Sprzeczne zdania na temat Korei Płn.

avatar użytkownika elig

  Już kiedyś pisałam, że jeśli człowiek czyta tylko jeden tygodnik, to może mu się wydawać, że wszystko jest jasne i klarowne, ale gdy czyta dwa, to niekiedy może dostać kręćka.  Tak właśnie stało się ze mną gdy przeczytałam artykuły poświęcone sytuacji na Półwyspie Koreańskim, zamieszczone w "Gazecie Polskiej" /nr 48, 1.12.2010/ oraz w "Najwyższym Czasie"/nr 49, 4.12.2010/.

   W tym rejonie świata napięcie stale rośnie, poczynając od zeszłorocznej próby bomby jadrowej Korei Płn., poprzez zatopienie w marcu 2010 połdniowo koreańskiego okrętu przez siły północnokoreańskie, aż do niedawnego ostrzału artyleryjskiego południowokoreańskiej wyspy Yeongpyeong, który pociągnąl za sobą ofiary wśród cywili.  Nic wiec dziwnego, że w "GP" ukazały się na ten temat dwa obszerne artykuły.  W pierwszym z nich "W interesie komunistycznych Chin?" p. Teresa Wójcik twierdzi, ze zwiększona agresywność pólnocnokoreańskiego reżymu to efekt przejmowania władzy przez Kim Dzong Una i ma to służyć umocnieniu jego pozycji w kregach wojskowych.  Może też chodzić o wymuszenie dostaw z zagranicy, szczególnie żywności.  Interes Chin polega zaś na tym, że Korea Płn. jest swoistym buforem między granicą chińska, a siłami USA.

  Wszystko to wydaje się dość jasne do momentu przeczytania artykułu Pawła Łepkowskiego "Tajemniczy incydent" w "NCz!".  Autor stawia w nim tezę, że ostrzelanie tej wyspy mogło być amerykańską prowokacją mającą na celu utrzymanie, a nawet powiększenie obecności wojskowej USA na Półwyspie Koreańskim.  Porównuje to m.in. do "incydentu w Zatoce Tonkińskiej", który zapoczątkował wojnę wietnamską, a będącego wg Daniela Ellsberga prowokacją Pentagonu.  Łepkowski twierdzi, ze w październiku 2007 odbył się szczyt przywódców obu Korei, który doprowadził do zawarcia formalnego traktatu pokojowego, co jednak zostało storpedowane przez Amerykanów stawiających dodatkowe warunki, m.in. natychmiastowe zakończenie programu nuklearnego przez Koreę Płn.

  Dziennikarz twierdzi też, iż niektórzy tradycjonaliści koreańscy chwalą reżym Kimów za zachowanie "prawdziwego ducha narodu koreańskiego".  Podobno Korea Południowa już zapowiedziała, że nigdy nie odważy się na jakąkolwiek próbę zjednoczenia Korei na wzór niemiecki.  Na zakończenie pisze, że "Dlatego uważam, że teza (...) jakoby świeżo namaszczony "następca tronu" Korei Płn. wydał wraz z ojcem rozkaz ataku na wyspę Yeonpyeong, jest niedorzeczna.  Jedynym rezultaten takiej decyzji byłoby zwiększenie obecności militarnej USA w regionie.  I tak właśnie się stało.  W środę 24 listopada w kierunku wybrzeży Korei Płd. wypłynął lotniskowiec "USS George Washington".  Status quo konfliktu koreańskiego zostało utrzymane.  Szczęśliwie dla nas wszystkich armia amerykańska znów jest potrzebna na Półwyspie Koreańskim.".

  Jest rzeczą interesującą, że autor drugiego artykułu z "GP" p.t. "Obama, a dyktatura północnokoreańska", p. Witold Waszczykowski, też ma pretensje do Amerykanów, ale zupełnie o co innego.  Twierdzi, że: "niekonsekwentna polityka Baracka Obamy, starającego sie zasłużyć na przedwczesną nagrodę Nobla, przyczyniła się do większej agresywności reżimu północnokoreańskiego", a kończy swój tekst następująco: "Problem koreański nie zostanie zatem rozwiązany w bezpośrednich negocjacjach z reżimem.  Może on być jedynie częścią wiekszej rozgrywki z Pekinem o hegemonię w Azji.  Pytając, czyAmerykanie są zdolni rozwiązać problem koreański, należy pytać, czy są jeszcze zdolni i zdeterminowani do gry o Azję?".

  I bądź tu człowiecze mądry !!!

 

1 komentarz

avatar użytkownika elig

1. Uzupełnienie notki

W teorii Pawła Łepkowskiego jest jeden słaby punkt. W jaki sposób prowokatorzy amerykańscy mieliby zorganizować ostrzał z terytorium Korei Płn.? Poprzednie opisywane przez niego incydenty miały miejsce na morzu lub na rzece, gdzie każdy moze niepostrzeżenie podpłynąć i coś zatopić. Na lądzie to jednak trudniejsze. Czyżby dziennikarz uważał, że USA ma wysoko postawionych agentów w dowództwie północnokoreańskiej armii?