Wielka cisza w sprawie zarejestrowanego prymasa (Jakub Jałowiczor)
Krzysztofjaw, pt., 18/12/2009 - 19:16
Źródło tekstu - Jakub Jałowiczor: (http://jalowiczor.salon24.pl/145009,wielka-cisza-w-sprawie-zarejestrowanego-prymasa)
"Trzy lata po pamiętnej sprawie Wielgusa, człowiek zarejestrowany jako tajny współpracownik peereelowskiej bezpieki zostaje prymasem Polski. W mediach cisza.
Czy pamiętacie państwo sprawę abp. Wielgusa? Trudno ją zapomnieć. Po pierwszej publikacji w „Gazecie Polskiej”, gdzie ujawniono fakt współpracy z SB duchownego, który miał wkrótce zostać metropolitą warszawskim, rozpętałą się burza. Walka o to, czy informator bezpieki może objąć tron, na którym zasiadał przed laty prymas Wyszyński szła na całego. Mieliśmy ostre starcia publicystów i odczytany w kościołach list biskupów. O wydarzeniach w Polsce informowały w czołówkach serwisów informacyjnych zagraniczne telewizje. W Watykanie interweniował prezydent Lech Kaczyński, a ingres został odwołany w ostatniej chwili, co wywołało prawdziwą awanturę w katedrze św. Jana i pod domem arcybiskupów warszawskich. Dziś, trzy lata po tamtych wydarzeniach, człowiek zarejestrowany jako tajny współpracownik peereelowskiej bezpieki zostaje prymasem Polski. W mediach cisza.
Oczywiście tego, że metropolita gnieźnieński abp Henryk Muszyński otrzymuje godność prymasa Polski możemy się z gazet dowiedzieć. Ale już jego kontakty z tajną policją PRL nie są dla publicystów interesującym zagadnieniem. Poza komentarzem Piotra Semki w „Rzeczpospolitej” i opublikowanym w tej samej gazecie wywiadem Ewy Czaczkowskiej z arcybiskupem, tematu w gazetach nie ma. Rekord pobiła „Wyborcza”. W artykule przedstawiającym sylwetkę abp. Muszyńskiego zmieściła się na przykład wzmianka o jego zamiłowaniu do muzyki, ale na informację o zarejestrowaniu go przez SB zabrakło już miejsca.
O swoim uwikłaniu we współpracę z SB w latach 1984-1989 poinformował ponad rok temu sam Henryk Muszyński. Byłoby to chwalebne, gdyby nie to, że sposób, w jaki arcybiskup opowiada o swoich kontaktach z peerelowska tajna policją brzmi, moim zdaniem, kompletnie niewiarygodnie.
Podobnie jak wielu innych ujawnionych TW, Muszyński podaje ogólniki, omijając fakty, przedstawia siebie jako ofiarę, a także odmawia ujawnienia swoich akt. Do tego jako świadectwo moralności podaje opinię esbeka i osoby nieżyjacącej. Utrzymuje, że o swojej rejstracji jako TW nie wiedział. Skoro tak jest, to należy zadać pytanie, dlaczego arcybiskup nie wyjaśni wątpliwości, pokazując publicznie zawartośc swojej teczki? We wspomnianym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” abp Muszyński mówi: „Komisja Historyczna została powołana przez konferencję episkopatu jako komisja kościelna dla celów wewnątrzkościelnych i jedynie episkopat może określić, jaki z niej zrobić użytek”. Według mnie to zwykły wykręt. Ujawnienie zawartości własnych akt nie wymagałoby zgody komisji (kilku duchownych miało odwagę pokazać swoje teczki). Poza tym, jeśli cele komisji są „wewnątrzkościelne”, to jej ustalenia powinien poznać Kościół, czyli także wierni.
Symptomatyczne, że kiedy w Gnieźnie trwają przygotowania do uroczystości, w Krakowie toczy się w śledztwo w sprawie kościelnej komisji majątkowej. Jak podają media, rzecz dotyczy działalności Marka Piotrowskiego, byłego funkcjonariusza IV Departamentu SB, który od 6 lat jako pełnomocnik kościelnych instytucji odzyskiwał dla nich zagrabiony w czasach komunistycznych majątek, a potem nim zarządzał. Zdaniem śledczych mogło tu dochodzić do korupcji. Krakowska afera, podobnie jak afera Stella Maris, jest ewidentnym dowodem na to, że uwikłanie księży w kontakty z esbekami nie jest wyłącznie sprawą przeszłości, ale i dziś wywołuje skandale.
Antyklerykalne pisma, według których księża to banda chciwych naciagaczy mogłyby wysłać komisji majątkowej list z podziękowaniami.
Polski Kościół jest w poważnych tarapatach. Osoby zarejestrowane przez komunistyczną bezpiekę jako współpracownicy pełnią funkcje nuncjusza apostolskiego (abp Józef Kowalczyk) i przewodniczącego Konferencji Episkopatu (abp Józef Michalik). Teraz zarejestrowanego będziemy mieli również prymasa. Innymi słowy, najważniejsi kościelni dostojnicy mogą być narażeni na szantaż, a dla wiernych stanowić zgorszenie. A pozytywny ferment, jaki wśród katolików wywołała sprawa Wielgusa oraz walka o prawdę prowadzona przez ks. Isakowicza-Zaleskiego, dawno zniknął. Strach prognozować, jak się ta sytuacja skończy. Pozostaje nadzieja, że Chrystus nie pozwoli rozbić Kościoła, który założył. Na rozwiązanie problemu metodami naziemnymi nie ma już raczej co liczyć".
P.S.
Tekst publikuję na BM24 za zgodą autora...
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. Krzysztof
Dla triumfu zła starczy by dobrzy ludzie nic nie robili.. E.Burke