O beczce Rolexa
FreeYourMind, czw., 07/01/2010 - 10:36
Ponieważ wszyscy kochamy Rolexa, to za wszystko, co on nam opowiada, czapkujemy mu i po rękach go całujemy, tymczasem, gdy się tak wgryźć, w co ten pozbawiony skrupułów, piekielnie inteligentny typ, pisze, to się okaże, że on wcale taki najmądrzejszy na świecie nie jest i niby se w beczce Diogenesa siedzi, ale niektóre deski mu pełny widok przesłaniają. Rolex nas bowiem przekonuje, że np. problemem jest to, iż ludzie nie za bardzo wiedzą, w jakim kierunku państwo unowocześniać. Pisze też, że właściwie to nie wiadomo, co to ta modernizacja jest. Przywołuje zresztą casus sufrażystek, które może i dobrze chciały, ale mimowolnie przyczyniły się do zdegradowania pozycji kobiety we współczesnym świecie (nawiasem mówiąc, czemu dziś wojujące feministki nie zwalczają pornografii i różowych dzielnic, tylko akurat dzieci nienarodzone i „braki parytetów”, to nie wiem).
Jak z każdym pojęciem wytrychem, tak i z pojęciem modernizacji można robić wszystko. Oczywiście wszystko (jeśli chodzi o sferę społeczno-polityczną) zaczyna się od języka, no więc małe kłamstwo na początku, daje w rezultacie wielkie spustoszenia na końcu. Tak było choćby z frazą 'społeczeństwo bezklasowe', budowanie bowiem ustroju powszechnej szczęśliwości wymagało najpierw przeprowadzenia na masową skalę praktyk ludobójczych. Inny, nieco mniej drastyczny przykład to transformacja. Niby chodzi o zmianę ustroju z komunistycznego na kapitalistyczny (łza się w oku kręci na myśl samą o tym), a okazuje się, że jest to reformowanie starego reżimu w taki sposób, by nastąpił podział władzy między dwiema uprzywilejowanymi grupami, z których jedna, co gorsza, powołuje się na mandat społeczny (choć nie pochodzi on z wolnych wyborów, tylko z protestów) i urządzanie państwa w stylu republiki bananowej z dobrze sytuowaną i stojącą ponad prawem różowo-czerwoną oligarchią oraz motłochem podatników, którzy mogą oligarchii najwyżej pogrozić pięściami na ulicach lub pozłorzeczyć w trakcie „nocnych rozmów” Polaków.
Ostatnio furorę zaczęło robić słowo „modernizacja”, odkąd się okazało – nie wiedzieć, czemu – że transformacja nie zmodernizowała kraju węgla i stali. 20 lat, niby szmat czasu, a przeleciało jak z bicza strzelił. Społeczeństwo pod względem zamożności jest silnie spolaryzowane, no i coś trzeba z tym zrobić. Co? No przede wszystkim modernizować. I tak na łamach „Rz” rozmaici eksperci się wypowiadają, jak zauważyłem, już od paru tygodni, na temat „strategii modernizacyjnej” („9 reform dla Polski”), przy czym pech chce, że oni sami chyba nie za bardzo rozumieją, na czym zmodernizowane państwo może polegać. No ale jacy eksperci, taka i modernizacja przecież. Jacy to eksperci? Ano na przykład prof. M. Kulesza, co się wsławił wspaniałą „reformą administracyjną”, po której jeszcze długo będzie nasz kraj dochodził do siebie. Tenże ekspert już na wstępie swojego wystąpienia, stwierdza, że u nas urzędników i urzędów nie jest za dużo, a w związku z tym, biurokracji nie należy zmniejszać, więc jedynie postuluje on większą kontrolę pracy urzędników (chyba więc i więcej samych urzędników). No więc, jeśli taka ma być droga do naszej lepszej przyszłości, to ja wysiadam, no bo – zgodnie z tym, co twierdzi Kulesza – zaliczony zostałbym do populistów, co przychodzą i „raz za razem krzyczą, że administracja jest za duża i za droga i trzeba ciąć”. Odkąd zresztą widziałem w ZUS-ie w jednym pokoju cztery panie rozłożone ze śniadaniami na biurkach (kanapki z twarożkiem i pomidorami), a w urzędzie skarbowym panie z zestawem do manicure'u, to nie miałbym serca kogokolwiek ciąć, gdyż najwyraźniej są rzeczy, których ludzie pracujący w urzędach nie mogą robić nigdzie indziej, tylko właśnie w czterech ścianach służbowego gabinetu.
Z Kuleszą to tylko jeden z przykładów, ale dobitnie pokazujący na jak różnych światach żyjemy. Piszę to Rolexowi do namysłu, ponieważ, na namysł takiego Kuleszy czy jemu podobnych nie można już liczyć – to są bowiem ślepi ślepych prowadzący. Wydaje się bowiem, że podstawowym potencjałem rozwojowym naszego kraju są ludzie i ich intelektualne oraz zawodowe możliwości, jednakże tenże kraj tak jest skonstruowany, by uniemożliwić uruchomienie tego właśnie potencjału. Pisze o tym, znowu całkiem sensownie, R. Ziemkiewicz. Mamy więc sytuację patową na wielu piętrach jednocześnie, gdyż - jak Rolex doskonale wie - 1) skonstruowano państwo na fundamencie niesprawiedliwości i kłamstwa (deal z czerwonymi), 2) zakonserwowano peerelowskie układy i dodano do nich nowonomenklaturowe, 3) zablokowano wyłonienie się klasy średniej („reforma Balcerowicza”), 4) włączono nasz kraj w struktury unijne nakładające jeszcze jeden gorset na rzeczywistość społeczno-polityczną, 5) utworzono system kapitalizmu politycznego w którym decydującą rolę odgrywają wciąż ludzie służb specjalnych (cywilnych i wojskowych).
Powiedziałem jednak, że Rolex czegoś nie dostrzega, patrząc przez szpary w beczce, w której siedzi. Otóż nie dostrzega tego, że cały ten system jest do rozwalenia. Dlaczego bowiem w taki sposób skonstruowano III RP? Ze strachu przed polskimi obywatelami i właśnie przed tymże drzemiącym w nich potencjałem. Czerwoni racjonalnie przewidywali, że mogą zawisnąć na gałęziach zamiast liści, zaś różowi wychodzili z założenia, iż „teraz albo nigdy”, czyli że taka szansa na partycypowanie we władzy (z pominięciem dróg pośrednich do niej prowadzących – takich choćby jak wolne wybory) prędko się nie powtórzy. Nie zezwolono więc Polakom na samorządność, ponieważ wiedziano, że proces samorządnego wyłaniania elit politycznych zmieni zupełnie obraz kraju i wszystkich państwowych instytucji, w których nie będzie miejsca np. na wiążący głos wujka Bronka, wujka Tadka czy innego wujka Adama. Uznano więc, że najlepiej będzie zachować system ręcznie sterowany („demokrację oświeconą”), gdyż tylko taki system gwarantuje „przekazywalność” i cyrkulację władzy oraz jej fruktów między zbratanymi przy okrąglaku establishmentami.
Nadzieja leży w tym, że skoro tak się bano Polaków, to znaczy, iż jest się czego bać. Nadzieja leży także w tym, że Polacy, jak w końcu przejrzą na oczy, sami przestaną się siebie i swego potencjału bać (ludzie, jest nas więcej niż ciemniaków przecież!). Nadzieja leży wreszcie w tym, że zwolennicy reżimu III RP muszą opierać się na jej niedemokratycznych instytucjach i na ręcznym sterowaniu, by utrzymać się przy władzy – w normalnym państwie nie mieliby bowiem takich możliwości ani szans. Muszą więc reżimowcy mieć świadomość, że III RP to twór prowizoryczny, a prowizorka, jak każda prowizorka (peerel tego dowiódł) może nawet długo trwać, ale na pewno nie wiecznie. I jeszcze słowo do Rybitzky'ego przy okazji. Jeśli chodzi o narodowy kompas, to na północy jest nim Jan Paweł II, na południu ks. Jerzy Popiełuszko, na wschodzie Pan Cogito, a na zachodzie Józef Mackiewicz, sądzę. Te cztery symboliczne postaci nam w zupełności wystarczą. Warto jednak pamiętać o tym, że wchodzimy w czas, w którym my sami, zwykli zupełnie ludzie (mieszkający w Polsce i poza jej granicami), musimy zacząć myśleć o przejmowaniu instytucji publicznych, odzyskiwaniu obywatelskiej podmiotowości i ustanawianiu prawa do samorządzenia się. Siła owych oligarchii (czy to różowej, czy czerwonej) polega na tym, że do tej pory prawie nikt (poza PiS-em, a wcześniej rządem Olszewskiego) nie chciał ich wyprzeć, czyli odepchnąć od żłobu oraz rozliczyć. Naszym zadaniem jest zatem trwałe wejście w to życie publiczne i stopniowe podejmowanie się tej właśnie, radykalnej zmiany, tam, gdzie to możliwe. III RP z jej niesprawiedliwym, kłamliwym porządkiem, należy po prostu stopniowo, ale konsekwentnie obalić.
http://hekatonchejres.salon24.pl/148204,dzialka-diogenesa-pol-litra-fidiasza
http://www.rp.pl/artykul/416082_Diagnoza_wladzy.html
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/01/07/we-wzorowym-obozie-koncentracyjnym/
Jak z każdym pojęciem wytrychem, tak i z pojęciem modernizacji można robić wszystko. Oczywiście wszystko (jeśli chodzi o sferę społeczno-polityczną) zaczyna się od języka, no więc małe kłamstwo na początku, daje w rezultacie wielkie spustoszenia na końcu. Tak było choćby z frazą 'społeczeństwo bezklasowe', budowanie bowiem ustroju powszechnej szczęśliwości wymagało najpierw przeprowadzenia na masową skalę praktyk ludobójczych. Inny, nieco mniej drastyczny przykład to transformacja. Niby chodzi o zmianę ustroju z komunistycznego na kapitalistyczny (łza się w oku kręci na myśl samą o tym), a okazuje się, że jest to reformowanie starego reżimu w taki sposób, by nastąpił podział władzy między dwiema uprzywilejowanymi grupami, z których jedna, co gorsza, powołuje się na mandat społeczny (choć nie pochodzi on z wolnych wyborów, tylko z protestów) i urządzanie państwa w stylu republiki bananowej z dobrze sytuowaną i stojącą ponad prawem różowo-czerwoną oligarchią oraz motłochem podatników, którzy mogą oligarchii najwyżej pogrozić pięściami na ulicach lub pozłorzeczyć w trakcie „nocnych rozmów” Polaków.
Ostatnio furorę zaczęło robić słowo „modernizacja”, odkąd się okazało – nie wiedzieć, czemu – że transformacja nie zmodernizowała kraju węgla i stali. 20 lat, niby szmat czasu, a przeleciało jak z bicza strzelił. Społeczeństwo pod względem zamożności jest silnie spolaryzowane, no i coś trzeba z tym zrobić. Co? No przede wszystkim modernizować. I tak na łamach „Rz” rozmaici eksperci się wypowiadają, jak zauważyłem, już od paru tygodni, na temat „strategii modernizacyjnej” („9 reform dla Polski”), przy czym pech chce, że oni sami chyba nie za bardzo rozumieją, na czym zmodernizowane państwo może polegać. No ale jacy eksperci, taka i modernizacja przecież. Jacy to eksperci? Ano na przykład prof. M. Kulesza, co się wsławił wspaniałą „reformą administracyjną”, po której jeszcze długo będzie nasz kraj dochodził do siebie. Tenże ekspert już na wstępie swojego wystąpienia, stwierdza, że u nas urzędników i urzędów nie jest za dużo, a w związku z tym, biurokracji nie należy zmniejszać, więc jedynie postuluje on większą kontrolę pracy urzędników (chyba więc i więcej samych urzędników). No więc, jeśli taka ma być droga do naszej lepszej przyszłości, to ja wysiadam, no bo – zgodnie z tym, co twierdzi Kulesza – zaliczony zostałbym do populistów, co przychodzą i „raz za razem krzyczą, że administracja jest za duża i za droga i trzeba ciąć”. Odkąd zresztą widziałem w ZUS-ie w jednym pokoju cztery panie rozłożone ze śniadaniami na biurkach (kanapki z twarożkiem i pomidorami), a w urzędzie skarbowym panie z zestawem do manicure'u, to nie miałbym serca kogokolwiek ciąć, gdyż najwyraźniej są rzeczy, których ludzie pracujący w urzędach nie mogą robić nigdzie indziej, tylko właśnie w czterech ścianach służbowego gabinetu.
Z Kuleszą to tylko jeden z przykładów, ale dobitnie pokazujący na jak różnych światach żyjemy. Piszę to Rolexowi do namysłu, ponieważ, na namysł takiego Kuleszy czy jemu podobnych nie można już liczyć – to są bowiem ślepi ślepych prowadzący. Wydaje się bowiem, że podstawowym potencjałem rozwojowym naszego kraju są ludzie i ich intelektualne oraz zawodowe możliwości, jednakże tenże kraj tak jest skonstruowany, by uniemożliwić uruchomienie tego właśnie potencjału. Pisze o tym, znowu całkiem sensownie, R. Ziemkiewicz. Mamy więc sytuację patową na wielu piętrach jednocześnie, gdyż - jak Rolex doskonale wie - 1) skonstruowano państwo na fundamencie niesprawiedliwości i kłamstwa (deal z czerwonymi), 2) zakonserwowano peerelowskie układy i dodano do nich nowonomenklaturowe, 3) zablokowano wyłonienie się klasy średniej („reforma Balcerowicza”), 4) włączono nasz kraj w struktury unijne nakładające jeszcze jeden gorset na rzeczywistość społeczno-polityczną, 5) utworzono system kapitalizmu politycznego w którym decydującą rolę odgrywają wciąż ludzie służb specjalnych (cywilnych i wojskowych).
Powiedziałem jednak, że Rolex czegoś nie dostrzega, patrząc przez szpary w beczce, w której siedzi. Otóż nie dostrzega tego, że cały ten system jest do rozwalenia. Dlaczego bowiem w taki sposób skonstruowano III RP? Ze strachu przed polskimi obywatelami i właśnie przed tymże drzemiącym w nich potencjałem. Czerwoni racjonalnie przewidywali, że mogą zawisnąć na gałęziach zamiast liści, zaś różowi wychodzili z założenia, iż „teraz albo nigdy”, czyli że taka szansa na partycypowanie we władzy (z pominięciem dróg pośrednich do niej prowadzących – takich choćby jak wolne wybory) prędko się nie powtórzy. Nie zezwolono więc Polakom na samorządność, ponieważ wiedziano, że proces samorządnego wyłaniania elit politycznych zmieni zupełnie obraz kraju i wszystkich państwowych instytucji, w których nie będzie miejsca np. na wiążący głos wujka Bronka, wujka Tadka czy innego wujka Adama. Uznano więc, że najlepiej będzie zachować system ręcznie sterowany („demokrację oświeconą”), gdyż tylko taki system gwarantuje „przekazywalność” i cyrkulację władzy oraz jej fruktów między zbratanymi przy okrąglaku establishmentami.
Nadzieja leży w tym, że skoro tak się bano Polaków, to znaczy, iż jest się czego bać. Nadzieja leży także w tym, że Polacy, jak w końcu przejrzą na oczy, sami przestaną się siebie i swego potencjału bać (ludzie, jest nas więcej niż ciemniaków przecież!). Nadzieja leży wreszcie w tym, że zwolennicy reżimu III RP muszą opierać się na jej niedemokratycznych instytucjach i na ręcznym sterowaniu, by utrzymać się przy władzy – w normalnym państwie nie mieliby bowiem takich możliwości ani szans. Muszą więc reżimowcy mieć świadomość, że III RP to twór prowizoryczny, a prowizorka, jak każda prowizorka (peerel tego dowiódł) może nawet długo trwać, ale na pewno nie wiecznie. I jeszcze słowo do Rybitzky'ego przy okazji. Jeśli chodzi o narodowy kompas, to na północy jest nim Jan Paweł II, na południu ks. Jerzy Popiełuszko, na wschodzie Pan Cogito, a na zachodzie Józef Mackiewicz, sądzę. Te cztery symboliczne postaci nam w zupełności wystarczą. Warto jednak pamiętać o tym, że wchodzimy w czas, w którym my sami, zwykli zupełnie ludzie (mieszkający w Polsce i poza jej granicami), musimy zacząć myśleć o przejmowaniu instytucji publicznych, odzyskiwaniu obywatelskiej podmiotowości i ustanawianiu prawa do samorządzenia się. Siła owych oligarchii (czy to różowej, czy czerwonej) polega na tym, że do tej pory prawie nikt (poza PiS-em, a wcześniej rządem Olszewskiego) nie chciał ich wyprzeć, czyli odepchnąć od żłobu oraz rozliczyć. Naszym zadaniem jest zatem trwałe wejście w to życie publiczne i stopniowe podejmowanie się tej właśnie, radykalnej zmiany, tam, gdzie to możliwe. III RP z jej niesprawiedliwym, kłamliwym porządkiem, należy po prostu stopniowo, ale konsekwentnie obalić.
http://hekatonchejres.salon24.pl/148204,dzialka-diogenesa-pol-litra-fidiasza
http://www.rp.pl/artykul/416082_Diagnoza_wladzy.html
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/01/07/we-wzorowym-obozie-koncentracyjnym/
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. FYM
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
2. FYM