Piłsudski

avatar użytkownika Andrzej Wilczkowski

Czemu, cieniu, odjeżdżasz…





5 grudnia 2010 roku mija 143 rocznica urodzin Józefa Piłsudskiego.




Za każdym wielkim człowiekiem wlecze się cień legendy. Nie jest to zależne od tego czy on sam o to dba, czy nie. Każdy jego czyn, każde wypowiedziane zdanie są zaopatrzone w komentarz, przeniesione z ust do ust przekręcone lub niedopowiedziane. W zależności od tego, kto podchwycił temat powstaje czarna lub złota legenda.



Złotą legendę Marszałka Piłsudskiego można zawrzeć w zasadzie w jednym zdaniu: Wszystko zawdzięczamy Marszałkowi Piłsudskiemu. Gdyby nie on - nie byłoby Polski.



Z czarną legendą jest już gorzej. Jest ona wielowątkowa, jej elementy są często wzajemnie sprzeczne. Zaczyna się ona od szkalowania rodziców. Ojciec był nienormalny - bowiem wziął sobie kulawą za żonę, a jaki normalny człowiek żeni się z kulawą.


Sam Józef Piłsudski miał być szpiegiem austriackim, japońskim, a w czasie wojny 1920 roku na dodatek sowieckim. O zachodnie dzielnice Polski w ogóle nie dbał, natomiast nienawiść do wszystkiego, co rosyjskie kierowała jego działania jedynie w tamtą stronę.


Jako dyletant w sprawach wojskowych nie mógł wygrać bitwy warszawskiej i z całą pewnością zrobił to za niego ktoś inny. Potem nie wiedzieć czemu zrzekł się wszelkich funkcji publicznych i wycofał się do Sulejówka ale ciągle żądny władzy czyhał tylko na moment, w którym powróci i zostanie dyktatorem.


Koniunktura gospodarcza po 1926 nie miała żadnego związku z jego powrotem do kierownictwa państwowego, za to w pełni to on odpowiada za kryzys, jaki nastąpił po 1929 roku. O unowocześnienie armii nie dbał, bowiem nie rozumiał takiej konieczności i dopiero po jego śmierci udało się coś niecoś zdziałać.


Chyba dosyć pomyj jak na głowę jednego człowieka.



Warto chyba zwrócić uwagę, że poza narodową demokracją i komunistami w okresie międzywojennym na dzisiejszy stan czarnej legendy mieli wpływ powojenni komunistyczni historycy z Andrzejem Garlickim i Tomaszem Nałęczem na czele. Ich na pozór obiektywne książki powstały w chwili, kiedy kierownictwo partyjne PZPR zorientowało się, że polityka zacierania faktu istnienia takiej postaci jak Piłsudski nie zdaje egzaminu i że należy zmienić taktykę. Po prostu należy ją przypomnieć i zohydzić lub ośmieszyć.


Prace wyżej wymienionych autorów pisane są misternie. Nie zioną wprost niechęcią do Marszałka, ale pan Garlicki na przykład pozwala sobie na chwyty dla historyka niedozwolone, pisząc, co Piłsudski myślał, a czego nie myślał. Powtarza też kilkakrotnie opinię o niechęci Marszałka do podejmowania decyzji, tak jakby opisywane przez samego Piłsudskiego wahania i szamotanie były podstawą do takiej konkluzji. Człowiek, którego najważniejsze życiowe decyzje to - co zjeść dziś na obiad i jaką ocenę postawić studentowi nie powinien się wypowiadać o trudnościach w podejmowaniu decyzji, od których zależą losy państwa..



Pan Nałęcz natomiast twierdzi, że Marszałek sam dbał w najwyższym stopniu o swoją złotą legendę. Z tą tezą chciałbym podyskutować w pierwszym rzędzie, bowiem jak wskazują fakty Piłsudski raczej z nią walczył i to dość konsekwentnie.


Jedyne dwa elementy, które można uznać za legendotwórcze, a które sam konsekwentnie kultywował to: mundur i kasztanka.


Oczywiście przywiązanie do konia, szarej kurtki i maciejówki mogło wynikać również z pewnego konserwatyzmu, ale ponieważ ja nie wiem, co Marszałek myślał, a te elementy były na pewno związane z legendą, więc nie sposób ich nie wymienić.


„Jedzie, jedzie na kasztance, siwy strzelca strój"


Otóż „siwy strzelca strój" nie był nigdy mundurem wojska polskiego. Przesadziłem. – Był przez dwa tygodnie na początku sierpnia 1914 roku. Ci, którzy znają dobrze ten okres historyczny – rozumieją o co mi chodzi, pozostałym wytłumaczę później. W niepodległej Polsce był to osobisty mundur Marszałka Piłsudskiego, bowiem nie wprowadzono go nawet regulaminowo jako munduru Marszałka Polski. I tak wisi dziś w Muzeum Wojska Polskiego kurtka mundurowa z buławami na pagonach - tyle, że w kilku miejscach pocerowana - jak sądzę - ręką małżonki "dyktatora".


Drugi element – kasztanka. Była to w 1914 roku czteroletnia urodziwa kobyłka, która zupełnie nie nadawała się na konia dla żołnierza. Bała się strzelaniny, bała się kałuż. Potem już w niepodległej Polsce nie nadawała się zupełnie na konia do odbierania defilad. Wściekle rzucała łbem i nie umiała stać posągowo spokojnie – zwłaszcza podczas salw honorowych. W armii polskiej znalazłoby się na pewno mnóstwo koni - nawet tej samej maści i płci, które nie powodowałyby wrażenia miotania naczelnym wodzem w najmniej odpowiednich momentach, niemniej Piłsudski nigdy nie zmienił konia. Kasztanka zakończyła żywot po obchodach 11 listopada 1927 roku, i koniem marszałka została jej córka Mera ale chyba już Marszałek na konia nie wsiadał. W każdym razie - jak wynika z fotografii i filmów gdzie nożna zobaczyć Piłsudskiego na, albo przy koniu jest to ciągle to samo dosyć narowiste zwierzę – koń należący do legendy.



Zajmijmy się teraz tymi elementami legendy, które powstawały już po śmierci Komendanta, a więc takimi, na które on sam już żadnego wpływu mieć nie mógł.


Uroczystościom pogrzebowym Marszałka Piłsudskiego towarzyszyła gwałtowna burza i naoczni świadkowie twierdzą, że było w tym coś tak złowieszczego, iż w sercach Polaków zagnieździł się lęk o dalsze losy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Dziś wiemy na ile ten lęk był uzasadniony.


Pójdźmy jeszcze kawałek dalej – do lat okupacji. Imieniny marszałka w dn. 19 marca obchodziło się w jakiś sposób co roku. Opowiem tylko o dwóch takich uroczystościach z roku 1940, które zorganizowali ludzie znajdujący się u progu fizycznej zagłady. Pierwszą z nich urządzili więźniowie Kozielska - oficerowie zawodowi i intelektualiści, którzy włożyli mundury, aby spełnić swoją powinność wobec ojczyzny, a w tym momencie znajdowali się na samym dnie niedoli.


Drugą major Hubal-Dobrzański władca ostatniego skrawka niepodległej ojczyzny.



Pierwszą tak oto opisuje profesor Świaniewicz - jeden z nielicznych uratowanych z kaźni Katyńskiej:


„Dziennik mówiony – pisze profesor – stał się niemal instytucją obozową. Był odczytywany donośnym głosem z jakiś zakamarków ogromnych chórów cerkiewnych, tak, że policja obozowa nie miała łatwego zadania, gdy chodziło o uchwycenie redaktorów. Głównymi redaktorami dziennika byli: por. Leonard Korowajczyk oraz por. Janusz Libicki docent ekonomii na Uniwersytecie Poznańskim.


W dniu 19 marca 1940 roku dziennik przeistoczył się w obchód poświęcony pamięci Marszałka Piłsudskiego. Była to jedna z najbardziej wzruszających uroczystości, w których w życiu brałem udział."



W tym czasie oddział majora Hubala był już po częściowej demobilizacji dokonanej w dn. 13 marca przez płk Okulickiego, a z nastaniem wiosny można się było w każdej chwili spodziewać obławy niemieckiej.


W dzienniku rozkazów oddziału adiutant majora – Ossowski zapisał pod datą 18 marca rozkaz dzienny:


"W dn. 19 marca (tu słowo nieczytelne) Wielkiego Wodza Marszałka Piłsudskiego. Zarządzam uroczyste nabożeństwo o godz. 9.oo. Zbiórka wszystkich wolnych od służby o godz. 8.55 w Hucisku. Dzień jutrzejszy wolny od zajęć. Przy okazji przeżywania wspólnie jako ostatni oddział wojskowy Rzeczpospolitej Polskiej tej uroczystości składam życzenia mojej drogiej garstce by duch tego Wielkiego Polaka był zawsze z nami i w każdej okazji i opresji przypominał nam, Ze jeszcze Polska nie zginęła puki my żyjemy" (pisownia zgodna z oryginałem AW)



To było w dniu imienin Marszałka. W piątą rocznicę śmierci ludzie ci nie mogli już zorganizować żadnej uroczystości. Oficerowie z Kozielska leżeli w katyńskim lesie zabici kulami w tył głowy. Major Hubal zaś w nieznanej do dziś mogile zabity strzałami w piersi.



Kim był człowiek, o którym pamiętano w obliczu takich zagrożeń?


Wsłuchajmy się dobrze w dwa teksty Brunona Szulca pisane w 1935 i 36 roku, a więc po śmierci Marszałka i w rocznicę.



A oto pierwszy:



„Piłsudski wyszedł z podziemi historii, z grobów z przeszłości. Był ciężki marzeniami wieszczów, mglisty rojeniami poetów. Ciągnął za sobą przeszłość jak płaszcz ogromny na całą Polskę...


Umierając, odchodząc w wieczność marzy ta twarz wspomnieniami, wędruje przez szereg twarzy coraz bledsza, przestronniejsza i promienniejsza, aż w końcu z nawarstwień tych twarzy układa się i zastyga w maskę ostateczną - oblicze Polski - już na zawsze."



W rok później genialny pisarz odzywa się znowu. W innym czasopiśmie. Nie wygląda na to, aby tekst był na zamówienie. Zresztą takich tekstów nie pisze się na zamówienie.



„Czyn nie był ostateczną rzeczą. Z niechęcią ciężką i nieskorą ręką wypuszczał je spod płaszcza, gdy już inaczej nie można było: czyny egzemplaryczne. Siła moralna, która trwała za czynem była dlań ważniejsza. Ciułał ją w narodzie. Gruntował kapitał żelaznej mocy. Naprzód w sobie. Od tego rósł w oczach wszystkich, brał w siebie wielkość. Lokował ją w sobie, jako najważniejszym miejscu. Budował posąg. W końcu, gdy dopełnił swej wielkości odszedł pewnego dnia niepostrzeżenie, bez słowa, jakby to nie było ważne, zostawiając ją zamiast siebie: wielkość noszącą na zawsze jego rysy."



W zasadzie teksty te należałoby przeczytać kilka razy, bo po pierwszej lekturze pozostają jedynie ciarki chodzące po grzbiecie.


Tu każde słowo jest ważne, ale podkreślić należy to zdanie o ciułaniu w narodzie siły moralnej, o gruntowaniu kapitału żelaznej mocy.



Tak, Piłsudski, kiedy tylko mógł rozdmuchiwał w narodzie jego podmiotowość, jak żar spod popiołu. Czyniąc to grał często przeciwko sobie, samemu tworząc elementy czarnej legendy. Wygląda, jakby robił wszystko, aby utrudnić życie swoim apologetom.



A oto wymowny przykład.


W latach pięćdziesiątych zelektryzowała historyków rewelacja opublikowana w Stanach Zjednoczonych w czasopiśmie Nowyj Żurnał przez rosyjskiego emigranta Wiktora Czernowa.


Napisał on mianowicie, że na odczycie Piłsudskiego, który odbył się w Paryżu w lutym 1914 roku usłyszał z ust prelegenta, że będzie wojna i że zwycięstwo pójdzie ze wschodu na zachód: tzn., że najpierw państwa centralne pobiją Rosję, a potem same zostaną pobite przez państwa Zachodnie. Tak wiec w zależności od sytuacji wojennej należy zmieniać i sojusze Polaków.



Już peerelowscy historycy zasiedli zgodnie, aby jakoś podważyć ten dokument dający świadectwo politycznego wizjonerstwa Piłsudskiego i włożyli w tę pracę zaiste wiele wysiłku, kiedy okazało się to zupełnie zbędne.


Wystarczyło sięgnąć do pism zebranych J. Piłsudskiego. W wywiadzie udzielonym ppłk Laudańskiemu w 1924 roku Marszałek stwierdza: „powtarzałem nieraz, lecz jako dowcip, że Rosja najpierw zostanie pobita przez państwa centralne, następnie zaś one same zostaną zwyciężone przez „Ententę"


.


Bagatela, ładny dowcip - kiedy właśnie tak się stało i jak łatwo zauważyć cała polityka komendanta I Brygady szła tym tropem jak po sznurku.


Na szczęście Marszałek nie miał pamięci absolutnej. Po wojnie zapomniał mianowicie, że ten scenariusz przedstawił swojemu bliskiemu współpracownikowi Ignacemu Boernerowi w połowie maja 1915 roku, a ten to wszystko pilnie zapisał w swoim pamiętniku.



A oto prognoza zapisana przez Bernera: „Rosja będzie pobita, ale i państwa centralne będą pobite. W Rosji prędzej czy później wybuchnie rewolucja, następna rewolucja we Włoszech, potem Austria, wreszcie Niemcy. Z chwilą gdy ziemie polskie zostaną wyzwolone spod jarzma rosyjskiego – rola :Legionów jest skończona. Dalsza walka z Rosją nie przedstawia dla nas żadnego interesu. Magazynować siły do drugiego okresu historii Legionów gdy przyjdzie rozprawa z Austrią i z Niemcami.”



Idźmy dalej.


Bardzo ważnym nośnikiem informacji jest analiza kolejności – kto komu i kiedy wypowiadał wojnę. Co różni autorzy wyprawiają z sekwencją tych zdarzeń to się w głowie nie mieści. A była ona następująca:


Jak pamiętamy z historii – zapłonem I Wojny było zabójstwo austriackiego arcyksięcia w Sarajewie.


Miało ono miejsce w dn. 28 czerwca 1914 roku.



Mija miesiąc – i nic. Dopiero 28 lipca Austria wypowiada wojnę Serbii. Już następnego dnia Rosja ogłasza mobilizację. Na tę mobilizację odpowiadają Niemcy – nie Austria. Już 1 sierpnia wypowiadają Rosji wojnę.


3 sierpnia Niemcy wypowiadają wojnę również Francji i natychmiast wkraczają do neutralnej Belgii.


Nie zaniedbują również frontu wschodniego. 3 sierpnia rozpoczyna się dwutygodniowa pacyfikacja Kalisza – miasta leżącego zaraz za granicą zaboru rosyjskiego – mimo że nie ma tam już Rosjan.



Austria wypowiedziała Rosji wojnę dopiero 5 sierpnia ale chyba dopiero „po fajrancie” bo w odróżnieniu od Niemiec nie podjęła żadnych kroków ofensywnych.


„Pierwszą siłą zbrojną” która przekroczyła granicę zaboru austriackiego i rosyjskiego była 1 Kompania Kadrowa Piłsudskiego.



Z tej analizy sekwencji czasów wynika jednoznacznie, że tylko Niemcom się spieszyło do bitki. Austriacy świadomi swojej słabości raczej żadnego konfliktu zbrojnego sobie nie życzyli.



Nie tylko z kronikarskiej skrupulatności zajmę się mobilizacją oddziałów strzeleckich w Oleandrach w Krakowie.


Przypomnę, że u progu I Wojny działała Komisja Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych(KSSN), a przede wszystkim cztery (główne) polskie paramilitarne organizacje. Strzelec – stale pod dowództwem Piłsudskiego, Polskie Drużyny Strzeleckie – w 1914 roku pod dowództwem Januszajtisa, (w sumie te dwie organizacje ok. 15 – 19.000 członków) PTG Sokół (ok. 30.000) i Drużyny Bartoszowe ok. 7.000 członków.


Januszajtis w dn 31 lipca zgodnie z uchwałą KSSN podporządkowuje PDSy Piłsudskiemu, ale nie znalazłem żadnych śladów, żeby sam się pojawił w Oleandrach. Drużyniaków do Krakowa przyprowadził Burchardt-Bukacki.


O Sokole i Drużynach Bartoszowych na zarządzonej przez Piłsudskiego w Krakowie mobilizacji nie wspominają żadne dostępne mi źródła.



W każdym razie materiał mobilizacyjny – to było ok. 10.000 strzelców i drużyniaków bo drugi punkt mobilizacyjny był we Lwowie.


Wynikiem mobilizacji w zamyśle Piłsudskiego miało być – jak wynika z przemówienia Komendanta – niepodległe Wojsko Polskie zależne jedynie od mitycznego Rządu Narodowego w Warszawie, który wymyślił Piłsudski w dn 3 sierpnia, a które miało jak najszybciej wejść do królestwa i tam połączyć się z powstaniem, które jeszcze wcześniej wymyślili Śliwiński i Downarowicz wysłani przez KSSN do Wiednia w dn. 28.lipca na rozmowy z kołami rządowymi i wojskowymi Austrii.


Tego dnia Austria wypowiedziała wojnę Serbii.



Owocem zakrojonej na dużą skalę mobilizacji była jedna kompania! Najoptymistyczniej licząc 168 ludzi wyruszyło za kordon w dniu 6 sierpnia.


Gdzie te tysiące żadnych walki za ojczyznę młodych Polaków?


Ludzie to byli – może nie tylu ilu spodziewał się Piłsudski – ale byli.


Już trzeciego sierpnia w Zakopanem tłumy żegnają pociąg, który do Oleandrów wiezie dobrze zorganizowaną kompanię zakopiańską prowadzoną przez jej komendanta – sierżanta Mariusza Zaruskiego. Poza miejscowymi ochotnikami jadą tym pociągiem wszyscy czołowi taternicy tamtych czasów, którym udało się uniknąć powołania do wojska austriackiego.


W sumie podobno w Oleandrach zebrało się około 4.000 ochotników.


Poza problemem ludzkim jest jeszcze problem materialny. Brak broni, brak mundurów.


Nowoczesnych karabinów manlichera wystarczyło zaledwie dla kadrówki. Następne grupy dążące w stronę Kielc są po drodze uzbrajane w jednostrzałowe werndle do których dodatkowo brak pasów i bagnetów. Wybuchają bunty.


Wszystko udaje się jakoś uspokoić. 12 sierpnia już na czele oddziału liczącego powyżej 400 strzelców Piłsudski wkracza do Kielc.


Trudno o gorszy moment. Od kilku dni płonie ustawicznie podpalany przez wojsko niemieckie Kalisz. Informacja o tym musiała wyprzedzić strzelców. Przypuszczalnie brzmiała ona tak: „Germańcy palą miasta i zabijają kobiety i dzieci”.



Mimo to atmosfera w Kielcach się trochę ociepla. Napływają pierwsi ochotnicy. Trwa to krótko. Rosjanie się zaktywizowali i Kielce przechodzą z rąk do rąk.


Niemniej na terenach zajętych przez oddziały strzelców powstają zręby administracji polskiej zakładanej przez ludzi Piłsudskiego w imieniu nieistniejącego Rządu Narodowego


Przypuszczam, że to przede wszystkim te administracyjne działania rozjuszyły Austriaków.


Względna niezależność oddziałów Piłsudskiego nie trwa długo.


W dn. 16 sierpnia odbywa się w Krakowie wielka narada polskiego koła poselskiego z udziałem delegatów KSSN na którym uchwalono powstanie Naczelnego Komitetu Narodowego NKN i Legionów, które złożą przysięgę na wierność Austrii. Następnego dnia KSSN dokonuje samorozwiązania.


Te kilkanaście dni, które upłynęły od rozpoczęcia mobilizacji do powstania NKN jawią się w literaturze i wspomnieniach uczestników jako zupełnie inna jakość niż późniejsze Legiony.



Przytoczę dwa dziwne świadectwa.


Pierwsze to słowa piosenki o pierwszej Kadrowej, której autorami są jej żołnierze: T. Ostrowski (Oster) i K. Łęcki (Graba)



„A gdy się szczęśliwie zakończy powstanie


To Pierwsza Kadrowa gwardyją zostanie”



W 1960 roku w Londynie w podobnym duchu odzywa się przedwojenny aktor, pisarz i publicysta Zygmunt Nowakowski również uczestnik tamtych zdarzeń. Pisze on „Powstanie sierpniowe 1914 roku…”



Nie odtworzę w tym szkicu historii legionów. Chcę tu jedynie wykazać jak konsekwentnie postępował Piłsudski trzymając się przemyślanego przez siebie scenariusza przebiegu wojny. Składa wraz ze swoimi strzelcami akces do Legionów mimo, że to go w pewnym sensie degraduje. Z naczelnego wodza, który obsadza stanowiska nie tylko dowódcze, ale i administracyjne zostaje jedynie dowódcą pułku strzelców. Nie może mu to wystarczyć.


Już wczesną jesienią 1914 roku zakłada na terenie zaboru rosyjskiego tajną organizację wojskową POW, która organizacyjnie nie ma nic wspólnego z Legionami i słucha wyłącznie rozkazów Komendanta.


Na czele I Brygady Legionów Piłsudski staje dopiero 14 grudnia 1914 roku.



W sierpniu 1915 roku po zajęciu przez Niemców Warszawy stara się ograniczyć napływ królewiaków do legionów, twierdząc, ze polityczna rola tej formacji została już spełniona. Czyni tak, mimo, że entuzjazm młodzieży (zwłaszcza peowiaków) do służby w Legionach jest w Królestwie nieporównywalnie większy niż przed rokiem w Krakowie.



Może lepiej zrozumiemy problem po przeczytaniu następującej informacji.


W listopadzie 1915 roku szef sztabu austriackiej IV armii postanawia odznaczyć Piłsudskiego orderem Leopolda. Zwraca się w tej spawie do austriackiego komendanta Legionów – gen. Trzaska-Durskiego i otrzymuje następującą rekomendację:


„Oficer legionowy VI rangi, Brygadier Piłsudski posiada wprawdzie wojskowe zalety i zasługi, które przemawiałyby za udzieleniem mu najwyższego odznaczenia, muszę jednak w obecnym momencie wypowiedzieć się przeciwko wnioskowi na jego odznaczenie. Piłsudski dowodzi I Brygadą Legionów stworzonych przez niego, która różni się zupełnie od stworzonej przez c. i k. Komendę Legionów II i III bryg. pod względem ducha i nastroju.


Przedstawia on ze swą brygadą ten element, który dążąc do zupełnie wolnej i niezależnej Polski uznaje austrofilski kierunek tylko jako środek do celu, gotów każdej chwili podjąć orientację inną, jemu odpowiadającą, lub za taką uchodzącą.


Od wybuchu wojny postawił on sobie za cel objąć z biegiem czasu komendę całego Legionu Polskiego w nadziei, że w danym momencie, wsparty na nim będzie mógł stawiać żądania nacjonalistyczne z korzyścią dla jego dążeń. W zrozumieniu faktu, że fantastyczne idee Piłsudskiego są pozbawione wszelkiej realnej podstawy, a nawet sprzeciwiają się austriackiej racji państwowej, komenda Legionów od początku wojny dążyła do tego, żeby wpływ Piłsudskiego wedle możności stłumić.”


Poza tym pismo podawało, że Piłsudski tworzy jakieś – bliżej nie sprecyzowane magazyny broni, założył szkołę oficerską i podoficerską i że zależy go „pod względem politycznym i wojskowym usunąć poza nawias.”



We wrześniu 1916 roku po zatrzymaniu się trwającej od czerwca ofensywy gen. Brusiłowa Piłsudski dochodzi do wniosku, że Rosja nie będzie miała w tej wojnie już żadnych sukcesów. I rzeczywiście ofensywa ta odciążyła w walce Francję i Anglię, ale pogrążyła Rosję.


Piłsudski składa dymisję i odchodzi z Legionów, a Pierwszą Brygadę obejmuje po im Marian Januszajtis.



W tym czasie zarówno Austria jak i Niemcy zaczynają odczuwać palący deficyt świeżego rekruta. To skłania ich do poważnych ustępstw wobec Polaków.



20 września 1916 roku Legiony zostają przekształcone w Polski Korpus Posiłkowy, który ma mieć już polskie mundury i sztandary i siłę dwóch dywizji, ale to już bez Piłsudskiego.


Sprawa się przewleka, ale otwiera worek z obietnicami.


5 listopada 1916 roku cesarze Austrii o Niemiec wydają akt powołania polskiego państwa, a 9 grudnia Niemcy tworzą tymczasową radę stanu, do której w styczniu 1917 roku zapraszają Piłsudskiego jako jednego z 25 polskich polityków.



W czasie jego działalności w Radzie następują na świecie zdarzenia, które przesądzają dalsze decyzje byłego komendanta I Brygady.


– 22 stycznia 1917 roku właśnie wybrany na II kadencję prezydent Stanów Zjednoczonych – Wilson wygłasza przemówienie, w którym opowiada się za wskrzeszeniem Polski.


– 13 marca w Rosji wybucha rewolucja, która doprowadza do abdykacji cara


– 3 kwietnia Ameryka wypowiada wojnę Niemcom.


– 4 czerwca powstaje Armia Polska we Francji.


– Czerwiec. Zaczynają się tworzyć Polskie Korpusy w Rosji.


– Austriacy przekazują Legiony Polskie (PKP) Niemcom.



Niemcy żądają od legionistów złożenia przysięgi.


Tu wkracza Piłsudski. Nie zgadza się na rotę przysięgi, odchodzi z Tymczasowej Rady i wywołuje kryzys przysięgowy w I i III brygadzie.



W efekcie żołnierze i oficerowie którzy odmówili przysięgi zostają internowani w Beniaminowie i Szczypiornie , a Piłsudski aresztowany i osadzony w Magdeburgu.



Twierdzę, że w dążeniu do upodmiotowienia narodu, do tego - jak pisze Bruno Szulc: "ciułania w nim siły moralnej" Piłsudski w wielu przypadkach ukrył całkowicie nie tylko swoje zasługi, ale również zasługi bliskich mu ludzi.


Spróbujmy udowodnić to twierdzenie.


W książce o POW Tomasz Nałęcz pisze na stronie 234, że "POW po 1918 roku z organizacją założoną w roku 1914 łączyła jedynie nazwa" i że "poza strukturami dywersyjno-wywiadowczo-wojskowymi, które funkcjonowały na Ukrainie, Białorusi, Wileńszczyźnie, w Rosji Radzieckiej i Galicji Wschodniej - uwaga ta dotyczy też organizacji powstańczych tworzonych na Górnym Śląsku, Litwie Kowieńskiej i w Wielkopolsce."


Takie zdanie było konieczne, jeśli - zgodnie z prawdą historyczną na str. 338 pisze się, że: "W POW uznawano jedynie zwierzchnictwo Piłsudskiego. Innych rozkazodawców nie akceptowano". a jednocześnie nie chce się napisać o roli Komendanta w ruchach niepodległościowych głównie na Wileńszczyźnie, Górnym Śląsku i Wielkopolsce. W takiej sytuacji najlepiej książkę o POW zakończyć na listopadzie 1918 roku.



Jeśli od tej strony popatrzymy na legendę, którą tworzył Marszałek, będzie to legenda tworzona narodowi. Działał on tak, aby każdy poczuł w dziele wskrzeszenia ojczyzny swój udział. Wszystkie zrywy niepodległościowe w różnych miejscach Polski jawią nam się dzisiaj jako spontaniczne wybuchy społeczeństwa zamieszkującego te strony. I one takie były. Rzecz w tym, że zawsze ktoś musi zacząć. Jak w każdej reakcji chemicznej – aby ona miała oczekiwany przebieg – należy dołożyć energię aktywacji


.


Zacznijmy chronologicznie od powstania Wielkopolskiego.


Do dziś historycy zastanawiają się, kto wywołał ten zryw. Organizacji jest kilka: Straż Ludowa, Harcerze, Sokół no i POW.


Na pewno wiadomo, kto hamował. - Naczelna Rada Ludowa z Korfantym, Seydą i księdzem Adamskim. Organ ten czekał po prostu na werdykt państw zachodnich, w głębokim przekonaniu, że w ten sposób uda się bezkrwawo odzyskać niepodległość. Tymczasem Piłsudski, głośno mówiąc - że zachodnie granice Polski to problem negocjacji w Wersalu - słał jednocześnie do Poznania swoich peowiackich emisariuszy.


W aktach adiutantury znajdujących się w Instytucie Piłsudskiego w Nowym Jorku znalazłem 12 ( a było ich - sądząc po numeracji znacznie więcej) meldunków składanych Piłsudskiemu z Wielkopolski przez rozmaite osoby: działaczy miejscowych, oficerów WP i członków POW wysyłanych od listopada 1918 r. do stycznia 1920. Powtarzają się w nich nazwiska braci Hulewiczów, Matuszewskiego, Taczaka, Łapińskiego, Palucha... Wszyscy oni działali tam - jak wynika z meldunków - z rozkazu Naczelnika Państwa. Gotowość do powstania określali na dzień 15 stycznia. Powstanie wybuchło wcześniej. Iskrą był przyjazd Paderewskiego, ale przygotowania były w pełnym toku.



Znamiennym jest, że tymi dokumentami historycy zajmują się dopiero dzisiaj. Przed wojną sprawa przygotowań nigdy nie była eksponowana, a Marszałek podczas swoich pobytów w Poznaniu i związanych z nimi przemówień ani razu nie wspomniał o swoim bezsprzecznym udziale w przygotowaniach do powstania.


Tak dalece neguje się w Poznaniu rolę Piłsudskiego w inkorporacji Wielkopolski do Państwa Polskiego, że od jednego z pisarzy poznańskich usłyszałem wręcz, że takich dokumentów nie ma.


Bardzo podobnie rzecz się miała z powstaniem Samoobrony wileńskiej w noc sylwestrową 1918/19. Tu znowu odnalezione w tymże miejscu dokumenty bezspornie wskazują na inspiracje wprost od Naczelnika. I znowu kompletna cisza w przemówieniach i w publikacjach - a przede wszystkim w pismach zbiorowych Piłsudskiego.


Jeszcze drastyczniej wygląda to w przypadku powstań Śląskich. W odczuciu społecznym bohaterem tych powstań jest Wojciech Korfanty. W świetle tego, co napisał dr n.h. gen. Zygmunt Walter Janke (podczas IIWŚ – komendant okręgu AK - Śląsk) sprawa miała się odwrotnie. Powstania zostały wywołane przez POW, a rola Korfantego nie była jednoznaczna.



Warto prześledzić, jak Piłsudski rozdaje przepustki do legendy innym ludziom, w tym swoim zdecydowanym wrogom.



Gen Dowbór-Muśnicki, przeciwnik Naczelnika Państwa zostaje przez niego mianowany dowódcą powstania Wielkopolskiego. Było to ewidentnym ratowaniem już nie legendy, ale reputacji generała, który dwa lata wcześniej poddał swój korpus wschodni - dobrze zasiedziały w Bobrujsku - Niemcom.



Gen Józef Haller - niechętny Piłsudskiemu - na początku 1920 roku dostaje zadanie zajęcia Pomorza, co kończy się legendotwórczym aktem zaślubin z morzem.



Gen. Sikorski, z którym Komendant ma na pieńku od czasów legionowych, w 1920 roku zostaje dowódcą grupy poleskiej, która cofa się ze wschodu bez specjalnego nacisku ze strony nieprzyjaciela. W końcu opiera się o twierdzę brzeską, na którą Naczelny Wódz bardzo liczy, pragnąc właśnie na linii Bugu rozpocząć swój zwrot zaczepny z południa na północ. Sikorski obiecuje utrzymać twierdzę przez 10 dni - oddaje ją po jednym dniu - z niewyjaśnionych przyczyn. Sikorskiego nie czeka sąd wojenny - czeka go dowództwo V armii.



W końcu Korfanty - który chyba nie lubił Piłsudskiego już w r. 1918 jeszcze go nawet nie zobaczywszy na oczy - zostaje bohaterem powstań Śląskich.



Wróćmy do listopada 1918 roku. Po powrocie Piłsudskiego z Magdeburga TRS mianuje go Tymczasowym Naczelnikiem Państwa.


Tymczasem we Francji działa KNP (Komitet Narodowy Polski) i i istnieje Armia Polska licząca ok. 70.000 żołnierzy.


W Warszawie istnieje TRS jakaś namiastka rządu.


Większość ościennych krajów budowanych na gruzach Rosji, i Austrii proklamowały swoją niepodległość kilka miesięcy wcześniej.


1. Ukraina 25 stycznia 1918 roku


2. Litwa – 16 lutego 1918 roku,


3. Estonia – 24 lutego 1918 roku.


4. Polska – 7. października 1918 roku


5. Czechosłowacja 18. października 1918


Węgry – w tym samym dniu


Tylko Łotwa zrobiła to w listopadzie.


I zaiste nie mam rozsądnej odpowiedzi na pytanie – na co czekali Polacy?


Tak naprawdę sklejanie się państwowości zaczęło się od powrotu Piłsudskiego, ale przecież jeszcze kilka dni wcześniej nikt nie mógł wiedzieć, że on w ogóle wróci z więzienia.


Ale wrócił i rzucono mu się do gardła.


Rząd Moraczewskiego nie podobał się prawicy, której główni działacze siedzieli jednak w Paryżu z wyjątkiem Grabskiego. Ten przyjechał do kraju, objeżdżał ważniejsze miasta, kontaktował się nawet z Czechami i zapewniał wszędzie, że nie należy brać serio tego co się dzieje w Warszawie, bo to się lada chwila zmieni.


W końcu wieczorem 4 stycznia doszło w Warszawie do zamachu stanu znanego jako zamach Januszajtisa.


Spiskowcy aresztowali premiera i ministra spraw zagranicznych na ulicy, a potem poszli do Belwederu, żeby aresztować Piłsudskiego, ale sami zostali rozbrojeni i aresztowani przez żołnierzy plutonu wartowniczego 7 p.uł. Rano Naczelnik zebrał spiskowców w komendzie miasta i ich obsobaczył.


Na tym pucz się zakończył.


Wkrótce później zresztą Januszajtis był już generałem.


Nie wiem kto tak naprawdę był spiritus movens puczu, ale jak widać sami wykonawcy serca do tej roboty nie mieli. Teraz wydaje się nam tylko groteską, ale trzeba sobie zadać pytanie o przebieg wypadków, gdyby on się udał. Na szczęście – jak niedwuznacznie wynika z dokumentów znajdujących się Instytucie Piłsudskiego w NY Paderewski nie był w to zamieszany, 16 stycznia przyjął propozycję Naczelnika i zostaje premierem nowego rządu. Tytułowany jest prezydentem rady ministrów. Piłsudski bardzo wysoko go cenił jako polityka.


Kiedy w grudniu Paderewski miał już dość ataków tak z prawa jak i z lewa Naczelnik tak mu tłumaczył sytuację: „Tak jak przedtem atakowano mnie szczędząc pana, tak teraz idzie atak na pana z oszczędzaniem mojej osoby. Wywrócenie obu wydaje się widocznie tym panom zbyt trudnym zadaniem…”


Tymczasem sytuacja jest taka: W Wielkopolsce od 27 grudnia 1918 roku trwa powstanie w które Niemcy angażują potężne siły. Front wielkopolski zostaje ostatecznie zlikwidowany dopiero w marcu 1920 roku, kiedy od dawna trwa już wojna polsko-bolszewicka W 1919 roku atakują nas Czesi i zajmują Śląsk Cieszyński. W tym całym chaosie Piłsudski i endecja próbują realizować dwie różne wizje państwa. Piłsudski chce zbudować wokół polski szereg tzw. państw kordonowych, które bardzo luźno sfederowane z Polską stanowiłyby jednak jakieś zabezpieczenie na kierunku rosyjskim. Naczelnik uważał, że odradzająca się Polska będzie zbyt słaba, żeby bez sojuszników w regionie dać sobie radę w niedalekiej przyszłości z zakusami Niemiec i Rosji. Narodowcy mają koncepcję inkorporacyjną – jak najwięcej ziem przedrozbiorowych należy przyłączyć do Polski, a etniczne mniejszości kiedyś się spolszczą. Federacyjną koncepcję pogrzebał ostatecznie traktat w Rydze kończący wojnę polsko-sowiecką.


Przypuszczam zresztą, że była ona nierealna w tamtych okolicznościach, ale, że należało próbować.


I nadal trzeba próbować.



Następny problem, który chciałem poruszyć to autorstwo planu bitwy warszawskiej.


Zadziwiające jest, że wszyscy, którzy namiętnie szukają autora planu operacyjnego bitwy – twierdząc, że Piłsudski jako dyletant w sprawach wojskowych nie mógł go opracować, nie odmawiają mu głównej roli w planach odbicia Wilna w 1919 roku na wiosnę, co było wręcz majstersztykiem operacyjnym, biorąc pod uwagę sytuację w kraju; godzą się na to, że był on autorem planu wyprawy kijowskiej choć tu akurat można by się spierać, i w końcu już bezsprzecznie opracował plan bitwy niemeńskiej, która dopiero we wrześniu 1920 r naprawdę rozbiła siły sowieckie ciągle zagrażające suwerenności Polski.


Do dziś słyszy się zdanie: "dzięki wybitnemu strategowi Tadeuszowi Rozwadowskiemu RP obroniła swą niepodległość". Inni mają innych bohaterów. Niektórzy wysuwają na pierwszy plan gen. Weyganda, inni Hallera i Sikorskiego. Do tych należy Edward Ligocki, który w swojej książce "Nowa Legenda" wydanej w 1921 r. umieszcza następującą scenę z dn. 25 sierpnia 1920:


„Naprzeciw Jen. Józefa Hallera zasiadł dowódca V-ej Armii jen. Władysław Sikorski. Patrzyli sobie w oczy dwaj wodzowie, dwaj żołnierze, którzy trud przeogromny nie wahali się podjąć w chwili groźnej i ciężkiej, gdy już zda się wszystko przepadło i gdy dotychczasowe kierownictwo wojskowe nie zdawało się zapowiadać zwycięstwa. Był z nimi ten trzeci pracownik niestrudzony, którego imię nieraz jaśniało już na chlubnych kartach dziejów wojskowości, płk Włodzimierz Zagórski, Szef Sztabu Frontu Północnego.


Kto obronił Warszawę? - Jen. Józef Haller, mówi Jen. Sikorski. Kto obronił Warszawę? - jen. Władysław Sikorski, mówi jen. Haller. Kto trzymał nici w ręku, kto kierował ofensywą? - Szef sztabu.”


Scena ta traci blask w konfrontacji z archiwaliami. Z trzech dokumentów, które powstały w dn. 15 sierpnia 1920 roku przytoczę we fragmentach tylko jeden. A powstały następujące pisma: Rozkaz Naczelnego Wodza opracowany w MP nad Wieprzem dotyczący działań wszystkich wojsk; list Piłsudskiego do Rozwadowskiego i odpowiedź generała. List ostatni znajdujący się w archiwum Instytutu Piłsudskiego w N.Y. odnaleziony został przez wrocławskiego historyka Włodzimierza Suleję w grudniu 1989 r. Tak się składa, że byłem wówczas w Instytucie i znalazca ze mną pierwszym podzielił się tą wiadomością. Wszystkie wymienione dokumenty zostały opublikowane w książce "Sąsiedzi wobec wojny 1920 roku", opracowanej przez Janusza Ciska.


A oto fragmenty listu:



"Warszawa 15/8 1920 5-ta pop.


Panie Komendancie!


Zamawiałem właśnie oficera z automobilem dla przesłania wiadomości ostatnich, gdy mi list Pana Komendanta z dnia dzisiejszego doręczono.


Mam wrażenie ogólne, że cała akcja rozwija się bardzo korzystnie, i że właśnie, co do czasu mamy korzystne warunki tak, jak je p. Komendant przewidział.


Dotychczas obawiałem się, że nas bolszewicy nie zaatakują dość serio, aby móc liczyć na wydatne uderzenie z flanki.


Tymczasem wypadki pod Radzyminem widocznie ich zachęciły, a umyślne ociąganie się Sikorskiego również ich ośmieliło. /-/


Uderzenie głównej siły Pana Komendanta trafi, więc doskonale, a lepiej, że jutro rano atak wyruszy, byle był party silnie naprzód wypoczętymi siłami.


Chcąc co-rychlej i 2-gą armię wyzyskać, przygotowałem ją już dziś wieczorem. /-/ Więc i tutaj zupełnie w myśl rozkazu p. Komendanta wykonanie jest w toku. /-/


Uzgodnienie akcji 4-tej armii doskonale p. Komendant przygotował i proszę liczyć na to, że pozostając w ścisłym kontakcie wszystko przyśpieszę tak, abyśmy od 17-tego rano byli gotowi do współdziałania...”


Po długim opisie, co dzieje się na licznych odcinkach frontu gen. Rozwadowski pisze:


„1-szą armię wzmocniłaby 4-ta dyw., którą jako ostateczną rezerwę gen. Latinikowi podporządkować zamierzam w myśl wskazówek p. Komendanta”.


I na zakończenie: „...proszę p. Komendanta chcieć przyjąć wyrazy głębokiej czci i prawdziwego przywiązania, od oddanego najposłuszniej Generała Rozwadowskiego”.



W liście tym pisanym bądź, co bądź w pośpiechu - wszak oficer z automobilem już czekał - gen. Rozwadowski nie zastanawiał się, co o tym dokumencie pomyślą historycy. W każdym razie tym się różnił w tym momencie od św. Piotra, że Piotr trzykrotnie się zaparł Chrystusa, a generał czterokrotnie przyznaje Piłsudskiemu autorstwo planu bitwy, którym jest wręcz zafascynowany, mimo, że dn. 15 sierpnia plan jeszcze nie wypalił.



Rola odegrana przez Marszałka w Bitwie Warszawskiej jest to chyba jedyna rzecz, o którą on sam się upomina. Zwróćmy wszelako uwagę, że robi to w sposób bardzo emocjonalny dopiero w 1925 roku, podczas gdy odbierano mu ją jeszcze w czasie działań wojennych. Żeby zrozumieć niezwykle agresywny styl Piłsudskiego w jego polemicznych artykułach "Nieco o Biurze historycznym" trzeba zapewne przeczytać wszystkie publikacje, w których podważano, bądź wręcz przemilczano jego rolę w wojnie bolszewickiej.


Przypuszczalnie dokumentów, o których wspomniałem wyżej, przygotowując się do pisania swojej pracy "Rok 1920" w ogóle nie znalazł, (Bo i Suleja znalazł je nie w tym miejscu, w którym powinny się znajdować) i to m. in. było przyczyną poważnych zarzutów pod adresem archiwistów. W każdym razie pod datą 15 sierpnia 1920 w książce Piłsudskiego znajdują się jedynie słowa, że "wiadomości z Warszawy brzmiały nieco bardziej uspokajająco."


O wydanym rozkazie, ani o wymianie korespondencji z Rozwadowskim nie ma mowy.


W wydanych przed wojną dziełach zbiorowych Marszałka w ogóle jest straszna posucha dotycząca przełomowego okresu: 6.8.1920 - 20.8.1920. Nie ma tam ani listu wręczonego w dn. 12 sierpnia Witosowi zawierającego zrzeczenie się wszystkich funkcji państwowych, z którym to listem premier Witos miał prawo zrobić co chciał, ale Witos go po prostu schował. Nie ma tam także wspomnianego wyżej listu do Rozwadowskiego z dn. 15 sierpnia pisanego w Puławach.


Te braki, które wynikały bądź z braku dostępu do dokumentów przez opracowujących, bądź z chęci ukrycia rzeczywistych działań ukochanego Marszałka przyczyniły się do ogromnego wzrostu czarnej legendy, której echa słychać do dziś. W 1987 roku, p. J. Engelgard stawia tezę, że Piłsudski panicznie bojąc się, aby nie wyszedł na jaw fakt, że przed Bitwą Warszawską przestał dowodzić - po dojściu do władzy w skutek zamachu majowego w 1926 r. internuje gen. Rozwadowskiego i najprawdopodobniej każe go otruć. Rzekomo, bowiem jedynie Rozwadowski znał "całą prawdę" o Bitwie Warszawskiej.


Czy Piłsudski się załamał? ("Załamania" Marszałka to ukochana teza A. Garlickiego) Zapewne dobrego humoru podczas przygotowań do bitwy nie miał, ale koronnym argumentem załamania jest dla "czarnych legendzistów" list do Witosa, w którym zrzeka się funkcji państwowych.


(Przypomnijmy, że był to okres, w którym na gwałt szukano porozumienia z bolszewikami, nie wierząc, że da się ich pobić.) A w liście Piłsudskiego czytamy m. in. "Byłem i jestem stronnikiem wojny z bolszewikami a outrance (do ostatka p.m.), dlatego, że nie widzę najzupełniej żadnej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymywane."


To nie brzmi jakoś źle. Tak nie pisze człowiek "kompletnie załamany". To jest deklaracja człowieka, który ma inną wizję działań niż rząd, który pragnie pertraktować. Witos to zrozumiał i list schował nie robiąc zeń użytku.


Niektórzy oczerniacze jeszcze dodają do tego wszystkiego twierdzenie, że po załamaniu, Piłsudski uciekł pod Kraków do kochanki. Nie jest tajemnicą, że Piłsudski wziął ślub z Aleksandrą Szczerbińską w dn. 25 października 1921 r. Nie jest również tajemnicą, choć w okresie międzywojennym nie było to specjalnie eksponowane, że udając się do Puław, do wojsk koncentrujących się nad Wieprzem nadłożył dobre 150 km. aby zobaczyć się z panią Aleksandrą, która wówczas przebywała pod Krakowem. Trzeba mieć zaiste nerwy jak postronki, aby podjąć takie przedsięwzięcie, biorąc pod uwagę ówczesny stan dróg, możliwości techniczne automobili, oraz niebezpieczeństwo ewentualnych grup dywersyjnych.


Fakty jednak niedwuznacznie wskazują, że jeszcze 12 sierpnia był w Warszawie, a 13 sierpnia dotarł do Puław i rozpoczął objazd oddziałów.


Wielu ludzi formułuje tezę, że "kontruderzenie przeprowadzone przez Piłsudskiego znad Wieprza nie miało dla przebiegu bitwy większego znaczenia, a decydującą zasługę należy przypisać 5 armii gen. Sikorskiego."


Powołamy w tej sprawie dwóch świadków: M. Tuchaczewskiego i W. Sikorskiego.


Aby zrozumieć opis Tuchaczewskiego należy zorientować się w jakich pasach nacierały wielkie jednostki sowieckie. Na południu, ocierając się lewym skrzydłem o Wieprz szła Grupa Mozyrska, następnie XVI armia wprost na Warszawę, dalej na północ III Armia na Modlin, potem XV na Nowe Miasto - Płońsk. Wreszcie na samej północy Armia IV. Ta miała największe sukcesy terytorialne. Dotarła do Płocka i Włocławka.


Nasza V Armia gen. Sikorskiego działała na północ od Modlina. Tuchaczewski pisze o niej, że: "Polakom nie tylko (udało się) zatrzymać ofensywę armii III i XV, ale jeszcze krok za krokiem wypierać ich oddziały w kierunku wschodnim."


Gorzej ocenia sytuację gen. Sikorski. Pisze on pod datą 16 sierpnia - czyli w dniu, w którym wyszła, rzekomo już zbyteczna, ofensywa znad Wieprza - "5 armii pozbawionej po wyczerpaniu wszystkich odwodów świeżych sił, ugrupowanej w tym momencie z konieczności w głąb, zabrakło tchu. Dowódca frontu nie mógł również poprzeć swoich trafnych dyrektyw żadnym argumentem siły." (W. Sikorski - Nad Wisłą i Wkrą; str.: 156).


O uderzeniu znad Wieprza prowadzonym osobiście przez Piłsudskiego Tuchaczewski pisze:


"Oddziały Grupy Mozyrskiej zostały łatwo rozbite, rozprószone i rozpoczęły bezładny odwrót. Armia XVI zaczęła odczuwać uderzenia flankowe. Przeciwnik, który od nas się nauczył śmiałości nacierał tu ze wściekłą szybkością, (która) z góry skazywała IV armię prawie na pewną zgubę. Jedyna nadzieja mogła być jeszcze w tym, że przeciwnik dla organizacji tyłów zatrzyma się choć na jakiś czas, lub zwolni tempo swojej ofensywy. Ale tego przeciwnik nie zrobił... odrzucając oddziały armii XVI w nieładzie i bijąc po kolei we flankę armii III i XV. 22 sierpnia przeciwnik dochodzi na linię Ostrołęka, Łomża, Białystok. Oddziały armii XV i III wytężają wszystkie siły, aby zatrzymać natarcie przeciwnika i pozwolić armii IV przejść wąskim korytarzem między Narwią, a granicą wschodnio-pruską, ale to zadanie okazuje się być niewykonalnym."


To świadectwo dowódcy pokonanej armii jest chyba przekonywające. W końcu chyba zauważył nie tylko to, że go biją, ale i to skąd wyruszyły wojska, które go pobiły i jaki manewr zadał mu klęskę.


Chyba rozstrzygającym jest kierunek ucieczki. Otóż cała fala pierzchających spod Warszawy bolszewików włącznie z Grupą Mozyrską przemieszczała się w kierunku na Białystok i Sejny czyli na północny wschód. Znaczy to, że uciekali spod Warszawy przed kimś, kto był na południe od stolicy czyli w okolicy Puław.



Warto jeszcze chyba podyskutować czy Bitwa Warszawska rzeczywiście zniosła zupełnie zagrożenie ze strony sowieckiej. Jeśli wierzyć Tuchaczewskiemu - to nie. Jego wojska po panicznym odwrocie zatrzymały się na linii Niemna i jak pisze ich dowódca "praca zawrzała na nowo. Uzupełnienia zostały wlane do istniejących nadal kadr i po mniej więcej 2-3 tygodniach siły frontu były przywrócone... Nastrój w wojsku był dobry. Przegrana operacja wywoływała w nim pragnienia nowej ofensywy. Mieliśmy wszystkie warunki, żeby znowu zwrócić szczęście na naszą stronę... Polacy przeszli pierwsi do ofensywy i odwrót nasz stał się nieunikniony."


Zanim jednak nastąpił ten "nieunikniony odwrót" została stoczona w dniach od 20 do 28 września tzw. Bitwa Niemeńska, która dopiero odebrała bolszewikom ochotę do nowego uderzenia i doprowadziła do rezygnacji z dalszych działań zbrojnych i do podpisania zawieszenia broni, a następnie traktatu pokojowego. Walki wrześniowe na wszystkich frontach są jeszcze zacięte. Dość powiedzieć, że straty bezpowrotne w wojsku polskim (polegli) stanowią aż 65% strat sierpniowych i stoją na drugim miejscu w całej, toczącej się przez półtora roku wojnie. (A. Ostoja-Owsiany - rok 1920; str. 68.)


Warto podać kilka nazwisk dowódców w tej bitwie.


Całością dowodził Piłsudski. Miał pod sobą dwie armie: 2 – Śmigłego Rydza i 4 – Leonarda Skierskiego. W skład tych armii wchodziły m.in. 3 dywizja górska gen. Andrzeja Galicy, Dywizja Ochotnicza płk Adama Koca, dywizja litewsko-białoruska gen Żeligowskiego i inne jednostki. (do znalezienia w Internecie)


Znaczy to, że Piłsudski dysponował w tym czasie tak liczną kadrą dowódczą, że wymienił – w stosunku do bitwy warszawskiej niemal cały skład (z wyjątkiem Śmigłego) – i też mu chłopcy bitwę wygrali – decydującą zresztą.



W okresie od 11 listopada 1918, a zapewne i wcześniej każdemu krokowi Piłsudskiego towarzyszyła plotka i oszczerstwo. Kiedy w 1919 r. odbierał bolszewikom Wilno najpierw sejm starał mu się w tym przeszkodzić, a endecja groziła rewolucją, gdyby zrealizował swoje plany, po zwycięstwie natomiast i odezwie "do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego" zaczęto pisać, że jest zdrajcą sprawy narodowej i że szykuje tron wielkoksiążęcy dla swojej "żydóweczki". Kiedy bolszewicy podchodzili pod Warszawę w Poznaniu rozgłaszano plotki, że uciekł z miliardami, danymi mu przez bolszewików. Podczas wyborów do sejmu Litwy Środkowej, kiedy Piłsudski - ze względów politycznych zarządził rozszerzenie terytorium wyborczego na część ziem wschodnich już inkorporowanych do Polski rzucano mu w twarz słowa: sprzedawczyk, targowiczanin, a prasa endecka pisała "precz z Belwederem, precz ze sprzedawczykami." Prasa nawet podawała, że ukradł komuś żółte buty.


Wolność prasy była w owym czasie niezmierna i bodaj tylko raz w czerwcu 1922 r. został skonfiskowany numer "Rzeczypospolitej" za artykuł St. Strońskiego, w którym autor napisał, że mentalność Piłsudskiego jest "niezmiernie daleka od poziomu i właściwego nastroju tego wysokiego urzędu, który mu powierzono."


Wreszcie przyszedł czas wyborów prezydenckich i Piłsudski mimo poparcia, które dawało mu niemal pewność wyboru w dn. 4 grudnia 1922 odmawia kandydowania. Ma dosyć.


Prezydentem zostaje Gabriel Narutowicz, który 16 grudnia 22 roku kilka dni po wyborze ginie w zamachu z ręki Eligiusza Niewiadomskiego.


W pół roku później Marszałek odchodzi również z wojska. Odchodząc stwierdza, że nie potrafiłby bronić ludzi moralnie odpowiedzialnych za śmierć Narutowicza.


Tymczasem nad Polską zbierają się groźne chmury.



Zaczęło się zresztą już znacznie wcześniej.


Pominę preliminaria traktatu Wersalskiego


Ale już w 1922 roku Niemcy zawierają z Rosją traktat w Rapallo, którym bolszewicy udostępniają im swoje lotniska i poligony pozwalające na badania i rozwój lotnictwa i broni pancernej trzy lata wcześniej zakazane w traktacie wersalskim


Wprawdzie na wiosnę 1923 roku Rada Ambasadorów (ciało wyłonione przez traktat wersalski) akceptuje nasze granice wschodnie, ale już jesienią 1925 roku Niemcy dogadują się z państwami zachodnimi Anglią, Francją, Włochami i wzajemnie gwarantują sobie granice, pomijając kompletnie problem granic wschodnich Niemiec. Polacy i Czesi są obecni, ale nie są dopuszczeni do stołu obrad.


Może nie od rzeczy będzie przypomnieć, że na XIV (jesień 1925) zjeździe KPZR Związek Sowiecki wziął ostry kurs na industrializację ze specjalnym uwzględnieniem przemysłu zbrojeniowego.


W niecałe pół roku później 25 kwietnia 1926 roku Niemcy i ZSRR zawarły układ w Berlinie. Trudno dziś powiedzieć, czego dotyczył ten układ, bowiem historycy o nim mało piszą, zwłaszcza, że były tam tajne klauzule, ale Piłsudski musiał chyba brać go pod uwagę i pewnie wiedzieć co w nim jest i uznać sytuację za bardzo ciężką.


Bardzo trudno znaleźć publikację, w której wiąże się przewrót majowy z międzynarodową sytuacją. Ale proszę porównać daty! W świetle opisanego powyżej ciągu zdarzeń takie związki aż się proszą, zwłaszcza że kryzys gabinetowy w Warszawie trwał bardzo długo.


Od 21 kwietnia.


Przypomnę jeszcze, że armia polska w okresie sulejówkowskim Piłsudskiego była w bardzo marnej kondycji. (pisałem o tym i mówiłem w eseju: Józef Piłsudski a unowocześnienie armii).


Takich faktów zaiste pomijać nie wolno nie tylko przy tworzeniu komuś czarnej legendy, ale i przy rzetelnym opisie okoliczności majowych wypadków. Piłsudski nigdy sam nie zabrał głosu, aby szeroko wyjaśnić swoje motywacje. Zresztą o takich motywach w tym czasie nikt rozsądny nie mówił.


Nigdy nikt od niego nie usłyszał, że za przelaną w Warszawie krew, co najmniej współodpowiedzialność ponosi prezydent Wojciechowski, któremu podległe oddziały pierwsze otworzyły ogień.


Nigdy też nie próbował się oczyścić z zarzutu, że grał rolę w wypadkach, które doprowadziły do zaginięcia gen. Zagórskiego. Fakt ten od początku przypisuje się, jeśli nie samemu Piłsudskiemu to piłsudczykom.


Zniknięcie generała było bardzo nie na rękę Piłsudskiemu. Materiały zebrane w książce "Z dziejów Polskich Skrzydeł" Subotnika raczej wskazują, że Piłsudski wolałby, aby Zagórski żył i zeznawał, bowiem to on był odpowiedzialny za zaniedbania w lotnictwie, którego był szefem i za aferę finansową Frankopolu - instytucji wręcz aferalnej ciągnącej krociowe zyski z naszego lotnictwa - której był wiceprezesem.


Wobec oskarżeń również o otrucie gen. Rozwadowskiego warto może przytoczyć tu życiorys tego generała. Urodzony w 1966 roku, oficer zawodowy austriacki. W 1916 r. po ukończeniu 50 lat przeniesiony w stan spoczynku - w połowie wojny! W dzienniku Jana Dąbrowskiego (członka NKN) na str. 133, pod datą 20 sierpnia 1918 r. znajdujemy notatkę: "Był u nas gen. Rozwadowski, kontent, bo dostał Marię-Teresę i liczy, że Karol Stefan przyjdzie w Polsce do kierownictwa. Nie cierpi Austriaków, bo go wygryźli i stąd jest germanofilem... Karola Stefana uważa za pewnego... Karol Stefan zaś potrafi wszystko. Usunie okupantów, uzyska kresy i wymusi Galicję. Co do tej powtarza Rozwadowski frazes, że spadnie jak dojrzały owoc. Nie mogę zrozumieć jak w głowie dobrego pono żołnierza mogą się takie romanse polityczne pomieścić. Opowiadał jeszcze, że Polska pod Karolem Stefanem może wstąpić do austriackiego Bundesstaatu pod zwierzchnictwem cesarza Karola, który wtedy odda Galicję. Rozsądnych głów mało w Polsce."


Od siebie dodam, że order Marii Teresy nosił Rozwadowski na mundurze polskiego generała, (co widać na portretowych zdjęciach), mimo, iż noszenie odznaczeń państw zaborczych nie było dozwolone.


W październiku 1918 r. Rozwadowski zgłasza się do dyspozycji Rady Regencyjnej i z jej ramienia w dn. 23.10.18 zostaje szefem Sztabu Generalnego. Już w dn. 15.11. Piłsudski mianuje go dowódcą Armii Wschód, a od marca 1919 szefem misji wojskowej na konferencję pokojową w Paryżu. Zweryfikowany w dn. 1.6.1919 r. jako generał dywizji. (Była to jedyna weryfikacja stopni generalskich uzyskanych w armiach zaborczych i legionach. Według moich obliczeń zweryfikowano wówczas 6 generałów broni, 49 generałów dywizji i 177 generałów brygady.) . Od 22 lipca 1920 do 2 kwietnia 1921 r. Szef Sztabu Generalnego i członek Rady Obrony Państwa. 1921-22. inspektor Armii i członek Ścisłej Rady Wojennej. Uzyskuje stopień Generała Broni w dn. 1.4.21. jako jedyny generał dywizji awansowany do tego stopnia za rządów Piłsudskiego w wojsku. Odznaczony Virtuti Militari II kl. w pierwszej grupie odznaczonych, wcześniej niż tacy generałowie jak Żeligowski, Sosnkowski, Sikorski i Skierski. Od r. 1922 do maja 1926 Generalny Inspektor Kawalerii, a podczas zamachu majowego - dowódca wojsk rządowych i wojskowy gubernator Warszawy. Po zamachu internowany. W 1927 r. zwolniony i przeniesiony w stan spoczynku. Umiera w r. 1928.


Kiedy Piłsudski w roku 1922 po zabójstwie prezydenta Narutowicza wystawiał tajne opinie o generałach, rozważając ich kwalifikacje na stanowisko naczelnego wodza, o Rozwadowskim napisał opinię we fragmentach wręcz panegiryczną, we fragmentach druzgoczącą. W efekcie nie zakwalifikował go na stanowisko NW. W każdym razie była to opinia znacznie lepsza niż opublikowana w dwa lata później w książce "Rok 1920".



Skąd wzięła się wręcz żywiołowa nienawiść Rozwadowskiego do Marszałka, mimo, że go można było uznać za człowieka wręcz hołubionego - trudno dociec. Że takim uczuciem w sześć lat po bitwie warszawskiej Rozwadowski obdarzał Piłsudskiego należy uznać za pewnik wobec dokumentów. Po pierwsze zachował się rozkaz podpisany przez Rozwadowskiego wysłany do płka. Modelskiego w dn. 13 maja 1926 r. o godz. 3.10, (podczas walk na ulicach Warszawy) aby: "dostać w swe ręce przywódców ruchu nieoszczędzając ich życia." Jak wiadomo głównym przywódcą był Piłsudski, a więc był to wyrok przede wszystkim na niego. Rozwadowski – Dowódca wojsk rządowych nie zastanawiał się widocznie - co by się stało w Polsce, gdyby zabito Marszałka. (Rozkaz ten nie dotarł do adresata tj – do Modelskiego, a oryginał znajduje się w Instytucie Piłsudskiego w N.Y).


To również Rozwadowski chce jeszcze prowadzić działania zbrojne, mimo rezygnacji rządu i oddaniu władzy w ręce marszałka sejmu Rataja.


Gdzie się podział ten "pełen czci i prawdziwego przywiązania gen. Rozwadowski" z listu z 15 8 20 roku?


Natomiast trudno uznać za prawdziwe – plotki, że z rozkazu Piłsudskiego dosypywano generałowi w więzieniu do pożywienia "tłuczone szkło i drobno posiekany włosień" i w ten sposób doprowadzono go w rok po uwolnieniu do zejścia śmiertelnego. Po pierwsze Piłsudski ludzi dybiących na jego życie traktował raczej łaskawie. Przypomnijmy, że Ukrainiec, który w 1922r. strzelał do niego we Lwowie i postrzelił wojewodę, dostał za zamach na głowę państwa sześć lat więzienia. Po drugie, znani mi lekarze - zarówno interniści jak i chirurdzy nie potwierdzają, aby takie mikstury mogły wywołać skutek, jaki im plotka przypisuje.



Zdaję sobie sprawę, że źle czynię nie omawiając sprawy procesu brzeskiego, ale zbyt mało czytałem na temat centrolewu i jego rzeczywistych celach, żeby wyrobić sobie zdanie na ten temat.


Mogę tylko powiedzieć to co znalazłem w Internecie.


Po aresztowaniu 11 polityków, z których większość stanowiła grono przywódcze Centrolewu zarządzono wybory w których wzięło udział 75% uprawnionych. Niemal 56% z nich głosowało za istniejącym układem rządzącym.



Co do Berezy Kartuskiej – powstała ona w 1934 roku po serii zamachów dokonanych przez bojowników ukraińskich głównie na wysokich rangą urzędników państwowych w większości przypadków zwolenników proukraińskiej orientacji. Zginęło w tym obozie 13 osób. Obóz przetrwał do 39 roku.



Zatrzymam się jeszcze nad problemem wojny prewencyjnej przeciw Hitlerowi. Znowu przeciwnicy nie mogą się zgodzić na to, aby przypisać Marszałkowi taką dalekowzroczność. Sprawa w okresie międzywojennym musiała być z oczywistych względów trzymana w najgłębszej tajemnicy, a Piłsudski nigdy nie pofatygował się, aby zostawić po sobie jakieś notatki "do opublikowania za 50 lat", w których wyjaśniałby którekolwiek ze swoich rozlicznych czynów, a do tajnych poruczeń używał ludzi, którzy potrafili milczeć.


Faktu istnienia koncepcji najsilniej broni Wacław Jędrzejewicz, który ocierał się osobiście o te sprawy i Olgierd Terlecki w książce "Szkice i Polemiki", w której zebrał zaiste imponujący materiał, do którego odsyłam zainteresowanych. Warto tu jednak wspomnieć, że dn. 18 kwietnia 1933 roku (niecałe 3 miesiące po dojściu Hitlera do władzy) Piłsudski dał swemu adiutantowi Lepeckiemu do przepisania, kontrasygnowane przez prezydenta pismo pisane własnoręcznie przez Marszałka, a zatytułowane "Na wypadek wojny z Niemcami". Zawierało ono projekt dekretu odnośnie rządu obrony i jedności narodowej. Na pytanie Lepeckiego - To Hitler chce na nas napaść? - Piłsudski odpowiedział - nawet gdybyśmy my na niego napadli, to też byłaby to obrona.


Minęło już wiele lat od czasu kiedy zajmowałem się tym problemem.


W 2007 roku wyszła książka Janusza Ciska p.t. Piłsudski. Na str. Od 225 do 229 czytelnik znajdzie chyba najświeższe wyniki badań na ten temat.



Mimo, że pewne sprawy po latach się wyjaśniają to i tak ciągle toniemy w domysłach.


. Nie znamy roli Marszałka w utworzeniu w 1929 roku Biura Szyfrów, które już w 1932 r. złamało szyfr enigmy, (możemy się tylko domyślać, bowiem nabór matematyków rozpoczął prof. Krygowski na podstawie pisma Sztabu Głównego w styczniu 1929 r.).


Nawet takiej przesłanki nie mamy w sprawie na ile przyczynił Piłsudski się w 1933 r. do powstania Tymczasowego Komitetu Doradczo-Naukowego, który zajmował się sprawami naukowymi na potrzeby obrony kraju.


Traktując bardzo nonszalancko spuściznę po sobie Piłsudski dał pełne pole do działania pilnym paszkwilantom, a utrudnił pracę historykom.


Dwukrotnie próbował Piłsudski pokazać publicznie swoją prawdziwą postać, proponując napisanie biografii Michałowi Sokolnickiemu i Arturowi Śliwińskiemu i dwukrotnie pomysł zarzucił.


Pisane na Maderze "poprawki historyczne" polemizują z pamiętnikami Daszyńskiego i Bilińskiego i mają jedynie wartość przyczynkarską.


Do słów Bilińskiego: "Cześć moja przemieniła się w podziw, gdy na konferencjach ministrów słyszałem niejednokrotnie ze strony Naczelnika Państwa słowa pełne zarówno dziwnie wzniosłej i oryginalnej wymowy jak i głębokiej mądrości wytrawnego męża stanu." Otóż do tego akapitu Piłsudski robi uwagę: "Nigdy nie byłem na żadnej konferencji ministrów jako Naczelnik Państwa, w której brał udział p. Biliński jako minister finansów."



I jak tu tworzyć takiemu człowiekowi złotą legendę.



W mowie pogrzebowej prezydent Mościcki powiedział:


„czynami swymi budził u wszystkich – po wszystkie krańce Polski – iskry Tęsknot do wielkości.”



I dodam od siebie – aż do pokolenia żołnierzy wyklętych.


4 komentarze

avatar użytkownika barbarawitkowska

1. Dzięki

za ten tekst.

avatar użytkownika Maryla

2. iskry Tęsknot do wielkości

równiez bardzo dziękuję. A "iskry Tęsknot do wielkości" zaszczepił też dzieciom Zołnierzy Wyklętych. Musimy dbać, aby te iskry nie zgasły.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika husarz11

3. witam

wjecej takich tekstow Panie Andrzeju . Pozdrawiam P.

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

4. Pan Andrzej Wilczkowski

Szanowny Panie,

Wieczna cześć i chwała, wskrzesicielowi Rzeczypospolitej, Wielkiemu Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu pogromcy bolszewizmu.

Dusza jest w Domu Pana,
Serce na Wileńskiej Rossie
Ciało na Wzgórzu Wawelskim wśród Królów w Krypcie Srebrnych Dzwonów.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz