CO JESZCZE MOŻNA ZROBIĆ? (W.Sumliński)

avatar użytkownika Maryla

Szanowny Panie Aleksandrze.


Zasadą, którą powinienem przyjąć na najbliższy czas, jest milczenie i obserwacja wydarzeń z pozycji widza. Tak być powinno i tak z reguły jakiś czas jeszcze być musi - z wiadomych względów. Są jednak sytuacje, do których podejść trzeba tak, jak podchodzi się do wyjątku od reguły, wobec których milczeć po prostu nie sposób. Jedną z nich jest to, co dzieje się ze sprawą wyjaśniania okoliczności zamordowania Księdza Jerzego Popiełuszki, a co znalazło wyraz w postaci poniedziałkowego orzeczenia sądu. Proszę pozwolić, że skupię się na tym wątku, ponieważ jest on bardzo aktualny i współgra z tym, co stało się dziś. Mimo wzburzenia i niezrozumienia werdyktu sądu pierwszej instancji, który - moim zdaniem - ma niewiele wspólnego z zasadami sprawiedliwości, milczałbym, czekając na werdykt sądu drugiej instancji. Jeżeli zabieram głos już teraz, to dlatego, że zostałem sprowokowany: po pierwsze szokującą informacją "Wprost" i po drugie - dzisiejszą publikacją Gazety Wyborczej atakującą Bogdana Rymanowskiego, który w swoim programie dociekał, kim naprawdę jest Waldemar Chrostowski. Znana dziennikarka Gazety Wyborczej uważa, że zna odpowiedź na to pytanie. W pierwszym zdaniu dzisiejszego tekstu autorka pisze, że Chrostowski był przyjacielem Księdza Jerzego. I niestety już to pierwsze zdanie tekstu jest kłamstwem. Waldemar Chrostowski nie był przyjacielem księdza Jerzego i wie to każdy, kto rozmawiał z rodziną bądź prawdziwymi przyjaciółmi Kapelana Solidarności. To nie przypadek, że zarówno rodzice jak i bracia księdza Jerzego nie chcą znać Chrostowskiego i nie utrzymywali z nim kontaktu od jesieni 1984 roku. (Chrostowski doskonale wie o stosunku do niego bliskich Księdza Jerzego, co przyznał w procesie, nie wie tylko - jak zeznał - dlaczego bliscy zamordowanego Księdza nie chcą go znać). Wpływ na to miało wiele faktów. Najprzód Chrostowski wielokrotnie nadużył ich zaufania - przywłaszczył sobie samochód Księdza za który nigdy się z bliskimi Księdza Jerzego nie rozliczył (był tak małostkowy, że nawet podczas mojego procesu twierdził, że tak do końca nie wiadomo, czyj to był samochód, a następnie, przygwożdżony pytaniami, twierdził, że rozliczył się z rodziną Kapelana, bo ... przekazał samochód Muzeum Księdza Popiełuszki. A przecież to muzeum powstało trzy lata temu!) Chrostowski nadużył zaufanie krewnych zamordowanego Kapłana sprzedając unikatowe zdjęcia Księdza Jerzego spoczywającego w trumnie francuskiej prasie, popełnił też względem rodziny - do której po śmierci księdza odnosił się z wyższością i pogardą - szereg innych niegodziwości. To także nie przypadek, że prawie wszyscy - przynajmniej wszyscy do których dotarłem w liczbie killkudziesięciu - przyjaciele księdza
Jerzego po jesieni 1984 roku odsunęli się od Chrostowskiego i nie chcą go znać po dziś dzień. Przyjaciele bardzo różni - od Seweryna Jaworskiego, poprzez Romę Szczepkowską, zaprzyjaźnione z księdzem Jerzym siostry Loretanki i hutników z ochrony Księdza, aż po księży Przekazińskiego czy Małkowskiego. Ci ludzie nie zrazili się do Chrostowskiego ot tak
sobie, bez przyczyny. Zszokowało ich szereg jego różnych zachowań, już po tragedii. A to, że zamiast w skupieniu odnieść się do tragedii, pił na plebanii, szarogęsił się tam i wszczynał awantury. A to, że wychodził nocami na tajemnicze spotkania. To znów, że dokonywał przeszukań rzeczy księdza Jerzego (właśnie na takim występku złapał go księdz Przekaziński, który od tamtej pory nie chce go znać). Sytuacji dziwnych, czy wręcz szokujących, o których mówili mi bliscy księdza było tak wiele, że pisząc tylko o nich możnaby napisać pokaźną książkę. Drugą kwestią jest "ucieczka" Chrostowskiego z samochodu, na której skupia się dzisiejsza Gazeta Wyborcza. Niemożliwość wykonania skoku, o którym opowiadał Chrostowski, to tylko jedna z kilkudziesięciu przesłanek wskazujących, że
nie mówił prawdy o okoliczność "ucieczki". Nadpiłowane ząbki kajdanek, opinia dwóch biegłych, w tym profesora Włochowicza, zawierająca jednoznaczną informację, że NAJPIERW marynarka została przecięta ostrym narzędziem, a dopiero później zetknęła się z podłożem
(nawiasem mówiąc sąd w sentencji uznał, że Chrostowski mógł najpierw wyskoczyć a dopiero później uciekając gdzieś marynarkę podrzeć - TYM SAMYM
SĄD POLEMIZOWAŁ Z BIEGŁYMI), policyjny pies, który podważył wersję Chrostowskiego i dziesiątki innych tylko pozornie drobnych sprzeczności. Do tego dochodzi ocena zachowanych dokumentów. Biegły Leszek Pietrzak dociskany w sądzie powiedział nawet więcej, niż zawarł to w dokumentach. Powiedział wprost, że CHROSTOWSKI WSPÓŁPRACOWAŁ Z SB (i to znajduje się w dokumentach z procesu, a mimo to sąd orzekł jak orzekł), co wywołało furię strony przeciwnej, ugoda z MSW ( nikt, a rozmawiałem z kilkudziesięcioma osobami na ten temat, nie słyszał, by ktokolwiek inny zawarł ugodę z kiszczakowskim MSW nie wspominając już o horrendalnej kwocie - 1650000 zł - kilkuletnia ówczesna pensja) której istnienia nie negował nawet mecenas strony przeciwnej. Sugerował jedynie, że Chrostowski mógł nic o niej nie wiedzieć, że mogła ona zostać zawarta poza jego plecami (Innymi słowy, z tego toku rozumowania wynikałoby, że ... mecenas Wende zawarł tę ugodę sam i przywłaszczył sobie pieniądze bez wiedzy Chrostowskiego). Ugoda ta raz na zawsze miała "przyklepać" ustalenia Procesu Toruńskiego, ponieważ wynikało z niej, że wszyscy odpowiedzialni za tę zbrodnię zostali skazani. Wątpliwości - a nawet dużo więcej, niż wątpliwości - odnośnie postawy Waldemara Chrostowskiego jest multum. Mimo to w swoich tekstach posługiwałem się więcej, niż wyważonym językiem, mając świadomość, że w takiej sprawie niechybnie będzie proces. Dlatego prace nad tekstami trwały ponad rok, dlatego też "język tekstu" analizowało trzech prawników - "Wprost", Wydawnictwa Rosner i Wspólnicy oraz jeszcze jeden, zaprzyjaźniony -i wszyscy orzekli, że w odniesieniu do posiadanych
dokumentów jest on bardzo wstrzemięźliwy, bo "mając to co mamy" - jak mówili- można było ująć rzecz całą dużo ostrzej. A jednak mimo tej ostrożnośći, mimo
wydawałoby się posiadania wszystkich kart w ręku - w pierwszej instancji proces przegrałem. Sąd uznał, że nie wiadomo, czy ja rzeczywiście miałem dokumenty ze śledztwa, bo IPN nie zgłaszał ich zaginięcia (A PRZECIEŻ PROKURATURA PRAGA PÓŁNOC PROWADZIŁa ROCZNE ŚLEDZTWO W SPRAWIE WYCIEKU I ZAMIESZCZENIA W MOJEJ KSIĄŻCE DOKUMENTÓW ZE ŚLEDZTWA, CZYLI PROWADZIŁA POSTĘPOWANIE W SPRAWIE WYCIEKU, KTÓREGO - ZDANIEM SĄDU - NIE BYŁO), a ponadto zeznania jednego z moich dwóch głównych świadków, dr Leszka Pietrzaka, uznał za stosunkowo mało istotne, ponieważ publikował w tej sprawie teksty, a więc jest "publicystą" - nie biegłym. Żeby to dobrze wytłumaczyć: sąd oceniał rzetelność zbierania materiałów do tekstów i zawartych w tekstach informacji. Teksty - dla Wprost i do książki pt. "Kto naprawdę Go zabił?" powstały jesienią roku 2005 i wtedy też korzystałem z opinii i wiedzy biegłego. "Publicystą" według sądu biegły stał się w roku 2008, ponieważ wtedy zawarł swoje publikacje w dzienniku "Polska". A zatem ja byłem nierzetelny w zbieraniu informacji, bo w roku 2005 nie zauważyłem, że w roku 2008 biegły Leszek Pietrzak stanie się - jak to ocenił sąd - publicystą. Jeżeli ktoś jest w stanie mi to wytłumaczyć, to bardzo proszę, bo ja tego pojąć nie umiem. Po prostu nie umiem. W tekście Gazety Wyborczej autorka skupia się na "skoku" Chrostowskiego z samochodu, jakby chciała pokazać, że to
jedyny powód wątpliwości. Nic bardziej mylnego. To tylko jeden z bardzo licznych powodów wątpliwości - i
wcale nie najważniejszy. Możnaby na ten temat - tylko tych wątpliwości - napisać tomy, ale to być może temat na inny czas. Po poniedziałkowym wyroku sądu w "sprawie Chrostowski - Sumliński", w sprawie dotyczącej Księdza Jerzego nie zdziwi mnie
już nic. Dlatego też z dużym bólem, ale bez specjalnego zaskoczenia, przyjąłem dzisiejszą informację "Wprost". Ja już zrozumiałem- wyjęcie z tego muru fałszu tak dużej "cegły", jaką stanowi Waldemar Chrostowski, to wyłom na tyle duży, że mógłby stanowić początek końca i "ustaleń" Procesu Toruńskiego i wielu innych kłamstw, które w sposób bezpośredni bądź pośredni wiążą się z zamordowaniem Kapelana Solidarności. Jak pokazał poniedziałkowy werdykt sądu, bardzo trudno będzie ten mur zburzyć.
Okazuje się, że nie wystarczy dotrzeć do ponad stu świadków - prokuratorów, policjantów, biegłych, życzliwych i nieżyczliwych - nie wystarczy dotrzeć do akt śledztwa, nie wystarczy złapać Chrostowskiego na licznych kłamstwach i niejasnościach. Otwarte pozostaje pytanie, co jeszcze trzeba zrobić, by obronić prawdę?
Mimo wszystko - nie tracę nadziei.
Z wyrazami wdzięczności za to, że Pan jest -
Wojciech Sumliński

2008-11-05 23:43reporters02reporterwww.reporters.salon24.pl
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz