Mam kłopot z Mackiewiczem
Jednym z wniosków, które wyciągnął Józef Mackiewicz z badań przeprowadzonych nad komunizmem i który ogłaszał w swych pracach, była kwestia wykorzystywania przez bolszewików ideologii nacjonalistycznej w opanowywaniu poszczególnych krajów i narodów. Komuniści, których właściwy program polityczny sprowadzał się do zdobycia władzy i nieograniczonej kontroli nad społeczeństwami (co było warunkiem sprawowania realnej władzy), aby zdobyć popularność wśród narodów państwa carów, odwoływali się właśnie do haseł narodowowyzwoleńczych, po to aby uśpić ich czujność. W stosownym momencie, gdy poczuli pełnie swej siły zrywali maskę i odstawiali kwestie narodowe do kąta. Tą samą taktykę stosowali później wobec innych narodów, a także kościołów i co najważniejsze wyznań. W ten sposób udało się bolszewikom wpływać również na muzułmanów. Tak oto zaraza się rozszerzała i stawała się tym silniejsza, ile zachód okazywał się słaby wobec bolszewickich prowokacji.
Zatrzymajmy się jednak przy kwestii nacjonalizmu, jako bolszewickiej „broni”, umożliwiającej mu (tzn. bolszewizmowi) skłócanie narodów, objętych planem skomunizowania. Teoria ta zdaje się współgrać z tym co wydarzyło się w 1933 r. w Niemczech, czyli dojściem Hitlera do władzy. NSDAP wprawdzie wygrała wybory w demokratycznym głosowaniu, ale nie zdobyła przewagi bezwzględnej umożliwiającej jej samodzielne rządzenie Niemcami. Gdyby niemieccy socjaldemokraci utworzyli blok razem z komunistami, mogliby zablokować Hitlerowi dojście na kanclerski stołek. Tymczasem Stalin kategorycznie zabronił niemieckim komunistom tworzenie jakiegokolwiek wspólnego frontu z socjaldemokratami. Idea antyfaszystowskich frontów ludowych narodziła się w kierownictwie Kominternu trochę później. Gdy Hitler zostawał kanclerzem spełniał marzenia ojca światowego proletariatu. Marzenia rozpalenia (niemieckimi rękami) europejskiego pożaru, który ugasić będzie mogła tylko Armia Czerwona. A zatem niemiecki nacjonalizm, który uosabiała partia Hitlera, miał stać się narzędziem bolszewików w rozpętaniu kolejnej wojny a co za tym idzie nowej światowej rewolucji. Niemieccy komuniści, wyaresztowani niemalże nazajutrz po objęciu władzy przez NSDAP, byli złożeni z zimną krwią, przez swego patrona z Moskwy, nacjonalistycznemu bożkowi w ofierze.
Tym razem jednak „broń nacjonalistyczna”, która do tej pory skutecznie pomagała bolszewikom opanowywać narody byłego imperium rosyjskiego i połykać je razem z ich narodowymi postulatami, wymsknęła się Stalinowi z ręki i przez moment stanowiła nawet śmiertelne zagrożenie. Wystarczyło aby Niemcy po 22 czerwca 1941 r. rzucili hasło odbudowy zlikwidowanych przez bolszewizm w latach wojny domowej państw, a setki tysięcy ochotników stanęłoby do antykomunistycznej krucjaty. Stolica ojczyzny światowego proletariatu ległaby w gruzach. Niestety broń nacjonalistyczna, jak się okazało, miała wbudowany mechanizm, który nie pozwolił jej być użytą przeciwko swemu patronowi (Moskwie). Hitler nie chciał rzeczywistego wykorzystania potencjału antykomunistycznego, który leżał w ujarzmionych narodach ZSRS. Zbrodnie niemieckie na zajmowanych terenach dopełniały czary goryczy. Tymczasem Stalin uruchomił akcenty narodowe i religijne po swojej stronie – wezwał wszystkich do „wielkiej wojny ojczyźnianej”. Zachód dał się nabrać (jak zwykle). Poddani bolszewiccy nie mięli wyboru – i tu i tam śmierć. Nacjonalizm zagroził na chwilę władzy bolszewików, ale jednocześnie uratował ich dalszą egzystencję.
