Początek końca III RP - analizy część II

avatar użytkownika rewident

Mój poprzedni wpis analizujący głównie sytuację finansową samorządów i funduszu ubezpieczeń społecznych został przyjęty przez niektórych jako tendencyjny. Podobno za kiepską sytuację finansów odpowiada obniżka podatków od dochodów osobistych (PIT) oraz kryzys finansowy. Winny jest PiS albo PiS i PO (nigdy samo PO). Sprawdźmy zatem jaka jest obecna sytuacja finansów publicznych i jaki wnioski możemy wyciągnąć z ogólnie dostępnych danych.

Kilka dni temu w niektórych mediach pojawiła się taka oto informacja:”Od początku roku dług zaciągnięty przez rząd, jego agencje oraz samorządy wzrósł o 51 mld zł i wyniósł 721 mld zł. Jeżeli państwo nadal będzie zadłużać się w tym tempie, to na koniec roku zadłużenie wyniesie aż 55 proc. PKB, co może oznaczać spowolnienie inwestycji i utrudnienia dla obywateli.” I dalej:”Zdaniem Mirosława Gronickiego, byłego wiceministra finansów, sytuację mogłoby poprawić umocnienie się złotego. Według jego wyliczeń do końca roku dług wzrośnie o 58 mld zł, a to oznacza, że próg ostrożnościowy, którym jest 55 proc. PKB zostanie przekroczony.”

Osobom spoza „branży” te liczby i procenty niewiele mówią. Należy zatem te trudne kwestie wyjaśnić i zbadać sprawę metodycznie i ze spokojem. Zacznijmy od analizy przygotowanego przez rząd pana premiera Donalda Tuska dokumentu „Strategia zarządzania długiem 2010-12”. Znajduje się w nim taka oto tabela:

Rok

2008

(wykonanie)

2009

2010

2011

2012

Państwowy dług publiczny

a) w mld złotych

597,8

658,8

739,1

770,8

816,1

b) w relacji do PKB

47,0%

49,8%

54,7%

54,5%

54,8%

 

Powyższa tabela jest częścią oficjalnego dokumentu, który, jak określa to ministerstwo Finansów: ”zawiera prognozy wielkości państwowego długu publicznego (wg metodologii krajowej) spójne z założeniami polityki fiskalnej przyjętymi w projekcie ustawy budżetowej na 2010 r.,”. Nie jest to zatem jakiś oderwany dokument, tylko część najważniejszej dla polskich finansów publicznych prognozy na najbliższe lata. Kolorem czerwonym oznaczyłem prognozowaną przez ministra Rostowskiego wartość zadłużenia Polski na koniec 2010 roku.

Na stronie internetowej Ministerstwa finansów mamy już wykonanie tego planu do końca czerwca 2010 roku. Wszystkie wartości w tysiącach złotych.

Kwartał

IV 2008

I 2009

II 2009

III 2009

IV 2009

I 2010

II 2010

Dług wg Rostowskiego

597 764,4

627 623,1

635 614,5

659 789,7

669 876,4

688 539,2

721 211,6

Przyrost w kwartale

59 304,2

29 858,7

7 991,4

24 175,2

10 086,7

18 662,8

32 672,4

Są to dokładnie te same liczby, na które powołuje się Rzeczpospolita, Newsweek i Gronicki. Okazuje się, że deficyt w połowie roku osiągnął wartość zaledwie o 18 miliardów złotych niższą (739 vs 721 mld) niż przewidywana przez Rostowskiego na koniec roku. Co więcej, jeśli przyjmiemy za dobrą monetę prognozę Gronickiego, który zakłada, że dług do końca roku powiększy się o 58 miliardów, (można przypuszczać, że będzie to wartość wyższa) otrzymujemy wartość deficytu sektora finansów publicznych na poziomie około 780 miliardów złotych! To o 10 miliardów więcej niż prognoza rządu Tuska na koniec roku… 2011. Zauważmy też, że dokument „Strategia zarządzania długiem 2010-12” powstał zaledwie 12 miesięcy temu i już po trzech miesiącach okazało się, że Rostowski zaniżył o 11 miliardów wartość długu na koniec 2009 roku (670 vs 659 mld). A już wykonanie planu za rok 2010 jest dowodem na całkowity blamaż ministra finansów, rządu Tuska oraz utratę kontroli nad finansami publicznymi.

To jednak nie wszystko. Oprócz klęski „Strategii zarządzania długiem” mamy również eksplozję zadłużenia w II kwartale 2010 roku. To niezwykle istotny fakt, gdyż był to kwartał, w którym nie występował już negatywny wpływ czynników zewnętrznych związanych z kryzysem finansowym. Gospodarka niemiecka (Niemcy to nasz główny partner handlowy) rozwijała się w rekordowo szybkim tempie, w Polsce zanotowano wzrost na poziomie 3,5% PKB, a więc II kwartał daje nam dobry obraz tego, w jakim stanie będą finanse publiczne w okresie dobrej koniunktury gospodarczej.

Już pobieżna analiza sprawia, że włosy stają nam dęba na głowie. Kilka osób zauważyło, że w pierwszej połowie roku dług zwiększał się w tempie 300 milionów złotych dziennie. Jest to prawda, ale ciekawszą obserwacją jest to, że dług w II kwartale 2010 roku zwiększał się ponad 4 razy szybciej (tak!- 4 razy) niż w kryzysowym II kwartale roku 2009. Mamy porównanie dwóch liczb: 32,7 miliarda od marca do czerwca 2010 roku i 8 miliardów od marca do czerwca 2010 roku!

Tak zwane progi oszczędnościowe „pękną” dużo szybciej niż wydaje się to rządzącym. Już w tym roku osiągniemy 55% długu w relacji do PKB, w przyszłym zbliżymy się do 60%. Platforma będzie w stanie jeszcze „kupić” czas do wyborów w przyszłym roku. Później będzie już coraz gorzej.

Niezrozumiałe, dziwne, przerażające? To niestety nie koniec złych wiadomości. Zapomnieliśmy, że pojękiwania Gronickiego i części prasy dotyczą deficytu sektora finansów publicznych liczonych autorską metodą Platformy Obywatelskiej, a więc z pominięciem funduszu drogowego. Donald Tusk i Jacek Rostowski liczą nasze długi tak, jakby koszty budowy autostrad w Polsce wynosiły zero złotych. Jeśli uwzględnimy zatem całość wydatków państwa otrzymujemy wynik następujący:

Kwartał

IV 2008

I 2009

II 2009

III 2009

IV 2009

I 2010

II 2010

Całkowita wartość długu

600 829,2

631 212,7

639 393,8

666 691,9

684 073,3

704 396,0

745 091,7

Przyrost w kwartale

58 123,8

30 383,6

8 181,0

27 298,1

17 381,4

20 322,7

40 695,7

Widzimy tutaj, że rzeczywisty przyrost długu w II kwartale 2010 był 5 razy większy niż w II kwartale 2009. Natomiast całkowity deficyt wzrósł w tym roku, nie o 51 miliardów, tylko o 61 miliardów złotych!

Inwestorzy i wierzyciele Polski obserwują właśnie ten wskaźnik. Ich nie interesują prymitywne księgowe machlojki ministra finansów w rządzie PO. Nawet jeśli konstytucyjny poziom 60% nie zostanie przekroczony zgodnie z pokrętną metodyką Rostowskiego, jest prawie pewne, że w kwotach realnych wartość całkowita długu Polski przekroczy ten poziom. W tym momencie do gry wejdą spekulanci, którzy urządzą sobie ucztę naszym kosztem.  

Rzućmy okiem jeszcze na finanse samorządów i zadłużenie funduszy zarządzanych (?) przez ZUS. Okazuje się, że każdy z tych sektorów wykazuje tendencje do zadłużania się pod koniec roku. Najwyraźniej nasi włodarze pod koniec roku orientują się, że kończą im się pieniądze i wtedy biegną do banku, aby szybko pożyczyć pieniądze. Popatrzmy na to, co dzieje się w samorządach:

Kwartał

IV 2007

I 2008

II 2008

III 2008

IV 2008

I 2009

II 2009

III 2009

IV 2009

I 2010

II 2010

Dług samorządów

24 483,1

23 589,7

23 003,0

23 589,5

28 106,8

27 704,3

29 296,9

32 072,0

39 324,7

38 736,2

40 816,9

Przyrost w kwartale

2 151,4

-893,4

-586,7

586,5

4 517,3

-402,4

1 592,6

2 775,1

7 252,6

-588,4

2 080,6

Możemy się spodziewać, że podobnie jak w latach poprzednich dług samorządów wystrzeli w górę w czwartym kwartale. Co ciekawsze narastanie długu samorządów pojawiło się jeszcze przed wprowadzeniem niższych stawek podatku PIT w 2009 roku. Czy oznacza to, że teoria o kluczowym wpływie tych obniżek na wzrost deficytu samorządów jest mocno naciągana?

Podobną tendencję możemy zauważyć w funduszach ubezpieczeń społecznych (FUS), którymi zarządza (nie wiem czy to jest odpowiednie słowo) Zakład Ubezpieczeń Społecznych:

Kwartał

IV 2007

I 2008

II 2008

III 2008

IV 2008

I 2009

II 2009

III 2009

IV 2009

I 2010

II 2010

Dług FUS (ZUS)

2 744,893

1 757,482

1 377,649

1 138,516

2 774,7

2 386,7

2 423,6

2 018,9

6 959,8

3 582,4

3 160,3

Przyrost w kwartale

1 770,8

-987,4

-379,8

-239,1

1 636,2

-388,0

36,9

-404,6

4 940,8

-3 377,4

-422,1

Co ciekawe w pierwszej połowie roku dług FUSu się zmniejszył. Niestety zgodnie z obowiązującym prawem część zamożniejszych podatników przestaje płacić ZUS po przekroczeniu określonego ustawowo limitu zarobków. Dlatego wpływy ZUS maleją zawsze w końcu roku. Szanse, że ZUS zakończy rok z dodatnim wynikiem są praktycznie równe zeru.

Warto teraz zastanowić się dlaczego dług państwa rośnie pomimo wzrostu gospodarczego i korzystnej koniunktury w Europie. Odpowiedź jest całkiem prosta. Znaczna część obrotu gospodarczego jest nieopodatkowana. Przedsiębiorcy zachęceni bezkarnością aferzystów i kombinatorów uciekają w szarą strefę, ukrywają swoje dochody, a pensje płacą pracownikom „pod stołem”. Dlatego wpływy z PIT i CIT gwałtownie maleją, przy rosnących wpływach z VAT i akcyzy. Dzieje się tak dlatego, że dużo łatwiej uniknąć opodatkowania dochodów niż konsumpcji.

Bankructwo Grecji miało podobne przyczyny. Rozkład finansów publicznych nie wynikał z biedy, tylko z ukrywania dochodów przez społeczeństwo. Do historii przechodzą anegdoty o bogaczach deklarujących roczne dochody na poziomie kosztu paliwa do ich luksusowych limuzyn. Zanik odpowiedzialności za wspólnotę i atrofia instynktu państwowego kosztowały Greków bardzo wiele.

Ten sam proces obserwujemy dziś w Polsce. „Polityka miłości”, pobłażliwy stosunek do nadużyć, pochwała cwaniactwa i nawoływanie do niepłacenia podatków zemści się na naszym kraju. Takie są nieubłagane prawa finansów. Takie są reguły, które rządzą wolnym rynkiem.

Dziś ataki na opozycję mogą już tylko śmieszyć. W okresie rządów PiS, deficyt finansów publicznych w relacji do PKB malał w bardzo szybkim tempie. Zaowocowało to podwyższeniem ratingu (oceny wiarygodności kredytowej) Polski przez renomowane agencje Fitch i Standard&Poor’s w 2007 roku. Zachowanie tych instytucji warto obserwować, bo kryzys finansowy w Polsce rozpocznie się z chwilą, kiedy te agencje poinformują rynki finansowe, że ryzyko niewypłacalności naszego kraju wzrasta. Wydaje się dziś, ze jest to kwestia kilkunastu miesięcy.

 

PS. Tak dla poprawy humoru kilka cytatów:

Donald Tusk: ”To nie mój rząd rozkręcił spiralę wydatków”

Jacek Rostowski: ”Sytuacja jest taka: mamy tzw. problem deficytu strukturalnego, który wynika z tego, że jak poprzedni Sejm obniżył podatki i składkę rentową o 40 mld złotych, ale w tym samym czasie nie podjęto działania, aby ograniczyć wzrost wydatków. Poprzedni rząd nie ograniczył wzrostu podatków - wprost przeciwnie: zwiększył wydatki o 52 mld złotych, czyli o 24 proc. I to spowodowało tzw. deficyt strukturalny. My z tego deficytu strukturalnego musimy wyjść - wychodzimy stopniowo, bardzo twardo trzymając wydatki, ale to wymaga czasu i ten czas musimy kupić, dlatego też wprowadzamy na okres trzyletni jednoprocentowy wzrost podatku VAT.”

Mój komentarz: Rostowski po trzech latach zauważył, że ma deficyt strukturalny.

Onet na temat ostatniego sondażu poparcia dla partii politycznych:”Gdyby wybory parlamentarne odbyły się we wrześniu, wygrałaby je Platforma Obywatelska, uzyskując 47-proc. poparcie - wynika z najnowszego sondażu TNS OBOP. PiS, według sondażu, może liczyć na 34 proc. poparcia, a SLD - na 12 proc. W porównaniu z sierpniem poparcie dla PO wzrosło o 2 punkty procentowe, PiS zyskało 5 punktów proc. SLD i PSL odnotowały spadek poparcia o 2 punkty procentowe.”

Mój komentarz: Poprzedni, bardzo nagłośniony przez media, sondaż OBOP dawał PO 52%, PiS miał mieć 25%, a SLD 20% poparcia. Taka to matematyka Onetu.

 

http://www.rmf24.pl/opinie/wywiady/kontrwywiad/news-jacek-rostowski-myslimy-o-zmianach-w-becikowym-i-uldze,nId,297351

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/nowy-sondaz-sld-dogania-pis,1,3658154,wiadomosc.html

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/najnowszy-sondaz-po-i-pis-zyskuja-psl-poza-sejmem,1,3688076,wiadomosc.html

http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/539655,Dlug-publiczny-rosnie-z-predkoscia-tgv.html

napisz pierwszy komentarz