Polska (Grudeq)
Redakcja BM24, ndz., 14/02/2010 - 00:17
Nie wiem czemu, ale jak patrzę na to wszystko co wkoło się dzieje, i tu w Polsce i na świecie, to jeden wiersz z czasów wojny w głowie mi krąży…
Krzysztof Kamil Baczyński „Z głową na karabinie”
Nocą słyszę, jak coraz bliżej
drżąc i grając krąg się zaciska.
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły płatki
bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.
Krąg powolny dzień czy noc krąży,
ostrzem świstrząc tnie już przy ustach,
a mnie przecież tak jak i innym,
ziemia rosła tęga - nie pusta.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja - syn dziki mego narodu.
Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
Obskoczony przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym rozdarty na pół,
głowę rzucę pod wiatr jak granat,
piersi zgniecie czas czarną łapą;
bo to była życie nieśmiałość,
a odwaga - gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
4 grudzień 1943 r.
drżąc i grając krąg się zaciska.
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły płatki
bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.
Krąg powolny dzień czy noc krąży,
ostrzem świstrząc tnie już przy ustach,
a mnie przecież tak jak i innym,
ziemia rosła tęga - nie pusta.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja - syn dziki mego narodu.
Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
Obskoczony przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym rozdarty na pół,
głowę rzucę pod wiatr jak granat,
piersi zgniecie czas czarną łapą;
bo to była życie nieśmiałość,
a odwaga - gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
4 grudzień 1943 r.
Polska. Szukam jakoś we wspomnieniach dzieciństwa tego momentu kiedy nauczyłem się tego słowa i jego znaczenia. My jesteśmy po części narodem cmentarnym, bo wszystko co z Polską się wiąże najpiękniejszego i najchwalebniejszego to groby: żołnierzy września, powstańców warszawskich, styczniowych, śląskich, ofiar okupacji niemieckiej, radzieckiej, grobowce naszych Królów. Może wtedy gdy z rodzicami w Święto Wszystkich Zmarłych, po odwiedzeniu grobów rodzinnych szliśmy na te historyczne i patriotyczne groby, gdzie już było morze zniczy, i tam dokładałem z całą dziecięcą powagą swój znicz, to może to był także ten moment gdy Polska zapalała się w moim sercu?
A może wtedy gdy pierwszy raz pojechałem z Tatą do Krakowa na Wawel, i moje największe zaciekawienie budziły niebieskie tramwaje, a Tata mnie ciągnął po Katedrze Wawelskiej i mówił o Królach Polskich, pokazywał ich grobowce, wymieniał ich imiona i przydomki. A w domu Mama dawała do ręki mały, kieszonkowy „Poczet Królów Polskich” i mogłem patrzeć na obrazy tych, których widziałem grobowce. Przy okazji zaś literując ich imiona. Może wtedy gdy pierwszy raz złożyłem literki i przeczytałem Bolesław Krzywousty, może ta Polska przyszła wraz z językiem?
A może przyszła gdy z wielką radością jechałem pociągiem przez całą Polskę, do dziadków do Szczecina. I patrzyłem przez okno, patrzyłem. Na pola, na drogi, na dworce w miastach i dworce w miasteczkach. Pociąg przejeżdżał przez most na Warcie, a mama mówiła „przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę – będziem Polakami”. Skoro w Hymnie, w jej słowach tak jest, a każde dziecko, każde słowo traktuje bardzo poważnie, więc skoro już przekroczyłem w swoim życiu i Wartę i Wisłę (tam wtedy w Krakowie) to jestem już Polakiem!
Zagranica nigdy nie była dla mnie jakaś daleka. Wujek był marynarzem. I drugi wujek także. Więc tą zagranicę często słyszałem w opowieściach, albo widziałem na zdjęciach. Pradziadek w czasie wojny służył w Anglii. Więc wiedziałem, że takie coś jest, że jest tam i tak, ale ta Polska była najważniejsza. I pradziadek po wojnie wrócił do Polski, i wujek z rejsów zawsze wracał do Polski. Bo tam trzęsienia ziemi są, i hurgany. A jak raz obejrzałem „Szczęki” to jeszcze się o rekinach dowiedziałem. A u nas takich rzeczy nie było. Było wszystko to co potrzebne: lasy i góry, jeziora i morza. I gdy znudziło się budowanie w piasku to można śmiało iść na kąpiel do Bałtyku, bo tam żaden rekin się nie czaił. Bo to było Polskie morze!
Z klocków zawsze najłatwiej budowało się flagę Polską. Klocek czerwony u dołu, biały u góry. Więc jak budowaliśmy z bratem taką klockową flotę (takie polskie klocki były – budownictwo domowe – nie żadne tam lego) to statki znaczyliśmy Polską banderą. Czasem chciałem brytyjską czy amerykańską, ale je z tych klocków było piekielnie trudno zrobić.
Mama zaczynała coś mówić czasem o historii. O tym, że kiedyś Polski na mapie nie było, i to pamiętała jej babcia i dziadek, którzy byli tacy mali jak ja, i wtedy Polski nie było, a ja już w Polsce jestem, i to nawet w jakiejś wreszcie nowej. I mówiła mama, że od dołu to była Austria. Zawsze byłem dzieciakiem ciekawskim. Biegłem po atlas, ( to była rzecz – to znaczy atlas i mapy, którą bardzo szybko nauczyłem się obsługiwać, i tak zresztą do dziś kolekcjonuje sobie mapy i plany i planiki, tak od 5 roku życia) i patrzyłem gdzie ta Austria jest. A jako że byłem dzieciakiem roztrzepanym, to Austrii nigdy nie mogłem znaleźć, a znajdowałem za to Australię bo była wielka i żółta, i potem sobie wyobrażałem jak ta Australia sięgnęła po Polskę.. przez Morze Czerwone i Morze Śródziemne, i Bałkany i Czechosłowację do Polski. Osz. Mamo! Ale ta Australia była kiedyś potężna. Mama potwierdzała, nie chcąc pewnie zabić we mnie pasji poznawczej i mówiła potem o swoich dziadkach, pochodzących właśnie z tej Austriackiej Galicji, że w ich czasach to się mówiło pani matka i pan ojciec.
Polska. A może znaczenie tego słowa poznałem gdy musieliśmy nauczyć się wiersza na pamięć w VI klasie Szkoły Podstawowej. I ja sobie wybrałem Broniewskiego i „Bagnet na Broń”. I recytowałem i chyba nawet najlepiej w klasie:
Kiedy przyjdą podpalić Ci dom, ten w którym mieszkasz
Polskę!
Kiedy rzucą przed sobą grom, kiedy runą żelaznym wojskiem
I pod drzwiami staną i nocą kolbami w drzwi załomocą
Ty ze snu podnosząc skroń, stań u drzwi, bagnet na broń
Trzeba krwi
Ten wiersz w jakiś sposób zawładnął mną. Choć potrzebowałem jeszcze potem paru lat, i dorośnięcia w liceum aby dowiedzieć się o co Broniewskiemu chodziło gdy pisał: Są w ojczyźnie rachunki krzywd. Ale czy czytając ten wiersz, nie ma się ochoty biec do okopu, z bronią i bronić swojego domu, swojej Polski?
W liceum dowiedziałem się, że każdy, prawie każdy należy do jakiejś subkultury. A to ze względu na ubiór, a to ze względu na słuchaną muzykę. Tylko, że ja ani ubiorem ani muzyką się nie wyróżniałem. Cóż, trzeba było założyć własną subkulturę. I sobie założyłem subkulturę konserwatywną, która nie przywiązywała wagi ani do muzyki ani do stroju i do każdego była, prawie każdego, nastawiona nad wyraz pozytywnie. Jedyny manifest na jaki zdobyła się moja jednoosobowa subkultura to było wyklejenie z literek nad moim biurkiem słów ministra Becka z 5 maja 1939 roku. Inni mieli teksty Vadera, Acid Drinkers, Kata i Bóg wie tam kogo, a ja miałem „Jest jedna tylko rzecz, w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna, i tą rzeczą jest Honor!”
Polska. Ten wyraz staje się w pewnym momencie modlitwą. Nie oklepanym wyborczym frazesem, na potrzeby telewizji, Mistewicza i innych wszelakich matołów. Ale modlitwą dla Polski, o Polsce, przez Polskę, w Polsce. Modlitwą bo gdy człowiek mówi Polska, to pamięta i ten Wawel, i te wertowanie Pocztu Królów Polskich, te bitwy klockowymi statkami z biało czerwoną flagą i czy tą recytację z VI klasy podstawówki.
Modlitwa, bo Polska to ważny kawałek mojego dzieciństwa, gdzie się człowiek uczył jak żyć
Modlitwa, bo Polska to miejsce gdzie zacząłem żyć.
Modlitwa, bo Polska to miejsce gdzie chcę żyć.
„A ja prześpię czas wielkiej rzeźby”
Dopiero co skończyłem studia. Dopiero co skończyłem być rzeźbiony, tworzony, kształtowany. I nadszedł czas gdy to ja mogę kształtować siebie i otaczającą mnie rzeczywistość, mam już narzędzie do rzeźbienia i wiem co chce i jak rzeźbić. I trafiam na dzisiejszą Polskę. Nie do końca taką jaką sobie tworzyłem w swoich marzeniach i modlitwach. Może Polskę nie tak dramatyczną, Polskę okupacji niemieckiej i radzieckiej jaką miał w moim wieku Baczyński, ale mimo to.. Polskę Sobiesiaków, Tusków, Mistewiczów, Misiaków. Polskę w której im bardziej kraj ojczysty się kocha, tym za większego dziwaka jest się uważanym. Polskę w której marzeniem nie są szerokie wody, otwarte morza, ale gdzieś tak, coś z boku, przejść.. po coś. Ale nawet patrząc przyziemnie: Polskę w której będąc pracownikiem administracji, po wyższych studiach, nie jestem w stanie utrzymać siebie, rodziny i mieszkaniowego kredytu. Jak można kształtować siebie i rzeczywistość, skoro 8 h w pracy, 4 h na dojazdy do pracy, a i nawet jak znajdzie się te kilka chwil wolnych, to okaże się, że te „właściwie myślenie” reprezentuje kto inny, i do niego trafiają profity. Człowiek z miłością do Polski.. to niech lepiej śni i tam marzy o Polsce. Bo tylko ona jest w snach, nie tutaj.
„Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.”
wielkie sprawy głupią miłością.”
Czy miłość do Polski jest rzeczą głupią? Każda miłość nie odwzajemniona jest rzeczą głupią i szaloną. Czy Polska uczucie miłości odwzajemnia, czy tylko my usprawiedliwiając naszą zgubną wiarę, w jakiś błyskach i drobnych bez znaczenia gestów Polski dopatrujemy się tego, że ona jednak nas kocha. A nie do końca. Bo Polska miłość Baczyńskiego odwzajemniła tym, że w 1939 roku mówiła: guzika nie oddamy Niemcom! A oddali całe państwo. A w Powstaniu Warszawskim.. Polska odwzajemniła się zatrzymanymi Sowietami 20 km od Warszawy, i Churchillem krzyczącym na Mikołajczyka – zabieraj pan swoje dywizje! Głupia miłość, co to nie widzi, że wybranka nie jest wcale tak idealna, jak ją się rysuje w marzeniach. Głupia miłość, bo każe zapominać o rachunkach: dywizji, żołnierzy, potencjałów ekonomicznych, nastrojów społecznych.. Głupia miłość bo po każdym upadku, kiedy znów wybranka odwróciła się, kiedy znów wybrała lekką małość i podłość zamiast trudnej wielkości, to znów otrzepując się z kurzu, znów pojawia się nadzieja, że teraz to się nie udało, ale następnym razem to na pewno się uda.
Jak można kochać Polskę, skoro ona, ta wyśniona, teraz, zwłaszcza teraz, nie istnieje. Nie ma jej. Jest jakaś imitacja Polski, neoPRL, III Rzeczypospolita, kraj Sobiesiaków i Lemmingów. A Polski nie ma… Nie ma Chrobrych, Batorych, Sobieskich, Piłsudskich. Jest Sekuła, Tusk, Niesiołowski. Nie ma Narvików, Wiedniów, Kongresów Krakowskich… Jest rura bałtycka, zielona mapka i Iwiniec.. Nie ma nawet Baczyńskich, Sienkiewiczów i Chryzostomów Pasków… Jest Mleczko, Raczkowski i Wojewódzki…
Dajcie mi karabin, bo tylko w wyśnionej Polsce chcę żyć, albo zginąć przyjdzie.
http://grudqowy.salon24.pl/156867,polska
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
8 komentarzy
1. @grudeg
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
2. Miejcie nadzieję!.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. budujący tekst
janekk
4. Pani Maryla
janekk
5. testament Polaka
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
7. Potrzeba nam właśnie Polaków i prawdziwych patriotów!
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
8. nie pytaj mnie o Polskę
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz