„Solidarność” potrzebuje nowych bohaterów
Od dłuższego czasu trwa spór o to, jak upamiętnić ofiary tragedii smoleńskiej, zwłaszcza Prezydenta RP, śp. prof. Lecha Kaczyńskiego. Krzyż, pomnik, aleja nazwana jego imieniem czy skwer – to wszystko pomysły godne realizacji, ale czy adekwatne do jego zasług?
Dużą część swojego życia Lech Kaczyński oddał Solidarności, mimo że wielu starało się jego rolę w opozycji umniejszać a często nawet całkowicie zatrzeć o niej ślad. Wielu osobom Solidarność kojarzyła się z Lechem Wałęsą czy Henryką Krzywonos, choć ich udział w tym wszystkim, choć głośny, nie jest pozbawiony kontrowersji.
Przez długi czas zapominano o Gwiazdach czy Annie Walentynowicz, którzy w Solidarność zaangażowali się dla wolności, a nie późniejszych apanaży. Dlatego teraz, gdy Wałęsa opływa w luksusy, to Gwiazdowie wiodą skromne życia, tak jak wiodła je za życia Anna Walentynowicz.
I gdy stanęliśmy na dziwnym solidarnościowym rozdrożu, gdy obecna Solidarność chce w jedną stronę a jej dawni liderzy w drugą, zamierzając historię upaństwowić i oddać w „jedynie słuszne” ręce, to warto pamiętać o tej osobie, która z Solidarnością była wtedy, gdy ona najbardziej potrzebowała wsparcia.
Może nawet potrzebowała rehabilitacji, oddania historii Solidarności jej właściwego miejsca i rzucenia światła na te osoby, którym Solidarność zawdzięczała tak wiele, być może więcej niż Wałęsie. To dopiero za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego wielu dowiedziało się o tym, że wtedy był tam ktoś taki jak Anna Walentynowicz i jak ogromny był jej udział w solidarnościowej historii.
Nie mówiono o niej dotąd zbyt wiele, bo i ona o sławę nie zabiegała, chciała jedynie prawdy, którą bardziej umiłowała nad zaszczyty i stanowiska. Dopiero gdy Prezydentem RP został Lech Kaczyński, cała Polska zobaczyła blask pięknej postaci, jaką była Anna Walentynowicz. I gdy dziś patrzymy na te wszystkie zaprzedane twarze, które niegdyś mieniły się być ikonami Solidarności, to dziś ona sama, jak nigdy dotąd potrzebuje nowych ikon.
Nie Wałęsa, Krzywonos czy Borusewicz a Lech Kaczyński dziś powinien zostać uhonorowany mistycznym pomnikiem bohatera Solidarności, jako człowiek, który nigdy się od niej nie odwrócił, nie obrzucił złym słowem i nigdy nie powiedział, że jest zła i niepotrzebna. Nie zrobił tego, bo Solidarność miał w sercu, a nie tylko w sferze wyrachowania, gdzie robi się coś tylko dlatego, że to kiedyś może się opłacić.
I jeśli dziś Solidarność wybiera drogę Lecha Kaczyńskiego, biorąc go za swój wzór, jeśli czuje się wobec niego wdzięczna, to niech Wałęsa i Krzywonos, razem z Borusewiczem i innymi dawnymi solidarnościowcami, których przekupiono stanowiskami, zamilkną. Niech poczują, że kara za zdradę być musi, także za zdradę ideałów Solidarności.
Piotr Cybulski
- PiotrCybulski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz