Smoleńska dezinformacja Rosjanom wyszła genialnie. Szkalujący Polskę i wdeptujący w błoto honor polskiego wojska Raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego spełnił swoją rolę. Uwaga polityków opozycji, prawicowych mediów, takich jak „Gazeta Polska”, czy „Nasz Dziennik”, a przede wszystkim zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy Tu 154M została skierowana tam, gdzie założyli z góry gracze z Kremla i FSB/KGB oraz czekiści z Warszawy. Na badanie fałszów raportu MAK, zapisów rozmów pilotów z wieżą, na protesty przeciwko traktowaniu wraku przez Rosję i ich braku zgody na jego oddanie Polsce, czyli właścicielowi statku. Skutecznie odwrócono uwagę od meritum, a mianowicie od wyjaśnienia kwestii co i kto spowodował śmierć polskiej delegacji, jak również od tego, że miejsce domniemanej katastrofy, czyli okolice lotniska Siewiernyj, wcale nie musi być miejscem, w którym rozegrała się tragedia. Wskazuje na to m.in. brak ciał, brak foteli pasażerskich, ułożenie części samolotu, ptasie odgłosy podczas gdy wiadomo, że ptaki, gdyby samolot rzeczywiście spadł w tym miejscu, zostałyby skutecznie i na długo spłoszone. Rosjanie, by odwrócić uwagę zagrali także symbolami. Odnalazło się – dziwnym trafem nietknięte – polskie godło z prezydenckiej salonki, w całości ocalał wieniec, na drzewie wisiał bardzo charakterystyczny i przykuwający uwagę żakiet jednej z ofiar-posłanek PiS, który miał zaświadczyć: „Tu zginęłam”. A na gałązce jednego z krzewów znalazł się – wbrew prawom fizyki – łańcuszek z identyfikatorem uczestnika uroczystości katyńskich.
By jeszcze bardziej zagrać symboliką i skanalizować emocje to bardzo szybko na miejscu katastrofy postawiono głaz upamiętniający śmierć prezydenta i 95 osób. I co się tu dziwić, że p.o. prezydenta Bronisław Komorowski za pomoc w katastrofie smoleńskiej odznaczył nie tylko rosyjskich strażaków, ale również… rosyjskiego ambasadora Władymira Grynina i to Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Przedstawiciel Rosji też się przecież zasłużył… wspieraniem Tuska, Komorowskiego i spółki w doprowadzeniu do rozdzielenia wizyt katyńskich!
Im więcej wątpliwości dotyczących rzeczywistego przebiegu tzw. katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r., tym więcej publikacji mających zdezinformować opinię publiczną i przyjść w sukurs Rosji i rządowi RP. Pierwsze dwie pozycje o niemal identycznym tytule to rosyjski „Ostatni lot” Siergieja Amielina oraz polski „Ostatni lot. Przyczyny katastrofy smoleńskiej. Śledztwo dziennikarskie” napisany przez Jana Osieckiego, Tomasza Białoszewskiego oraz Roberta Latkowskiego. Obie pozycje nie spotkały się z szerszym oddźwiękiem, ale niewątpliwie wpisują się w obrany przez Moskwę kurs propagandowy. Winni są piloci i wywierający presję generał Błasik, nie mówiąc już o presji prezydenta.
Front dezinformacji jest podzielony. Dla „młodych wykształconych z wielkich miast”, których głosom i pseudointeligenckiemu zadęciu zawdzięczamy panowanie od trzech lat dyktatury ciemniaków są wyrocznią: „GW”, WSI24 i „eksperci” uwiarygadniający wersję rosyjską, tacy jak np. Tomasz Hypki.
Ale jest jeszcze grupa sympatyków i wyborców dawniej ROP, AWS, a dziś PiS, którym sprawa smoleńska leży na sercu i chcą jej ostatecznego wyświetlenia. Dla nich kalanie munduru polskiego oficera, obwinianie pilotów są rzeczą niedopuszczalną. Wiedzą, że raport MAK jest potwarzą dla narodu, ale jednocześnie nie są pasjonatami śledzącymi każdy szczegół dotyczący 10 kwietnia. Mają wewnętrzne przeświadczenie, że być może, uwzględniając stosowne proporcje, Smoleńsk jest podobny do katastrofy w Gibraltarze, w tym sensie że na pewno tak nie było jak głosi wersja oficjalna, ale jak było nie wiemy i prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Oni również są podatni na manipulację czekistów i właśnie się ona dokonuje.
Oto ukazała się, wydana przez Frondę, książka Tadeusza Święchowicza pt.: „Smoleński upadek. Katastrofa, która wstrząsnęła światem”, którą autor dedykuje „pamięci lotników 36. specpułku, generałów Wojska Polskiego i wszystkich polskich patriotów, którzy zginęli w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.”
To przesłanie jest mylące, podobnie jak zdjęcie na okładce przedstawiające ściskającego się Tuska z Putinem w Smoleńsku, czy artykułowana przez autora obrona dobrego imienia kpt. Protasiuka. W rzeczywistości bowiem z treści „Smoleńskiego upadku” dowiemy się – odnośnie do przyczyn i przebiegu katastrofy mniej więcej tego co z raportu Anodiny, komisji Jerzego Millera i Prokuratury Wojskowej. Wszystko to samo, tylko podlane patriotycznym sosem.
By nie być gołosłowną, wybrałam garść cytatów.
O katastrofie
„Od pierwszego zderzenia z drzewem samolot przeleciał ponad ćwierć metra. Utrata jednej trzeciej lewego skrzydła rozpoczyna ostateczną destrukcję maszyny. Znajduje się ona w tym momencie ponad 800 metrów od początku pasa i ma 80 metrów odchylenia od jego osi. Ostatnie metry kadłub leci na plecach. Pasażerowie wiszą głowami w dół przypięci pasami do foteli. Maszyna uderza w ziemię wierzchnią częścią z prędkością bliską 300 km/h. Silniki weszły już na pełne obroty, co zwiększa impet uderzenia i energię, z jaką kadłub uderza o ziemię. Ogon zahacza grunt i się odrywa, silniki odpadają. Słychać straszliwy trzask rozszarpywanej konstrukcji. We wnętrzu kadłuba rozlegają się agonalne krzyki. (…) Systemy samolotu przestały funkcjonować. Maszyna rozpadała się na kawałki. Najsilniejsze struktury tupolewa, jak mocowanie skrzydeł z kadłubem, podwozie, luk bagażowy są od spodu samolotu. Tymczasem stery ustawione były na wznoszenie, ale samolot odwrócił się spodem do góry, więc „wznosił” się do ziemi. Najpierw uderzył w ziemię sufitem kokpit, a potem położył się cały kadłub. Masywny ciężki spód zgniatał od góry słabą rurę kadłuba wypełnionego ludźmi. Po uderzeniu samolot szorował po zagajniku jeszcze kilkaset metrów zanim się zatrzymał. Siła uderzenia spowodowała, że dach i pokład kadłuba zostały zdarte, a kokpit i salonki z przedniej części samolotu rozerwane i zmiażdżone. Szczątki maszyny rozleciały się na przestrzeni setek metrów kwadratowych. Rejestratory w czarnych skrzynkach samolotu przerwały zapis. W języku technicznym nastąpiło „ostateczne zniszczenie konstrukcji samolotu”, czyli zagłada.
Rozproszone szczątki samolotu płoną, ale jest to anemiczny ogień, jakby przyduszony rozmiarem tragedii”. (s.31-32)
Wygląda na to, że autor ukrywał się w luku bagażowym tupolewa lub (być może z polecenia Turowskiego) stał za którąś ze smoleńskich brzóz i patrzył w niebo. Lub też jest tajnym członkiem zespołu generał Anodiny, gdyż bardzo podobny opis znalazł się w raporcie MAK.
O przeżyciach wewnętrznych Plusnina rankiem 10 kwietnia
„Była jeszcze noc, gdy niewysoki mężczyzna o masywnej budowie ciała wyszedł ze swego mieszkania na jednym ze smoleńskich osiedli. Był zdenerwowany. Nie mógł spać. Wiedział, że to będzie jeden z najważniejszych dni w jego życiu. Za kilka godzin miał sprowadzić na miejscowym lotnisku ostatnie samoloty w swojej karierze wojskowego kontrolera lotów.” (s.33)
Skąd autor wie jak wygląda Plusnin i co czuł? Odprowadzał go na lotnisko? Nocował u niego?
O radości kontrolerów
„Wszyscy trzej: Plusnin, Ryżenko, Krasnokutskij czuli się wyróżnieni tym, że to im właśnie dowództwo powierzyło tak odpowiedzialne zadanie. Najpierw obsługiwali samoloty premierów, a teraz miał przylecieć polski prezydent. (…) Bezpieczeństwo tak ważnych osób zależało od ich pracy. (…) Wielka trójka: ojciec, syn i duch. On, ojciec, był przygnieciony ciężarem odpowiedzialności; wiedział co może się stać i chciałby tego uniknąć. Syn miał zbyt mało doświadczenia w tej robocie, aby zdawać sobie sprawę, czym grożą drobne błędy i brak wyobraźni. Duch, którego w zasadzie w ogóle nie powinno tu być, faktycznie był najważniejszy. Wiedział znacznie więcej niż inni i to on raportował generałom, jak przebiega operacja. Tego dnia sytuacja stała się nagle i nieoczekiwanie tak trudna, że decyzje w sprawie musiały zapaść na samej górze”. (s.37)
Widać autor siedział w wieży i poznał kontrolerów, których poza nim nie widział nikt z zainteresowanych wyjaśnieniem katastrofy. Bo co robili polscy prokuratorzy w Moskwie, kogo przesłuchiwali, skoro nie wiedzieli nawet jak wyglądają kontrolerzy? Ową trójkę, czy kogoś podstawionego? Jakub Opara w filmie „Mgła” zwraca uwagę na słowa oficerów FSB, pilnujących w hotelu przedstawicieli Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. 10 kwietnia „zostaliśmy w hotelu. Mieliśmy dość dziwną sytuację. Spotkaliśmy na korytarzach oficerów, najprawdopodobniej z Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Na stole wyłożyli cały arsenał uzbrojenia, jakim dysponowali. Były to dwa karabiny, dwie strzelby i kilka pistoletów. Panowie zapytali nas, co my tu jeszcze robimy. Powiedzieliśmy, że czekamy na dzień jutrzejszy, bo jutro są uroczystości związane z pożegnaniem ciała pana prezydenta. A oni trochę się śmiejąc, a nawet nie tylko trochę, powiedzieli, że dziwią się nam, że tu zostajemy, ponieważ w Rosji jest tak, że ci, którzy są pierwsi w miejscu katastrofy często w niewyjaśnionych okolicznościach giną. „A wiecie, co się stało z kontrolerami lotu?”
No właśnie. A autor wie, co się stało?
O miejscu katastrofy
„Kapitan Muramszczikow dociera do szczątków samolotu od strony lotniska. Widzi dwa duże fragmenty samolotu, skrzydła i część kadłuba. Silniki leżą oddzielnie. Nie widzi ani kokpitu, ani salonki. Między fragmentami maszyny leżą strzępy ludzkich ciał. Szczątki pokryte są mieszaniną kurzu i popiołu. Nie słychać ani krzyków, ani jęków. Tylko w kieszeniach zabitych dzwonią telefony komórkowe. Muramszczikow słyszy poloneza Ogińskiego i krakowiaka. Widok jest potworny: ciała bez głów, inne ze zmiażdżonymi twarzami. W całości widzi tylko ciało jednej dziewczyny. W różnych miejscach palą się małe ogniska pożaru. Domyśla się, że iskrę dały urządzenia elektryczne samolotu lub silniki. Wszędzie są kałuże paliwa lotniczego.” (s.66-67)
Skąd autor wie, że Muramszczikow nie kłamie? Skąd te kałuże paliwa, skoro zabezpieczający teren ludzie palili papierosy. Następna rzecz, kapitan M. musi być melomanem, skoro rozpoznał (nomen omen) „Pożegnanie Ojczyzny” i rdzennie polską melodię ludową. I skąd wie, że na miejscu katastrofy były ciała, skoro obecny tam operator Sławomir Wiśniewski stwierdził wyraźnie, że na miejscu zdarzenia nie widział żadnych szczątków.
O pojednaniu
„Kiedy do Smoleńska dojeżdża Donald Tusk, premierzy obu krajów spotykają się znów po trzech dniach. Widzieli się poprzednio w czasie pierwszych oficjalnych uroczystości w Katyniu, które stanowiły kamień milowy w stosunkach polsko-rosyjskich. Teraz na miejscu katastrofy Putin po rosyjsku objaśnia Tuskowi przebieg porannych wydarzeń. Potem obaj składają kwiaty obok jednego z fragmentów odrzutowca. Premier Tusk klęka i modli się. Za nim stoi przejęty Putin. Na twarzy Tuska widać cierpienie. Kiedy wstaje z kolan, Putin obejmuje go. Wielu obserwatorów ma łzy w oczach. Tę scenę pokażą telewizje całego świata. To nowa era w stosunkach obu krajów – czas solidarności i pojednania. Wszyscy wiedzą, że chwila jest historyczna, a sytuacja symboliczna”. (s.72)
Wzruszający opis, zupełnie jak z dzieł stalinowskiej propagandy o wiecznej miłości polsko-sowieckiej, budowanej na grobach pomordowanych uczestników kolejnych powstań antysowieckich, począwszy od 1944 r. i „czyszczenia ternu” przez NKWD, Informację Wojskową i UB, aż po końcówkę lat 80.
Obecne „pojednanie” z Moskwą mogło zostać zbudowane wyłącznie na kłamstwie smoleńskim, tak jak przyjaźń polsko-radziecka na kłamstwie katyńskim.
O oddaniu sprawie rosyjskich towarzyszy
„Na tle błyskawicznych i na ogromną skalę podjętych działań rosyjskich, zaangażowanie polskie wyglądało nader skromnie. W pewnym sensie jest to zrozumiałe. Kiedy Rosjanie zajmowali się śledztwem, Polacy musieli organizować pogrzeby.” (s.130)
Czyli, według autora strona polska nie zabezpieczyła terenu tragedii z braku czasu. Choć prawda jest zupełnie inna: Tusk i Komorowski z pełną premedytacją oddali śledztwo Rosji. Nie mogli pozwolić, by prawda o ich współudziale, co najmniej politycznym, ujrzała światło dzienne podczas polskiego, niezależnego i rzetelnego postępowania.
O scenariuszu zamachu
„Możnaby fantazjować na temat scenariusza zamachu przy użyciu broni elektromagnetycznej: zamachowcy porazili samolot potężnym impulsem, który „usmażył” jego elektronikę. Impuls taki uszkodziłby nie tylko urządzenia samolotu i lotniska, ale również linie energetyczne. Tłumaczyłoby to zarówno gwałtowne przyśpieszenie opadania samolotu, jak i złe funkcjonowanie radiolatarni czy radaru kontrolera. Broń elektromagnetyczna jest jednak doskonałym wyjaśnieniem wszystkiego dlatego, że prawie nic o niej nie wiemy.” (s.359)
Wbrew temu co pisze autor o rosyjskiej broni elektromagnetycznej, m.in. o nazwie Nika wiemy dostatecznie dużo, jednak jej opis wykracza poza ramy tego tekstu.
Cytowany „Upadek smoleński” jest pozycją polecaną przez „Gazetę Polską”, jej portal niezalezna.pl i tygodnik „Nasza Polska|”, a więc media które przecież trudno podejrzewać o sympatię do premiera Donalda Tuska, Platformy Obywatelskiej oraz dawanie wiary w rzetelność śledztwa prowadzonego przez komisję Millera oraz prokuratury. W przypadku „NP” przyjmowanie maskirowki za dobrą monetę jest zrozumiałe, gdyż gazeta ta prawie w ogóle nie zauważa sprawy smoleńskiej, a więc nie orientuje się w rozmiarach i sposobach rosyjskiej dezinformacji. Tygodnik Tomasza Sakiewicza to jednak co innego – od miesięcy prowadzi niezależne śledztwo, a w tym przypadku niestety podąża drogą wytyczoną przez uczniów Putina i często zajmuje się wrzutkami preparowanymi przez Rosję. Nie wiem czy podobną ofiarą dezinformacji nie padła też „Misja specjalna”, której udało się sfilmować niszczenie wraku tupolewa. Skąd pewność, że był to wrak samolotu, którym z warszawskiego Okęcia wyleciała prezydencka delegacja. I skąd pewność, że nie była to kolejna inscenizacja?
W służbach rosyjskich nie pracują dzieci. Ich funkcjonariusze wiedzieli doskonale, że społeczeństwo polskie za najbardziej prawdopodobną przyczynę uzna zamach. Stąd skierowanie uwagi na niszczenie wraku – granie na emocjach (jacy ci Ruscy są bezczelni!), tak jak to opisywałam już powyżej na przykładzie nietkniętego godła państwowego.
Chcę być dobrze zrozumiana: nie kwestionuję zaangażowania dla sprawy „Gazety Polskiej”, „Naszego Dziennika”, czy Antoniego Macierewicza. Bez dwóch zdań – wszyscy oni poszli pod prąd, i na pewno tak jak mnie zależy im na poznaniu motywów, okoliczności, wykonawców i mocodawców zbrodni. Pytanie tylko: czy idą w dobrym kierunku? Mimo wszystkich przesłanek, wskazujących na to, że samolot nie mógł spaść na Siewiernym, że nie mogła go rozerwać bomba (na co wskazuje rozrzut szczątków), że należy podjąć warianty alternatywne, m.in. hipotezę dwóch miejsc, bo nie mamy żadnego dowodu potwierdzającego wersję oficjalną, tego się nie robi.
Największy to błąd, gdyż wciąż będziemy, ku uciesze Putina i spółki, ogryzać podrzucone kości, oburzać się na kolejne odmowy spełnienia żądań oddania dowodów rzeczowych, podczas gdy do dziś nie wiemy nic, nawet tego czyje ciała spoczywają w trumnach. Będą kolejne „szympansy w wieży”, odnajdą się kolejne zaginione fragmenty stenogramów... I tak dalej i tak dalej. A po trzech latach zamordowanie prezydenta RP będzie ludzi obchodzić tyle co zeszłoroczny śnieg.
13 komentarzy
1. Sawantka - mgła jest coraz gęstsza
musimy obudzić Ducha Narodu i sami dochodzić prawdy.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Smoleńska mistyfikacja
Jest wiele przesłanek wskazujących ,że 10 kwietnia okrutnie sobie z Polaków zakpiono.
Wydarzenia rozgrywające się po 10 kwietnia pokazują jak mocne jest w Polsce stronnictwo moskiewskie.....i że jego umiejscowienie wymyka się powszechnym stereotypom.
3. Sawantko
"„Kapitan Muramszczikow dociera do szczątków samolotu od strony lotniska. Widzi dwa duże fragmenty samolotu, skrzydła i część kadłuba. Silniki leżą oddzielnie. Nie widzi ani kokpitu, ani salonki. Między fragmentami maszyny leżą strzępy ludzkich ciał. Szczątki pokryte są mieszaniną kurzu i popiołu"
Niedawno mieliśmy okazję być "zaszokowani" "zdjęciami z katastrofy" pokazującymi szczątki ciał. Zwróciło moją uwagę to, że szczątki ciał, tak jak to pisze autor wymienionej przez Pania książki, pokryte są kurzem.
No to pytam jak to możliwe, że w miejscu, gdzie ponoć było błoto i kałuże wody ( po których przedzierał się dzielny wojak Wiśniewski) ciała pokryte były kurzem????
Poza tym ponoć mamy do czynienia z katastrofą w której zginęło prawie 100 osób.. a na zdjęciach dzielnych wojaków nie ma jednego śladu krwi???
O wielu innych .. delikatnie pisząc nieścisłościach jeszcze napiszę.
Od sierpnia zeszłego roku jestem przekonana, że na lotnisku Siewiernyj nie doszło do żadnej katastrofy. Mamy do czynienia z największą mistyfikacją w dziejach.
Pozdrawiam Panią serdecznie.
4. Polecam
Wysłuchanie zeznań panow Wiśniewskiego i Wierzchowskiego.
Niezwykle pouczajace.
Pan Wiśniewski przez 2 godziny nagrywał mgłę a kiedy zobaczył, że coś się dzieje, jakiś ogień to nie filmował bo własnie mistrz kamery i dziennikarz tvp przegląda co się nagrało czyli tę mgłę.
A pan Wierzchowski stojący na lotnisku w odległości 800 metrów słyszy świst silników a nie słyszy upadku samolotu. Krateru brak.
Nieprawdopodobnie interesujące widowiska.
Pan Macierewicz , pani Kruk i pani Wróbel spisują się na medal.
5. O, żesz...
"Oto ukazała się, wydana przez Frondę, książka Tadeusza Święchowicza pt.: „Smoleński upadek. Katastrofa, która wstrząsnęła światem”, którą autor dedykuje „pamięci lotników 36. specpułku, generałów Wojska Polskiego i wszystkich polskich patriotów, którzy zginęli w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.”
@Sawantko, dziekując serdecznie za tę analizę "światłej publikacji" T. Święchowicza (kto zacz?) - piszę zaraz do T.Sakiewicza, a tych co maja namiary kontaktu do redaktorów Frondy - proszę usilnie NATYCHMIAST o to samo !!!
To sk...syństwo najwyższego kalibru - podłożenie takiej MINY zarówno wydawcy (???? odbiło im?) czyli Frondzie, jak i Sakiewiczowi !!!
Wniosek tylko jeden: nikt z nich nie czytał tego paszkwila!!!
Piękna "kombinacja operacyjna" - "duszeszczypatielnyj" tytuł, "uwiarygodniony" (?przez kogo i KOMU?) autor i....zapis jak prosto z raportu MAK !!!
Jeden totalny SYF!
Marylko! prośba o pilną interwencję na Frondzie !
Ta sprawa MUSI BYĆ MOCNO nagłośniona - jak z paszkwilanckimi publikacjami do tej pory!
[swoja drogą, nie chce mi się wierzyć w tak totalna głupotę Frondziarzy...coś tu śmierdzi!]
Selka
6. Selka
FRONDA promuje juz drugie "lewe " wydawnictwo. Zaczęli od ubeckiej wrzutki Sfinksa i pomimo zgłaszania przez forumowiczów , że to fałszywka, dalej sobie wisiała w polecanych.
Podejrzewam, że to reklamy płatne i GP jak FRONDA zarabiają na tym badziewiu.
Pieniądz nie smierdzi, czy od Zdrojewskiego, czy z innej ręki..
Po prostu wstyd, którego oni nie mają.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. @Marylko
Napisałam do Sakiewicza, lecę po ksiegarniach, które to g***o sprzedają (katolickie, prawicowe - Horror !)
A ten "Święchowski" wielce tajemniczy facet, pierwsza w życiu książeczka napisana ad hoc? (kolejny ?)
I jakoś tak...bez fotografii? :)) Czy to ten sam "autor"?
Zobacz: http://www.iir.pl/index.php?module=event_leader&e_id=256
Promocja książki: 8 marca. Wstep wolny, Traffic Club Warszawa, Bracka:
http://www.traffic-club.pl/sklep/kalendarium/offset/0.html
http://www.kulturalnie.waw.pl/wydarzenia/9546/promocja-ksiazki-tadeusza-...
Ta "promocja" jest otrąbiona gdzie tylko się da!
niezależna.pl usuneła już ze swojego portalu reklamę promocji tej wrzuty...
Selka
8. Kto w mamonie widzi Boga
Tego czeka tylko trwoga
Pozdrawiam
9. Selka
wygląda na to, że ten:
Kierownik Sekcji Obsługi Spółki, TP Invest sp. z o.o. (z grupy kapitałowej TP SA)
Pracował jako dziennikarz w telewizji publicznej, najpierw w ośrodku w Krakowie, potem w Wiadomościach TVP w Warszawie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. ...i jak dotąd, nigdy nic
nie napisał :))
Lecę poszukać innych portali-księgarni katolickich, zeby dac im znać jakie g*wno promują.
Selka
11. Moim skromnym zdaniem
Należy przyjąć postawę taką . Pogodzić się z tym ,że nie jesteśmy na razie wstanie poznać dokładnego przebiegu tego zdarzenia . Nie starać się podążać za kolejnymi wrzutkami , dezinformacjami . To co działo się do tej pory wystarczająco dowodzi ,że nie było żadnego rzetelnego śledztwa ,to polskie pewnie nie będzie dużo lepsze . Był już precedens . MAK umieścił na swojej stronie dokumenty z sekcji zwłok gen. Błasika ,co oczywiście było sprzeczne z elementarnymi zasadami ,że pamięć o zmarłych należy szanować . Mimo to chyba należy domagać się jak największej jawności . Nawet jak będą fałszywki publikować .
Takie dane (parametry) z rejestratorów lotu ,dobrze żeby były publicznie dostępne , zabezpieczy to przed matactwami . Czy ścieżki dźwiękowe powinny być dostępnie . Tu można mieć wątpliwości .
Poza tym nie wykluczałbym tak do końca eksplozji. Samolot był serwisowany w Rosji . Podrzucenie ładunków i dobre ukrycie pewnie nie stwarzało problemu . Jeśli tych ładunków było kilka , niezbyt dużej mocy i wybuch odbył się na niewielkiej wysokości to szczątki niekoniecznie muszą być rozrzucone równomiernie wokół miejsce gdzie znajdowała się bomba .
12. Mój wujek Gugiel mówi tak:
Tadeusz Święchowicz jest absolwentem Wydziału Prawa i Adminsitracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Pracował jako dziennikarz w telewizji publicznej, najpierw w ośrodku w Krakowie, potem w Wiadomościach TVP w Warszawie
Autor materiałów dziennikarskich i programów, głównie o tematyce ekonomicznej. Współtworzył i był zastępcą szefa Informacji w Telewizji Polsat. Przez 7 lat wydawca dzienników i autor materiałów, głównie o tematyce ekonomicznej.
Ukończył kurs dla członków Rad Nadzorczych Jednoosobowych Spółek Skarbu Państwa. Był członkiem Rady Nadzorczej Centrum Bankowo-Finansowego w Warszawie, dyrektorem Biura Zarządu w Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych i Pełnomocnikiem ds. Jakości. (pierwsze wdrożenie systemu zgodnego z normami ISO w agencji tego typu w Polsce). Sekretarz Spółki TP Invest sp. z o.o. (z grupy kapitałowej TP SA) zajmującej się doradztwem inwestycyjnym, restrukturyzacją przedsiębiorstw, nadzorem właścicielskim.
http://www.iir.pl/index.php?module=event_leader&e_id=256
Na okładce książki pisza o nim tak:
Urodził się w 1963 roku. Uczył się w Krakowie. Ukończył politologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od blisko 20 lat mieszka w Warszawie. Pracował najpierw jako reporter w "Wiadomościach" TVP1. Potem współtworzył "INFORMACJE" - pierwszy ogólnopolski dziennik w telewizji prywatnej. W Polsacie był przez ponad 7 lat wiceszefem informacji i publicystyki. Napisał książkę "Pod słońcem Polsatu. Rzecz o powstaniu i rozwoju prywatnej telewizji w Polsce". Jest współautorem książki "Słownik historii XX wieku". W 2000 roku odszedł z dziennikarstwa do biznesu. Pracował m.in. w PAIZ oraz w TP Invest, spółce z grupy Telekomunikacji Polskiej. Po katastrofie smoleńskiej postanowił wrócić do swojej pierwszej pasji.
13. Przebiegłam sobie conajmniej 20 portali
-internetowych księgarń - wszędzie to samo: książka wszędzie dostępna!
To sie nazywa marketing !!!
[juz samo to śmierdzi z daleka :(]
A w dyskusji na promocji książki - w Traffic Club 8.03.2011 - w Warszawie - Lichocka (versus?) Śmiłowicz.
Selka