Wybory – kirem okryte, wodą podmyte
Wybory prezydenckie, przyspieszone katastrofą pod Smoleńskiem, zdominowane przez czas żałoby i kataklizm powodzi, będą testem naszych postaw, sprawdzianem odpowiedzialności społeczeństwa obywatelskiego, które połączone kiedyś wielką ideą Solidarności, dowiodło nie raz, że bezinteresowna pomoc i jednakowe współodczuwanie radości i smutku, jest cechą Polaków, zasługującą na podziw i szacunek.
Będą testem naszego zaangażowania w sprawy państwa, którego kształt zależy od tych, którzy 20 czerwca spotkają się przy urnach wyborczych.
Czy będzie to kontynuacja potransformacyjnych reform, probalcerowiczowskiej polityki wyniszczającej naród, prowadzącej do ruiny polskiej gospodarki, likwidacji polskiego przemysłu i grabieżczych prywatyzacji, które wyprzedażą „polskich sreber” chcą łatać ogromną budżetową dziurę? Czy chcemy kontynuacji polityki, opartej na teoretycznych koncepcjach monetaryzmu i neoliberalizmu, która, choć w pierwszym okresie przyniosła zrównoważenie rynku, w następnych latach doprowadziła do głębokiego regresu gospodarki, spadku produkcji, niskiego poziomu inwestycji, spadku realnych dochodów i bezrobocia. Czy godzimy się na kolejny deficyt, niszczenie polskich sił zbrojnych, załamanie działalności w sferze ochrony zdrowia, oświaty i kultury? Czy chcemy być obszarem neokolonialnej eksploatacji z biedą, bezrobociem i uzależnieniem politycznym i ekonomicznym?
Czy zdajemy sobie sprawę, jakie spustoszenie moralne, nie tylko wśród młodego pokolenia, dokonuje się na naszych oczach za sprawą rządzących i marnych, dyspozycyjnych mediów, nastawionych na ekspansję popkultury, bezideowość i wykorzenienie kulturowe? Jesteśmy świadkami intelektualno-moralnego niszczenia człowieka i rodziny, popularyzacji wolnych związków, aborcji, rozwodów, relatywizacji wiary i moralności. Czy godzimy się na świadome niszczenie autorytetów moralnych, bezkarne poniżanie, wykpiwanie i obrażanie naszych wartości narodowych i religijnych?
Jaką Polskę wybierzemy 20 czerwca?
Z Kraju Kwitnącej Wiśni, który kiedyś nam obiecywano, pozostał kraj kwitnącej lipy. Tandetne i lipne było wszystko, sam prezydent i jego obietnice 100 milionów. Nie sprawdziła się też druga Irlandia, zielona wyspa, która okazała się wielką wsypą członków rządu, począwszy od expose premiera, na licznych aferach kończąc. Czy oddając głos na Bronisława Komorowskiego nie popieramy właśnie Grzecha i Mira, którzy obiecują Rysiowi załatwienie na 90%, ministra Grada, sprzedającego stocznie katarskim inwestorom, którzy nie istnieli, a senator Misiak ubił interes życia? Czy wierzymy minister zdrowia, która nie zakupiła szczepionek, bo ponoć szkodzą? Głosując na kandydata PO wybierzemy też Julię Piterę, najsłabsze ogniwo w rządowym łańcuchu Tuska, odznaczonego „Słońcem Peru”, który zafundował sobie podróż życia za pieniądze podatników, przyznając się wcześniej z rozbrajającą szczerością, że „palił i się zaciągał”?
Właściwie to żal premiera Tuska. I nie można zakładać, że nie chciał dobrze. Dwa lata po traumie 2005 roku nareszcie się otrząsnął, zbyt szybko zlekceważył swe poprzednie błędy i poczuł się królem życia. A historia uczy, jak kończą tacy królowie. Zasług specjalnie nie miał żadnych, ot, zwykły historyk, zarówno umysłowy jak i czasami fizyczny, trochę opozycjonista, z niechlubnym epizodem „nocnej zmiany” i nieznajomością swej genealogii. Zwyciężył na fali krytyki IV RP, która dla „otwartych, postępowych, liberalnych euroentuzjastów” jawiła się jako niebezpiecznie zbyt patriotyczna, zbyt zapatrzona w przeszłość, niepotrzebnie broniąca narodowego interesu i polskiej racji stanu, a więc niezdolna do żadnych ustępstw, ceniąca innych bohaterów i modląca się do innego, niż pieniądz i kariera, Boga. Błąd, jaki popełnił Donald Tusk otaczając się ludźmi niekompetentnymi i nieodpowiedzialnymi, z niejasną przeszłością biznesową, musiał odbić się spadkiem wiarygodności premiera i całego rządu, skrywanym ciągle przez sondaże zakłamujące rzeczywistość. Dlatego ukuto narrację strachu, zagrożenia, intryg i służb specjalnych, której symbolem miała być IV RP – synonim ciemnogrodu i „obciachu”, w odróżnieniu od reklamowanej Polski dobrobytu, wolności i swobód obywatelskich. Powstawały krzykliwe slogany o rasizmie, antysemityzmie, ksenofobii, niewybredne dowcipy i podejrzenia, karierę robiły słowa - nie klucze, a wytrychy, jak „kaczym”, „mohery”; media analizowały każdy zwrot, gest, każde potknięcie językowe opozycji, by pejoratywne konotacje semantyczne pogrzebały na zawsze IV RP.
W rzeczywistości powstał obraz obłudnych półprawd, którymi karmiono Polaków, rodem z PRL-u konsekwentną i zinstytucjonalizowaną akcją ogłupiania „motłochu” za pomocą języka, który stał się świadomym narzędziem manipulacji, bronią, po którą sięgnięto, gdy zabrakło argumentów. „Zapluty karzeł reakcji” przybrał twarz Prezydenta, „chuliganami i warchołami” zostali nazwani stoczniowcy wyrzuceni na bruk, a prywatni kupcy z KDT zostali spacyfikowani przez prezydenta Warszawy, bo przeszkadzali w wizji nowoczesnej stolicy. Platforma Obywatelska rozpoczęła walkę tą samą bronią, którą tak krytykowała, bo to przecież „obciachowość” była motorem kampanii „antykaczyzmu”. Nagle, w akcjach dorzynania watah i przestrogach: „wyginiecie jak dinozaury”, „obciachowość” stała się cool i trendy, nurtem obowiązkowym, realizowanym przez członków rządu oraz naczelnego błazna, w dodatku niewychowanego, posła z Lublina, który mówił kiedyś o sobie, że jest „gnojem, użyźniającym polską politykę”. Wielu zresztą Polaków głosowałoby na Palikota, gdyby ten startował w wyborach. Bo nie liczy się dla „młodych, inteligentnych, z dużych miast” prawda czy poglądy, ale show, luz i „róbta co chceta” wpajane im skutecznie przez „moralne autorytety”.
W pewnym momencie Donald Tusk zorientował się, że nie zdoła wygrać wyborów prezydenckich i należy wysunąć kandydaturę marszałka Komorowskiego, który jest doświadczony i nawet jeśli nie ma charyzmy, to przecież nic, bo jak mówi satyryk Marek Majewski, mają ją tylko psychopaci. Komorowski to polityk, który w prawyborczej debacie z Radosławem Sikorskim okazał się słabym mówcą, czytającym z karki przygotowane wcześniej odpowiedzi, a i tak popełnił gafę z in vitro. Swe hasło wyborcze:„Najważniejsza jest odwaga” realizuje tylko w odważnych niezręcznościach wypowiedzi, typu: „jaka wizyta taki zamach”, „kaszaloty” czy „mam przyjemność wizytowania powodzian”. Zabrakło odwagi do konfrontacji poglądów w otwartej debacie wyborczej. W odróżnieniu od Jarosław Kaczyńskiego, polityka posiadającego wizję państwa, przygotowany program i racjonalne pomysły jego realizacji, polityka z charyzmą wielkich idei silnego i niezależnego państwa, Komorowski startuje tylko by wygrać, nie ma ambicji realizacji jakiegoś konkretnego celu, rzeczywiście walczy tylko o żyrandol. Jest prosty i nieskomplikowany, jowialny, w znaczeniu ociężałości, braku pomysłu, idei, do której mógłby przekonać Polaków, krytykujących też jego zamiłowania do polowań i słowa: „Będę strzelał jak do kaczek tylko powstrzymuje mnie teraz okres ochronny dla ptactwa". Podczas spotkania 8 czerwca z internautami wykazał wyjątkową hipokryzję w stwierdzeniu, że należy uważać na słowa, które mogą ranić. Trwa wiec festiwal oszczerstw i kpin w wykonaniu Platformy i jej orędowników: Niesiołowskiego, Kutza, Bartoszewskiego i bezgraniczne chamstwo Palikota, który nazwał Jarosława Kaczyńskiego „Podróbą i kopią swego brata”.
Ani katastrofa smoleńska, ani tragiczna powódź nie przerwała retoryki walki, wręcz wojny, ogłoszonej przez Andrzeja Wajdę, którą prowadzi Platforma i sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego używając tej samej broni, którą krytykował wcześniej.
Decydując się na udział w wyborach prezydenckich musimy jasno określić jakiej Polski chcemy, jakie wartości są dla nas najważniejsze. Rząd Platformy udowodnił, że nie jest rządem na czasy kryzysu, narodowych tragedii i żywiołowych klęsk. Jest rządem tylko na sukces, bo składa się z pijaru i manipulacji, które nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa najwyższym osobom w państwie i wszystkim Polakom.
Jaka będzie Polska, gdy PO zdobędzie całkowitą i niekontrolowaną władzę? Czy będzie krajem demokratycznym, czy krajem rosyjskiej strefy wpływów, w którym Paweł Graś po rosyjsku przeprasza milicjantów OMON-u?
Czy potrafimy wyciągnąć wnioski z narodowej tragedii, oddzielić prawdę od fałszu i wybrać Polskę, bo ona jest najważniejsza? Jestem pewna, że tak. Mądry naród zasługuje na mądrych rządzących. Ma rację profesor Krasnodębski. Tym razem grubej kreski nie będzie.
Tekst opublikowany w 23 nr. Warszawskiej Gazety
- MagdaF. - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Świetny tekst!
Wrzuciłem go na www.iskry.pl
...po prostu człowiek
2. pionek
Wielkie dzięki.
MagdaF.
3. Nie ma za co
ten tekst to jedynie przyjemność dla iskier
...po prostu człowiek
4. Zbyszek Hawryszko
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl