Zdumiał mnie bardzo początek dzisiejszego tekstu z “Wyborczej”: „Krzyż mam w sercu, nie na ścianie”. Dowiedziałem się z niego, że w Liceum Ogólnokształcącym w Wiśle jest dyrektorka, którą obejmując wiele lat temu swoją funkcję nie powiesiła krzyży w klasach, bo rodzice tego nie chcieli. Nie jest to napisane wprost, ale można się domyślić, że być może właśnie dzięki temu wszyscy żyli tam długo i szczęśliwie. Do czasu oczywiście, bo gdyby nie drobny zgrzyt wywołany kiedyś przez katolickiego księdza tematu chyba w ogóle by nie było.
Klecha ów zwrócił był uwagę pani dyrektor, że czegoś jego zdaniem w klasie brakuje i bynajmniej nie miał na myśli kredy, gąbki lub czystej firany. Usłyszał wtedy, że krzyż w klasie by dzielił i co więcej, dowolny uczeń albo nauczyciel mógłby zgodnie z prawem odmówić przyjścia do takiej szkoły.
Nie wiemy, czy porażony logiką tego wywodu ksiądz dobrodziej oniemiał, czy nie, ale słuchając gapił się podobno pytająco na ozdobioną krzyżykiem szyję kobiety. Ta nie straciła zimnej krwi i rzuciła bystro, że krzyż nosi się w sercu – w domyśle (vide: tytuł) nie na ścianie.
W tym miejscu zakończyłem lekturę, bo bardzo się zafrasowałem.
Najpierw pomyślałem sobie, że nie trzeba kończyć medycyny by stwierdzić, że szyja to nie serce i chociaż bliżej jest zazwyczaj stamtąd do tego organu niż od ściany, to jednak różnicy nie sposób nie zauważyć. Myślę tę jednak jako zbyt płytką odrzuciłem.
Gdybając dalej doszedłem do wniosku, że nie tutaj jest pies pogrzebany, bo nie trzeba przecież kończyć religioznawstwa czy psychologii by stwierdzić z nieomal stuprocentową pewnością, że w tym artykule serce występuje w znaczeniu alegorycznym – symbolizującym duchowe ideały.
Zakładają zatem to drugie wyjaśnienie nie mogłem nie zadać sobie pytania, dlaczego krzyżyk z szyi może być równocześnie w sercu, a ten ze ściany już nie. Na tę zagadkę artykuł nie przynosił jednak jednoznacznej odpowiedzi. Pozostało mi po prostu przyjąć, że po prostu tak jest i koniec.
Wtedy właśnie przypomniałem sobie inną sprawę i zadumałem się bardzo rozważając, czy noszenie krzyżyka w tak ostentacyjny sposób przez dyrektorkę z wiślańskiej szkoły nie stwarza aby zagrożenia podobnego, choć innej natury. Sprawa pielęgniarki, której kazano zdjąć z szyi ten symbol religijny pokazuje, że nic nie jest przesądzone.
Przypomnijmy. 54-letniej pielęgniarce Shirley Chaplin z Exeter groziło postępowanie dyscyplinarne ponieważ manifestowała swoje przekonania religijne nosząc na szyi krzyżyk. Wtedy, zatrudniający ją regionalny zarząd opieki zdrowia nakazł jej go zdjąć twierdząc, że „
Noszenie naszyjnika połączone jest z niewielkim wprawdzie, niemniej realnym ryzykiem, że w przypadkach klinicznych pacjenci, zwłaszcza jeśli są oszołomieni, chwytają się czasem przedmiotów pod wpływem silnej emocji“.
W to wyjaśnienie oczywiście nie musimy wierzyć, ale pamiętając chociażby sprawę uczniów wkładających nauczycielowi kosz na głowę musimy zgodzić się, że wszelkie wisiorki bardziej nawet niż w szpitalu, w szkole potęgować mogą ryzyko zawodowe.
Widać więc, że patrząc na sprawę rezolutnej dyrektorki trochę z innej strony, nabrać możemy dwojakiego rodzaju wątpliwości. Po pierwsze: czy aby na pewno zagwarantowanie klas bez krzyży jest wszystkim, co mogła ona zrobić dla szeroko rozumianego bezpieczeństwa i komfortu podlegającej jej placówki; po drugie: czy wypada, żeby uchodząca przecież za postępową gazeta nie odcięła się jednoznacznie od tak ostentacyjnie manifestującej swoje przekonania religijne dyrektorki publicznej przecież szkoły?
Mam nadzieję, że w jutrzejszym wydaniu znajdę stosowne wyjaśnienie i sprostowanie.
Posted in dywagacje, media, parodia, polityka, Polska, religia, społeczeństwo, słabe
3 komentarze
1. podtytuł w GW też niezły ;) bardzo przekombinowany
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Ciekaw jestem
3. Dzierzbo, ponad 105 mln Europejczyków