UMOWA GAZOWA – „OSTATECZNA NORMALIZACJA”. (Aleksander Ścios )

avatar użytkownika Redakcja BM24
Gdy w lipcu tego roku Komisja Europejska wezwała Polskę do „zaprzestania naruszeń przepisów UE dotyczących rynku wewnętrznego gazu” i zagroziła skierowaniem sprawy umowy gazowej z Rosją do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, informacja ta została zgodnie przemilczana przez główne media i ukryta w zalewie tematów zastępczych.
 
Zastrzeżenia KE dotyczą przede wszystkim braku poszanowania unijnej zasady rozdziału właścicielskiego w zakresie produkcji i przesyłu energii, faktycznej niezależności operatora gazociągu jamalskiego oraz dostępu do niego stron trzecich, zainteresowanych przesyłem gazu.
 
Zgodnie z unijnymi dyrektywami, operator gazociągu tranzytowego, w tym przypadku gazociągu jamalskiego, powinien być niezależny i gwarantować uczestnikom rynku dostęp do infrastruktury przesyłowej. Zgodnie z projektem umowy, operatorem gazociągu jamalskiego na polskim odcinku ma zostać należący do Skarbu Państwa Gaz-System. KE chce się upewnić, że decydującej roli nie będzie odgrywała pełniąca obecnie funkcję operatora, należąca głównie do PGNiG i Gazpromu, spółka EuRoPolGaz. KE otworzyła postępowanie wobec Polski za naruszenie unijnych przepisów dotyczących konkurencji na rynku gazu, upominając nasz kraj za brak dostępu do gazociągu jamalskiego dla stron trzecich oraz niezależnego operatora. Wezwała też do umożliwienia przepływu gazu w dwie strony tak, by dało się transportować surowiec z Niemiec do Polski.
 
W wezwaniu KE podkreśla się wielokrotnie, że rozwiązania zawarte w polsko-rosyjskiej umowie gazowej  zagrażają bezpieczeństwu dostaw gazu do Polski i są sprzeczne z naszymi interesami. W nieoficjalnych przekazach urzędnicy unijni mówią  wprost, że „Polska stanie się zakładnikiem strony rosyjskiej” jeśli dopuści do podpisania umowy w obecnym kształcie. Unijny komisarz ds. energii Günther Oettinger, stwierdził przed kilkoma dniami, że Unia Europejska powinna negocjować większość kontraktów gazowych z Rosją, ponieważ niektóre z jej krajów członkowskich nie potrafią zawrzeć dobrego kontraktu – nawiązując ewidentnie do polskich negocjacji.
 
Żadna inna sytuacja nie wskazuje tak wyraziście, że grupa rządząca Polską dążąc do realizacji niekorzystnej umowy gazowej, przedkłada interes Rosji ponad nasze narodowe interesy. Ta prawda wynika z poszczególnych decyzji podejmowanych przez obecny rząd, przebiegu negocjacji związanych z kontraktem gazowym, oraz z reakcji decydentów na wezwanie KE.
 
Trzeba przypomnieć, że rząd Donalda Tuska zrezygnował nawet z pozorowania działań zmierzających do dywersyfikacji dostaw energii. Już w marcu 2008 roku doszło w Ministerstwie Gospodarki do samo rozwiązania Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii, a zarządzeniem nr.39 z dn.14 czerwca br. Donald Tusk. dokonał likwidacji Zespołu do spraw Polityki Bezpieczeństwa Energetycznego, który zajmował się dotąd opracowaniem polityki bezpieczeństwa energetycznego państwa i przedstawiał propozycje inicjatyw dotyczących polityki energetycznej na forum międzynarodowym. Już tylko te decyzje świadczą, że intencją grupy rządzącej jest utrwalenie monopolu rosyjskiego na dostawy energii.
 
Wiemy również, że od 2009 roku trwały polsko-rosyjskie negocjacje w sprawie nowej umowy gazowej. Ich rozpoczęcie wymusił Gazprom, tradycyjnym dla tej firmy szantażem, gdy na początku 2009 roku z kontraktu na dostawy gazu dla Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa przestało wywiązywać się RosUkrEnergo, szwajcarska spółka rosyjskiego koncernu. W takiej sytuacji, o warunkach dodatkowych dostaw gazu PGNiG powinno rozmawiać bezpośrednio z Gazpromem, jednak rosyjski koncern w zamian za handlowe porozumienie zażądał politycznych ustępstw, czyli renegocjacji umowy rządów Polski i Rosji z 1993 r.
 
W przeddzień rozpoczęcia negocjacji z Polską rząd Rosji postanowił, że nie podniesie podatków od Gazpromu, które w latach 2010-12 miały przynieść budżetowi 1,5 do 2 mld dolarów rocznie. A ponieważ te dodatkowe dochody zapisano już w budżecie Rosji, prezes Gazpromu zapowiedział, że zapewni je rządowi, zwiększając eksport gazu i podnosząc jego ceny dla niektórych zagranicznych odbiorców. Z uwagi na postanowienia zawarte w kontrakcie gazowym można sądzić, że miał na myśli Polskę, a dodatkowe zyski z umowy mają zrównoważyć budżet kremlowskich „siłowników”.
 
Choć podpisanie kontraktu zapowiadano na wrzesień 2009 r,, strona rosyjska przedłużała negocjacje stawiając wciąż nowe warunki. Doprowadzono w ten sposób do sytuacji, gdy ratyfikowanie umowy na szczeblu rządowym ma nastąpić w okresie po tragedii smoleńskiej i śmierci Lecha Kaczyńskiego – zdecydowanego przeciwnika ustaleń z Rosją.
 
Najważniejsza dyrektywa została sformułowana przez płk Putina podczas wizyty w Polsce we wrześniu ub. roku, gdy zażądał, by rurociąg jamalski należał odtąd do Gazpromu i PGNiG, a spółka Gas Trading zniknęła z akcjonariatu EuRoPol Gazu – firmy zarządzającej polskim odcinkiem rurociągu. Wykluczenie Gas Trading z EuRoPol Gazu  miało doprowadzić do zwiększenia wpływów Gazpromu na zarządzanie tą firmą.
 
Dotąd, jeśli zarząd EuRoPol Gazu nie podejmował decyzji zwykłą większością głosów, o wyniku głosowania rozstrzygał prezes nominowany przez PGNiG. W myśl rosyjskiej dyrektywy 50/50 - kluczowe decyzje mają zapadać na zasadzie jednomyślności, co ułatwi Rosjanom forsowanie własnego stanowiska. Dotyczy to zwłaszcza kwestii wysokości opłat za transport gazu. Rosjanie domagali się, by opłaty były jak najniższe i kwestionując taryfy zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki od czterech lat nie uiszczali w pełni rachunków za usługi EuRoPol Gazu. Jest oczywiste, że wykluczenie firmy Gas Trading nie powinno leżeć w interesie Polski, a przyjęcie dyrektywy Putina skazywało nas de facto na dyktat Gazpromu i pełne uzależnienie w kwestii cen za dostawy gazu.
 
Na szkodliwość tego rozwiązania zwróciła uwagę Komisja Europejska postulując, by operator gazociągu tranzytowego był niezależny i gwarantował uczestnikom rynku dostęp do infrastruktury przesyłowej. Tymczasem - zgodnie z projektem umowy, operatorem gazociągu jamalskiego na polskim odcinku ma zostać należący do Skarbu Państwa spółka Gaz-System, w której decydującą rolę odgrywa pełniąca obecnie funkcję operatora spółka EuRoPolGaz, nadzorowana przez Gazprom.
 
W porozumieniu polsko - rosyjskim znalazł się również zapis, że taryfa tranzytowa dla rosyjskiego gazu będzie obliczana tak, by zapewnić dla EuRoPol Gazu docelową wysokość corocznego zysku netto na poziomie 21 mln zł. Jest też zapis, że "strony potwierdzają, że wysokość stawki taryfowej zatwierdzanej przez prezesa URE (...) stanowi poziom, powyżej którego EuRoPol Gaz nie ma prawa ustalać wartości swoich usług w zakresie przesyłu gazu dla odbiorców tych usług".
 
Gdy pod koniec czerwca uchylono nieco tajemnicy nowego kontraktu, okazało się, że stawki za tranzyt gazu, jakie Gazprom ma płacić Polsce są niższe nawet od stawek, jakie Rosjanie płacą reżimowi Łukaszenki. Od marca br. za tranzyt 1 tys. m sześc. gazu na odległość 100 km Gazprom płaci Polsce równowartość 1,74 dol. Stawka uzgodniona na ten rok z Białorusią wyniosła 1,88 dol, a za tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę Gazprom musi płacić aż 2,74 dol. Ale na tym nie kończy się szczodrość grupy rządzącej wobec płk. Putina.
 
Polska daruje Rosjanom dług w wysokości 180 mln dol. – tj. kwotę, jaką rzekomo Gazprom był winien spółce EuRoPol Gaz przez okres czterech lat niepłacenia prawidłowych stawek (według innych wyliczeń kwota ta wynosiła 410 mln USD). W czerwcu zwołano w Warszawie walne zgromadzenie akcjonariuszy EuRoPol Gazu i zaplanowano zatwierdzenie bilansów spółki nie tylko za zeszły rok, ale także za lata 2006 – 2008. Wszystko po to, by umorzyć dług Rosjan. W zamian za te ustępstwa Gazprom „wyraził zgodę” na zwiększenie dostaw gazu do Polski i przedłużenie kontraktu o 15 lat - do 2037 r.
 
Zrobiono to tuż po odwołaniu z funkcji prezesa EuRoPol Gazu Michała Kwiatkowskiego, który domagał się od Gazpromu spłaty całego długu (którego część zasądził nawet moskiewski sąd) i nie chciał słyszeć o jego umorzeniu. W piśmie, jakie w tej sprawie Kwiatkowski wystosował do ministra Skarbu Państwa znalazło się ostrzeżenie, że pójście na kompromis z Gazpromem oznacza złamanie polskiego prawa.
 
Tymczasem postawa decydentów wobec zastrzeżeń Komisji Europejskiej nie pozostawia złudzeń, co do intencji grupy rządzącej.
 
"Uwagi niektórych urzędników Wspólnoty traktujemy poważnie, lecz nie mają one fundamentalnego znaczenia dla samej umowy" – skomentował zarzuty Donald Tusk. I buńczucznie dodał, że „Warszawa nie pozwoli, by nasze umowy gazowe były poddawane większym restrykcjom niż umowy innych krajów z tymi samymi eksporterami surowca”. Zdaniem Tuska „umowa gazowa z Rosją zabezpiecza interes Polski i interesy polskich obywateli” i zapowiedział, że zostanie wkrótce przyjęta przez rząd. Również według Waldemara Pawlaka – odpowiedzialnego za kształt umowy, jest ona „zbalansowana i zabezpieczającą interesy obu stron”.
 
Warto dodać, że te opinie w pełni korespondują ze stanowiskiem Moskwy, wyrażonym przez dyrektora Instytutu Energetyki Narodowej Federacji Rosyjskiej Siergieja Prawosudowa w gazecie "Kommiersant", gdzie poddał on krytyce postawę Komisji Europejskiej. Z tego samego, rosyjskiego źródła pochodzi argument, wielokrotnie podnoszony przez tzw. niezależnych polskich ekspertów, że jeśli umowa nie zostanie podpisana, od 20 października może zabraknąć gazu na potrzeby polskiej gospodarki.  Ów szantaż umiejętnie powiązano z decyzją podjętą przez ukraińską firmę "Neftohaz, (zależną od Moskwy) która nagle zamknęła dostawy gazu przez Chrubieszów, uprzedzając stronę polską o tym, że od tej pory cały gaz produkowany na Ukrainie, będzie przez nią wykorzystywany na potrzeby własne.
 
Sprawa zarzutów wobec umowy gazowej była też przedmiotem rozmów podczas spotkania szefa KE Jose Barroso z Bronisławem Komorowskim, a w tym tygodniu do Brukseli udaje się polska delegacja z premierem Pawlakiem na czele, by „wyjaśniać wątpliwości”.
 
Istotnym tłem obecnej sytuacji, jest oczywiście kwestia możliwości zaspokojenia polskiego zapotrzebowania na gaz, wynikająca z przyszłej eksploatacji złóż gazu łupkowego. Sprawa ta, pozwalająca na całkowite uniezależnienie od dyktatu Moskwy była jednym z priorytetów prezydentury Lecha Kaczyńskiego. W tym obszarze, jak może w żadnym innym widać wyraźnie, że grupa rządząca Polską reprezentuje interesy kremlowskich „siłowników”.
 
Wszyscy pamiętamy jak kandydat na prezydenta Bronisław Komorowski podczas czerwcowej wizyty w Londynie oświadczył, że eksploatacja gazu łupkowego stanowi zagrożenie dla środowiska, ponieważ oznaczałaby zastosowanie metod odkrywkowych, (jak w przypadku węgla brunatnego) a zatem byłaby dewastacją polskiego krajobrazu i spotkałaby się ze sprzeciwem ekologów.  Wypowiedź ta wywołała wówczas zdziwienie i krytyczne komentarze ekspertów.
 
Staje się jednak całkowicie zrozumiała, jeśli dostrzec, że rosyjski ambasador przy Unii Europejskiej Władimir Czyżow podczas czerwcowego forum Unia - Rosja w Brukseli w niemal identycznych słowach skrytykował pomysły na wydobywanie gazu łupkowego, dowodząc, iż "to bardzo kontrowersyjne przedsięwzięcie, może wymagać poświęcenia środowiska naturalnego, a w Polsce wszystko zależy od siły obrońców środowiska" . Wcześniej także szef Gazpromu wypowiadał się w podobnym stylu, mówiąc o negatywnym wpływie na środowisko.
 
Z wystąpień członków grupy rządzącej, a przede wszystkim z postanowień umowy gazowej jednoznacznie  wynika, że całe zapotrzebowanie na gaz (a nawet znacznie więcej) na najbliższe 27 lat ma nam zapewnić płk Putin, a kwestia gazu łupkowego zastała definitywnie pogrzebana wraz z 96 ofiarami smoleńskiej tragedii. Porozumienie polsko-rosyjskie zakłada zwiększenie dostaw rosyjskiego gazu do Polski do 10,3 mld m sześc. gazu rocznie i wydłużenia ich do 2037 roku. Ponadto Gazprom miałby dostać wyłączność na tranzyt tego paliwa przez Polskę do 2045 roku. Po znakiem zapytania staje w tej sytuacji budowa gazoportu w Świnoujściu, tym bardziej, że – zgodnie z umową - nie można byłoby go podłączyć do gazociągu Jamał-Europa.
 
Dziś jedyną szansą na zablokowanie niekorzystnej dla Polski umowy wydaje się stanowisko Komisji Europejskiej, występującej  w obronie interesów państw unijnych. Nietrudno bowiem zgadnąć, że umowa z Rosją zamknie polski rynek dla unijnych dostawców poprzez zastosowanie tzw. klauzuli terytorialnej, uniemożliwiającej  dostęp do gazociągu jamalskiego.
 
KE uznał także, że Rosja negatywnie ocenia reformy rynku gazu, a jej "działania mają na celu przetestowanie zdecydowania KE do wprowadzenia zmian", co dowodzi, że Komisja ma świadomość, iż w przypadku zaakceptowania umowy z Polską można spodziewać się kolejnych, ofensywnych działań Gazpromu na rynkach europejskich. Tym samym Polska, jako pierwszy kraj podpisujący umowę gazową na nowych zasadach prawa unijnego może przyczynić się do powstania groźnego dla państw europejskich precedensu. To jeszcze jeden dowód, że moskiewscy stratedzy wyznaczyli naszemu państwu rolę „konia trojańskiego”, posługując się polską umową gazową  jako środkiem służącym rozbiciu europejskiej polityki energetycznej.
 
Minister spraw zagranicznych FR Siergiej Ławrow, zaproszony na spotkanie polskich ambasadorów wyraził wolę, by „stosunki polsko-rosyjskie doszły do ostatecznej normalizacji, żeby budowane były na zasadzie dobrego sąsiedztwa i prawdziwej współpracy. Znakiem tej „normalizacji” w wydaniu rosyjskim może stać się umowa gazowa, traktowana przez Rosję jako narzędzie ekspansji, służące podporządkowaniu polityki III RP interesom reżimu płk Putina. Historia stosunków polsko - rosyjskich uczy, że „zasady dobrego sąsiedztwa” oznaczają dla Rosji dominację, a „normalizacja” wiąże się z podległością
 
Dlatego sprawa zablokowania umowy powinna stać się priorytetem działań opozycji i wszystkich środowisk  patriotycznych.  Leży ona w kręgu zainteresowań każdego obywatela - podatnika, korzystającego ze źródeł energii. Poza oczywistymi kwestiami suwerenności  i bezpieczeństwa państwa, chodzi przecież o nasze pieniądze – przeznaczone na realizację największej transakcji biznesowej w historii Polski, ale też o pieniądze i przyszłość następnych pokoleń Polaków – uzależnionych od woli Moskwy i skazanych na spłatę zobowiązań zaciągniętych przez obecną ekipę. Ponieważ przed opinią publiczną ukrywane są szczegółowe ustalenia umowy – mamy prawo obawiać się, czy zabezpiecza ona polskie interesy i pytać: w jaki sposób ten rząd rozdysponował nasze pieniądze i w imię jakich racji skazuje nas na zależność od dyktatu Rosji?
 
 
 
 
Artykuł opublikowany w nr.36 Gazety Polskiej pod tytułem „Unia Europejska broni niepodległości Polski wbrew Tuskowi”.
 
http://bezdekretu.blogspot.com/2010/09/umowa-gazowa-ostateczna-normalizacja.html
Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Joanna K.

1. "...sprawa zablokowania umowy powinna stać się priorytetem

działań opozycji i wszystkich środowisk patriotycznych"
Przecież jeśli teraz nie obronimy się, Gazprom nie dopuści do żadnych renegocjacji. Są tego twarde dowody, mam na mysli postawę Gazpromu.

1/ za przesył bierzemy mniej od Łukaszenki? no, panie Pawlak z Tuskiem - nie macie ochoty na więcej? Toż to na kilometr śmierdzi łapówką - CO za to dostali od Putina?
2/ Komorowski boi się zniszczenia krajobrazu? a kiedy powiedzieli mu, ze będzie wydobywany ponad 700 m pod ziemią, dalej mówi o odkrywkach? Oj, głupiego mamy prezydenta.
Same pytania, bez odpowiedzi.
W paplamencie władze reżymowe + SLD mogą przegłosować każdy nawet najszkodliwszy pomysł. Ze wszystkiego wynika, że oczywiste działanie na szkodę Polski i Polaków jest zgodne z konstytucją, nikt tego nie zaskarży...

Ostatnio zmieniony przez Joanna K. o pt., 10/09/2010 - 16:04.

Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.

                              /-/ J.Piłsudski