Recenzja książki Piotra Derdeja Westerplatte – Oksywie –Hel 1939 (Przemysław Mandela)

avatar użytkownika Redakcja BM24

 Militarystyka jest specyficzną dziedziną historii, na którą wielu ludzi często patrzy przez pryzmat dziecięcych zabaw plastikowymi (lub jeszcze ołowianymi) żołnierzykami czy sklejaniem modeli wojskowych pojazdów. Wydawać by się mogło, że każdy kto przeszedł w życiu przez jeden bądź oba z tych etapów, może z łatwością wykreować się na militarystę i zabierać głos w szeregu dyskusji, na co dzień spędzających sen z powiek współczesnym historykom wojskowości. Rzeczywistość jest jednak diametralnie inna, ponieważ aby być dobrym historykiem wojskowości trzeba najpierw być świetnym historykiem, militarystyka zmusza bowiem do maksymalnego wykorzystania posiadanego warsztatu metodologicznego i dużo dotkliwiej karci za typowe, przebaczane często historykom innych dziedzin, potknięcia. Dobry militarysta powinien być krasomówcą, umiejętnie ważącym każde słowo i potrafiącym każdy swój pogląd uzasadnić przynajmniej tuzinem przykładów. Na dopuszczalną w innych dziedzinach parezję nie ma tutaj zwyczajnie miejsca.

           Niestety ta elementarna zasada jest zwyczajnie odsuwana do lamusa przez szereg młodych historyków-rewolucjonistów, dla których dążenie do wstrząśnięcia podstawami militarystyki jest dużo ważniejsze od rzetelności, sztuki retoryki czy wreszcie rzeczywistych faktów. W dziedzinie, którą można w skrócie określić mianem historii brukowej niewątpliwy prym wiodą tacy autorzy jak Tymoteusz Pawłowski (Armia marszałka Śmigłego. Idea rozbudowy Wojska Polskiego 1935-1939), Robert Michulec (Ku wrześniowi 1939, Zbrojne ramię Sanacji) czy właśnie dr Uniwersytetu Warszawskiego Piotr Derdej, autor recenzowanej publikacji Westerplatte – Oksywie – Hel 1939 oraz książek: Zieleńce –Mir – Dubienka 1792, Koronowo 1410, Kamieniec Podolski 1672[1].

           Autor opracowania na temat walk Wojska Polskiego na wybrzeżu we wrześniu i październiku 1939 roku nie oparł się na żadnych materiałach archiwalnych, co niewątpliwie wzbogaciłoby książkę, a może również wpłynęło na ostateczny kształt tez prezentowanych na jej łamach. Trudno bowiem opisywać sytuację danego związku taktycznego w ogniu bitwy, jeżeli nie poznało się wcześniej meldunków lub raportów, składających się nań jednostek czy nawet relacji uczestników, przechowywanych obecnie w Centralnych Archiwum Wojskowym[2]. Zamiast tego pan doktor Piotr Derdej opiera się wyłącznie na opracowaniach, co jednak biorąc pod uwagę specyfikę serii Historyczne Bitwy można mu wybaczyć. W tym miejscu jednak wyrozumiałość dla tej publikacji powinna się niezwłocznie zakończyć.

           Już na samym początku książki autor daje bowiem przykład swojego stanu wiedzy nawet nie z zakresu historii wojskowości, lecz geografii i to na poziomie pierwszej klasy gimnazjum. Sytuację obrony wybrzeża Bałtyku w 1939 roku porównuje bowiem do nijak pasującej w jakiejkolwiek materii specyfiki Bałkanów[3]. Jest to jednak jedynie wstęp do jeszcze większej kompromitacji wiedzy pana doktora Piotra Derdeja przy opisywaniu pola bitwy, kiedy to Kępę Oksywską określa mianem wyspy położonej nieco na północ od Gdyni[4], a długość Półwyspu Helskiego wyraża liczbą 7 0  k i l o m e t r ó w[5]. Wobec tak elementarnych braków w znajomości topografii obszaru o jakim się pisze, trudno wymagać od autora wiedzy o magistrali kolejowej przez Kościerzynę, funkcjonującej w dwudziestoleciu międzywojennym wbrew temu co pisze autor jakoby w drodze powrotnej z Gdyni musiał[ówczesny pasażer – PM.] przejechać pociągiem przez terytorium Wolnego Miasta Gdańska, gdyż innej drogi do centrum Polski nie było[6]. 

           Pomijając w zupełności brak jakiejkolwiek wiedzy stricte wojskowej czy podstawowej umiejętności odczytywania map (publikowanych na łamach samej książki!) czego dowód otrzymujemy w postaci niemalże każdej informacji o niemieckim pancerniku Schleswig-Holstein[7], mamy także do czynienia z wyjątkowo nieprofesjonalnym, wręcz rażąco potocznym językiem. Dla przykładu można tutaj przytoczyć sformułowania takie jak:

Niemcy padali jak muchy[8] czy Niemcy chcieli złamać ducha obrońców i wykończyć ich nerwowo[9]. Nie są to może zarzuty najcięższej wagi, lecz w połączeniu z dość licznymi, niemal natrętnymi osobistymi komentarzami autora, który usilnie próbuje narzucić czytelnikowi swój punkt widzenia, otrzymujemy bardzo mało wiarygodną całość. Tym samym pan doktor Piotr Derdej sam pozbawia się wręcz elementarnej cechy każdego historyka, jaką jest obiektywizm. Jest to doskonale widoczne w przypadku przedstawiania przez autora książki sylwetki admirała Józefa Unruga, dowódcy Obrony Wybrzeża w 1939 roku, kiedy to niemal na każdym kroku podkreślane jest jego pruskie wykształcenie wojskowe i mająca wynikać z tego przewaga nad pozostałymi oficerami Polskiej Marynarki Wojennej czy wojsk lądowych[10].

           Pisana w takim stylu książka naturalnie nie może stronić od kontrowersji, które jak pokazały inne publikacje tego typu są świetną reklamą przyciągającą ludzi nie mających dotąd styczności z tematem pracy autora. Nie inaczej jest w przypadku pana doktora Derdeja, który na łamach swojej pracy dzieli się z autorem kilkoma niezwykle dyskusyjnymi spostrzeżeniami dotyczącymi zagadnień etnicznych Drugiej Rzeczpospolitej. Jako problem w poprawnym funkcjonowaniu obrony polskiej na Helu upatruje samych Kaszubów, o których pisze najpierw, iż nie do końca czuli się Polakami[11], po to by kilka stron później otwarcie oskarżyć ich o kolaborowanie z Niemcami: (…) dla przeciętnego Kaszuba to po prostu ‘nasi’, czyli Niemcy[12]. Jest to i tak nic w porównaniu do tezy jaką autor prezentuje nam w przypadku rezerwistów pochodzących z byłego zaboru pruskiego, którzy ginąć nie zamierzali, gdyż mieli dla kogo żyć (…) Dla nich Polska była ‘państwem sezonowym’ i póki była, póty jej służyli. Teraz, gdy istnieć przestała, oni na powrót poczuli się Niemcami, lojalnymi wobec legalnie wybranego w demokratycznych wyborach kanclerza Adolfa Hitlera[13]. Oczywiście próżno szukać j a k i e g o k o l w i e k uzasadnienia czy poparcia dla tych tez w pracy samego pana doktora Derdeja. Dalsze komentowanie tych słów w mojej opinii nie ma najmniejszego sensu.

           Jeżeli dodać do tego poglądy autora na temat polityki zagranicznej Józefa Becka, który sam parł w 1939 r. do wojny z Niemcami o Gdańsk i korytarz pomorski[14] wyłania się nam obraz publikacji, która swoim poziomem merytorycznym nie odbiega zbytnio o rosyjskich filmów dokumentalnych, emitowanych przy okazji okrągłych rocznic podpisania Paktu Ribbentrop-Mołotow czy wybuchu drugiej wojny światowej w 2009 roku.

           W sferze strictedotykającej wojskowość nie jest lepiej. Pan doktor Derdej myli numery jednostek, a nawet tworzy nowe, czego przykładem są choćby bataliony morskie Obrony Narodowej[15], które zapewne miały podlegać tajemniczemu Toruńskiemu Okręgowi Wojskowemu[16]. Nieobce są mu również omyłki w umieszczeniu danych wydarzeń w czasie[17] czy nawet podawanie wzajemnie wykluczających się informacji[18]. W połączeniu z całkowitą ignorancją dla wyników nawet nie tak najnowszych badań[19], fantastycznymi informacjami o rzekomym zatopieniu przez polskie okręty ORP Gryfi Wicher niemieckiego niszczyciela Wolfgang Zenker[20] (który w rzeczywistości został zatopiony 13 kwietnia 1940 roku w fiordzie Rombaks podczas niemieckiej inwazji na Norwegię) otrzymuję pracę na katastrofalnym poziomie merytorycznym. I to na dodatek wydaną w 70 rocznicę opisywanych wydarzeń, co jest kompromitacją nie tylko dla autora lecz całego wydawnictwa Bellona.

           Co ciekawe mimo tak ewidentnych braków w publikacji doktora Derdeja, które powinny zwyczajnie zdyskredytować ją na rynku wydawniczym, książka stała się pozycją polecaną przez Dziennik Bałtycki, a przez Dziennik Polskizostała nawet okrzyknięta książką tygodnia…

           Fakt, iż Westerplatte – Oksywie – Hel 1939została wydana przez jednego z największych wydawców w Polsce, a przez niektóre media, mimo swoich gigantycznych wad, wyróżniona jest zatrważający. Poglądy autora, których nawet nie próbuje on ukrywać na stronach swojej pracy, a których nie powstydziliby się historycy lat 50 czy elementarne błędy warsztatowe nie zostały dostrzeżone nie tylko w fazie poprzedzającej wydanie lecz także po jej oficjalnym trafieniu na sklepowe półki. Jest to skandaliczny przykład indolencji i braku profesjonalizmu osób odpowiedzialnych za jej wydanie i promocję. W mojej prywatnej ocenie książka ta w ogóle nie powinna powstać w takiej formie, a już na pewno nie w okrągłą rocznicę tych tragicznych wydarzeń.



[1] Wszystkie te pozycje ukazały się w serii wydawniczej Historyczne Bitwywydawnictwa Bellona.

[2] Dla przykładu dokumentacja dotycząca samego tylko Departamentu Spraw Morskich i Kierownictwa Marynarki Wojennej z lat 1918-1939 liczy 1.705 jednostek archiwalnych (24 metry bieżące akt), za: Kazimierz Banaszek, Dokumentacja Marynarki Wojennej z lat 1918-1945 przechowywana w Centralnych Archiwum Wojskowym [w:] Biuletyn Archiwalno-Historyczny CAW nr 22/6, s. 5.

[3] Piotr Derdej, Westerplatte – Oksywie – Hel 1939, Warszawa 2009, s. 16.

[4] Tamże, s. 45.

[5] Tamże, s. 49.

[6] Tamże, s. 61.

[7] Tamże, s. 84, 90 i 172.

[8] Tamże, s. 80.

[9] Tamże, s. 98.

[10] Kilka przykładów: (…)trzeźwy Prusak ze starej szkoły wilhelmińskiej, kontradm. Józef Unrug (s. 112), (…)nie najlepiej współgrał z pruskim dowódcą Polskiej Marynarki Wojennej (s. 113), Józef Unrug na Helu to co innego, z nim będzie trudno, bo to stary, pruski kolega i fachman w wojennym rzemiośle. (…)(s. 125), (…)Wiedzieli, że jego obroną dowodzi stary lis z pruskiej szkoły wojennej – Józef Unrug (…)(s. 145),.

[11] Tamże, s. 166.

[12] Tamże, s. 178.

[13] Tamże, s. 177.

[14] Tamże, s. 123.

[15] Tamże, s. 115.

[16] Tamże, s. 19.

[17] Według autora pułkownik Dąbek przybył do Gdyni… 24 sierpnia 1939 roku. W rzeczywistości pułkownik Dąbek przejął obowiązki dowódcy Lądowej Obrony Wybrzeża miesiąc wcześniej – 23 lipca.

[18] Na stronie 124 autor stwierdził: (…)Oczywiście żadnej zapory minowej nie udało się już postawić (…) Inne jednostki polskie nie stawiały min nawet już w czasie wojny, gdyż Kierownictwo Marynarki Wojennej uważało to za nieetyczne, by dalej na stronach 160, 164 i 169 opisać stawianie przez polskie jednostki zapór minowych i oddziaływanie na okręty niemieckiej Kriegsmarine.

[19] Pan doktor Derdej całkowicie zignorował fakt, iż w 1991 roku odnaleziono grób obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku i pochowano ich uroczyście na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w gdańskiej dzielnicy Zaspa, by na stronie 71 swojej pracy stwierdzić, iż miejsce pochówku do dziś pozostaje nieznane. Jemu na pewno.

[20] Tamże, s. 155.

 

 

http://zestawklamstw.salon24.pl/148644,recenzja-ksiazki-piotra-derdeja-westerplatte-oksywie-hel-1939

 

W uzupełnieniu opinia z forum historia.org:

 

http://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=10086

No i przeczytałem (ze względów czasowych dopiero teraz). Gdybym nie miał dostępu do neta, to uznałbym ten habek za co najmniej poprawny - i w tym tkwi haczyk całej twórczości P. D. Jego książki są dobre dla niezorientowanego, szukającego jakiejś lekkiej lektury czytelnika, który nie jest zainteresowany ocenianiem tego HB przez pryzmat merytoryczny itp. Liczy się tylko lekkość pióra autora. Tę książkę akurat czytało mi się całkiem przyjemnie, ale trudno przyznać, że Derdej jest jednym z lepszych autorów pod względem stylu. Jego najlepszej książki (Zieleńce) nie czyta się łatwo.
Nie podoba mi się w tej książce podział na:
- Niemców-amatorów,
- niemieckich oficerów, którzy wściekają się po każdej nieudanej akcji i po jej zakończeniu rozpoczynają następne, a także robiących wszystko, by przypodobać się fuhrerowi,
- Hitlera, który cały czas powtarza, że Wehrmacht go zawiódł i woli WP,
- WP i polskich ochotników, którzy są bohaterscy i przegrywają tylko przez cudze przewagi,
- polskich oficerów-bohaterów (Dąbrowski, Dąbek, Unrug),
- polskich oficerów-tchórzy (Sucharski).
Itp.
Niektóre fragmenty książki Derdeja są całkiem zabawne np. przez pierwsze kilka stron narzeka na nieumiejętność i opóźnienie co do umocnienia Wybrzeża, by w przyp. 6 napisać, że przygotowania następowały zbyt pośpiesznie.
Poza tym nie wiem na jakiej podstawie wysuwa twierdzenie (s. 29-30), że gdyby RP przemocą zajęła Wolne Miasto Gdańsk (w okresie międzywojennym) to świat nie wystąpiłby w obronie Niemiec. Sam z siebie pewnie nie, ale czy "zmotywowany" przez Niemców?
Denerwuje niepodawanie źródeł przy informacjach typu "Hitler powiedział...", "Hitler twierdził..." itd.
No i czy argumentacja, że GB mogła nam w 1939 r. ruszyć nam pomoc, skoro zrobiła to w roku następnym z Norwegią, nie jest jakby niedorzeczna?

I jeszcze jedna recenzja warta przeczytania :

http://www.lowyb.fora.pl/ciekawe-strony-i-inne-tematy,47/ksiazka-westerplatte-oksywie-hel-1939,857.html

 

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz