Obywatele specjalnej troski - przyłączmy miasto do wsi.
Dla każdego rządu,każdej władzy bez względu na polityczne zapatrywania, ludzie produkujący żywność, rolnicy, farmerzy czy chłopi, jak ich tam zwał, powinni być obywatelami specjalnej troski. Chcąc nie chcąc, zawsze swój los mają w swoich rękach, i nie tylko swój. Na dodatek kształtują świat zewnętrzny, maja wpływ na jego oblicze. Na powietrze, wodę, to co widzimy wokół nas, gdy opuścimy miejskie rogatki.
To nie wielkie gospodarstwa farmerskie, ogromne spółdzielnie, konglomeraty rolno-spożywcze są dla ludzi rozwiązaniem kwestii żywności, środowiska i zatrudnienia.Nie ma wydajniejszej i bardziej racjonalnej formy wykorzystania ziemi i siły ludzkiej, jak zwykłe gospodarstwo rodzinne.
Chłop nie potrzebuje tak naprawdę być obywatelem specjalnej troski. To władzy winno zależeć na tym, by utrzymać gospodarstwa rodzinne, nawet i te drobnotowarowe, zaproponować im produkcję zdrowej żywności - hodowlę, uprawę roślin, warzyw, sady, pszczelarstwo, wykorzystanie wody z naszych rzek, małej retencji, młynów, stawów, elektrowni.
To władza (każda) winna zabiegać o ludzi wsi, skończyć ze sztucznym utrzymywaniem parytetów. Sztuczność układu służy miastu, nie wsi. To miasto trzeba przybliżyć wsi, bo i samo już wyrusza w jej stronę, powoli budując się coraz dalej od centrum i szukajac ucieczki od "miejskich obozów koncentracyjnych", co wykazały dobitnie kolejne klęski żywiołowe. To sztuczne utrzymywanie cen żywności podtrzymuje sztuczny układ, któremu potrzebna jest przemysłowa produkcja żywności, bez której układ upadnie.
W Europie już to wiedzą, w Polsce jeszcze nie.
Sztuczność układu i mechanizmy regulacji nie służą interesom ludzi ziemi, produkującym żywność. Tym z miasta też nie. Służą sprawującym władzę i pozwalają zachować polityczne status quo.
Nie ma bardziej państwowotwórczej warstwy społecznej, budującej skutecznie i efektywnie ,codziennie majątek Państwa. Zapewne jest to już ostatnia klasa społeczna, która zjednoczona wspólnym interesem , jest w stanie przeciwstawić się manipulacjom. Stać ją na niazależność i jeśli zechce , to nie musi dziobać z ręki.
Pamietajmy, że żywność jest towarem strategicznym pierwszej kategorii, bardziej strategicznego już nie ma.
Czym ma być zrównoważony rozwój dla wsi? Cały czas mamy do czynienia z zapłatą za produkt i pracę "co łaska", ile wyliczą, że mogą dać by układ się utrzymał. Wszystkie rachunki dowodzą też, że ta żywność kupiona bazpośrednio u producenta nie będzie tak droga i pozwoli mu na zachowanie ciągłości produkcji. A przecież większość dopłat pochłaniają stałe koszty produkcji. O co tu więc chodzi?
Był taki czas, że rolnicy KRUS-u płacić nie chcieli, twierdząc, że i tak leczyć się muszą własnym sumptem. Komornik bezwzględnie składki zbierał. Cóż było robić. Oddawanie ziemi za starczą rentę zawsze uważali za draństwo i niesprawiedliwość. Dziś wszyscy w zasadzie powiedzieć możemy, że składki ZUS-owskie czy KRUS-owskie są tylko kolejnym podatkiem i niewiele z tego mieć będziemy, tzn. tyle by przeżyć, a może i nie. Jedynym zabezpieczeniem jest i będzie status majątkowy i dobrze wychwane i wykształcone dzieci.
Dobrze, obejmijmy więc wieś powszechnym systemem podatkowym, obciążmy ją składkami zdrowotnymi proporcjonalnymi do dochodów, uzależnijmy dopłaty od produkcji. I co tak naprawdę się stanie? Podatku od dochodu nie będzie od czego naliczać w więkoszości gospodarstw. Składki zdrowotne pomniejszą kwotę dochodu do opodatkowania. I tak znaczna część drobnych rolników pracuje w zakładach pracy. ZUS ma pierwszeństwo, więc i tak płacą składki zusowskie.
Mamy 400 tys. gospodarstw wysokotowarowych, ktore podobno mają dochody "na poziomie farmerów unii" (nie wiem jakim cudem, wziąwszy pod uwagę kilkadziesiąt procent różnicy w wysokosci dopłat i praktycznie już jednakowych kosztach produkcji) i mogą nam zapewnić wystarczalność żywnościową. Czy aby napewno? I czy jest to produkt, o który nam chodziło?
Unia nia pomogła w modernizacji polskiego rolnictwa. Ano nie pomogła. Dlaczego? Dopłaty do hektara spowodowały, że drobni rolnicy mimo iż poszli do pracy, zatrzymali ziemię. Ale nawet jak dopłaty uzależnimy od produkcji, to jej nie sprzedadzą. Bo żywność dla siebie zawsze będą mieli, a jak będą się wybierali na rentę czy emeryturę to jak znalazł. Bo cena ziemi w Polsce jest za niska. Ich bezradność, nawet gdy Państwo przekona ich do działów produkcji specjalnej, wynika z braku środków, a brak środków zniwelować może cena ziemi jako zastawu pod kredyt. Dlatego też i ci co mogliby zafunkcjonować, i są bez pracy, zdani tylko na dopłaty, nic nie zmienią. Sprzedaż ziemi skaże ich na bezrobocie lub czarną strefę.
Tak więc pomóc sobie możemy tylko sami. Mądrą polityką rolną, podatkową, socjalną i myśleniem całościowym o Polsce jako naszym domu. Jest to podstwawy warunek połączenia miasta i wsi.
Robert Helski
- Robert Helski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Panie Robercie
"Pamietajmy, że żywność jest towarem strategicznym pierwszej kategorii, bardziej strategicznego już nie ma."
Nawet ONZ się obudził i bije na alarm, że brakuje zywności na świecie.
Dzięki chłopom przeżylismy wojny i władzę ludową z czołgami, NARÓD MÓGŁ SIE WYZYWIĆ pomimo destrukcji i represjom.
Polityka ostatnich 20 lat doprowadziła do sytuacji, że chłopi przestali produkowac żywność nie tylko na sprzedaz, ale także na własny uzytek.
Ceny żywności rosną, bo zaczyna jej brakować w Polsce. Jak przyjdzie kryzys, inflacja i podwyzki cen energii tak zubożą i tak biedną wieś, że nie będą mieli co jeść.
Ruszą do miasta, a tam też nie będzie dla nich ani zajęcia, ani pomocy.
Taką wędrówkę głodnych i bezdomnych pamietamy z początku lat 90-tych.
Wtedy byli to robotnicy pozbawieni miejsc pracy w przemyśle.
"Dopłaty do hektara spowodowały, że drobni rolnicy mimo iż poszli do pracy, zatrzymali ziemię. Ale nawet jak dopłaty uzależnimy od produkcji, to jej nie sprzedadzą. Bo żywność dla siebie zawsze będą mieli, a jak będą się wybierali na rentę czy emeryturę to jak znalazł. Bo cena ziemi w Polsce jest za niska. Ich bezradność, nawet gdy Państwo przekona ich do działów produkcji specjalnej, wynika z braku środków, a brak środków zniwelować może cena ziemi jako zastawu pod kredyt. Dlatego też i ci co mogliby zafunkcjonować, i są bez pracy, zdani tylko na dopłaty, nic nie zmienią. Sprzedaż ziemi skaże ich na bezrobocie lub czarną strefę."
PROBLEM NARASTA, NIKT SIĘ NIM NIE ZAJMUJE.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl