Jak to jest z tym Brudzińskim?
Dziwi czasami, a nawet uważa się, że szkodzi wizerunkowi PiS ostrość wypowiedzi Joachima Brudzińskiego. Dlatego postanowiłam przyjrzeć się bliżej temu posłowi.
Oto jego credo polityczne zamieszczone na stronie
"Do polityki trafiłem w 1991 roku, kiedy byłem studentem politologii Uniwersytetu Szczecińskiego i jako zdeklarowany zwolennik prawicy włączyłem się w kampanię wyborczą Porozumienia Centrum. W tym samym roku zostałem członkiem tej partii i do dnia dzisiejszego jestem wierny temu środowisku. Przez te wszystkie lata byłem przekonany, że ocena państwa i jego struktur, a szczególnie ocena patologii toczących nasz kraj, dokonywana przez prof. Lecha Kaczyńskiego jest oceną słuszną, dlatego też, gdy powstawało Prawo i Sprawiedliwość włączyłem się z pełnym przekonaniem w budową tej partii."
Jest, więc pan Joachim oddanym i wiernym "żołnierzem" PiS. Następnym krokiem było przeczytanie wywiadu dla tygodnika Wprost - Joachim Brudziński: tragedii w Smoleńsku można było uniknąć.
Wywiad przeprowadzi Tomasz Machała. Pytał o nieobecność Brudzińskiego w kampanii wyborczej i odmawianie wywiadów?
Poseł tłumaczył się dużą ilością zając i odpowiedzialnością za kampanię w terenie, a to że PIS zawiesił działalność ostrzejszych swoich ostrzejszych polityków nazwał mitem. Zaprotestował przeciwko przyprawianiu mu gęby, że jestem „platformożercą” oszalałym z nienawiści. Zapewnił, że w Platformie jest wiele osób, które ceni i szanuje.
Dalej twierdził, że nie ma problemu by się łagodniej wypowiadał.
"Zapewniam Pana, że potrafię mówić łagodniej od Joasi Kluzik-Rostkowskiej, czy od Eli Jakubik, czy od Pawła Poncyljusza." - powiedział - "Moja pozycja w partii jest na tyle mocna, że nie ma problemu, aby ktoś zamykał mi usta. Gdybym chciał udzielać wywiadów, to bym to robił."
Brudziński zaprzeczył istnieniu w PiSie jakiegoś betonu w postaci starego zakonu PC - ludzi odmóżdżonych, pełnych agresji, nienawiści. Nie ma w tej partii zwalczających się frakcji, które co jakiś czas zdobywają przewagę. To bardzo nieprawdziwy obraz partii.
Nie mogło oczywiście zabraknąć w tym wywiadzie odniesienia do wypowiedzi szczecińskiego posła na temamt ciała prezydenta leżącego w smoleńskim błocie w ruskiej trumnie. Była to powiedziane w emocjach jakie nadal wiążą się z tą katastrofą, a nie z narzuconą cenzurą o czym mówił Jacek Kurski. Jeszcze raz dobitnie podkreślił, że nikt mu knebla nie zakładał.
Oburzyła Burdzińskiego insynuacja, że powrót do tego tematu to polityczne wyrachowanie. Stwierdził, ze po prostu skończyła się kampania wyborcza, a nie da się tej sprawy zamieść pod dywan. Trzeba kontynuować próbę dojścia do rzetelnej prawdy.
"To nie był zwykły wypadek autokaru czy samolotu. Nie można przejść od tak sobie do porządku dziennego nad tą tragedią. Dochodzenie jest dochodzeniem póki co bardzo nieskutecznym."
Nie można było mówić o tym już w czerwcu, bo każdy tego typu głos byłby odebrany jako element kampanii wyborczej.
Powiedział, że nawet jeśli by Jarosław Kaczyński był dziś prezydentem, to też do tego tematu wróciłby w ten sam sposób to się nie wyklucza z próbą zakończenia wojny polsko-polskiej, bo nie ma nic antagonizującego w chęci wyjaśnienia katastrofy, w której zginęli przedstawiciele wszystkich partii parlamentarnych w tym również Platformy Obywatelskiej.
Nie dał sobie pan Joachim wmówić, że wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, że gdyby nie było dwóch wizyt, może nie było by tragedii i o konieczności przeprosin dla brata za ustawiczne obrażanie to gra i powrót do wojennej retoryki.
Tu zauważyłam ciekawą retorykę ze strony Tomasza Machały. Otóż uważa on, że było bardzo wiele obraźliwych wypowiedzi ale z obu stron. Na równi stawia słowa o dożynaniu watah, patroszeniu Jarosława Kaczyńskiego z "Dziadkiem z Wermachtu" Jacka Kurskiego. W głowie się temu dziennikarzowi nie mieściły zwykłe ludzkie przeprosiny za całą nagonkę przed i po katastrofie.
Brudziński stwierdził, że szefostwo PO toleruje to, co wygaduje Janusz Palikot, "jest to najlepszym dowodem, że Platforma uznała, że jeśli uda się przywrócić ten poziom dyskursu sprzed 10 kwietnia, to będzie jej to służyło."
Z żalem stwierdził, że w takich warunkach koalicja PO-PIS jest znowu nie możliwa.
"Nie chcę żadnej wojny. Ani o krzyż, ani o Smoleńsk. Miałem naiwną nadzieję że my do poziomu dyskursu, przed jakim mieliśmy do czynienia przed 10 kwietnia nie wrócimy."
Następną omawianą kwestią był krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego.
"Z dużym zdziwieniem przyjąłem że jedną z pierwszych decyzji Bronisława Komorowskiego było przeniesienie krzyża. Nie chcę grać szczerymi intencjami tych którzy krzyż stawiali. Uważam za niedopuszczalne aby symbol krzyża był wykorzystywany czy to przez polityków PO czy PiS. - Nigdy nie uwierzę, że ten krzyż w jakikolwiek sposób prezydentowi Komorowskiemu przeszkadza. Jestem ostatni, który na potrzeby sporu politycznego chciałby grać emocjami tych którzy kierowani czystością swoich intencji pod tym krzyżem się modlą.
Na zarzut, że mocno niestosowne było porównywanie decyzji Bronisława Komorowskiego do decyzji komunistycznych aparatczyków, którzy walczyli z krzyżem, bo Komorowski siedział w PRLowskim więzieniu, był internowany.
Brudziński odpowiedział, że nie byłoby tej wypowiedzi, gdyby nie zapowiedź decyzji ze strony prezydenta - elekta.
Kolejny zarzut dziennikarza 'Wprost" dotyczył postawienia na czele zespołu, który ma zajmować się katastrofą smoleńską Antoniego Macierewicza, bo wg niego nie ma bardziej konfliktujących osób w PiS niż on.
Brudziński stanął w obronie tego polityka, bo m.in dzięki jego walce których, o wolną i niepodległą Polskę, wszyscy w tym również jego obecni przeciwnicy mogą zasiadać w parlamencie demokratycznej i wolnej Polski. Słowa o tym, że Macierewicz jest ogarnięty spiskową teorią dziejów nazwał starą śpiewką. Wg niego "to osoba, która ma ogromne doświadczenie w sferze bezpieczeństwa i służb specjalnych. Był ministrem spraw wewnętrznych i administracji, szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Jego doświadczenie będzie bardzo przydatne."
Poseł powiedział, że wieży w wyjaśnienie tragedii przez polską prokuraturę, bo w dobrą wolę Rosjan nie za bardzo. Powiedział, że "największe katastrofy lotnicze w Rosji zawsze kończyły się orzeczeniem takim samym: winy pilota. Obserwując to co się działo tam przy okazji olbrzymich tragedii, ataków terrorystycznych – w Rosji jest dosyć specyficzne, podejście do standardu życia ludzkiego i do procedur. Wiele śledztw w Rosji dotyczących tajemniczych zgonów np. niezależnych dziennikarzy nie zostało do końca wyjaśnionych. Z tego wynikają nasze obawy o prawidłowy tok tego śledztwa."
Dalszą część wywiadu zajmuje szczegółowe omówienie przyczyn politycznych katastrofy smoleńskiej i powodów osobnego wyjazdu na miejsce tragedii. Gdy Tusk zadzwonił z zaproszeniem wszystkie sprawy wyjazdu PiSowców były załatwione, czekano na odlot. Można przypuszczać, że decyzja premiera Donalda Tuska o wylocie do Witebska została podjęta wtedy, gdy kanałami dyplomatycznymi zorientowali się, że trwają przygotowania do wylotu Jarosława Kaczyńskiego.
Dalsze perypetie są już szeroko znane, ale i tu Brudziński je omawia. Mówi też o propozycjach złożenia kondolencji. Zadziwiło mnie to. Myślałam do tej pory, że kondolencje się po prostu składa, a nie proponuje się ich złożenie. Putin wręcz wzywał Kaczyńskiego do namiotu, bo chce mu złożyć kondolencje - paranoja.
Koniec wywiadu zacytuję w całości - "Pan Donald Tusk, w moich oczach nie jak polityk, ale także jako człowiek szacunku nigdy mieć nie będzie. Właśnie za to, że poszedł pod namiot na suche, świetnie przygotowane miejsce, pod którym to namiotem po raz kolejny, wspólnie z Panem premierem Putinem wyrażał swoją rozpacz i żal a kilkadziesiąt metrów dalej na folii, na noszach leżały ciała prezydenta Rzeczpospolitej, wicemarszałka Sejmu i ostatniego prezydenta na uchodźstwie w błocie bo tak to należy powiedzieć.
T.M.: Minister sprawiedliwości powiedział, że nie rozumie pan procedur. Te ciała, jego zdaniem nie mogły być przeniesione.
J.B.: Przecież były przenoszone, bo to nie było miejsce w którym je znaleziono. Nie winię za to Rosjan, u nich jak to mówią „ludzi mnogo”. Zresztą wielu Rosjan, których wtedy spotkaliśmy było wobec nas bardzo uprzejmych. Nigdy nie zapomnę ich wzruszenia i autentycznego współczucia jakie nam okazywali. Jesteśmy im za to wdzięczni. Ale kiedy Donald Tusk mówił tak wzruszająco o empatii i współczuciu, nie zdobył się na to, żeby zwrócić uwagę, że jest coś niestosownego w tym, jak ciało prezydenta, pierwszego obywatela Rzeczpospolitej jest traktowane.
T.M.: Czego pan oczekiwał?
J.B.: Czy w tym co mówię, jest jakieś wariactwo, że mam pretensję, że nad ciałem polskiego prezydenta, premier nie zadbał żeby został rozpostarty namiot? Czymś idiotycznym czy naiwnym jest oczekiwanie, że wraz z delegacją rządową pojawi się 4 żołnierzy kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego, którzy zaciągnęliby wartę przy ciele? Proszę zwrócić uwagę, jak słabe jest państwo polskie, jeżeli 12 godzin po katastrofie premier polskiego rządu i jego współpracownicy nie byli w stanie wyegzekwować od Rosjan, jak również osobiście nie zadbali o potraktowanie z odpowiednim szacunkiem ciała Prezydenta RP. Dzisiaj tłumaczą się, że to wynikało z konieczności przestrzegania procedur i obowiązującego rosyjskiego prawa. Nie sądzę aby przeniesienie z błota w suche miejsce, rozwinięcie namiotu, okrycie ciała biało-czerwoną flagą i zaciągnięcie warty przez żołnierzy kompanii reprezentacyjnej WP było złamaniem jakichkolwiek procedur. Mając od 12 godzin wiedzę o sytuacji na miejscu katastrofy, oraz w dyspozycji służby i instytucje całego państwa polskiego ani premier, ani nikt z jego współpracowników o tym nie pomyślał. Czy jest pan w stanie wyobrazić sobie analogiczną sytuację, gdyby nie daj Boże doszło do podobnej katastrofy samolotu rosyjskiego na terytorium Polski? Czy wierzy pan, że jakikolwiek rosyjski premier, nawet gdyby był wstrząśnięty rozmiarami katastrofy, zachowałby się tak jak premier Donald Tusk? Dlatego, moim zdaniem trzeba o tym mówić i będziemy o tym mówić.
T.M.: Ciało prezydenta było przez kilka godzin wystawione na widok dziesiątek osób na miejscu katastrofy?
J.B.: Prokuratorów, zwykłych żołnierzy, OMONowców. Wokół panował chaos, bałagan czego najlepszym dowodem jest fakt, że wśród żołnierzy, którzy mieli pilnować tego terenu znalazły się osoby, które ukradły karty kredytowe śp. Andrzeja Przewoźnika. Wie pan kto był jedyną osobą świetnie tam zabezpieczoną? Władimir Putin. Jego majestat, majestat państwa rosyjskiego w żaden sposób tam naruszony nie był. Kilkadziesiąt metrów dalej stał świetnie wyposażony namiot, z łącznością satelitarną, wszystko było perfekcyjnie przygotowane."
Myślę, że po tych przeżyciach i milczeniu dla dobra kampanii wyborczej, nie dziwi ostrość wypowiedzi Joachima Brudzińskiego.
Z resztą przy brutalności posła z Biłgoraju, Niesiołowskiego i im podobnych, jego słowa wydają się być krzykiem rozpaczy i bezsilności, a nie agresją i opluwaniem kogokolwiek.
źródło: http://www.joachimbrudzinski.pl/aktualnosci/862.html
- sgosia - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Panie Joachimie,
Putin i Thuzk tak się zachowywali, bo mieli "łup u stóp". A Kaczyńskiemu, przy składaniu kondolencji, zaaplikowaliby wąglika - nie wolno się do tej swołoczy zbliżać nawet na odległość wzroku, bo ślepskami porażą.