Długo już nie czytałem publicystyki T. Wołka i zastanawiałem się, czy wiele przez to straciłem. Okazuje się, że nie.
Wołek z refleksem szachisty wziął się właśnie do analizowania gruzińskiej wyprawy L. Kaczyńskiego i - polemizując z A. Michnikiem - stwierdza, że nie widzi powodów, by za cokolwiek chwalić prezydenta. Trudno się zresztą Wołkowi dziwić, skoro jego zdaniem "bracia Kaczyńscy", no i oczywiście PiS, ściągnęli na Polskę takie plagi, jak rusofobia, germanofobia i eurofobia. Zaskakiwać może jedynie, że nie wspomniał o Agorafobii, no ale może nastęnym razem tę listę uzupełni.
Charakterystyka oskarżonego wygląda w ustach niezmordowanego Wołka tak:
"Prezydent, który w Tbilisi tak zaimponował Adamowi Michnikowi, to przecież ten sam człowiek, który od dawna podważa, a nawet niszczy reputację Polski za granicą. Który nie tylko przyzwala na fałszowanie najnowszej historii, ale proceder ten wspiera. Czymże innym jest dezawuowanie dziejowej roli Lecha Wałęsy, opluwanie innych bohaterów Sierpnia '80, traktowanie szefów dyplomacji w Polsce odrodzonej niczym zgrai sowieckich agentów? Jak inaczej nazwać tolerowanie, jeśli nie akceptację wybryków Macierewicza, Ziobry, Jacka Kurskiego, a przede wszystkim własnego brata? Czy też ostentacyjne wywyższenie Waszczykowskiego, nielojalnego urzędnika szkodzącego polskiej racji stanu? Niepodpisanie traktatu lizbońskiego wypomina już sam Michnik. Polityka zagraniczna Kaczyńskiego nie różni się w zasadzie od jego "polityki historycznej".
Wszystko to osłabia powagę i pozycję Polski, gdyż zwłaszcza Wałęsa, ale też Bartoszewski i Borusewicz to dla świata emblematyczne znaki polskości. A potem zżymamy się, iż obalenie komunizmu kojarzy się Europie raczej z murem berlińskim niż ze Stocznią Gdańską."
Czyli gorzej już być nie może. Niszczenie reputacji Polski, fałszowanie historii, opluwanie bohaterów, tolerowanie wybryków brata, wywyższanie nielojalnych urzędników i wiele wiele innych ciężkich grzechów, których Wołek chyba przez wzgląd na skromną objętość "GW" nie chce wymieniać. Można jedynie sarkać na to, że do tej pory jeszcze Kaczyńskiego nikt przed Trybunałem Stanu nie postawił, bo przecież choćby z tych wyliczeń widać, że byłoby za co. Zdaniem niezmordowanego Wołka, który, jak stwierdza, ma osąd podobny do tego, jaki wyraża światowa opinia publiczna, więc nie bylejaki, Kaczyński generalnie wygłupił się popierając Gruzję w chwili zaatakowania jej przez Rosję.
Szkoda, że nie dodaje, kogo w takim razie Polska powinna była poprzeć w tym konflikcie. Może w ramach walki z plagą rusofobii - Rosję? Zamiast tworzyć "egzotyczny sanitarny kordon" z egzotycznymi państwami, powinna była, jak sądzę, dołączyć do braci Moskali - może tak jak kościuszkowcy, którzy z armią czerwoną przeszli kawał świata, wyzwalając go spod faszyzmu, a w zamian pomagając zainstalować się w paru krajach bolszewikom. Wyzwalanie bowiem w stylu wojsk rosyjskich polega na tym, że na wyzwolonych terenach musi pozostawać (w celach pokojowych, to zrozumiałe) zwykle jakiś kontyngent wojskowy armii wyzwolicielki wraz z wyzwolicielską agenturą, no ale mniejsza z tym.
Wołek za wzór podaje, oczywiście, Niemców i Francuzów, którzy znakomicie się zachowali w obliczu agresji rosyjskiej, a nie jak Kaczyński, co się zapędził w kozi róg. Nie dodaje jedynie, że to może akcja Kaczyńskiego wywołała mimo wszystko jakiś istotny rezonans w UE, bo gdyby do zdecydowanych działań Polski i krajów, które wsparły Gruzję, nie doszło, to stara UE w ogóle by Rosji pobłogosławiła w ustanawianiu nowego sowieckiego porządku; nieważne. (Z dzisiejszego punktu widzenia możemy powiedzieć, że UE w końcu pobłogosławiła, tylko nie robiąc wokół tego gestu wielkiego szumu :).
Wiemy przecież, że Wołek ma dość prosty schemat myślenia sprowadzający się do frazy: cokolwiek Kaczyńscy uczynią, jest złe. Jest w tym myśleniu tak konsekwentny, że nawet zdanie przeciwne Michnika nie jest Wołka w stanie wyciągnąć z koleiny. Ale też, powiedzmy sobie szczerze, nie ma czego żałować. Publicysta, który wykonał tyle wolt ideowych w swoim życiu intelektualnym, może sobie w końcu myśleć wedle najprostszych i najbezpieczniejszych schematów, byleby go salon nie odrzucał, a przecież za takie ortodoksyjne we właściwym, politpoprawnym znaczeniu, myślenie, salon sowicie wynagradza.
Jak to zwykle u Wołka w bombastycznej publicystyce, gdy dojeżdza on do mety, staje przed trybunami na pedałach roweru z uniesionymi rękami, czyli jego mowa zamienia się w hymn z akompaniamentem kołobrzeskiej orkiestry wojskowej:
"Ten etos, który zespolił zarówno polskie elity polityczne, jak i większość społeczeństwa, owe cnoty, jakie Michnik dostrzegł w Tbilisi - a więc honor, wolność, godność, wsparte jeszcze rozumem politycznym - ja widziałem raczej gdzie indziej i kiedy indziej. W sierpniu 1980 r. i przy Okrągłym Stole. W amerykańskim Senacie podczas słynnego przemówienia Wałęsy. I na kijowskim Majdanie, kiedy prezydent Kwaśniewski skutecznie podtrzymywał pomarańczową rewolucję - ramię w ramię z... Kaczyńskim, Wałęsą, Komorowskim. To wtedy "Mazurek Dąbrowskiego" brzmiał mocno, czysto i harmonijnie."
Mazurek Dąbrowskiego wybrzmiewał też na zjazdach PZPR, pragnę przypomnieć. Wtedy była w jego brzmieniu moc, czystość i harmonia, jak należy. Gdyby zaś Wołek wypowiadał się wyłącznie o piłce nożnej, to jego głos też brzmiałby jak należy. Szkoda, że z tej możliwości nie skorzystał tym razem.
http://wyborcza.pl/1,88975,5738970,Kaczynski_w_Tbilisi_nie_napawal_mnie_duma.html
PS. Nikt nie musi mi przypominać, że znakomity kiedyś piłkarz związany jest dziś z SLD, niestety. Wot, żizń :)
1 komentarz
1. Redaktor Wołek i kompani to