Brzydko się bawicie, panowie dziennikarze

W czterdziestomilionowym kraju mamy tylko 35 dziennikarzy. Tylu podpisało apel w obronie Joanny Lichockiej, która padła ofiarą oszczerstw i pomówień. Bezkompromisowo sprzeciwili się frontowi medialnej manipulacji i kłamstw w imię prawdy i wolności słowa, które uznają za podstawę zawodowego etosu.

Dla większości dziennikarzy stał się on tak samo niemodny jak prawda, która może być względna, cnota, która jak stara panna, czy patriotyzm, pojęcie wstydliwe i nienowoczesne. W dobie rynkowej konkurencji liczy się miejsce na medialnej mapie i sprzedaż, a więc zysk, nie rzetelność dziennikarska, służba społeczeństwu i państwu. Mamy więc media sterowane, których konsekwencją jest nędza i upadek dziennikarstwa posługującego się manipulacją poglądów i nastrojów, kreowaniem obrazów i sądów na użytek linii swego pisma.

Środowisko dziennikarskie, w odróżnieniu choćby od prawników czy lekarzy, złączonych solidarnością zawodowa, jest skłócone i podzielone. Totalna wojna o czytelnika jest też walką pomiędzy sobą, w której bronią są często pomówienia i oszczerstwa. To nie jest walka na poglądy i argumenty, lecz walka o byt, zatrudnienie, utrzymanie się na powierzchni. Wydawałoby się, że dziennikarze, nielojalni wobec siebie, nie przejawiają tej cechy wobec pracodawcy, mediów, w których pracują. Nic bardziej mylnego. Chętnie dorabiają u konkurencji stosując kameleonizm polityczny i nie wahają się przed ostrą krytyką byłych szefów, którzy odsunęli ich od pracy.

Mamy tylko 35 dziennikarzy. Wśród nich nie ma żadnego z „Rzeczpospolitej”, a właściwie tylko jeden – Bronisław Wildstein, były redaktor naczelny. Obecny, Paweł Lisicki, który wcześniej odszedł w proteście przeciwko zwolnieniu Wildsteina, już jako naczelny, nie podpisał listu broniącego dziennikarki, choć go wydrukował. Lisicki, wybitny eseista (m.in. „Doskonałość i nędza”), w publicystyce reprezentuje bardziej to drugie; szczególnie dał się zauważyć jako autor wywiadu political fiction z agentem Tomkiem. Opisywanie i diagnoza rzeczywistości wychodzi mu gorzej bo, jak sam zaznacza, dopiero po wyborach przestał wierzyć w sondaże. Nawrócił się za to na wiarę w Lecha Wałęsę, którego stawia na równi z Józefem Piłsudskim i kardynałem Stefanem Wyszyńskim, pisząc, że stał się ofiarą donosów P. Zyzaka z „perspektywy gospodyni proboszcza”. Ostatnia jego polemika z red. Tomaszem Terlikowskim, pt.: „Mesjanizm spod Smoleńska”, prowadzona z perspektywy dwóch bogów, jest już całkiem niecelowa i nieudana.

Bo katastrofa smoleńska była dla ludzi wierzących próbą dostrzeżenia w tragedii głębszego sensu; dla przeciwników była tylko wypadkiem lotniczym, o którym nie powinno się zbyt wiele mówić. Przecież rosyjski MAK i polska prokuratura prowadzą śledztwo. Jarosław Kaczyński, choć stracił w katastrofie brata, nie powinien o niej przypominać, wykorzystując ją w do celów politycznych. Kolejny dziennikarz „Rzepy” – Igor Janke, w tekście „Moralne nadużycie Jarosława Kaczyńskiego”, konstruuje logiczną łamigłówkę pisząc, że Kaczyński mając swoje stanowisko w sprawie krzyża, wyklucza tych, którzy myślą inaczej.
Bo inaczej niż władza myśleć nie można. Nie można też mówić, pytać, a także milczeć, bo Jarosław Kaczyński nawet milcząc – jątrzy i prowokuje. I jeszcze popełnia moralne nadużycie, bo ośmiela się mieć własne zdanie.
Bardzo zawiodłam się na dziennikarzach „Rzeczpospolitej”. Również wcześniej, przez niechlubną sprawę R.Szeremietiewa czy dziennikarzy tzw. śledczych, którzy jak Piotr Nisztor w tekście o Robercie Gwiazdowskim, zapomniał sprawdzić fakty. Po 4 lipca „Rzeczpospolita” zmieniła się zupełnie i straciła wiarygodność, prezentując zbyt szerokie spektrum opinii, od szalejących wolnorynkowców, przez poglądy bliskie Gazecie Wyborczej, do pampersów z Krytyki Politycznej. We froncie ideologicznym, który prezentują, nie ma miejsca na ważne dla Polski sprawy reformy finansów, zdrowia, nadużyć w wojsku, afer i nieudolnego rządu, o których milczą, by nie napisać źle.

Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który nie chciał dogadać się z salonem jak Kwaśniewski, krytykowano i obrażano systematycznie, a dziennikarze delektując się obelgami i pomówieniami ze trony polityków Platformy, ochoczo brali udział w tym niecnym widowisku. Prezydent Lech Kaczyński nie zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. On już był martwy wsiadając do samolotu. Zabiły go media i dziennikarze. Obecnie swą nienawiść przelali na jego brata i jedyny temat, który ich zajmuje po wyborach, to nie liczne zawiadomienia o fałszerstwach wyborczych, lecz odpowiedź na pytanie czy PiS i Jarosław Kaczyński się zmienił, czy nie. Pewne jest jedno. To dziennikarze nie wyciągnęli żadnej nauczki z dziesiątego kwietnia, nadal przyprawiają gębę znienawidzonej partii, która śmiała proponować im lustracje. Tak jak przed 10 kwietnia, nadal trwa kampania medialna niszczenia PiS-u., bo pisowska monotematyczność stała się już obsesją większości dziennikarzy.

„Rzeczpospolita” za rządów Lisickiego, który kontynuuje politykę Gaudena, przekraczając granice dziennikarskich standardów, zamknęła rok 2009 spadkiem sprzedaży o 18%. W roku bieżącym miesięcznie wynosi on ok. 4,5%. Podobnie inne dzienniki, bo żaden z zawodów nie upadł tak nisko, jak zawód dziennikarza. No, może jeszcze polityka, ale to nie zawód, socjologa i wszelkich doradców, także finansowych. Ale dziennikarze przodują w tej niechlubnej konkurencji. Pychą, oszczerstwami, brakiem profesjonalizmu. Etyczne bagno na drabinie hańby. Piszą to, co chce usłyszeć władza. I nawet nazwa „Rzeczpospolita” do niczego nie zobowiązuje.

Najpierw Robert Mazurek, atakujący blogerów i stający w obronie dobrego imienia Komorowskiego został przygnieciony własną pychą i prywatną głupotą. Później Igor Janke, teraz Marek Magierowski, który w tekście „Od przyjaciół Rosjan do ruskiej trumny” dowodzi, że Prawo i Sprawiedliwość dobrowolnie ściąga na siebie nieszczęście, bo przed wyborami wybrała łagodny i stonowany wizerunek; teraz ośmiela się wrócić do dawnego języka i zadawać pytania o smoleńskie śledztwo. I domaga się wskazania ludzi odpowiedzialnych za organizacje i ochronę tej wizyty. Według Magierowskiego wcale nie chodzi im o prawdę, tylko o wdeptanie Platformy w ziemię, co odbije się tylko utratą wiarygodności. Jak Kaczyński zacznie łagodnieć, nikt mu nie uwierzy – pisze Magierowski. O wiarygodności PO w sprawie śledztwa, dziennikarz milczy. Także o tym, że Prokuratura Wojskowa nakazała Gazecie Polskiej niezwłocznie oddać mały detal samolotu, ale już Rosja nie musi oddawać niczego.

Smutne to, że to właśnie „Rzeczpospolita” traci wiarygodność. Od wyborów 4 lipca upodobniła się do większości mediów. Nawet przez chwilę myślałam, że wykupiła ją Agora. Bo głównie tam panowie dziennikarze brzydko się bawią. Widać, brzydkie zabawy są kuszące.

Magda Figurska

Tyle Magda Figurska. Pozwolę sobie jeszcze na pewną refleksję. Socjalizm (wszystko jedno czy brunatny czy czerwony) jako system wewnętrznie sprzeczny mógł istnieć tylko dzięki kłamstwu. Było to już wielokrotnie dowodzone, nawet przez Kołakowskiego(!), ale pozostaje nieznane szerzej i pojawiają się coraz to nowi "intelektualiści" usiłujący powtarzać eksperyment z "postępem". Kłamstwo jest w socjalizm wpisane na poziomie samej konstrukcji tej utopii. Propaganda hitlerowska i stalinowska nie pozostawiają żadnej wątpliwości w tym względzie.

W wersjach złagodzonych socjalizmu mechanizm ten nadal odgrywał kluczową rolę. Oznacza to, że kłamstwo musiało być obecne w każdym przekazie publicznym i było. Dlatego dobór odpowiednio przygotowanych do szerzenia kłamstwa dziennikarzy był w socjalizmie głównym warunkiem utrzymania systemu. Orwellowskiemu "Ministerstwu Prawdy" służyło kształcenie dialektyczne, ścisła kontrola dostępu do zawodu pod kątem dyspozycyjności i szeroko rozbudowany system wzajemnych donosów z wieloma prowadzącymi. Brak lustracji w środowisku dziennikarskim spowodował, ze taki sposób działanie utrwalił się również po 1989 roku. Miecugow, Żakowski i ich uczniowie tacy jak Lis wyznaczają dziś standardy. Zmiana pokoleniowa nic nie przyniosła bo system samopowiela się.

Dlatego dzisiaj nie ma nikogo w głównym nurcie mediów, kto odważyłby się krzyknąć, ze król jest nagi (Pytania do kandydata Komorowskiego, 300 afer PO, biała księga tragedii smoleńskiej).

Kolejni "niezłomni" wpadają w "Dolinę Nicości". Zdegenerowane dziennikarstwo, zdegenerowana polityka, zbrodnie, dekoniunktura międzynarodowa, wytracanie już jawne suwerenności (rosyjski minister zarządza przegląd polskich ambasadorów!)

Czy można być optymistą? Trzeba! To tak jak z akcjami spółek. Często odwracają trend, gdy nikt już w to nie wierzy.