Tomasz Strzyżewski - niedole antycenzora (2)
godziemba, czw., 22/07/2010 - 06:51
Mimo demonstracyjnej wręcz wrogości części emigracji oraz problemów natury osobistej Strzyżewski nie ustawał w angażowaniu się na rzecz niepodległościowej opozycji w kraju. Jego boje o prawdę i wolność nie zakończyły się wraz z odzyskaniem w 1989 roku przez Polskę suwerenności.
3 marca 1994 roku „Gazeta Wyborcza” opublikowała zmanipulowany z nim wywiad, w którym chcąc obniżyć jego wiarygodność podkreśliła, iż był wieloletnim cenzorem, zarzuciła mu także kradzież dokumentów GUKPPiW. W odpowiedzi autor napisał sprostowanie, które nie zostało zamieszczone na łamach redagowanej przez Adama Michnika gazety. Strzyżewski pisał w nim m.in. : „Na pytanie dot. wywiezienia dokumentów, zabranych przeze mnie celem dostarczenia ich opinii społecznej, jako „dowodu rzeczowego” do osądzenia zbrodni cenzury – odpowiedziałem, że „plan wywiezienia dokumentów dojrzewał”. W swej relacji GW podaje jednak: <Stopniowo dojrzewał plan k r a d z i e ż y dokumentów – opowiada> . Panie redaktorze! Nie ukrywam, że jest mi przykro, gdy ktoś uparcie nazywa mnie <cenzorem>, chociaż robiłem wszystko, co w mej mocy, aby nie tylko nim nie być, ale również by wymierzyć cenzurze jak najskuteczniejszy cios. Nie jest mi również obojętne, gdy ktoś nazywa mnie z ł o d z i e j e m. Instrukcje cenzury były więc instrumentem, przy pomocy którego nielegalna ta władza utrzymywała zniewolony naród w niewiedzy i posłuszeństwie. Rekapitulując: złoczyńcy pastwiącemu się nad ofiarą odbiera się lub wytrąca broń z ręki, ale nie... o k r a d a się go z niej. Tyle, co do zafałszowania istoty problemu. Poza tym i przede wszystkim: nie nazwałem mojego planu „PLANEM KRADZIEŻY”. Słowo to zostało mi włożone w usta przez pańską dziennikarkę. Trudno byłoby uwierzyć, że Pan, który walczył przecież z dyktaturą, protestując zapewne w marcu 1968 roku i wołając wraz z innymi: – „Prasa kłamie!”, mógłby teraz świadomie dopuszczać do cenzurowania informacji w pańskiej własnej gazecie”.
Ta ciągnąca się od 1977 roku walka „lewicy laickiej” ze Strzyżewskim miała na celu przedstawienie go jako przedstawiciela aparatu represji i pozbawienie go przez to dobrego imienia. Strzyżewski słusznie rekapituluje: „Chodziło o to, by w niedostrzegalny dla czytelnika sposób ukryć zarazem sprzeczność tkwiącą w owej insynuacji. No bo zastanówmy się tylko! Któż poszedłby – będąc oczywiście przy zdrowych zmysłach (robiąc to zatem ze świadomego wyboru) – do lukratywnej pracy w strukturach władzy państwowej po to tylko, by natychmiast ją porzucić, do tego jeszcze ujawniając odkryte tam grzechy i świństwa pracodawcy. A wymagało to podjęcia niebagatelnego ryzyka. Jeśli więc ten ktoś na taką pracę by się zdecydował, z pewnością starałby się osiągnięte tą drogą przywileje zachować tak długo, jak tylko to możliwe. Ale tą właśnie manipulacją „GW” starała się zamazać kontrast pomiędzy moją decyzją a decyzjami życiowymi ludzi zaprzyjaźnionych z jej własnym środowiskiem, a nawet decyzjami jego własnych przedstawicieli. Także oni przecież stanęli kiedyś przed wyborem podobnym do mojego i postąpili zupełnie odwrotnie! Wybrali nie zapowiedź bólu, upokorzeń i wyrzeczeń (jakkolwiek patetycznie mogłoby to zabrzmieć), lecz pławienie się w rozkoszach płynących z przywilejów, zarezerwowanych dla elit rządzących totalitarnym krajem. Wybrali gromadzenie bogactw pochodzących z gnębienia współobywateli. Czynili tak następnie przez długie dziesięciolecia, zanim – już nasyciwszy się – we właściwej chwili „zmienili poglądy”. Za sztandarowy przykład może tu posłużyć prezydencka kariera Kwaśniewskiego, unaoczniająca, jak to pełniona do samego końca wierna służba komunizmowi zostaje przez historię wynagradzana najwyższymi zaszczytami”.
Gorzko, ale niezwykle prawdziwie brzmią inne refleksje Tomasza Strzyżewskiego: „Po kilku latach zrozumiałem, że nic już na emigracji nie wskóram i nastawiłem się na to, że po upadku komunizmu oraz po odzyskaniu niepodległości, prawda (pełna) o CENZURZE ujrzy wreszcie światło dzienne. Jakże znów się pomyliłem! Od chwili odzyskania państwowej niezawisłości minęło już z górą 16 lat. Przez tych 16 lat opinię publiczną w Polsce nie tylko że z rzadka podkarmiano kłamstwami o mechanizmach peerelowskiej cenzury, ale wciąż jeszcze utrzymuje się ją w totalnej niewiedzy o cenzurze n o w e j – w jej pozainstytucjonalnej tym razem formie. Jak na dłoni widać, że owa niechęć do badania zjawiska całościowo i od podstaw jest pochodną lęku przed ujawnieniem własnego w nim uczestnictwa. Ów przejaw asekuranctwa ma szansę po upływie trzynastu już lat od formalnego zniesienia cenzury przybrać postać narodowego kompleksu. Terror fizyczny przeminął, zniewolenie myśli wraz z zakazem publicznej wypowiedzi są tylko wspomnieniem, a jednak wszyscy milczą!” .
Przyczyny tego milczenia tkwią korzeniami w zjawisku o wiele szerszym. W społeczeństwie, większość jednostek nie interesuje się takimi problemami, jak wolność słowa, demokracja, praworządność czy suwerenność. Większość po prostu wierzy w to, że rację ma silniejszy.
I na koniec bardzo aktualna opinia Strzyżewskiego: „Współtworzące dzisiejsze media elity czują się z naturalnych powodów zmuszone do lojalności wobec ludzi i środowisk, tworzących wcześniej system środków masowego przekazu w Polsce komunistycznej, a których obecne media są spadkobiercami. Odziedziczone bowiem po peerelowskich mediach kadry są dziś, dzięki uzgodnionej przy okrągłym stole „transformacji ustrojowej”, splecione w jedną całość z kadrami nowymi, tymi już bez peerelowskiej skazy na życiorysie. Owa przymusowa koegzystencja implikuje od samego początku takie zachowania, którymi „czyste” kadry chronią w rezultacie starszych, obarczonych „hańbą domową” kolegów, przed ujawnieniem oraz hańby tej wyeksponowaniem oraz napiętnowaniem”
W 2008 roku Tomasz Strzyżewski w proteście przeciwko działaniom Zarządu Stowarzyszenia Wolnego Słowa, „podpompowywującym – jak oceniał – fałszywą legendę Lecha Wałęsy” zdecydował się na wystąpienie z szeregów SWS-u.
W następnym roku miało ukazać ma się nakładem Narodowego Centrum Kultury nowe, poprawione i uzupełnione wydanie "Czarnej Księgi Cenzury PRL". Pomimo praktycznie zakończonych prac nad książką wydawca zakwestionował treść przedmowy napisanej przez Strzyżewskiego, który uznał takie postępowanie za formę cenzury i nie zgodził się na ingerencje w tekście. W rezultacie przedsięwzięcie pod patronatem ministra kultury i dziedzictwa narodowego nie doszło do skutku i druk książki został oficjalnie odwołany.
Wybrana literatura:
Tomasz Strzyżewski, Czarna Księga Cenzury PRL
Tomasz Strzyżewski, Matrix czy Prawda Selektywna? Antycenzorskie retrospekcje
Zabijanie słowa, Biuletyn IPN nr 2 z 2004 roku
Film Wielka ucieczka cenzora, reżyseria: Grzegorz Braun
Film Errata do biografii. Tomasz Strzyżewski, reżyseria Grzegorz Braun
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz