Jak Norman Davies z Kaczyńskiego Hitlera zrobił

avatar użytkownika PiotrCybulski

Kiedy historyk wypisuje bzdury? Wtedy, gdy zamiast przedstawiać udokumentowaną dowodami prawdę, pisze o swoich subiektywnych ocenach, które z prawdą niewiele mają wspólnego i nie opierają się nawet na w miarę wiarygodnych przypuszczeniach. Na takiego właśnie niesmacznego klopsa, natrafiłem podczas lektury książki Normana Daviesa „Zaginione królestwa”.

Ponieważ lubię historię, to z chęcią przyjąłem od bliskiej mi osoby tę prawie 900-stronicową książkę, by poczytać o tych wielkich imperiach i królestwach, które nie tylko dni chwały i sławy mają już dawno za sobą ale o których wielu już nawet nie pamięta. Dlatego też z wypiekami na twarzy przebrnąłem przez rozdziały opisujące czasy świetności Burgundii, Aragonii czy Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Od strony 333 dane jest nam czytać o Gdańsku. Poznajemy oczywiście kawałek historii, dowiadujemy się o Gunterze Grassie, także o Lechu Wałęsie. I to w kontekście Lecha Wałęsy i Solidarności, Norman Davies pisze dla mnie słowa dziwne. Dziwne i zarazem haniebne, niegodne historyka, który jeśli coś mówi czy pisze, to powinien umieć to uzasadnić. Czytamy zatem:

W 2006 roku podczas obchodów rocznicy strajku z 1980 roku miała miejsce w Gdańsku pewna niechlubna scena. Jeden z dawnych współpracowników Wałęsy, zwolniony swego czasu z powodu kłopotów, jakie sprawiał, oświadczył zuchwale, że on i jego towarzysze dziś „stoją tu, gdzie stała Solidarność”, podczas gdy inni obecni przeciwnicy polityczni – wszyscy dawni koledzy z Solidarności – rzekomo „stoją tam, gdzie wtedy stało ZOMO”.

Takie pełne żółci wypowiedzi szkodzą polskiej demokracji.  W latach 2005-2007 główny wichrzyciel zdobył największą liczbę mandatów w polskim Sejmie, zorganizował wybory swojego brata bliźniaka na urząd prezydenta Rzeczypospolitej i na krótko stanął na czele polskiego rządu. Pierwszy raz w dziejach świata zdarzyło się, żeby dwóch identycznych braci bliźniaków sprawowało dwa najwyższe urzędy w państwie.

Działając we dwójkę, razem ze swoją partią Prawo i Sprawiedliwość wykorzystali okazję, aby podkopywać demokratyczny ład ustanowiony po 1990 roku, grożąc wprowadzeniem autorytarnej czwartej Rzeczpospolitej i wymyślając nową historię nowoczesnej Polski.

Jeśli wierzyć szerzonej przez nich propagandzie, reżim komunistyczny nie został ostatecznie obalony w latach 1989 – 1999: przy pomocy Wałęsy został przekształcony w pseudodemokrację, w której liberałowie i spadkobiercy epoki komunistycznej mogli się bogacić kosztem ludu. Ton tej demagogicznej retoryki jeszcze bardziej wzmocniła katastrofa lotnicza w Smoleńsku z kwietnia 2010 roku, w której zginął jeden z braci.

I taką historię wplata uznany historyk w opowieść o Gdańsku, umieszczając ją między akapitami poświęconymi Guntherowi Grassowi. Taki zabieg wybaczyłbym plotkarce z ryneczku, ostatecznie adeptowi historii, który dopiero uczy się sztuki dokumentowania swoich teorii i podpierania ich dowodami.

Lecz tutaj nie mamy żadnych dowodów, mamy za to poważne określenia, zaczynając od „wichrzyciel”, przez „podkopywać ład demokratyczny”, „grożąc wprowadzeniem autorytarnej czwartej Rzeczpospolitej”, po słowa „propaganda” i „demagogia”. Gdyby takimi określeniami opisywał przejęcie władzy w Niemczech przez Hitlera i powstanie III Rzeszy, to bym jeszcze zrozumiał. Ale żeby z Kaczyńskiego robić Hitlera? Wstydź się panie Davies.

Wiele osób nie zna dobrze polskiej historii i wiedzę czerpie z takich właśnie książek. I co mają potem tacy ludzie myśleć, zwłaszcza gdzieś tam za granicą? Że faktycznie ci Kaczyńscy, to najgorsze co mogło Polskę spotkać a wszystko to dlatego, że pan historyk w opowieść historyczną wplata swoje poglądy, które mnie, miłośnika historii, naprawdę mało obchodzą.

Jeśli sięgam po historyczną książkę, napisaną przez historyka, to chcę poznawać historię, opartą na faktach a nie czytać bajeczki o tym, w co wierzy historyk, który nawet nie raczy niczego udowadniać. Od 2007 roku cały aparat śledczy i śledcze komisje starają się udowodnić ten rzekomy autorytaryzm IV Rzeczypospolitej i na razie z mizernym skutkiem. Ale to historykowi nie przeszkadza ze spokojnym sumieniem pisać o autorytaryzmie.

A jeśli jesteście ciekawi, któż to wydaje takie książki, to mogę wam to zdradzić. To słynne ostatnio wydawnictwo Znak, które wydało książkę Grossa i teraz za niego przeprasza. Wydało także książkę Daviesa i uważam, że za niego też powinno wielu Polaków przeprosić. Bo to wstyd takie banialuki pisać i jeszcze większy takie banialuki wydawać.

A Panu profesorowi Normanowi Daviesowi raczę zadedykować jego własne słowa po delikatnej parafrazie: „Takie pełne żółci wypowiedzi szkodzą polskiej demokracji a jeszcze mocniej szkodzą historii”.

Piotr Cybulski

10 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. przypominam

Polska historiografia II-agentura wpływu . Josef Goebbels - Historię piszą zwycięzcy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Andy-aandy

2. Davies jest związany z antypolskim Wydawnictwem Znak...

A Wydawnictwo Znak — z kolei — jest bliko z lewackim "Tygodnikiem Powszechnym" — czyli tygodniowym dodatkiem do antypolskiego, trockistowskiego GWna...

Kiedyś Davies pisał mądrze i dobrze o Polsce... Niestety, na starość jemu mocno odbiło, zresztą Znak wydaje jego książki...

 Andy — serendipity

avatar użytkownika barbarawitkowska

3. Norman Davies

to nie jest żaden poważny historyk tylko bajarz. Oczywiście my Polacy ze swoją skazą , która przejawia się tym, ze puszymy się kiedy zajmie się nami jakiś obcy zrobiliśmy z niego bożyszcze . Tylko po co? Zagraniczny odbiorca jego tekstów nie istnieje, a dla siebie sami możemy spisywać naszą historię.

avatar użytkownika guantanamera

4. Po dwóch stronach semantyczno-etycznej przepaści.

Co dla nich "niechlubna scena", dla nas - proporcje właściwe.
Odkrywajacy prawdę, dla nich jest... "kłopotliwym".
Kto dla nich "główny wichrzyciel", dla nas - rzecznik oszukanych
Co dla nich jest "szkodliwe", dla nas - wyczekiwane.
Co dla nich "pełne żółci" - dla nas retrospektywne,
Co dla nich "propagandowe" - dla nas jest obiektywne!
Co dla nich "autorytarne" - dla nas demokratyczne,
Co dla nich demagogiczne, to dla nas - historyczne.
I to już naprawdę nie jest kwestia tej lub tej "racji"
Lecz tego, kto do jakiej należy cywilizacji...

avatar użytkownika kazef

5. O Normanie Daviesie

pisaliśmy na blogmediach już parę razy. Np. tutaj:
http://blogmedia24.pl/node/41773
Chociaz wydaje mi się, że był jakis wątek, gdzie było więcej o nim informacji.
@Piotr Cybulski

Walijski historyk zawarł w cytowanych przez Pana fragmentach takie stężenie jadu i nienawiści do Kaczyńskich, na dodatek pisanych takim ubeckim językiem, że podejrzewam kogoś z Czerskiej o autorstwo. Co oczywiście nie umniejsza winy Daviesa.

avatar użytkownika kazef

6. Norman Davies znów dał głos. Niczym typowy agent wpływu:

08.04. Londyn (PAP) - Prof. Norman Davies powiedział w rozmowie z PAP, że Polacy powinni się wyleczyć z odruchowej podejrzliwości wobec Rosjan, bo Rosji, nie mającej Europie wiele do sprzedania , zależy na dobrych stosunkach z UE i Polską. Nie chce więc historycznych sporów.

Brytyjski historyk, autor wielu prac dotyczących m.in. historii Polski, jest przekonany, że Rosja chce lepszych stosunków z Polską z powodów, które nazywa obiektywnymi. "Rosja nie ma wiele do sprzedania Europie z wyjątkiem ropy i gazu, a Kreml nie chce niepewności i destabilizacji powodowanych ciągłymi historycznymi sporami z Polską o sprawy dawno przesądzone" - powiedział Davies.

Rządowi polskiemu zaleca zaś "cierpliwą dyplomację". "Bezwarunkowy odruch protestów przeciwko Rosji, wiara w to, że po Rosji można się spodziewać wyłącznie najgorszego, nie przynosi pozytywnych wyników" - podkreśla.

Nawiązując do katastrofy smoleńskiej, oksfordzki profesor przyznaje, że rosyjskie dochodzenie ws. katastrofy, nie jest "w pełni zadowalające", ale dodaje: "Czego można się było spodziewać? Gdyby samolot rozbił się w Szwajcarii, to można by oczekiwać, że śledztwo byłoby łatwiejsze. Mając na uwadze dobrze znane braki i słabości Rosji, nie było to śledztwo najgorsze. Trzeba poczekać na polskie ustalenia, ale Polacy muszą się wyleczyć od nieustannej podejrzliwości wobec Rosji".

Jednocześnie Davies zauważa, że narodowa trauma, jaką była katastrofa smoleńska, jest celowo podgrzewana przez zorganizowany segment polskiej opinii publicznej, skupiony wokół PiS-u i ma cechy czarnej propagandy.

"Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z czynną akcją podyktowaną chęcią wywołania podejrzeń i nieufności po to, by krytykować rząd za różne rzeczy" - powiedzaił Davies.

"Najbardziej rażąca jest w tym kontekście czarna propaganda o katastrofie smoleńskiej, nieustannie grająca na jednej nucie, sugerująca, że kryje się w niej jakaś złowroga tajemnica" - dodał.

"Myślę, że w ostatecznym rachunku okaże się, że był to wypadek, w którym główna odpowiedzialność spada na polskie lotnictwo, polskich organizatorów wizyty i urzędników kancelarii Prezydenta. Bardzo bym się zdziwił, gdyby się miało okazać inaczej".

Według niego, PiS nie jest partią opozycyjną w takim sensie jak pojmuje się opozycję w W. Brytanii, ponieważ opozycja będąca elementem demokratycznego systemu rządów musi uznawać mandat rządu do rządzenia, a PiS go nie uznaje.

"Tak zwana opozycja, którą jest PiS, jest w istocie dziką krytyką rządu (...) chwytającą się każdej kwestii, którą może obrócić przeciw rządowi" - tłumaczy.

Autor "Bożego Igrzyska" krytykuje także Kościół za "brak moralnego przywództwa" po katastrofie smoleńskiej: "Kościół ostrzegał przed różnymi formami ekstremizmu, ale milczał ws. paranoi, ksenofobii i nieuzasadnionych podejrzeń" - powiedział Davies. (PAP)

avatar użytkownika guantanamera

7. Być jak Sun Tzu...

A wczoraj minęła rocznica praprzyczyny tragedii smoleńskiej - 7 kwietnia. Przykryta..... umorzeniem afery hazardowej.... Chiński strateg wojenny zalecajacy wszelkie mozliwe oszustwa i dezinformacje lepiej by tego nie wymyślił...
Może o tym wydarzeniu - o 7 kwietnia 2010 - Norman Davies napisałby więcej.

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

8. Szanowny Panie, Walijczykowi

Szanowny Panie,

Walijczykowi Normanowi Daviesowi Pan Bóg już dawno rozum odebrał. W Polsce był hołubiony przez różowych i czerwonych.

Pozdrawiam

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika kazef

9. Davies trzęsie gaciami przed Kaczyńskim, biadoli nad

upadkiem Palikota i psioczy na polski Kościół. A wszystko po to, żeby sprzedać wychowanym przez Michnika kolejną porcję bełkotliwej wersji historii.




Prof. Norman Davies: życie polityczne w Polsce byłoby zdrowsze, gdyby lewica była mocniejsza

Ewa Koszowska

Logo dostawcy 

http://i.wp.pl/a/i/wiadomosci/2011/sprites.png) 0px -90px no-repeat;">
Prof. Norman Davies



Śledził pan u nas wybory? Po raz pierwszy od wielu lat wygrało PiS - partia, której nie darzy Pan zbytnią sympatią. Czym to się może skończyć dla Polski? 

- Wolne wybory mają to do siebie, że każdy wynik jest możliwy. Wszystkie narody, państwa przechodzą przez taki okres. 


W Polsce kształcenie, ważne instytucje, a nawet wszystkie partie, które istnieją są bardzo młode. Przecież Platforma Obywatelska powstała niewiele ponad 10 lat temu. To jest jeszcze okres niemowlęcy. Partia konserwatywna w Wielkiej Brytanii ma 150 lat. Olbrzymią rolę w jej działaniu odgrywa tradycja, jej członkowie są kształceni pod kątem pewnych poglądów, obyczajów itd. Partia Pracy (Labour Party) powstała na początku XX w. Prawie 120 lat temu. W Polsce życie polityczne jest bardzo płynne. Partie powstają i istnieją pięć, dziesięć lat i znikają. Gdzie jest Unia Wolności? Gdzie jest Ruch Palikota po ostatnich wyborach? Niedawno wydawało się, że będzie jedną z głównych sił politycznych. Brakuje ludzi pewnych siebie, pewnych swoich poglądów i zasad. Platforma wydaje się być pragmatycznym ugrupowaniem, ale jest daleka od ideału. 

Polska ma także duży problem z Kościołem. W latach 80. Kościół w Polsce był wspaniały. To był taki parasol dla wszystkich, nie tylko dla wierzących, ale dla każdego, kto szukał schronienia przed reżimem. Teraz Kościół nie do końca odnajduje się w wolnej Polsce. Nastąpił spory regres. Czasem wydaje mi się, że chcieliby, żeby Polska była jedną wielką parafią. Ale to się nigdy nie stanie. Miejmy nadzieję. 


Ostatnio podczas "Marszu Niepodległości" znów doszło do bijatyk. Jak to wpływa na postrzeganie Polski za granicą? 

- W Londynie też odbywają się różne protesty. Mamy podobne elementy np. British National Party (BNP), czyli skrajnie prawicowa partia. Od czasu do czasu się zjawią. Myślę, że większość ludzi patrzy na te sceny, na te uliczne bijatyki i dochodzi do wniosku, że nie chciałoby, aby Ci ludzie nimi rządzili. Czasem najlepiej zobaczyć coś na własne oczy. Przed wojną też były różne rozruchy. II Rzeczpospolita nie była idealną demokracją, daleko jej było do tego. Były siły bardzo prawicowe tj. Obóz Narodowo-Radykalny (ONR). W innych krajach jest podobnie. We Francji jest skrajna prawica, wciąż też funkcjonują organizacje komunistyczne. Polska nie jest jedynym krajem na świecie, który ma takie problemy. Musi być spektrum. To oznaka wolności. Od jednej ekstremy do drugiej. 


Tylko właśnie u nas tych ekstremów brakuje. Partie, które ze sobą walczą tak naprawdę są zbliżone do siebie. 


- To jest zjawisko normalne w silnej politycznej konkurencji - walka przeciwników zbliżonych do siebie. Przecież Jarosław Kaczyński należał do obozu Solidarności. W trakcie swojej prezydentury Wałęsa go wyrzucił. Na pewno pozostał mu po tym niepowodzeniu jakiś uraz, przecież nie przeciw komunistom, ale wobec swoich dawnych kolegów. Linia podziału biegnie, można powiedzieć, solidarnościowo. Oczywiście jest to możliwe dlatego, że lewica jest bardzo słaba. Chyba życie polityczne w Polsce byłoby zdrowsze, gdyby lewica była mocniejsza. 


Piłsudski stał się idolem ugrupowań prawicowych. Utożsamiają się z nim. Myśli profesor, że gdyby żył, byłby z tego zadowolony? 

- Myślę, że za Piłsudskiego wielu dzisiejszych polityków zwyczajne poszłoby siedzieć. Odbywaliby karę pozbawienia wolności za to, co on nazywał „korupcją polityczną”, nie finansową. Wystarczy przykład koalicji PiS z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem. Wszyscy pamiętamy proces "zjadania przystawek". Marszałek Piłsudski wprowadził rządy sanacyjne (sanacja wprowadziła rządy autorytarne głosiła tezy o kryzysie demokracji, konieczności silnych rządów - przyp. red.). Zdrowa polityka. Bez korupcji. Marszałek nie znosił politycznych manewrów. W końcu powiedział dosyć. Sanacja nie była demokratyczna, ale jednocześnie była to jakąś próbą ocalenia demokracji od korupcji politycznej. Każdy polityk teraz uwielbia Piłsudskiego, nie wiedząc, jaki naprawdę był. On by nie tolerował politykierstwa. 


A co Piłsudski by zrobił z takimi posłami jak Adam Hofman, którzy celowo oszukują na wyjazdach zagranicznych? 

- To jest już korupcja innego typu. Mieliśmy dużą plagę tego w Wielkiej Brytanii kilka lat temu. Nawet paru posłów, a nawet członków izby lordów poszło do więzienia za takie historie.To powszechne, że każdy system musi bronić od polityków, którzy próbują czerpać korzyści finansowo i politycznie dla siebie. To nie jest wyłącznie problem Polski. Takie sytuacje zdarzają się wszędzie. 


Dopiero co (18 listopada) przypadła rocznica odczytania orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich, w którym padły słynne słowa "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". 

- 65. rok, tylko 20 lat po wojnie. Świeże rany po okrutnej okupacji niemieckiej. Miliony ludzi zginęło. Obozy, egzekucje. Ten gest polskich biskupów był niesłychany. Otworzył drogę do pojednania z Niemcami. Oczywiście, Gomułka i cała partia komunistyczna byli wściekli, ziali nienawiścią. Chcieli, żeby Polacy mieli w głowie, że mają wroga na Zachodzie i przyjaciela na Wschodzie. To był ten fałszywy obraz. To w tym momencie Kościół odegrał niesłychanie pozytywną rolę. Tym jednym prostym chrześcijańskim gestem. To był początek końca nienawiści wobec Niemców. Natomiast nigdy nie było podobnego "resetu" w stosunkach z Rosją. Telewizja polska emituje programy na temat Putina, które czasem noszą w sobie znamiona obsesji, szaleństwa. Polacy już nie boją się Niemców. Strach wobec drugiego wielkiego sąsiada wciąż jeszcze istnieje. 


Piłsudski jest szczególną postacią dla profesora? 


- Oczywiście. Pierwsza moja książka to "Orzeł biały, czerwona gwiazda", czyli wojna z bolszewikami. Bohaterem tej książki jest właśnie marszałek Piłsudski. Zawsze byłem, jak prawie wszyscy, pod jego wrażeniem. Dziś jest jednak dość często nie rozumiany. Był socjalistą. To, co ja najbardziej cenię u marszałka, to jego koncepcja narodu. W przeciwieństwie do Romana Dmowskiego, który wyznawał etniczny nacjonalizm i chciał "Polski dla Polaków", dla Piłsudskiego naród obywateli to miejsce dla wszystkich: Polaków, Żydów, Ukraińców, nawet Niemców. Jego Legiony słynęły z tego, że były wieloetniczne. Wielu legionistów było Żydami. Marszałek był jedynym politykiem, który miał poparcie we wszystkich społecznościach w Polsce. To była tradycja dawnej Rzeczypospolitej, która nie była polska. Tak myślą teraz Polacy. To był Rzeczpospolita Obojga Narodów, czyli Polski i Litwy. I Mówiąc o Litwinach, nie mam na uwadze tylko Litwinów w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, ale także Rusinów, Ukraińców, Białorusinów. Wszyscy byli równi, wyznawcy każdej religii: prawosławni, katolicy, żydzi. 


Ideą Piłsudskiego był naród inkluzywny. To, o czym się teraz mówi – koncepcja jagiellońska, która symbolizuje zwrócenie na Wschód. 

- Dokładnie. Ale Dmowski i inni narodowcy nie bardzo chcieli to przyjąć. I niestety, dzisiaj Polska powojenna jest jednonarodowa. To jest wyjątkowe w Europie, że granice etniczne i państwowe prawie się pokrywają. Nie ma wielu Polaków poza granicami, a w kraju praktycznie wszyscy są Polakami. Oczywiście to wynik II wojny światowej. Zamordowano niemal wszystkich Żydów – miliony. Kiedy przepędzono Ukraińców, Kresy zabrał Stalin. Wypędzono także brutalnie wszystkich Niemców. Zdaje się, że młodzi Polacy mają problemy, żeby zrozumieć, jak to kiedyś było. Przeciętny Polak przed wojną miał sąsiadów Żydów czy Niemców np. w Poznaniu czy Ukraińców we Lwowie czy Litwinów w Wilnie. Świat był wieloetniczny. Różnorodność jest skarbem. Gdyby wszyscy byli podobni, to byłoby nudno. 


W swojej właśnie wchodzącej do księgarń książce "Serce Europ" pisze pan, że „Polskę wypada uznać za wielkie bogactwo Europy - kontynentu, w którego sercu zawsze miała swoje miejsce”. 

- Dzisiaj Polska jest całkiem inna niż 30 lat temu, kiedy wybierałem tytuł "Serce Europy". Chciałem podkreślić jej rolę jako emocjonalnego punktu ciężkości kontynentu. Wtedy, w Polsce dużo się działo. Właśnie minął pierwszy okres Solidarności, ciągle trwał stan wojenny. Nikt nie myślał, że mur berlińskirunie. Ten proces rozpoczął się tutaj. Stąd właśnie takie określenie. 


Czym jest dzisiaj Polska dla świata i jak to się zmieniało z upływem lat? 

- Najważniejsza zmiana to fakt, że znikła żelazna kurtyna. Polska była po wschodniej stronie, ale mentalnie była bardzo związana z Zachodem. Teraz Europa może nie jest jeszcze do końca zjednoczona, ale znaczna część kontynentu tak. Dziś Polska znajduje się w nudniejszym, bardziej normalnym położeniu. Jest jednym z kilkudziesięciu, dość zwyczajnych, krajów Europy. Przez pierwsze kilkadziesiąt lat mojego życia blok sowiecki był postrzegany jak beton. Wydawał się wieczny i nie do ruszenia. I nagle w Polsce coś się zaczęło dziać. Teraz świat jest o wiele bardziej normalny. Europa ma wiele poważnych problemów, ale mimo wszystko jej stan znacznie się poprawił. 


Zabieg, który profesor zastosował tj. ułożenie rozdziałów w porządku odwrotnym do chronologicznego był potrzebny? Czy dziś zrobiłby pan to samo? 

- Moim celem było, żeby czytelnik zaczął od dzisiaj. Od zdarzeń znanych z gazet i telewizji i stopniowo odnajdywał w nich historię. Taki zabieg nie jest normalną narracją historyczną. Wybierałem tematy, które w różnym stopniu są związane z tym co dzieje się za oknami. 


Jaki był odzew czytelników? 

- Recenzje były bardzo dobre. Napisanie tej książki "w odwrotnym kierunku" wywołało małą sensację. Właśnie w trakcie pisania "Serca Europy" skrystalizowały się moje poglądy na historię Polski. Na przykład mechanizm działania sytemu komunistycznego, którego wcześniej nie całkiem rozumiałem. To był spory wysiłek umysłowy. Żeby napisać, najpierw trzeba zrozumieć. To był dla mnie bardzo ważny krok w życiu. 


http://wiadomosci.wp.pl/page,2,title,Prof-Norman-Davies-zycie-polityczne-w-Polsce-byloby-zdrowsze-gdyby-lewica-byla-mocniejsza,wid,17054587,wiadomosc.html?ticaid=113e14

avatar użytkownika Maryla

10. @kazef

:) różowo-tęczowe towarzycho ostatnio dostało laxigenu, bo celebryci jeden po drugim deklarują wyznania wiary w nadprzyrodzone zdolności Jarosława I Wielkiego.
Gdyby tylko promil ich deklarowanych strachów sie ziścił, to IV RP byłaby faktem.
Ale niestety tkwimy wciąż w III RP odzyskanej dla Michnika w 2007 roku.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl