Lorneta zbliża i przybliża [2010-08-13 08:07]

avatar użytkownika dzierzba

Zgoda buduje!” „O ja cie!” „Brawo!” „Pysznie!” „Hip, hip hura!” To tylko niewielka część okrzyków, które wznosił wczoraj tłum zgromadzony przed Pałacem Prezydenckim. Jeszcze rano zaciekli i zdeterminowani, sami siebie nazywający obrońcami krzyża, niespodziewanie przekształcili się w barwny, roztańczony korowód.

To stało się nagle” – wspomina pan Stanisław – „Leżałem sobie spokojnie, gdy kątem oka zobaczyłem, że światło jakoś dziwnie odbyło się od czegoś błyszczącego na ścianie Pałacu. Wcześniej tego nie było, więc pomyślałem, że to cud. Szybko pobiegłem do Zdziśka, bo ma lepszy wzrok. On tylko zmrużył oczy i stwierdził, że to wypolerowana, mocująca śruba. No i się zaczęło.

Radosna wieść o tablicy-niespodziance momentalnie obiegła tłum zgromadzony od wielu już dni pod siedzibą Prezydenta. Początkowo nikt nie chciał wierzyć, że ich modlitwy zostały wysłuchane, że wreszcie doczekali się godnego znaku upamiętniającego katastrofę. Pani Stefania, jedna z weteranek czuwań w tym miejscu mówi: „Przecierałam oczy ze zdumienia. W najfantastyczniejszych snach nie wyobrażałam sobie, że tablica może zawisnąć  na ścianie prawej oficyny Pałacu Prezydenckiego. Tuż obok tablicy upamiętniającej występ Fryderyka Chopina. A Chopin był wielkim patriotą i pianistą. Nie wyobrażam sobie miejsca godniejszego.” „Tak” – wtrąca przysłuchujący się pani Stefanii Henryk z Grójca – „to najgodniejsze z godnych miejsc. Na dodatek tablica jest z granitu, a nie z lastriko jakiegoś tandetnego!
 
Oczywiście nie zabrakło również wiecznie niezadowolonych malkontentów. Ci snują się smętnie i narzekają. Że tablica mogłaby być większa. Że powinna być przepasana biało-czerwoną szarfą. Że brakuje wygrawerowanego orła w koronie trzymającego samolot w rozczapierzonych szponach. Wreszcie, jak gdyby nie miał tysiąca innych spraw na głowie, że w jej odsłonięciu powinien uczestniczyć prezydent.
 
No i argument koronny – ten powtarza się najczęściej – że tablicę słabo widać…
 
Na ten ostatni zarzut odpowiada niespodziewanie mały Zbysio. W ozdobionym muchomorkami, poziomkami i pszczółkami mundurku zucha, od dłuższego już czasu musiał przysłuchiwać się tym biadoleniom. Wreszcie nie wytrzymuje i biorąc się pod boki wykrzykuje rezolutnie: „Przecież są lornetki! Takie specjalne! Trzeba tylko wrzucić pieniążek i można oglądać co się chce. Widziałem taką podczas rajdu w górach. A gdyby taką skierowaną na tablicę lornetkę tutaj zamocować?
 
Słuchający bystrego dzieciaka ludzie zamierają na moment. Konsternacja. Chwila ciszy i zaczynają wiwatować. Podrzucają oszołomionego chłopca w górę, czochrają mu i tak przecież już wcześniej niesforną i czupurną fryzurę. „Że też sam wcześniej nie wpadłem na tak genialnie prosty pomysł” – zastanawiając się głośno pan Józef z Żelkowa. „Nie szkodzi” – wpada mu w słowo pani Stefania – „Najważniejsze, że sprawa krzyża rozwiązana. Jestem taka ukontentowana!
 
Obserwujący to wszystko przez teatralną lornetkę zza firanki Prezydent dyskretnym ruchem ociera z oka łzę. Zawstydzony rozgląda się, czy nikt nie widział Jest tam szef jego kancelarii… Ale on też płacze ze wzruszenia. „Zgoda buduje!” wykrzykując zgodnie padają sobie w ramiona.


Filed under: dywagacje, fun, media, polityka, Polska, społeczeństwo

1 komentarz

avatar użytkownika franko1

1. Ale lorneta nie pasowała konserwatorowi zabytków..

Więc pani G.W. wydała zgodę na sklepik "U Rysia" z lornetkami.
I to jest dopiero właściwe wyjście. Bo przecież Rysio musi z czegoś żyć.