W chorej wyobraźni.
Jeden coś bąknął, drugi to zjechał, jeszcze inny sobie nad tym podywagował, zaś przez cały dzień funkcjonariusze na odcinku propagandy mieli pole do swoich tańców św. Wita. Chodzi mianowicie o humbug w postaci o przyszłej koalicji SLD-PiS. Co z jednej strony ma osłabić tę pierwszą w jej elektoracie, dając Platformie znacznie lepsze szanse wyborcze, zaś wśród tej drugiej (PiS) ma wywołać popłoch i rozprzężenie. Nawet szanowny Free Your Mind we wpisie W kącie? z należytą powagą pochylił się nad tą swoistą „kaczką dziennikarską”. Jaka to kolejna burza w szklance wody z tego wszystkiego wyszła, niech świadczy to, że artefakt na taką koalicję został zdementowany przez prezesa Kaczyńskiego. Tu zaś wydaje się, że bez jego „tak”, to w ogóle nie ma o niczym mowy, przynajmniej w tej kwestii. Ja się pozwolę jednak odnieść do FYM’owych tez, przypominając mój wpis sprzed prawie pół roku, pt. Recepta dla Prawicy (odpowiedź Oszołomowi). Jak to super, że gdy się już człowiek „wymeldował” z S24, to jednak może sięgnąć do swoich klamotów. Otóż FYM’ie nie „w kącie” lecz w chorej wyobraźni. Wróćmy jednak do mojego tekstu, który pozwolę sobie nieco (kosmetycznie) zmodyfikować. Oto skrócone tezy z niego. (Polecam również zapoznać się z dyskusją pod nim.)
(…) w latach 1991-2007, tj. w trakcie krystalizowania się sceny politycznej, średnia frekwencja wynosiła ok. 47 proc, zaś średnia głosów ważnych, to ok. 96 proc. To oznacza, że blisko połowa społeczeństwa oddawała świadomie głosy ważne. Myślę też, że były to głosy świadome, tzn. podyktowane takim a nie innym wyborem. Formowanie się elektoratu w tym okresie dało średni wynik w postaci równowagi sił pomiędzy prawicą a lewicą (na korzyść tej ostatniej) i dopełnieniem w postaci centrum/liberałów, pokazuje to tabela pierwsza.
Jednak, rzecz jasna, jest to konstatacja statyczna, dosyć niewiele mówiąca o rzeczywistych preferencjach elektoratu, aczkolwiek dająca pewien wyznacznik na przyszłość.
By spróbować sobie przybliżyć ów wyznacznik, to moim zdaniem trzeba zastanowić się, gdzie PiS mogłoby wydłubać brakujące jej, do pełni szczęścia, głosy. Tutaj są różne możliwości. Zatrzymam się przy tym, co pokazuje obraz trwałości elektoratu, który, jak już wspomniałem, obejmuje połowę społeczeństwa (tj. ok. 13,5 mln ludzi). Ile tych głosów brakuje PiS, by mogło rządzić w koalicji, zakładając, że to ono będzie głównym podmiotem? W gruncie rzeczy niewiele, gdyż wystarczyłoby uzyskać próg ok. 40 proc. poparcia, by w sejmie mieć ok. 180 mandatów (lub może nieco więcej). (…) Jeśli zaś PiS zamyślałoby sobie rządzić samodzielnie, to potrzeba jemu znacznie więcej. Minimum minimorum stanowi to blisko (lub ponad) 50 proc. poparcia. Porachujmy. PiS średnio z ok. 13 mln. głosów ważnych bierze 23 proc. (wybory – 2001, 2005 i 2007), co w liczbach bezwzględnych stanowi ok. 3 mln. głosów. I to można nazwać twardym elektoratem. Do rządzenia w koalicji brakuje jej wobec tego, ca. 2,2 mln., by mogła się w sejmie rozsiąść w mniej więcej 180 miejscach. Taka siła, to podmiot koalicyjny. Z kolei, by mogła rządzić samodzielnie, to brakuje jej jakieś 3,5 mln. głosów. Z tym, rzecz jasna, jest trudniej.
W związku z tym trzeba wrócić do pytania o to, skąd wziąć taki „urobek”? Od lewicy? Broń Boże, bo tego elektorat pisowski nie zaakceptował by ze względu na tożsamość prawicową, różnice doktrynalne, światopoglądowe i wszystkie inne czynniki różniące. Na co Free Your Mind ostro zwraca uwagę. Wzięcie stamtąd poparcia, w tym również koalicyjnego, oznaczać musiałoby odpływ elektoratu pisowskiego i zasilenie Platformy. Elektorat SLD jest dla pisowskiego zbyt twardą alternatywą. Wszelako więc, PiS musiałoby „posilić się” częścią elektoratu Platformy. Przypuszczalnie taki „transfer” byłby przez elektorat pisowski łatwiejszy do zaakceptowania niż lewicowy „desant”. I jest to alternatywa miękka. To tutaj jest ten „target”, po który PiS powinno sięgnąć, by się wzmocnić, i mieć szanse na rządzenie koalicyjne lub samodzielne. Pytanie czy to jest realne. Wydaje się mimo wszystko, że tak. On się może wydawać realny o tyle, o ile PiS stanie się autentyczne oraz silnie tamten elektorat przekonywujące. Zauważ ponadto, że SLD jest siłą zstępującą. Tam się systematycznie wykrusza stary pezetpeerowski beton, z kolei nowolewicowe mołojce zazdroszczą platfusianym beniaminkom dobrej passy, znakomitej prasy i luksusów na wyciągnięcie graby. Sierakowszczyzna nie jest zdolna do skonsolidowania lewicy, i nawet wśród swoich jest traktowana jak folklor przydatny do robienia jakichś rozrób. Z kolei, różne Napieralskie mają za zadanie popezetpeerowskim dinozaurom zasuwać bajeczkę o tym, jak to SLD na nich liczy i o nich dba. Natomiast takie lub inne Olejniczaki, to chciałyby jak najszybciej stamtąd prysnąć i dołączyć do platfusiarni. Nie oszukujmy się. W nowolewicowych dołach panuje ferment, by odrzucić swój peerelowski ogon i dołączyć do tamtej kasty. To z punktu widzenia PiS jest niezwykle korzystne, ponieważ im bardziej Platforma będą zasysała postkomunistyczne „odpady”, tym bardziej jej prawe skrzydło będzie przeciwko temu stawało okoniem. I na to powinno grać PiS, by doszło do starcia pomiędzy Tuskami a Olejniczakami, a z doskoku, by tym dokopywały różne Piskorczaki. Im większa młócka w tej części sceny będzie, tym dla PiS lepiej. Sama PO też podlega ciśnieniom zewnętrznym i wewnętrznym. Zewnętrznym, bo nie są do końca pewni tego, gdzie w tej konstelacji (SLD/SDPl/SD/PO) środowiska decydenckie przerzucą swoje aktywa i poparcie. Zaś wewnętrznym, gdyż Platforma ściskana w lewym narożniku traci swoją wyrazistość jako siła stricte centrowa. To też dołom może się zacząć nie podobać. Na to tamten elektorat jest bardzo wrażliwy Nie każdy tam chciałby być drugim Celińskim. W związku z tym, dla tych, którym bliżej jest do centroprawicy niż centrolewicy może zacząć nie odpowiadać bycie w jednej „paczce” z jakimiś Olejniczakami, Celińszczakami czy tymi podobnymi. Dlatego dopóki nie dojdzie do zwarcia pomiędzy Olejniczakiem a Tuskiem dopóty tego ostatniego będą wspierać. Jeśli Olejniczak przejmie w tym „segmencie” kontrolę, to część centroprawicowa może się wykruszyć. I na to PiS musi grać.
A co zrobić, by na to grać? Odpowiedź prosta. Nie tracąc nic ze swojej tożsamości ideowej, światopoglądowej i programowej z jednej strony pilnować swoich trzech podstawowych „flanek”, tzn. skrzydeł prawego i lewego oraz środka, z drugiej natomiast, systematycznie, stopniowo, konsekwentnie i przemyślanie zmiękczać swój wizerunek, by był on do zaakceptowania przez centroprawicowe skrzydło platfusianego elektoratu. Stąd PiS musi zassać jak najwięcej poparcia. Z tym oczywiście, że nie powinno tego robić teraz lecz wtedy, gdy doszłoby do zwarcia w „trójkącie” Tusk-Olejniczak-Piskorski. Wtedy powstanie zamieszanie, które PiS powinno wykorzystać. Do tego czasu powinno też pozwolić na to, by pryszczata miłość tamtego nieopierzonego elektoratu się wypaliła, i by zaczął działać najzwyklejszy dysonans poznawczy. PiS na to powinno czekać i się merytorycznie, kompetencyjnie, wizerunkowo, socjotechnicznie przygotowywać, by w stosownym momencie móc się pojawić jako jedyna rozsądna alternatywa dla tamtej części elektoratu. Tutaj nie chodzi o wrogie lecz przyjazne przejęcie.
Istnieje inny wariant rozszerzenia się PiS polegający na wyjściu poza dotychczasowe ramy elektoratu, to znaczy zagospodarowujący część, tzw. elektoratu niemego. Tutaj rezerwy są juz dość znaczne. Stąd można sporo czerpać, gdyż tego elektoratu jest blisko 13 mln. uprawnionych do głosowania. Oczywiście, dotarcie do niego jest znacznie trudniejsze, gdyż ten elektorat stanowi w dużym stopniu „odsiew” po poprzednich wyborach, i jest zrażony do polityki jako takiej. To są ogromne masy ludzi, patrzący na świat w kategoriach „my” – „oni”. Prawo i Sprawiedliwość zaś, podobnie jak pozostałe siły polityczne, postrzegający jako częścią „onych”. Z tej racji, że jest to elektorat najtrudniejszy, to kluczowym tutaj czynnikiem, który może (lub wręcz – powinien) być brany pod uwagę, to autentyczność, a więc, prawdziwość, siły starającej się o poparcie. W takiej sytuacji należałoby, tą część elektoratu, długo przekonywać do siebie i za każdym razem potwierdzać każde słowo swoimi czynami. Ta część elektoratu jest bardzo nieufna do świata polityki, wobec czego praca nad jego zagospodarowaniem jest i będzie ciężka. Mimo to można starać się ją pozyskać.
Jedno można też dodać. Mianowicie to, że stosowanie jednej strategii nie wyklucza stosowania drugiej.
Kończy FYM swój wpis spostrzeżeniami, Mamy więc ewidentny dwugłos w samym PiS-ie i ten dwugłos narasta. Aż się prosi więc, by sytuację ostatecznie rozstrzygnął prezes partii, w przeciwnym razie zamęt się będzie pogłębiał, a najwięcej straci na tym sam PiS. No i prezes, jakby czytając zacnego blogera, sprawę wyjaśnił wskazując również niejako, że są to pomysły rodem z chorej wyobraźni.
Od siebie skromnie dodam, że rad jestem potwierdzenia w FYM’owym wpisie moich wcześniejszych dywagacji.
P.S Mam tą skromną nadzieję, że któryś z Salonowiczów moje skromne spostrzeżenia upowszechni na forum S24, oraz że się do nich odniesie w swoim wpisie. Może nawet i FYM?
- MoherowyFighter - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
9 komentarzy
1. MF
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
2. Czy wy wszyscy jesteście głusi i ślepi?
3. Moherowy
4. Kisiel
5. Panowie troszkę humoru ,)
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
6. Oj nielubięgazety, oj nielubię... ale ja cię lubię...
7. Wiecz dlaczego fajterze tak piszę?
8. NG2
9. .