Poparcie dla węgierskiego rządu
Tamka, ndz., 30/01/2011 - 21:41
Na stronie http://www.lettertohungarians.eu można wyrazić swoje poparcie dla obecnego rządu węgierskiego, który podjął się ciężkiego zadania wyrwania swojej ojczyzny z postkomunizmu.
T.
- Tamka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Tamka
dziękuję za przypomnienie, trzeba zbierać podpisy i wciąż przypominać. Lewacy grilują premiera Węgier.
http://www.lettertohungarians.eu/
pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. @Maryla
Ja juz dawno podpisalam, porozsylam po sieci i zapomnialam. Przypomniala mi o tym jedna osoba stad i zasygnalizowala, ze dobrze byloby to naglosnic. Stad i dzieki niej to przypomnienie.Pozdr. T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
3. Dziękuję za adres
Podpisałem i rozesłałem.
Pozdrawiam cieplutko
4. Węgierskie déjà vu
Artyści piszący listy protestacyjne do zagranicznych gazet, wezwanie obcych mocarstw na pomoc, oskarżenia o antydemokratyzm oraz – o zgrozo - o antysemityzm, homofobię i rasizm. Polska Kaczyńskich? Nie, Węgry Orbana.
Dzisiejsza Gazeta Wyborcza piórem Krzysztofa Vargi opisuje protesty, jakie na Węgrzech wywołują reformatorskie plany rządu konserwatystów. Autor – skądinąd znawca Węgier – najpierw cytuje „zaniepokojonych” przedstawicieli nauki i kultury węgierskiej, którzy mówią o zamachu na demokrację i prawa człowieka, przypomina o ustawie medialnej, zmianach w węgierskim Trybunale Konstytucyjnym i NIK oraz o reformach gospodarczych. Nie nazywa tego jednak neutralnie, lecz opisuje to jako „drastyczne ograniczenie wolności mediów”, „ubezwłasnowolnienie Trybunału” i „obsadzenie własnymi ludźmi NIK”, co w rezultacie powoduje, że Węgry znalazły się „pod pręgierzem międzynarodowej krytyki”.
Jako stanowisko przeciwne do poglądu „zaniepokojonych” prezentuje on pewien tekst publicystyczny, którego autor podobno wzywał do fizycznej eksterminacji swych oponentów oraz porównał jednego z autorów antyrządowego donosu do Beli Kuna. Wreszcie po tym wszystkim – przywołał tezy propagandowe partii Jobbik.
Już to ostatnie jest istotną manipulacją. Jobbik nie jest w koalicji rządowej i między nim a FIDESZem jest raczej spór niż sojusz. Atak na Jobbik w żadnej mierze nie dotyczy premiera Orbana i jego rządu. Ale ponieważ rząd węgierski jest prawicowy, zaś Jobbik „skrajnie prawicowy”, można łatwo stworzyć w nieobeznanym czytelniku wrażenie, iż oto rząd Republiki Węgier dzieli ludzi na Żydów i nie-Żydów i patrzy ludziom w pochodzenie. Orban jest zły, więc Orban musi być antysemitą, bo każdy zły jest antysemitą.
Podobnie autor odczytuje cytowany tekst z Magyar Hirlap. Samego tekstu nie znam, więc opierać się muszę na cytatach zaprezentowanych przez Vargę. Porównanie przeciwników rządu do komunistów Beli Kuna – choć z pewnością ostre – ma swoje uzasadnienie historyczne. Autorowi tekstu w GW musi być znane znaczenie, jakie miała dla współczesnych Węgier Węgierska Republika Rad i jej stłumienie. Wtedy – podobnie jak rok później Polska – Węgry walczyły o to, czy pozostać w kręgu krajów Zachodu, czy stoczyć się w barbarzyństwo komunizmu. Jeśli dziś stosuje się takie porównanie, to jest ono czytelne – ci, co atakują rząd są tak samo groźnymi dla państwa rewolucjonistami, jak węgierscy komuniści Anno 1919. Teza, z jaka można polemizować, ale z pewnością niezbyt szokująca. Bardziej razić może nawiązanie do egzekucji zwolenników Kuna, lecz i to oznacza raczej żal nad żywotnością pewne szkodliwej idei, niż nawoływanie do fizycznych rozliczeń. Należy mieć na uwadze, iż poziom debaty publicznej (o ile jeszcze można nazwać to debatą) oraz polaryzacja polityczna w ostatnich kilku latach zaostrzył się na Węgrzech istotnie i osiągnął poziom znacznie wyższy niż w Polsce, powodując zerwania stosunków towarzyskich czy konflikty rodzinne. W związku z tym nawiązanie do podziałów z roku 1919 staje się jaśniejsze, zaś radykalizm języka (który – dodajmy – cechuje obie strony) bardziej zrozumiały.
Przyglądając się temu, co dzieje się na Węgrzech nie można oprzeć się wrażeniu, iż niedawno byliśmy świadkami czegoś podobnego. Chodzi oczywiście o wściekłą nagonkę na rząd Jarosława Kaczyńskiego. Jego przeciwnicy nie cofali się przed pisaniem donosów do zachodniej prasy i sugerowali, by w Polsce wyborom przyglądali się zachodni obserwatorzy. Poziom nienawiści był podobny i zachował się po dziś dzień, aby przypomnieć choćby ostatnią – haniebną – publikację w NIE. PiS w Polsce nie miało jednak większości i musiało zawrzeć – wątpliwy moralnie i ideowo - sojusz z Samoobroną i LPR, co odsłoniło je (nie w pełni niesłusznie) na dodatkowe ataki. Słabość tego rządu uniemożliwiała radykalne reformy i działanie wbrew środowiskom opiniotwórczym. Orban ma miażdżącą większość i nie musi obawiać się upadku swojego rządu. Dlatego jego plan jest w mniejszym stopniu zagrożony.
Lewica nigdy nie dopuści do kontrrewolucji. Nigdy nie zgodzi się na to, by cofnąć wiatr historii i choć w najmniejszym stopniu uderzyć w demoliberalne podwaliny obecnego systemu. Każdy, kto myśli inaczej i ma możliwość zrealizowania tych myśli, zostanie zniszczony. Chyba, że przestanie być wrogiem, jak chadecja w Niemczech czy „prawica” we Francji. Lewica może przy tym liczyć na europejską (a nawet światową) solidarność i poparcie mas użytecznych idiotów, zmanipulowanych hasłami praw człowieka i demokracji. Dlatego każda akcja nawet najmniejszej grupy – czy to będzie protest Geremka przeciwko lustracji, czy protest przeciwko węgierskiej ustawie medialnej – zostanie natychmiast nagłośniony przez media i przełoży się na polityczne działania państw rządzonych przez socjalistów czy liberałów. Dlatego też publicysta Magyar Hirlap słusznie wyprowadził paralelę pomiędzy Belą Kunem a Dawidem Cohn-Benditem – jednym z architektów obalania kultury europejskiej, co zapoczątkował w smutnym roku 1968.
Jednocześnie zastanawiające jest, iż siły konserwatywne nie są w stanie zdobyć się na taki sam stopień lojalności i solidarności. Oczywiście istnieją różnice programowe - to, co jest konserwatyzmem w jednym kraju, nie będzie nim już w innym. Jednak na pewne minimum można się zdobyć. Dlaczego obecnej sile rewolucyjnej i postępowej nie przeciwstawia się – w skali europejskiej – siła kontrrewolucyjna i zachowawcza. Innymi słowy, czemu Orban, a wcześniej Kaczyński, byli sami. Dlaczego nikt nie wzywa do bojkotu krajów, gdzie w rządzie zasiadają komuniści,? Dlaczego nie robi się publicznych protestów przeciwko działaniom Zapatero?
Wydaje się, iż główny problem leży w braku zrozumienia wspólnoty wartości. Prawica - skażona narodowościowym wirusem – skupiła się na obronie „interesu narodowego”, zapominając, iż istnieje coś takiego, jak chrześcijańska kultura Zachodu. I ona stoi ponad narodami i państwami, które z tej kultury wyrastają. Europejscy konserwatyści zapomnieli, iż ich ideałem winno nie być państwo narodowe (wywodzące się z prostej linii z rewolucji francuskiej), lecz Respublica Christianorum. Jeśli nie zostanie zrozumiane, iż walka toczy się nie o Polskę czy Węgry, nie o IPN czy media, lecz o naszą cywilizacje, lewicowa rewolucja pokona z łatwością odosobnione bastiony.
Dziś musimy być solidarni z Węgrami, gdyż walka, jaka tam się toczy, jest też walką o nas.
http://imrahil.salon24.pl/274603,wegierskie-d-j-vu
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl