W wyniku zaprzestania przez Londyn wspierania logistycznego i
wywiadowczego działających w Beskidach oddziałów Narodowych Sił
Zbrojnych, bezpieka mogła doprowadzić do tego, że dowódcą Górnośląskiego
Okręgu NSZ został w 1946 roku agent UB ! Inny zdrajca, który przeszedł
na stronę UB nazywał się Henryk Wendrowski , a podawał się za kapitana
noszącego pseudonim „Lawina” z dowództwa VII Śl. Okręgu NSZ .
Ten perfidny agent UB wygłosił 20
sierpnia 1946 roku na Baraniej Górze płomienne przemówienie do
partyzantów NSZ, w którym poinformował o rzekomym rozkazie dowództwa NSZ
przegrupowania oddziałów leśnych na zachodnie ziemie odzyskane.
W taki oto sposób rozpoczęła się
operacja bezpieki pod kryptonimem „Lawina”, która stanowiła początek
zbrodni ludobójstwa dokonanej na kilkuset partyzantach Narodowych Sił
Zbrojnych. Według mojej wiedzy pełna lista członków NSZ współpracujących
z bezpieką nigdy nie została opublikowana, a z uwagi na fakt, że do NSZ
wstępowali również funkcjonariusze MO a nawet UB, to warto byłoby
wreszcie sprawdzić , który z nich wstąpił do zgrupowania „Bartka”
dlatego , że został oddelegowany przez bezpiekę?
Niestety, brak prawdziwej lustracji w
Polsce po 1989 roku sprawił, że nie tylko zbrodniarze komunistyczni
pozostali bezkarni, ale teraz ich dzieci, piastują często odpowiedzialne
funkcje państwowe i samorządowe, niektórzy nawet pracują w sądownictwie
i prokuraturach, a czasami zajmują się propagowaniem oszczerstw wobec
NSZ!!!Symptomatycznym jest fakt , że niektórzy żołnierze NSZ , którzy
się ujawnili, po amnestii nie zostali poddani żadnym represjom , a inni
ginęli albo byli zamykani w więzieniach. Wspomniany na wstępie
wywiadowca NSZ (który nigdy się nie ujawnił władzom PRL-u), wielokrotnie
powtarzał mi, że rację mieli ci członkowie NSZ, którzy nie zaufali
amnestii i nie ujawnili swoich związków ze zgrupowaniem „Bartka”.
Największą tragedią zgrupowania „Bartka” był fakt , że nikt , nawet
Henryk Flame tak do końca nie wiedział kto pracuje na dwie strony , bo w
zgrupowaniu tym służyli nie tylko dawni AK-owcy , ale też dawni
funkcjonariusze MO , UB itd. Również byli żołnierze Wehrmachtu nie
stanowili pewnego oparcia , bo po 1945 roku masę dawnych Volksdeutschów
wstąpiło do partii komunistycznej albo do UB.
Na Śląsku powszechne niemal były
sytuacje, że ci, co w czasie wojny donosili na AK-owców do Gestapo ,
zaraz po wojnie ujawniali na UB nazwiska AK-owców, donosili na NSZ , a
potem stawali się dygnitarzami PPR lub bezpieki. W tamtych czasach
„Bartek” i większość jego ludzi nie wiedzieli, że zdrajcy są na samej
górze VII Śląskiego Okręgu NSZ , a potworna zbrodnia ludobójstwa
dokonana na rozbrojonych już żołnierzach NSZ była przez wiele lat
ukrywana przed społeczeństwem! Gdy „władza ludowa” ogłosiła potem
amnestię, to Henryk Flame i część jego żołnierzy ujawniła się i wyszła z
konspiracji.
Zdrajcy jednak obawiali się wiedzy o ich
hańbie jaką posiadał „Bartek”, dlatego bezpieka popełniła w restauracji
Czyloka w Zabrzegu w dniu 1.12.1947 roku kolejne nierozliczone do
dzisiaj perfidne morderstwo! Zabójstwo Henryka Flame było misternie
przygotowaną zbrodnią bezpieki, o czym świadczy chociażby ilość
funkcjonariuszy MO, znajdujących się wtedy w tejże restauracji. Był tam
wtedy obecny m.in. ówczesny szef UB w Czechowicach- Władysław Pająk, a
ponadto przełożony Dadaka komendant Dolaciński !
Bezpośrednim wykonawcą egzekucji
dokonanej na bezbronnym „Bartku” był funkcjonariusz MO Rudlf Dadak,
którego najpierw bezpieka uznała za psychicznie chorego dla uwolnienia
od odpowiedzialności, a potem przeniosła do innego województwa do
pełnienia dalszej służby dla „władzy ludowej”. Morderca postąpił jak
pospolita kanalia, bo nawet nie miał odwagi spojrzeć bohaterowi prosto w
oczy i zamordował go strzałem w plecy!
W
czasie pogrzebu Henryka Flame niektórzy koledzy „Bartka” szeptali , że
dopadną jego mordercę i nawet UB go nie ochroni. (Ostatnim wyrokiem NSZ
wykonanym na zdrajcy była kara śmierci wykonana na mordercy- Rudolfie
Dadaku.) Samo zamordowanie „Bartka” nie wystarczyło jednak komunistom!
Dlatego od tamtej zbrodni po dzień dzisiejszy próbuje się w kręgach
zdrajców Rzeczypospolitej zniesławiać dobre imię Henryka Flame i
zniszczyć legendę i chwałę Narodowych Sił Zbrojnych.
Czytaj więcej http://www.ngopole.pl/tag/operacja-lawina/
Oto jakich używało się i często nadal używa perfidnych kłamstw:
1. Legendarny „Bartek” urodził się
15.01.1918 roku, natomiast UB-ecki protokół sporządzony w 1947 roku, w
trakcie ujawnienia się „Bartka” w ramach amnestii (dokument IPN Ka
08/3269) podaje jako datę urodzenia Henryka Flame dzień 19.01.1918 r.
Bardzo niepokojącym jest fakt , że niektórzy historycy uznali jako
wiarygodne dane z odpisu dokumentu, sporządzonego w trakcie ujawnienia
się tego słynnego partyzanta.
2. Legenda „Bartka” była tak
nieskazitelna zarówno za jego życia jak po jego zamordowaniu przez MO
,że bezpieka spreparowała oszczerstwa o jego rzekomo niemieckich
sympatiach . Przez UB i aktywistów PPR-u oraz zdrajców pracujących jako
agenci bezpieki w sztabie VII Śląskiego Okręgu NSZ została szczegółowo
opracowana i propagowana teoria o tym , że Henryk Flame rzekomo podawał
się za Niemca i podpisał volkslistę. Dziwi mnie fakt , że obecnie
niektórzy młodzi historycy dali się nabrać na oszczerstwa UB i powołują
się na dokument IPN- AIPN Ka 08/3369 oraz Ka 08/3269 . W jednej z
książek nawet napisano:
”Henryk Flame przebywając w obozie
niemieckim jako żołnierz polski posiadając III grupę (…) podał się za
Niemca , wskutek czego został zwolniony z obozu”. Wszelkie te
twierdzenia są oszczerstwem!
Warto wiedzieć co to przedstawia
dokument Ka 08/3369- jest to lista osób ujawniających się przed komisją
amnestyjną w Bielsku na dzień 25.03.1947, a zatem jest to dokument
administracji komunistycznej, którego wiarygodność należy traktować z
najwyższą ostrożnością.
3. Nie pozostawiono nawet w spokoju
rodziny „Bartka” propagując jakoby jego dzieci były nieślubne. W
warunkach wojennych często nie sporządzano aktu małżeństwa, bo niektóre
śluby odbywały się w konspiracji, a kiedy brak dokumentu, trudno
określić dokładnie nawet rok ślubu . W przypadku „Bartka” było to tym
bardziej uzasadnione, że gdyby hitlerowcy wiedzieli kto jest jego żoną,
to groziłoby jej śmiertelne niebezpieczeństwo, jako małżonce dowódcy
jednego z oddziałów AK. Komuniści natomiast oraz agenci bezpieki już po
śmierci bohatera rozpowszechniali plotki o tym, że nie zawarł ślubu.
Niestety, współcześnie nadal niektórzy historycy powtarzają to kłamstwo.
4. Oszczercy i fałszerze historii
sugerowali jakoby „Bartek” i NSZ kierowali się ideologią faszystowską.
Jeden z historyków powołał się na dokument IPN-AIPN Ka S/64/03/Zk pisząc
następnie: „..Henryk Flame posiadając trzecią grupę narodowościową
został w roku 1944, jak zresztą wielu Ślązaków , powołany do armii
niemieckiej”… Jest to moim zdaniem nieuzasadnione żadnymi dokumentami
twierdzenie , bo tylko karta powołania do wojska niemieckiego ,
potwierdzona przez archiwum wojskowe RFN, mogłaby dawać podstawę do
oskarżania „Bartka” o trzecią grupę volkslisty. Według mojej wiedzy
Henryk Flame nie mógł w 1944 roku dostać powołanie do wojska
niemieckiego , bo działał już wtedy w partyzantce antyhitlerowskiej w
lasach Podbeskidzia. Już w 1943 roku, jako jeden z dowódców oddziałów
Armii Krajowej przyjął pseudonim „Grot”! Często czytelnicy przyjmują
jako prawdę historyczną propagowane oszczerstwa, które powołują się na
dokumenty IPN, a jest to poważny błąd, bo należy najpierw zaglądnąć do
źródeł, czyli sprawdzić kto dany dokument sporządził i co w nim jest
napisane! Wyżej przytoczony -AIPN Ka S/64/03/Zk jest”notatką dotyczącą
Henryka Flame ps. „Bartek” –kryptonim rozpracowania WUBP- Katowice
„Wisła”” –Zatem nie jest to żadne opracowanie IPN lecz bandycka
manipulacja Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w
Katowicach!
5. Władze komunistyczne , piórami swoich
historyków przemilczały , albo bagatelizowały zasługi Henryka Flame w
jego walce z okupantem hitlerowskim i rzadko w ogóle ujawniano , że był
on żołnierzem AK . Jeżeli cokolwiek o tym pisano, to tylko, że rzekomo
traktował ulgowo niemieckich okupantów …”stosując kary chłosty „ …
Robiono to po to, aby pokazać jak łagodny był Flame wobec Niemców a jak
bezwzględny wobec komunistów . Żołnierze AK nie stosowali kar chłosty
wobec hitlerowców , bo nie chadzali z rózgami tylko z karabinami i albo
faszystów zastrzelili , albo zranili , natomiast na chłostę nie było
nawet czasu , bo akcje bojowe odbywały się na zasadzie błyskawicznego
uderzenia i szybkiego wycofania się do lasu .
6. Bezpieka często próbowała wykazać
rzekomą „nielojalność” Henryka Flame, sugerując niezdyscyplinowanie
wobec dowódców , iż rzekomo opuścił AK zanim hitlerowcy zostali wyparci z
Podbeskidzia i wolał walczyć z komunistami niż z hitlerowcami , a
prawda była inna, bo według relacji znanego mi wywiadowcy NSZ, Flame
walczył w AK do czasu wyparcia ostatniego hitlerowca z Podbeskidzia, a
dopiero po tzw. „wyzwoleniu” przez sowietów wstąpił do NSZ … Na
Podbeskidziu nigdy nie było animozji między AK a NSZ , jednak żołnierze
AK wstępowali do NSZ dopiero po wejściu na te tereny Armii Czerwonej i
UB , co miało miejsce dopiero w lutym 1945 roku . Henryk Flame był
człowiekiem honoru i dopiero gdy okazało się , że dowództwo AK nie
wydało rozkazu do walki zbrojnej z sowietami, a Armia Czerwona wkroczyła
na Podbeskidzie przeszedł do NSZ.
7. UB-ecy nigdy nie posiadali dokumentu
volkslisty „Bartka”, ale żeby uprawdopodobnić , że zarówno on jak i jego
żołnierze byli rzekomo sympatykami Niemców , stosowali manipulację w
postaci skojarzeń, że skoro niektórzy partyzanci NSZ wywodzili się z
rodzin volksdeutsch-ów , to sam Henryk Flame też był volksdeutschem ., a
jego zgrupowanie- „bandą” .
8. UB stosowało często własną
nomenklaturę, nazywając NSZ bandą, natomiast wywiadowców NSZ –
informatorami bandytów. Informator , to było typowo UB-eckie określenie ,
natomiast w strukturach podziemia stosowano nazewnictwo : wywiadowca ,
zwiadowca, łącznik, a często po prostu „nasz człowiek” , albo
zakonspirowany kontakt . Poza tym zwiadowcy nie przekazywali
„informacji” tylko meldunki za które odpowiadali własną głową , bo jeśli
meldunek zawierał fałszywe dane , to wywiadowca był sprawdzany czy nie
przeszedł na stronę wroga . NSZ to było prawdziwe wojsko , a nie jak
chciałoby UB –„banda, operująca informatorami” .(W zasobach IPN znajduje
się znamienny dokument AIPN Ka 093/476 zatytułowany: „charakterystyka
Nr178 dotycząca bandy zbrojnej NSZ Okręgu VII pod dowództwem „Bartka”
struktura wywiadu”…)
9. Za czasów Edwarda Gierka wolno już
było pisać i mówić o żołnierzach AK, jednak partyzanci NSZ należeli
nadal do grupy „żołnierzy wyklętych” i propagandyści PZPR-u i SB
lansowali teorie o konfliktach między AK i NSZ w czasie okupacji
hitlerowskiej. Twierdzenie ,że na Podbeskidziu istniał konflikt między
AK i NSZ jest bezpodstawne , bo sam Henryk Flame był żołnierzem AK i
nigdy i nigdzie nie wyrażał się negatywnie o Armii Krajowej , a tym
bardziej o NSZ, którego stał się legendą . Wielu żołnierzy i wywiadowców
NSZ wywodziło się z AK , dlatego sugerowany podział podziemia
antykomunistycznego Podbeskidzia na poAKowskie i NSZ jest niczym nie
uprawnione historycznie w oddziale „Grota” , a potem „Bartka”, bo nie
było tutaj ani w czasie okupacji hitlerowskiej, ani po wejściu Armii
Czerwonej konfliktu między AK i NSZ . Fakt , że po rozwiązaniu AK ,
wśród wielu partyzantów nastąpiło rozgoryczenie nie oznacza , że były
podziały na tych co pochodzili z AK i na tych, co byli od początku w NSZ
. Fakt różnic politycznych naczelnych dowódców AK i NSZ nie miał
żadnego skutku ani znaczenia na poziomie zgrupowania „Bartka” .
Takie
podziały próbowała stworzyć NKWD i UB-ecja , formułując właśnie
oskarżenia wobec NSZ o rzekomą kolaborację z Niemcami i krytykę
„demokracji”. Należy być bardzo ostrożnym w podawaniu oszczerstw jako
bardziej lub mniej prawdopodobnych zdarzeń historycznych !
Dzisiaj 1 grudnia, czyli już 65 rocznica zamordowania słynnego Henryka Flame. Proponuję,
aby wieczorem każdy sympatyk Narodowych Sił Zbrojnych umieścił w swoim
oknie za szybą płonący znicz upamiętniający „Bartka”, bohaterskich
partyzantów NSZ i wszystkich żołnierzy wyklętych, którzy walczyli z
dwoma okupantami : hitlerowskim i sowieckim!
Autor: Rajmund Pollak, artykuł ten ukazał się w nr 26 tygodnika „Śląska gazeta” z 25 listopad do 1 grudzień 2011 r.
http://www.ngopole.pl/2013/12/01/kartka-z-kalendarza-dzis-mija-66-rocznica-zamordowania-henryka-flame-bartka/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. ONR Oddział Bielsko-Biała
listopada br., w Kościele parafialnym pw. Św. Katarzyny w Czechowicach -
Dziedzicach odprawiona została Msza Święta w 66. rocznicę mordu na
Henryku Flame ps. Bartek. Na uroczystości zjawili się przedstawiciele
Narodowych Sił Zbrojnych, rekonstruktorzy, działacze narodowi z
bielskiego oddziału Obozu Narodowo-Radykalnego oraz bielskiego koła
Młodzieży Wszechpolskiej, najważniejszym gościem był oczywiście
kombatant - Prezes Stanisław Turski.
Punktualnie o godzinie
15:00, rozpoczęła się eucharystia. Kazanie dotyczyło nie tylko osoby
Henryka Flame, ale również zagrożeń jakie czyhają na naszą Ojczyznę oraz
patriotów. Duchowny podkreślił znaczenie ofiary, jaką ponieśli
Żołnierze Wyklęci. Podziękował młodym osobom, które zamiast
przygotowywać się na imprezy andrzejkowe, postanowiły przyjść na Mszę
Świętą w intencji bohatera polskiego podziemia niepodległościowego.
Zachęcał do pracy nad samym sobą, do rozwijania swoich pasji i do
postępowania zgodnie z nauką Kościoła. Kazanie było komentowane długo po
uroczystości, jako skłaniające do myślenia, jednocześnie nacechowane
emocjonalnie, podkreślając wagę wartości, jakie wszyscy wyznajemy.
Na zakończenie udaliśmy się na grób Henryka Flame, który znajduję się w
pobliżu kościoła pw. Św. Katarzyny w Czechowicach-Dziedzicach.
Uczestnicy wydarzenia zapalili znicze i złożyli kwiaty. Bielski oddział
Obozu Narodowo-Radykalnego zaprezentował transparent z hasłem - Narodowe
Siły Zbrojne, skandując przy tym " Cześć i chwała bohaterom".
Zapraszamy do śledzenia naszego profilu, wkrótce udostępnimy Wam filmik
przedstawiający uczczenie pamięci o Żołnierzach Niezłomnych.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. "Bartek" dostał w
"Bartek" dostał w plecy
dodane 2013-12-01 19:40
Alina Świeży-Sobel
zobacz galerię
Uroczystości związane ze wspomnieniem 66. rocznicy tragicznej
śmierci kpt. Henryka Flamego - "Bartka", rozpoczęły się Eucharystią w
kościele św. Katarzyny w Czechowicach-Dziedzicach.
Alina Świeży-Sobel /GN
Modlitwa nad grobem "Bartka" na czechowckim cmentarzu
Ofiarowano ją w intencji dowódcy zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych w
Beskidach, zamordowanego przez funkcjonariusza milicji 1 grudnia 1947
r., a także jego pomordowanych przez UB podkomendnych.
- Chcemy pamiętać o żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych i o
zamordowanym 66 lat temu dowódcy zgrupowania VII Okręgu NSZ - kapitanie
Henryku Flame. Trzeba wspomnieć wszystkich zamordowanych, również siłami
polskich instytucji, służb bezpieczeństwa pozostających na usługach
systemu przyniesionego ze Wschodu. Trzeba ich przynajmniej przypominać
przed Bogiem i historią, aby nie zamazywać prawdy o naszej przeszłości.
Modlimy się za kombatantów, którzy przez lata byli szkalowani i
prześladowani za wierność marzeniom o Polsce niepodległej - mówili
uczestnicy Mszy Świętej odprawionej w intencji "Bartka" i jego
żołnierzy. Eucharystii przewodniczył ks. kan. Andrzej Zelek, a homilię
wygłosił ks. Marek Kulig ze Skoczowa.
Po Mszy Świętej, zakończonej uroczystą modlitwą Narodowych Sił
Zbrojnych, delegacje Związku Żołnierzy NSZ wraz z pocztami sztandarowymi
przemaszerowały na cmentarz parafialny. Na grobie "Bartka" złożone
zostały kwiaty i znicze, a Władysław Sanetra, prezes zarządu
podbeskidzkiego ZŻ NSZ poprowadził modlitwę za jego duszę. - Niech
pamięć, którą chcemy mu poświęcić, odbije w naszych sercach piętno tych
wartości, którym on zawsze był wierny. Te wartości to Bóg, honor i
ojczyzna - mówił Władysław Sanetra.
Nazywany dziś "królem Podbeskidzia" Henryk Flame był żołnierzem. Jako
pilot uczestniczył w wojnie obronnej w 1939 roku. Po ucieczce z niewoli,
a potem po uwolnieniu przez rodzinę z obozu, działał jako konspirator
we współpracy z Armią Krajową, a następnie z Narodowymi Siłami
Zbrojnymi. Po przejściu frontu w 1945 r. i krótkim okresie jawnych
działań, od maja 1945 r. do lutego 1947 r. dowodził największym
zgrupowaniem niepodległościowym na terenie Śląska Cieszyńskiego i
Żywiecczyzny.
Pod jego dowództwem w szczytowym okresie działało ponad 300 dobrze
uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy. Do akcji najbardziej
spektakularnych, a ważnych dla podniesienia stanu ducha, należała
defilada oddziałów NSZ 3 maja 1946 r. w Wiśle. Wcześniej opanowane i
unieszkodliwione zostały okoliczne posterunki MO. Kilka miesięcy
później, po prowokacji agentów Urzędu Bezpieczeństwa, pod pozorem
przerzutu oddziałów na Ziemie Zachodnie, większość żołnierzy "Bartka"
została zamordowana. Do dziś nie znaleziono ich grobów.
Sam "Bartek" w lutym 1947 r. podjął decyzję o ujawnieniu. 1 grudnia
1947 w Zabrzegu strzałem w plecy zabił go funkcjonariusz milicji Rudolf
Dadak, który nigdy nie został ukarany za tę zbrodnię.
http://bielsko.gosc.pl/doc/1796823.Bartek-dostal-w-plecy
Żołnierze NSZ pamiętali o "Bartku"
więcej
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Jedna z największych zagadek
Jedna z największych zagadek powojennej historii Polski zostanie rozwiązana?
Rozmowa z prof. dr. hab. Krzysztofem Szwagrzykiem
pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru
komunistycznego, kierującym pracami poszukiwawczymi szczątków
partyzantów Oddziału Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego ps.
„Bartek” rozmawia Mariusz Kamieniecki
Jaki jest cel prac poszukiwawczych, jakie zespół pod Pana kierownictwem
rozpoczął w pobliżu miejscowości Barut?
– Prace trwają od niedzieli. To kolejny etap poszukiwań, które zmierzają
do odnalezienia pochówków blisko 200 partyzantów Oddziału Narodowych
Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego ps. „Bartek”, których jesienią 1946
r. Urząd Bezpieczeństwa podstępnie zwabił na Opolszczyznę z
Podbeskidzia, gdzie walczyli i skąd pochodzili. Operacja miała kryptonim
„Lawina”. Partyzantom obiecano przerzut na Zachód. Tymczasem w różnych
miejscach ich wymordowano. Mamy świadomość, że poszukiwania w pobliżu
miejscowości Barut to prace tylko w jednym z potencjalnych miejsc
pochówków ofiar tej brutalnej zbrodni. Za tydzień przenosimy się w
kolejne miejsce, tym razem w pobliże Grodkowa.
Jakie są oczekiwania Pana i zespołu co do efektów tych poszukiwań?
– Spodziewamy się odnaleźć miejsce pogrzebania jednej z grup
partyzanckich. Warto bowiem przypomnieć, że oddział kpt. Henryka Flamego
ps. „Bartek” został podzielony na trzy grupy, które zostały wymordowane
w trzech różnych miejscach. W pobliżu Polany Śmierci k. Barutu mamy
nadzieję odnaleźć szczątki zamordowanych z jednej z tych grup. Warto
dodać, że była to ostatnia w kolejności ze zlikwidowanych grup. Mamy
nadzieję, że dopisze nam szczęście i będziemy mogli takie miejsce
rzeczywiście ujawnić. Natomiast jeżeli okazałoby się inaczej, to
przynajmniej będziemy mieli pewność, że poszukiwania prowadzone przez
nas przy użyciu specjalistycznego sprzętu nie będą musiały być
powtórzone, bo teren ten będzie przebadany gruntownie w naukowy sposób.
Jakie są dotychczasowe efekty poszukiwań?
– W trakcie poszukiwań w poprzednich latach potwierdziliśmy, że na
terenie Polany Śmierci w 1946 r. wymordowano partyzantów oddziału
„Bartka”. Na potwierdzenie tego faktu odnaleźliśmy kości, odnaleźliśmy
także fragmenty ryngrafu i rzeczy osobistych należących do żołnierzy
podziemia niepodległościowego. Na podstawie przeprowadzonych prac mamy
ustalone prawdopodobne miejsca, gdzie wymordowano partyzantów. Pierwszym
jest Polana Śmierci w pobliżu miejscowości Barut na pograniczu
Opolszczyzny i Górnego Śląska. Dwa pozostałe miejsca znajdują się w
okolicy Grodkowa na Opolszczyźnie.
Poszukiwania trwają od 2012 r. W czym tkwi problem z odnalezieniem
szczątków żołnierzy „Bartka”?
– Rzeczywiście po raz pierwszy z poszukiwaniami weszliśmy w 2012 r., ale
tak naprawdę warto przypomnieć, że jest to najdłuższe śledztwo i jedna z
największych nierozwiązanych zagadek powojennej historii Polski.
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte w 1990 r. i przez 25 lat nie
ujawniono miejsca pogrzebania szczątków naszych bohaterów z Oddziału
Narodowych Sił Zbrojnych dowodzonego przez kpt. Henryka Flamego ps.
„Bartek”. Problem z odnalezieniem miejsc pogrzebania tych żołnierzy tkwi
po pierwsze w tym, że nie ma żadnych dokumentów. Zapewniam, że
wszystkie archiwalia dotyczące tego tematu zostały przez nas gruntownie
przebadane i nie ma żadnych dokumentów, które wskazywałyby wprost, gdzie
ofiary tego mordu pogrzebano. Nie ma również świadków zarówno osób
postronnych, które mogłyby coś widzieć, jak i świadków w postaci
sprawców. Ci bowiem – jeżeli już nawet udało się potwierdzić, że któryś
brał udział w tym mordzie – nie wskazują precyzyjnie miejsca, gdzie
szczątki ofiar zostały pogrzebane. W związku z tym nie ma w tej chwili i
nigdy nie będzie – jak sądzę – żadnej innej metody na odnalezienie
miejsc pogrzebania szczątków tej zbrodni jak tylko prowadzenie badań
naukowych, archeologicznych na kolejnych obszarach, aż do skutku, mamy
nadzieję, że szczęśliwego skutku.
W jaki sposób historycy i archeolodzy docierają do informacji, na
podstawie których typowane są te, a nie inne prawdopodobne miejsca, w
których prowadzone są poszukiwania?
– Na razie jest to nasza tajemnica. Mamy w tym momencie kilka nowych
wskazań, nowych informacji i staramy się podążać tym tropem. Informacje
te pozyskaliśmy niedawno, ale na razie nie mogę ujawniać, na podstawie
jakich przesłanek będziemy prowadzić prace. Zapewniam pana, że staramy
się zbierać wszelkie możliwe źródła, informacje i weryfikować je. Jak
dotychczas skutek podejmowanych przez nas działań nie jest pozytywny,
ale warto pamiętać, że każde pole, przebadane przy pomocy naukowych
badań geofizycznych przy użyciu sprzętu elektrooporowego, georadararów i
magnetometrów, wszystko to daje nam pewną wiedzę, że te przebadane
obszary na pewno nie kryją ludzkich szczątków, tych, których
poszukujemy. Stąd musimy szukać dalej i to robimy.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/135189,jedna-z-najwiekszych-zagadek-powojennej-historii-polski-zostanie-rozwiazana.html
Kolejny etap prac IPN w miejscowości Barut
IPN rozpoczął kolejny etap poszukiwań miejsca pochówku
żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flamego ps.
Bartek, zamordowanych we wrześniu 1946 r. na polanie śmierci k. Barutu.
Polana położona na granicy województw opolskiego i śląskiego, zwana
również uroczyskiem Hubertus i Śląskim Katyniem, to symbol mordów,
których UB dokonało na ok. 150-200 żołnierzach oddziału „Bartek”.
Według badaczy IPN – ok. 60 z nich zostało zamordowanych koło Barutu,
a pozostali w jednym lub dwóch innych miejscach Opolszczyzny. Od kilku
lat IPN prowadzi śledztwo w sprawie zbrodni.
- W związku z tym, ze nadal nie mamy miejsca pochówku, w
ramach działań ziemnych oraz pracach z zakresu archeologii podwodnej w
miejscowości Barut pracownicy samodzielnego wydziału poszukiwań IPN oraz
Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu i zaproszeni przez nas do
współpracy specjaliści będą poszukiwać szczątków partyzantów, którzy w
1946 r. zostali zamordowani przez UB i wywiezieni w podstępny sposób – poinformowała Monika Kobylańska z katowickiego IPN-u.
Żołnierze “Bartka” zostali podstępem zwabieni przez Urząd
Bezpieczeństwa na Opolszczyznę z Podbeskidzia, gdzie walczyli i skąd
pochodzili. Operacja miała kryptonim “Lawina”. Obiecano im przerzut na
Zachód. Transport żołnierzy zorganizowało jednak UB.
Pod Barutem żołnierzy stłoczono w stojącej tam stodole, uśpiono i
wysadzono w powietrze. Tych, którzy przeżyli wybuch UB miało dobijać
rozstrzeliwując.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. To tylko kwestia
To tylko kwestia czasu
Będziemy szukać miejsc pochówków żołnierzy „Bartka” aż do skutku – zapewnia prof. Krzysztof Szwagrzyk
kierującym pracami poszukiwawczymi miejsc pochówku żołnierzy Narodowych
Sił Zbrojnych, partyzantów z oddziału Henryka Flamego ps. „Bartek”,
pełnomocnikiem prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru
komunistycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Zakończył się pierwszy etap poszukiwań szczątków partyzantów z oddziału
„Bartka” w pobliżu Polany Śmierci k. miejscowości Barut. Czy możemy
mówić o jakimś przełomie?
– W ciągu kilku minionych dni wykonaliśmy badania na przewidzianym
wcześniej obszarze o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych. Przez
nurków, przy pomocy sprzętu do badań podwodnych przebadane zostało także
jezioro. Niestety, nie mamy tego, na co czekaliśmy od dawna. Nie udało
się odnaleźć miejsca pochówku żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych,
partyzantów z oddziału Henryka Flamego ps. „Bartek”, zamordowanych we
wrześniu 1946 r. przez komunistyczną bezpiekę. To, że zostały
odnalezione kolejne łuski, naboje po broni produkcji sowieckiej i to, że
został odnaleziony fragment – obcas buta wojskowego takiego, jakie
znajdowaliśmy już kilka lat wcześniej na „Polanie śmierci”, niestety nie
przybliża nas do tego najważniejszego celu, a więc odnalezienia mogiły.
W niedzielę przenieśliśmy się ok. 70 km dalej w okolice Starego
Grodkowa na Opolszczyźnie i tam, w nowym miejscu będziemy prowadzili
kolejne prace poszukiwawcze. Prace te potrwają około tygodnia. Wszystko
będzie zależało od tego, czy uda się nam coś odnaleźć czy nie. Jednak
bez względu na wynik tych poszukiwań do Barutu z pewnością jeszcze
powrócimy. Myślę też, że będziemy mieli trochę czasu na analizę i
spokojne zastanowienie się nad dotychczasowymi wynikami poszukiwań. Mogę
zapewnić, że działania w kierunku odnalezienia miejsc pochówków
żołnierzy „Bartka” będą kontynuowane aż do skutku. Na razie przed nami
jeszcze kilka dni pracy w Starym Grodkowie, być może tym razem będziemy
mieć nieco więcej szczęścia.
Do dziś nie udało się wyjaśnić wszystkich okoliczności tej zbrodni, nie
odnaleziono wszystkich ciał zamordowanych żołnierzy „Bartka”, również
sprawcy zbrodni nie stanęli przed sądem. To tylko utwierdza w
przekonaniu, że zbrodnia na żołnierzach z oddziału „Bartka” była
dokładnie zaplanowana i dość skutecznie zatarto jej ślady…
– Nie mamy najmniejszej wątpliwości, że ta zbrodnia była jedną z
największych zbrodni zaplanowanych po 1944 r. przez władze
komunistyczne. Nie mamy też wątpliwości, że była realizowana przez
specjalistów, którzy nie tylko potrafili taką bardzo misterną operację
likwidacji członków polskiego podziemia niepodległościowego doprowadzić
do finalizacji, ale także potem, w bardzo skuteczny sposób zatrzeć ślady
po tych zbrodniach. Przypomnę, że mówimy o jednej zbrodni, która tak
naprawdę została dokonana w trzech różnych miejscach na terenie
Opolszczyzny i Górnego Śląska. Gdyby ta sprawa była łatwa, gdyby
pozostały jakieś ślady w miejscach pochówku, już dawno zostałyby one
odnalezione. Proszę pamiętać, że śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte
w 1990 r., a to oznacza, że dzisiaj od tego czasu minęło już 25 lat. W
tym czasie organy państwowe, prokuratura, policja, IPN podejmowały
różnego rodzaju działania poszukiwawcze, które jak dotąd nie
doprowadziły do odnalezienia szczątków naszych bohaterów.
Co to oznacza?
– Oznacza to tylko tyle, że ci, którzy mordowali i którzy potem
zacierali ślady po zbrodniach, doskonale znali się na wykonywanej przez
siebie robocie. Na pewno nie były to osoby przypadkowe. Sądzę, że możemy
tu bardzo poważnie brać pod uwagę trop sowiecki, tzn. że działania te
były jeżeli nie inspirowane, to przynajmniej realizowane czy też
nadzorowane przez sowieckich doradców wojskowych posiadających
doświadczenie w tego typu zbrodniach.
Co wskazuje na trop sowiecki?
– Wskazuje na to przynajmniej jedno zeznanie funkcjonariusza Służby
Bezpieczeństwa, którym dysponujemy. Dzisiaj już nieżyjący funkcjonariusz
biorący udział w tej zbrodni Jan Zieliński stwierdził, że w czasie,
kiedy wykonywali te działania, znajdował się w grupie 70 pracowników
specjalnie do tego dobranych z terenu woj. katowickiego. Byli to
funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, a także
funkcjonariusze pochodzący z powiatowych jednostek UB z terenu woj.
katowickiego. Ponadto Zieliński stwierdził, że w miejscu, gdzie
mordowali partyzantów, była grupa 40 sowieckich funkcjonariuszy. Nie ma
żadnego powodu, aby nie wierzyć relacji tego człowieka. Ponadto trzeba
wziąć pod uwagę fakt, że niektórzy mieszkańcy miejscowości Barut
widzieli sowieckich żołnierzy w pobliżu leśniczówki „Hubertus”, a więc
tam, gdzie dokonano zbrodni. Zebranie tych informacji daje podstawę do
tego, żeby uznawać, że funkcjonariusze sowieckich służb specjalnych byli
obecni przy tych mordach.
A zatem nazwa Śląski Katyń na określenie tego mordu nie jest
przypadkowa…
– Z pewnością zbieżność ta nie jest przypadkowa. Na podobieństwo do
mordu katyńskiego wskazują przynajmniej dwie okoliczności. Po pierwsze
był to masowy mord Polaków, a po drugie sprawcami byli Sowieci, jeżeli
nawet nie wykonawcami, to przynajmniej inspiratorami czy nadzorcami tego
mordu.
Niezwykle ważne dla rodzin zamordowanych żołnierzy „Bartka” jest, aby w
końcu poznać miejsce spoczynku swoich najbliższych i godnie ich
pogrzebać….
– Podczas wrześniowych uroczystości, które co roku odbywają się na
„Polanie śmierci” w pobliżu miejscowości Barut, w których uczestniczą
rodziny zamordowanych w 1946 r. żołnierzy „Bartka”, kilkakrotnie miałem
okazję zabierać głos. Mówiłem - co może powtórzę teraz jeszcze raz - że
bardzo nam - zarówno mi, jak i wszystkim, którzy biorą udział w tych
pracach poszukiwawczych - zależy, aby w możliwie krótkich czasie
nastąpił dzień, w którym będziemy mogli uczestniczyć już nie w
uroczystości poświęconej pamięci pomordowanych, we Mszy św. o wieczny
spokój dla ich dusz, ale w modlitwie nad ich doczesnymi szczątkami.
Wierzę, że szczątki ofiar komunizmu, żołnierzy oddziału Henryka Flamego
„Bartka” uda się odnaleźć, jest to tylko kwestia czasu. Mogę zapewnić
wszystkie rodziny, że poszukiwania będą prowadzone dopóty, dopóki
szczątki ich bliskich nie zostaną odnalezione. W prace zaangażowanych
jest wiele osób. IPN współpracuje w tym względzie m.in. ze specjalistami
z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu, ponadto z wieloma
wolontariuszami, ludźmi dobrej woli z całego kraju, m.in. z Wrocławia,
Warszawy, Poznania, którzy chcą mieć osobisty udział w poszukiwaniach
naszych narodowych bohaterów.
Poszukiwania żołnierzy „Bartka” to jeden z elementów ogólnopolskiego
projektu badawczego „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar
terroru komunistycznego z lat 1944–1956”. Jakie inne prace i gdzie
zespół pod Pana kierownictwem planuje prowadzić jeszcze w tym roku?
– W tym roku będziemy prowadzić kilka takich działań, a jeżeli starczy
czasu, może nawet kilkanaście. Wśród nich najważniejsze to prace, które
niedługo rozpoczną się na terenie cmentarza Bródnowskiego w Warszawie.
Ponadto planujemy prace na terenie Lubelszczyzny, Rzeszowa, Sztumu czy
Gdańska. To są najważniejsze działania, choć oczywiście będzie ich
znacznie więcej. Bardzo się staramy, żeby móc podołać wszystkim
obowiązkom, aby spełnić oczekiwania wielu ludzi, którzy liczą, że
zostaną przebadane kolejne miejsca, gdzie być może spoczywają ofiary
komunistycznego terroru. Takich miejsc jest bardzo dużo, jednak nie
wszędzie jesteśmy w stanie dotrzeć. Żeby rozpocząć poszukiwania
gdziekolwiek, najpierw trzeba wykonać ogromną pracę przygotowawczą. Nie
wystarczy sam sygnał o miejscu prawdopodobnego pochówku, żeby następnego
dnia udać się tam i rozpocząć poszukiwania. Nie jest to działanie
proste, ale wymaga wielu, często bardzo skomplikowanych czynności,
wypełnienia szeregu formalności. Trzeba też poznać wszelkie możliwe
źródła - zarówno te pisane, jak i te mówione, przeanalizować dokumenty, a
dopiero potem rozpocząć prace w konkretnym miejscu. Nie ma innej drogi,
a wszystko to wymaga czasu i zaangażowania wielu osób.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/135539,to-tylko-kwestia-czasu.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Rajd szlakiem partyzantów NSZ
na XI edycję Rajdu „Bartka”. Rajd odbędzie się w dniach 2-3 maja.
Jest to marsz górski, który tradycyjnie przejdzie z Bielska-Białej
beskidzkimi szlakami do Wisły, na pamiątkę zajęcia tego miasta przez
odziały Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego „Bartka”.
– Jest to ewenement w skali całego bloku wschodniego. Nigdzie w żadnym z
krajów socjalistycznych partyzantom nie udało się zdobyć całego miasta.
Oddział „Bartka” to zrobił i na pamiątkę tego wydarzenia organizujemy
rajd – mówi w rozmowie z NaszymDziennikiem.pl Maurycy Rodak, kierownik
rajdu.
Co roku w rajdzie bierze udział kilkadziesiąt osób. Początkowo były to
tylko osoby z Bielska-Białej i okolicznych miejscowości. Powoli się to
zmienia.
– Impreza nabiera coraz szerszego charakteru. Uczestniczą w niej osoby z
wielu miast całego kraju – podkreśla Maurycy Rodak.
Wędrówka górska trwa ok. 12 godzin. Na miejscu, w Wiśle, uczestnicy mają
okazję spotkać się z kombatantami NSZ oraz rekonstruktorami
historycznymi, którzy dysponują umundurowaniem i uzbrojeniem z epoki. 3
maja w Wiśle odbywa się rekonstrukcja słynnej defilady sprzed 69 lat.
– Forma rajdu jest nawiązaniem do partyzanckiego życia. Żołnierze
„Bartka” w górach jedli, spali, jednym słowem mieszkali. To wszystko
połączone z ideą uczczenia żołnierzy daje młodzieży dobry przekaz. Nie
da się lepiej nauczyć historii niż poprzez własne doświadczenia –
zauważa kierownik rajdu.
Tegoroczny rajd jest organizowany przez Zespół Szkół Zgromadzenia Córek
Bożej Miłości i Strzelecki Obwód Piechoty Górskiej przy współpracy z
Grupą Rekonstrukcji Historycznej „Beskidy”. Patronat nad imprezą objął
Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych na Podbeskidziu oraz w
imieniu księdza biskupa diecezjalny duszpasterz młodzieży ks. Piotr
Hoffmann.
Szczegóły rajdu, regulamin i karta uczestnika znajdują się na stronie
internetowej www.rajdbartka.pl. Udział w rajdzie jest bezpłatny dzięki
wsparciu finansowemu Urzędu Miasta Bielska-Białej. Uczestnicy mają
zapewnione wyżywienie, noclegi, przewóz plecaków oraz transport
powrotny. Dla uczestników przewidziane są także konkursy z atrakcyjnymi
nagrodami.
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/135667,rajd-szlakiem-partyzantow-nsz.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. Przegląd Narodowy dodał(a) 10
Okręg
Świetokrzyski Narodowych Sił Zbroinych ,Okręg Podbeskidzie Narodowych
Sił Zbroinych oraz Ostrowieccy Patrioci, na 70 rocznicy powstania
oddziału NSZ Henryka Flame "Bartka" 1945-1947. Zdjęcia robione przy
grobie samego Henryka Flamego,jego teściów,córki i zięcia,oraz pod
kościołem św. Józefa
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. IPN szuka szczątków żołnierzy
IPN szuka szczątków żołnierzy z oddziału NSZ kpt. Henryka Flamego
Instytut Pamięci Narodowej szuka szczątków żołnierzy z oddziału NSZ kpt. Henryka Flamego ps. ,,Bartek”. Eksperci
prowadzą prace na dawnym lotnisku wojskowym w Starym Grodkowie na
Opolszczyźnie. Zespołem kieruje prof. Krzysztof Szwagrzyk.
W związku z tym, że na terenie tym znajdują się m.in. niewypały, ekspertów wspierają saperzy z 1. Pułku w Brzegu.
Jak informuje prof. Krzysztof Szwagrzyk, prace poszukiwawcze na terenie Starego Grodkowa powinny zakończyć się przed Wielkanocą.
Żołnierze kpt. Henryka Flamego ps.
,,Bartek” zostali zamordowani przez Urząd Bezpieczeństwa w okolicach
miejscowości Grodków, Łambinowice i Barut pod Strzelcami Opolskimi.
Do dzisiaj nie udało się odnaleźć mogił, w których spoczywa co najmniej 158 ciał.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Odnaleziono szczątki
Odnaleziono szczątki Wyklętych z oddziału „Bartka”. Żołnierze zostali zamordowani w 1946 roku
Pod Starym Grodkowem na Opolszczyźnie zespół prof. Krzysztofa
Szwagrzyka znalazł szczątki żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych z
oddziału Henryka Flame, ps. Bartek. Żołnierze oddziału...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Tylko w czwartek i w piątek
Tylko w czwartek i w piątek naukowcom udało się odnaleźć trzy mogiły. Dwie są pojedyncze. Jedna zawiera kompletny szkielet. To płytki dół. Pozostałe mogiły są jeszcze sprawdzane. Mogą zawierać szczątki więcej niż jednej osoby. To odkrycie w połączeniu z odkopaniem charakterystycznych ryngrafów i wojskowych orzełków z mundurów pozwala z ogromną pewnością stwierdzić, że odnalezione szczątki należą do żołnierzy oddziału „Bartka”. - Ja nie mam co do tego wątpliwości - mówi prof. Szwagrzyk. Archeolodzy mają do przeszukania spory obszar. Polana, na której stał wysadzony w powietrze, razem ze śpiącymi żołnierzami barak, ma ponad 2 ha. W akcji NKWD i UB w Starym Grodkowie miało zginąć kilkudziesięciu żołnierzy. Odnalezienie wszystkich szczątków zajmie sporo czasu. - Będziemy tutaj do skutku, to znaczy do momentu kiedy odnajdziemy szczątki 40-50 żołnierzy, którzy zostali tu zgładzeni - zapowiada prof. Szwagrzyk. To oznacza, że planowane przed Wielkanocą zakończenie poszukiwań może przesunąć się o kilka tygodni. Odnalezione szczątki trafią do Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Tam będą badane i identyfikowane. Część żołnierzy „Bartka” zgładzono na „polanie śmierci” we wsi Barut. Ich szczątki ekipa prof. Szwagrzyka znalazła w 2013 r.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Polana śmierci IPN odnalazł
Polana śmierci
IPN odnalazł szczątki żołnierzy Henryka Flamego zamordowanych przez UB
odnalazł szczątki żołnierzy Henryka Flamego zamordowanych przez UB.
Po kilku latach poszukiwań IPN natrafił w końcu na szczątki żołnierzy
Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flamego ps. „Bartek”,
których bestialsko zamordował UB w 1946 r.
– Nie mam wątpliwości, że to żołnierze oddziału „Bartka” – mówi nam
prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN.
Oznacza to przełom w poszukiwaniach. – Po czterech latach przyszedł
efekt – wskazuje nasz rozmówca. – Świadczą o tym przede wszystkim
szczątki ludzkie, miejsce ich zlokalizowania, to, w jaki sposób są
wrzucone do tych dołów. Wszystko to pozwala nam określać tę polanę jako
miejsce spoczynku żołnierzy oddziału „Bartka” – podkreśla historyk.
Do tej pory udało się odnaleźć szczątki co najmniej czterech osób. –
Przystępujemy do ich eksploracji. Są one położone w pobliżu spalonego,
wysadzonego baraku, tam gdzie znaleźliśmy dwa ryngrafy z Matką Bożą
Częstochowską, orzełki w koronie, fragmenty sprzączek, klamer z
mundurów, z wyposażenia wojskowego oraz dużo amunicji – relacjonuje
prof. Szwagrzyk.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. Brzozowy krzyż stanął na
Brzozowy krzyż stanął na mogile partyzantów
Krótka niedzielna uroczystość na leśnej polanie to wstęp do głównych uroczystości 70. rocznicy zbrodni UB na żołnierzach z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych, dowodzonego przez Henryka Flamme - Bartka. 3 września na dawnym poniemieckim lotnisku w Starym Grodkowie odprawiona zostanie msza w ich intencji.
i mieszkańców okolicy dla ludzi, którzy tu zginęli bohaterką śmiercią -
mówi Marcin Kruszyński z Regionalnego Stowarzyszenia Miłośników
Historii i Wojskowości im. rtm. Pileckiego.
- Rodziny partyzantów z Żywiecczyzny już odwiedziły to miejsce.
Przyjeżdża tu też coraz więcej ludzi, którzy chcą zapalić świeczkę,
pomodlić się za poległych - mówi Ryszard Bojkowski, nadleśniczy
Nadleśnictwa Tułowice. - Uporządkujemy ten teren, przygotujemy parking,
naprawimy drogi. Nadszedł czas, aby włączyły się do tego także gminy
Skoroszyce i Grodków.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. 70. rocznica defilady
70. rocznica defilady Zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flame ps. "Bartek" w Wiśle.
http://nsz.com.pl/index.php/nsz/1283--70-rocznica-defilady-zgrupowania-n...
Dnia 3 maja 1946 r. miało miejsce wydarzenie bez precedensu w będącej
pod okupacją sowiecką Polsce. Tego dnia blisko 200 żołnierzy ze
Zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych, pod dowództwem kpt. Henryka Flame
ps. "Bartek", przemaszerowało w defiladzie przez wypoczynkową
miejscowość, jaką do tej pory jest Wisła. Żołnierze "Bartka"
zamanifestowali swoją miłość do Ojczyzny i jej katolickiej tradycji oraz
niezgodę na okupacje Polski przez sowietów po zakończeniu II wojny
światowej.
"Zamanifestujemy naszą wole służenia Ojczyźnie w dniu Święta Królowej Polski"
- zawołał kpt. Henryk Flame ps. "Bartek", po czym wydał rozkaz wymarszu
w kierunku Wisły. W tym roku obchodzić będziemy 70. rocznicę tego
wydarzenia! Zapraszamy serdecznie do Wisły w dniach: 2-3 maja 2016 r.
Celebrowana będzie polowa Msza św., zostanie zorganizowana defilada grup
rekonstrukcyjnych oraz odbędą się oficjalne uroczystości na rynku w
Wiśle. Zapraszamy już 2 maja 2016 r. do Wisły. Szczegółowy plan poniżej:
2.05.2016 – Wisła (poniedziałek)
12:00-18:00 - koncentracja uczestników uroczystości defilady kpt. Henryka Flame „Bartka” na terenie campingu "Jonidło" w Wiśle
19:00-20:00 - odprawa organizacyjna przed uroczystościami
20:00-21:00 – prelekcja Bogdana Ścibuta pt.: „Defilada NSZ w Wiśle w świetle relacji i dokumentów”
3.05.2016 – Wisła (wtorek)
10:15 - polowa Msza święta (camping "Jonidło")
11:30-15:00 – uroczystości 70. rocznicy defilady oddziałów NSZ kpt. Henryka Flame „Bartka” w Wiśle:
- przemarsz pocztów sztandarowych, grup mundurowych, orkiestry i uczestników uroczystości z campingu "Jonidło" na rynek w Wiśle,
- uroczystości na rynku w Wiśle: odśpiewanie hymnu państwowego, przemówienia, Apel Poległych, Modlitwa NSZ.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Uroczystości związane z 70.
Uroczystości związane z 70. rocznicą defilady oddziału NSZ kpt. Henryka Flamego „Bartka” w Wiśle
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
18. 3 maja 1946 r. w Wiśle na
3 maja 1946 r. w Wiśle na oczach funkcjonariuszy komunistycznego aparatu represji przez miasto w pełnym uzbrojeniu przemaszerowali Żołnierze Wyklęci. Defilada wywołała wielki entuzjazm wśród miejscowej ludności oraz była demonstracją niezgody na okupację sowiecką Polski. W reportażu przedstawiamy przebieg uroczystości upamiętniających 70. rocznicę tego wydarzenia.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. II Memoriał Henryka Flame.
Druga edycja spływu kajakowego Wisłą pamięci Henryka Flame ps. „Grot”, „Bartek” rusza już 30 czerwca. Jak informują organizatorzy, memoriał organizowany jest w ramach ogólnopolskich obchodów ku czci Żołnierzy Wyklętych. Honorowy patronat nad wydarzeniem objął prezydent Andrzej Duda.
Stowarzyszenie Aktywnych Polaków organizuje II Memoriał Henryka Flame - polskiego dowódcy wojskowego, kaprala pilota Wojska Polskiego, kapitana Narodowych Sił Zbrojnych, który został zamordowany strzałem w plecy przez milicjanta.
Organizatorzy podkreślają, że spływ ma przypomnieć o polskim bohaterze.
Chcemy Henrykowi Flame nadać odpowiednie miejsce w historii Polski
— zaznaczył na antenie Radia Em prezes stowarzyszenia Paweł Kluska.
Spływ kajakowy ruszy 30 czerwca z Czechowic-Dziedzic i zgodnie z planem 3 lipca dopłynie do Krakowa.
Trasa mierząca aż 115 km jest nieprzypadkowa - właśnie nią miał w 1935 roku wraz z kolegą przepłynąć młody Flame.
W trakcie trwającego cztery dni wydarzenia przewidziano także m.in. ognisko, przy którym przypomniana zostanie historia „Bartka” i jego żołnierzy, patriotyczny piknik czy spotkanie z kombatantem.
Udział w wydarzeniu zapowiedział raper Sova.
Tak było podczas poprzedniej edycji:
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. 70 lat od mordu w Starym
70 lat od mordu w Starym Grodkowie
We wrześniu 1946
roku w Starym Grodkowie komuniści zamordowali żołnierzy Narodowych Sił
Zbrojnych z oddziału Henryka Flame, pseudonim „Bartek”. 70 lat od tej
tragedii nadal pamiętamy o bohaterstwie tych żołnierzy.
Po trwających kilkanaście lat poszukiwaniach w marcu
bieżącego roku zespół pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka
odnalazł szczątki 30 mężczyzn i 2 kobiet. To tylko część największej
grupy zbrojnej antykomunistycznego podziemia, działającej na Górnym
Śląsku i w Beskidach. Pod barakiem do którego zostali przywiezieni pod
pretekstem pracy na zachodzie podłożono ładunki wybuchowe. Tych, którzy
przeżyli wybuch – zastrzelono.
Do Grodkowa przyjechały rodziny
zamordowanych partyzantów, by modlić się w intencji ofiar. Na tym polu
zginęło dwóch wujów pani Ireny.
Tylko jednemu z partyzantów Józefowi
Machejowi udało się szczęśliwie uciec z tego potwornego marszu śmierci –
zwraca uwagę Bogdan Ścibut – Dyrektor Generalny w Ministerstwie Obrony
Narodowej, który od kilku lat zbiera i dokumentuje świadectwa rodzin
poległych ofiar.
Fakt przemilczania przez długie lata tej okrutnej zbrodni potwierdzili przybyli na uroczystości mieszkańcy Grodkowa.
Dotąd odnaleziono szczątki 1/5 część
zgrupowania oddziału „Bartka”. Dalsze poszukiwania niebawem zostaną
wznowione – informuje Marcin Kruszyński z grupy odkrywców
współpracujących z profesorem Krzysztofem Szwagrzykiem.
Prof. Krzysztof Szwagrzyk, kierujący
pracami poszukiwawczymi ma nadzieję, że wkrótce uda się zorganizować
wszystkim partyzantom godny pochówek.
To, co przeżywali partyzanci w
kazamatach ubeckich, to prawdziwa Golgota. Ten gigantyczny wysiłek i
swoisty testament, który nam zostawili poprzez swoją walkę i męczeństwo
dzisiaj stanowi podwaliny odbudowy ducha niepodległego państwa
polskiego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. Ks. bp Greger: żołnierze
Ks. bp Greger: żołnierze Bartka stawiali wartość prawdy na równi z życiem
Żołnierze NSZ z oddziału Henryka Flamego
„Bartka” byli ludźmi, którzy wartość prawdy postawili na równi z życiem –
mówił ks. bp Piotr Greger z Bielska-Białej podczas odprawionej w
żywieckiej konkatedrze Mszy św. w intencji poległych i pomordowanych
bohaterów.
W poniedziałek
samorządowcy, kombatanci i mieszkańcy upamiętnili w Żywcu 70. rocznicę
mordu dokonanego przez ubowców na żołnierzach NSZ z oddziału „Bartka”.
Duchowny powiedział, że żołnierze
“Bartka” są bohaterami, o których długo milczano i chciano, by pamięć o
nich przeminęła niezauważalnie i bezpowrotnie.
Po Mszy św. uczestnicy uroczystości złożyli kwiaty pod obeliskiem upamiętniającym żołnierzy Flamego.
Henryk Flame ps. Bartek urodził się w
1918 r. w Frysztacie na Zaolziu, skąd jego rodzice przybyli do Czechowic
koło Bielska i Białej. Przed wojną wstąpił do podoficerskiej szkoły
lotnictwa dla małoletnich, którą ukończył w 1939 r. w stopniu kaprala.
Walczył w kampanii wrześniowej. Został zestrzelony nad Warszawą. 17
września został zestrzelony przez Sowietów, którzy wkroczyli na
wschodnie ziemie Polski. Zdołał dotrzeć na Węgry, gdzie został
internowany.
W 1940 r. wrócił w rodzinne strony.
Zaangażował się w konspirację. Jego organizacja współpracowała z AK. Na
przełomie 1943 i 1944 r. oddział ukrył się w lesie. W październiku 1944
r. został zaprzysiężony w NSZ. W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej
ujawnił się wraz z oddziałem i wstąpił wraz z podkomendnymi do milicji.
Realizował w niej rozkazy dowództwa NSZ i gromadził broń. Zagrożony
aresztowaniem wiosną 1945 r. schronił się w lesie. Oddział „Bartka” był
największym antykomunistycznym ugrupowaniem na Górnym Śląsku i w
Beskidach. Liczył kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników.
Stoczył wiele walk z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja
1946 r. Wisły w Beskidach.
Od lipca 1946 r. w oddziale działali
agenci bezpieki. Ubowcy, podając się za przedstawicieli sztabu Obszaru
Zachodniego NSZ, zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na
Zachód. We wrześniu 1946 r. partyzantów wywieziono i zgładzono. Miejsca
kaźni zlokalizowano na Opolszczyźnie. W br. zespół IPN odnalazł tam
ludzkie szczątki. Nie ma wątpliwości, że należały one do podkomendnych
Flamego.
Badacze podają różne liczby żołnierzy
“Bartka” zamordowanych przez UB: od 90 do 200 osób. Liczbę tę dokładnie
da się określić dopiero, gdy uda się odnaleźć miejsca pogrzebania
szczątków wszystkich trzech grup partyzantów, ekshumować je i policzyć.
Flame zlecił nadzór nad przerzutem na
Zachód swemu zastępcy, Janowi Przewoźnikowi “Rysiowi”, który został
zamordowany przez funkcjonariuszy UBP 7 września 1946 r. “Bartek”
przeszedł w tym czasie operację nogi. Miał ranę postrzałową. Wobec braku
kontaktu z “Rysiem” zdołał zbiec śledzącym go ubowcom i wrócił w góry.
Po ogłoszeniu amnestii ujawnił się w marcu 1947 r. w Bielsku. 1 grudnia
1947 r. został zabity przez milicjanta w Zabrzegu koło
Czechowic-Dziedzic.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
22. Prezydent Andrzej Duda uczcił
Prezydent Andrzej Duda uczcił zamordowanych przez UB żołnierzy
Pamięć zamordowanych po wojnie przez UB partyzantów, m.in. żołnierzy
Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flamego ps. Bartek, uczcił
we wtorek na polanie śmierci nieopodal wsi Barut (Opolskie) prezydent
Andrzej Duda.
Na polanie śmierci k. Barutu, nazywanej też uroczyskiem Hubertus czy
Śląskim Katyniem, prezydent w milczeniu złożył kwiaty. Co roku w
ostatnią sobotę września odbywają się tam uroczystości
patriotyczno-religijne upamiętniające ofiary zbrodni komunistycznej,
popełnionej we wrześniu 1946 r. przez UB.
To - według dotychczasowych ustaleń Instytutu Pamięci Narodowej -
jedno z miejsc kaźni żołnierzy oddziału „Bartka”. Innymi są Stary
Grodków na Opolszczyźnie oraz nieustalona wciąż miejscowość na terenie
b. powiatu opolskiego.
Oddział „Bartka” był największym antykomunistycznym ugrupowaniem na
Górnym Śląsku i w Beskidach. Stoczył wiele walk z UB i KBW.
Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja 1946 r. Wisły w Beskidach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
23. IPN poszuka szczątków kolejnych żołnierzy NSZ ze Zgrupowania „Ba
http://www.ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/39274,IPN-poszuka-szczatkow-kolejny...
Specjaliści z Instytutu Pamięci Narodowej będą kontynuować poszukiwania żołnierzy NSZ z oddziału kpt. Henryka Flamego „Bartka”. Chodzi m.in. o skazanych przez komunistyczne sądy, a następnie straconych łączników zgrupowania kpt. Flamego – mówi Adam Kondracki z Oddziałowego Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN w Katowicach.
– O jakich prawdopodobnych miejscach pochówku żołnierzy NSZ mówimy?
– Planujemy przeprowadzić prace terenowe m.in. na cmentarzu przy ul. Panewnickiej w Katowicach. Jak wynika z zapisów w księdze cmentarnej, spoczywają tam szczątki grupy żołnierzy NSZ, skazanych w połowie grudnia 1946 roku przez katowicki Wojskowy Sąd Rejonowy, obradujący na sesji wyjazdowej w Będzinie. Byli to łącznicy zgrupowania dowodzonego przez kpt. Henryka Flamego „Bartka” – pośredniczyli w planowanym przerzucie oddziału na Zachód, którego miano dokonać z okolic Zielonej Góry. Przerzut okazał się fikcyjny – była to zakrojona na szeroką skalę ubecka prowokacja.
– Ile ofiar pochowano na katowickim cmentarzu?
– Z księgi cmentarnej wynika, że obok siebie spoczywa sześciu żołnierzy NSZ. W niedalekiej odległości pochowany został żołnierz Konspiracyjnego Wojska Polskiego.
– Żołnierze, o których mowa, zostali skazani przez sądy wojskowe, a mimo wszystko fakt ich pochówku został odnotowany w cmentarnym rejestrze. Zupełnie inaczej niż np. na „Łączce” Cmentarza Wojskowego na Powązkach…
– Zgadza się. Ale kwatery na cmentarzach się zmieniały – ich obecny układ jest inny niż kilkadziesiąt lat temu. Zmianom uległa nie tylko numeracja grobów, ale także ich układ – nie jest zatem łatwo szukać mogił uwzględnionych w rejestrze. W tym przypadku wskazówką okazały się jednak dwa groby, regularnie opłacane przez rodziny do czasów współczesnych.
– Wiemy o zbrodniach UB na żołnierzach NSZ w rejonie Starego Grodkowa i na tzw. uroczysku Barut. Co z dalszymi poszukiwaniami?
– Stan badań jest dynamiczny, za każdy razem prace terenowe przynoszą zaskakujące skutki. Korzystamy m.in. z relacji człowieka, który odpowiadał za likwidację polskich żołnierzy. Mowa o funkcjonariuszu UB w Cieszynie Janie Zielińskim, który w latach 90. – przed śmiercią – opisał miejsca, w którch dochodziło do zbrodni. Była to dla nas oczywista wskazówka.
Skala prowokacji na Opolszczyźnie i Podbeskidziu, skutecznie przeprowadzonej przez UB, była ogromna.
– Na czym polegała ta prowokacja?
– W 1946 roku, po rozbiciu śląskich struktur NSZ, kpt. Flame „Bartek” rozpoczął rozmowy z kpt. Henrykiem Wendrowskim „Lawiną”, który miał pośredniczyć w próbie nawiązania kontaktów z kierownictwem NSZ. Wendrowski, były oficer AK, a już wówczas funkcjonariusz bezpieki, spotkał się z „Bartkiem” w sierpniu 1946 roku za sprawą jednego z łączników, których właśnie szukamy. Uzyskał w ten sposób niezbędne informacje o działaniach dowódcy NSZ, który nie spodziewał się podstępu. W latach 90. Wendrowski wypierał się, że plan likwidacji zgrupowania „Bartka” miał doprowadzić do fizycznej likwidacji żołnierzy. Wspominał jedynie o zamiarze ich aresztowania. W rzeczywistości funkcjonariusze UB, udający żołnierzy NSZ, przeniknęli do oddziałów „Bartka”. Założyli pod zajmowanymi przez nich barakami materiały wybuchowe, częstowali ich m.in. zatrutym alkoholem – wskazują na to choćby znalezione w Starym Grodkowie fragmenty strzykawki. Później była już tylko brutalna likwidacja…
– Zacierano ślady?
– Tak, grupy likwidacyjne próbowały ukryć ślady zbrodni, np. na terenie Starego Grodkowa szczątki ofiar utykano w lejach powstałych po alianckich bombardowaniach; większość ukryto w rowie wykopanym nieopodal baraku. W wielu przypadkach szczątki znajdowały się bardzo płytko pod ziemią.
Miejsce zbrodni w Barucie różni się diametralnie od tego w Starym Grodkowie – to pierwsze zostało niemal całkowicie „wyczyszczone” przez sprawców ze śladów masakry. Do tej pory odnaleziono tam wyłącznie pojedyncze szczątki.
– Gdzie jeszcze mogą spoczywać ofiary komunistycznych represji?
– W tym roku planujemy badanie terenowe na Śląsku Cieszyńskim i Żywiecczyźnie – ostateczną lokalizację wskaże prof. Krzysztof Szwagrzyk. Wśród rozpatrywanych miejsc jest las Kamieniec w Ogrodzonej, a także położony w tej miejscowości stary cmentarz katolicki. Być może pochowano tam żołnierzy Narodowej Organizacji Wojskowej. Ofiary zostały upamiętnione w miejscowym lasku, choć nie wykluczamy, że może to być mogiła symboliczna. Będziemy szukać śladów w najbliższej okolicy. Z relacji świadków – okolicznych mieszkańców – wynika, że szczątki żołnierzy zostały bardzo niedbale ekshumowane przez UB, a następnie pochowane na pobliskim cmentarzu w Ogrodzonej. Oba te miejsca – las i cmentarz – są więc ze sobą związane.
Od 1990 roku Prokuratura Rejonowa w Bielsku prowadziła śledztwo, kilkukrotnie wznawiane, które trafiło w końcu do IPN. Świadkowie zeznali, że w nocy – w trakcie przywożenia ciał pomordowanych – jeden z mieszkańców pod przymusem pomagał funkcjonariuszom UB. Sytuacja miała mieć miejsce zimą 1947 roku, ale jest to sprzeczne z datami śmierci poszukiwanych żołnierzy NOW. Dlatego bierzemy pod uwagę także innych straconych albo zmarłych w więzieniu w Cieszynie. Zabezpieczamy materiał od ich żyjących krewnych.
Na pewno warto sprawdzić także siedziby Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego – zarówno w Bielsku, jak i w Białej. Straceni w więzieniach mogli być chowani na cmentarzach ewangelickich, m.in. w Cieszynie.
– Co jest podstawą tych hipotez?
– Dokumenty, wspomnienia, zdjęcia lotnicze, badania terenowe. Ważnym tropem jest fakt odkrycia w latach 70. na terenie siedziby PUBP w Bielsku ludzkich szczątków. Według relacji bezpośrednich świadków, natychmiast na miejsce przyjechało SB.
Jest też wiele wątków pobocznych. Mamy np. wiele relacji z drugiej ręki, złożonych na podstawie rozmów ze strażnikami więziennymi lub funkcjonariuszami bezpieki. Wszystko trzeba dokładnie sprawdzić i zweryfikować.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (IPN)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. Wkrótce poznamy odnalezionych
Wkrótce poznamy odnalezionych żołnierzy „Bartka”
Jeszcze w br. zostanie przeprowadzona identyfikacja
szczątków żołnierzy NSZ ze zgrupowania Henryka Flamego „Bartka” –
zapewnił prof. Krzysztof Szwagrzyk
identyfikacja szczątków żołnierzy NSZ ze zgrupowania Henryka Flamego
„Bartka”, odnalezionych w ub.r. podczas poszukiwań w pobliżu Starego
Grodkowa na Opolszczyźnie – zapewnił prof. Krzysztof Szwagrzyk,
wiceprezes IPN.
Naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu w Katowicach Ewa Koj poinformowała, że badania genetyczne
odnalezionych szczątków, przeprowadzone z 21 próbek zębów, pozwoliły na
uzyskanie 20 profili DNA, które mogą posłużyć do dalszej identyfikacji.
Dodała, że podczas prac poszukiwawczych odnaleziono też cztery czaszki,
które nie były częścią żadnego ze szkieletów. One także będą poddane
badaniom.
Naczelnik zaznaczyła, że dotychczas nie zidentyfikowano żadnego z
żołnierzy „Bartka”. Nie stwierdzono również, by któreś szczątki należały
do kobiet. W oddziale „Bartka” walczyły kobiety. Wśród nich była m.in.
Stanisława Golec ps. „Gusta”, ciocia popularnych muzyków Pawła i Łukasza
Golców.
Szczątki wiosną ub.r. odnalazł zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka, który
prowadził czynności w ramach programu poszukiwań ofiar terroru
komunistycznego. Spoczywały w kilku niewielkich dołach i jednej mogile.
Zdaniem rzecznik IPN z Katowic Moniki Kobylańskiej, z uwagi na
odnalezione przedmioty w postaci odznak wojskowych oraz ryngrafów, a
także wcześniejsze ustalenia dokonane w ramach śledztwa prowadzonego
przez oddziałową komisję w Katowicach zachodzi uzasadnione podejrzenie,
iż są to szczątki żołnierzy „Bartka”.
Po odnalezieniu szczątków Instytut podjął na nowo umorzone w 2013 r.
śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej na żołnierzach „Bartka”,
będącej też zbrodnią przeciw ludzkości.
Wiceprezes IPN poinformował PAP, że na przełomie maja i czerwca zespół
poszukiwawczy wróci na Opolszczyznę.
Henryk Flame ps. „Bartek” urodził się w 1918 r. w Frysztacie na Zaolziu,
skąd jego rodzice przybyli do Czechowic koło Bielska i Białej. Przed
wojną wstąpił do podoficerskiej szkoły lotnictwa dla małoletnich, którą
ukończył w 1939 r. w stopniu kaprala. Walczył w kampanii wrześniowej.
Został zestrzelony nad Warszawą. 17 września został zestrzelony przez
Sowietów, którzy wkroczyli na wschodnie ziemie Polski. Zdołał dotrzeć na
Węgry, gdzie został internowany.
W 1940 r. wrócił w rodzinne strony. Zaangażował się w konspirację. Jego
organizacja współpracowała z AK. Na przełomie 1943 i 1944 r. oddział
ukrył się w lesie. W październiku 1944 r. Flame został zaprzysiężony w
NSZ. W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej ujawnił się wraz z
oddziałem i wstąpił wraz z podkomendnymi do milicji. Realizował w niej
rozkazy dowództwa NSZ i gromadził broń. Zagrożony aresztowaniem wiosną
1945 r. schronił się w lesie. Jego liczący kilkuset żołnierzy i podobną
liczbę współpracowników oddział stoczył wiele walk z UB i KBW.
Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja 1946 r. Wisły w Beskidach.
Od lipca 1946 r. w oddziale działali agenci bezpieki, którzy we wrześniu
zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na Zachód. Według
ustaleń IPN, żołnierzy „Bartka” przewieziono na Opolszczyznę w trzech
transportach. Badacze podają różne liczby żołnierzy, którzy zostali
wówczas zamordowani przez UB: od 90 osób, przez ok. 150, po 200. Liczbę
tę będzie można zweryfikować, gdy uda się odnaleźć miejsca pogrzebania
szczątków wszystkich partyzantów, ekshumować je i policzyć.
Gdy agenci bezpieki organizowali fikcyjny przerzut oddziału na Zachód,
Flame zlecił nadzór nad operacją swemu zastępcy, Janowi Przewoźnikowi
„Rysiowi”, który został zamordowany przez funkcjonariuszy UBP 7 września
1946 r. „Bartek” przeszedł w tym czasie operację nogi – miał ranę
postrzałową. Wobec braku kontaktu z „Rysiem” zdołał zbiec śledzącym go
ubekom i wrócił w góry.
Po ogłoszeniu amnestii Henryk Flame ujawnił się w marcu 1947 r. w
Bielsku. 1 grudnia 1947 r. został skrytobójczo zastrzelony przez
milicjanta w Zabrzegu koło Czechowic-Dziedzic.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
25. Opolskie: trwają poszukiwania
Opolskie: trwają poszukiwania szczątków żołnierzy oddziału H. Flamego „Bartka”
W
Dworzysku nieopodal Łambinowic w województwie opolskim rozpoczął się
kolejny etap poszukiwań szczątków żołnierzy ze zgrupowania Narodowych
Sił Zbrojnych kapitana Henryka Flamego „Bartka”. Pracami kieruje
profesor Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
26. 71. ROCZNICA MORDU
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
27. Czy to żołnierze Flamego
Czy to żołnierze
Flamego
Badacze IPN natrafili na Opolszczyźnie na szczątki ludzkie należące prawdopodobnie do oddziału NSZ Henryka Flamego „Bartka”
blisko chwili, kiedy odnajdziemy masowy grób – mówi nam prof. Krzysztof
Szwagrzyk, szef Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN. – Zostały
odnalezione fragmenty szczątków ludzkich, mamy także rzeczy osobiste
należące do partyzantów, jest ryngraf, są medaliki, są fragmenty
wojskowego oprzyrządowania – mówi wiceprezes IPN.
Szczątki odnaleziono w kilku miejscach, m.in. w studni w dawnym majątku
Scharfenberg w gminie Łambinowice, na głębokości około dziesięciu
metrów. Były tam przedmioty noszące ślady spalenia.
– Studnia jest jednym z elementów, wystąpiły tam szczątki, ale nie tylko
tam, mówimy o pewnych fragmentach odnalezionych w lesie w pobliżu wsi
Dworzysko. Naszym zdaniem byłoby to miejsce, gdzie zlikwidowano pierwszą
w kolejności grupę z oddziału „Bartka” we wrześniu 1946 r. – mówi prof.
Szwagrzyk.
Prace w Dworzysku, w dawnym majątku Scharfenberg oraz w Starym Grodkowie
badacze IPN rozpoczęli 2 listopada, potrwają one jeszcze około półtora
tygodnia.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
28. Pierwszy z żołnierzy "Bartka"
Pierwszy z żołnierzy "Bartka" zidentyfikowany. IPN: "Opiniowanie w zakresie identyfikacji…
"IPN otrzymał opinię pozwalającą na zidentyfikowanie jednego z
zamordowanych w 1946 r. żołnierzy NSZ z oddziału Henryka Flamego".
Jak powiedziała Ewa Koj, zidentyfikowanie jednego z żołnierzy
z oddziału „Bartka” pozwala stwierdzić, że odnalezione w dołach w lesie
w Starym Grodkowie szczątki „należą do części żołnierzy „Bartka”, którzy
z Beskidów wyszli w drugiej grupie, z Wisły Malinki”.
Naczelnik
Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu
w Katowicach zaznaczyła, że zgodnie z procedurą dane zidentyfikowanej
osoby zostaną teraz przekazane dyrektorowi Głównej Komisji Ścigania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, a następnie otrzyma je wiceprezes IPN
i dyrektor Biuro Poszukiwań i Identyfikacji prof. Krzysztof Szwagrzyk.
Wówczas zostanie rozpoczęta procedura związana z wydaniem
noty identyfikacyjnej.
Jak dodała Ewa Koj, biegli z katedry
medycyny sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, którzy badają
odnalezione szczątki, nie zakończyli jeszcze swojej pracy.
— zaznaczyła.
Szczątki
wiosną 2016 r. odnalazł zespół prof. Szwagrzyka, który prowadził
czynności w ramach programu poszukiwań ofiar terroru komunistycznego.
Spoczywały w kilku niewielkich dołach i jednej mogile. Zdaniem
rzeczniczki katowickiego oddziału IPN Moniki Kobylańskiej wiele przemawia za tym, że są to żołnierze NSZ
z oddziału Flamego. Świadczą o tym odnalezione przedmioty w postaci
odznak wojskowych oraz ryngrafów, jak i wcześniejsze ustalenia
dokonane w śledztwie.
Po odnalezieniu szczątków Instytut wznowił
umorzone w 2013 r. śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej
na żołnierzach „Bartka”, będącej też zbrodnią przeciw ludzkości.
Henryk
Flame, ps. Bartek, urodził się w 1918 r. w Frysztacie na Zaolziu, skąd
jego rodzice przybyli do Czechowic koło Bielska i Białej. Przed wojną
wstąpił do podoficerskiej szkoły lotnictwa dla małoletnich, którą
ukończył w 1939 r. w stopniu kaprala. Walczył w kampanii wrześniowej.
Został zestrzelony nad Warszawą. 17 września został zestrzelony przez
Sowietów, którzy wkroczyli na wschodnie ziemie Polski. Zdołał dotrzeć
na Węgry, gdzie został internowany.
W 1940 r. wrócił w rodzinne strony. Zaangażował się w konspirację. Jego organizacja współpracowała z AK. Na przełomie 1943 i 1944 r. oddział ukrył się w lesie. W październiku 1944 r. Flame został zaprzysiężony w NSZ.
W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej ujawnił się wraz z oddziałem
i wstąpił wraz z podkomendnymi do milicji. Realizował w niej rozkazy
dowództwa NSZ i gromadził broń. Zagrożony
aresztowaniem wiosną 1945 r. schronił się w lesie. Jego liczący kilkuset
żołnierzy i podobną liczbę współpracowników oddział stoczył wiele walk
z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją była defilada 3 maja 1946 r. w Wiśle.
Od lipca
1946 r. w oddziale działali agenci bezpieki, którzy we wrześniu
zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na Zachód. Według
ustaleń IPN żołnierzy „Bartka” przewieziono na
Opolszczyznę w trzech transportach i zamordowano. W wyniku operacji
bezpieki śmierć poniosło ok. 90 osób.
Flame zlecił nadzór nad
przerzutem żołnierzy swemu zastępcy, Janowi Przewoźnikowi „Rysiowi”.
On sam przeszedł w tym czasie operację nogi. Miał ranę postrzałową.
„Ryś” został zamordowany przez funkcjonariuszy UBP 7 września 1946 r. „Bartek” wobec braku kontaktu z zastępcą zbiegł śledzącym go ubekom i wrócił w góry.
Po ogłoszeniu
amnestii Henryk Flame w marcu 1947 r. ujawnił się w Bielsku. 1 grudnia
1947 r. został skrytobójczo zastrzelony przez milicjanta.
https://wpolityce.pl/historia/376253-pierwszy-z-zolnierzy-bartka-zidenty...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
29. 17-18.XI - Górski Rajd
17-18.XI - Górski Rajd Śladami "Bartka";
http://solidarni2010.pl/37802-gorski-rajd-sladami-bartka-17-18-listopada...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
30. IPN odnalazł szczątki, mogące
IPN odnalazł szczątki, mogące należeć do żołnierza NSZ Mieczysława Inglota
Szczątki
ludzkie i elementy umundurowania znaleźli pracownicy Biura Poszukiwań i
Identyfikacji IPN w Rycerce Górnej na Żywiecczyźnie. Instytut szukał
tam Mieczysława Inglota. ps. Odważny, żołnierza zgrupowania NSZ Henryka
Flamego „Bartka” – podał w środę IPN.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
31. Po Mszy św. odbył się Apel
Po Mszy św. odbył się Apel Pamięci z salwą honorową. Następnie złożono kwiaty pod krzyżem, upamiętniającym zamordowanych tu we wrześniu 1946 r. Żołnierzy Niezłomnych - kilkudziesięciu partyzantów z oddziału Henryka Flamego ps „Bartek”. (Więcej o tragicznej historii żołnierzy Henryka Flamego pisaliśmy w „Niedzieli” w ubiegłym roku: https://www.niedziela.pl/artykul/135650/nd/Slaski-Katyn). Niestety do dzisiaj, mimo usilnych starań IPN-u, nie znamy miejsca, w którym spoczywają ciała tych, którzy w Barucie oddali swoje życie za prawdziwie wolną i niepodległą Polskę.
https://www.niedziela.pl/artykul/45629/Modlitwa-za-dusze-zolnierzy-%E2%8...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
32. Wideoczat z historią:
Wideoczat z historią: „Wracamy po Was! Historia oddziału »Bartka«”
5 grudnia 2019 roku w kolejnym odcinku „Wideoczatu z
historią” mówiliśmy o historii oddziałów NSZ Henryka Flamego „Bartka”
oraz o poszukiwaniach szczątków jego podkomendnych zamordowanych w
ramach operacji Urzędu Bezpieczeństwa o kryptonimie „Lawina”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
33. 102 lata temu urodził się
102 lata temu urodził się Henryk Flame „Bartek”, dowódca zgrupowania NSZ
102 lata temu, 15 stycznia 1918 r., urodził się kpt. NSZ Henryk
Flame "Bartek", dowódca największego oddziału antykomunistycznego
podziemia, jaki po 1945 r. działał na Śląsku i Żywiecczyźnie. W 1947 r.
został zamordowany. Spoczywa w Czechowicach-Dziedzicach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
34. Kajakarze płyną Wisłą do
Kajakarze płyną Wisłą do Krakowa; przypominają o mjr. NSZ Henryku Flamem
Ok. 30 kajakarzy wypłynęło w czwartek rzeką Wisłą z okolic
Czechowic-Dziedzic do Krakowa. Organizator spływu Paweł Kluska
powiedział, że chcą upamiętnić postać Henryka Flamego "Bartka", dowódcy
największego oddziału podziemia antykomunistycznego w Beskidach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
35. Śląskie: Pamięć żołnierzy wyk
Śląskie: Pamięć żołnierzy wyklętych uczczono w Mazańcowicach
zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem mjr. Henryka
Flamego, ps. „Bartek”, odprawiona została w niedzielę w kościele w
podbielskich Mazańcowicach w przededniu Narodowego Dnia Pamięci
„Żołnierzy Wyklętych”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
36. 104 lata temu urodził się
104 lata temu urodził się Henryk Flame „Bartek”, dowódca zgrupowania NSZ
NSZ, dowódca największego oddziału antykomunistycznego podziemia, jaki
po 1945 r. działał na Śląsku i Żywiecczyźnie. Został zamordowany w 1947
r. Spoczywa w Czechowicach-Dziedzicach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
37. Żołnierze "Bartka" powracają!
Żołnierze "Bartka" powracają! Uroczystości w Starym Grodkowie
My,
współcześni pamiętamy o tych, którzy oddali życie w walce o wolność. I
będziemy pamiętać! Żołnierze Wyklęci powracają – żołnierze „Bartka”
powracają! - powiedział prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef Biura Poszukiwań
i Identyfikacji IPN podczas uroczystości odsłonięcia i poświęcenia
pomnika żołnierzy oddziału NSZ kpt. Henryka Flamego w Starym Grodkowie.
Uroczystość rozpoczął Hymn Państwowy i Msza Święta sprawowana pod przewodnictwem bpa prof. Andrzeja Czai, biskupa opolskiego. Homilię wygłosił bp gen. bryg. Józef Guzdek,
biskup polowy Wojska Polskiego, który w słowie skierowanym do
uczestników liturgii przywołał scenę sądu Piłata nad Jezusem
podkreślając, iż za głoszenie prawdy również i w czasach nam
współczesnych przychodzi niekiedy zapłacić najwyższą cenę.
Wśród zgromadzonych na uroczystości
znaleźli się parlamentarzyści, przedstawiciele władz samorządowych,
wojska, instytucji państwowych i organizacji paramilitarnych oraz
mieszkańcy opolszczyzny i żywiecczyzny. Szczególnymi gośćmi były rodziny
zamordowanych w ramach operacji „Lawina” żołnierzy. W ich imieniu głos
zabrała Alicja Reinhard-Flame, córka kpt. Henryka Flamego „Bartka”. – Ta
mała garstka bohaterskich żołnierzy nie miała najmniejszych szans przy
komunistycznym, bestialskim reżimie i wiodącym prym Urzędzie
Bezpieczeństwa, jaki i ja doskonale pamiętam. Mimo tragicznych wspomnień
jestem szczęśliwa, że dobry Bóg pozwolił mi dożyć, aż ci żołnierze z
moim ojcem „Bartkiem” zostali zrehabilitowani. Że doczekałam czasów,
kiedy przyznano im honor, godność i cześć, należne od zawsze(...). Na
odsłaniane dziś upamiętnienie składa się ten wysoki, kamienny krzyż. W
tym miejscu chciałabym przywołać słowa, które wyrażają wiarę mojego ojca
i jego towarzyszy: Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska
jest Polską, a Polak Polakiem. Ostatnie słowa Alicja Reinhard-Flame wyrecytowała wspólnie z uczestnikami uroczystości.
Prace poszukiwawczo-ekshumacyjne na polanie prowadził zespół Biura
Poszukiwań i Identyfikacji IPN. O ich przebiegu opowiedział w swoim
wystąpieniu prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef biura.
- Tym, co jako pierwsze „ujawniło się” w tym miejscu był krzyż
harcerski i ryngraf, które przekonały nas, że dokładnie w tym miejscu
należy przeprowadzić obszerne badanie archeologiczne. W 2016 roku
odnaleźliśmy zbiorowe mogiły, do których zrzucono ciała pomordowanych
żołnierzy. Odnalezione szczątki nosiły uszkodzenia charakterystyczne dla
eksplozji. Widoczne też były rany postrzałowe. Niewiele dalej, z
drugiej strony baraku odnaleźliśmy dół z resztkami spalonej odzieży i
rzeczy osobistych. Dziś te miejsca oznaczone są dokładnie przez głazy,
stanowiące elementy upamiętnienia – przypomniał prof. Szwagrzyk.
W lipcu 1946 do oddziału „Bartka” zostają
wprowadzeni agenci bezpieki, którzy podając się za łączników z
dowództwem NSZ, doprowadzają podjęcia przez Flamego „Bartka” decyzji o
zorganizowaniu przerzutu części zgrupowania za Zachód, co było częścią
operacji MBP mającej na celu likwidację oddziału. Z ustaleń Instytutu
Pamięci Narodowej wynika, iż żołnierze zostali przewiezieni na
Opolszczyznę w trzech transportach, gdzie zostali brutalnie zamordowani
(wysadzeni w powietrze lub zastrzeleni metodą katyńską).
– Ziemia grodkowska przez dziesięciolecia kryła w sobie tajemnicę
zbrodni UB/NKWD na polskich bohaterach. Dziś powracamy po nich! W
miejscu, gdzie się znajdujemy stał drewniany barak, do którego
wprowadzono żołnierzy i podano im kolację i alkohol. Do butelek, przez
korek, za pomocą igły i strzykawki dodano środek nasenny. Następnie
zdetonowano podłożone wcześniej miny, a tych, którzy przeżyli dobito
strzałem z pistoletu. To, po obławie Augustowskiej, największa masowa
zbrodnia UB i NKWD na żołnierzach polskiego podziemia
niepodległościowego – przypomniał K. Szwagrzyk.
Na upamiętnienie, przygotowane przez IPN w
Starym Grodkowie składa się rekonstrukcja baraku, wysadzonego w
powietrze jesienią 1946 roku. W jego wnętrzu umieszczono naturalnej
wielkości szklane plansze-postaci symbolizującymi członków oddziału kpt.
Flamego. Przed barakiem ustawiono kilkumetrowy kamienny krzyż, a
miejsca odnalezienia szczątków zołnierzy i artefaktów oznaczono
symbolicznymi kamiennymi mogiłami.
- Za to wielkie dzieło z serca
dziękuję moim współpracownikom z IPN: kierownictwu, członkom zespołu
Biura Upamiętnień Walk i Męczeństwa, Biura Poszukiwań i Identyfikacji,
wszystkim współpracownikom Instytutu, redakcji czasopisma „Odkrywca” - powiedział wiceszef IPN.
Słowa uznania i podziękowania dla
wszystkich, którzy przyczynili się do odnalezienia tego miejsca,
podjęcia szczątków i wykonania upamiętnienia wyraził Prezes Instytutu
Pamięci Narodowej dr Jarosław Szarek. W swoim
przemówieniu zauważył bohaterską i niezłomną postawę żołnierzy „Bartka”,
jak również znaczenie tego typu uroczystości i upamiętnień dla
kształtowania postaw młodego pokolenia i pamięci narodu polskiego.
Uroczystość zakończyło uroczyste złożenie
wieńców i salwa honorowa. Wcześniej dokonano poświęcenia monumentu oraz
symbolicznego aktu przekazania opieki nad pomnikiem władzom lokalnym. W
imieniu przedstawicieli lokalnej społeczności głos zabrała Barbara Dybczak,
wójt gminy Skoroszyce. Wyraziła ona wdzięczność za przeprowadzenie prac
i wykonanie upamiętnienia. Zauważyła też, że od teraz będzie to miejsce
szczególnie ważne w regionie, zwłaszcza w procesie edukacji i
wychowania patriotycznego.
Organizatorzy: Prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Wojewoda Opolski, Burmistrz Gminy Grodków, Wójt Gminy Skoroszyce.
Prowadzenie uroczystości: Rzecznik Prasowy Wojewody Opolskiego
Asysta Honorowa WP: 1 Pułk Saperów w Brzegu
Oprawa muzyczna: Orkiestra Reprezentacyjna Wojsk Lądowych we Wrocławiu
https://poszukiwania.ipn.gov.pl/bbp/aktualnosci/12421,Zolnierze-quotBartkaquot-powracaja-Uroczystosci-w-Starym-Grodkowie.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
38. Zajęcie Wisły przez oddział
Zajęcie Wisły przez oddział NSZ „Bartka” miało miejsce 3 maja 1946 roku. Na ten dzień Henryk Flame „Bartek” zarządził dla wszystkich podległych mu oddziałów wchodzących w skład VII Okręgu NSZ wielką koncentrację w „kwaterze głównej” podległego mu zgrupowania, na Baraniej Górze.
Według relacji Antoniego Bieguna „Sztubak” żołnierze maszerowali odstawieni jak na paradę w mundurach, z przypiętymi orzełkami na mieczu, z ryngrafami z Matką Boską. Po drodze wielu ludzi zaskoczył ten widok, na początku myśleli, że idą żołnierze LWP.
Gdy dotarło do nich, że są to partyzanci wtedy padały pytania „Czy już się zaczęło? Czy idziecie prać komunistów?” Wielu ludzi wręczało żołnierzom kwiaty i różne smakołyki.
Po wkroczeniu do Wisły kpt. Flame odebrał na otwartym polu defiladę. W zwartych szeregach kilkuset partyzantów przemaszerowało przed oczami zebranych licznie mieszkańców. Zabezpieczeniem całek akcji zajmował się oddział „Sztubaka”.
W Wiśle stacjonował w tym czasie oddział wojska polskiego i sowieckiego niedaleko znajdowały się posterunki WOP atak jednak nie nastąpił, a do partyzantów dotarły informację, że w różnych posterunkach funkcjonariusze UB i MO zaczęli się barykadować albo w ogóle uciekli. Defilada była ewenementem w państwach „władzy ludowej”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl