Na polu minowym saper musi postępować ostrożnie. Jeden błąd i wylatuje w powietrze. Na wojnie żołnierz musi strzelać. Nie strzeli, to jego zastrzelą. Polityk partii rządzącej powinien bać się Boga i historii. Jeśli ma w nosie akty strzeliste wieczności, bo po jego śmierci niech ziemię zaleje nawet potop, mógłby się przynajmniej obawiać sprawiedliwości, która dosięgnie go za życia. Czyli głosu wyborców.
Czego boi się Donald Tusk?
Czy boi się Boga? Nie wiem. Sądy boskie są nierychliwe i sam Premier wierzyć pewnie chce w miłosierdzie Boga. Niech mu będzie. Bóg jest miłosierny i po spojrzeniu w sumienie człowieka Donalda, zobaczył tam więcej dobra niż zła.
Czy boi się historii? Przypadek generała Wojciecha Jaruzelskiego nauczył szefa PO, że historii bać się nie trzeba. Wygranych historia nie osądza. W skrajnych przypadkach, z drani szyje bohaterów na miarę politycznych i ideologicznych zapotrzebowań klasy rządzącej. I długo można tak ciągnąć w glorii mitów chwały i poklasku - do śmierci własnej, a czasami i kilka pokoleń poza śmierć. Jedno trzeba tylko zdobyć: nie oddać władzy lub władzę oddać swoim. Bo kruk krukowi oka nie wykole, złodziej złodziejowi ręki nie odrąbie...i.t.p.
Czy boi się wyborców? Nie, a niby z jakich powodów? W gruncie rzeczy nie ma w Polsce świadomych wyborców. Są masy do zagonienia do urn wyborczych i ciężka robota do wykonania przez specjalistów z mass mediów. Doświadczenie pokazuje, że polskim lemingiem łatwiej zdalnie sterować niż wytresować psa.
Donald Tusk niczego się więc nie boi. To hipoteza, a krótkie uzasadnienie napiszcie sobie sami - w żołnierskich słowach. Jeśli uważacie, że Donald Tusk się czegoś boi, to też napiszcie. (Widzę również te wytrzeszczone, wielkie oczy, odbitego w lustrach kamer, pudrowanego stracha. Widzę, pomimo gęstniejącej osłony medialnej.)
Gdyby fakty były inne a polski wyborca nie zgubił piątej klepki w mózgu, to roku wyborczym Tusk miałby się czego bać. Zawalił prawie wszystko co się dało.
Mógłby np. bać się, że PO przegra z kretesem wybory parlamentarne. Mógłby, ale skoro wedle wszelkich rachunków prawdopodobieństwa wygrają sami swoi i swojego odeślą na placówkę do Brukseli (lub jak chce "Niewolnik" - do Peru), to się nie boi. Pójdzie, jakoś tak, w ślad za Jerzym Buzkiem w butach kariery europejskiej lub po raz drugi uda się w darmową podróż własnego życia (tym razem na dłużej) tam, gdzie świeci słoneczko Peru. Nierealne? E tam, trochę czasu zostało i coś się wykombinuje.
To może boi się, że media dokopią się do kolejnych afer i popsują szyki przegrupowaniu frontowemu klasy polityków III RP? E tam. Po pierwsze, czas wykrywania afer i dziennikarstwa śledczego skończył się w Polsce w 2007 roku. I po drugie, teraz rozkaz dla wszystkich dziennikarzy mediów mainstreamu brzmi: wiosłujemy przez najbliższe miesiące jeszcze mocniej, by Polakom nie przyszło do głowy, że coś ma się zmienić. Zmiany mają być kosmetyczne.
Zmienić się może zresztą wszystko w rozkładach waletów, bo nowy król wybrany. Talia blotek i figur musi pozostać jednak z grubsza ta sama, bo w niej mamy co drugą kartę naznaczoną. Tajemne układy władzy z kapitałem i piętna czynów niewidzialne dla elektoratów, to najlepsza metoda kontroli krówek wypasanych na pastwiskach polityki. (Tu ukłon dla "Chłodnego Żółwia", bo dobrze kombinuje, gdy porównuje polityków do rogacizny, ale nie docenia i myli pasterzy. W kraju naszym wyborca nigdy nie stanie się pasterzem polityków. To byłby strzał w potylicę III RP, najwyższe świętokradztwo ustrojowe. Są tacy, którzy wierzą, że stać się to mogłoby dopiero po ich trupie.)
Kilka tygodni temu dziennikarze zostali zwolnieni z obowiązku zachwytu nad każdym posunięciem pana Premiera. Zużył się, zmęczył, wygenerował mimo wszystko zbyteczną wielość realnych problemów przez ponad trzy lata nierządów. Nie da się tego wszystkiego zamieść pod zielony dywan sukcesów, których nie było lub zjadły je myszy. A poza tym, konstytuuje się (i ma wzmacniać) nowy ośrodek władzy pod żyrandolem i tu oko kamery ma wyruszyć, by szukać w kryształach myśli pierwszego obywatela - zgody, która buduje i samych pozytywów. Tu i wokoło inicjatyw pana Prezydenta, który wkrótce przystąpi do kolejnej ofensywy politycznej, ma pojawić się twórcza przeciwwaga dla zużytego Premiera. (Chce ktoś się założyć?) Napiszę tylko tyle, że inicjatywa Najwyższej Głowy w państwie będzie wspierać równocześnie koalicję i konstruktywną opozycję.
Dziennikarze nie zostali jednak zwolnieni z obowiązku bezlitosnego piętnowania oszołomów z niekonstruktywnej opozycji. I to sobie - koniecznie - zapamiętajcie. Zapamiętajcie!
Sondaże pozostaną bez zmian wiodącym narzędziem indoktrynacji mas. Nie zmieni się też skład narratorów, którzy mają jedno zadanie wiodące do wykonania. Wtłoczyć do zakutych pał jak największej grupy lemingów, że czarny charakter w polityce polskiej jest jeden i wciąż ten sam.
Jarosław Kaczyński był potrzebny Donaldowi Tuskowi do wzmacniania hegemonii władzy na scenie politycznej ostatnich lat. Taki był warunek gry ze wszelkim operacyjnym wsparciem. Dziś również pozostał niezastąpionym chłopcem do bicia dla klasy politycznej i wspierających ją za kurtyny jokerów, grających na zamurowanie polskiej racji stanu w getcie niemiecko-rosyjskiej geopolityki. Zaczyna się jednak nowe rozdanie znaczonych kart.
A dopóki karty są znaczone, Donald Tusk się nie boi. Kogo ma się bać?
Dziś widzi dla siebie dwa scenariusze:
Pierwszy dobry, gdy PO zdobywa ponad 30 proc. poparcia i tworzy z SLD i PSL większościową koalicję.
Drugi gorszy, gdy PO przegrywa nieznacznie, mimo wysiłków zaprzyjaźnionych mediów, wybory parlamentarne z PiS.
Bo wówczas, według wszelkich reguł demokracji, w geście szlachetnej kontynuacji zwyczaju III RP, gospodarz Pałacu Namiestnikowskiego musi powierzyć misję tworzenia rządu szefowi zwycięskiego PiS. Ale do tego właśnie nie można dopuścić, by PiS odzyskało zdolność koalicyjną. Jeśli nie odzyska, misja będzie to krótka.
Tusk nie bierze pod uwagę wariantu trzeciego. Uważa, że Kaczyński to nie polski Orban i nie zdobędzie większości konstytucyjnej. I tu ma raczej rację. PiS nie wznosi się ponad własny żelazny elektorat. Nie rośnie w Ruch Społeczny. A tylko to dałoby cień nadziei na gruntowną zmianę i odnowę polskiej polityki.
Gra w zasadzie toczy się już tylko o to, żeby na stole do polskiego pokera pozostała ta sama talia znaczonych kart. U każdego z pokerzystów. Również u Jarosława Kaczyńskiego. Dopóki bowiem PiS pozostaje oblężony w okopach Świętej Trójcy jest dobrze.
Dobrze jest! Nie wierzycie? To poobserwujcie scenę polityczną przez najbliższe miesiące. Moją analizę unieważnić mogłaby dopiero bezpośrednia interwencja Opatrzności. Ale On nierychliwy. A ja mam cichą nadzieję, że również Miłosierny dla swych zabłąkanych owiec. I nie strzeli Mu do głowy, żeby dopuścić do powtórki katastrofy smoleńskiej, kataklizmów klimatycznych lub innych, dziejowych. Modlę się tako gorąco i wierzę, że odpuści sobie i nie pokarze nas kolejny raz nieudacznikami przy sterach władzy.
Cokolwiek by się jednak nie postanowił, kończy się dla Tuska czas beztroskiego kopania w piłkę.
10 komentarzy
1. Panie Piotrze
pytanie raczej nie czego, a kogo boi się Donald Tusk. A ma się czego bać. Śmierć wokół niego zbiera krwawe żniwo. Katastrofy samolotów, zaginięcia, powieszenia....
Mocodawcy układu, który zafundował wybory 2007 roku nie sa zadowoleni, oj nie są....
Nawet spece od PR-u współczująco idą z radami dla Donalda:
Pomogłaby dymisja rządu
Platformę zaczął dotykać syndrom wypalenia. Straszenie Jarosławem
Kaczyńskim, Antonim Macierewiczem przestaje działać. Premier Donald Tusk
w sejmowym wystąpieniu po upokorzeniu Polski raportem MAK znów chciał
wywołać spór "racjonalna PO" kontra "nieprzewidywalny, groźny PiS" i
niewiele z tego wyszło. Spór PO – PiS zaczyna być odbierany także przez
wyborców Platformy jako anachroniczny, donikąd nie prowadzący. Strach
przed Kaczyńskim nie wystarczy już, aby głosować na PO. Szczególnie że
jesteśmy w sekwencji zdarzeń, z których każde kieruje Platformę w dół.
Jaka to sekwencja?
Po
trzech latach rządów nie ma już żaru i esprit konstytuującego radość,
którą emanowała Platforma. Nie ma tej drużyny, tego zwycięskiego
Manchesteru United, tego U2. Są poobijani, warczący na siebie politycy
czy wręcz politykierzy, jakich wyborcy pamiętają z epoki SLD czy AWS.
Grzegorz Schetyna trzy dni przed raportem MAK w TVN 24 dywaguje, że nie
wiadomo, kto będzie premierem po wyborach. To wypowiedzenie przywództwa
Tuskowi w drużynie PO.
A Tuskowi niczego pan nie zarzuca?
Słynny
radar Tuska po raz pierwszy od kilku lat pracuje na wolniejszych
obrotach. Nie wychwycił skali interesów naruszonych przez Jacka
Rostowskiego decyzją o pozbawieniu zysków OFE. Minister finansów wziął
na cel system, którego zaplecza, skali naruszanych interesów nie
rozpoznał wcześniej, bo nigdy nie był politykiem. Miał prawo nie
wiedzieć, na co się porywa. Rząd Tuska nagle znalazł się na kursie
kolizyjnym.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Chodzi Lis koło Tuska
Cudotwórca jest zmęczony.
Redakcja tygodnika "Wprost" zajęła się osobą Donalda Tuska i jego problemami. Jak
się okazuje, gwałtowny zjazd Platformy w sondażach mocno wpłynął, na i
tak już zszargane, nerwy szefa rządu:
Mimo wszystko, nerwowość Tuska mocno jednak dziwi. Przecież mimo wielu problemów jego partia nadal może liczyć na wielkie poparcie. Utrzymać władzę w tym roku nie będzie trudno – zwłaszcza przy słabości opozycji. Czemu więc premier jest zestresowany niczym Hosni Mubarak?
Niewykluczone, że rację mieli ci wszyscy ludzie, którzy zwracali uwagę na psychiczną słabość Tuska. Niby jest on twardym politycznym graczem – ale tylko wówczas, gdy wszystko mu łatwo idzie. W innym wypadku natychmiast się wścieka.
To tak jak na boisku – Tusk zawsze stoi przed bramką i czeka na piłkę, którą usłużnie dostarczają mu koledzy. A teraz o piłkę coraz trudniej.
http://www.pardon.pl/artykul/13585/tusk_ma_dosyc_rzadzenia_puszczaja_mu_...
http://wola44.wordpress.com/ >>> http://dokumentalny.blogspot.com/
3. Przy słąbości opozycji....
zwracałam już uwagę na problem przy okazji wyborow prezydenckich, jeśli Jaroslaw i wierchuszka nie rusza się z fotela i nie będą w pocie czola spotykać się life z ludżmi na tzw "głębokiej prowincji " to wyjdzie z tego to co przewiduje autor, z miast i TV nic nie da się już wycisnac m Kaczyński nie docenia głupoty wyborcow PO, na wsiach tych gluchych w małych miasteczkach jest nieprzebrany zasob głosów - tam śpi oslawiony niedżwiedz ktory nie zabiera głosu przy urnach,ale kto go obudzi? Tusk ? nie ma w tym interesu dopóki miś śpi nie musi się bać niczego , Tusk boi sie niedżwiedzia , ktorego Kaczyński nie chce obudzić, zatem należałoby Jarkowi zagonić zgnuśniale vipy pisowskie do roboty i samemu wybrać się na wieś , do Pikutkowa gdziekolwiek ono leży, tam ludzie mądrzy i życzliwi, arci spotkania i rozmowy , ale poważnej inaczej może skończyć się katastriofa jeśli wyczują,że ktos robi ich w jajo
Figa
4. powszechne POtepienie - FINITO DONALDU?
Rada DGP: Gabinet Donalda Tuska nie ma wizji i woli reform
http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/484814,rada_dgp_gabinet_donalda_t...
BAROMETR „DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ”. Gabinet Donalda Tuska nie ma wizji i woli reform. Najdobitniej świadczy o tym ratowanie państwowej kasy cięciami w OFE. Tak uważają członkowie Rady Monitorującej DGP oraz pracodawcy.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. @Maryla
"Miał prawo nie
wiedzieć, na co się porywa. Rząd Tuska nagle znalazł się na kursie
kolizyjnym. "
A ja skłaniałbym się raczej do tezy, że Tuskowi podsunięto to rozwiązanie, by mieć pretekst do jego podmiany na nowego figuranta, być może z otoczenia obozu wokół prezydenckiego-komoruskiego.
6. Jest się czego bać
kto go posadził ten może go w każdej chwili odwołać (są już tego symptomy), a wtedy niewykluczone, ze zostanie rzucony na pożarcie, żeby zaspokoić gniew ciemnego ludu.
Ponieważ masy mają to do siebie, że nie będą pamiętały co mówiły wczoraj, zmieni się narracja, zmienią się poglądy, a ktoś winny musi być. I wszystko byłoby ok, gdyby był cień jakiejś alternatywy.
7. Taka podmiana autorytetu nazywa sie nocą długich noży
Pisałaś Marylu o ciągu dziwnych powieszeń, zabójstw, irracjonalnych i niczym nie uzasadnionych samobójstw i ojcobójstw, niewyjaśnionych katastrof...
Widać rękę Wielkich Nauczycieli i pradawny zbrodniczy łańcuch pierwotnego totalitaryzmu ...
W każdym totalitaryzmie eksterminacja ma dwa główne nurty.
Z jednej strony Führer rozkręca spiralę nienawiści w walce z prawdziwym lub wyimaginowanym wrogiem zewnętrznym. W niemieckim przykładzie byli to Żydzi i wszelkie inne narody dobierane według kryterium rasowego. To, że wszelkie, nawet najbardziej naukowe wyjaśnienie, najstaranniej wywiedziona argumentacja są absurdalnym bełkotem i najczęściej bezczelnym kłamstwem w niczym Führerkom nie przeszkadza. W wariancie III RP zamiast na miejsce Żydów, totalitarna nienawiść kierowana jest do politycznej opozycji, tak można interpretować nachalną agresję przeciwko PiS-owi, polskiemu patriotyzmowi, Ojcu Dyrektorowi, chrześcijańskiej tradycji, polskiemu katolicyzmowi, moherom...
Z drugiej strony nieopanowana agresja miota totalitarnym gensekiem przeciwko wrogowi wewnętrznemu. Noc długich noży, w której wymordowano niedawnych najbliższych przyjaciół, towarzyszy walki, najbardziej ambitnych i charyzmatycznych przywódców z własnych szeregów. Koncepcja wewnętrznego wroga doczekała się nawet swojego naukowej teorii stworzonej przez samego Józefa Stalina. Zwracam uwagę na to, że w sowieckim imperium, komunistyczna niezwykle krwawa i brutalna opresja skierowana była przeciwko najbardziej zasłużonym komunistom we własnych szeregach. Stalin kosił, jak zachrypła śmierć swoich własnych najkrwawszych żniwiarzy. Dzierżyński umarł nagle na serce, parę minut po wygłoszonym przemówieniu. Jagoda, Trocki, Beria, to tylko pierwsze i najbardziej znane nazwiska z tej listy, zawierającej miliony osób. Archipelag Gułag był masowym miejscem kaźni legionów najgorliwszych pretorian własnej armii.
Jak do tej pory eliminacja platformerskiego wroga wewnętrznego przebiegała dość łagodnie. Piskorski, Rokita, paru jeszcze innych, którzy zostali skutecznie wyeliminowani, choć jest to tylko niby rodzaj hibernacji, ale bez szans na wybudzenie. Prawdziwa noc długich noży jest jeszcze przed nami.
michael
8. Rzecznik klubu parlamentarnego PO Krzysztof Tyszkiewicz
instruował dziennikarzy, tłumacząc, że po wyeliminowaniu płatnego i równego dostępu partii polityczych do telewizji, od nich, od dziennikarzy zależy kogo będą w kampanii wyborczej popierali, kogo będą zapraszali przed kamerę. Dziennikarze powinni więc sami określić jaki mają światopogląd. Przecież dziennikarz nie musi być neutralny i ma prawo w swojej pracy do wolności przekonań oraz do przedstawiania i obrony swoich (antypisowskich) przekonań.
michael
9. Grzegorz Tyszkiewicz,rzecznik i Arabski instruktor
oto twarze grupy" trzymającej wadzę"
w tle ten z Nocnej Zmiany,i po-zostali,czyli
ci ktorzy duchem byli w koppicie i wszystko widzieli i słyszeli
pomijam
stokrotke,
bo to zdarta płyta i pewną paniusię ,następczynie M.O
bo to wyjątkowo obrzydliwe CUŚ
gość z drogi
10. Dzisiaj toto gadało i gadało w szklanym okienku,wyłączyłam
Głos i zajęłam się swoimi sprawami,gdy nagle
zobaczyłam na ekranie jego wielkie wybałuszone,oczy
oczy pełne STRACHU,to już nie złe wilcze,lecz przerażone...........
Mówi się "strach mu z oczu wyziera"
TU
to powiedzenie spełniało
się okrutnie i wyraziście..........
gość z drogi