Uroki nowoczesnego zamordyzmu
FreeYourMind, pt., 26/03/2010 - 19:30
Kataryna przywołała dwie bezcenne doprawdy wypowiedzi, o których zapewne wszyscy zdążyliśmy zapomnieć, a które trzeba przypominać bez końca, ponieważ pochodzą od ludzi „utytułowanych” i „zasłużonych”. Obie te wypowiedzi charakteryzują się taką kondensacją zamordyzmu, że sam się zastanawiam, czy – hipotetycznie zakładając – gdyby ludzie, mówiąc górnolotnie, tacy jak my, czyli totalne oszołomstwo antykomunistyczne, które zbiera się w takich sotniarskich miejscach jak Miasto Pana Cogito, no więc, gdybyśmy my zasiadywali na jakichś decydenckich stanowiskach i gdyby od nas zależało to, czy taki J. Winiecki czy M. Król mają prawo wykonywać swój zawód i uczestniczyć w debacie publicznej, to należałoby tego prawa im udzielić, czy jednak tego prawa tym ludziom odmówić. Jak się powinien zachować wolnościowiec i konserwatysta (i jeszcze w dodatku katolik) wobec zamordysty? To poważny problem etyczny – czy zamordystę można brać za twarz?
Jak ograniczyć działanie zamordystów i nie zostać posądzonym o zamordyzm – oto dylemat, którego, jak podejrzewam, nawet Aleksander Ścios, nie licząc Rolexów i innych z czarnej sotni, nie jest w stanie w prosty i szybki sposób rozwiązać. Przyjrzyjmy się argumentacji Winieckiego (było nie było, specjalisty od prawa) oraz Króla (było nie było historyka idei i teoretyka myśli liberalnej, co niby z wolnością ma mieć coś wspólnego). Co nam powiadają ci dwaj mędrcy świata, monarchowie?:
„Tylko piana z ust i typowe pomówienia charakterystyczne dla wszystkich bolszewików: od premiera do szeregowego dziennikarza inkwizytora, takiego jak Pani. (...) Pani ma teraz, jak rządzący PiSuariat, swoje pięć minut i jak oni zniknie Pani z grona tych, na których zwraca się uwagę. (...) Tak więc, nie wykluczałbym, że wcześniej jeszcze, nim PiS przegra wybory, po "Rzepie", a w każdym razie "Rzepie" w jej obecnym kształcie ideologicznym, nie zostanie nawet ślad i powróci Pani tam, gdzie jest Pani właściwe miejsce - to znaczy do jakiejś egzotycznej niszy (czy jaskini) jak "Gazeta Polska"”
Zauważmy, że Winiecki przede wszystkim kobietę traktuje jak śmiecia. Jego pogarda jest nieskrywana i można powiedzieć „krystaliczna”. Przypomina to słynną sentencję Wałka o śmieciu, który ośmielił się pomyśleć, że Wałek jest TW Bolkiem – tym „śmieciem”, gwoli przypomnienia był G. Braun w filmie „Plusy dodatnie, plusy ujemne”. Na tym jednak nie koniec, bo Winiecki za śmieć uważa jeden z ogólnopolskich dzienników i jeden z ogólnopolskich tygodników. Ciekawe, jak w tej hierarchii bytów sytuowałyby się takie wykwity (wydzieliny?) ludzkiej myśli, jak „NIE” czy legendarny „Zły”? Może nie byłyby to śmiecie?
Przyjrzyjmy się teraz elukubracjom Króla:
„Nie chciałbym nikogo obrażać, ale odnoszę wrażenie, że blog jest czymś – proszę darować to określenie – idiotycznym. Pozwala każdemu wygłaszać opinie na tematy kompletnie dowolne.”
Mędrzec nie precyzuje nam, o jaki blog chodzi, ale podejrzewać możemy, że wcale nie o jakieś „różowe blogaski” czy jakieś wyzewnętrzniania się o modzie, sponsorowane przez Czerską, lecz o blogi polityczne.
„Tymczasem wcale nie uważam, że tak być powinno. Bo jedni mają opinie, inni - wyrobione jedynie ich zalążki, a pozostali - nie mają ich wcale. (...)”
Święta prawda. Domyślamy się, że Król ma opinie, a buraki na blogach nie. Można jedynie dziwić się, że tych buraków ktoś jeszcze czyta.
„W internecie można znaleźć więc anonimowe blogi, anonimowe wypowiedzi i anonimowe komentarze, które zamieszczane są również w internetowych wydaniach dzienników pod artykułami. Dla mnie jest to bardzo ponure i niebezpieczne zjawisko, które w przyszłości zaowocuje negatywnymi skutkami. Mówię to dlatego, że dotychczas cała upowszechniona kultura pisana opierała się na możliwości skrytykowania nawet największych głupstw, najbardziej marnych książek, których autorzy byli znani. Tymczasem w internecie opinie są anonimowe – a ich autorstwo nie niesie za sobą żadnej odpowiedzialności.”
Ba, ale tu Król zakłada, że sam jest znany, ale czy to pewne? Trzeba by się przejść ulicami i popytać, kto ostatnio jakąś książkę lub artykuł Króla czytał? Kto wie też, czy jakby Król bloga założył, to nie potraktowano by jego imienia i nazwiska jako ANONIMOWEGO nicka?
„Oceniam to jako złe zwycięstwo demokracji, bo każdy idiota ma dzięki temu takie same prawa do wygłaszania swoich sądów jak wybitni myśliciele, publicyści, czy prawdziwi dziennikarze.”
Tu oczywiście nie mamy najmniejszych wątpliwości, że Król sytuuje się po stronie tych wybitnych, a nie idiotów. No więc tak się zastanawiam, łamię sobie głowę, co tak naprawdę wybitnego Król napisał czy powiedział i jedyne, co mi przychodzi do głowy, to to, jak prorokował, że gdy nie wejdziemy do „UE”, to Polska zamieni się w białoruski skansen, a to nieszczególnie odkrywcza myśl była; poza tym ja ten skansen polski widzę obecnie, mimo że od paru już lat w „UE” jesteśmy, no ale mniejsza z tym, nie bądźmy małostkowi, do cholery, nie czepiajmy się szczegółów, jeszcze wszystko przed nami, jak w Grecji, tylko euro trzeba jak najszybciej przyjąć.
Tak się zastanawiam, czy Król głosząc, to, co powyżej nie wyraża tej staropeerelowskiej (choć on przecie z tymi tradycjami w ramach swojej legendarnej „Res Publiki” nigdy nic nie miał wspólnego) zamordystycznej tradycji, by ciemny lud siedział cicho i powtarzał (jak za panią matką) to, co podsuwa mu oświecona awangarda proletariatu. Nie sądzimy chyba, że Król mówi coś nonsensownego i nieprzemyślanego, więc właściwie wypadałoby nam wyuczyć się na pamięć tej argumentacji i recytować, tak jak dziecko, przepisujące za karę po sto razy jakieś zdanie wymyślone przez nauczyciela. Zwłaszcza że dalej nasz wolnościowiec i historyk idei powiada w ten deseń:
„Tymczasem anonimowa opinia nie pomaga w kształtowaniu życia publicznego, a psuje je. Anonimowość pozwala ludziom na swobodę, która bywa niebezpieczna. Niegdyś wielu filozofów politycznych uważało, że tego rodzaju swobody powinny być ograniczone. Więcej, przez całe lata rozumni ludzie uważali, że cenzura powinna być dopuszczalna i to nie tylko z powodów obyczajowych, ale też zgodnie z zasadą, że „poważne pytania głupim ludziom mącą w głowie”.”
No i czy to nie jest zamordyzm w czystej, nieskazitelnej, wyrafinowanej postaci? Poważne pytania głupim mącą w głowie. Jak dobrze, że mądrym nie mącą, prawda? Mądrzy bowiem na poważne pytania dają mądre odpowiedzi, a głupi – głupie. W pełni uzasadnione zatem jest, by mądrzy pilnowali, by głupota się nie szerzyła. Od tego właśnie w peerelu był urząd z mędrcami przy Mysiej, który, jak co niektórzy pamiętają, rzeźbił także w co głupszych tekstach publikowanych w „Res Publice” zanim jeszcze cenzurę zniesiono.
„Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy mógł wyrażać swoją opinię publiczne w sposób nieograniczenie swobodny. Nawet gdy do redakcji – i to każdej, jaką znam – przychodzą listy, ta nie decyduje się na publikację najgłupszych z nich, a wybiera najbardziej interesujące. Dlaczego? Po prostu dlatego, że sfera publiczna to nie śmietnik.”
No więc po cholerę było znosić cenzurę ustawowo w kwietniu 1990 r.? Ileż to problemów by zniknęło i o ileż spokojniej spałby Winiecki, Król, Skalski, Bratkowski i wielu wielu innych mędrców tego świata, monarchów, gdyby zwykły buraczany obywatel nie mógł podnosić ani ręki ani głosu na władzę, co mu wolność po „obaleniu komunizmu” darowała? Ale jeszcze nic straconego. Prawo prasowe opiera się wciąż na ustawie z 1984-go (symbolicznego) roku. Nieco przykręcić śrubę ciupasom, co się rozplenili po Sieci i będzie wolność jak ta lala. Wtedy Król z Winieckim, Bratkowskim, Skalskim, Pacewiczem, Żakowskim, Wołkiem i kogo jeszcze płodna polska ziemia porodziła pod postacią wolnościowca z krwi i kości, będą mogli zatańczyć „ole olek”. Disco polo nie ma co się wstydzić, bo to jest wybór przyszłości – z tą samą zamordystyczną twarzą.
http://kataryna.salon24.pl/165827,prawo-do-debaty
Jak ograniczyć działanie zamordystów i nie zostać posądzonym o zamordyzm – oto dylemat, którego, jak podejrzewam, nawet Aleksander Ścios, nie licząc Rolexów i innych z czarnej sotni, nie jest w stanie w prosty i szybki sposób rozwiązać. Przyjrzyjmy się argumentacji Winieckiego (było nie było, specjalisty od prawa) oraz Króla (było nie było historyka idei i teoretyka myśli liberalnej, co niby z wolnością ma mieć coś wspólnego). Co nam powiadają ci dwaj mędrcy świata, monarchowie?:
„Tylko piana z ust i typowe pomówienia charakterystyczne dla wszystkich bolszewików: od premiera do szeregowego dziennikarza inkwizytora, takiego jak Pani. (...) Pani ma teraz, jak rządzący PiSuariat, swoje pięć minut i jak oni zniknie Pani z grona tych, na których zwraca się uwagę. (...) Tak więc, nie wykluczałbym, że wcześniej jeszcze, nim PiS przegra wybory, po "Rzepie", a w każdym razie "Rzepie" w jej obecnym kształcie ideologicznym, nie zostanie nawet ślad i powróci Pani tam, gdzie jest Pani właściwe miejsce - to znaczy do jakiejś egzotycznej niszy (czy jaskini) jak "Gazeta Polska"”
Zauważmy, że Winiecki przede wszystkim kobietę traktuje jak śmiecia. Jego pogarda jest nieskrywana i można powiedzieć „krystaliczna”. Przypomina to słynną sentencję Wałka o śmieciu, który ośmielił się pomyśleć, że Wałek jest TW Bolkiem – tym „śmieciem”, gwoli przypomnienia był G. Braun w filmie „Plusy dodatnie, plusy ujemne”. Na tym jednak nie koniec, bo Winiecki za śmieć uważa jeden z ogólnopolskich dzienników i jeden z ogólnopolskich tygodników. Ciekawe, jak w tej hierarchii bytów sytuowałyby się takie wykwity (wydzieliny?) ludzkiej myśli, jak „NIE” czy legendarny „Zły”? Może nie byłyby to śmiecie?
Przyjrzyjmy się teraz elukubracjom Króla:
„Nie chciałbym nikogo obrażać, ale odnoszę wrażenie, że blog jest czymś – proszę darować to określenie – idiotycznym. Pozwala każdemu wygłaszać opinie na tematy kompletnie dowolne.”
Mędrzec nie precyzuje nam, o jaki blog chodzi, ale podejrzewać możemy, że wcale nie o jakieś „różowe blogaski” czy jakieś wyzewnętrzniania się o modzie, sponsorowane przez Czerską, lecz o blogi polityczne.
„Tymczasem wcale nie uważam, że tak być powinno. Bo jedni mają opinie, inni - wyrobione jedynie ich zalążki, a pozostali - nie mają ich wcale. (...)”
Święta prawda. Domyślamy się, że Król ma opinie, a buraki na blogach nie. Można jedynie dziwić się, że tych buraków ktoś jeszcze czyta.
„W internecie można znaleźć więc anonimowe blogi, anonimowe wypowiedzi i anonimowe komentarze, które zamieszczane są również w internetowych wydaniach dzienników pod artykułami. Dla mnie jest to bardzo ponure i niebezpieczne zjawisko, które w przyszłości zaowocuje negatywnymi skutkami. Mówię to dlatego, że dotychczas cała upowszechniona kultura pisana opierała się na możliwości skrytykowania nawet największych głupstw, najbardziej marnych książek, których autorzy byli znani. Tymczasem w internecie opinie są anonimowe – a ich autorstwo nie niesie za sobą żadnej odpowiedzialności.”
Ba, ale tu Król zakłada, że sam jest znany, ale czy to pewne? Trzeba by się przejść ulicami i popytać, kto ostatnio jakąś książkę lub artykuł Króla czytał? Kto wie też, czy jakby Król bloga założył, to nie potraktowano by jego imienia i nazwiska jako ANONIMOWEGO nicka?
„Oceniam to jako złe zwycięstwo demokracji, bo każdy idiota ma dzięki temu takie same prawa do wygłaszania swoich sądów jak wybitni myśliciele, publicyści, czy prawdziwi dziennikarze.”
Tu oczywiście nie mamy najmniejszych wątpliwości, że Król sytuuje się po stronie tych wybitnych, a nie idiotów. No więc tak się zastanawiam, łamię sobie głowę, co tak naprawdę wybitnego Król napisał czy powiedział i jedyne, co mi przychodzi do głowy, to to, jak prorokował, że gdy nie wejdziemy do „UE”, to Polska zamieni się w białoruski skansen, a to nieszczególnie odkrywcza myśl była; poza tym ja ten skansen polski widzę obecnie, mimo że od paru już lat w „UE” jesteśmy, no ale mniejsza z tym, nie bądźmy małostkowi, do cholery, nie czepiajmy się szczegółów, jeszcze wszystko przed nami, jak w Grecji, tylko euro trzeba jak najszybciej przyjąć.
Tak się zastanawiam, czy Król głosząc, to, co powyżej nie wyraża tej staropeerelowskiej (choć on przecie z tymi tradycjami w ramach swojej legendarnej „Res Publiki” nigdy nic nie miał wspólnego) zamordystycznej tradycji, by ciemny lud siedział cicho i powtarzał (jak za panią matką) to, co podsuwa mu oświecona awangarda proletariatu. Nie sądzimy chyba, że Król mówi coś nonsensownego i nieprzemyślanego, więc właściwie wypadałoby nam wyuczyć się na pamięć tej argumentacji i recytować, tak jak dziecko, przepisujące za karę po sto razy jakieś zdanie wymyślone przez nauczyciela. Zwłaszcza że dalej nasz wolnościowiec i historyk idei powiada w ten deseń:
„Tymczasem anonimowa opinia nie pomaga w kształtowaniu życia publicznego, a psuje je. Anonimowość pozwala ludziom na swobodę, która bywa niebezpieczna. Niegdyś wielu filozofów politycznych uważało, że tego rodzaju swobody powinny być ograniczone. Więcej, przez całe lata rozumni ludzie uważali, że cenzura powinna być dopuszczalna i to nie tylko z powodów obyczajowych, ale też zgodnie z zasadą, że „poważne pytania głupim ludziom mącą w głowie”.”
No i czy to nie jest zamordyzm w czystej, nieskazitelnej, wyrafinowanej postaci? Poważne pytania głupim mącą w głowie. Jak dobrze, że mądrym nie mącą, prawda? Mądrzy bowiem na poważne pytania dają mądre odpowiedzi, a głupi – głupie. W pełni uzasadnione zatem jest, by mądrzy pilnowali, by głupota się nie szerzyła. Od tego właśnie w peerelu był urząd z mędrcami przy Mysiej, który, jak co niektórzy pamiętają, rzeźbił także w co głupszych tekstach publikowanych w „Res Publice” zanim jeszcze cenzurę zniesiono.
„Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy mógł wyrażać swoją opinię publiczne w sposób nieograniczenie swobodny. Nawet gdy do redakcji – i to każdej, jaką znam – przychodzą listy, ta nie decyduje się na publikację najgłupszych z nich, a wybiera najbardziej interesujące. Dlaczego? Po prostu dlatego, że sfera publiczna to nie śmietnik.”
No więc po cholerę było znosić cenzurę ustawowo w kwietniu 1990 r.? Ileż to problemów by zniknęło i o ileż spokojniej spałby Winiecki, Król, Skalski, Bratkowski i wielu wielu innych mędrców tego świata, monarchów, gdyby zwykły buraczany obywatel nie mógł podnosić ani ręki ani głosu na władzę, co mu wolność po „obaleniu komunizmu” darowała? Ale jeszcze nic straconego. Prawo prasowe opiera się wciąż na ustawie z 1984-go (symbolicznego) roku. Nieco przykręcić śrubę ciupasom, co się rozplenili po Sieci i będzie wolność jak ta lala. Wtedy Król z Winieckim, Bratkowskim, Skalskim, Pacewiczem, Żakowskim, Wołkiem i kogo jeszcze płodna polska ziemia porodziła pod postacią wolnościowca z krwi i kości, będą mogli zatańczyć „ole olek”. Disco polo nie ma co się wstydzić, bo to jest wybór przyszłości – z tą samą zamordystyczną twarzą.
http://kataryna.salon24.pl/165827,prawo-do-debaty
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. trochę prywaty
2. Najgorsze