Poszukiwanie źródła utrzymania potrafi wyzwolić kreatywność nawet w ludziach zbędnych. Wysyłając pięćtysięczną aplikację/propozycję/pytanie, zdałem sobie sprawę, że być może męczę się bez potrzeby. Przecież od dawna jestem potencjalnym krezusem.

Kilka lat temu wpadł mi do głowy pomysł na świetny biznes. Przypomniałem sobie o nim przy okazji wymiany poglądów, którą zaowocował mój poprzedni, zatytułowany po „niemieckiemu”, tekst (za wszystkie komentarze serdecznie dziękuję). Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że zaczątki biznesplanu, który w skrócie przedstawię poniżej, nie są płodem mego geniuszu. Wzięły się z obserwacji otoczenia, ale przede wszystkim zainspirował je sukces innych.

Miłośnikom Nowej Huty i spragnionym niebanalnej rozrywki turystom, nie trzeba przybliżać świetnej inicjatywy pod hasłem „Communism Tours”. Wystrojeni w koszulkę z nieśmiertelnym „Che”, za przystępną cenę, możemy w wehikule z epoki zwiedzić najbardziej znane w Krakowie miejsca – symbole przodującego ustroju. Co prawda, jako autochton, z turystycznej oferty nie korzystam, jednak w trosce o zwiększanie atrakcyjności podwawelskiego grodu, pozwolę sobie zasugerować autorom przedsięwzięcia (ewentualnie ich naśladowcom) poszerzenie spektrum działalności. Moim zdaniem warto byłoby zaproponować klientom dodatkowo wycieczki w miejsca, w których od 1945 r. surowa ręka sprawiedliwości ludowej karała krnąbrny kler, polskich antysemitów i zaplute karły reakcji. A jest ich w Królewskim Stołecznym Mieście całkiem sporo. I dlaczego ograniczać się li tylko do Krakowa! W naszym regionie naprawdę jest co zwiedzać. Dla przykładu, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Krakowa znajdował się prężny ośrodek dla młodocianych bandytów, o których resocjalizację długie lata, kosztem zdrowia, zabiegała tak nietuzinkowa postać, jak płk Salomon Morel.

Ale dość o tym. Wracając na moment do mego poprzedniego tekstu, przyznaję rację Blackbirdowi, który zauważył w komentarzu, że krakowski dworzec PKS to „The best way to Auschwitz”. A warto dodać, że nie jest to jedyna opcja. Przy odrobinie szczęścia zaopatrzony w zakupioną na Wawelu pocztówkę z Birkenau, zagraniczny turysta, już na Floriańskiej może trafić na inne, superatrakcyjne oferty. Jak głoszą odnośne plakaty, w niektóre dni, transporty do Auschwitz zabierają ze zniżką (Auschwitz promocja!).

Skoro zaś na krakowskim Rynku można zasmakować tak dorodnych owoców wolnego rynku, swobody działalności gospodarczej i wyrozumiałego liberalizmu lokalnych włodarzy, byłoby chyba głupotą nie schylić się po leżące na ulicy pieniądze. Wykorzystajmy do maksimum możliwości, jakie daje prastary Kraków i jego nowoczesna infrastruktura. Nie ma pod Wawelem co prawda Muzeum Polskiego Państwa Podziemnego (ale czy w Krakowie było jakieś państwo podziemne?), ale na przykład Fabryka Schindlera – upamiętniająca niemieckich bohaterów ratujących Żydów przed nazistami i wywózką do polskiego obozu zagłady – od dawna stanowi obowiązkowy punkt programu zagranicznych wycieczek. Ufam, że już wkrótce zarówno na Wawelu, jak i w zameczku w Przegorzałach zostaną również otwarte stałe ekspozycje dokumentujące wkład takich postaci, jak dr Hans Frank, w wielowiekowy niemiecki wysiłek cywilizacyjny na Wschodzie. Doświadczenie zdobyte podczas uroczystości 750-lecia lokacji Krakowa na prawie magdeburskim (które wielu osobom uświadomiły, iż stolicę państwa Wiślan tak naprawdę założyli niemieccy osadnicy) stanowią w tym zakresie dobry prognostyk.

Warto przy tym pamiętać, że dziś światowym standardem w promowaniu i przekazywaniu prawdy historycznej jest interaktywność. Dlatego niniejszym chcę się z wami podzielić pewnym projektem. Szanowni Państwo, Drodzy Przyjaciele! Stwórzmy wespół w zespół turystyczno-rozrywkowo-oświatowe przedsiębiorstwo „Nazism Tours”! Propozycję kieruję do osób przedsiębiorczych, mocno zdeterminowanych na sukces, naturalnie nie tylko do krakusów.

Jak konkretnie miałoby to wyglądać? Na początek wynajmujemy/kupujemy 2 motocykle BMW „Sahara” (dla obstawy), osobowego mercedesa 770 z 1940 r. (z myślą o najbardziej wymagających klientach) i jedną, góra dwie ciężarówki z budą (dla łapanek, to jest, przepraszam, wycieczek grupowych). W domach akademickich robimy casting na załogę. Ważne są kryteria naboru. Kandydaci powinni mieć prawo jazdy, umieć posługiwać się bronią palną i lubić owczarki niemieckie oraz – co szczególnie ważne - reprezentować aryjski typ nordycki. Znajomość niemieckiego nie konieczna Szukamy wszak kandydatów na nazistów, obsługujących wycieczki do „polskich obozów zagłady”! Dodatkowo angażujemy kilkoro młodych ludzi o wyraźnie słowiańskiej aparycji, którym głowy golimy na łyso, odziewamy w czerwone koszulki z czarnym hakenkrojcem na piersi i – zaopatrzywszy w ulotki firmy - stawiamy w kluczowych punktach Krakowa. Naszych akwizytorów zachęcamy, aby w kierunku Krzyża Katyńskiego, Adama Mickiewicza, Pomnika Grunwaldzkiego, salutowali „po rzymsku”, wykrzykując przy tym pozdrowienia w rodzaju: „Za Naród, Za Kraj – 3 razy Sieg Heil!” Reklama dźwignią handlu. Pouczamy ich przy tym, żeby przybierając srogie miny, pozowali turystom do zdjęć. Za dodatkową opłatą umożliwiamy zagranicznym gościom wykonanie w towarzystwie pracowników „Nazism Tours” pamiątkowej fotki na tle pieców krematoryjnych. Że to wymaga nakładów? Jestem pewien, że przy dobrze sporządzonym wniosku o dofinansowanie, już na wstępie będziemy mogli liczyć na grant unijny. A jeśli projekt wypali, rozwijamy go w całej Polsce na zasadach franszyzy.

Czy gra jest warta świeczki? Czy przedsięwzięcie wniesie wartość dodaną zarówno w borykającą się z deficytem finansowym gospodarkę, jak i cierpiącą na deficyt wartości, sferę publiczną? Oceńcie sami.

Tu i ówdzie podnoszą się głosy, że Kraków nie w pełni wykorzystuje szanse, jakie daje mu fakt, że jest na świecie powszechnie rozpoznawalny, jako to polskie miasto, które leży niedaleko Auschwitz. Wszyscy, którzy Kraków kochają, którzy są z urzędu, bądź jedynie czują się zań odpowiedzialni, powinni wyciągnąć z tego konstruktywne wnioski. W dobie zmiennych trendów na rynkach inwestorskich, nie można przecież w nieskończoność liczyć na koniunkturę, jaką same z siebie tworzą dla grodu Kraka życzliwe, zagraniczne media. Wypromowanie miasta wymaga oddanych ludzi i nowych, niekonwencjonalnych rozwiązań, które w rezultacie zwiększą wpływy do kasy i na długie lata zapewnią pomyślność mieszkańcom, a pośrednio całemu krajowi-cmentarzowi. Jeśli w wyścigu o klienta nie chcemy przegrać z silną konkurencją, a tej wszak w Europie nie brakuje, warto chyba poważnie zastanowić się nad wyżej przedstawioną propozycją.

No to jak, wchodzicie w ten biznes? Razem młodzi przyjaciele! W szczęściu wszystkiego są wszystkich cele!

Pierwszeństwo według kolejności zgłoszeń.