Mackiewicz uważał, że zbrodnie niemieckie, mimo, że okrutne, miały się jednak nijak wobec zbrodni jakie niósł ze sobą komunizm. Po wojnie głosił konieczność współpracy z RFN w dziele kontynuowania antykomunistycznej krucjaty. Odmawiał uznania przez Polaków z kraju jak i emigracji przyłączenia do Polski tzw. „ziem odzyskanych” gdyż byłaby to akceptacja umowy jałtańskiej, której prawdziwy antykomunista nigdy uznać nie może. I tu właśnie mam największy problem z Mackiewiczem. Jako mieszkaniec Wilna, żyjąc pod okupacja sowiecką, stykał się codziennie z grozą bolszewizmu. Dotknął jej niemalże. Jak wielu mieszkańców kresów wschodnich, umęczonych sowiecką władzą i bojących się o swój los każdego dnia (a zwłaszcza nocy) na pewno cieszył się z czerwcowej agresji na ZSRS w 1941 r. Nie kwestionował nigdy niemieckiego ludobójstwa, ale też nie było ono dla niego przeszkodą w uznaniu niemieckiej okupacji za „lepszą”. Czy miałby takie samo zdanie o niemieckich zbrodniach gdyby doświadczył ich naocznie, podobnie jak zobaczył efekt ludobójstwa sowietów dokonanego na Polakach w Katyniu? Czy gdyby Józef Mackiewicz nie był mieszkańcem Wileńszczyzny, tylko np. Pomorza Gdańskiego i już jesienią 1939 r. wiedział o rozstrzeliwaniach przedstawicieli polskich elit w Piaśnicy myślałby tak samo? Ba! Czy gdyby zamieszkiwał Wieluń, nie traktowałby Niemców ( po porannym, terrorystycznym nalocie bombowym przeprowadzonym 1 września 1939 r. na to pozbawione militarnego znaczenia miasteczko) tak samo jak bolszewików? Po wojnie krytykował alianckie naloty na niemieckie miasta (Drezno) przeprowadzane w końcówce wojny, jako na niepotrzebne, jego zdaniem, niszczenie kulturalnego dorobku oraz zabijanie niewinnej ludności cywilnej. Z krytyką tych nalotów można się zgodzić tylko w tym miejscu, że były one przeprowadzane stanowczo za późno. Niemcy powinny zasmakować tej formy prowadzenia nowoczesnej wojny już od września 1939 r., kiedy sami ją zastosowali wobec Polaków (nie wspominając o wojnie domowej w Hiszpanii). No i wreszcie czy dzisiaj (gdyby żył) uczestniczyłby w odsłanianiu w Gdyni tablicy pamiątkowej ofiarom „Wilhelma Gustloffa”? Po wojnie brał udział w Niemczech w zjazdach tzw. „wypędzonych”, nie zważając na to, że szeregi tej organizacji wypełniają również funkcjonariusze aparatu terroru, odpowiedzialni za wojenne zbrodnie. Czy dzisiaj dobrze by się czuł w towarzystwie Eriki Steinbach?
To oczywiście pytania retoryczne, ale myślę że warto nad nimi się zastanowić rozważając dorobek Mackiewicza. A zwłaszcza w kontekście naszej polityki wobec Niemców i Rosji. I choć wiem, że radykalni zwolennicy teorii Mackiewicza wytkną mi moje nacjonalistyczne („prawicowo – nacjonalistyczne”) odchylenie to jednak postawię jeszcze jedno pytanie – tym razem do przemyślenia i odpowiedzi. Czy dostrzegając zagrożenie naszej suwerenności ze strony (post)sowieckiej Rosji mamy puścić w niepamięć zbrodnie dokonane na naszym narodzie przez Niemców i w swej polityce historycznej ignorować takie fakty jak działania związku p. Steinbach oraz odsłanianie tablic pamiątkowych poświęconych (w dużej mierze) urzędnikom okupacyjnego, wrogiego Polakom hitlerowskiego reżymu?
- Łukasz Kołak - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
15 komentarzy
1. "Wystarczyło aby Niemcy po 22
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
2. @ Autor
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
3. Witam serdecznie!
Łukasz Kołak
4. Mackiewicza morduje
5. Zdaje się, że sam Mackiewicz
6. Moim zamiarem nie jest atakowanie
Łukasz Kołak
7. Być może
8. @ Panie Łukaszu
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
9. Panie Krzysztofie
Łukasz Kołak
10. Ciekawie się rozwija
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
11. Mechanizmy rządzące
12. @Łukasz @Unicorn
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
13. ma Pan też polemistę
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Dziękuje
Łukasz Kołak
15. Zapomniana historia. Zdeptana pamięć. 1/3
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl