Do pewnego Kraju wtargnęli krwawi, dzicy najeźdźcy.
Wymordowali najbardziej wartościowych mieszkańców tego Kraju.
Do władzy wypchnęli najgorszą, ciemną, wypuszczoną z czworaków hołotę.
Przepustką do kariery było jak najniższe wykształcenie i jak najniższy poziom świadomości narodowej. Byli to potomkowie chłopów grabiących trupy powstańców w 1864 roku, przywiezieni we Wschodu renegaci, kryminaliści i szumowiny.
W więzieniach zgnili ostatni poeci i powstańcy.
W stolicy Kraju osadzono marionetkowy rząd z najbardziej pogardzanym przez imperatora agentem na czele. Imperator miał specyficzne poczucie humoru.
Przez prawie pięćdziesiąt lat w Kraju tępiono patriotów i ludzi niezależnych.
Genetycy starali się wyeliminować wszelkie sploty DNA i RNA, które mogłyby owocować narodzinami ludzi skłonnych do myślenia.
Nowym pokoleniom wpajano bezwarunkową miłość do prymitywnych najeźdźców i wszystkiego co mogło się z nimi kojarzyć.
Fałszowano nauczanie historii i literatury, tak aby młodzi mieszkańcy Kraju każdym porem swojej skóry wchłaniali totalnie rozpylony w atmosferze eliksir miłości i wdzięczności dla najeźdźców.
Ostatnim kacykiem, który w imieniu imperium sprawował władzę w Kraju był komunistyczny generał, który zasłużył się tym, że całe życie wiernie służył imperium i spijał słowa z ust kolejnych imperatorów.
Stłumił wyzwoleńcze powstanie i pozamykał do więzień ostatnich pisarzy i buntowników.
Dbał jednak o swoje bezpieczeństwo więc nieustannie rozbudowywał tajną służbę bezpieczeństwa. Potem, gdy widział jak imperium słabnie, rozpoczął nasycanie szeregów opozycji swoimi agentami.
Przez prawie dziesięć lat wprowadził do podziemia, do redakcji, na uczelnie; właściwie wszędzie, tysiące swoich zdemoralizowanych, ale posłusznych agentów.
Kiedy imperator nakazał mu rozpoczęcie operacji „miękkiego lądowania”, wymyślił „scenariusz narodowego porozumienia”. Ideą porozumienia był „sojusz pałki ze zmaltretowanym tyłkiem”.
Przy jednym stole posadził ludzi uległych wobec siebie i swoich oficerów.
W atmosferze kulturalnej rozmowy i przyjacielskiego przekomarzania się osiągnęli „historyczny kompromis”.
Generał został pierwszym prezydentem „wyzwolonego Kraju”, a potem „człowiekiem honoru” i świętym starcem.
Nikt nie śmiał mówić o generale inaczej jak tylko podkreślając, że jest człowiekiem światłym, liberalnym i bardzo zasłużonym. Ludzie mówiąc o generale instynktownie skłaniali czoła.
Po dwudziestu latach idylli ktoś nieśmiało nakręcił film pokazujący życiorys generała bez upiększeń. Wyszedł z tego film szokujący. Nie dlatego jednak, że autor miał zamiar szokowania, życiorys generała był po prostu archetypowymi dziejami zdrajcy, renegata i tchórzliwego oportunisty.
Po dwudziestu latach, przez przypadek, pozwolono nakręcić film człowiekowi, który przez karygodne niedopatrzenie nie nosił okularów.
Błąd został natychmiast naprawiony. W ruch poszły żarna Maszyny Unicestwiania Myśli.
Autorowi zarzucono posługiwanie się metodami komunistycznej propagandy. Obrzucono go najgorszymi inwektywami. Jeden z byłych komunistów stwierdził nawet, że film powinien podpisać Josef Goebbels. Mówił to człowiek, który bez zmrużenia oka zdradzał swój kraj służąc w organizacji podobnej do NSDAP.
W najpopularniejszym w tym Kraju portalu internetowym zwanym: Onet, opublikowano tekst, w którym film o generale określono mianem „historycznej pornografii”.
Pewien Przybysz obserwował te wszystkie przypadki, starał się zrozumieć co dzieje się w owym Kraju.
Używał do tego zdrowego rozsądku, własnej uczciwości i dociekliwości.
Zobaczył, że w Kraju panuje dziwaczna epidemia. Ludzie noszą na nosach dziwne okulary, których szkła przepuszczają tylko te obrazy, które zaakceptuje Wysoka Komisja Autorytetów Moralnych.
Każdy kto zdejmie szkła, jest natychmiast tropiony przez Policję Ojców Założycieli (to oni stworzyli dla tego Kraju nowy, postępowy kodeks moralny, kodeks w którym oportunizm zwie się oświeceniem, uciekanie od prawdy - imperatywem moralnym, świnienie się i donoszenie – głębokim, skomplikowanym człowieczeństwem, zdradę ojczyzny – fascynującym, choć intrygująco pogmatwanym życiorysem, nędzną literaturę – cudowną ścieżką duszy, której patronuje Nike)
Podróżnik, ze zdziwieniem spostrzegł, że najbardziej tropionym w tym Kraju przestępstwem jest wyznawanie prawdy, której w Kraju położonym nad brudną, wijącą się rzeką nadaje się miano nienawiści, małości, ciemniactwa.
Najbardziej pożądaną postawą w tym Kraju jest spokojne złożenie „ruk po szwam” i „wygląd durnowaty przed przełożonym”.
Dziennikarze zostali tak wytresowani, że na sam dźwięk słów: „okupacja”, „prawda” i „historia” czują jakby kopał ich prąd.
Od najmłodszych lat warunkowani byli jak psy Pawłowa. Teraz toczą ślinę na widok splendorów i uroków salonu i szczerzą wytresowane kły na widok chyłkiem przemykających się ludzi bez okularów.
Na koniec Podróżnik ze smutkiem spostrzegł, że okulary, które noszą mieszkańcy tego Kraju, do złudzenia przypominają ciemne okulary generała z czasów gdy ten wypowiedział swojemu narodowi wojnę.
Podróżnik ze smutkiem wyjechał z Kraju, gdy przekroczył granicę i z ulgą dostrzegł wokół siebie ludzi, których spojrzenia nie przesłaniały szkła, spotkał starszego, smutnego dżentelmena.
Długo siedzieli naprzeciw siebie w milczeniu, a potem razem udali się do wiejskiej gospody na kieliszek araku. Rozmawiali spoglądając na siebie z melancholijnymi uśmiechami.
W pewnej chwili Podróżnik nie wytrzymał, głęboko zajrzał swojemu towarzyszowi w oczy i ściszonym głosem rzekł:
- Pańska książka była bardzo interesująca, jednak życie przerosło pana wyobraźnię. Być może potrzebna jest panu podróż do Kraju, z którego właśnie powróciłem.
Pana zdrowie panie Orwell! – dokończył unosząc do ust kieliszek przedniego, smakującego wolnością, araku.
napisz pierwszy komentarz