Ostatni dzień w życiu. Dalsze losy uczestników wyprawy kampinoskiej. PW'44

avatar użytkownika witas
25-go września 1944 (lub dzień wcześniej) rozegrał się ostatni powstańczy akt z udziałem opisanej przeze mnie grupki 5 żołnierzy i 3 łączniczek baonu „Zośka”, którzy odcięci przez natarcie niemieckie na Woli, przekradli się przez Powązki, Izabelin, Puszczę Kampinoską, Węgrów (tzn. królewską armię węgierską) na Żoliborz, a stamtąd kanałami na Starówkę, aby po 2 tygodniach dołączyć do swego macierzystego oddziału. („Najszczęśliwszy dzień w życiu”).
    Mimo wielu trudności, mimo uprzedzeń, że „tam piekło – śmierć i zniszczenie”, mimo braku przymusu (nie licząc moralnego, konradowskich bohaterów) i małych szans na osiągnięcie celu – dotarli. I według nich - „warto było”. Choć jeden z nich – „Kieros” Jerzy Rządkowski, lat 23 zginął zaledwie kilka godzin później. W walce, wśród przyjaciół.
 
Druga - Irena Kołodziejska, lat 22 zginęła na Bielańskiej 30.08 podczas przebijania się ze Starówki do Śródmieścia. Na Czerniakowie od 5.09 września walczyło sześciu z nich. Aż do tragicznego 16 września kiedy zaginął „Xiążę” (Andrzej Samsonowicz, starszy brat późniejszego rektora UW i ministra edukacji Henryka), podczas zdobywania ze swoim plutonem „Alek” niezbędnego dla umożliwienia desantu „berlingowców” Cypla Czerniakowskiego (obecnie okolice ul. Zaruskiego ). W tym tragicznym , choć przynoszącym nadzieję dniu (przybycie batalionu LWP z Pragi) zginął też legendarny dowódca kompanii „Rudy” Andrzej „Morro” Romocki (nie brał udziału w kampinoskiej wyprawie). Niedługo potem – wspomina „Leszczyc” :
 
„Powrót na Wilanowską 1 okazuje się niemożliwy. Najpierw biegną jeńcy, potem nasi. Ostrzelali ich. Dostał Niemiec i jeden z berlingowców. Młody, sympatyczny i odważny chłopak. Dostał też Burek. Leży na jezdni pod drzewem, nie da się podejść do niego. Krzyczę, aby czołgał się do nas. Za późno, Burek już nie żyje. Obok leży jego efenka.
Rozmawiamy ze Słoniem, który jest już na Wilanowskiej 1 (po drugiej stronie obecnej Wisłostrady). Krzyczy, że wypatrzył i zniszczył jeden z kaemów. Mamy skakać. Starym sposobem - granaty w kierunku obstrzału i wszyscy razem, pędem. Kule walą po bruku, żelastwie i kołach samochodowych w garażu do którego wpadamy. (…)
Spotykam Stefę. Nie ma Xięcia. Nikt nie wie co się z nim stało. Nawet „Alkowcy” nie potrafią nic o nim powiedzieć. Mam najgorsze przeczucia. Stefa nic nie mówi, jest spokojna, ale widać, że jest zupełnie załamana. Wysyłają łączniczkę, zdaje się na Wilanowską 5. Stefa zgłasza się natychmiast nie zważając na moje protesty.
Obronę organizuje bardzo energiczny Witold. Niemcy atakują od strony Wisły. Podeszli bardzo bliska, piorą z kaemów, leci tynk ze ścian. Ciągle próbują atakować. Co chwila strzelanina. Ziętkowi przestrzelili karabin. Słyszę krzyk Śwista. Podbiegam do okna: na podwórzu leży zastrzelona Stefa.”
 
22 września 1944 po „Dniu chwały najwyższej batalionu „Zośka”  ginie słynny „Słoń” (Jerzy Gawin) z „Kamieni na szaniec” A.Kamińskiego. Niedługo potem większość stojących jeszcze na nogach Zośkowców wraz z żołnierzami LWP dostaje się do niewoli. Leżących ciężko rannych dobijają granatami i ogniem zwyrodnialcy z brygady SS-Dirlewanger. „Leszczyc”, „Sęp” i innych powstańcy zostają dotkliwie pobici przez SS-manów dywizji „Viking”. Następnie „nordycy” zapędzają ich pod ścianę do rozstrzelania … W ostatniej chwili egzekucję uniemożliwia oficer Wehrmachtu. Doprowadza do połączenia „bandytów z AK” z jeńcami LWP majora Latyszonka.
   Z grupy jeńców wyselekcjonowano 6 młodziutkich dziewcząt w wieku 16-24 lat. Były to : „nasza kampinowska” Grażyna Zasacka, „Irka” Kowalska (od 5.9 żona "Czarnego Jasia", oficera „Zośki” poległego 20.9 na Wilanowskiej, a więc wdowa po małżeństwie powstańczym ), „Ola” Barbara Plebańska, „Zula” Krystyna Niżyńska oraz sanitariuszki z „Parasola” Hanka i Marysia.
24-ego lub 25-ego września 1944 wszystkie one zostały rozstrzelane koło kościoła św. Wojciecha na Woli.
Co mogli czuć wykonawcy takiego rozkazu? Czym mogli argumentować ci którzy go wydali? I jaka jego logika – żołnierzy, oficerów do obozu jenieckiego, niewinne dziewczęta – zabić. Za kilka dni – 27 września po poddaniu się Mokotowa zapewnią życie wszystkim znajdującym się tam AK-owcom. Podobnie 30.09 po upadku Żoliborza – podobnie. Nie mówiąc już o wypełnieniu zobowiązań umowy kapitulacyjnej z 2.10.44 dotyczących jeńców. A tu 6 dziewcząt zagrażających bezpieczeństwu 3.Rzeszy. Przypomina się zbrodnia na 18-letniej „Ince” Śledzikównie rozstrzelanej przez UB w 1945 roku w Gdańsku.
   Jak ktoś zacznie się roztkliwiać nad nieszczęsnym losem niemieckich kobiet po wojnie, niech sobie przypomni koniec życia tych dziewcząt. Choć te które pozostały przy rannych czekała jeszcze okrutniejsza śmierć… (Tu relacja Małgorzaty Damięckiej, sanitariuszki z oddziału por.Szumskiego (Solec 53)
   Powstanie przeżyło tylko dwóch z tej ósemki : „Leszczyc” Tadeusz Sumiński i ,„Sęp” Wojciech Markowski. W PRL czekały ich szykany, represje, śledztwo w UB – stojki na mrozie, taboret i inne. Po odwilży 1956 r. pozwolono łaskawie „zaplutym karłom reakcji” skończyć studia i realizować się zawodowo. Czy ktoś pamięta fotografie pokazujące piękno polskiej przyrody z wagonów PKP, np. Morskie Oko, Giewont, Mazury? Ich autorem był artysta-fotografik Tadeusz Sumiński. Umarł 2 lata temu. Wojciech Markowski mieszkał jeszcze w 1990 r. w urokliwym Lidzbarku Warmińskim. Może jeszcze żyje…

I doszedłeś mój żołnierzu
    Gdzie nie doszedł nikt przed Tobą...
Sam nie możesz w to uwierzyć
    Że nie trzeba już zabijać
To już koniec mój żołnierzu
    Możesz patrzeć w biały obłok
Możesz patrzeć, nie każdemu los tak sprzyjał
Dośpiewałeś mój żołnierzu
    Aż do końca wszystkie pieśni
I powtórzysz swoim dzieciom ten najbardziej smutny temat
Nie powróci razem z Tobą
    Twój przyjaciel i rówieśnik
A więc śpiewaj także za tych, których nie ma
I doniosłeś mój żołnierzu
    Wszystkie swoje ludzkie sprawy
Nawet te najbardziej skryte, których nie zdradziłeś listom
Możesz wracać choćby jutro
    Do spalonej swej Warszawy
Możesz piskać i w ogóle możesz wszystko
Więc dlaczego tak się boisz
    Tej powrotnej swojej drogi
Czy ci w oczy spojrzy jutro bezlitosna rozpacz czyjaś
Że ktoś krzyknie jakim prawem
    Jakie Cię chroniły bogi
I dlaczego właśnie Tobie los tak sprzyjał...

W  poniedziałek, 27 września, jak zawsze w rocznicę kapitulacji Mokotowa, dla uczczenia pamięci wszystkich Poległych i Pomordowanych, w tym 150 Powstańców zamordowanych po wyjściu z kanału przy Dworkowej (już po podpisaniu aktu kapitulacji!), o godzinie 18.00 odbędzie się Msza św. w Kościele pod wezwaniem św. Michała Archanioła przy Puławskiej.

Wcześniej o godz.10.30 - rocznica zakończenia walk powstańczych na Mokotowie, hołd mieszkańcom Mokotowa i złożenie kwiatów pod pomnikiem pomordowanych powstańców przy ul. Dworkowej (Uroczystość odbędzie się z asystą Wojska Polskiego.)
godz.12.00- apel poległych przy Pomniku „Mokotów Walczy – 1944”; Park gen. Orlicz–Dreszera

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. I według nich - „warto było”.

Witas,

wszyscy wychowani w II RP mówili to samo. Tak zostali wychowani, w poszanowaniu wartości najwyższych, to było dla nich zupełnie naturalne, nie czuli się bohaterami, robili, co uważali za słuszne i konieczne.

Takich świadectw dawali wiele swoim zyciem. Jak ten gimnazjalista :

testament młodego gimnazjalisty, który w przeddzień stracenia w Ponarach przekazał siedzącemu obok w celi więzienia Łukiszki alumnowi dla potomnych: "Słuchaj, kimkolwiek jesteś, wiedz, że wyrok śmierci nie pokonał żadnego z nas. Solidarni i świadomi wagi chwili oddajemy życie za Boga i Ojczyznę. Wierzymy, że to, o co walczyliśmy, nie zginie. Sprawę podejmą inni... Polska powstanie wolna i niepodległa... Powiedz to innym. Nie załamał się nikt. Wierzymy, że naszym życiem, naszą śmiercią rozporządza Opatrzność, więc jesteśmy spokojni i ufni".

Tak, zarówno dla tego gimnazjalisty jak i dla całego tamtego pokolenia "Dekalog Polaka" był drogowskazem na życie, a jednocześnie służbą Panu Bogu i Umiłowanej Ojczyźnie.

http://www.blogmedia24.pl/node/37262

Nie ma takiego wychowania od dzisięcioleci, jeszcze my, młodzi 1980 r bylismy wychowani na legendzie tamtych bohaterów.
Po 1989 r. wmówiono wszystkim, ze patriotyzm to cos wstydliwego, że patriotyzm to nacjonalizm, a więc neofaszyzm.

I mamy - bezideowa, wychowana bez wartości młodzież, podatna na mody i tryndy serwowane ze szklanego okienka. To nie jest ich wina - ale nasza - ich rodziców, starszych kolegów, rodzin. Nie daliśmy im wyboru, poddając się manipulacji i zgadzając na jej wprowadzenie.
Teraz musimy walczyc o każdą ksiązkę, film, sztukę, tekst kabaretowy.
Za późno? Czy niezbyt silnie i skutecznie walczymy?

Pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika witas

2. > Maryla

starać się trzeba. Jest i w oświacie wielu przyzwoitych ludzi, którym "się chce".
Fakt, "polsatyzacja" społeczeństwa postępuje, ale tak jest na całym świecie. Niby słabe pocieszenie, ale może nie jest tak najgorzej - patrz młodzież w Muzeum Powstania Warszawskiego i na rocznicach.
W poniedziałek na Mokotowie też będą, prawdzie wyrwani ze szkół, ale chyba z powagą dla daty. Mam nadzieję.

Serca w górę i do przodu!

pozdrawiam

Witek