Krzyże zrywajmy! (Arek Balwierz - Jospin)
Drugiego czerwca 1979 roku wedle liberalnych i europejskich standardów nie byłem jeszcze człowiekiem tylko pasożytem w łonie mojej matki wysysającym z jej krwiobiegu najbardziej wartościowe elementy. A rzeczywistość, szczególnie patrząc na nią oczami młodego wykształconego z wielkiego miasta obywatela przedstawiała się w jak najlepszych kolorach.
W polityce panował wszechogarniający spokój i zgoda. Co oczywiście znaczy, że było bardzo dobrze. Jak przecież powszechnie wiadomo „zgoda buduje a niezgoda rujnuje”. Nawet jeśli zdarzały się jednostki, które nie zdawały sobie sprawy z ograniczeń najlepszego ustroju, który był gwarantowany sojuszem sowiecko… tfu robotniczo chłopskim, to mimo wszystko odpowiedzialność za państwo kazało im co najwyżej wstrzymać się od głosu.
Jeśli przyjrzeć się wyzwaniom, jakie stoją przed Polską w 2009 roku to okazuje się, że byliśmy o wiele bardziej cywilizowanym krajem niż dzisiaj. Nie było „Piekła kobiet” o którym pisze z taką pasją chociażby nasz salonowy czerwony (tylko z koloru bloga) i liberalny (w amerykańskim rozumieniu) profesor Sadurski. Nie było też dyskryminacji ze względu na przekonania religijne. Młodzi adepci nauk wszelkich nie musieli żyć pod pręgierzem krzyży wiszących nad tablicami, a o nauczaniu religii w szkołach (tym bardziej) nie było mowy, rozdział państwa i kościoła był prawie wzorowy. Zdarzały się co prawda pewne niedociągnięcia, ale o tym trochę później.
Równouprawnienie kobiet i mężczyzn było faktem co widzieliśmy w telewizji przy okazji prezentacji prac wykonywanych w polach PGRowskich.
Kwestią nierozstrzygniętą nawet wtedy była eutanazja, choć swoją drogą był to wtedy wirtualny problem.
A najważniejsze, że nie było chamstwa w Internecie. Nie było antysemityzmu (bo przecież antysyjonizm, to co innego). Nie było szmatławców, które publikują senatorów w ich domach gdy ci pierwsi tego sobie nie życzą. Nie było mafii, nie było nierówności, nie było korków na drogach. W całej Polsce powstawały piękne budowle w których młode małżeństwa robotnicze zasilające swymi mięśniami narodowe przedsięwzięcia typu huty, kopalnie, stocznie.
Milicja działała nad wyraz sprawnie usuwając z społeczeństwa wszelkie elementy antysocjalistyczne.
Było ciepło w ten dzień miło i przyjemnie. Szczególnie w moim otoczeniu temperatury oscylowały w okolicach 36.60C, co nie było (warto podkreślić) efektem globalnego ocieplenia.
Nagle w ten dzień przed pomnikiem nieznanego żołnierza pojawił się człowiek za którym pociągnęły rzesze otumanionych opium dla ludu nic nie podejrzewających obywateli. Był to nieliberalny i niedemokratyczny uzurpator władzy nad ludzkimi tfu sumieniami. No i tutaj trzeba powiedzieć, że władze wykazały się daleko posuniętą nieodpowiedzialnością po pierwsze udzielając pozwolenia na przyjazd tego burzyciela ludowego spokoju a po drugie jawnie gwałcąc rozdział państwa od religii emitowała jego wystąpienie w PUBLICZNEJtelewizji zamiast jeśli w ogóle była taka potrzeba (w co trzeba wątpić) pozwolić emitować te wystąpienie jednej z stacji prywatnych.
Człowiek ten (niekiedy zwany papieżem) wygłosił długą mowę w środku rutynowych obrzędów właściwych ciemnym masom zanurzonych w oparach średniowiecznego widzenia świata. Powiedział zdanie „Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. No i wtedy się rzeczywiście zaczęło psucie państwa.
Bandy chuliganów wylęgły na ulice wysuwając dziwne żądania, które nie mieściły się w geopolitycznej sytuacji w jakiej znajdowała się ojczyzna. Władza początkowo wykazała daleko posuniętą wstrzemięźliwość, co było o tyle zrozumiałe, że liczyła na opanowanie i rozwagę obywateli. Jednak naród poruszony przez elementy rewizjonistyczne i demagogiczne nie chciał się uspokoić. Szczęśliwie na czele państwa mieliśmy odważnych i jak wskazują ostatnie sondaże (ponad 80% poparcie dla działań Generała!) przyczyniających się do pomyślności ojczyzny przywódców.
No i 13 grudnia 1981 roku – dokładnie w pierwsze urodziny mojej siostry – porządek został przywrócony. Robotnicy wrócili do roboty a politycy do polityki. Literaci do literatury a elementy do elementarza.. tfu do paki. Był porządek i nie było malkontentów, mimo iż mróz doskwierał i śniegu nam pani zima nie poskromiła.
Niestety przekleństwo rzucone przez agenta Watykanu w jakiś dziwny sposób wbiły się w substancję narodową i władze musiały dokonać pewnych ustępstw na korzyść odpowiedzialnych jednostek, by w jakiś sposób przywrócić równowagę.
No i spotkali się przy stole i obradowali pięknie. Przyszli z dwóch stron barykady i spotkali się tam gdzie teraz niejedni okrakiem siedzą. No i jak władza przyjdzie do obywatela i jak to jest władza ludowa, to zawsze się z obywatelem dogada (przeca to nie te czasy były gdy szlachta chłopami pogardzała).
Ale niestety naród nie dorósł w pełni do ustaleń okrągłostołowych. Ledwie urządzono wolne wybory, to już zaczęli mieszać w procedurze wyboru Prezydenta, którym szczęśliwie jednak został Generał.
Ale pomijając te drobne niedociągnięcia wkroczyliśmy w kolejny etap reform pilotowanych przez młodego PZPRowca Balcerowicza. Reformy oczywiście miały pewne niedopatrzenia, jednak ogólnie szły w bardzo dobrym kierunku z resztą jak wszystkie reformy po odparciu inwazji faszystów przez bratnią pomoc z wschodu.
Niestety pokłosie tego przekleństwa wypowiedzianego w czerwcu 1979 roku doprowadziło do tego, że tylko cudem udało się uniknąć Iranizacji III RP. Tak właśnie byłbym zapomniał zmieniliśmy nazwę kraju i włożyliśmy, choć niechętnie, koronę na orła. Niestety wszystkich wypaczeń w postaci wtrącania się czarnych w przemyślne koła władzy nie dało się uniknąć. A odczuwamy to wszystko do dziś w postaci chociażby dyskryminacji licealistów w wrocławskiej jednostce oświatowej.
Zdarzyło się jeszcze dwa razy, że do sterów władzy doszły jednostki nieodpowiedzialne (olszewicy, kaczyści, oraz politycy z instytutu niepamięci, szczęśliwie że w służbach mają takich „specjalistów” jak agent Tomek). Szczęśliwie do tej pory zawsze udawało się powstrzymać bydło przed rozwaleniem kraju. Jednakże trzeba być czujnym bo nigdy nie wiadomo kiedy hydra znów podniesie łeb.
Ciągle jednak ta nieszczęsna klątwa mnie osacza i doprawdy nie wiem jak z nią walczyć. Może wytatuujemy wszystkim katolikom krzyże na czołach?
http://jospin.salon24.pl/145944,krzyze-zrywajmy
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. Pod warunkiem,
2. koma,
3. Śmiłowicza
4. Och, to tylko zecerski błąd "władza ludowa"
Agamemnon ........................... Nieodpowiedzialny, kto głupiemu losy państwa powierzył.