Uskrzydlona postać dynamicznego młodzieńca dla Bartoszewskiego
Ze wszystkich uciech laickiej liturgii najbardziej podobają mi się ćwiczenia długich kroków i balety o medale, ordery, nagrody, puchary i inne oscary. Przemówienia, ukłony, podziękowania, kamery, flesze, bukiety kwiatów, dzieweczki w strojach krakowskich, albo dziewczyny na dwudziestocentrymetrowych obcasach, kanapki, kanapeczki, kieliszek wina i piwko – pełna celebra!
Monopolistą w tym względzie były do niedawna instytucje rządowe w Warszawie, ambasady (ach, ta ambarasująca Polonia!) i ZBOWiD. Na szczęście monopol ten bywa przerywany.
Zachciało się zatem słusznie samozwańczemu Kongresowi Polonii Niemieckiej (kto tych panów w ogóle kiedykolwiek wybierał?) własnego Oscara, żeby się nawzajem nagradzać oraz stawać w światłach rampy. I mają. Mocne brawo za udaną inicjatywę w procesie decentralizacji i działalność antymonopolową!
Tym razem doszło do niej w Akwizgranie, małym miasteczku na granicy z Holandią i Belgią, godzinę drogi autem z Kolonii, lecz to była tylko sceneria i scenografia. Chodziło bowiem o imprezę rdzennie polską. Akwizgran (Aachen) był w tym roku przez trzy dni miejscem obchodów „Europejskiego Dnia Polonii”. Otwarto wystawę zdjęć upamiętniających działalność polskich grup wspierających „Solidarność” w stanie wojennym, co stanowić będzie właściwą oprawę na przyjęcie polskiego premiera 13 maja, oraz w Sali Koronacyjnej ratusza wręczono ustanowione w ubiegłym roku nagrody Polonicus. Komu? O tym doniosły media, ale na nikim takie doniesienia nie robią już wrażenia.
A na mnie robią, choćby z przyczyn społeczno-towarzyskich (patrz pierwsze zdanie).
Szczególnie szczerze rozwesela mnie każdy publiczny występ w Niemczech Władysława „Profesora“ Bartoszewskiego. Czy będzie to przemówienie w Bundestagu, odebranie takiej czy innej nagrody, wystąpienie opisujące grozę "rządu Strasznych Bliźniaków” (cytat) czy choćby tylko laudacja na cześć kogoś o wiele mniej zasłużonego- wszystko są to tylko drobne preteksty do niezmordowanego zachwalania własnej osoby i osobistych przymiotów, co nieubłaganie niesie ze sobą efekt humorystyczny. Publiczność się ożywia, jedni klaszczą i kiwają z aprobatą głowami, inni chcieliby gwizdać albo wyliczać niezałatwione problemy między Niemcami i Polakami i trzeba ich wyprowadzać z sali. Tak, czy siak – jest to zawsze wydarzenie, które zapada w pamięci.
Nie wiadomo właściwie, jakie konkretnie zadania ma do spełnienia „Wunderwaffe” Donalda Tuska czyli minister do spraw polsko-niemieckich i czym się zajmuje na codzień, jednak – jak mogłam sama wielokrotnie zaobserwować – jedno jest pewne- Władysław Bartoszewski łączy Niemców z prawa i z lewa we wspólnej ksenofobicznej niechęci do Polski i Polaków.
I za to należą mu się dzięki! Wszystko, co służy pojednaniu niemiecko-niemieckiemu przyjmowane jest w Niemczech zasłużenie z głęboką wdzięcznością. Dlatego na głowę i ramiona Władysława Bartoszewskiego spada tu taki deszcz nagród, tytułów, medali i innych wyróżnień (patrz tutaj). A podobno spotkał go przed laty zaszczyt największy – Władysław Bartoszewski, jak mogłam wyczytać kiedyś w wywiadzie zamieszczonym w dzienniku „Bild”, został nawet sąsiadem samego Helmuta Kohla na jeziorem Wolfgangsee. To mu się naprawdę należało.
Dlatego, jak wspomniałam wyżej, nie zrobiła na nikim większego wrażenia informacja , że Władysław Bartoszewski znowu odebrał w Akwizgranie (Aachen) jakąś nagrodę, tym bardziej, że to tylko niewielka statuetka i to w dodatku bez domieszki metali szlachetnych. Czy dochodzi do tego jakiś czek – tego nie wiadomo i – przyznajmy- nie ma to przy osobie tego formatu żadnego znaczenia. Nagroda nazywa się Polonicus. Jest to odlew z brązu o wysokości 36 cm i przedstawia uskrzydloną postać odważnego i dynamicznego młodzieńca. Po raz pierwszy została wręczona w ubiegłym roku, a jej laureatem został m.in. kabarecista Stefan Möller. Władysław Bartoszewski, który jest obok pewnego nadredaktora równie zagorzałym kolekcjonerem wszelkich nagród, otrzymał ją w tym roku za utwór pod tytułem: dialog polsko-niemiecki.
W tym miejscu trzeba wyrozumiale przymknąć oko. Jak wiadomo, specjalnością laureata nie są dialogi, a definitywnie sceniczne monologi, ale niech mu tam! Grunt, że jest zabawnie! Inaczej Kongres Polonii Niemieckiej z panami Wielickim i Zającem na czele nie wiedziałby, co z tym fantem, czyli Polonicusem w tym roku, roku okrągłej rocznicy Sierpnia 80, zrobić. Wypadałoby może nawet przyznać ją Annie Walentynowicz, bohaterce nie tylko Sierpnia 80, ale i niemieckiego filmu o niej samej, ale ona przecież taka niesceniczna! I nie zna niemieckiego. I film ją oburzył! . Faktem jest, że ze świecą można szukać w Polsce i wśród Polonii kandydata lepszego od „Profesora”. I nie znajdzie się!
Inna rzecz, że problem odrodzi się na nowo w perspektywie roku 2011 i być może jeszcze roku 2012, więc może Władysław Bartoszewski znowu się załapie, tyle że w innej kategorii, i w innym towarzystwie niż mniejnagradzany marszałek Parlamentu Europejskiego Buzek (daj Im Boże zdrowie!) ale potem to już Indianie Hopi i Aztekowie przewidzieli koniec świata, więc pewnie czeka nas albo potop, albo chmura z kolejnego islandzkiego wulkanu. Martwić się o laureata dla Polonicusa nie będzie już trzeba. Martwić się o zapewnienie laureatowi kolejnej nagrody – tym bardziej.
Fot.:Rafał Guz/Fotorzepa
- Joanna Mieszko-Wiórkiewicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. * Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
Pani Joanno, muszę przyznać, ze bardzo łaskawie potraktowała Pani her "Profesora" :)
Jak ja o nim pisałem to byłem chyba w podłym nastroju, abo co..
.http://spiritolibero.blog.interia.pl/?id=1860777
Pozdrawiam.
http://polacy.eu.org/
2. Patriota
3. Kolejna operacja maskująca
Ten padający od wielu lat deszcz niemieckich nagród, to tylko
operacja maskującą mająca przykryć prawdziwą przynależność tego
sovieckiego dyplomatołka