MOSKIEWSKA ODWAGA BRONISŁAWA K. (Aleksander Ścios)
Jest tylko jedno miejsce, gdzie Bronisław K. może poczuć się bezpiecznie, mając świadomość, że nikt nie zada mu niewygodnych pytań. Pupil rosyjskich mediów musiał zatem znaleźć się w Moskwie, by podjąć odważną „dyskusję z internautami”, a pod jej pretekstem napluć na Prezydenta Kaczyńskiego i śmiało dokopać jego bratu.
Odwaga Bronisława K. pozwala mu od lat krytykować polskiego prezydenta i polskich polityków i stawać mężnie w obronie rosyjskich interesów. Pamiętamy przecież, że test, jaki płk Putin przeprowadził w Gruzji, każąc strzelać do konwoju polskiego prezydenta - Bronisław K zdał celująco.
Ten piewca niezależności, mógł zatem w Moskwie podzielił się uwagą, że Prezydent Kaczyński „rozpoczął swoją kadencję w taki sposób, który utrudnił mu występowanie w roli niezależnego prezydenta, bo od słynnego złożenia raportu „panie prezesie, melduję wykonanie zadania. To był zły sygnał i złe tego skutki. Pan prezydent miał wiele walorów, wiele zalet, ale niewątpliwie był głęboko uwikłany w lojalność wobec swojego brata i wobec środowiska politycznego, któremu przewodzi Jarosław Kaczyński”.
Sam Bronisław K. przed dwoma miesiącami jasno wyłożył swoją wizję niezależności, gdy pytany, jak widzi rolę prezydenta i czy zgadza się z założeniami ograniczenia prawa weta dla prezydenta, odpowiedział, że „należy uczynić z Kancelarii Prezydenta instytucję wspierającą rząd”.
Żartobliwy „raport” Lecha Kaczyńskiego musiał mocno utkwić w pamięci Bronisława K. W grudniu ubiegłego roku gdy w wywiadzie dla TVN deklarował: „Chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Okres konfliktu i braku współpracy z rządem. – dodał – „Ten słynny meldunek: "Panie prezesie melduję wykonanie zadania", zaciążył nad całą prezydenturą”. W tekście „Kandydat Komorowski” zadałem wówczas prowokacyjne pytanie: „Jeśli w efekcie medialnych manipulacji i bezpieczniackich gier operacyjnych, Bronisław Komorowski zostałby prezydentem Polski – dziś jeszcze można zapytać - komu złoży meldunek o wykonaniu zadania?
Za kilka miesięcy, możemy już nie móc zadać tego pytania”.
Ta prognoza zdaje się powoli sprawdzać. Wiemy już, że wobec polskich wyborców Bronisław K. nie wykaże się odwagą i nie zechce publicznie odpowiedzieć na wiele ważnych pytań dotyczących swojej przeszłości. Fakt, że mamy prawo sprawdzić - czy ten, któremu obywatele powierzają najważniejszy urząd, jest godnym go sprawować – nie ma znaczenia w państwie zwanym III RP. Nie ma również znaczenia dla polskich dziennikarzy i publicystów, tchórzliwie uciekających od odpowiedzialności. Szykuje się zatem sytuacja, w której część społeczeństwa, skłonna dochodzić swoich obywatelskich praw do rzetelnej informacji, będzie zdana na domysły i dywagacje, a pytania – które winni zadać reprezentanci interesu społecznego, nie zostaną nigdy zadane
Pewną nadzieję przynoszą słowa Bronisława K. wypowiedziane w moskiewskim wideo - czacie, iż „wielkim wyzwaniem jest, żeby starać się o to, aby nie nastroje żałobne decydowały o wyniku wyborów prezydenckich, ale ocena dotychczasowych osiągnięć kandydatów, ich zdolności do prowadzenia spraw polskich oraz elementy programu”.
Liczę zatem, że sam kandydat w publicznych wystąpieniach wskaże Polakom swoje „osiągnięcia i zdolności do prowadzenia spraw polskich”. Liczę, że zwolennicy Bronisława K. , rzesze dziennikarzy i publicystów, sławiących dobre imię tego pana - rzucą się do klawiatur, by przedstawić nam owe osiągnięcia, wskazać okoliczności i dowody świadczące o szczególnych zdolnościach kandydata do „prowadzenia spraw polskich”.
Liczę również, że moim rodakom nie zabraknie rozumu, by skonfrontować je z prawdą.
Wiemy, że na Bronisława K. przyszła chwila, gdy na odwagę jest za późno. Chwila, w której tchórz staje się postacią tragiczną, bo przeświadczoną o własnej wielkości i nietykalności. Moskiewska odwaga, jaką od lat wykazywał ten człowiek, znalazła dziś swoje miejsce. Stosowne dla Bronisława K.
Nie możemy jedynie dopuścić, by w naszej, polskiej historii, ten człowiek odegrał rolę nieporównywalnie groźniejszą, niż odgrywa dziś.
Przypomniałem przed trzema miesiącami fragment wspomnień Bronisława K., z wywiadu – rzeki, jakiego udzielił Teresie Torańskiej w 2006 roku:
„Mój tata oczekiwał ode mnie jakiegoś szaleństwa patriotycznego, oczekiwał, że my, jego dzieci, będziemy dawali świadectwo prawdzie. Będziemy mówili, ryzykowali, a jak trzeba, to fiut na Syberię albo do lasu. Czułem się trochę jak necandus - jest taki termin łaciński - skazany na zagładę, przeznaczony na śmierć. Miałem być kolejnym Komorowskim, który pójdzie na wojnę, do powstania, do partyzantki, do więzienia. Kolejnym kamieniem rzuconym na szaniec”.
Są w „Edypie” Sofoklesa słowa, jakie przyszły władca Teb miał usłyszeć od wyroczni delfickiej. Brzmią one – „Deus dixit: “Tibi pater necandus et mater in matrimonium ducenda est”. Po usłyszeniu tych słów Edyp nie chciał wracać do ojczyzny, by przepowiednia nigdy nie została spełniona. Słowa wyroczni wolno przetłumaczyć - „Bóg powiedział: „ty musisz zabić ojca i poślubić swoją matkę”.
My wiemy, że Bronisław K. wróci z Moskwy.
Necandus – jest przeznaczeniem, fatum– zgotowanym człowiekowi, czasem wbrew jego woli. Trzeba zrobić wszystko, by w naszej najnowszej historii Bronisław K. nigdy nie odegrał przeklętej roli necandusa.
http://cogito.salon24.pl/151253,kandydat-komorowski
http://cogito.salon24.pl/155907,necandus
http://cogito.salon24.pl/179589,moskiewska-odwaga-bronislawa-k
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz