Kto ma zapłacić za kryzys w Niemczech i jak zrobi swoje, może odejść . Soros ostrzega: Strefa euro może się rozpaść.

avatar użytkownika Maryla

Niemcy chcą rozszerzenia strefy euro o Polskę?

Fot. PAP/EPA

Rozszerzyć Eurostrefę o Polskę, Czechy, Estonię i Bułgarię lub zamknąć się w wąskim gronie i pogłębiać integrację. To rozbieżne i najdalej idące wnioski z greckiego kryzysu - czytamy w "Rzeczpospolitej".

W niemieckich kręgach politycznych pojawił się pomysł na ratowanie strefy euro: rozszerzenie jej o zdrowsze kraje Europy Środkowej i Wschodniej. To zaskakująca idea, bo do tej pory wydawało się, że problemy krajów południowej Europy będą zniechęcać do przyjmowania kolejnych krajów.

 

Soros ostrzega: Strefa euro może się rozpaść

Wszystko za sprawą wady, jaką uwidocznił mijający kryzys finansowy, a mianowicie braku silnego banku centralnego i swoistego Departamentu Skarbu dla państw szesnastki. - Europejski Bank Centralny nie powinien służyć do nakładania nowych podatków na obywateli, tylko ujawniać się w czasach kryzysu. Kiedy system finansowy stoi w obliczu kryzysu - przekonuje miliarder. - Bank centralny może zapewnić wówczas płynność waluty, ale tylko Departament Skarbu może poradzić sobie z problemem wypłacalności.

Bruksela musi zwiększyć nadzór nad polityką krajów członkowskich i powinna też przygotować plan działań określający warunki pomocy w takich przypadkach - podkreśla Soros. - Przydałby się też dobrze zorganizowany rynek euroobligacji.

Za te wszystkie zmiany ktoś będzie musiał zapłacić, a niektóre państwa, jak chociażby Niemcy na sam dźwięk słowa pieniądze, zaczną protestować i to bardzo głośno - dodaje Janecki.

 

Zadania NBP po przyjęciu przez Polskę euro

Po przyjęciu przez Polskę euro odpowiedzialność za prowadzenie polityki pieniężnej obowiązującej w Polsce przejmie EBC. Nie oznacza to jednak, że NBP stanie się instytucją zbędną. Prawo unijne ustala taki sposób funkcjonowania bankowości centralnej w strefie euro, w którym poszczególne narodowe banki centralne mają do wykonania wiele zadań. Poniżej przedstawiony jest ich krótki przegląd.

Obecnie każdy z prezesów narodowych banków centralnych strefy euro bierze każdorazowo udział w dyskusji i w głosowaniu m.in. nad stopami procentowymi w strefie euro. Gdy jednak liczba krajów – członków strefy euro przekroczy 18, reguły głosowania ulegną zmianie. Udział w głosowaniach stanie się rotacyjny, tzn. prezesi poszczególnych banków centralnych nie będą brać udziału we wszystkich głosowaniach. W każdym głosowaniu udział brać będzie jedynie 15 prezesów banków centralnych strefy euro oraz członkowie Zarządu EBC. A zatem razem będzie 21 głosów. Częstotliwość udziału w głosowaniach będzie zależeć od wskaźnika złożonego z dwóch części: wielkości udziału PKB państwa członkowskiego w PKB strefy euro (z wagą 5/6 udziału we wskaźniku) oraz od wielkości udziału zagregowanego bilansu monetarnych i instytucji finansowych znajdujących się na terenie danego kraju w łącznym zagregowanym bilansie monetarnych instytucji finansowych (z wagą 1/6). A zatem im kraj ma większe PKB i głębszy rynek finansowy, tym częściej prezes banku centralnego z tego kraju będzie brać udział w głosowaniach. Wprowadzenie systemu rotacyjnego było motywowane troską o sprawne działanie mechanizmu decyzyjnego w EBC.

Podobnie ma się sprawa z zarządzaniem rezerwami walutowymi Eurosystemu. EBC ustala wytyczne dotyczące inwestowania rezerw walutowych, jednak już sam proces inwestycji jest w gestii krajowych banków centralnych. Na marginesie warto przypomnieć, skąd się wzięły rezerwy walutowe Eurosystemu. Otóż wszystkie banki centralne strefy euro przekazały dla EBC część swych krajowych rezerw walutowych. W zamian partycypują w podziale zysku wypracowanego przez te rezerwy.

 

http://www.nbportal.pl/pl/np/euro/przygotowania-polska/nbp-po-przyjeciu-euro

 

Amerykanie pomogli Grecji oszukać Unię


Amerykanie pomogli Grecji oszukać Unię

Jak Grecji udawało się ukryć problemy finansowe? Pomagał jej w tym amerykański bank, Goldman Sachs. Ateny emitowały obligacje w dolarach, potem zmieniały je na euro, używając sztucznego kursu. Dzięki temu Grecy mogli pożyczać więcej niż powinni. więcej »

Zobowiązania Grecji, Portugalii i Hiszpanii największe wobec niemieckich banków

Zobowiązania Grecji, Portugalii i Hiszpanii największe wobec niemieckich banków

Zobowiązania Grecji, Portugalii i Hiszpanii są największe wobec niemieckich banków - wynika z danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) w Bazylei. »

 

Soros zdecydowal, co zrobi ze strefa euro

poczul krew, stary cwaniaczek. Albo wam roz... euro, albo mi dacie zarobic biliony. A takie bylo ladne to euro, europejskie...
http://www.rp.pl/artykul/437893_Soros_ostrzega__Strefa_euro_moze_sie_rozpasc.html

a jesli chodzi o nas - czas na strefe zlotego

http://www.fronda.pl/9604/blog/strefa_euro_sie_sypie_czas_myslec_o_strefie_zlotego

http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=3265509

 

 

Etykietowanie:

5 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Plany gospodarcze w oparach absurdu

