Entropia na aerodromie "Siewiernyj" rośnie

avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

Społeczne śledztwo w sprawie katastrofy Smoleńskiej obejmuje okres na długo przed 10 kwietnia 2010. Niektórzy autorzy zastanawiając się nad decyzją rozbicia jednej uroczystości w Katyniu na dwie sięgają wstecz nawet do 1 września 2009 r. Prześledźmy co działo się w tym czasie z lotniskiem "Siewiernyj".

Jak wiemy wojskowe lotnisko smoleńskie było w kwietniu 2010 r. w opłakanym stanie. Opuszczone, prawie nieużywane. Powstaje pytanie: od kiedy?

W polskiej Wikipedii znajdujemy pod hasłem Lotnisko wojskowe Smoleńsk-Siewiernyj link do artykułu w "Rossijskoj Gazietie", w którym opisana jest stopniowa degradacja lotniska (publikacja pochodzi z dnia 28.01.2010 r.).

Administracja okręgu smoleńskiego przygotowała (wstępną) koncepcję rozwoju lotniska wojskowego i wykorzystania go przez lotnictwo cywilne. Kiedy dokładnie powstał ten plan - nie wiadomo. Tymczasem w październiku 2009 rozformowany został 103. gwardyjski bojowo-transportowy pułk lotniczy imienia Walentyny Grizodubowej. Ochroną pasów lotniska zajęła się odtąd komendantura lotnicza. Pracę straciło ok. 100 pracowników obsługi.

Gubernator zwrócił się do ministerstwa obrony zawiadującego obiektem o nadanie mu statusu podwójnego przeznaczenia, co pozwoliłoby włączyć je w skład kompleksu celno-logistycznego pod Smoleńskiem.

W grudniu 2009 minister Anatolij Sierdiukow wydał zgodę na zmianę statusu lotniska "Północnego" ale polecił administracji okręgu smoleńskiego opracowanie odpowiedniej koncepcji.

Jak widać lotnisko nie było przeznaczone do likwidacji, ale do dalszego współużytkowania dla celów wojskowych i cywilnych. Pomimo to w kwietniu 2010 lotnisko nie posiadało już od pół roku personelu wojskowego, obsługujący je okazjonalnie pracownicy byli ściągani z innych miejsc. Obiekt był opuszczony. Nikt na bieżąco nie dbał o stan lotniska. Postępowała jego stopniowa degradacja, przez czynniki atmosferyczne i samą przyrodę. Entropia rosła. 7 kwietnia 2010 r. na lotnisku bezpiecznie lądowały samoloty premierów Polski i Rosji. Trzy dni później miała lądować polska delegacja z Prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Ponieważ wszystkie wojskowe i cywilne procedury lotnicze zakładają regularne przeglądy samolotów i lotnisk, to nie jest możliwe, aby bez wcześniejszego przygotowania mógł się tam odbyć jakikolwiek start czy lądowanie. W przypadku wizyt tej rangi należy przyjąć za pewnik, że został zainstalowany sprawdzony sprzęt przenośny, bo za stacjonarny nikt nie mógł przecież ręczyć. Wizyty musiały być i z pewnością były przygotowane. Jak? Możemy sądzić jedynie po skutkach. 10 kwietnia lądowanie Prezydenta Polski zakończyło się katastrofą.

W czasie obu planowanych wizyt, 7 i 10 kwietnia, lądowisko było udostępniane w trybie nadzwyczajnym (tymczasowy personel). Dopiero po katastrofie 10 kwietnia na terenie opuszczonego lotniska pojawiły się liczne specjalne ekipy pracowników. Ich prace na miejscu katastrofy zostały zarejestrowane na amatorskich zdjęciach i filmach. Dawny personel lotniska nadal pozostaje bez pracy. A polski Tu-154M i lotnisko dalej ulegają degradacji. Entropia rośnie. Tylko lokalne władze Smoleńska marzą aby entropia zaczęła w końcu maleć.

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. Piloci JAK-a lądowali "na oko”?

Rosyjscy kontrolerzy byli zdziwieni, że załodze polskiego JAK-a udało się wylądować na lotnisku w Smoleńsku. Gdy piloci zorientowali się, że jedna z radiolatarni jest źle ustawiona i dodatkowo zepsuta, przestali zwracać uwagę na wskazania rosyjskich urządzeń.

Piloci rządowego JAK-40, którzy przybyli do Smoleńska na kilka godzin przez tupolewem z prezydentem na pokładzie, musieli podejść do lądowania – jak to określają - "na oko". Gdy zorientowali się, że jedna z radiolatarni jest źle ustawiona i dodatkowo zepsuta, przestali zwracać uwagę na wskazania rosyjskich urządzeń. Zdecydowali się na lądowanie tylko dlatego, że zobaczyli światła pasa do lądowania.

Z zeznań pilotów samolotu wynika, że „lądowali na oko”. – Udało nam się to tylko dlatego, że dostrzegliśmy światła lotniska, których po prostu szukaliśmy wzrokiem – mówili prokuratorom. Udało im się, ponieważ mgła nad Smoleńskiem nie była jeszcze bardzo gęsta.

Jak mówili śledczym piloci, rosyjscy kontrolerzy byli zdziwieni, że udało się wylądować polskiej maszynie. – Wyszli do nas po wylądowaniu i dziwili się, że jednak daliśmy radę jakoś bezpiecznie w tych warunkach posadzić samolot – mówili piloci JAK-a.

– To kosmos! Przy takiej pogodzie poniżej minimów z niesprawnymi urządzeniami nawigacyjnymi podejmuje się po prostu decyzję o zamknięciu lotniska – komentuje sprawę poseł Jerzy Polaczek, członek sejmowej podkomisji ds. lotnictwa, wyjaśniającej przyczyny smoleńskiej katastrofy. – Złamano tu wszelkie możliwe procedury. Dodatkowo Rosjanie nie chcą nam w tej sprawie przekazać dokumentów o stanie urządzeń – dodaje.

Z dotychczasowych doniesień mediów dotyczących zeznań pilotów JAK-a wynika, że ostrzegali oni załogę prezydenckiego tupolewa o bardzo złych warunkach pogodowych panujących w Smoleńsku. Jednak nie było wzmianki o ostrzeżeniach dotyczących złego ustawienia radiolatarni.
żar/Fakt.pl

http://fronda.pl/news/czytaj/piloci_jaka_ladowali_na_oko

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

2. >> Maryla

Pani Marylu,

Ten temat szczególnie boli pilotów i specjalistów lotniczych, którzy jak to jest w każdej profesji mają swój zawodowy etos. Umarli nie mogą się bronić. Żywi poddawani są naciskom, aby milczeli. Sądząc, ze streszczeń dwóch książek o Smoleńsku, które się właśnie ukazały (w tym Amielina) podtrzymują one tezy lansowane od pierwszego dnia. I tak kłamstwa smoleńskie trafią na półki księgarń i bibliotek. "Kłamstwo powtarzane tysiące razy staje się prawdą".

Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika Kuba Odtruwacz

3. Zasada Entropii