Taki pogrzeb (sic!)
tu.rybak, pt., 23/04/2010 - 00:45
Myślałem, że dużo widziałem. Myliłem się.
Pierwszy był Wawel. Rozpoczęty przez znanego reżysera Wajdę. Reżyser ów zaprotestował na łamach równie znanej gazety przeciwko pochowaniu Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. W ten sposób gazeta rozpoczęła subtelne przeżywanie żałoby narodowej. Nie tyle może rozpoczęła, ile nadała jej inny, szlachetniejszy, rys.
Dołączyli następni reżyserzy, literaci i dziennikarze. Nie będę cytował, wypowiedzi są znane. W skrócie rzecz ujmując, niosący kaganek oświaty rozpoczęli pouczanie jak można i jak powinno przechodzić się przez okres żałoby. Te wypowiedzi też są znane, w zasadzie sprowadzają się do nie za bardzo, bądźmy razem czy nie używać trumien.
Ten nowy świecki sposób przeżywania żałoby - wprowadzony zapewne przez Towarzystwo Krzewienia Jaja Świeckiego, jako pokłosie konkursu na współczesne scenariusze społecznych euroobrzędów - u normalnych ludzi powoduje co najmniej zakłopotanie. Jeśli nie niesmak czy zwykłe oburzenie.
Zaraz potem wkroczył internacjonalizm. Wszyscy możni tego świata zadeklarowali przyjazd na pogrzeb do Krakowa. Świadczyło to zarówno o szacunku dla zmarłych jak i o sile naszej polityki zagranicznej. Właściwie zapowiadało się na tryumf. Albo tryumfy. Niestety, internacjonalizm charakteryzuje się pewną deklaratywnością, a i siła naszego kraju ostatnio wzrosła wyłącznie w naszej prasie. Tak więc przybyli wyłącznie Ci, którzy znali sens słowa szacunek dla zmarłych, a olali ci, którzy i tak naszych żywych olewają.
Kolejnym etapem wprowadzania w społeczny krwioobieg współczesnej wersji myśli Diogenesa stał się pogrzeb Janusza Kurtyki. Tu na czele postępu stanęli - według różnych źródeł - kardynał (sic!) Dziwisz bądź były rektor UJ i współpracownik SB w jednym Ziejka. Otóż zmienili decyzję co do miejsca pochówku na mniej eksponowane, wymeldowali trumnę ze zwłokami z kościoła - z przyczyn technicznych (sic!) - i nadal zapewne uważają, że to deszcz pada...
Jakby to było mało, kolejna próba wprowadzenia świeckiej obrzędowości miała miejsce, wyjątkowo nie w Krakowie, a w Gdańsku. Na pogrzeb Anny Walentynowicz wieniec podrzucił (sic!) marszałek Sejmu Komorowski. Sam widać nie mógł, ale wysłał wieniec z doradcą. Doradca według świadków był w stanie wskazującym na pomroczność filipińską i podrzucił wieniec jakieś dwie godziny po pogrzebie wzbudzając niesmak wśród przeżywających uroczystość jeszcze według starych wierzeń.
Tłumaczył się będzie zapewne, że zrozumiał słowa o podrzuceniu dosłownie no i wyszło jak wyszło. A że się napił?
Oczywiście czepiam się, jako przedstawiciel wymierającego ludzkiego gatunku, ale mam to szczęście, że własnego pogrzebu nie doczekam.
Pierwszy był Wawel. Rozpoczęty przez znanego reżysera Wajdę. Reżyser ów zaprotestował na łamach równie znanej gazety przeciwko pochowaniu Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. W ten sposób gazeta rozpoczęła subtelne przeżywanie żałoby narodowej. Nie tyle może rozpoczęła, ile nadała jej inny, szlachetniejszy, rys.
Dołączyli następni reżyserzy, literaci i dziennikarze. Nie będę cytował, wypowiedzi są znane. W skrócie rzecz ujmując, niosący kaganek oświaty rozpoczęli pouczanie jak można i jak powinno przechodzić się przez okres żałoby. Te wypowiedzi też są znane, w zasadzie sprowadzają się do nie za bardzo, bądźmy razem czy nie używać trumien.
Ten nowy świecki sposób przeżywania żałoby - wprowadzony zapewne przez Towarzystwo Krzewienia Jaja Świeckiego, jako pokłosie konkursu na współczesne scenariusze społecznych euroobrzędów - u normalnych ludzi powoduje co najmniej zakłopotanie. Jeśli nie niesmak czy zwykłe oburzenie.
Zaraz potem wkroczył internacjonalizm. Wszyscy możni tego świata zadeklarowali przyjazd na pogrzeb do Krakowa. Świadczyło to zarówno o szacunku dla zmarłych jak i o sile naszej polityki zagranicznej. Właściwie zapowiadało się na tryumf. Albo tryumfy. Niestety, internacjonalizm charakteryzuje się pewną deklaratywnością, a i siła naszego kraju ostatnio wzrosła wyłącznie w naszej prasie. Tak więc przybyli wyłącznie Ci, którzy znali sens słowa szacunek dla zmarłych, a olali ci, którzy i tak naszych żywych olewają.
Kolejnym etapem wprowadzania w społeczny krwioobieg współczesnej wersji myśli Diogenesa stał się pogrzeb Janusza Kurtyki. Tu na czele postępu stanęli - według różnych źródeł - kardynał (sic!) Dziwisz bądź były rektor UJ i współpracownik SB w jednym Ziejka. Otóż zmienili decyzję co do miejsca pochówku na mniej eksponowane, wymeldowali trumnę ze zwłokami z kościoła - z przyczyn technicznych (sic!) - i nadal zapewne uważają, że to deszcz pada...
Jakby to było mało, kolejna próba wprowadzenia świeckiej obrzędowości miała miejsce, wyjątkowo nie w Krakowie, a w Gdańsku. Na pogrzeb Anny Walentynowicz wieniec podrzucił (sic!) marszałek Sejmu Komorowski. Sam widać nie mógł, ale wysłał wieniec z doradcą. Doradca według świadków był w stanie wskazującym na pomroczność filipińską i podrzucił wieniec jakieś dwie godziny po pogrzebie wzbudzając niesmak wśród przeżywających uroczystość jeszcze według starych wierzeń.
Tłumaczył się będzie zapewne, że zrozumiał słowa o podrzuceniu dosłownie no i wyszło jak wyszło. A że się napił?
Oczywiście czepiam się, jako przedstawiciel wymierającego ludzkiego gatunku, ale mam to szczęście, że własnego pogrzebu nie doczekam.
- tu.rybak - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. I po tym wpisie
2. .."A Gabriel (z "Rz" siedział
.."A Gabriel (z "Rz" siedział obok i bredził o kontrowersyjnych artykułach zamiast dać mu w pysk.".. sam I.Janke na swoim blogu w S24 potępił Rymkiewicza, więc co może Gabriel? Ma tylko posadkę .
Inny bohater Semka w ogóle milczy.Taką mamy oto "klasę prawicową".
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. No po prostu koszmar
4. A może raczej kurewstwo.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. :)