Miało być euro w Polsce w 2011 r. Wzrost gospodarczy w 2009 r. miał wynieść 3,8 proc. Wyniósł 1,7 proc. Miało być 2 000 km dróg i autostrad gotowych na EURO 2012. Deficyt budżetu na 2009 r. miał wynieść 18 mld zł, a wyniósł oficjalnie 24-25 mld zł. Realnie przekroczył 50 mld zł. Bezrobocie miało spadać, a wzrosło do 13 proc. Deficyt budżetu na 2010 r. to 52 mld zł. Dziś rząd twierdzi, że będzie niższy o 15 mld zł, a wyniesie realnie ok. 90 mld zł. – Patrząc na skalę rozbieżności między planami i wskaźnikami a realiami gospodarczymi można stwierdzić, że nic się nie zgadza. Czy można jeszcze poważnie traktować kolejne rządowe plany i zapowiedzi? Czy już tak bardzo przyzwyczailiśmy się do kreatywnej księgowości, zamiatania pod dywan i całkowicie błędnych prognoz, że nikt już nie weryfikuje i nie analizuje kolejnych zapowiedzi i planów reformy finansów publicznych? Tym bardziej, że wiele tych wskaźników i deklaracji jest po prostu wziętych z księżyca. Rozpędzamy naszą gospodarkę głównie na papierze. Deklarujemy walkę z deficytami i rosnącym zadłużeniem, a w rzeczywistości robimy coś dokładnie odwrotnego. Deficyty rosną z roku na rok nawet o 100 proc. Dług publiczny Skarbu Państwa nie tylko nie przestaje rosnąć, ale bije kolejne rekordy. W 2009 r. wyniósł on 650 mld zł. W 2010 r. osiągnie poziom 750 mld zł. Już w tym roku przekroczymy 55-proc. próg zadłużenia do PKB, a pod koniec 2010 r. najprawdopodobniej zbliżymy się do 60 proc. progu konstytucyjnego. Tak przynajmniej przewiduje Komisja Europejska, prognozując 59-proc. poziom długu publicznego dla Polski w 2010 r. Gospodarcze twarde dane i ich finansowe konsekwencje przeczą w sposób oczywisty oficjalnym deklaracjom zarówno rządu, jak i ministra finansów. Rząd zapowiedział koniec kryzysu, szybki wzrost gospodarczy w wysokości 3 do 4 proc. w najbliższych latach, wzrost konsumpcji, większe wpływy podatkowe i inwestycje, a zarazem wielkie oszczędności, choć na zdrowy rozum to albo jedno, albo drugie. W planie finansowym państwa, jakim jest budżet, minister finansów i rząd zapisali wzrost polskiego PKB na poziomie 1,2 proc. Dwa miesiące później w planie rozwoju i konsolidacji ogłoszono 3-proc. wzrost gospodarczy, by następnie dwa tygodnie później w planie konwergencji dla Komisji Europejskiej zapisać wzrost PKB na poziomie 3,4 proc. A to przecież 300 proc. różnicy, nie bagatelka. Po tygodniu znowu powrócono do kwoty 3 proc. wzrostu PKB w 2010 r. Deficyt sektora finansów publicznych w 2009 r. miał wynieść 3,6 proc., a przypomnijmy, że wyniósł 7,2 proc. Które więc dane są poważne, realistyczne i bliskie prawdy, bo rozrzut, jak widać, jest ogromny? Kogo oszukujemy bardziej – sami siebie, polską opinię publiczną, Komisję Europejską, rynki kapitałowe czy inwestorów? Tylko po co te księgowe cuda i naginanie rzeczywistości. Niestety, nie widać żadnej istotnej korelacji między głównymi planami, budżetem państwa, planem rozwoju i konsolidacji i planem konwergencji, poza hasłami. Głównie to zapowiedzi iluzorycznych oszczędności i propagandowe zaklęcia. Jak można zakładać drastyczne obniżenie deficytu finansów publicznych w ciągu zaledwie trzech lat z 7,2 proc., a tak naprawdę 10 proc., gdyby doliczyć deficyt ukryty w Krajowym Funduszu Drogowym – 10 mld zł i zadłużenie ZUS-u, które wzrosło o 8 mld zł – to łącznie daje nie 24 mld deficytu, ale dobrze ponad 40 mld zł. Jak można je obniżyć do poziomu zaledwie 2,9 proc. w 2012 r.? Znowu 250 proc. normy w trzy lata to prawdziwy europejski rekord i to bez dramatycznych wyrzeczeń w stylu greckim, estońskim czy irlandzkim. Coś tu się nie zgadza i to zasadniczo. Anglicy chcą obniżyć swój rekordowy deficyt w ciągu czterech lat zaledwie o 50 proc., my – aż o 250 proc., a aż o 100 proc. tylko w ciągu jednego roku – z 2011 na 2012. To, co się tylko dało, przecież już praktycznie wypchnięto poza budżet, coraz trudniej będzie więc zamiatać pod dywan. Cała dotychczasowa polska praktyka realizowania wydatków sztywnych przez ostatnie 12 lat wykazywała wyraźną tendencję mocno wzrostową i to zarówno w latach hossy, jak i bessy. Udział wydatków sztywnych w całości wydatków budżetu państwa w 1998 r. wynosił 46 proc., w 2003 już 67 proc., w 2004 – 70 proc., w latach 2008-2010 wydatki urosną o 5,5 proc. PKB. Reguła wydatkowa to kosmetyka Reguła wydatkowa nazywana już regułą Rostowskiego to ledwie kosmetyka i kropla w morzu potrzeb. Ograniczenie wydatków do 1 proc. plus inflacja może dać zaledwie symboliczne oszczędności rzędu 3-4 mld zł, a chcąc sprowadzić deficyt do poziomu 2,9 proc. PKB w 2012 r. cięcia musiałyby sięgać 60, a być może nawet 90 mld zł. Wydatki sztywne z kasy państwa przewidziane na 2010 r. to blisko 140 mld zł subwencji dla samorządów, 35 mld zł na obsługę długu, 26 mld zł na współfinansowanie projektów unijnych i około 30 mld dotacji do OFE. Tu nie tylko nic nie da się obciąć, ale trzeba będzie jeszcze pewnie dołożyć, jeżeli już dziś samorządy mają 40 mld zł zadłużenia. Jakim cudem deficyt sektora finansów publicznych zapisany w planie konwergencji na 2010 r. ma wynieść 6,9 proc., czyli mniej niż deficyt sektora w nienajgorszym przecież 2009 r., kiedy wynosił 7,2 proc.? Jak ten deficyt ma się zmniejszyć, jeżeli wydatki rosną, a wpływy maleją? Ściągalność składek do ZUS-u, zarówno zdrowotnych, jak i rentowo-emerytalnych jest najgorsza od 1999 r. Na razie to tylko 5 mld zł mniej w kasie ZUS-u, ale pewnie dług z miesiąca na miesiąc będzie większy. Dane z kosmosu Poraża więc niespójność między wyliczeniami a zapowiedziami. Nie bardzo wiadomo, dlaczego minister finansów zakłada dynamiczny wzrost gospodarczy w latach 2010-2012, skoro polski PKB zjechał w 2009 r. z 5 proc. do 1,7 proc., a kryzys wcale się nie skończył. Strefa euro raczej nie liczy na szybki wzrost. Po Grecji będą pewnie kolejni – Hiszpania, Portugalia, może Włochy. W styczniu 2010 r. deficyt budżetu wyniósł już 5 mld zł, czyli 10 proc. planowanego na cały rok i jest najwyższy od 2001 r. Deficyt sektora finansów publicznych przewidziany na 2010 r. to 7 proc., a okaże się, że równie dobrze może być 8, a nawet 9 proc. Przecież dług publiczny Skarbu Państwa ma w 2010 r. wzrosnąć do kwoty 750 mld zł., potrzeby pożyczkowe brutto Polski na ten rok to między 199 a 203 mld zł. W 2009 r. było to 160 mld zł. Czyli pożyczamy bardziej, a nie mniej, szybciej a nie wolniej. Rząd spodziewa się też szybkiej poprawy sytuacji fiskalnej i wyższych wpływów podatkowych, kiedy jeszcze nie wiadomo, jaka będzie skala zwrotów podatków PIT i VAT za 2009 r. W 2010 r. niższe będą przecież stawki podatkowe PIT, wpływy z podatków Belki, wpływy z podatku CIT. Styczeń 2010 r. pokazuje, że wpływy z podatku VAT mogą być dużo niższe. Wpłynęło bowiem w tym roku w styczniu 17 mld zł, a w 2009 r. było to 22 mld zł. Rząd zakłada na 2010 r. wzrost konsumpcji indywidualnej o 0,8 proc., a przecież rośnie bezrobocie – to już 13 proc. Płace wyhamowują, rosną koszty utrzymania. Wyraźnie rosną ceny żywności, energii elektrycznej, gazu, papierosów, opłat bankowych, praktycznie – wszystkiego. Czy to właśnie ta wysoka inflacja ma być tą tajną bronią rządu, która uratuje dochody budżetowe, ale jaka ona w końcu ma być? 1 proc. – tak jak zapisano w budżecie? 2 proc., jak w planie konwergencji? A może realne będzie 3,6 czy nawet 4 proc.? Jazda na gapę właśnie się kończy Resort Finansów przewiduje, że firmy zaczną na nowo inwestować. Tylko dlaczego, bo przecież spadają zamówienia, spożycie, eksport, a dostępność do kredytów nie uległa zasadniczej poprawie. Zatory płatnicze są coraz większe, dotyczy to już 10 tys. firm. Rośnie wartość kwot do windykacji. W 2009 r. było to 11 mld zł, w tym roku może to być nawet 15 do 20 mld zł. Wartość kredytów zagrożonych i utraconych to już ponad 50 mld zł. Przez ostatnie 10 lat zadłużenie przedsiębiorstw wzrosło o 100 proc., a zadłużenie gospodarstw domowych tylko w latach 2007-2009 – aż o 200 proc., przekraczając kwotę 400 mld zł. Przybywa zapożyczonych na styk, a polski konsument dostaje zadyszki. Nadal trwa ruletka kursowo-walutowa na polskim złotym, która może przewrócić wszelkie kalkulacje i plany rządowe w razie tąpnięcia na rynku walutowym. Obiecanki-cacanki, a głupiemu radość Jeśli rząd rzeczywiście planowałby tak głębokie ograniczenie deficytu do 2,9 proc. z obecnych 7,2 proc. w 2012 r., musiałby wręcz dokonać masakry wydatków budżetowych, w tym wydatków socjalnych z jednej strony, a z drugiej wyraźnej podwyżki podatków i opłat, zamrożenia płac sfery budżetowej, wstrzymania waloryzacji rent i emerytur, wyraźnego wydłużenia wieku emerytalnego. Ograniczone musiałyby być wydatki inwestycyjne, w tym infrastrukturalne, wydatki w służbie zdrowia, wojsku, policji, administracji oraz subwencji dla samorządów. Tak czy siak, dla przeciętnego Kowalskiego plan konwergencji czy plan konsolidacji, będzie oznaczał kolejne ostre zaciskanie pasa. Ale jak wytłumaczyć wyrzeczenia i cięcia, skoro u nas kryzysu podobno nie ma? Słynna już reguła wydatkowa to reguła wirtualna. Idziemy hiszpańską drogą Nie ma co też liczyć na europejskie odbicie. Kryzys może zagościć w Eurolandzie na dłużej. Oby za Grecją nie poszły kolejne kraje. Zarówno Grecy, jak Hiszpanie i Portugalczycy przez lata liczyli właśnie na to, że wystarczy wzrost gospodarczy na poziomie 3-4 proc. PKB, aby zahamować wzrost zadłużenia i kontrolować deficyt. Jak widać, bardzo się pomylili. My właśnie wkraczamy na tę drogę. Samo zaciskanie pasa i tak nie wystarczy. Oprócz planów i dobrego PR-u trzeba mieć jeszcze wizję, środki, narzędzia i mówić prawdę. Dopóki państwom takim jak właśnie Polska nie uda się zwiększyć konkurencyjności i innowacyjności swojej gospodarki, zwiększyć eksportu i dochodów budżetowych, w tym dochodów podatkowych, walka z deficytem i zadłużeniem nie powiedzie się. Wtedy, by uniknąć bankructwa, konieczna pewnie będzie dewaluacja waluty w tej czy innej formie. Pomijając miałkość, brak konkretów, brak oprzyrządowania prawnego, odległość terminów, skuteczność zarówno planu konwergencji, jak i planu rozwoju i konsolidacji, będzie żadna. Mogą one raczej mocno zaszkodzić koniunkturze gospodarczej. Nadal za dużo pożyczamy i importujemy, za mało oszczędzamy i eksportujemy. Coraz bardziej też brakuje dochodów budżetowych i dochodów podatkowych. Nad polskimi planami naprawy finansów publicznych wydają się coraz mocniej unosić księżycowe opary absurdu, a zegar tyka coraz głośniej. Skala cięć i ograniczeń, jakie mogą nas czekać w nadchodzących latach, może okazać się dla większości polskiego społeczeństwa wręcz szokująca. Nie warto więc udawać Greka. Janusz Szewczak Autor jest głównym ekonomistą SKOK http://biznes.onet.pl/plany-gospodarcze-w-oparach-absurdu,18490,3180529,1,prasa-detal

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Krzysztofjaw

2. @Marylko

Witam Jak zwykle świetnie zrobiony przegląd. W przypadku polskiej gospodarki to nawet już szkoda słów. Jestem pełny najgorszych przeczuć. 2010 rok jest rokiem wyborczym, podobnie 2011. Nie wiem dokładnie jakie plany na te lata wyborcze ma Najjaśniejszy Vncent, ale jestem pewny, że nawet do wyborów samorządowych i parlamentarnych można będzie sztucznie utrzymywać kreowaną stabilność. Oczywiście będzie to kosztem wzrostu deficytu budżetowego oraz zadłużenia wewnętrznego i zewnętrznego. Są oczywiście pewne granice 3% i 60%. Rząd sobie nie pozwoli na przekroczenie szczególnie tej ostatniej, konstytucyjnej granicy. Więc co zrobi? Obawiam się, że wzrost dochodów będzie uzyskiwany m.in. poprzez totalną wyprzedaż resztek majątku. Innym źródłem utrzymania stanu "napompowania" dajacego jako taką możliwość utrzymania "społeczeństwa na postronk" i omamiania go stabilnościa gospodarczą będzie skorzystanie.... z rezerw walutowych. Z danych opublikowanych 5 lutego na stronie www.nbp.pl wynika, że w przeliczeniu na walutę USA rezerwy osiągnęły w końcu stycznia poziom blisko 86 mld dolarów. Z tego nieco ponad 2,5 mld euro – utrzymywanych jest w złocie, którego część spoczywa w skarbcu NBP, ale zdecydowana większość w skarbcach za granicą (sic!!!!!). Sądzę, że właśnie rezerwy walutowe będą "wyborczym koniem pociągowym". A po wyborach... choćby potop.... Ale osiągniecie monopolu władzy pozwoli na taki zamordyzm i totalitaryzm, że trudno będzie nawet protestować! Ciekawa jest informacja o Sorosu. Facet trzyma rączkę na pulsie. Zdoi wszystkich jak kiedyś Wielką Brytanie (1992). Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez Krzysztofjaw o wt., 23/02/2010 - 07:46.

Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)

avatar użytkownika TW Petrus13

3. Cześć Wam "kasiaże" ;)

"zabierz babci dowód" a obaczysz cuda!.Wydłużyć wiek emerytalny? komu pracującym paniom? (większość pracuje jako sprzątaczki!!!) nawet w marketach dba się o wizerunek! i zatrudnia się młodziutkie buzie(z małym brzuchem!!!).Faceta po 40-ce jeśli twierdzi,że nic go nie boli,(w co śmiem wątpić!)niech się modli! bo jest nie z tego świata!.Pokażcie mi idiotę który zatrudni gościa po 40-ce?.Wakaty w firmach ochraniarskich zajęte przez byłych funkcjonariuszy ZOMO (liczą się kwalifikacje i skuteczność.Płemierze został ci ostatni apel do emerytów - KAŻDY SZNUREK MA DWA KOŃCE,NA JEDNYM MOŻESZ PODWIESIĆ SIĘ TY SPEŁNIAJĄC OBYWATELSKI OBOWIĄZEK,DYSKRECJA GWARANTOWANA!.OJCZYZNA CI TEGO NIE ZAPOMNI SPAWACZE RP ŁĄCZCIE SIĘ! ps.dzięki za serwis Marylko :*.PREMIERZE trudno ci w to uwierzyć?.Czas "cudów" nadal dowodem będziesz mierzyć.Reich już z rozpaczy szlocha,a ty tam (folskdeustche) dostaniesz to na co zasługujesz,czyli fest kopa!!!
Ostatnio zmieniony przez TW Petrus13 o wt., 23/02/2010 - 09:24.


 

avatar użytkownika TW Petrus13

4. ps.

w tej chwili przyszły rachunki za rozliczenie z komunalką - średnio podwyżki za CO,śmieci,wodę,i lokal 100 - 450 zł!.Co zrobią emeryci?,renciści???.A najdziwniejsze jest to że żona płaciła większe opłaty niż wskazywał rachunek!.Widać że administracja państwowa,miejska,lokalna osiedlowa przelicza opłaty w oparciu o wskaźniki!.Było pytanie kto ma zapłacić za kryzys którego ponoć nie ma - no właśnie płacimy!.O potrzebne leki będziemy musieli prosić CARITAS,chyba że min Kopacz skróci nam (i sąsiadom) ból -swoją szprycą!


 

avatar użytkownika Maryla

5. "FT": Unia już nie wystarczy.

"FT": Unia już nie wystarczy. Nadszedł czas globalnego przywództwa Niemiec

Prezydent
USA Donald Trump jest dla niemieckiej kanclerz Angeli Merkel zarówno
wyzwaniem, jak i szansą - pisze w piątek "Financial Times" przed wizytą
Merkel w Waszyngtonie. Komentarz redakcyjny nosi tytuł "Nadszedł czas globalnego przywództwa Niemiec".

Zaplanowana
na przyszły tydzień wizyta niemieckiej kanclerz w Waszyngtonie "będzie
jedną z najważniejszych i najtrudniejszych w jej karierze" - ocenia
brytyjski dziennik, dodając, że Merkel "musi spróbować nawiązać
przyzwoitą relację z Donaldem Trumpem mimo jego pogardy" wobec jej polityki.

REKLAMA

Niemniej stojące przed nią wyzwanie "może być przydatne, jeśli skłoni do spóźnionej rewizji roli Niemiec
na świecie" - ocenia "FT". W artykule czytamy, że "od drugiej wojny
światowej niemieccy przywódcy bronią się - co zrozumiałe - przed
poglądem, iż ich państwo mogłoby sprawować przywództwo na arenie
międzynarodowej. W Bonn i Berlinie sądzono, że władzę można sprawować
poprzez 'Europę'".

"Ale UE już nie jest wystarczająca" - uważa "FT", podkreślając, że
obecnie mnożą się wyzwania w polityce zagranicznej; wskazano m.in. na
wojnę na Ukrainie, kryzys migracyjny, Brexit czy sytuację w Turcji.

"Stojące przed Merkel wyzwania - od Moskwy po Bliski Wschód i od
Waszyngtonu po Londyn - są przytłaczające. Ale Niemcy mają dwa ważne
atuty: silną gospodarkę i międzynarodowy respekt; światowe sondaże
regularnie ukazują, że współczesne Niemcy są jednym z najbardziej
popularnych państw na świecie" - pisze "FT" w komentarzu redakcyjnym.

Dziennik zauważa, że kraj ten "może utrzymać szacunek międzynarodowej
opinii publicznej, nawet jeśli w bardziej energiczny sposób przyjmie
rolę przywódczą, jeśli będzie trzymał się w polityce międzynarodowej
podejścia opartego na wyznawanych przez Merkel wartościach".

"Pilnie potrzebne przejście do energicznej i kreatywnej niemieckiej
polityki zagranicznej będzie politycznie trudne, zarówno w kraju, jak i
za granicą. Drogę ku temu otworzy stawanie w obronie liberalnych
wartości na całym świecie" - podsumowuje brytyjska gazeta.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl